W sierpniu zmieniłem smartfon Google Pixel 8 Pro na Oppo Find X8 Pro. I choć spełnił on większość moich oczekiwań, to jednak nie wszystkie. Kiedy 9 września 2025 roku zadebiutował iPhone 17, stwierdziłem, że chętnie bym się na niego przesiadł. I tak też się stało. Po dwóch tygodniach mogę powiedzieć, że nie żałuję. Jestem tym szczerze zaskoczony, ponieważ nie spodziewałem się takiego obrotu spraw.
To już moje trzecie podejście do iPhone’a i iOS
Swojego pierwszego iPhone’a kupiłem we wrześniu 2021 roku – padło na model iPhone 8, który został zaprezentowany 12 września 2017 roku. Dlaczego akurat on? Z prostego powodu: wówczas wciąż bardziej podobała mi się ta forma smartfona Apple (niż nowsza z notchem). Od długiego czasu nosiłem się z zakupem właśnie tego telefonu, aż w końcu to zrobiłem. iPhone 8 nie zagrzał jednak długo miejsca w mojej ręce – dość szybko go sprzedałem, gdyż nie wyobrażałem sobie, że będzie moim daily driverem.
Drugie podejście zrobiłem w lutym 2024 roku – wtedy zdecydowałem się kupić model iPhone 13 Mini z myślą, że posłuży mi na co dzień przez 2-3 lata. Podobnie jak iPhone 8, był to egzemplarz z drugiej ręki z OLX. Zanim się na niego przesiadłem, wymieniłem akumulator na nowy w autoryzowanym serwisie Apple. Pomimo szczerych chęci, nie byłem jednak w stanie używać tego smartfona przez dłużej niż jeden miesiąc – jego również sprzedałem i wróciłem do Androida.
Mimo to nie skreśliłem definitywnie iPhone’ów. Moje doświadczenia z używanym dotychczas przeze mnie Oppo Find X8 Pro skłoniły mnie do ponownego dania szansy smartfonowi Apple – tym razem modelowi iPhone 17. Przesiadając się na niego, spodziewałem się, że historia powtórzy się po raz trzeci i po maksymalnie kilku tygodniach wrócę z podkulonym ogonem do świata Androida. Tymczasem, ku mojemu zaskoczeniu, wcale się do tego nie palę.
Korzystam z iPhone’a 17 i czuję się jak w domu
Duże znaczenie ma fakt, że używam na co dzień wielu aplikacji i usług Google – nie tylko przeglądarki Chrome, ale też m.in. klawiatury Gboard, Kontaktów Google, Zdjęć Google, Dysku Google, Arkuszy Google, Dokumentów Google, Google Keep, Google Fit, Google Maps, Tłumacza Google.
Oczywiście od dawna można korzystać z nich na iOS, ale wcześniej nie było to dla mnie takie… “naturalne” jak na Androidzie, który świetnie z nimi współgra i się integruje. Spodziewałem się, że i tym razem korzystanie z nich na iOS nie będzie tak samo wygodne jak na Androidzie, a tymczasem iPhone 17 z iOS 26.1 pozwala mi ustawić Gmaila jako domyślny program pocztowy, Google Maps jako domyślny program do nawigacji, Chrome jako domyślną przeglądarkę internetową i Tłumacza Google jako domyślny program do tłumaczenia. Ponadto Chrome może być jednym z dostępnych źródeł haseł do funkcji autouzupełniania danych do logowania.
