Opel Astra GSe – pierwsze wrażenia. Jeździłem hybrydą plug-in po hiszpańskich drogach

Opel Astra GSe

(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Wybrałem się do Hiszpanii, w wyjątkowo atrakcyjne okolice Malagi, aby sprawdzić nowe, zelektryfikowane samochody Opla. Oto, jak wypada Opel Astra GSe i Grandland GSe przy pierwszym spotkaniu.

Usportowione i zelektryfikowane

Z pewnością wielu fanów szybszych samochodów kojarzy markę OPC, pod którą jeszcze niedawno były wydawane mocniejsze odmiany samochodów Opla. Obecnie jednak nie spotkamy nowych modeli sygnowanych tymi trzema literami. Nie oznacza to, że niemiecki producent całkowicie odpuścił zapewnianie klientom bardziej sportowych wrażeń z jazdy.

W dobie elektryfikacji, a także coraz bardziej restrykcyjnych norm emisji spalin, do życia została przywrócona marka GSe. Owszem, przywrócona, ale dziś ten skrót należy odczytywać inaczej. Kiedyś jego rozwinięcie brzmiało Grand Sport Einspritzung, czyli sportowe samochody z wtryskiem paliwa. Natomiast obecnie oznacza to, że mamy do czynienia z modelem z serii Grand Sport electric.

Opel już kiedyś miał modele GSe, ale rozwinięcie skrótu było wówczas inne (fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Jak sugeruje nowe rozwinięcie skrótu GSe, usportowione auta Opla są teraz zelektryfikowane. Nie chodzi wyłącznie o pełne elektryki, ale również hybrydy plug-in. Owszem, jednym z głównych celów jest spełnienie wspomnianych norm emisji spalin – w testach hybrydy plug-in wypadają naprawdę korzystanie. Elektryfikacja to jednak również poprawa osiągów, a dokładniej dołożenie większej liczby koni mechanicznych i zwiększenie maksymalnego momentu obrotowego za sprawą jednostki elektrycznej.

Zapewnienie większej liczby koni mechanicznych to jednak za mało, aby można było mówić o samochodzie mającym bardziej sportowe aspiracje. W końcu na wrażenia z jazdy wpływa wiele innych czynników. Opel oczywiście świetnie to rozumie.

Opel Astra GSe, a także odmiana kombi, czyli Astra Sports Tourer GSe, to jeszcze półkubełkowe fotele z atestem AGR, amortyzatory KONI z technologią FSD i zawieszenie obniżone o 10 mm oraz zmodyfikowany układ kierowniczy. Wszystko to ma przełożyć się na zapewnie większej radości z jazdy – o tym, czy faktycznie tak jest, dowiecie się w dalszej części tekstu. Wspomniane fotele i amortyzatory trafiły również na pokład Grandlanda GSe.

(fot. Opel)

Opel Astra GSe – nieduży silnik spalinowy i jednostka elektryczna

Wypada wspomnieć, że nowy Opel Astra został zaprezentowany w 2021 roku i dzieli wiele rozwiązań z Peugeotem 308, w tym również platformę EMP2. Jak najbardziej oba modele można nazwać bliźniakami, które powstały w tym samym koncernie – Opel i Peugeot są bowiem częścią koncernu Stellantis.

Opel Astra 6. generacji spodobał mi się już po zobaczeniu pierwszych zdjęć. To naprawdę ładny samochód – widać nowoczesną stylistykę, ale również spory umiar, co niestety niekoniecznie jest cechą charakterystyczną nowych samochodów. Co więcej, uważam go za jednego z ładniejszych przedstawicieli swojego segmentu, chociaż niekoniecznie równie wysoki zachwyt wzbudza u mnie projekt wnętrza – tutaj jest poprawnie, ale nic więcej.

Nowa Astra dostępna jest w kilku wersjach, różniących się silnikami, oferowaną mocą i wyposażeniem, a teraz do gamy dołącza odmiana GSe. Dodam, że dotychczas nie miałem styczności z tym samochodem, więc trudno będzie mi porównać zmiany wprowadzone w GSe do innych wariantów. Pozwolę sobie jednak zaufać zapewnieniom producenta i uznam, że faktycznie jest bardziej sportowo.

