Recenzja Apple Watch Series 9 (41 mm). Zagrajmy w „znajdź różnice”

Wiele osób twierdzi, że iPhone’y z roku na rok w zasadzie w ogóle się nie zmieniają i Apple nie wprowadza w nich żadnych sensownych nowości. Co zatem można powiedzieć o zegarkach Apple Watch? W zasadzie od początku wyglądają one tak samo, a od co najmniej trzech generacji także i oferują identyczne funkcje. Najnowszy Watch Series 9 w dużej mierze potwierdza tą tezę, ale czy w stu procentach?

Jako użytkownik nieco leciwego już, czteroletniego Apple Watcha Series 5, z dużym zaciekawieniem podszedłem do możliwości przetestowania najnowszej iteracji i sprawdzenia, jak dużo zmian realnie odczuję.

Specyfikacja techniczna Apple Watch Series 9:

  • wyświetlacz Retina OLED LTPO 1,69 cala o rozdzielczości 430 x 352 piksele, jasność do 2000 nitów, Always on Display,
  • procesor Apple S9,
  • system watchOS 10,
  • 64 GB pamięci wewnętrznej,
  • wodoodporność do 50 m,
  • czujniki: akcelerometr, żyroskop, wysokościomierz, barometr, kompas, pulsometr, pulsoksymetr, czujnik oświetlenia, czujnik temperatury ciała,
  • funkcje zdrowotne: pomiar tętna, natlenienia krwi, monitorowanie snu, EKG, śledzenie cyklu, wykrywanie upadków,
  • Bluetooth 5.3, WiFi 802.11n, czip UWB,
  • GPS L1, GNSS, Galileo i BeiDou,
  • płatności zbliżeniowe Apple Pay,
  • sieci komórkowe LTE i UMTS, obsługa kart eSIM,
  • akumulator o pojemności 282 mAh, ładowanie indukcyjne MagSafe,
  • wymiary: 41 x 35 x 10,7 mm,
  • waga: 32,1 g (bez paska),
  • kompatybilność z systemem iOS.

Cena Apple Watch Series 9 w momencie publikacji recenzji wynosi od 2249 złotych, a za testowany wariant z LTE – 2749 złotych.

Dostępne warianty

Zacznijmy od tego, że kupując Apple Watcha Series 9, dokładnie tak, jak w poprzednich latach, mamy do wyboru dwie wielkości koperty – 41 mm i 45 mm, a także dwa materiały jej wykonania – aluminium lub stal nierdzewną.

Różnią się one też pokryciem ekranu – wersja stalowa ma wyświetlacz ze szkłem szafirowym, a aluminiowa „wzmocnionym szkłem Ion-X”. Do testów przypadł mi ten mniejszy rozmiar z korpusem wykonanym z aluminum w kolorze północ, czyli bardzo ciemnym granatowym. Poza nim do wyboru są jeszcze różowy, srebrny, złoty i czerwony.

Kolejnym wyborem, jaki musimy podjąć przed zakupem, jest sposób łączności – podstawowa wersja bazuje na GPS, WiFi i Bluetooth, z kolei druga opcja obejmuje także łączność LTE z użyciem wirtualnych kart eSIM. Wariant ze stali nierdzewnej dostępny jest wyłącznie z modułem sieci komórkowych, co dodatkowo winduje jego cenę.

Różnica cenowa między wersją aluminiową, a stalową (która moim zdaniem jest śliczna), jest niestety ogromna. Za aluminiowego Apple Watcha 9 41 mm w wersji GPS musimy zapłacić 2249 złotych, za wariant z LTE to 2749 złotych, podczas gdy model wykonany ze stali kosztuje już… 3899 złotych. Zatem rozbieżność między tymi wariantami to bagatela ponad tysiąc. A, przypominam, wciąż mówimy o rozmiarze 41 mm – analogiczne wersje 45 mm są o około 300 złotych droższe od malucha.

Oprócz tego wybieramy również rodzaj paska – do wyboru jest naprawdę pokaźna gama i istotny jest tutaj fakt, że podczas konfiguracji swojego Watcha na stronie Apple mamy możliwość wybrania w zasadzie dowolnego z dostępnych. Oczywiście za stosowną opłatą, a te – niestety – także nie są małe. Najtaniej wypadają podstawowe paski silikonowe oraz nylonowe zapinane na rzep.