To sprawia, że korzystając dziś z iPhone’a, czuję się “jak w domu” – nie czuję się zmuszony do korzystania z aplikacji Apple, gdy większość danych przechowuję w usługach Google. W przeglądarce Google Chrome odkryłem też fajny gest – można dotknąć i przytrzymać licznik otwartych kart, a następnie, bez odrywania palca, przesunąć na Nowa karta incognito, Nowa karta lub Zamknij kartę, by wykonać daną czynność. Na Oppo Find X8 Pro nie ma takiej możliwości, a jest to naprawdę super wygodne. Brakuje mi natomiast opcji dodania skrótu do konkretnej strony na ekranie głównym iPhone’a (na Androidzie da się to zrobić) Jednak da się to zrobić – wystarczy dotknąć opcję udostępniania na stronie, a później Więcej i wybrać Do ekranu głównego (dziękuję Robin Hood za tę informację – nie zdążyłem samodzielnie dotrzeć do tej opcji).
iPhone 17 pozytywnie zaskoczył mnie też czasem pracy. Apple zawsze deklaruje all day battery life, dlatego spodziewałem się, że będę codziennie podłączał go do ładowarki. Szczególnie po lekturze jego recenzji na Tabletowo.pl. Tymczasem standardem jest u mnie ładowanie go co drugi dzień, mimo że specjalnie go nie oszczędzam. Być może zasługa w tym faktu, że świadomie nie łączę się z siecią 5G (która szybciej drenuje baterię) podczas korzystania z danych komórkowych, ponieważ prywatnie nie czuję takiej potrzeby (aczkolwiek, na co uwagę zwrócili członkowie redakcji Tabletowo, gdy im o tym powiedziałem – czasami lepiej połączyć się z 5G w paśmie C, gdyż pasma 4G/LTE nierzadko bywają mocno zapchane).




Spodziewałem się też, że ładowanie iPhone’a 17 będzie trwało wieki. Ponownie, ku mojemu zaskoczeniu, smartfon ładuje się do 80% całkiem szybko, choć oczywiście nie tak szybko jak Oppo Find X8 Pro, który ładuje się dosłownie w mgnieniu oka (w moim przypadku ładowarką SuperVooc o mocy 65 W). Mimo wszystko szybciej niż Google Pixel 8 Pro, który obsługuje maksymalnie 30 W po kablu.
Do ładowania iPhone’a 17 używam z ładowarki Baseus o mocy 100 W z czterema portami (2x USB-C do 100 W i 2x USB-A do 60 W) – kabel do ładowania (dodawany przez Apple w zestawie) mam podłączony do portu USB-C. Podoba mi się również fakt, że na ekranie wyświetla się informacja, ile będzie trwało ładowanie do 80%. Po przekroczeniu 80% znika ona z wyświetlacza, podczas gdy na przykład Pixel podaje, za ile akumulator osiągnie 100%.
Informację o czasie ładowania do 100% na iPhonie można znaleźć dopiero w Ustawieniach dotyczących baterii, choć podawane wartości nie są w 100% wiarygodne – z moich obserwacji wynika, że akumulator ładuje się szybciej. Widać tam jednak wyraźnie, że ładowanie od 80 do 100% trwa znacznie dłużej niż do 80%, więc jest realizowane z użyciem dużo mniejszej mocy, co na pewno ma chronić akumulator i wydłużyć jego żywotność. Na przykład przez zniechęcenie do ładowania do 100% z uwagi na długi czas – ja jednak w 99% i tak „dobijam do setki”, bo ładuję telefon wtedy, gdy nie potrzebuję z niego korzystać.


Pozytywną niespodzianką jest dla mnie również to, że… na iPhonie można ustawić własny plik .mp3 jako dzwonek bez kombinowania, które było konieczne wcześniej, a na dodatek przypisać go do konkretnej osoby (nie pamiętam, czy wcześniej dało się zrobić to ostatnie). Niestety, co dla mnie okazało się niedogodnością, dźwięk może mieć maksymalnie 30 sekund, przez co musiałem wrócić do Audacity i skrócić dzwonki przeznaczone dla kilku bliskich mi osób, a także te, które myślałem ustawić jako dzwonek dla wszystkich pozostałych.
