Zdarzają się takie smartfony, które wywołują uczucie pewnego rozczarowania (choć naprawdę rzadko), są też i takie, którym – choć w gruncie rzeczy niewiele brakuje – sprawiają wrażenie nudnych. Czasem pojawiają się też i takie, które w zasadzie już od początku powodują zaskoczenie, które pozostaje na dłużej i niekiedy przeradza się w swego rodzaju zachwyt. To ostatnie idealnie opisuje moje odczucia co do Vivo X200 Pro.
Z tą recenzją zwlekałem długo. Choć mogłem skończyć ją – jak niemal zawsze – po około dwóch – trzech tygodniach, z premedytacją przedłużyłem testy do ponad 1,5 miesiąca. Nie robiłem tego jednak z lenistwa, tylko przez fakt, że koniec testów oznacza dla mnie konieczność zwrócenia telefonu, a korzystanie z niego było naprawdę bardzo miłym doświadczeniem, zwłaszcza robienie nim zdjęć.
Po tym przydługim wstępie już chyba możecie się spodziewać, jakie są moje wrażenia z obcowania z tym smartfonem. No dobra, pora przejść do konkretów – przed Wami recenzja Vivo X200 Pro.
Specyfikacja techniczna Vivo X200 Pro:
- czterostronnie zakrzywiony wyświetlacz AMOLED 8T LTPO o przekątnej 6,78″, rozdzielczość 2800×1260 pikseli, adaptacyjna częstotliwość odświeżania 0,1-120 Hz, lokalna jasność szczytowa do 4500 nitów, przyciemnianie PWM 2160 Hz, Dolby Vision i HDR10+, ZEISS Master Color, szkło Armor Glass,
- ośmiordzeniowy procesor MediaTek Dimensity 9400 z GPU Immortalis-G925, układ przetwarzania obrazu Vivo V3+,
- 16 GB RAM LPDDR5X,
- 512 GB pamięci wewnętrznej UFS 4.0,
- system Android 15 z Funtouch OS 15, 5 aktualizacji systemu i 5 lat poprawek zabezpieczeń,
- aparat główny ZEISS True Color 50 Mpix (sensor LYT-818, 23 mm, 1/1.28″, f/1.57, OIS) + ultraszeroki kąt 50 Mpix (15 mm, 1/2.76″, f/2.0, autofocus) + peryskopowy teleobiektyw 200 Mpix ZEISS APO (HP9, 85 mm, 1/1.4″, f/2.67, zoom optyczny 3.7x, OIS), powłoka T*ZEISS, laserowy AF, czujnik multispektralny,
- aparat przedni 32 Mpix (f/2.0),
- WiFi 7 (802.11a/b/g/n/ac/ax/be), 2,4 + 5 + 6 GHz,
- 5G (sub-6) z eSIM, VoLTE i Wi-Fi Calling,
- dual SIM (2x nano SIM/nano SIM + eSIM),
- Bluetooth 5.4,
- NFC,
- GPS, BeiDou, GLONASS, Galileo, QZSS, NavIC, A-GPS,
- nadajnik podczerwieni IrDA,
- głośniki stereo,
- ultradźwiękowy czytnik linii papilarnych,
- port USB-C (USB 3.2 Gen 1),
- akumulator krzemowo-węglowy (3. generacji) o pojemności 6000 mAh, ładowanie przewodowe FlashCharge 90 W + indukcyjne 30 W + zwrotne bezprzewodowe,
- wymiary: 162,36×75,95×8,49 mm,
- waga: 228 g,
- IP68.
Cena Vivo X200 Pro w momencie publikacji recenzji: 5299 złotych. Smartfon dostępny jest w jednym wariancie pamięciowym – 16/512 GB i w jednym kolorze – tytanowym.
Vivo X200 Pro
Choć w zestawie oczywiście na próżno szukać ładowarki, to pudełko – poza samym telefonem i przewodem USB – skrywa dodatek w postaci etui. Co prawda jest mocno podstawowe, przezroczyste, silikonowe, ale zdecydowanie może się przydać, przynamniej na początek.

