Recenzja Samsunga Galaxy S24 Ultra. Małe, lecz znaczące zmiany

Wymienianie flagowych smartfonów co roku jest dyskusyjne. Pomiędzy generacjami następującymi po sobie nie ma zazwyczaj ogromnych różnic, więc trudno jest użytkownikom podjąć decyzję o zakupie kolejnego modelu z tej samej serii. W przypadku samsungowego Galaxy S24 Ultra decyzję mogła wspomóc przedsprzedaż, która w tym roku była wyjątkowo udana, i niższe ceny niż rok temu. 

W przypadku tegorocznych flagowców Samsung upatruje swojej szansy w Galaxy AI, tymczasem osobiście uważam, że jest inna rzecz, która wnosi korzystanie z telefonu na wyższy poziom. A że Samsung w modelu Galaxy S24 Ultra jako jedyny tę rzecz ma, dzięki temu jest to model – pod tym względem – wyjątkowy. Niektórzy pewnie już wiedzą, co mam na myśli, pozostałych natomiast potrzymam nieco w niepewności.

Przejdźmy do parametrów Samsunga Galaxy S24 Ultra:

  • wyświetlacz 6,8″ Dynamic AMOLED 2X, 3088 x 1440 pikseli, 500 ppi, Infinity-O, 1-120 Hz, Gorilla Glass Victus 2, HDR10+,
  • Qualcomm Snapdragon 8 Gen 3 for Galaxy,
  • 12 GB LPDDR5X,
  • 256 GB pamięci (UFS 4.0),
  • Android 14 z nakładką One UI 6.1,
  • aparat 200 Mpix (główny, 85°, f/1.7, OIS, dual pixel) + 12 Mpix (ultraszerokokątny, 120°, f/2.2), 10 Mpix (teleobiektyw, 36°, f/2.4, 3x zoom optyczny, OIS) + 50 Mpix (teleobiektyw, 22°, f/3.4, 5x zoom optyczny, OIS),
  • aparat przedni 12 Mpix (80°, f/2,2),
  • Wi-Fi 6E, 
  • UWB, 
  • Dual SIM (2x nano + e-SIM),
  • 5G, 
  • GPS, GLONASS, Beidou, Galileo,
  • Bluetooth 5.3, 
  • NFC,
  • USB typu C,
  • dwa głośniki Dolby Atmos,
  • ultradźwiękowy czytnik linii papilarnych w ekranie,
  • akumulator o pojemności 5000 mAh, ładowanie 45 W, bezprzewodowe ładowanie 10 W, ładowanie zwrotne,
  • wymiary: 162,3 x 79 x 8,6 mm,
  • waga: 233 g,
  • IP68.

Cena Samsunga Galaxy S24 Ultra (12/256) w momencie publikacji recenzji: 6599 złotych.

Wzornictwo, jakość wykonania

Biorąc Samsunga Galaxy S24 Ultra do ręki, na pierwszy rzut oka trudno dostrzec różnice względem Galaxy S23 Ultra czy nawet Galaxy S22 Ultra. Są one dość subtelne i dla osób, które nie mają poprzednich generacji w pamięci lub przy sobie, będą wręcz pomijalne. Bo – choć bryła telefonu zasadniczo pozostała podobna – zmieniły się detale.

I tak na przykład, obudowa nie jest zaoblona i nie zachodzi na krawędzie – jest płaska (tak samo, jak ekran), a całość połączona jest ze sobą zakrzywionymi krawędziami. Tak to chyba najłatwiej wytłumaczyć. Zaoblenie krawędzi sprawia, że telefon dobrze leży w dłoni i nie wrzyna się w jego wewnętrzną część.

Druga rzecz to znacznie bardziej wystający poza obudowę rysik S Pen. Niektórzy zwracali uwagę, że być może to ukłon w stronę osób noszących etui – teraz łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej wysunąć rysik ze slotu, wcześniej, gdy był osadzony niżej, trudniej było go wyciągnąć.

Wygląd obiektywów aparatów (bez żadnej wyspy) czy rozmieszczenie przycisków i portów – tu nie zmieniło się nic. Sama ramka, podobnie jak w iPhonie 15, jest teraz tytanowa, przy czym w żadnym stopniu nie przyczyniło się to do odchudzenia telefonu – jak ważył 233 g, tak dalej waży tyle samo. 