W iPhonie 17 podoba mi się też Always On Display z możliwością włączenia stałego widoku tapety i aktualizacje na żywo z aplikacji na ekranie blokady. Polubiłem się również z Przyciskiem czynności, do którego przypisałem włączanie i wyłączanie trybu cichego, ponieważ wychodząc z domu, zawsze wyłączam dźwięki i włączam wibracje – dzięki temu mogę zrobić to jednym gestem bez odblokowywania dostępu do urządzenia.
A skoro już o nim mowa, przejdźmy do tego, co nie podoba mi się w iPhonie 17.
iPhone 17 jest świetny, ale to mi się w nim nie podoba
Właściwie tutaj raczej będzie mowa o tym, co mi się nie podoba lub irytuje w iOS, ponieważ sam iPhone 17 – jako smartfon – nie ma dla mnie wad sprzętowych. Brak teleobiektywu nie jest dla mnie dotkliwy, gdyż korzystam z niego w smartfonach raczej rzadko – zdecydowanie rzadziej niż z aparatu ultraszerokokątnego, który jest dla mnie obowiązkowy. Mogę mu jedynie zarzucić, że chybocze się, gdy leży na blacie i chcę coś na nim zrobić, na przykład wysłać SMS albo sprawdzić szczegóły powiadomienia.
No właśnie, bo teraz wrócimy do tego, o czym wspominałem już w tekście, w którym opisywałem swoje doświadczenia po przesiadce z Google Pixel 8 Pro na Oppo Find X8 Pro. Na Androidzie bardzo cenię sobie możliwość odbierania i wysyłania SMS-ów przez przeglądarkę. A właściwie ceniłem, dopóki zarówno Pixel, jak i Oppo zaczęły zawodzić w tym obszarze, stale i regularnie zrywając połączenie z komputerem.
Pogodziłem się z myślą, że posiadając iPhone’a i komputer z systemem Windows 11 (który nie jest tak popularny, jakby mógł być), nie będę mógł korzystać z podobnego rozwiązania. W komentarzach ktoś jednak przypomniał mi, że można połączyć iPhone’a z PC z Windowsem za pomocą aplikacji Łącze z telefonem. Od razu skonfigurowałem więc połączenie i… jeszcze tego samego dnia rozłączyłem oba urządzenia, ponieważ regularnie zdarzało się, że iPhone dwukrotnie wysyłał tę samą wiadomość, napisaną na komputerze.
Działo się to zawsze w sytuacji, kiedy smartfon leżał długo nieużywany na biurku i nigdy, gdy chwilę wcześniej choćby tylko dotknąłem ekranu, “rozbudzając go”. Było to dla mnie niedopuszczalne, więc wróciłem do punktu wyjścia. Być może, gdybym miał komputer z macOS, wyglądałoby to inaczej. Może czas pomyśleć, skoro iPhone – ogólnie – tak dobrze sprawdza się w moich rękach…?
W trakcie dwóch tygodni zauważyłem też kilka mniejszych niedogodności, które są mniej lub bardziej uciążliwe. Przykładowo nie można przywrócić kopii zapasowej czatów WhatsAppa z Dysku Google, a jedynie z iCloud, co jest problemem, gdy ktoś do tej pory używał smartfona z Androidem. Dla mnie to jednak żaden problem, gdyż i tak jej nie robię, więc w moim przypadku żadna strata.
To samo mogę powiedzieć o fakcie, że przeglądarka Opera na iOS, pomimo zalogowania na konto, nie synchronizuje haseł, które są zapisane w przeglądarce na komputerze. Jeszcze niedawno bym na to psioczył, ale tak się składa, że desktopowa Opera ostatnio zaczęła doprowadzać mnie do szewskiej pasji, dlatego wróciłem do Chrome’a, gdzie też mam pozapisywane hasła, jako że zawsze korzystałem z niego na Androidzie. Opera także może być źródłem haseł do funkcji autouzupełniania danych do logowania, lecz przez brak synchronizacji to bezużyteczne.