(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Pod maską znalazł się niewielki, 4-cylindrowy, 1,6-litrowy silnik benzynowy – znany również z różnych modeli Peugeota. Turbodoładowana jednostka charakteryzuje się mocą 180 KM. Do tego dochodzi silnik elektryczny o mocy 110 KM, co łącznie przekłada się na 225 KM przy maksymalnym momencie obrotowym 360 Nm.

Na papierze 225 KM wygląda naprawdę dobrze, ale zapewnia raczej przeciętne 7,5 sekundy od 0 do 100 km/h. Najpewniej wielu z Was spodziewało się lepszego wyniku, ale należy mieć na uwadze, że hybrydowa Astra ma aż 1700 kg masy własnej. Dla porównania sporo większe BMW serii 5 (G30) z układem miękkiej hybrydy i 3-litrowym silnikiem benzynowym ma tylko o 60 kg więcej.

W związku z tym, że Opel Astra GSe to hybryda plug-in, nic nie stoi na przeszkodzie, aby jeździć wyłącznie na prądzie. Na pokładzie znalazł się akumulator litowo-jonowy o pojemności 12,4 kWh, który – według zapewnień producenta – pozwala na przejechanie do 64 km. Bardziej realny będzie jednak wynik 40-45 km, ale dla wielu osób powinna to być wystarczająca wartość podczas codziennej eksploatacji. Ładować możemy go z mocą do 7,4 kW i po około 2 godzinach mieć w pełni naładowany akumulator. Na samym prądzie rozpędzimy się do 135 km/h, a przy korzystaniu z silnika spalinowego Astra osiąga 235 km/h.

(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Opel Grandland GSe – co znajdziemy „pod maską”?

W przypadku Grandlanda GSe nie możemy mówić o zupełnie nowym modelu, bowiem mamy do czynienia z autem, które jest produkowane od 2017 roku. Natomiast w 2021 roku doczekało się faceliftingu, który wprowadził m.in. wyraźnie odświeżony design, zbliżony od stylistyki znanej z nowej Astry.

Grandland w przypadku wariantu GSe zdecydowanie nie będzie popularnym modelem w Polsce. Wynika to z faktu, że do naszego kraju dotrze zaledwie 50 sztuk. Warto jeszcze wspomnieć, że także tutaj mamy do czynienia z samochodem, w którym łatwo odnaleźć elementy wspólne z autami Peugeota i jest on również oparty na platformie PSA EMP2.

(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Wersja GSe wyposażona jest w 4-cylindrowy silnik spalinowy, który generuje równe 200 KM. Do tego dochodzą dwa silniki elektryczne – 110 KM na przedniej osi i 113 KM na tylnej osi. Łączna moc całego napędu wynosi 300 KM, a maksymalny moment obrotowy to 520 Nm. Pozwala to na sprint do pierwszej „setki” w czasie 6,1 sekundy. Waga to natomiast 1867 kg.

Do dyspozycji mamy akumulator o pojemności 14,2 kWh, a więc większy niż w Astrze GSe. Należy jednak wziąć pod uwagę, że Opel Grandland jest cięższy, a także ma gorszy współczynnik oporu powietrza, więc deklarowany zasięg jest zbliżony – 63 km. Realny wynik to raczej 40-45 km na samym prądzie.

Korzystając wyłącznie z silnika elektrycznego rozpędzimy się do 135 km/h, a prędkość maksymalna to 235 km/h. Tak samo, jak w mniejszym bracie, tutaj też ładowarka podkładowa zapewnia moc 7,4 kW, co przy korzystaniu z odpowiedniej ładowarki AC umożliwia pełne naładowanie akumulatora w około 2 godziny.

(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Jak jeździ Opel Astra GSe?

Z uwagi na ograniczenia czasowe, czyli dość krótki wyjazd do Malagi, postanowiłem skupić się głównie na Astrze GSe – Grandlanda GSe potraktowałem tylko jako ciekawostkę ze względu na zaledwie 50 sztuk, które trafi na nasz rynek. Nie opowiem Wam więc zbyt dużo o tym SUV-ie.