Wzornictwo i konstrukcja
Vivo X200 Pro to flagowiec z krwi i kości – widzimy i czujemy to już od początku. Pod kątem konstrukcyjnym wypada nienagannie – szkło z przodu, szkło z tyłu, a po środku aluminowa rama. Wypada mi też wspomnieć, że nie jest to smartfon należący do małych, wąskich (162,36×75,95×8,49 mm) i lekkich (227 g). Niemniej jednak, leży w dłoni naprawdę nieźle i nie ciąży nadmiernie podczas użytkowania.
Szkło na froncie jest czterostronnie zakrzywione, ale oczywiście nie są to na tyle mocne zaoblenia, by powodowały jakiej niepożądane załamania światła w tym miejscu. Ramki dookoła panelu wyświetlacza mogłyby być nieco cieńsze, ale nie mogę odmówić im pełnej symetrii, przez co finalnie cały front wygląda naprawdę nieźle.
W tym miejscu muszę wspomnieć, że zastosowano tu autorskie szkło Armor Glass. Mimo moich początkowych obaw, po okresie testów sprawdziło się ono bez zarzutów i nie zgromadziło żadnych widocznych rys. Ponadto, na start naklejona jest dobrze dopasowana folia ochronna.
Tylny panel cechuje się matowym szkłem w srebrno-tytanowym kolorze. Plecki są przyjemne w dotyku i – co ważniejsze – z racji jasnego koloru oraz matowej faktury nie widać na nich przesadnie mocno odcisków palców.





Centralny punkt plecków stanowi monstrualna wyspa z aparatami, zajmująca prawie całą ich szerokość. Główny element pokryty jest szkłem z powłoką antyrefleksyjną T*ZEISS. Ulokowano tu cztery okręgi, z czego w trzech są obiektywy. Wokół zastosowano metalowy pierścień z grawerowanymi napisami oraz krawędzią o kropkowanej fakturze. Mimo ogromnych wymiarów, sama precyzja wykończenia wyspy prezentuje się naprawdę świetnie.
Rama smartfona jest płaska, ma tylko delikatne szlify na brzegach. Wykończenie jest zmatowione, co sprawia, że nie gromadzą się na niej widoczne zabrudzenia. Oprócz tego, zastosowano tu ciekawy zabieg stylistyczny w postaci subtelnej faktury szczotkowanego aluminimium.
W tym miejscu możemy od razu omówić to, co znajdziemy na krawędziach. U góry znalazły się tylko dwa malutkie otwory z mikrofonami, a na dole slot na dwie karty nanoSIM, port USB-C i maskownica głośnika. Z lewej strony nie umieszczono nic, a z prawej przyciski – do regulacji głośności oraz drugi do wybudzania.
Konstrukcja Vivo X200 Pro oferuje pełną wodoodporność w klasie IP68, a więc na zanurzenie do 1,5 metra głębokości do 30 minut. Co prawda część (głównie zagranicznych) źródeł podaje też IP69, ale na polskiej stronie Vivo znajdziemy wyłącznie informację o IP68.



Wyświetlacz
Skoro mamy do czynienia z flagowcem, raczej nie powinno być zaskoczeniem, że obecny w nim ekran będzie co najmniej bardzo dobry. No i jest, nawet więcej niż bardzo dobry, bo wręcz świetny i to w zasadzie w każdym rozpatrywanym aspekcie.
Gwoli formalności przypomnę, że zastosowany w Vivo X200 Pro wyświetlacz to AMOLED, mierzący po przekątnej 6,78″. Jego rozdzielczość wynosi 2800×1260 pikseli, częstotliwość odświeżania jest adaptacyjna w zakresie 0,1-120 Hz, z kolei lokalna jasność szczytowa to do 4500 nitów.
Kolorystyka jest nasycona, ale w punkt i przyjemna dla oka, biel prawdziwie biała na domyślnym ustawieniu (która nie skręca w beż jak w testowanym przez Kasię Vivo X200 FE), a kąty widzenia – absolutnie nienaganne.

Narzekać nie mogę też na rozdzielczość oraz jasność. Minimalna pozwala na zupełnie komfortowe korzystanie w nocy bez uczucia rażenia w oczy, a szczytowa sprawia, że w mocnym, letnim słońcu, ekran pozostaje całkowicie czytelny. Automatyczne zmienianie jasności spisuje się bez zarzutów – czujnik światła reaguje szybko i płynnie dokonuje zmiany.
Całości dopełnia obecność Always on Display, ale – żeby nie było zbyt idealnie – nie potrafi wyświetlać się z przygaszoną tapetą w tle, a jedynie na czarnym ekranie. Niemniej jednak, dostępnych stylów zegara jest naprawdę bardzo dużo, włącznie z opcjami personalizacji, zatem każdy znajdzie tu coś dla siebie.
AoD może pokazywać się po stuknięciu ekranu lub uniesieniu telefonu, lekkim przesunięciu go, w konkretnych godzinach, jak też przez cały dzień. Prezentowane są na nim informacje o godzinie, dacie i poziomie baterii, ale też ikony powiadomień. Tu możemy sami wybrać konkretne apki, z jakich notyfikacje będą wyświetlane na AoD, przy czym ich maksymalna ilość to 20.