Denerwujące jest natomiast ciągłe wylogowywanie z Disqusa w przeglądarce Google Chrome (na smartfonach z Androidem nigdy się to nie działo), konieczność kilkukrotnego usuwania tej samej wiadomości w aplikacji WP Poczta (na Androidzie nie wracały same z kosza do głównej skrzynki) oraz brak możliwości ręcznego ukrycia klawiatury – trzeba przescrollować ekran do góry, aby zniknęła, podczas gdy na Androidzie można to zrobić za pomocą strzałki pod klawiaturą (widać ją na screenie trochę niżej).
Brakuje mi też możliwości odpisania na SMS z poziomu powiadomienia (dotknięcie go na iOS powoduje przeniesienie do aplikacji od wiadomości) i automatycznej konwersji polskich znaków diakrytycznych na proste znaki (czyli na przykład „ą” na „a” czy „ń” na „n”). Na wiadomość można odpisać z poziomu powiadomienia, dotykając i przytrzymując je – wtedy komunikator otworzy się na górnej połowie ekranu, a na dole wyskoczy klawiatura, umożliwiająca odpowiedzenie na wiadomość. Moim zdaniem nie jest to intuicyjne – trzeba się tego domyślić, ponieważ żaden komunikat nie informuje o takiej możliwości.


To o tyle istotne, że – tak, zabrzmię jak boomer, ale co tam – miesięcznie wysyłam (naprawdę) mnóstwo SMS-ów (około 1000) i nie korzystam z RCS, bo nikt, do kogo piszę, nie używa RCS, tak samo jak iMessage. Na Androidzie, jeśli nie ma w nim polskich znaków, może być naprawdę długi, zanim zmieni się w MMS, który zachowuje polskie znaki. Na iOS, który zachowuje polskie znaki, muszę bardziej starannie pisać. Na Androidzie nie ma bowiem problemu, czy napiszę „żeby” czy „zęby” albo „że” czy „ze”, bo zmieni się na „zeby” lub „ze” i odbiorca dopasuje sobie słowo do kontekstu. Oczywiście, to „pierdoła”, lecz mimo wszystko jest to dla mnie uciążliwe.
Długo zajęło mi też odkrycie, jak sprawdzić czas wysłania i przyjścia konkretnej wiadomości SMS. Na Androidzie wystarczy dotknąć dymek, natomiast na iOS taki gest nie działa. Dopiero po ponad tygodniu, przez przypadek, zorientowałem się, że można sprawdzić godzinę dla każdego SMS-a – w tym celu należy dotknąć, przytrzymać palec na ekranie w wolnym miejscu i przejechać nim w stronę lewej krawędzi. Dla mnie nie jest to intuicyjne.
W obszarze intuicyjności – z perspektywy wieloletniego użytkownika smartfonów z Androidem – niewygodna jest również zmiana głośności i nawigacja. Na Androidzie, aby zmienić głośność odtwarzania multimediów, dzwonka, powiadomień i alarmu, wystarczy wcisnąć klawisz zwiększania lub zmniejszania głośności i potem trzy kropki. Na iOS można w ten sposób (wciskając klawisze do regulacji głośności) zmieniać tylko głośność odtwarzania multimediów, podczas gdy głośność dzwonka i powiadomień trzeba zmienić w Ustawieniach (ewentualnie można zmieniać to przyciskami po włączeniu odpowiedniej opcji).
Tutaj wspomnę, że moim zdaniem iPhone 17 – podobnie jak każdy iPhone, z którym miałem do czynienia – gra świetnie, dużo lepiej od jakiegokolwiek smartfona z Androidem, który przewinął się przez moje ręce. Apple naprawdę dobrze to robi.