Oplem Astrą miałem okazję pojeździć po mieście, poza miastem, a także – co mnie bardzo ucieszyło – po serpentynach. Lepszych warunków, aby sprawdzić zawieszenie i układ kierowniczy, raczej nie mogłem sobie wymarzyć.

Jeśli chodzi o układ kierowniczy, jest całkiem przyjemnie. Opel Astra GSe prowadzi się precyzyjnie i pewnie, chętnie reaguje na każde dotknięcie kierownicy oraz jedzie tam, gdzie tego chce kierowca. Owszem, czułem zmęczenie po pokonaniu wielu zakrętów, ale również pewną dawkę przyjemności, bowiem było to zacne motoryzacyjne doświadczenie.

(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Mam jednak spore zastrzeżenie do tego, co dzieje się po włączeniu trybu sportowego. Wówczas układ kierowniczy wyraźnie się usztywnia, ale robi to w sposób mocno sztuczny. Czuć opór, ale nie jest to to, co znajdziemy chociażby w BMW. Nie czujemy wówczas lepiej drogi, a nawet nie zyskujemy nic, co mogłoby zachęcić do takiej pracy kierownicy. Zdecydowanie nie tego spodziewałem się po przejściu do trybu sportowego. Uważam, że lepszym rozwiązaniem jest pozostawienie układu kierowniczego w podstawowym trybie pracy.

Skoro Opel chwali się zawieszeniem, które specjalnie zostało zestrojone pod Astrę GSe, to wypada o nim wspomnieć. Jak podaje firma, dzięki technologii KONI FSD (Frequency Selective Damping) amortyzatory pracują inaczej przy wysokiej częstotliwości ruchu tłoka (kontrola pracy zawieszenia) i niskiej częstotliwości (ograniczanie przechyłów nadwozia). Co jednak faktycznie zyskuje kierowca?

Zawieszenie jest takie, jak powinno być. Jest sztywno i czujemy każdy próg zwalniający i wszelakie nierówności na drodze, ale też nie mamy wrażenia, że za chwilę wypadną nam wszystkie plomby z zębów. Zgodnie z deklaracjami Opla nie czuć również zbytnich przechyłów na zakrętach. Powiem jedno – jest bardzo dobrze pod tym względem.

(fot. Opel)

Czyli nie włączamy trybu sportowego i otrzymujemy jak najbardziej usportowione auto? Cóż, niezbyt. Owszem, układ kierowniczy będzie przyjemny, a zawieszenie wręcz perfekcyjne, ale sporym problemem będzie reakcja na mocniejsze wciśnięcie gazu. Jadąc spokojnie w podstawowym trybie, gdy wciśniemy mocniej pedał przyspieszenia, możemy być wyjątkowo nieprzyjemnie zaskoczeni.

Nie dość, że 8-stopniowa przekładnia automatyczna reaguje wyjątkowo ospale, to jeszcze przejście z trybu w pełni elektrycznego (taki może się aktywować przy odpowiednim naładowaniu akumulatora) na hybrydowy zajmuje sporo czasu. Skutkiem tego jest to, że mija dosłownie kilka sekund zanim Opel Astra GSe zaczyna faktycznie przyspieszać, a dodatkowo czasami samo przyspieszenie jest wolne.

(fot. Opel)

Chcesz szybko wyprzedzić pojazd przed Tobą? Może się to nie udać. Owszem, w trybie sportowym raczej to zrobisz, ale w innych niekoniecznie. Ponadto w niektórych scenariuszach reakcja będzie na tyle wolna, że będzie to po prostu niebezpieczne. Zanim samochód zareaguje, będzie już zbyt późno. Zdecydowanie nie powinno to tak wyglądać w żadnym aucie, a tym bardziej mającym sportowe aspiracje.

Domyślam się, że to efekt chęci spełnienia restrykcyjnych norm, które określają „ekologiczność” samochodu, ale Opel Astra GSe to nie podstawowy model, który może być ociężały, ale jego bardziej sportowa odmiana. Szkoda, bowiem psuje to cały efekt, który udało się osiągnąć chociażby wybitnie świetnym zawieszeniem.