Za to delikatnie zmianie uległy wymiary fizyczne. Z 163,4 x 78,1 x 8,9 mm w poprzedniku do 162,3 x 79 x 8,6 mm w aktualnej generacji. Wciąż jest to jednak bardzo duży smartfon, którego wymiarów trzeba mieć świadomość. I swoje waży – 233 g to już nie przelewki.

To, co mnie cieszy, to ciekawsze wersje kolorystyczne, w których można kupić Galaxy S24 Ultra – nie tylko te standardowe, jak szara, czarna, żółta i fioletowa (ta ostatnia przypadła mi w udziale do testów i chyba najbardziej mi się podoba), ale też te ekskluzywne dla samsung.com – błękitna, zielona i pomarańczowa.

Zatrzymując się na chwilę przy wersji fioletowej. Ona przez sporą część czasu potrafi wyglądać jak czarna, a wcale nią nie jest. Jest…, jak to powiedział Kuba, szarna ;) Od czarnej edycji fioletową odróżnia jasna ramka (i jasne obwódki obiektywów aparatów). Swoją drogą, ta ramka, jak i sama obudowa, zbierają odciski palców dość intensywnie.

Oczywiście konstrukcja spełnia normę IP68, a zatem można z telefonem chociażby pójść na basen. Do spasowania poszczególnych elementów obudowy nie mam zastrzeżeń – jest wzorowo i, za całą pewnością – flagowo.

Wyświetlacz jest doskonały, ale wzbudza kontrowersje

W teorii, patrząc na ekran Galaxy S24 Ultra, względem Galaxy S23 Ultra nie zmieniło się wiele. Wciąż mamy do czynienia z wyświetlaczem Dynamic AMOLED 2X, którego przekątna to 6,8”, rozdzielczość 3088×1440 pikseli, a częstotliwość odświeżania maks. 120 Hz (LTPO, więc od 1 Hz do 120 Hz). Co można zauważyć na pierwszy rzut oka to to, że ekran nie jest już w żadnym stopniu zakrzywiony, a płaski.

W rzeczywistości jednak zmieniło się nieco więcej. W najnowszym flagowcu Samsunga, w jako pierwszym smartfonie kiedykolwiek, pojawiło się Gorilla Glass Armor. Dzięki temu ekran Galaxy S24 Ultra domyślnie, bez zakładania żadnej folii czy szkła, jest zmatowiony. W efekcie odbija mniej światła niż każdy inny telefon, jaki znajdziemy na rynku. Zresztą, zobaczcie sami (to TikTok sponsorowany, ale to nie zmienia faktu, że pokazuje, jak jest):

@tabletowo.pl

To zmatowienie robi robotę 😍

♬ dźwięk oryginalny – Tabletowo

Jak widzicie, mniej refleksów, mniej odcisków palców (ale to nie tak, że ich w ogóle nie zbiera – co to, to nie) i zdecydowanie wyższy komfort użytkowania smartfona. Życzę sobie i Wam, by podobne rozwiązanie stosowane było w innych urządzeniach. Serio, dla mnie to kluczowa zmiana, żeby nie powiedzieć, że game changer.

Nie każdy jednak uważa, że ta zmiana jest dobra. Okazuje się bowiem, że wraz z zastosowaniem zmatowionego ekranu, zmieniła się jego charakterystyka. W sieci pojawia się masa głosów użytkowników, którzy narzekają, że wyświetlacz najnowszego flagowca nie wyświetla tak żywych barw, jak poprzednie iteracje Galaxy Ultra. A do tego zmiana trybu kolorów nic nie daje.

Rzeczywiście – kolory są nieco bladsze niż chociażby w Galaxy S23 Ultra, z którym mogę to bezpośrednio skonfrontować, przy czym nie jest to różnica, która – w moich oczach – jest znacząca czy dyskredytuje nowy model.

Pojawia się stanowisko, że Samsung od zawsze przesadzał z nasyceniem kolorów i teraz wreszcie z tego zrezygnował. Z drugiej strony słychać głosy, że nasycenie zostanie poprawione w najbliższej aktualizacji oprogramowania, bo to rzecz z poziomu software’u, a nie hardware’u. Jak będzie ostatecznie – okaże się.

Pozostając jeszcze na moment w temacie ekranu, Galaxy S24 Ultra obsługuje Always on Display, które teraz może wyświetlać się w nowym trybie – automatycznie. Oznacza to, że AoD wyświetla się cały czas, chyba że telefon wykryje, że jest w ciemnym miejscu, jak torebka, kieszeń czy ciemne pomieszczenie.

