Huawei P30 Pro po 4 latach od premiery. Nadal ma w sobie „to coś”

26 marca 2019 roku Huawei zaprezentował swoje flagowe smartfony – P30 i P30 Pro. Chyba sam producent nie wiedział wtedy, że drugi z nich będzie jego najlepszym telefonem w całej historii marki i, zarazem, niestety, ostatnim, na które spojrzy szersze grono konsumentów. Bo to właśnie P30 Pro jest ostatnim, najmocniejszym flagowcem firmy, przed zbanowaniem Huawei przez Stany Zjednoczone i tym samym odcięciem od usług Google. Mimo że od premiery minęły już cztery lata, wciąż chętnie sięgam po niego z pewnym sentymentem. Zresztą, nie tylko ja – smartfon ten nadal ma rzeszę zadowolonych użytkowników.

Jeden z najlepszych wyborów w tamtym czasie

Gdy zadebiutował Huawei P30 Pro, już od samego początku zbierał pozytywne opinie. Razem z ówczesnym flagowcem Samsunga, czyli Galaxy S10+, był wtedy najbardziej kompletnym flagowym smartfonem na rynku.

Miał świetny ekran (choć tylko Full HD+), charakteryzowała go bardzo dobra wydajność, rewelacyjna bateria i optymalizacja, ponadprzeciętny aparat z genialnym trybem nocnym, wodoodporność, szybkie ładowanie oraz indukcja. Do dzisiaj nie można mu odmówić też naprawdę ciekawego i ładnego wyglądu (zwłaszcza w wersji bursztynowej!).

W zasadzie jednym z głównych mankamentów, który był w nim najbardziej dostrzegalny na tle tamtejszych flagowców, był pojedynczy i przeciętny głośnik, podczas gdy reszta stawki oferowała już dobrej jakości głośniki stereo.

W ogólnym rozrachunku Huawei P30 Pro był wtedy na tyle świetnym wyborem, że jego użytkownicy pozostawali z nim jeszcze na długo. Po pierwsze dlatego, że smartfon ten godnie się zestarzał. Po drugie, gdy firmę Huawei odcięto od usług Google, trudno im było znaleźć na rynku godną alternatywę, bo mimo że kolejne flagowce Huawei wcale nie należały do złych, wielu użytkowników po prostu nie było w stanie zaakceptować w nowych flagowcach firmy braku łatwego dostępu do wszystkich aplikacji Google i nie tylko.

Jak działa Huawei P30 Pro w 2023 roku? Zaskakująco

Mój egzemplarz to ta mocniejsza wersja, wyposażona w 8 GB RAM i 256 GB pamięci UFS 2.1 (na rynku był jeszcze wariant 6/128). I, oczywiście, tegoroczne smartfony oferują lepszą, szybszą pamięć typu UFS 3.1 (bądź 4.0), jednakże patrząc stricte ilościowo – nie można powiedzieć, żeby P30 Pro odstaje od nowych urządzeń. Sercem jest tutaj autorski procesor Hisilicon Kirin 980, zbudowany z ośmiu rdzeni w litografii 7 nm.

Co prawda na co dzień korzystam już z innego modelu (o tym na końcu tekstu), ale na kilka ostatnich dni celowo przełożyłem swoją kartę SIM do P30 Pro, by lepiej sprawdzić, jak radzi sobie w codziennym użytkowaniu w tej chwili. Wygląda na to, że ząb czasu nie nadgryzł go tak bardzo, jak myślałem. Przez zdecydowaną większość czasu telefon szybko reagował na polecenia i odpalał aplikacje w zadowalającym tempie, całkiem dobrze radził też sobie z trzymaniem ich otwartych w pamięci RAM.

Jest jeden aspekt, który sprawia, że Huawei P30 Pro nie daje uczucia aż tak dużej płynności jak współczesne flagowce – ekran. W 2019 roku wyświetlacze z wyższą niż 60 Hz częstotliwością odświeżania nie były jeszcze powszechne. Zmieniło się to rok później, przy premierach flagowych Galaxy S20 i P40 Pro. Oczywiście, nie każdy będzie na to narzekał, ale jeśli przez dłuższy czas korzystaliście ze smartfona z ekranem 120 Hz, to tego po prostu nie da się nie odczuć.

Aktualizacje? Proszę bardzo, nadal są

W czasie, gdy seria P30 wchodziła na rynek, Huawei nie słynął z wybitnie długiego wsparcia aktualizacjami. Z resztą, mało który producent smartfonów z Androidem jakoś specjalnie się do tego przykładał – wówczas to Apple wyznaczało standardy swoją długością wsparcia iPhone’ów.

Jednak dużo wody w rzece upłynęło i od tamtej pory zmieniło się naprawdę sporo. W tym momencie między innymi Samsung, OnePlus, Oppo szczycą się już gwarancją pięcioletnich aktualizacji swoich urządzeń. Huawei postanowił więc nie być gorszy. Przypuszczam, że duży wpływ na to, że P30 Pro nadal otrzymuje aktualizacje jest fakt, że to ostatni smartfon producenta z usługami Google i, co za tym idzie, nadal jest użytkowany przez sporą rzeszę użytkowników.

Nie są to wybitnie częste aktualizacje – pojawiają się one co około 3 miesiące i zawierają głównie poprawki zabezpieczeń systemu, ale najważniejsze, że są! Ostatnia aktualizacja, na dzień pisania tego materiału, pojawiła się w okolicach 12 marca i zawierała łatki systemu datowane na luty 2023.