(fot. Opel)

Opel Astra GSe i Grandland GSe – jeszcze kilka ważnych informacji

Warto też wspomnieć, że Astra GSe to nie tylko usportowiony charakter, ale też zestaw technologii, które pozytywnie wpływają na codzienne użytkowanie tego samochodu. Tym bardziej, gdy ktoś chce użytkować to auto jako to główne.

Na pokładzie znalazł się całkiem przyjemny system infotainment, który nie tylko jest łatwy w obsłudze, mimo nastawienia na dotykowe ekrany i eliminację fizycznych przycisków, ale również oferuje wysoką funkcjonalność. Użytkownik otrzymuje dwa 10-calowe ekrany – centralny wyświetlacz dotykowy i wyświetlacz informacyjnym dla kierowcy (Pure Panel Pro). Do tego dochodzi naprawdę dobry ekran Head-Up, który współpracuje z wbudowaną nawigacją i dostarcza podstawowych informacji.

Jeśli chodzi o nawigację, jest czytelna i w Maladze oraz okolicach sprawdziła się bez zarzutów. Doprowadziła do celu, a po drodze podała wszystkie ważne informacje, w tym również lokalizację fotoradarów. Wypada jeszcze wspomnieć, że mamy bezprzewodową obsługę Android Auto i Apple CarPlay.

Jeśli chodzi o systemy wsparcia kierowcy i bezpieczeństwa, na pokładzie nie zabrakło aktywnego tempomatu. Dodatkowo mamy dostęp do systemu wykrywania pieszych, wykrywania zmęczenia kierowcy, ostrzeganie o niekontrolowanej zmianie pasa ruchu, rozpoznawanie znaków drogowych, ostrzeganie o ruchu poprzecznym z tyłu czy informację o obecności innego pojazdu w martwym polu. To tylko przykłady, bowiem systemów jest sporo więcej.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Grandlanda GSe, który ma aktywny tempomat, asystenta parkowania czy chociażby rozpoznawanie znaków i inne systemy. Nie można więc powiedzieć, że jest tutaj przestarzały. Gorzej jest jednak z systemem infotainment, który jest starszy niż w Astrze, a dodatkowo działa ociężale – zdecydowanie nie powinno mieć to miejsca w nowoczesnym samochodzie. Szkoda, że w ramach faceliftingu producent nie zdecydował się na odświeżenie oprogramowania.

(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Opel Astra GSe – podsumowanie po pierwszym spotkaniu

Jak już wcześniej wspomniałem, z Grandlandem spędziłem za mało czasu, aby powiedzieć o nim coś więcej. Mogę jednak dodać, że ma całkiem przyjemny design, ale też nieakceptowalny system infotainment. Przejdźmy więc do Opla Astry GSe.

Hybrydowa Astra o sportowych aspiracjach to zdecydowanie jeden z najładniejszych samochodów w swojej kategorii, a i jeden z lepiej wyglądających, jaki możemy spotkać na drodze. Podoba mi się zarówno przód, jak i tył. Dodam, że na żywo wygląda jeszcze lepiej niż na zdjęciach.

Opel do Malagi zabrał również elektryczny model Manta (fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Jeśli chodzi o radość z jazdy, to z jednej strony mamy dobry układ kierowniczy (nie zalecam włączać trybu sportowego), a także świetne zawieszenie. Z drugiej jednak reakcja na mocniejsze wciśnięcie gazu potrafi być wyjątkowo ospała, szczególnie, gdy Opel Astra musi przejść z jazdy wyłącznie na elektryku na tryb współpracy obu silników.

Poproszę lepszy czas przyspieszenia, a także sprawniejszą reakcję na dotknięcie gazu i chętnie zobaczę Astrę GSe w moim garażu. Szkoda tylko, że cena jest wysoka – w Polsce startuje od 204000 złotych. Z kolei za Grandlanda GSe trzeba zapłacić aż 252900 złotych.

_
Jest to relacja z jazd testowych, na które przedstawiciela redakcji Tabletowo.pl zaprosił Opel. Nikt nie miał jednak wpływu na treść tekstu ani opinię na temat samochodu

Exit mobile version