Osobiście jednak preferuję wyświetlanie AoD dla nowych powiadomień – oznacza to, że dopóki nie przyjdzie jakieś powiadomienie, telefon nie ma włączonego Always on Display. Pojawienie się AoD jest dla mnie oznaką, że warto spojrzeć w kierunku telefonu.

Dodam jeszcze tylko, że Always on Display może teraz przybrać formę znaną z iPhone’a, czyli pokazując tapetę ekranu blokady. 

W dolnej części wyświetlacza umieszczony został ultradźwiękowy czytnik linii papilarnych, który – odnoszę wrażenie – że jest jeszcze lepszy niż w Galaxy S23 Ultra. I, choć Samsung oficjalnie się tym nie chwali, prawdopodobnie zastosował jeszcze lepszy skaner, bo – serio – o ile w poprzedniku działał bardzo szybko, tak teraz jest wręcz błyskawiczny. Sytuacje, w których zdarzyło się, że nie rozpoznał mojego odcisku, były sporadyczne.

Co ciekawe, rozpoznawanie twarzy działa wolniej. I nie ma skanu przestrzennego, co – w przypadku flagowca, chyba się ze mną zgodzicie – powinno być standardem.

Działanie, oprogramowanie

Odnoszę wrażenie, że w przypadku codziennej wydajności smartfonów dobiliśmy już do sufitu. Flagowce działają niesamowicie szybko i trudno jest tu cokolwiek polepszyć (poza cyferkami w benchmarkach :P). Samsung Galaxy S24 Ultra działa błyskawicznie – aplikacje uruchamia w mgnieniu oka, szybko się pomiędzy nimi przełącza i dotrzymuje kroku przy nawet najbardziej wymagających zastosowaniach. 

Odpowiedzialny jest za to procesor Snapdragon 8 Gen 3 for Galaxy (nie, jak w Galaxy S24 i Galaxy S24+ Exynos 2400) i 12 GB RAM – i tu aż dziwne, że Samsung nie pokusił się o 16 GB, bo w końcu te cyferki działają na wyobraźnię najbardziej. Całość działa w oparciu o Androida 14 z One UI 6.1.

Co do kultury pracy przez pierwsze dni nie miałam nic do zarzucenia. Tak, jak pisałam przy okazji pierwszych wrażeń, telefon przez zdecydowaną większość czasu pozostaje chłodny, a – jeśli w jakiejś sytuacji robi się ciepły – to dosłownie lekko i tylko w górnej części przy krawędziach. Przy czym są to raczej sporadyczne zdarzenia – bardzo długie korzystanie z telefonu na 5G czy granie w gry.

W późniejszych dniach Galaxy S24 Ultra stawał się odczuwalnie ciepły częściej, przy czym – znowu – na 5G, ale w większości przypadków przy jasności ekranu ustawionej w górnych rejestrach. Można się zatem spodziewać, że podobnie będzie latem, kiedy ekran będzie rozjaśniony przez większość czasu.

Czy zatem Samsung Galaxy S24 Ultra się grzeje? Tak. Czy jest to jakkolwiek uciążliwe? Osobiście jestem w stanie przejść nad tym do porządku dziennego. Nie są to też tak wysokie temperatury, by sprawiały dyskomfort.

Dla zainteresowanych, jak to wygląda przy większym obciążeniu, załączam wyniki ze stress testów z 3DMarka i CPU Throttling Test (100 wątków i 30 minut). Throttling widoczny jest gołym okiem, choć – tu znowu – są to skrajne sytuacje, które trudno odwzorować na co dzień.

Wysoką wydajność telefon pokazuje nie tylko podczas codziennego użytkowania, ale i w benchmarkach. W testach syntetycznych osiągnął następujące wyniki (w nawiasie wyniki poprzednika):

  • GeekBench 6:
    • single core: 2247 (1926)
    • multi core: 6878 (4941)
  • Geekbench 6 CPU:
    • OpenCL: 14750 (9159)
    • Vulkan: 15255 (3481)
  • 3DMark:
    • Sling Shot: max
    • Sling Shot Extreme: max 
    • Wild Life: max
    • Wild Life Extreme: 4868 (3696)
    • PCMark Work 3.0 Performance: 18146 (15905)

Co najważniejsze, Samsung w stosunku do smartfonów z serii Galaxy S24 obiecuje aż siedem lat aktualizacji – zarówno dużych, jak i łatek bezpieczeństwa. Podobne wsparcie oferuje tylko Google dla Pixela 8 i Pixela 8 Pro. Co ciekawe, wyśmiał to ostatnio OnePlus… ciekawe dlaczego ;).