Wydajność i kultura pracy
Za działanie Vivo X200 Pro odpowiada ośmiordzeniowy procesor MediaTek Dimensity 9400, wykonany w litografii 3 nm, z układem graficznym Immortalis-G925. Zastosowano tu także 16 GB RAM LPDDR5X i 512 GB pamięci UFS 4.0. W tym aspekcie wypada on więc identycznie co Oppo Find X8 Pro, którego testowałem pod koniec zeszłego roku.
I, tak jak w przypadku wspomnianego Oppo, absolutnie nie miałem na co narzekać, tak samo jest i tutaj. Vivo X200 Pro działa wprost rewelacyjnie – dokładnie tak, jak powinien stuprocentowy flagowiec. Wydajność stoi na nienagannym poziomie i przez cały okres testów ani razu nie dała mi najmniejszego powodu do utyskiwania.
Niezależnie od tego, co w danym momencie robiłem, smartfon działał rewelacyjnie płynnie. Otwieranie aplikacji następuje wprost błyskawicznie, nawet jedna po drugiej, a przeskakiwanie pomiędzy oknami w interfejsie oraz apkami jest szybkie i płynne. Vivo X200 Pro nie łapie zadyszek również podczas szybkiego robienia serii zdjęć ze wszystkich obiektywów i przeskakiwania od razu do innej aplikacji.















Równie świetnie wypada też zdolność do przechowywania otwartych programów w tle. Nie na darmo zastosowano tu 16 GB RAM, bowiem raz uruchomiona apka potrafi pozostać w tym samym stanie nawet przez kilka godzin od jej ostatniego użycia.
To może chociaż Vivo X200 Pro ma problem z nadmiernym nagrzewaniem, bym wreszcie miał na co ponarzekać? Pudło. Choć – żeby była jasność – nie jest on stuprocentowym ideałem, jeśli chodzi o temperatury pracy, jednakże trudno zarzucić mu jednoznaczne problemy z termiką.
Z reguły pozostaje on na tyle chłodny, że trudno wyczuć jakąkolwiek wyższą temperaturę. Potrafi zrobić się delikatnie letni przy szybkim żonglowaniu apkami i intensywnym korzystaniu z aparatu, nieco nagrzewa się również podczas trochę dłuższego korzystania z niego na sieci 5G.
Wciąż jednak, poza momentem robienia benchmarków, nie odczułem na tyle dużego wzrostu temperatury, bym mógł powiedzieć, że Vivo X200 Pro stał się faktycznie mocniej ciepły czy wręcz gorący.

Oprogramowanie, czyli nakładka Funtouch OS w boju
Vivo X200 Pro pracuje pod kontrolą Funtouch OS 15, bazującym na systemie Android 15. Muszę przyznać, że jest to moja pierwsza dłuższa styczność z tym interfejsem, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Vivo wróciło na nasz rynek dosłownie chwilę temu. Moje wrażenia są jednak zdecydowanie pozytywne.
Tym, co doceniłem już na dzień dobry po skonfigurowaniu telefonu był fakt, że nie ma tu zainstalowanej na dzień dobry tony zbędnych, śmieciowych aplikacji, ani też nakładka nie sugeruje nam za wszelką cenę ich instalacji upierdliwymi powiadomieniami (ze szczególnymi pozdrowieniami dla Motoroli).
Całość wygląda bardzo schludnie, nie brak tu szerokiej gamy opcji personalizacji system oraz funkcji dodatkowych, no i – przede wszystkim – optymalizacja stoi na bardzo dobrym poziomie. Nakładka nie jest przeładowana, nie zacina się, a powiadomienia z aplikacji docierają bez zwłoki.











