Mustang Mach-E
(fot. GRI CARS)

Ford Mustang Mach-E – wciąż czuć prawdziwego Mustanga (test)

Jedną z najbardziej kontrowersyjnych motoryzacyjnych premier w ciągu ostatnich lat był Mustang Mach-E. Nazwa brzmi znajomo, ale nie mamy do czynienia z pony carem z mocarną V8-ką pod maską. Zamiast tego otrzymujemy elektrycznego SUV-a. Niektórzy nazywają go zabójcą legendy, ale nie mogę się zgodzić z tym stwierdzeniem.

Nie dość, że SUV, to jeszcze elektryczny!

Słysząc „Mustang” wyobrażamy sobie 2-drzwiowe auto z długą maską i charakterystycznym dźwiękiem amerykańskiej V8-ki. Elektryczny Ford Mustang Mach-E w ogóle nie pasuje do tego opisu. Przypomina raczej wiele popularnych aut jeżdżących po europejskich drogach, będących czymś pomiędzy SUV-em a crossoverem. Co więcej, nie towarzyszy mu dźwięk mocarnego silnika spalinowego.

Jasne, w stylistyce znajdziemy elementy inspirowane klasycznym Mustangiem, jak chociażby tylne lampy, aczkolwiek trudno dostrzec w nim pony cara. Czy faktycznie nie powinien nosić nazwy „Mustang” i być po prostu nowym Fordem, stworzonym pod obecne trendy motoryzacyjne? Niekoniecznie.

Rozumiem, jakby Amerykanie zdecydowali się zastąpić spalinowego Mustanga nowym, elektrycznym SUV-em, to mogłoby wywołać słuszne kontrowersje i narzekania na politykę firmy. Warto jednak zauważyć, że pony car zostaje w ofercie i nigdzie się nie wybiera. Co więcej, niebawem pojawi się jego kolejna generacja, która wciąż będzie dysponować silnikiem V8.

Mustang Mach-E
(fot. GRI CARS)

Mustanga Mach-E nie należy więc traktować jako następcy klasycznego Mustanga. Mamy po prostu do czynienia z poszerzeniem oferty Mustangów o model, który pozwoli dotrzeć do większego grona klientów, zachowując pierwiastek swojego starszego brata. Ponadto niewykluczone, że to właśnie ten elektryk pozwoli dłużej produkować spalinową wersję – mając w ofercie elektryka łatwiej spełnić coraz bardziej rygorystyczne normy spalin dla całej gamy samochodów.

Owszem, Mustang Mach-E ma w sobie kilka cech, które można przypisać spalinowemu modelowi. Po pierwsze, mimo iż jest SUV-em, widać w nim sportową sylwetkę. Po drugie, zapewnia bardzo dobre osiągi. Po trzecie, nastawiony jest na dawanie przyjemności z jazdy, a nie nudne pokonywanie drogi z punktu A do punktu B. Mimo tego, zdecydowanie nie należy stawiać pomiędzy nimi znaku równości, bowiem oba Mustangi skierowane są do innych grup odbiorców.

Mustang Mach-E
(fot. GRI CARS)

Mocy nie powinno nikomu zabraknąć, ale te ceny…

Mustang Mach-E dostępny jest w kilku różnych wariantach, różniących się napędem (RWD lub AWD), pojemnością akumulatora, oferowaną mocą i przyspieszeniem, a także bazowym wyposażeniem.

W zależności od zasobności portfela, a także naszych wymagań, mamy do wyboru:

  • Mach-E RWD 75 kWh z mocą 269 KM, zasięgiem 440 km i przyspieszeniem 0-100 km/h w czasie 6,2 sekundy, – cena od 292 tys. złotych,
  • Mach-E RWD 98 kWh z mocą 294 KM, zasięgiem 610 km i przyspieszeniem 0-100 km/h w czasie 6,1 sekundy – cena od 320 tys. złotych,
  • Mach-E AWD 75 kWh z mocą 269 KM, zasięgiem 400 km i przyspieszeniem 0-100 km/h w czasie 5,6 sekundy – cena od 312 tys. złotych,
  • Mach-E AWD 98 kWh z mocą 361 KM, zasięgiem 540 km i przyspieszeniem 0-100 km/h w czasie 5,1 sekundy – cena od 349 tys. złotych,
  • Mach-E GT 98 kWh z mocą 487 KM, zasięgiem 500 km i przyspieszeniem 0-100 km/h w czasie 3,7 sekundy – cena od 399 tys. złotych.

Jeszcze w zeszłym roku mogliśmy mówić, że elektryczny Mustang został wyceniony całkiem przyjemnie. Niestety, ceny zostały zauważalnie podniesione. Jasne, elektryki konkurencji również zdrożały – np. Tesla Model 3 czy BMW i4. W przypadku Forda jednak wzrost jest naprawdę duży, wynoszący nawet około 70 tys. złotych przy wybranych wersjach.