Z innych rzeczy, gdy mówimy o oprogramowaniu:

  • przy wpisywaniu kodu PIN konieczne jest zatwierdzenie przyciskiem OK (w ustawieniach nie ma możliwości wyłączenia tego, wcześniej taka była),
  • domyślnie brak opcji pisania po klawiaturze wężykiem – trzeba to włączyć w ustawieniach klawiatury,
  • wykrywanie spamu podczas połączeń przychodzących należy włączyć z poziomu ustawień rozmów. Działa bardzo dobrze.

Galaxy AI

Niewątpliwie najmocniej reklamowaną funkcją najnowszej serii smartfonów Samsunga jest Galaxy AI, czyli zbiór funkcji opartych o sztuczną inteligencję, powstałych przy współpracy z Google. Przewagą tego rozwiązania nad masą osobnych aplikacji jest to, że opcje te zaszyte są bezpośrednio w oprogramowaniu – nie trzeba pobierać żadnych programów, zawsze są dostępne pod ręką.

Problem w tym, że Samsung chce nas teraz do tych funkcji przyzwyczaić, a później kazać za nie płacić… Galaxy AI ma się bowiem stać płatne – nie padła jeszcze konkretna data, ale darmowe ma być co najmniej do końca 2025 roku.

W skład Galaxy AI wchodzi:

  • interaktywne wyszukiwanie, 
  • tłumacz na żywo, 
  • tłumaczenia czatu w aplikacjach firm trzecich (choćby WhatsApp), 
  • asystent notatek, 
  • podsumowywanie artykułów na stronach internetowych,
  • tłumaczenia rozmów telefonicznych podczas ich trwania (!),
  • dyktafon z możliwością autotrankrypcji i podsumowania nagranego audio,
  • edycja generatywna, pozwalająca np. na wypełnienie tła podczas prostowania obrazów czy zmianę rozmiarów wybranych obiektów z opcją automatycznego wypełnienia kadru,
  • zwalnianie wcześniej normalnie nagranych filmów z poziomu galerii,
  • asystent zmieniający styl wypowiedzi,
  • generowanie tapet AI,
  • zdjęcia z AI zoom.

Generalnie większość tych funkcji działa co najmniej OK. Jasne, czasem się mylą, ale w ogólnym rozrachunku stanowią przydatne narzędzie w naszej codzienności.

Zakreśl, by wyszukać (Circle to search) to coś, czego używam nagminnie. W mgnieniu oka jestem w stanie znaleźć interesującą mnie rzecz zobaczoną w dowolnych social mediach. Działa to zaskakująco dobrze, ale nie zawsze – zdarzają się rzeczy, których nie jest w stanie zidentyfikować. Ograniczone ma też możliwości, jeśli chodzi o wyszukiwanie osób – tylko do sławnych ludzi (co ma sens patrząc z punktu widzenia zasad prywatności).

Do transkrypcji nagranego na dyktafon tekstu trzeba spełnić ważny warunek – musi być cicho podczas nagrania lub mikrofon musi znajdować się blisko ust. W przeciwnym razie w tekście zobaczymy sporo błędów (na szczęście można tekst szybko poprawić). Podobnie jest podczas tłumaczenia rozmów na żywo – ogólny sens rozmowy jest zachowany, ale momentami potrafią wysypać się jakieś mniejsze słówka.

Poniżej możecie zobaczyć próbę transkrypcji jednego z naszych tiktoków – coś tu nie do końca pykło ;)

Z fajnej strony pokazuje się generatywna edycja zdjęć – można usuwać obiekty z fotografii, pomniejszać, powiększać czy zmieniać perspektywę tak, by AI dodało brakującą część kadru. W większości radzi sobie dobrze, choć zdarzają się też sytuacje, w których wpływ algorytmów widać aż za bardzo.

Fajne jest też podsumowywanie tekstów na stronach internetowych (tu możecie przeczytać jak mechanizm działa w porównaniu z Copilot z Microsoft Edge), jak również asystent, który zmienia styl pisanych wypowiedzi.