Wzornictwo i konstrukcja – zmian nie stwierdzono

W zasadzie niepodważalny jest fakt, że gdy położymy obok siebie nowsze generacje Apple Watcha, praktycznie nie możemy ich od siebie odróżnić. Nawet mój poczciwy, zmęczony już życiem (i obijaniem o ściany i blaty) Watch Series 5, w aspekcie designu wygląda identycznie.

Bryłę zegarków Apple każdy zna już doskonale. Stała się ona bardzo rozpoznawalna, a miłośników tego typu prostokątnej konstrukcji jest zapewne i tyle samo, co jej przeciwników, którzy wolą klasyczne, okrągłe zegarki. Osobiście na tyle mocno przywykłem już do tego kształtu, że chyba trudno by mi było przestawić się nagle na okrągłą kopertę. Całość jest smukła i opływowa, co stanowi kompletne przeciwieństwo nowej, kanciastej i wręcz topornej bryły serii Apple Watch Ultra.

Korpus mojego wariantu został wykonany z matowego aluminium. Nie mogę narzekać na jego jakość – podczas testów nie zdążyłem go w widoczny sposób zarysować, ani tym bardziej obić, podczas gdy wersje stalowe, mimo świetnego wyglądu, nie mają zbyt dobrej sławy, jeśli chodzi o odporność na rysy.

Pod tym względem aluminium zdecydowanie lepiej znosi próbę czasu. I, żeby nie być gołosłownym – obudowa wspominanego Apple Watcha Series 5 po przejściu przez nadgarstki dwóch użytkowników jest w nienagannym stanie, nie wliczając w to oczywiście porysowanego szkła wyświetlacza.

Wróćmy do opisu wyglądu, choć – parafrazując klasyka – możnaby to ująć słowami „Koń, jaki jest, każdy widzi”. Szkło wyświetlacza jest zakrzywione na wszystkich czterech krawędziach, co pozytywnie wpływa na aspekt wizualny, choć może być przez to trudniej nakleić folię czy szkło ochronne.

Ramki wyświetlacza są relatywnie niewielkie i to akurat jest pewna zmiana, którą jestem w stanie zauważyć po przesiadce z modelu Series 5. Oczywiście, widać to głównie w sytuacjach, gdy elementy interfejsu wyświetlają się z jasnym lub kolorowym tłem. W przypadku czarnego tła wielkość ramek całkowicie się zaciera i traci jakiekolwiek znaczenie.

Na lewej krawędzi umieszczono głośnik do prowadzenia rozmów, z kolei na prawej znalazła się doskonale znana koronka Digital Crown z haptycznymi odpowiedziami, służąca do nawigacji po interfejsie, a pod nią mikrofon oraz przycisk funkcyjny.

Po przeszło dwóch latach korzystania z Apple Watcha jestem dużym fanem Digital Crown. Nawigacja za jego pomocą jest znacznie lepsza zamiast przesuwania palcem po ekranie, a dzięki swojej haptyce daje genialne odczucia. Dla przykładu, jeśli scrollujemy menu aplikacji czy listę ustawień, koronka odpowiada nam wibracją i z dźwiękiem klikania, dając wrażenie, jak gdyby przeskakiwała zapadkowo pomiędzy kolejnymi elementami listy.

Cała spodnia część została pokryta czarną, błyszczącą, ceramiczną płytką. To tu ulokowano oczywiście wszelkie czujniki, odpowiadające przede wszystkim za pomiary tętna i natlenienia krwi. Na górnej i dolnej krawędzi znalazły się dwa malutkie, podłużne przyciski, służące do odblokowywania zaczepów paska.

Przy okazji, kilka słów należy się również paskom. Do testów otrzymałem dwa – tak zwany sportowy, wykonany z miękkiego plecionego nylonu z zapięciem na rzepy, jak również dodatkowy – silikonowy w kolorze pomarańczowym, sygnowany logo Nike z klasycznymi dziurkami i aluminiowym nitem do zapinania.

Osobiście jestem ogromnym fanem tych sportowych wykonanych z nylonu. Są one miękkie i nie podrażniają skóry, dobrze leżą na nadgarstku, a za sprawą rzepów można bardzo precyzyjne dopasować je do obwodu ręki. Jedyny minus tych pasków to ich przemakanie podczas np. mycia rąk. Oczywiście dość szybko wysychają, ale noszenie przez pewien czas mokrego paska na nadgarstku zwyczajnie może być nieco irytujące.