Pozwólcie jednak, że nie będę omawiać wszystkich dostępnych w Funtouch OS 15 funkcji, bo trwało by to zdecydowanie zbyt długo. Z tych najbardziej przydatnych – jest robienie zrzutów ekranu przeciągnięciem trzema palcami w dół po wyświetlaczu, z kolei przeciągnięcie trzech palców w górę powoduje włączenie trybu podzielonego ekranu. Dzielenie możemy też aktywować przesuwając odpaloną aplikację do góry i w lewy róg, z kolei przesunięcie w prawy górny róg otwiera ją w małym okienku.
Opcje personalizacji obejmują nie tylko całe motywy, ikony i kolorystykę, ale można także spersonalizować konkretne animacje, np. przy przechodzeniu do ekranu głównego, wygaszaniu i wybudzaniu smartfona, rozpoczynaniu ładowania i tak dalej. Jest tego tutaj naprawdę sporo, dzięki czemu – jeśli tylko mamy czas oraz chęci – możemy dopasować wszystkie te smaczki do naszych upodobań.
Na koniec – jak zawsze – wypada mi wspomnieć o deklarowanym wsparciu. Według szeroko dostępnych informacji, Vivo deklaruje, że model X200 Pro ma otrzymać – jak wszystkie wydane na rynek smartfony Vivo w tym roku – pięć aktualizacji Androida, a przez pięć lat dostawać łatki bezpieczeństwa. Wypada to więc całkiem nieźle, ale jednak gorzej od niektórych konkurentów.








AI też tutaj jest
Sztuczna inteligencja to obecnie wręcz stały punkt oprogramowania każdego nowego smartfona i nie inaczej jest w przypadku Vivo X200 Pro. Co prawda nie ma tu nic, co mogłoby jakkolwiek zaskoczyć na tle konkurencyjnych smartfonów, ale jednocześnie trudno odmówić zastosowanym funkcjom AI większej lub mniejszej użyteczności.
Zaczynając od tego, co zdecydowanie mogę uznać za pozytyw – każda z wymienionych poniżej funkcji w pełni działa w języku polskim, a to wcale nie jest takie oczywiste w smartfonach niektórych marek (zerkam tu chociażby w stronę Honora).
Co zatem oferuje Vivo X200 Pro w kontekście AI? Po pierwsze – to, co praktycznie wszyscy, czyli funkcję Circle to search, pozwalającą na wyszukiwanie w Google poszczególnej zawartości ekranu poprzez zakreślenie jej palcem. Niezmiennie szybkie, łatwe i po prostu fajne.
Drugim elementem jest edytor zdjęć AI. Ten umożliwia nam usuwanie niepożądanych elementów tudzież osób w kadrze oraz redukcję refleksów, powstających podczas robienia zdjęcia np. przez szybę. Efekty w dużej mierze wypadają bardzo zadowalająco, bo często AI potrafi usunąć nawet dłoń trzymającą np. szklankę. Dobrze radzi sobie też z rozpoznawaniem osób, nawet w oddali i usuwaniem ich z kadru.








Idąc dalej, sztuczną inteligencję zastosowano też w aplikacji Notatnik. Tutaj z kolei pozwala na tłumaczenie tekstu, podsumowywanie notatek, wyodrębnianie z nich zadań do wykonania w formie listy oraz ich tłumaczenie na jeden z wielu dostępnych języków. Jest też opcja porządkowania, która samodzielnie dzieli tekst na akapity i tworzy do nich nagłówki.
Ostatnim miejscem, w którym my sami możemy użyć AI, jest dyktafon, w którym dostępna jest funkcja transkrypcji nagranego dźwięku na tekst oraz możliwość podsumowania go.
Działanie tej funkcji oceniam dobrze, choć zdarzają się sytuacje, że jakieś słowa nie są rozpoznawane właściwie (zwłaszcza, gdy ktoś mówi szybko) i wówczas AI potrafi sobie nazmyślać. Brakuje też wprowadzania podziału na głosy rożnych osób, co akurat umieją robić funkcje sztucznej inteligencji w niektórych smartfonach, np. Galaxy AI w Samsungach.