Zaplecze komunikacyjne

Paaaaaanie, a czego tu nie ma?! No dobra, nie ma jednej rzeczy – WiFi 7, którego gros osób spodziewało się na jego pokładzie. Jest natomiast cała reszta – WiFi 6e, 5G, eSIM, dual SIM, NFC, GPS, Bluetooth. I, co najciekawsze w przypadku Bluetooth – jest też Auracast! Wszystkie moduły działają bez zająknięcia – dokładnie tak, jak powinny. 

Jakości rozmów również nie mam nic do zarzucenia. Żaden z moich rozmówców nie skarżył się, że było mnie słychać gorzej niż zawsze, ja również nie miałam najmniejszych problemów, by zrozumieć osoby “po drugiej stronie”.

Testowy wariant ma na pokładzie 256 GB szybkiej pamięci wewnętrznej UFS 4.0. Pamięć poddałam oczywiście testowi CPDT. Uzyskał następujące wyniki:

  • szybkość ciągłego zapisu danych: 1,15 GB/s,
  • szybkość ciągłego odczytu danych: 2,09 GB/s,
  • szybkość losowego zapisu danych: 40,65 MB/s,
  • szybkość losowego odczytu danych: 33,71 MB/s,
  • kopiowanie pamięci: 16,63 GB/s.

Pamięci nie można rozbudować – standardowo już Samsung nie zaimplementował slotu kart microSD.

Audio – jakość dźwięku

Zawsze seria Galaxy S (Ultra) jest moim wyznacznikiem najlepszego audio w telefonach. W tym roku nie powiem, by się to zmieniło – dalej jest bardzo dobrze, a nawet dodam, że… tak samo.

Galaxy S24 Ultra, pod względem audio, nie różni się niczym od Galaxy S23 Ultra. Porównując oba telefony, słuchając muzyki w tym samym czasie, nie byłem w stanie podczas ślepego testu odróżnić który jest który. Rozumiem, że wszyscy wymagają tego, by cały czas ulepszać sprzęt, ale czy jest sens ulepszać coś prawie doskonałego? 

Prawdę mówiąc moglibyście przeczytać recenzję poprzednika, zrobić kopiuj-wklej, względem tego tekstu, ale niech wystarczy to, że powiem: mega dobry dźwięk przestrzenny, dzięki czemu muzyka nas otacza, nie przytłacza, świetnie wypełnia kanał słuchowy, bardzo głośne i donośne głośniki, czyste wysokie tony, pięknie uzupełniające średnie. Jak na konstrukcję mobilną naprawdę mocny bas.

Dalej audio w eSce jest moim wyznacznikiem świetnego audio w smartfonach i, kto wie, może tak pozostanie do końca 2024 roku.

Czas pracy

W kwestii pojemności akumulatora w Galaxy S24 Ultra, porównując do poprzednika, nie zmieniło się nic. W dalszym ciągu mamy do czynienia z pojemnością 5000 mAh i, choć to całkiem sporo, to by było miło zobaczyć, że – śladem Galaxy S24 i Galaxy S24 Plus – rośnie akumulator choćby minimalnie. Niestety, nie tym razem. Smutki smutkami, ale najbardziej interesuje nas rzeczywisty czas pracy i to do niego teraz przejdźmy.

Oczywiście nie było tak, że oszczędzałam telefon – cały czas miałam ustawioną maksymalną rozdzielczość ekranu (WQHD+), tryb adaptacyjny, to znaczy z odświeżaniem do 120 Hz oraz AoD w trybie wyświetlającym się dla nowych powiadomień.

Ok. 7-8 godzin SoT (screen on time) na WiFi i ok. 3,5-5 godzin na 5G to czasy, jakie regularnie udawało mi się uzyskiwać. Pod koniec testów zauważyłam, że na 5G czas pracy potrafi spaść do jeszcze niższego poziomu – do nawet 2,5 godziny, a to już marnie. Przy czym zdarzyło się to dwukrotnie, więc trudno powiedzieć czy to tylko taki wybryk telefonu, czy nowa stała – należałoby to obserwować w kolejnych dniach, ale niestety nie będzie mi to dane (testowy egzemplarz już ode mnie wyjechał).

W dalszym ciągu najwyższy model w rodzinie samsungowych esek obsługuje ładowanie o mocy 45 W, co wygląda marnie na tle konkurencji. Do tego mamy indukcyjne ładowanie 10 W i ładowanie zwrotne, które może przydać się do podładowania słuchawek czy zegarka.