Jeśli chodzi zaś o silikonowy pasek Nike, Apple chwali się, że został on wykonany w dużej mierze z materiałów pochodzących z recyklingu. Jest on przyjemny w dotyku i ma ciekawy wzór, pełen losowo rozsypanych kolorowych drobinek o różnej wielkości, co nadaje mu całkiem ciekawego sznytu.

Wyświetlacz jest teraz dużo jaśniejszy

Jedną z głównych zmian w nowej, dziewiątej serii Apple Watcha, jest jaśniejszy wyświetlacz. I, w tym przypadku, porównując z zeszłym rokiem rzeczywiście można powiedzieć o sporym przeskoku. No dobrze, ale przejdźmy przez tę kwestię po kolei.

Niezmienne jest to ekran OLED LTPO, mierzący w wariancie 41 mm dokładnie 1,69 cala o rozdzielczości 430 x 352 piksele. Zastosowanie technologii LTPO oczywiście oznacza, że panel może adaptacyjnie zmieniać częstotliwość odświeżania, zatem podczas wyświetlania zegara w trybie Always On Display schodzi do 1 Hz. Oczywiście, to było już w poprzednikach (począwszy od Series 5), zatem bez zaskoczenia.

Warto też wspomnieć, że każda z dostępnych tarcz zegara (których jest mnóstwo i z ogromnymi możliwościami personalizacji) jest w stanie wyświetlać się w trybie AoD. Na tym polu nie ma żadnych ograniczeń, choć oczywiście każda z nich przybiera wówczas nieco inny, przygaszony wygląd.

Sam ekran jest w stanie świecić w zakresie od 1 do 2000 nitów, zatem jasność szczytowa wzrosła dwukrotnie względem poprzednika – i to rzeczywiście da się odczuć podczas użytkowania. W nocy zegarek nie razi w oczy, zaś w słoneczne dni (których teraz niestety coraz mniej) cały czas pozostaje czytelny, nawet na pełnym słońcu, co w poprzednich generacjach mogło być problemem.

Poza tym, wyświetlana kolorystyka jest świetna, kąty widzenia wypadają bardzo dobrze, a reakcja na dotyk nie daje mi żadnych powodów do narzekania. W ogólnym rozrachunku, w kwestii ekranu, nie mam się do czego przyczepić.

Działanie, oprogramowanie

Apple Watcha Series 9 napędza autorski, dwurdzeniowy układ S9 z 4-rdzeniowym Neural Engine. W teorii, ma on o 60% więcej tranzystorów od S8, zaś Neural Engine przetwarza zadania uczenia maszynowego cztery razy szybciej.

Tyle teorii, bo w praktyce już każdy poprzedni Watch działał płynnie i nie inaczej jest również w przypadku Series 9. Zegarek przez absolutnie cały czas pozostaje w pełni responsywny, bez zacinania uruchamia wszystkie aplikacje, funkcje treningowe czy dokonuje pomiarów zdrowotnych. Podczas ponad miesiąca testów płynność działania zegarka nie spowodowała u mnie jakiejkolwiek irytacji.

Zegarek działa pod kontrolą watchOS 10. System ten (wreszcie!) doczekał się jednych z największych zmian w interfejsie względem ostatnich kilku wersji. Przeprojektowano m.in. menu aplikacji i odświeżono wygląd apek systemowych. Centrum sterowania pojawia się teraz po naciśnięciu dolnego przycisku, zaś przekręcenie koronki otwiera nowy stos inteligentny, zawierający wybrane przez nas widżety.

Spotkałem się z wieloma opiniami osób, które korzystają z zegarków Apple przez lata, że zmiany wprowadzone w systemie działają na niekorzyść, że trudniej odnaleźć się w odświeżonym interfejsie. Ja jednak uważam, że to są zmiany, które po prostu były potrzebne i teraz całość w końcu wygląda spójnie – tak, jak powinna.

System watchOS 10 daje nam oczywiście dostęp do szeregu aplikacji w dedykowanym zegarkom AppStore. Dodatkowo, na zegarek automatycznie wgrywane są te, których pełnowymiarowe odpowiedniki mamy zainstalowane na iPhonie, co w dużym stopniu ułatwia użytkowanie.