Mustang Mach-E
(fot. GRI CARS)

Nie mogę więc powiedzieć, że Mustang Mach-E zachował jeden z głównych atutów klasycznego Mustanga, czyli atrakcyjną cenę. Zresztą, tegoroczny cennik spalinowej wersji również nie należy do zbyt przyjemnych. To wciąż najtańsze V8 na rynku, aczkolwiek musimy szykować około 300 tys. złotych.

Jeśli już jesteśmy przy liczbach, to warto wymienić jeszcze kilka istotnych. Mustang Mach-E mierzy 471,3 cm długości, 193 cm szerokości (209,7 cm z lusterkami) i 162,4 cm wysokości. Rozstaw osi to 298,7 cm, a prześwit ma 14,7 cm. Bagażnik ma 402 litry, a dodatkowo z przodu mamy niewielki bagażnik o pojemności 80 litrów.

Czuć sportowy charakter

Do testów otrzymałem wersję z napędem na wszystkie koła i większym akumulatorem. Warto tutaj zauważyć, że 98 kWh to pojemność brutto, a do dyspozycji mamy 88 kWh. Zanim przejdziemy do tematu zasięgu, skupmy się na wrażeniach z prowadzenia.

Mustang Mach-E jest SUV-em, a więc siedzimy wyżej niż w klasycznym modelu. Nie zapowiada to naprawdę dobrych właściwości jezdnych na zakrętach, ale dzięki nisko umieszczonemu środkowi ciężkości (akumulator), kolejne zakręty pokonuje się całkiem przyjemnie, także przy wyższych prędkościach.

Nie tylko nisko umieszczony środek ciężkości pozytywnie wpływa na przyjemność z jazdy. Otrzymujemy bowiem układ kierowniczy o bardziej sportowej charakterystyce, sprawnie reagujący na każdy ruch kierownicy. Śmiem twierdzić, że bylibyśmy z niego zadowoleni także na torze. Do tego dochodzi zawieszenie, łączące komfort z odrobiną sportu. Nierówności na drodze nie powodują bólu pleców, a w zakrętach nie mamy wrażenia nieprzyjemnego przechylania się całego auta.

Mustang Mach-E
System audio Bang & Olufsen składa się z 10 głośników, subwoofera i soundbara wbudowanego w deskę rozdzielczą (fot. GRI CARS)

Dla osób poszukujących bardziej sportowych wrażeń przeznaczona jest wersja GT, w której chociażby zawieszenie zostało inaczej zestrojone. W słabszych odmianach wciąż dla producenta ważny był wyższy komfort codziennego użytkowania, ale – jak już przed chwilą wspomniałem – czuć sportowy charakter.

Mustang Mach-E prowadzi się lepiej niż się spodziewałem i dla większości klientów właśnie wariant Mach-E AWD 98 kWh będzie w zupełności wystarczający, jeśli poszukują sporej dynamiki. W końcu pierwsza „setka” pojawia się już po około 5 sekundach, a reakcja na każde mocniejsze dotknięcie pedału przyspieszenia jest natychmiastowa.

Zastosowany napęd na cztery koła zapewnia dobrą przyczepności i trakcję również w gorszych warunkach na drodze. Co prawda nie miałem okazji sprawdzić Mach-E na śniegu, ale na mokrej drodze, przy mocniejszym wciśnięciu „gazu”, cały czas sprawnie przyspieszał, przenosząc moc na asfalt bez odczuwalnego uślizgu kół.

Mustang Mach-E
(fot. GRI CARS)

Gdyby nie jedna wada, napisałbym, że elektrycznym Mustangiem jeździ się naprawdę świetnie. Niestety, kilkukrotnie doświadczyłem dziwnej pracy zawieszenia – odczuwalne przechylenia auta do przodu i do tyłu. Co ciekawe, pojawiały się one podczas jazdy na dość równych drogach, w tym także na autostradzie. Ponadto niepożądany efekt nie zawsze występował, nawet na tym samym odcinku drogi raz można było go doświadczyć, aby następnie przejechać odcinek bez żadnych problemów.

Możliwe, że problem dotyczy konkretnego, testowego egzemplarza. Rozmawiałem z innymi osobami, które również jeździły elektrycznym Mustangiem i u nich efekt „bujania” nie występował. To chyba najbardziej prawdopodobny scenariusz, bowiem zawieszenie w niektórych momentach pracowało, jakby było uszkodzone.

Mustang Mach-E
(fot. GRI CARS)

Jak z zasięgiem?

Mustang Mach-E, pod względem pojemności akumulatora, oferowany jest w dwóch wariantach – 75 kWh lub 98 kWh. W przypadku większego akumulatora, a także napędu na cztery koła, producent deklaruje zasięg do 540 km według WLTP.