Zaplecze komunikacyjne
Pod tym względem, Vivo X200 Pro nie brakuje niemal niczego. Smartfon oferuje łączność 5G, najnowsze trzyzakresowe WiFi 7, Bluetooth 5.4, NFC oraz systemy pozycjonowania GPS. Jest też obsługa połączeń głosowych VoLTE i WiFi Calling, wsparcie dla eSIM oraz dual SIM – ten może działać zarówno z wykorzystaniem dwóch kart nanoSIM, jak też jednej nanoSIM i jednej eSIM.
Przez okres wyjątkowo długich testów nie miałem najmniejszych problemów z funkcjonowaniem żadnego z wymienionych modułów łączności. Vivo X200 Pro nienagannie spisywał się w kwestii jakości połączeń telefonicznych, zasięgu sieci komórkowych i WiFi oraz prędkości transmisji danych. GPS lokalizował szybko i nie gubił sygnału, a Bluetooth poprawnie łączył się z wszelkiej maści słuchawkami.
Producent, niestety, nie wyszczególnia w specyfikacji, jakie kodeki audio Bluetooth są obsługiwane. Niemniej jednak, X200 Pro bez trudu wykorzystywał LDAC i LHDC 5.0 podczas łączenia ze słuchawkami oferującymi te kodeki. Brak natomiast nawet podstawowego aptX, ani tym bardziej aptX Lossless.
Na pokładzie jest też dioda podczerwieni, która może służyć do zdalnego sterowania – na przykład – telewizorem, kinem domowym czy klimatyzatorem. Jej umiejscowienie jest jednak dość nietypowe, bo nie znajduje się ona na górnej ramce (jak to z reguły bywa), a na wyspie aparatów, zatem to nią musimy celować w stronę urządzenia.
Dla formalności dodam, że Vivo X200 Pro nie obsługuje kart pamięci microSD.

Zabezpieczenia biometryczne
Cieszy mnie, że ultradźwiękowe czytniki linii papilarnych stają się powoli coraz bardziej powszechne, bowiem oferują one świetną szybkość odblokowywania i bezbłędność. Niegdyś, dostępne były w nielicznych modelach, potem pojawiły się we flagowych Samsungach Galaxy S (najnowsza seria Galaxy S25 też je ma), ostatnio też m.in. w OnePlusie 13.
Vivo X200 Pro to kolejny smartfon, który może pochwalić się obecnością właśnie ultradźwiękowego skanera odcisków palców. I, bez zaskoczenia – działa on absolutnie kapitalnie. Odblokowanie telefonu niemal za każdym razem następuje już po krótkim muśnięciu opuszkiem pola czytnika.
Jest on też wysoce bezbłędny, bo na palcach (hehe) jednej ręki mogę policzyć sytuacje, w których zadziałał dużo wolniej albo musiałem przyłożyć palec raz jeszcze. Były to – dosłownie – pojedyncze sytuacje.
Naturalnie jako opcji numer dwa nie mogło zabraknąć rozpoznawania twarzy. Działa ono z wykorzystaniem przedniego aparatu do selfie, a więc wykorzystuje skan 2D. Niemniej jednak nie mogę odmówić mu wysokiej sprawności i szybkości w jasnym otoczeniu. Im ciemniej, tym z odblokowaniem trudniej.




Głośniki oraz haptyka
O tym, że flagowy smartfon jest wyposażony w głośniki stereo, już nawet nie ma sensu wspominać, bo to oczywistość. Napomnę tylko raz jeszcze, że jeden z nich ulokowany jest na dolnej ramie, natomiast wylot drugiego drugiego znajdziemy na krawędzi nad ekranem, czyli dokładnie w tym samym miejscu, co głośnik do rozmów. Dość standardowe rozmieszczenie.
Niestety, zabrakło Dolby Atmos, co oznacza, że nie mamy możliwości odtwarzania w pełni zdekodowanego dźwięku w tym formacie przestrzennym, a niektóre z aplikacji (np. Apple Music) w ogóle nie pozwalają wymusić słuchania utworów w Dolby Atmos.
Brak ten bynajmniej nie oznacza, że sekcja ustawień dźwięku jest zupełnie uboga. Po pierwsze, Vivo zaimplementowało funkcję o nazwie Superrozdzielczość dźwięku, która ma poprawiać brzmienie audio o niższej jakości, przy czym wówczas najbardziej można wychwycić podbijanie wysokich tonów. Jest tu też Super Audio z czterema tryby brzmienia dźwięku – inteligentny, filmy, gry i muzyka, przy czym działa ono tylko korzystając z głośników telefonu.
No dobrze, ale jak grają głośniki Vivo X200 Pro? Generalnie bardzo dobrze, ale jednocześnie nie jest to poziom aż tak wysoki, bym mógł powiedzieć, że brzmią najlepiej ze wszystkich flagowców. Najbardziej doceniam fakt, że dźwięk z głośników wydobywa się idealnie równo – po połowie z górnego i dolnego. Są one donośne oraz czyste w całym zakresie i nie charczą nawet na pełnej głośności.
Brzmienie jest bardzo równe, słychać przede wszystkim bliski środek, równie bliskie, ale klarowne wysokie tony, i trochę basu. Tych niskich tonów mogłoby być więcej, choć na szczęście nie są one zupełnie wypłaszczone i schowane. Docenić muszę przestrzenność dźwięku – mimo braku Dolby Atmos i tak wypada ona świetnie.
Bardzo dobrze wypadają też wibracje, ale – w moim odczuciu – nie jest to aż tak świetna haptyka jak chociażby w Pixelu 9 Pro XL czy OnePlusie 13. Domyślna siła wibracji przy powiadomieniach jest nieco niska, ale to akurat możemy zmienić w ustawieniach. Sama jakość haptyki wypada dobrze, bo są one odpowiednio zróżnicowane.