Oczywiście samo działanie danych aplikacji zależy w dużej mierze od jej deweloperów, jedne działają lepiej, inne gorzej – niemniej jednak jest ich mnóstwo. Natomiast jako przykłady tych świetnie działajacych, z których sam korzystam, mogę tutaj wymienić Spotify, apkę Parcel do śledzenia przesyłek czy Xiaomi Home.

Do pełni szczęścia brakuje Messengera, który został kilka miesięcy temu usunięty z watchOS.

Niemniej jednak, mimo braku natywnej aplikacji, wciąż możemy odpowiadać na wiadomości w szybki sposób poprzez kliknięcie funkcji Odpowiedz, umieszczonej pod powiadomieniem o niej.

A skoro już przy tym jesteśmy – na wszelkie wiadomości, zarówno te z powiadomień, jak i SMS oraz iMessage, mamy szeroki zakres odpowiadania. Do wyboru jest kilka predefiniowanych szybkich odpowiedzi pokroju „Cześć”, „Co tam?”, „Tak/Nie” itp., możemy też dodać do nich swoje własne. Alternatywnie do użycia jest wprowadzanie głosowe, które – co muszę oddać – działa absolutnie świetnie. Są także emotikony.

Jeśli już napomknąłem o powiadomieniach, to dodam jeszcze, że te mogą oczywiście przychodzić z dźwiękiem, wówczas też połączenia przychodzące na iPhone’a sygnalizowane są przez Apple Watcha dzwonkiem.

To, jakie powiadomienia i z jakich apek mają spływać na nasz zegarek, możemy dowolnie zmodyfikować. Co istotne – w wiadomościach ze zdjęciami np. na Messengerze wyświetlany jest pełny podgląd zdjęcia.

Funkcje zegarka, płatności i eSIM

Apple Watch Series 9 to inteligentny zegarek w pełnym tych słów znaczeniu. Zacznijmy od tego, że oczywiście mamy tutaj możliwość dokonywania płatności zbliżeniowych Apple Pay. System ten jest obecny w Polsce od ładnych kilku lat i obsługiwany przez ogromną ilość naszych banków.

Konfiguracja jest banalnie prosta, bo podczas pierwszego łączenia zegarka z iPhonem od razu pobierane są dane kart zapisanych w Apple Pay na telefonie. Wystarczy tylko uzupełnić kod CVC/CVV karty i wpisać jednorazowe hasło SMS, które otrzymamy od banku – tyle.

Warto wspomnieć, że oczywiście płatności Apple Pay nie są aktywne przez cały czas, zatem nie ma tu obaw przed złodziejami. Aby zapłacić zegarkiem musi być on odblokowany, wówczas trzeba dwukrotnie nacisnąć dolny przycisk i dopiero wtedy możemy zbliżyć nadgarstek do terminala. PIN karty nie jest wymagany niezależnie od kwoty transakcji.

Co też istotne, zegarkiem możemy zapłacić nawet wtedy, gdy nie mamy przy sobie iPhone’a – nieważne czy mamy wersję LTE z kartą eSIM, czy z samym GPS.

Płatności są jedną z istotniejszych cech Apple Watch Series 9, ale przecież to nie jedyna ekstra funkcja, jaką oferuje. Co jeszcze? O odpisywaniu na wiadomości już mówiłem, wspominałem także o tym, że z zegarka możemy wykonywać połączenia telefoniczne – albo poprzez sparowanego iPhone’a, albo bezpośrednio karty eSIM w modelach z obsługą LTE. Oczywiście różnica jest taka, że w drugim wypadku możemy dzwonić i odbierać połączenia także, gdy wyjdziemy z domu bez telefonu.

I, muszę przyznać, że choć początkowo, gdy zaczynałem użytkowanie smartwatchy wydawało mi się to dziwne, tak po czasie uznaję to za jedną z przydatniejszych funkcji. Wielokrotnie zdarza mi się, że akurat ktoś do mnie dzwoni, podczas gdy jestem w kuchni, a telefon leży w pokoju na drugim końcu mieszkania. Mógłbym lecieć po telefon w nadziei, że zdążę odebrać – ale przecież mam na nadgarstku zegarek.

