Netflix fot. Tabletowo.pl
(fot. Tabletowo.pl)

HBO szybuje, Netflix ląduje (awaryjnie). Winny stosunek jakości do ceny?

Docierają do nas informacje zza oceanu, jakoby Netflix tracił subskrybentów, a HBO ich zyskiwał – i to w naprawdę dużej ilości. Dlaczego tak się dzieje?

Nic nie trwa wiecznie

Po raz pierwszy od dziesięciu lat, Netflix zanotował znaczące spadki w liczbie subskrybentów. Należy jednak pamiętać o tym, że Netflix – podobnie jak wiele innych globalnych przedsiębiorstw – zdecydował się „wyjść” z Rosji w ramach sankcji związanych z agresją w Ukrainie, wskutek czego stracił kilkaset tysięcy abonentów.

Do tego 8 marca w Polsce zadebiutowała nowa, a w zasadzie odświeżona platforma, znana pierwotnie jako HBO Go. Mowa tu oczywiście o HBO Max, które – w założeniu – miało zaoferować jeszcze bardziej pokaźną filmotekę. Bezwzględnym atutem HBO Max ma być to, że filmy wychodzące ze studia Warner Bros, mają pojawiać się na niej niespełna dwa miesiące po premierach kinowych (i w przypadku Batmana rzeczywiście tak było).

W taki sposób platforma HBO, pod koniec pierwszego kwartału bieżącego roku, zebrała około 76,8 milionów subskrybentów (zyskując kwartał do kwartału 3 miliony użytkowników), podczas gdy Netfliksowi ubyło najwięcej abonentów od dekady – 200 tysięcy w kwartał.

HBO Max logo

„To ja podziękuję, bo u konkurencji taniej”

Powiedzmy sobie wprost: Netflix, w porównaniu do pakietów, oferowanych przez konkurencyjne platformy, jest drogi. Wystarczy spojrzeć na to, że:

  • HBO Max oferuje promocję 34% na roczną subskrybcję, a standardowo kosztuje 29,99 złotych miesięcznie,
  • za Amazon Prime rocznie (sic!) zapłacimy 49 złotych,
  • Apple TV+ kosztuje 25 złotych za miesiąc.

Nawet to nieszczęsne Viaplay, o którym się ostatnio sporo mówiło w kontekście jakości streamingów (a raczej jej braku) – wyniesie nas 34 złotych co miesiąc. To, co oferuje Netflix przy wyżej wymienionych stawkach (43 złotych miesięcznie w najtańszym wariancie umożliwiającym oglądanie treści w Full HD), to – sami przyznacie – majątek.

Jasne, mamy jeszcze plan, w którym zapłacimy 29 złotych za miesiąc, ale – bez przesady – w dzisiejszych czasach dla większości widzów, jakość Full HD to minimum oczekiwań, jakie stawiają. W najtańszym pakiecie jest tylko żałosne 480p.

Pozostaje jeszcze kwestia tego, że chcielibyśmy w tym samym czasie móc się wygodnie rozsiąść w domowym zaciszu i obejrzeć dreszczowiec, podczas gdy ktoś w międzyczasie, w drugim pomieszczeniu, mierzy się z komedią romantyczną, czyli po prostu skorzystać z jednego konta na kilku urządzeniach. W wersji podstawowej abonamentu Netfliksa… nie jest to możliwe.

Pojawia się też coraz więcej zarzutów odnośnie jakości samych treści oryginalnych, które trafiają na Netfliksa. Podczas gdy ostatnio słychać o wielkich hitach z Apple TV czy HBO Go, Netflix ciągle obrywa za słabe i nudne scenariusze, kiepską fabułę czy drętwych aktorów.

Jakie mogą być prognozy?

Widzowi sytuacja, w której jeden serwis traci na oglądalności, a drugi zalicza wzrost, jest oczywiście na rękę. To znak, że konkurencja musi w takim razie postarać się o jeszcze lepszą jakość oferowanych usług. Tak zwana zdrowa rywalizacja rynkowa.

Pozostaje więc pytanie, czy ewolucyjne podejście Netfliksa, poprzez wprowadzenie gier mobilnych do serwisu, a także być może premiera tańszego abonamentu, ale z reklamami, wystarczy na utrzymanie w branży pozycji numer jeden pod względem rozpoznawalności?

Czas pokaże.