Ładowanie Samsunga Galaxy S24 Ultra trwa zdecydowanie za długo jak na flagowca. Wykorzystując ładowarkę laptopową, po 1h22’ na ekranie pokazało się 90% naładowania, a do 100% dobiło po kolejnych ok. 20 minutach. 

Aparat

Samsunga Galaxy S23 Ultra uwielbiam za kilka rzeczy: tryb portretowy (działający nie tylko na ludziach, ale też zwierzętach i wszelkiego rodzaju obiektach), zoom (przy czym nie tylko 10-krotny, który jest optyczny, ale wykorzystywalny jest spokojnie nawet 20-, a czasem nawet 30-krotny) czy po prostu za jego uniwersalność. 

Poprzeczka postawiona jest zatem bardzo wysoko. Czy następca jest w stanie ją przeskoczyć? Łatwo, z całą pewnością, nie będzie. Zwłaszcza w przypadku zoomu, gdzie producent zabrał mi 10-krotny zoom optyczny na rzecz 5-krotnego… Nie uprzedzajmy jednak faktów.

Dla przypomnienia, najpierw spójrzmy na parametry techniczne. Mamy tu zestaw, składający się z: aparatu głównego 200 Mpix (85°, f/1.7, OIS, dual pixel), ultraszerokiego kąta 12 Mpix (120°, f/2.2), teleobiektywu 10 Mpix (36°, f/2.4, 3x zoom optyczny, OIS) i teleobiektywu 50 Mpix (22°, f/3.4, 5x zoom optyczny, OIS).

Teorię już znacie, czas na praktykę.

Dokładnie tak samo, jak w przypadku Galaxy S23 Ultra, tak i w przypadku Galaxy S24 Ultra nie można narzekać na odwzorowanie kolorów (choć tutaj wydaje mi się, że barwy są jakby… bardziej naturalne?), bokeh, ostrość czy działanie trybu portretowego. Do tego rozpiętość tonalna cieszy oko.

Jeśli chodzi o 10-krotny zoom… odnoszę wrażenie, że Samsung powinien tutaj usprawnić algorytmy, bo aktualnie jest nierówno. Raz Galaxy S24 Ultra wygładza kadry (i robi to w większości przypadków), by w innych przypadkach je maksymalnie wyostrzać, na czym traci pod względem atrakcyjności – zauważenie wyraźnego zaszumienia nie wymaga zbytniego przyglądania się.

Cieszy natomiast to, z czym Samsung generalnie raczej nigdy nie miał problemu i dalej tak zostało – udaje się ciągle zachować spójność kolorystyczną pomiędzy poszczególnymi obiektywami – również, gdy mówimy o ultraszerokim kącie.

Przy okazji pierwszych wrażeń załączyłam sporo zdjęć porównawczych z Samsungiem Galaxy S23 Ultra plus kilka z Pixelem 8 Pro i iPhonem 15 Pro. Podrzucam, jeśli ktoś nie widział – zwłaszcza, że Samsung do momentu publikacji niniejszej recenzji nie pokusił się o wydanie pierwszej aktualizacji oprogramowania, więc od tamtego momentu w jakości zdjęć nie zmieniło się nic.

Im dłużej patrzę na zdjęcia porównawcze z Galaxy S23 Ultra, tym bardziej skłaniam się ku opinii, że to właśnie poprzednik radzi sobie ze zdjęciami z 10-krotnym (i większym) zoomem lepiej.

Poniżej natomiast galeria zdjęć, których jeszcze nie widzieliście. To świeżutkie zdjęcia ze smartfonów, które pod względem foto, moim zdaniem wymiatają: Huawei P60 Pro, iPhone’a 15 Pro (nie mam aktualnie dostępu do Pro Max, trochę szkoda), Pixela 8 Pro i Samsunga Galaxy S24 Ultra.

Nie będę ich oceniać, bo po zapowiadanej aktualizacji jakość zdjęć powinna się zmienić (pytanie czy na lepsze, czy na gorsze ;)), ale przynajmniej będziecie mieć obraz „na teraz”.