Niezrozumiałe jest dla mnie też to, że ustawienia aplikacji często są dostępne dopiero w Ustawieniach i nie można do nich przejść z poziomu programu – konieczne jest wejście w Ustawienia. Mowa tu przykładowo o Aparacie. Na Androidzie nie ma takiej konieczności, a na dodatek – co ogromnie doceniam i z czego często korzystam – można dotknąć i przytrzymać palec na ikonie, aby szybko przejść do jej ustawień, które nie są dostępne w samej aplikacji. Dzięki temu nie trzeba tyle klikać.
Najbardziej irracjonalne w iOS jest jednak dla mnie działanie gestu wstecz, ponieważ nigdy nie wiem, kiedy on zadziała, a kiedy nie i konieczne będzie wciśnięcie strzałki wstecz albo “krzyżyka” w lewym górnym rogu ekranu. Doszedłem do wniosku, że iPhone został stworzony do obsługi dwoma rękami, gdyż próba dosięgnięcia strzałki lub “iksa” tą samą ręką może czasami doprowadzić do wysmyknięcia się telefonu z ręki.
Niestety, nic w tym obszarze się nie zmieniło, odkąd korzystałem z iPhone’a 13 Mini w 2024 roku. Doprawdy nie rozumiem, dlaczego Apple do tej pory nie zgapiło działania gestu wstecz z Androida, który jest – moim zdaniem – genialny, ponieważ działa zawsze i wszędzie, także jako gest do zamknięcia karty, a na dodatek zarówno od lewej, jak i prawej krawędzi. W iOS gest “wstecz” można wywołać tylko od lewej krawędzi.
Subiektywnie uważam też, że na Androidzie są ładniejsze emoji i interfejs niektórych aplikacji (na przykład Feedly) – nie każda wygląda tak samo na obu systemach, a do tego brakuje mi obsługi dwóch gestów – przesunięcia palcem w dół po ekranie głównym, aby wysunąć belkę z szybkimi ustawieniami i w górę, żeby wysunąć szufladę ze wszystkimi aplikacjami. Inaczej robi się również zrzut ekranu – na iPhonie trzeba wcisnąć klawisz blokady i zwiększania głośności, a na Androidzie klawisz blokady i zmniejszania głośności. Ciągle mi się to myli.




Apple utrudnia też sprawdzenie mocy ładowania i szczegółowych statystyk dotyczących akumulatora. Na Androidzie używam od lat AccuBattery. Na iOS znalazłem Ampere Battery Charging Check, który pokazuje moc ładowania, ale trzeba długo czekać na wynik. Nie jest to duża niedogodność, jednak zwróciło to moją uwagę. Podobnie jak czasami zdarzające się klatkowanie w aplikacjach i błędy w działaniu, a także nagrzewanie się (czasami) podczas grania w gry w apce AliExpress. Tak, obiecywałem sobie, że z tym skończę, ale chyba dopadł mnie syndrom “jeszcze jednej tury”…
Z jakiegoś powodu Apple nie pomyślało również, żeby umożliwić użytkownikom ponowne uruchomienie iPhone’a. Aby to zrobić, trzeba go wyłączyć i potem włączyć, czyli wykonać dwie czynności. Co prawda jest możliwość wymuszenia ponownego uruchomienia, ale nawet sam producent zaleca to zrobić wtedy, jeśli iPhone nie odpowiada i nie daje się wyłączyć, a następnie włączyć. Prywatnie uważam, że „zdrowo” jest co jakiś czas zrestartować każdy sprzęt elektroniczny i na Androidzie jest to wygodniejsze.
Mieszane uczucia mam natomiast wobec Face ID. Irytuje mnie, że nie działa, gdy siedzę przy biurku, a telefon leży przede mną. Nawet, gdy się nad nim nachylę – zawsze muszę wpisać kod. Jednocześnie to dla mnie naprawdę super, że – na przykład – podczas korzystania z magazynu haseł nie muszę przykładać palca do czytnika linii papilarnych w celu autoryzacji. Fajne jest też to, że biorę iPhone’a do ręki i od razu jest odblokowany – nie muszę celować palcem w skaner, a w moim przypadku dość często zdarza się, że muszę przykładać opuszek więcej niż raz, gdyż za pierwszym mnie nie rozpoznaje.
