Garmin Fenix 7
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Zmieniłem Apple Watcha na Garmina. To była (chyba) dobra decyzja

Po latach noszenia różnych generacji Apple Watcha zdecydowałem się na zmianę. Mój wybór padł na zegarek Garmin Fenix 7. Obecnie jestem z tej przesiadki zadowolony i jak najbardziej mogę stwierdzić, że to była dobra decyzja.

Czas pracy coraz bardziej mi przeszkadzał

Z Apple Watchy korzystałem już od 2018 roku, gdy na mojej ręce znalazł się Series 3. Następnie zmieniłem go na Series 4, który z czasem został zastąpiony przez Series 6. Pod koniec września zeszłego roku zacząłem korzystać z testowego Series 9, którego recenzje znajdziecie na Tabletowo.pl.

Ze smartwatchami Apple spędziłem więc 5 lat, czyli naprawdę sporo czasu. Byłem ich użytkownikiem nie tylko ze względu na siedzenie w prawie całym „ekosystemie” Apple, ale również dlatego, że są to po prostu bardzo dobre smartwatche. Nadal, mimo przesiadki na Garmina, śmiem twierdzić, że Apple Watch to najlepszy wybór dla właścicieli iPhone’ów. Oczywiście, gdy szukają prawdziwego smartwatcha.

Kluczowym stwierdzeniem będzie tutaj właśnie „prawdziwy smartwatch”. Przyznam, że po latach przestałem potrzebować takiego urządzenia, natomiast Apple Watch w ciągu ostatnich miesięcy stał się dla mnie tylko sprzętem, który ma mierzyć mają aktywność, dostarczać kilku podstawowych powiadomień, a także po prostu pokazywać aktualną godzinę. Z pozostałych funkcji korzystałem coraz rzadziej, a musiałem męczyć się z niektórymi wadami Watcha.

Miałem więc „zegarek z funkcjami fitness”, którego muszę codzienne podłączać do ładowarki. Nie było to zbyt irytujące przez większość dni, bowiem niekoniecznie lubię spać z czymkolwiek na ręce. Problem pojawiał się jednak podczas weekendowych wyjazdów, a także dozwolonych 2-dniowych „wycieczek”, bowiem konieczne było zabieranie za sobą ładowarki. Miałem jedną ładowarkę do iPhone’a, czasami drugą do MacBooka, a do tego jeszcze kolejną do Apple Watcha, nie zawsze mając dostęp do odpowiedniej liczby gniazdek.

Apple Watch Series 9
Apple Watch Series 9 (fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Jasne, mogłem kupić jedną ładowarkę z kilkoma portami, ale nie rozwiązywało to problemu, a tylko go łagodziło. Czasami po prostu chciałem zdjąć Watcha, odłożyć go i pójść spać, nie martwiąc się o poziom naładowania akumulatora. Niestety, nie było to możliwe.

Moje niezadowolenie z krótkiego czasu pracy zostało spotęgowane przez jeszcze jeden czynnik. Otóż w ostatnich tygodniach postanowiłem trochę oderwać się od wirtualnego i cyfrowego świata, zmniejszyć odczuwalnie liczbę otrzymywanych powiadomień, a także przestać być „więźniem” urządzeń, dostosowując chociażby mój dzień do ich czasu pracy.

Natomiast nosząc Apple Watcha momentami czułem się jak właściciel samochodu elektrycznego, który – jadąc w trasę – musi planować postoje pod ładowarkami. Podobnie wyglądało moje korzystanie ze smartwatcha z Cupertino – przy dłuższych wyjazdach musiałem pamiętać, aby zabrać ładowarkę i wieczorem podłączyć smartwatch do gniazdka.

Lubię stabilność, ale nuda potrafi być irytująca

Nie zmieniam urządzeń zbyt często. W przypadku smartfonów i smartwatchy preferuję cykl korzystania wynoszący 2-3 lata, na nowy komputer przesiadam się po 5 latach. Nie czuję potrzeby, aby w ciągu roku mieć kilka różnych smartfonów. Mogę stwierdzić, że lubię stabilność. Nie oznacza to jednak, że akceptuję nudę. Apple Watch jest natomiast produktem zdecydowanie nudnym.