Prowadzenie połączeń w ten sposób jest stosunkowo łatwe, a ich jakość – zarówno za sprawą dobrego głośnika, jak i równie dobrego mikrofonu – dla obu stron jest bardzo akceptowalna. Oczywiście, to rozwiązanie zdecydowanie nie sprawdzi się na mieście, w gwarnym otoczeniu, ale w domowym zaciszu już tak.

No dobrze, ale wspominałem wcześniej, że mój egzemplarz testowy to model z łącznością komórkową. Będąc precyzyjnym, Apple Watch Series 9 obsługuje sieci 3G UMTS i 4G LTE poprzez wykorzystanie kart eSIM. Istotna jest tutaj informacja, że eSIM musi być tego samego operatora, co główna karta, znajdująca się w naszym iPhonie.

Niestety, mimo że same karty eSIM w chwili obecnej obsługują już wszyscy czterej najwięksi polscy operatorzy, to możliwość duplikowania swojego numeru na zegarek dają póki co tylko Orange i T-Mobile. Jako że prywatnie nie korzystam z usług tych dwóch sieci, nie było mi dane na co dzień korzystać z dobrodziejstw łączności komórkowej w Apple Watchu.

Oczywiście obecność modułu LTE w zegarku umożliwia nam przede wszystkim wykonywanie połączeń i wiadomości tekstowych, gdy nie znajdujemy się w zasięgu iPhone’a, zatem wówczas wyjście z domu bez telefonu nie jest żadnym problemem.

Obsługa gestami – czy to ma sens?

Ta recenzja zostałaby opublikowana dużo szybciej, gdyby nie to, że w zasadzie do ostatniej chwili czekałem na pojawienie się aktualizacji wnoszącej funkcję, którą Apple w zasadzie najmocniej chwaliło się w nowych Watch Series 9 i Watch Ultra 2. Mowa tu oczywiście o gestach dwukrotnego stuknięcia palcami – te nie były dostępne od razu po premierze urządzenia, a dopiero od kilku dni, po wdrożeniu aktualizacji systemu watchOS do wersji 10.1.

Przyznaję, że nie byłem przesadnie optymistyczny co do tego rozwiązania. Jednym z powodów był fakt, że wręcz identyczna funkcja była dostępna pod nazwą Assistive Touch już od watchOS 8 na wielu modelach zegarków. W moim przypadku niestety nie działało to nazbyt dokładnie, często zegarek nie reagował na polecenia, aż finalnie porzuciłem korzystanie z tej funkcji. Czy tak jest dalej?

Zacznijmy od podstaw – na czym to polega? W dużym uproszczeniu, zegarek ma za zadanie wykrywać gest dwukrotnego stuknięcia kciukiem o palec wskazujący i w ten sposób wykonywać pewne interakcje systemowe bezdotykowo. Do tych interakcji należą głównie odbieranie i kończenie połączeń telefonicznych na Apple Watchu, wyłączanie budzika oraz pauzowanie stopera czy minutnika.

Jeśli zaś przebywamy na ekranie głównym, wykonanie tego gestu powoduje otwarcie stosu inteligentnego, a każde kolejne przesunięcie się o widget w dół. Z kolei podczas odtwarzania muzyki powoduje to zatrzymanie i wznowienie utworu.

Teraz w zasadzie najistotniejsze – jak to działa? Muszę przyznać, że zaskakująco świetnie. Odnotowuję, że zegarek reaguje na stuknięcia kciukiem nie tylko o palec wskazujący, ale w zasadzie o każdy inny tej samej dłoni, choć w przypadku wskazującego działa to najdokładniej. Dużą zaletą jest, że Apple Watch rzeczywiście wykrywa tylko ten konkretny gest dwukrotnego stuknięcia palcem o palec i nie reaguje np. na uderzenia palcami o biurko.

Tak więc działanie obsługi gestami oceniam zdecydowanie pozytywnie – działa to tak, jak powinno. Niemniej jednak, szczerze zastanawiam się ilu użytkowników naprawdę intensywnie będzie z tego korzystać, a ilu zapomni o istnieniu tej funkcji po kilku użyciach.

Monitorowanie zdrowia, aktywności i snu

No dobrze, ale czym byłby smartwatch, gdyby nie funkcje stricte związane z aktywnością fizyczną. Apple Watch Series 9 jest w stanie śledzić dziesiątki różnych form treningu – bieganie, marsz, jazdę na rowerze, rolkach, treningi siłowe, na orbitreku, bieżni i wiele, wiele innych. Jest tego naprawdę mnóstwo, zatem z całą stanowczością mogę powiedzieć, że każdy znajdzie coś dla siebie.