Czas pracy Vivo X200 Pro
Pojemność akumulatora zastosowanego w Vivo X200 Pro wynosi 6000 mAh, przy czym jest to ogniwo krzemowo-węglowe, wykonane z użyciem technologii anody krzemowej 3. generacji. Można więc śmiało powiedzieć, że mamy do czynienia z naprawdę dużą baterią, choć teoretycznie mniejszy Vivo X200 FE ma większy akumulator – 6500 mAh.
Sam czas pracy wypada już wprost świetnie. W zależności od stopnia intensywności użytkowania, korzystanie od rana do bardzo późnego wieczora było absolutnym minimum, jakie uzyskiwałem. Często udawało mi się też używać go ponad pełną dobę – wówczas rozładowywał się dopiero w okolicach godziny 16:00 następnego dnia.
Nawet w momencie, gdy był używany przeze mnie podczas intensywnego dnia poza domem z wykorzystaniem sieci 5G, rozładowanie nastąpiło dopiero po 19:30, a czas na włączonym ekranie wynosił wówczas ponad 6 godzin.
A skoro już mowa o wynikach czasu włączonego ekranu – przy użyciu WiFi, SoT potrafił oscylować w okolicach 8-9 godzin, natomiast w mieszanym użyciu sieci było to bardziej 7,5-8 godzin. Na wspomnianej już komórkowej transmisji danych 5G/LTE, uzyskiwałem wyniki SoT na poziomie około 5-6 godzin.
Innymi słowy, uważam, że Vivo X200 Pro ma na tyle kapitalną baterię, że śmiało jest w stanie towarzyszyć nam podczas intensywnego dnia użytkowania od rana do nocy. Jeśli będziemy sięgać po niego trochę rzadziej, dwa dni z dala od ładowarki zdecydowanie są w zasięgu.
















Teraz mam dwie informacje – dobrą i złą. Dobra jest taka, że Vivo X200 Pro wspiera szybkie ładowanie przewodowe o mocy 90 W. Zła z kolei, że pełna moc osiągana jest tylko przy użyciu dedykowanego adaptera FlashCharge.
Korzystając z innych ładowarek (nawet o mocy 125 W) nie udawało mi się zbliżyć do tych 90 W, nawet po włączeniu opcji szybkiego ładowania w ustawieniach (domyślnie jest ona wyłączona). Niemniej jednak, czas ładowania i tak wypada całkiem przyzwoicie. Startując od 1%, pierwsze 50% pojawiało się po 23 minutach, a po 30 minutach – 64%. Uzupełnienie baterii Vivo X200 Pro do pełna zajmowało mi dokładnie 51 minut.
Jako wisienka na torcie, nie zabrakło także ładowania bezprzewodowego 30 W, a także zwrotnego indukcyjnego.