Przyznam, że od momentu założenia Watcha Series 3 aż do ostatnio używanego Series 9 nie poczułem prawdziwego powiewu świeżości. Przy każdej przesiadce dostrzegałem raczej kilka ulepszeń, ale nic więcej. Nie pomógł tutaj nawet watchOS 10, którego – owszem – można nazwać największą aktualizacją w historii, ale zmiany nie przyniosły naprawdę nic nowego.

Jasne, przeprojektowany został interfejs, zmieniono też wygląd wielu aplikacji, a także wprowadzono nowości w kwestii obsługi. Tylko, że te wszystkie zmiany nie były jakimkolwiek krokiem do przodu – pod względem intuicyjności obsługi wcześniej było poprawnie i po zmianach też jest poprawnie. Nie zauważyłem, aby watchOS 10 wpłynął w odczuwalny sposób na korzystanie z Apple Watcha.

Z jednej strony można uznać za zaletę fakt, że przesiadając się na nowszy model Apple Watcha nie musimy zmieniać dotychczasowych nawyków. Z drugiej jednak uważam, że są pewne granice i nie można ciągle odgrzewać tego samego kotleta, dodając do niego tylko kolejną mieszankę przypraw. W końcu nawet najlepszy kotlet przestaje smakować.

Przez lata korzystania z Watcha liczyłem, że Apple zdecyduje się na jakąś „rewolucję”. Na przykład na okrągłą kopertę lub może zobaczymy zupełnie inny, dodatkowy w ofercie produkt wearables – np. opaskę sportową. Nic z tego. Ponadto tegoroczny Watch Series 10 może dostać co najwyżej nieznacznie przeprojektowaną obudowę, ale wciąż będzie prawie tym samym smartwatchem.

Postanowiłem porzucić Apple Watcha

Najpewniej sama konieczność codziennego ładowania nie przekonałaby mnie do przesiadki. Jednak, gdy doszło do tego ogólne znudzenie Apple Watchem, uznałem, że najwyższy czas poszukać innego urządzenia. Niekoniecznie jednak innego smartwatcha, bowiem – jak już wcześniej napisałem – coraz rzadziej potrzebowałem tych wszystkich dodatkowych funkcji „smart”.

Nie chciałem też iść w rygorystycznym kierunku, sięgając po zwykły zegarek. Mierzenie aktywności fizycznych, a także podgląd różnych statystyk i śledzenie postępów, to dla mnie dobry motywator do wykonywania większej liczby kroków w ciągu dnia czy bardziej intensywnych ćwiczeń na siłowni. Potrzebowałem też dostępu do powiadomień ze smartfona – tylko wyświetlania niektórych komunikatów, ale jednak jest to dla mnie ważne.

Założyłem również, że mój nowy „smartwatch” musi oferować co najmniej tydzień pracy bez konieczności sięgania po ładowarkę. Dlaczego nie 2-3 dni, skoro zazwyczaj tyle trwają moje dłuższe wyjazdy? Chciałem tutaj poczuć spory postęp względem Apple Watcha, a nie tylko akceptowalną poprawę.

Garmin Fenix 7
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Poszukiwania trochę trwały. W tym czasie przeczytałem niemało recenzji i obejrzałem wiele filmów z testami, a także sięgnąłem po opinie kilku znajomych. Finalnie znalazłem smartwatch, a raczej sportowy zegarek z kilkoma funkcjami smart, który wydawał się świetnym wyborem. Do tego doszedł atrakcyjny design, nawiązujący do bardziej klasycznych konstrukcji z okrągłą kopertą. Mój wybór padł na Garmina Fenix 7.