Aplikacja o nazwie Trening jest właśnie tą, w której wybieramy i rozpoczynamy wybraną przez nas formę aktywności. Podczas treningu na ekranie zegarka wyświetlają nam się informacje o czasie trwania, naszym aktualnym tętnie, spalonych kaloriach, tempie oraz łącznym dystansie (w przypadkach, gdy te dwa parametry oczywiście mierzone). Przesuwając palcem po ekranie w lewo uzyskujemy dostęp do przycisków wstrzymania lub zakończenia treningu.

Co istotne, w wielu przypadkach wcale nie musimy sami uruchamiać treningu, bowiem zegarek automatycznie wykrywa naszą aktywność i sugeruje włączenie rejestrowania treningu. I, o ile wykrycie odbywa się po czasie (w trakcie spaceru po kilku-kilkunastu minutach), to Apple Watch potrafi zapisać przebyty dystans od momentu, kiedy faktycznie zaczęliśmy się poruszać, a nie od kliknięcia włączenia treningu po powiadomieniu – i to jest świetne.

Oczywiście z racji tego, że Watch Series 9 jest wyposażony w niezależny moduł GPS, jest w stanie samodzielnie rejestrować trasę bez udziału iPhone’a. Co do samej dokładności obliczania dystansu i zapisu tras nie mam żadnych zastrzeżeń, wszystko działa tu absolutnie świetnie. Nie zdarzyło mi się ani razu, by GPS zgubił sygnał i nie zapisał jakichś danych z treningu.

Jeśli zaś mowa o pomiarach zdrowotnych – mamy tu zarówno stałe, automatyczne mierzenie tętna, jak i natlenienia (saturacji) krwi. W przypadku, gdy np. w spoczynku przez dłuższy czas mamy za wysokie tętno, otrzymujemy stosowne powiadomienie. Oprócz tego, jest także EKG – tu pomiary nie odbywają się automatycznie, bo sama procedura badania nie jest bezobsługowa.

Aby zrobić elektrokardiogram za pomocą zegarka musimy włączyć na nim aplikację EKG. Od razu pojawia się nam komunikat, że należy usiąść wygodnie i oprzeć ręce o stabilne podłoże. Kolejnym krokiem jest przyłożenie palca wskazującego do koronki zegarka. Cały pomiar trwa 30 sekund i w tym czasie musimy ograniczyć ruszanie się, by wynik był dokładny. Oczywiście wszystkie dane, w tym pełne wykresy EKG, zapisują się nam w aplikacji Zdrowie na iPhonie.

Nie zabrakło również monitorowania snu, jednakże aby w ogóle się ono odbywało, najpierw musimy skonfigurować tryb skupienia Sen na smartfonie. Ustawiamy wówczas harmonogram włączania i wyłączania tego trybu dla poszczególnych dni tygodnia. Wówczas nie spływają do nas powiadomienia (chyba, że ustawimy inaczej) i wyłącza się Always on Display.

Zegarek monitoruje zarówno sam czas snu z podziałem na fazy i przebudzenia, jak też czas spędzony w łóżku. Muszę przyznać, że rzeczywiście spisuje się dobrze i zarówno czas snu, jak i przebudzenia, zgadzają się ze stanem faktycznym, zatem nic tu nie jest przekłamywane.

Czas pracy

Odkąd pamiętam, czas pracy akumulatora był zawsze głównym zarzutem w kierunku zegarków Apple Watch, bez względu na to, o jakim modelu mówimy. Nie da się ukryć, że na przestrzeni lat nie widać tutaj w zasadzie żadnych widocznych postępów. Na tym polu ogrom zegarków innych producentów jest w stanie sromotnie zawstydzić Apple, niestety.

Wedle danych specyfikacyjnych, Apple Watch Series 9 jest w stanie działać do 18 godzin na jednym naładowaniu przy „standardowym” użytkowaniu oraz dwukrotność tego, czyli do 36 godzin, w trybie niskiego zużycia energii. Oczywiście producent podaje tutaj szereg informacji o procedurze testowej, wedle której takie dane zostały uzyskane – ile przychodziło powiadomień na zegarek, ile wykonano treningów itd. Tyle teorii, pomówmy jednak o praktyce.