Aparat, czyli jakie zdjęcia robi Vivo X200 Pro?
Teraz doszliśmy do tej kwestii, która zrobiła na mnie zdecydowanie największe wrażenie. Dawno bowiem żaden testowy smartfon nie zachęcał mnie aż tak bardzo do robienia zdjęć jak ten. Efekt? Na ten moment liczba zrobionych przeze mnie fotek wynosi ponad 1100. Część z nich mogliście zobaczyć w materiale z wrażeniami po pierwszych dniach z Vivo X200 Pro, gdzie już wtedy bardzo chwaliłem jego aparat.
Na wstępie przypomnijmy, z czym mamy do czynienia. Vivo X200 Pro oferuje zestaw trzech aparatów. Aparat główny wykorzystuje matrycę Sony LYT-818, ma rozdzielczość 50 Mpix i przysłonę f/1.57 (ogniskowa 23 mm, wielkość sensora 1/1.28″) oraz optyczną stabilizację obrazu.
Ultraszeroki kąt to również 50 Mpix o ekwiwalencie ogniskowej 15 mm, przysłonie f/2.0 z autofocusem. Wisienkę na torcie stanowi peryskopowy teleobiektyw 200 Mpix (1/1.4″, f/2.67, OIS) z sensorem Isocell HP9, który oferuje 3,7-krotny zoom optyczny, co stanowi odpowiednik 85 mm.
Zanim przejdę do szerszego opisu zdjęć z poszczególnych obiektywów, to najpierw w skrócie: Vivo X200 Pro oferuje po prostu fantastyczny aparat i utwierdzała mnie w tym przekonaniu niemalże każda kolejna zrobiona nim fotka. Nawet z pozornie niepozornego kadru potrafił on wyciągnąć coś przykuwającego wzrok – zwłaszcza, gdy mowa o teleobiektywie, ale nie tylko.
Zdjęcia cechują się nasyconą, ale nie przesyconą kolorystyką, świetną rozpiętością tonalną oraz skutecznie działającym HDR. Główny obiektyw oferuje świetną ilość detali, bardzo ładny bokeh oraz w zdecydowanej większości przypadków bezbłędnie szybki i celny autofocus. Sama odległość ostrzenia jest już jednak dość spora, co jest pokłosiem dużej wielkości sensora.
























Ultraszeroki kąt dosłownie ani trochę nie ustępuje pozostałym obiektywom. Szczegółowość zrobionych nim zdjęć pozostaje na wysokim poziomie, zachowywana jest też ostrość na całym kadrze, praktycznie bez żadnych niepożądanych rozmyć w jakimkolwiek punkcie kadru.
Teleobiektyw to kolejne bardzo mocne ogniwo tego zestawu. Oferuje on 3,7-krotne zbliżenie optyczne (85 mm). Bez zaskoczenia, fotki wykonane z przybliżeniem 3,7x wyglądają nienagannie, ale nie tylko one, bo jeszcze do 10x uzyskujemy zdjęcia bez widocznej utraty szczegółowości.
Bynajmniej wcale nie oznacza to, że na większych przybliżeniach uzyskamy słabą jakość. Połączenie wysokiej rozdzielczości i skutecznych algorytmów sprawia, że w dogodnych warunkach nawet fotka z maksymalnego, 100-krotnego zoomu, wciąż pozostaje czytelna. Choć, jasne, widać, że zastosowane zostało agresywne odszumianie, ale i tak wygląda to co najmniej zadowalająco, a niekiedy wręcz zaskakuje.
Tu muszę pochwalić łatwość przeskakiwania między przybliżeniami, bowiem możemy to robić bezpośrednio z poziomu czterech, podstawowych przycisków ogniskowych na dole podglądu aparatu. Ponowne kliknięcie wartości 3,7x przełącza nas na 7,4x, natomiast z każdym dotknięciem 10x przechodzimy do 15x, 20x, 30x i 50x.
Kolejnym, ważnym aspektem, jest niemalże idealna spójność kolorystyczna fotek ze wszystkich ogniskowych. Pomaga w tym obecność tzw. czujnika multispektralnego, który osobno zbiera informacje o kolorach w kadrze i to dzięki niemu barwy na zdjęciach z każdego obiektywu są tak zbieżne.
































Teraz raz jeszcze kilka słów muszę poświęcić teleobiektywowi, bo to, że oferuje on świetny zoom, to jedno. Druga kwestia, że wprost rewelacyjnie spisuje się podczas fotografowania obiektów.
Muszę przyznać, że to właśnie teleobiektyw – gdy tylko było to możliwe – był przeze mnie wykorzystywany najczęściej w sytuacjach, gdzie chciałem zrobić zdjęcie jakiegoś przedmiotu, rośliny czy zwierzęcia. Przy takich kadrach odwdzięcza się on detalami na bardzo wysokim poziomie, w punkt ostrością oraz – przede wszystkim – pięknie wyglądającym rozmyciem tła za obiektem. Wygląda to po prostu absolutnie fantastycznie.
Oprócz tego, Vivo X200 Pro oferuje opcjonalny tryb Super makro. Po jego włączeniu (co robimy z górnego paska w interfejsie aparatu), domyślnie włącza się użycie teleobiektywu. Wówczas, możemy dodatkowo manualnie sterować ostrością i efektem bokeh, czyli poziomem rozmycia tła.
