Dlaczego nie model z serii Venu czy Epix, skoro oferują one ekrany AMOLED zamiast mało efektownego Memory-In-Pixel (MIP) w Fenix 7? Uznałem, że AMOLED nie będzie mi potrzebny, a prosty ekran MIP sprawi, że mój nowy zegarek jeszcze wyraźniej będzie różnił się od dotychczasowego Apple Watcha (chciałem naprawdę odczuwalnej zmiany).

Nie potrzebuję też AMOLED-a, aby mieć podgląd aktualnej godziny, dostęp do aktywności fizycznych i możliwość sprawdzenia, czy wiadomość na Messengerze pochodzi od bliskiej mi osoby, więc warto byłoby możliwie szybko odpowiedzieć.

Garmin Fenix 7 – jak wrażenia po zmianie?

Nie mogę stwierdzić, że Garmin Fenix 7 jest po prostu lepszy od Apple Watcha. To dwa różne urządzenia, aczkolwiek mające podobne cechy. Garmin Fenix 7 to zegarek sportowy z kilkoma funkcjami smart, natomiast Apple Watch to pełnoprawny smartwatch, oferujący bardzo duży funkcji, ale przy okazji również podstawowe opcje dotyczące zbierania danych z aktywności fizycznych.

Uważam, że wymienione zegarki są skierowane do innych grup użytkowników. Mimo tego pozwolę sobie na porównanie kilku ich cech, które jak najbardziej są dla mnie ważne.

Zacznijmy od wyglądu. Apple Watche uważam za atrakcyjne, ale brakuje im jednak do urządzeń z okrągłą kopertą. Dla mnie zawsze okrągła konstrukcja w przypadku zegarka będzie tą najładniejszą. Tak, Garmin Fenix 7 prezentuje się lepiej, bardziej jak prawdziwy zegarek, a nie gadżet.

Garmin Fenix 7
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Apple Watch ma jednak kilka przewag. Przede wszystkim ekran AMOLED zapewnia znacznie lepszą jakość obrazu. Trudno się tutaj do czegokolwiek doczepić. Z kolei wyświetlacz MIP jest dość specyficzny i nie wszystkim przypadnie do gustu. Dostajemy technologię, którą można porównać do ekranów w czytnikach ebooków. Ekran korzysta ze światła zewnętrznego – im jaśniej jest na zewnątrz, tym jaśniejszy jest ekran. Otrzymujemy więc dobrą widoczność w słoneczny dzień, ale w nocy już nic nie zobaczymy. Na szczęście jest specjalny przycisk, który umożliwia chwilowe podświetlenie ekranu. Zastosowanie MIP ma jedną ważną zaletę – pozwala znacząco wydłużyć czas pracy.

Smartwatch z Cupertino to też lepsza współpraca z iPhonem i innymi urządzeniami Apple. Do tego dochodzi dłuższa lista aplikacji, a dodatkowo same aplikacje (np. Spotify) są jednak lepsze na Watchu. Nie powinno to dziwić, bowiem Apple Watch to pełnoprawny smartwatch, a nie zegarek sportowymi z kilkoma funkcjami smart.

Powyższe zalety przestały mieć dla mnie jednak jakiekolwiek znaczenie. Tutaj wchodzi Garmin Fenix 7, który jest lepszy w cechach, które teraz są dla mnie ważniejsze. Przede wszystkim w moim przypadku oferuje on aż 17-18 dni pracy bez ładowarki. Do tego zapewnia bardziej rozbudowane możliwości zbierania danych z treningów siłowych.

W Watchu przeszkadzało mi to, że trening siłowy jest ograniczony tylko do podawania mocno przybliżonej liczby spalonych kalorii. Z kolei Fenix 7 liczy też serie i rozpoznaje poszczególne ćwiczenia – np. wyciskanie na ławce, różne ćwiczenia z hantlami czy nawet przysiady. Robi to całkiem dobrze, chociaż do ideału brakuje, ale to temat raczej na recenzję Garmina.