Na co dzień korzystałem z zegarka z włączonym Always On Display w godzinach od 8 do 24. Przez cały czas spływała do mnie spora ilość powiadomień, a z częścią z nich wchodzłem w interakcje dokonując szybkich odpowiedzi. Ponadto, często odbierałem na zegarku połączenia, płaciłem w sklepach zbliżeniowo przy jego pomocy i przynajmniej co dwa dni włączałem treningi z wykorzystaniem GPS na około godzinę.

W takim scenariuszu, Apple Watch Series 9 wytrzymywał na moim nadgarstku niespełna półtorej doby, a będąc precyzyjnym 30-34 godziny z dala od ładowarki. Ani razu nie rozładował mi się przed upływem pełnej doby.

Co też ciekawe, wyłączenie Always On Display nie przynosiło drastycznych zmian w wynikach na baterii – różnice wynosiły wtedy do 3-4 godzin łącznego użytkowania, więc i tak ani trochę nie zbliżały się one do dwóch dób.

Owszem, to są wyniki nawet i wyższe od prezentowanych w specyfikacji, ale nadal nie zbliżają się choćby trochę do konkurencji pokroju zegarków Huawei, na których uzyskanie tygodnia na jednym naładowaniu nie stanowi większego problemu.

Krótko o ładowaniu – przy pomocy dołączonej ładowarki MagSafe z USB-C i adaptera Power Delivery o mocy co najmniej 20 W, nasz Apple Watch rzeczywiście jest w stanie ładować się całkiem szybko. 50% pojawia się po upływie mniej więcej 25 minut, zaś pełne naładowanie zajmuje mniej niż godzinę – po około 50-55 minutach.

Podsumowanie

Apple Watch Series 9 to świetny kompan dla iPhone’a pod wieloma względami – co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Bynajmniej wcale nie oznacza to, że jest on jedynym słusznym wyborem, ani tym bardziej, że to ideał – bo nim nie jest.

Zacznijmy jak zawsze od dobrych cech. Całościowo Apple Watch Series 9 jest zbudowany solidnie i bardzo dobrze leży na nadgarstku. Ekran sprawdza się wprost rewelacyjnie pod każdym względem, w szczególności w kwestii szczytowej jasności. Nie zabrakło tu masy funkcji związanych z aktywnością fizyczną, pomiarów zdrowotnych i monitorowania snu, które w pełni spisują się świetnie. 

Na plus uznaję też samą płynność działania i mnogość funkcji dodatkowych, takich jak przede wszystkim płatności zbliżeniowe, odbieranie połączeń i odpowiadanie na wiadomości, opcjonalny moduł LTE oraz obecność sporej ilości aplikacji na watchOS. 

Widzę tu przede wszystkim dwa problemy. Po pierwsze i najważniejsze – bateria. Wypada ona zwyczajnie przeciętnie i blado na tle konkurencji. Kupując zegarek Apple niestety trzeba przyzwyczaić się do częstego ładowania go… albo odpuścić i wybrać coś innego. Po drugie, Apple Watcha da się połączyć wyłącznie z iPhonem, co – jakby nie patrzeć – mocno ogranicza. 

Ubolewam, że z generacji na generację nie zachodzą tu żadne istotniejsze zmiany, przez co finalnie mój czteroletni (!) Watch Series 5 wcale nie ma aż tak kolosalnych różnic i braków względem nowej iteracji. Kto wie, może jubileuszowa, dziesiąta generacja, wniesie coś nowego.

Niemniej jednak, Apple Watch Series 9 jest bez wątpienia świetnym i niemalże kompletnym zegarkiem, stanowiącym bardzo dobrego, ale nie idealnego kompana dla naszego iPhone’a. 

Recenzja Apple Watch Series 9 (41 mm). Zagrajmy w „znajdź różnice”
Zalety
świetny ekran z wysoką jasnością
wysoka płynność działania
intuicyjny system operacyjny
mnogość funkcji treningowych i pomiarów zdrowotnych
płatności zbliżeniowe Apple Pay
wykonywanie połączeń, odbieranie SMS-ów i wiele innych
świetna haptyka
bardzo dobra jakość wykonania
Wady
przeciętny czas pracy akumulatora
możliwość sparowania tylko z iPhonem
mało istotnych zmian względem poprzedników
8
Ocena