Cały czas jednak zapominam, że przed zapłaceniem Apple Pay trzeba dwukrotnie wcisnąć klawisz na prawej krawędzi i zweryfikować się za pomocą Face ID – odruchowo przykładam smartfon do terminala bez tego. To coś, co musi mi wejść w nawyk, ponieważ na Androidzie przykłada się palec do czytnika linii papilarnych i zbliża telefon do terminala, nie trzeba na niego wcześniej patrzeć.
Podsumowując: iPhone 17 zostaje ze mną. Przynajmniej na razie
Kiedy zdecydowałem się – po raz trzeci – przesiąść na iPhone’a, spodziewałem się, że długo nie wytrzymam. Nawet śmiałem się do członków redakcji Tabletowo, że jestem ciekawy, po ilu dniach będę miał ochotę wyrzucić go za okno (oczywiście w przenośni). Tymczasem po dwóch tygodniach wcale nie czuję, żeby mnie do tego ciągnęło. iPhone 17 pozostanie moim daily driverem… przynajmniej przez jakiś czas, ponieważ z uwagi na swoją naturę lubię zmieniać telefony i kolejnym niekoniecznie musi być iPhone.
Chętnie jednak sprawdziłbym iPhone’a 17 Pro Max, ponieważ czasami ekran w “Siedemnastce” jest dla mnie za mały – głównie w sytuacjach, gdy robię na nim rzeczy związane z pracą. W “prywatnych zastosowaniach” jest natomiast idealny – poręczny i lekki. Obawiam się bowiem wagi Pro Maxa, ponieważ już Oppo Find X8 Pro jest dla mnie ciężki (215 gramów), a iPhone 17 Pro Max waży aż 233 gramy. W połączeniu z “ceglaną bryłą” (co do której mam mieszane uczucia – podoba mi się obłość Oppo czy wcześniej Pixela) korzystanie z niego mogłoby nie być dla mnie komfortowe.
iPhone 17 pokazał mi jednak, że Android i iOS nie różnią się już od siebie tak znacząco jak kiedyś. Na iOS można nawet spersonalizować sekcję szybkich ustawień (wyciąganą poprzez przeciągnięcie palcem od górnej krawędzi) oraz ułożyć w dowolny sposób ikony na ekranach, co kiedyś było nie do pomyślenia, a dla mnie jest szalenie istotne. Po dwóch tygodniach stwierdzam z pełną odpowiedzialnością, że dziś system operacyjny ma drugorzędne znaczenie.
A przynajmniej w sytuacji, gdy ktoś myśli o zakupie iPhone’a, a wcześniej przez lata korzystał ze smartfona z Androidem (nie wiem, jak to by było w drugą stronę). Moim zdaniem nie wiąże się to z koniecznością diametralnej zmiany przyzwyczajeń – dla mnie korzystanie z iPhone’a jest naturalne (jak nigdy wcześniej), mimo że jest kilka aspektów, które mnie denerwują lub irytują. Da się jednak przejść z nimi do porządku dziennego. Nigdy bym nie pomyślał, że powiem coś takiego, lecz właśnie tak wygląda sytuacja – z mojej perspektywy, którą starałem się Wam przedstawić.
P.S. Chętnie się dowiem, jeżeli coś mi umknęło, a co warto wiedzieć i co może przydać się na co dzień podczas korzystania z iPhone’a – piszcie w komentarzach.
P.S.2 Tak wygląda oryginalne etui Apple po 2 tygodniach użytkowania. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żeby jakiekolwiek etui się ukruszyło. Nie wiem, jak i kiedy to się stało – na pewno smartfon nie wypadł mi z ręki.