Ustaliliśmy już, że Garmin Fenix 7 dla mnie jest przyjemniejszy wizualnie, zapewnia sporo lepszy czas pracy bez ładowarki, a także wreszcie mam bardziej precyzyjne informacje z treningu siłowego. Nie jest to znacząca przewaga, ale interfejs też uważam za lepszy – jest prostszy i bardziej intuicyjny. Dostępnych jest jeszcze pięć fizycznych przycisków, które naprawdę przydają się podczas aktywności fizycznych – łatwiej jest wcisnąć fizyczny przycisk niż element na dotykowym ekranie w Watchu. Ekran Garmina jest – owszem – dotykowy, ale to raczej dodatek do obsługi z wykorzystaniem fizycznych przycisków, z którego niezbyt często korzystam.

Nie przeszkadzają mi bardziej ubogie powiadomienia, ale rozumiem, że dla kogoś może to być wada, więc wypada wspomnieć, jak to wygląda. Jak wiemy, Apple Watch pod tym względem wypada bardzo dobrze. Co jednak oferuje Garmin Fenix 7? Mamy powiadomienia, ale przykładowo nie odpowiemy na wiadomość e-mail czy wiadomość na Facebook Messengerze – możemy tylko zobaczyć treść powiadomienia.

Przejdźmy teraz do aplikacji dostępnych na smartfony. Trudno jest mi wskazać, która jest lepsza. Zarówno w przypadku Garmina, jak i Apple Watcha, aplikacje są raczej przeciętne. Brakuje im intuicyjności, a dodatkowo niektóre funkcje są niepotrzebnie rozbite na oddzielne aplikacje.

Przykładowo Garmin Fenix 7 ma jedną aplikację do ogólnego zarządzenia zegarkiem, a także podglądu zebranych danych, natomiast – jeśli chcemy instalować dodatkowe tarcze, a także mieć dostęp do sklepu z apkami – musimy na smartfonie zainstalować jeszcze jedną aplikację.

Skoro wspomnieliśmy o aplikacjach na smartfony, przejdźmy jeszcze do tematu łączności i współpracy. Apple Watch i iPhone to para idealna. Z kolei Garmin współpracuje całkiem dobrze z iPhonem, ale już kilka razy zdarzyło się, że nagle połączenie zostało zerwane. Musiałem wyłączyć i ponownie włączyć Bluetooth w iPhonie, aby przywrócić połączenie.

Podejrzewam, że winny jest zegarek Garmina, bowiem nie mam takich problemów z innymi urządzeniami, a dodatkowo podobne skargi innych użytkowników zegarków tego producenta znalazłem na forach.

Zmiana Apple Watcha na Garmina to była (chyba) dobra decyzja

Z Garminem Fenix 7 spędziłem już trochę czasu. Obecnie nie żałuję zmiany i rozstania się z Apple Watchem. Czy faktycznie była to dobra decyzja, najpewniej będę wiedział dopiero po kilku miesiącach, teraz jest jeszcze za wcześnie, aby wydawać ostateczną opinię. Stąd właśnie to „chyba” użyte wyżej w nawiasie.

Garmin Fenix 7
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Przede wszystkim Garmin jest świetnym zegarkiem sportowym, z którym nie muszę już martwić się o poziom naładowania akumulatora. Czasami z nim śpię, czasami zdejmuję i odkładam na biurko, nie sięgając każdego wieczora po ładowarkę. Oczywiście nie muszę już zabierać ze sobą ładowarki, gdy jadę odpocząć na weekend.

Oferowany zestaw funkcji w zupełności mi wystarcza i nie brakuje mi niczego, co zapewnia Apple Watch. Plusem są również treningi siłowe, które nie są już tylko przybliżoną liczbą spalonych kalorii. Spodobała mi się także obsługa, która oparta jest przede wszystkim na fizycznych przyciskach, a także wygląd nawiązujący do klasycznych zegarów z okrągłą kopertą.

Należy jednak pamiętać, że Garmin Fenix 7 nie jest jednak prawdziwym smartwatchem, tak jak Apple Watch. To zegarek sportowy dla określonej grupy użytkowników, ale właśnie tutaj wypada on świetnie i to wystarczy, aby uznać go za sprzęt co najmniej bardzo dobry.