Obecnie smartfon działa na systemie Android 10 z nakładką EMUI 12. Z uwagi na obostrzenia związane z brakiem dostępu do GMS, Huawei bazuje na starszej wersji Androida, aktualizując jedynie nakładkę. Oczywiście niesie to za sobą braki nowych funkcji zaszytych w samym Androidzie, ale producent stara się to godnie rekompensować.

Nie mniej istotny jest fakt, że Huawei wcale nie zamierza zaprzestać wspierania modeli P30 oraz P30 Pro i już w październiku ubiegłego roku ogłosił zaktualizowanie ich do EMUI 13. Póki co aktualizacja się nie pojawiła, ale lista urządzeń w kolejce jest na tyle długa, że najpewniej przyjdzie nam na nią jeszcze trochę poczekać. Mimo to, firmie i tak należą się pochwały za rozsądne podejście do tematu.

Braki P30 Pro względem tegorocznych urządzeń

Możecie zapytać zatem czy Huawei P30 Pro w ogóle czymś odstaje na tle obecnych smartfonów? Odpowiedź brzmi – niewieloma aspektami, a w zasadzie trzema. Po pierwsze, wspomniany ekran z odświeżaniem 60 Hz jest niewątpliwie pewnym brakiem (mniej lub bardziej istotnym zależnie od użytkownika), bo nawet średniaki za około 1000 złotych w 2023 roku są w stanie oferować już 90-120 Hz. Kolejnym takim elementem jest również wymieniany wcześniej głośnik mono, który był krytykowany już świeżo po premierze z racji obecności głośników stereo u konkurentów.

Trzecim i zarazem ostatnim minusem jest aparat. Wielu użytkowników skarżyło się już wcześniej, że wraz z aktualizacją systemu spadła ogólna jakość zdjęć, inni narzekali też na problemy z ostrzeniem. Przyznaję, że na tle współczesnych flagowców zdjęcia będą odstawać, jednak gdy smartfon dostanie wystarczająco dużo światła, końcowa fotka wyjdzie naprawdę dobrze. Zresztą, zdjęcia do recenzji AirPods Pro 2 robiłem właśnie tym modelem (w trybie Pro).

Huawei P30 Pro jeszcze na długo pozostanie w rękach użytkowników

Dobijając do brzegu, bohater tego felietonu jest sztandarowym przykładem telefonu, który przez długi czas jest wręcz nieśmiertelnym urządzeniem. Huawei P30 Pro może być podręcznikową definicją godnego starzenia się smartfona, bo po tych czterech latach nadal wygląda świetnie, działa bardzo dobrze, nie odstaje pod względem baterii i – co równie ważne – wciąż dostaje aktualizacje. Absolutnie nie dziwi mnie, że wciąż ma ogromną bazę użytkowników, którzy z zadowoleniem z niego korzystają i póki co nie mają ochoty zmieniać go na cokolwiek innego.

Tak na dobrą sprawę faktycznym powodem do jego porzucenia może być dopiero ostateczne zaniechanie wydawania mu poprawek zabezpieczeń przez producenta, bo te jednak mimo wszystko powinno się mieć w miarę świeże ze względów bezpieczeństwa naszych danych.

Nie zamierzam wróżyć z fusów, ale zupełnie szczerze uważam, że Huawei nie zamierza zbyt prędko uśmiercić tego telefonu, bo w oczach użytkowników strzeliłby sobie w kolano.

A po co mi w ogóle P30 Pro, skoro mam inny smartfon?

Wspomniałem o tym, że jakiś czas temu P30 Pro przestał być moim głównym smartfonem – od prawie półtora roku jest nim iPhone 13 Pro, będący zarazem moim pierwszym telefonem z nadgryzionym jabłkiem. Przez ten czas zdążyłem na dobre wsiąknąć w ekosystem Apple, jednak bynajmniej nie oznacza to, że P30 Pro został przeze mnie sprzedany albo całkowicie porzucony w czeluście szuflady i zapomniany. Wręcz przeciwnie – z dość prozaicznego powodu.

Przez moje ręce (i uszy) przechodzą dziesiątki różnych par słuchawek true wireless. Ich testowanie i recenzowanie jest główną częścią mojej pracy, którą możecie obserwować zarówno tu, jak i na naszym drugim portalu, oiot.pl. Coraz większa część TWS-ów zostaje wyposażona w kodeki oferujące wysoką jakość dźwięku (na przykład LDAC, LHDC i aptX Adaptive), których iPhone nie obsługuje, nawet w przypadku najdroższych słuchawek z oferty Apple, co jest absolutnie godne politowania.

W związku z tym, oczywistym jest, że chcąc podchodzić maksymalnie rzetelnie do tworzonych recenzji, przynajmniej przez pewną część czasu poświęcanego danym słuchawkom, muszę korzystać ze smartfona z Androidem, by sprawdzić pełny potencjał jakościowy danego modelu słuchawek. I właśnie w tym miejscu do gry wchodzi Huawei P30 Pro, który zawsze leży w pogotowiu, gotowy do testów.

_

Dodam od siebie jeszcze, że ogromną popularność Huawei P30 Pro widać również po tym, że wciąż ok. 20 tysięcy osób miesięcznie czyta Tabletowo właśnie korzystając z tego modelu. Sama znam sporo użytkowników P30 Pro, którzy albo nie chcą zmienić tego sprzętu na nic innego, albo trudno jest im znaleźć godnego następcę, który będzie służył im przez kolejne lata.

Jeśli sami jesteście jeszcze użytkownikami P30 Pro, koniecznie dajcie znać, jak spisuje się ten sprzęt w Waszych rękach.