Najpierw robione w dzień:

Ale nie mogło zabraknąć również zdjęć nocnych:

Czas na selfie. Musicie mi wybaczyć, ale przez to, że najmłodszy z naszych kociaków przesiaduje na moich ramionach, galeria selfiaków jest w dużej części monotematyczna. Ale Yoda jest uroczy i zarabia na saszety, więc sami rozumiecie ;)

Jeśli chodzi o jakość zdjęć z przedniego aparatu, jest bardzo dobra. No, może poza skrajnymi sytuacjami jak ta, gdzie praktycznie cały kadr jest jasny i zdjęcie robione jest pod światło – w ciemniejszych częściach kadru widać zaszumienie, a to, co za oknem, jest maksymalnie przepalone.

Pod względem jakości wideo odnoszę wrażenie, że niewiele zmieniło się porównując ją do Galaxy S23 Ultra (ale nie nic – o tym za chwilę). Ostrość, mnogość detali, odwzorowanie kolorów, stabilizacja – tu naprawdę wszystko gra. Maksymalnie nagramy wideo w 8K 30 FPS.

To, co się jednak zmieniło, to możliwość przełączania się między głównym aparatem a ultraszerokim w 4K 60 fps podczas nagrywania. Dotychczas nie było to możliwe, na co można było narzekać. W momencie premiery Galaxy S24 Ultra argument ten przestał istnieć, bo takowa opcja się pojawiła i, rzeczywiście, bezproblemowo działa.

Podsumowanie

Od czego by tu… Samsung przyzwyczaił nas do tego, że tuż po premierze swoich flagowców dość szybko wypuszcza pierwszą aktualizację, która usprawnia jedne elementy i optymalizuje inne. W przypadku serii Galaxy S24 minął już miesiąc od momentu przedstawienia jej światu, a odnośnie oprogramowania nie zmieniło się nic. 

Jest to o tyle dziwne, że mówiło się, że pierwsza aktualizacja pojawi się 23 lub 25 stycznia, stąd też moja decyzja o wstrzymaniu się z publikacją recenzji do momentu jej wydania i przetestowania sprzętu na najnowszej wersji softu. Mamy połowę lutego, telefon dalej nie dostał pierwszych poprawek i wciąż ma łatki bezpieczeństwa ze stycznia. 

To się pewnie już teraz zmieni lada dzień, ale pojawia się pytanie: tak dużo jest do łatania, że Samsung wstrzymuje się z wydaniem aktualizacji, by wszystko dokładnie przetestować przed wypuszczeniem w świat czy jednak uważa, że nie ma co łatać i zostawi całość bez zmian?

Jest to tym bardziej istotna kwestia, że gros użytkowników czeka na to, jak rozwinie się temat ekranu (bardziej wyblakłych barw niż w poprzednich generacjach – nie każdemu to przeszkadza), aparatu (zwłaszcza zoomu) czy, w moim przypadku, czasu pracy (mam tu na myśli zwłaszcza ostatnie cykle na 5G).

Po napisaniu tych słów Samsung opublikował notkę, że pracuje nad stosowną aktualizacją (ekranu i aparatu!), która ma się pojawić… w lutym. Konkretna data jednak nie padła.

W ogólnym rozrachunku uważam, że Samsung Galaxy S24 Ultra jest świetnym, wydajnym smartfonem, którego zmatowiony wyświetlacz uzależnia (po nim korzystanie z jakiegokolwiek innego telefonu nie jest już takie samo…), a Galaxy AI to fajny smaczek. Nie można jednak przejść obojętnie kolejny rok z rzędu obok tylko 45-watowego ładowania.

Jeśli są wśród Was użytkownicy Galaxy S24 Ultra dajcie znać, za co najbardziej lubicie ten sprzęt, a co Wam się w nim najbardziej nie podoba. A jeśli planujecie go kupić, chętnie dowiem się, co Was przed tym powstrzymuje. To może być fajna dyskusja!

Recenzja Samsunga Galaxy S24 Ultra. Małe, lecz znaczące zmiany
Zalety
świetny wyświetlacz - i ta powłoka!
błyskawiczny czytnik linii papilarnych w ekranie
wydajność
główny aparat
doskonałe głośniki
Galaxy AI
S Pen
pełne zaplecze komunikacyjne
dual SIM + eSIM
ładowanie indukcyjne i zwrotne
IP68
7 lat aktualizacji
Wady / braki
czas pracy na 5G jest nierówny - czasem OK, czasem marnie
jakość zdjęć z zoomem względem poprzednika
szybkie ładowanie nie takie szybkie
brak slotu kart microSD, 3.5 mm jacka audio
wielkość i waga
brak ładowarki w zestawie
9
Ocena