No to teraz zdjęcia nocne. Do dyspozycji mamy oczywiście tryb nocny, który załącza się automatycznie, o czym informuje nas stosowna ikonka w rogu podglądu, a gdy ją klikniemy, możemy go wyłączyć. Można też dokonać ręcznego włączenia trybu nocnego z poziomu wszystkich trybów foto, ale w zasadzie nie ma takiej potrzeby, bo algorytmy same celnie wybierają, kiedy powinien zostać aktywowany.
W zasadzie jedynym, do czego mogę się przyczepić, są sporadycznie lekko nieostre fotki z ultraszerokiego kąta w ciemniejszych punktach kadrów. Poza tym, efekty wyglądają bardzo, bardzo dobrze. Tam, gdzie trzeba, tryb nocny dokonuje rozjaśnienia, a tam, gdzie pojawiają się źródła światła lub neony, lekko zbija ich jasność, by były czytelne i nieprzepalone.
































Do zdjęć selfie zastosowano aparat o rozdzielczości 32 Mpix. Wyglądają one po prostu bardzo dobrze. Zarówno zwykłe fotki, jak i wykonane w trybie portretowym, prezentują dobrą szczegółowość, zbliżone do naturalnych barwy, a kolor skóry nie wychodzi przekłamany.





W kwestii wideo Vivo X200 Pro również ma się czym pochwalić. Maksymalna rozdzielczość nagrywania to 8K w 30 kl./s, przy czym może być ona wykorzystywana tylko z użyciem głównego obiektywu. Jest również 4K 120 kl./s, które pozwala na użycie głównego oczka i teleobiektywu, z kolei w 4K 60 kl./s dostępny jest już pełny zakres ogniskowych.
Z pozostałych, ważnych informacji, trzeba też wspomnieć, że filmy mogą być kręcone w Dolby Vision HDR, z użyciem kodeku HEVC oraz w profesjonalnym profilu kolorów LOG, dokładnie tak, jak np. na iPhonie 16 Pro Max. Możliwy jest też wybór bardziej filmowych proporcji obrazu, czyli 21:9.
Sama jakość finalnego wideo stoi na topowym poziomie. Obraz jest szczegółowy, cechuje się bardzo dobrą rozpiętością tonalną i odpowiednio żywą kolorystyką. Stabilizacja działa wysoce skutecznie, obrazek pozostaje płynny nawet przy bardziej dynamicznych ruchach, a autofocus i reakcja na zmiany ekspozycji są celne oraz szybkie.
Koniec końców, Vivo X200 Pro zasługuje na tym polu na jednoznacznie pozytywną ocenę i do liderów w kwesii kręcenia filmów, czyli iPhone’ów Pro, nie brakuje mu wiele.

Podsumowanie – jaki jest Vivo X200 Pro i czy warto go kupić?
Półtora miesiąca testów i przeszło 1100 zrobionych zdjęć – tyle wystarczyło, bym naprawdę polubił korzystanie z Vivo X200 Pro. Przypadł mi on do gustu do tego stopnia, że bez cienia zawahania mógłby być moim prywatnym smartfonem na co dzień. To po prostu świetny, kompletny flagowiec, któremu w zasadzie nic nie brakuje.
Aparat wprost zachwyca. Zdjęcia zrobione Vivo X200 Pro prezentują się fantastycznie i – w moim odczuciu – jest to bezwzględnie jeden z najlepszych smartfonów do zdjęć, jakie możemy kupić na naszym rynku. Choć celowo mówię tutaj o naszym rynku, bo na azjatyckim podwórku dostepne są jeszcze mocniejsze Vivo X200 Ultra i Oppo Find X8 Ultra.
W pozostałych aspektach w zasadzie także nie ma się czego wstydzić na tle konkurentów – topowa wydajność, świetny ekran, bardzo dobra bateria, solidna konstrukcja i ultradźwiękowy skaner odcisków palców. Nakładka Funtouch OS jest dobrze zoptymalizowana, bogata w funkcje oraz możliwości personalizacji.
Na co mogę ponarzekać? Chociażby na tą monstrualną wyspę z aparatami, która zbiera tony kurzu wokół i niekiedy zdarza się, że przez jej gabaryty omyłkowo kładziemy na niej palce. Miło byłoby również zobaczyć trochę dłuższe wsparcie aktualizacyjne, zbliżone do tego co oferuje np. Google, Samsung i Honor, a także klasę odporności IP69.
Koniec końców, Vivo X200 Pro to smartfon wysoce godny polecenia, który sprawia, że powrót marki Vivo do naszego kraju naprawdę cieszy.