Trzeba przyznać, że 540 km brzmi już naprawdę nieźle, ale wątpię, aby ktoś osiągnął taki wynik. Nie twierdzę, że nie jest to możliwe, ale najpewniej będzie wiązało się z licznymi wyrzeczeniami, w tym z wyłączeniem klimatyzacji. Nie po to jednak kupujemy dość drogi samochód, ze sportowym zacięciem, aby w nim marznąć w zimę czy pocić się w lato, będąc najwolniejszym kierowcą na drodze.

Testowy Mustang Mach-E trafił do mnie, gdy temperatura na zewnątrz wynosiła około 0 stopni. Nie były to więc warunki idealne dla auta elektrycznego, ale i tak w cyklu mieszanym udało mi się osiągnąć wynik 18-19 kWh na 100 km. Oczywiście z włączoną klimatyzacją, muzyką z Apple CarPlay i jeżdżąc normalnie, czyli chociażby 90 km/h poza miastem. W takich warunkach jak najbardziej można mieć zasięg wynoszący ponad 400 km. Co więcej, gdyby temperatura na zewnątrz wynosiła 20-25 stopni, to myślę, że 450 km na pełnym akumulatorze nie byłoby żadnym problemem.

Mustang Mach-E
(fot. GRI CARS)

Na autostradzie, przy prędkościach 120-130 km/h, a także temperaturze około 0 stopni, robi się już mniej atrakcyjnie. Jadąc pod wiatr miałem średnie zużycie na poziomie 29-31 kWh na 100 km. Oznacza to, że zasięg to maksymalnie do 300 km. Przy akumulatorze 66% komputer wskazywał, że przejadę jeszcze 200 km. W trasie powrotnej, przy takiej samej temperaturze, ale z wiatrem w plecy, zużycie spadło do 25-27 kWh/100 km, czyli wciąż sporo.

Jeśli już Mustang Mach-E się rozładuje lub po prostu skręcimy na ładowarkę, to na szybkich ładowarkach można go ładować z maksymalną mocą 150 kW. Pozwala to na naładowanie akumulatora 98 kWh od 10 do 80% w czasie około 45 minut. Natomiast w przypadku mniejszego akumulatora potrzebne będzie około 38 minut.

System infotainment i wnętrze

Podobnie jak w większości nowoczesnych samochodów, obsługa oparta jest przede wszystkim na dotykowym ekranie. Fizycznych przycisków i pokręteł mamy niewiele. Na środku deski rozdzielczej zlokalizowany jest duży, mający aż 15,5 cala ekran

Charakteryzuje się on dobrą rozdzielczością i maksymalną jasnością, umożliwiającą komfortowe korzystanie w słoneczne dni. Dobrze opiera się też śladom pozostawianym przez palce. Uwagę zwraca fizyczne pokrętło do sterowania poziomem głośności, które zostało zintegrowane z wyświetlaczem.

Mustang Mach-E
(fot. GRI CARS)

Zauważalnie mniejszy ekran znalazł się tuż za kierownicą. Służy on przede wszystkim do dostarczania najważniejszych wskazań, jak prędkość, poziom naładowania akumulatora, obowiązujące ograniczenie prędkości czy informacje o aktywnych systemach wsparcia kierowcy.

Cyfrowe wskaźniki są wyraźnie i odczytanie jakichkolwiek danych wymaga tylko krótkiego spojrzenia na ekran. Szkoda tylko, że ten wyświetlacz nie jest większy i nie zapewnia dodatkowych trybów działania, jak chociażby możliwość pokazania nawigacji. Problem byłby mniej odczuwalny, gdyby Mustang Mach-E był wyposażony w bardziej rozbudowany wyświetlacz Head-Up. Niestety, Head-Up, nawet dość prosty, nie jest w ogóle dostępny.

Mustang Mach-E
(fot. GRI CARS)

Zainstalowany system infotainment, czyli SYNC 4A, to jedno z lepszych rozwiązań, jakie znajdziemy w elektrycznym Mustangu. Interfejs jest intuicyjny, czytelny, a całość sprawnie reaguje na polecenia wydawane przez użytkownika. Niekoniecznie spodobało mi się podejście do sterowania klimatyzacją, które realizujemy z poziomu dotykowego ekranu – szkoda, że zabrakło fizycznego panelu.

Warto jeszcze dodać, że SYNC 4A oferuje bezprzewodową łączność z Android Auto i Apple CarPlay. Nie miałem okazji sprawdzić, jak wypada współpraca z Android Auto, ale z CarPlay jest zrealizowana wzorowo. Nie jestem tutaj w stanie wskazać jakichkolwiek niedociągnięć.

Na listę zalet należy wpisać wnętrze, a dokładniej jakość jego spasowania. Mustang Mach-E pod tym względem oferuje równie wysoki poziom, jak chociażby Audi. Nic nie skrzypi, nawet pod mocniejszym naciskiem, każdy element został dobrze złożony. Jeśli chodzi o materiały, to mamy do czynienia ze średnią półką i do premium trochę brakuje. Wcześniej nie byłoby to żadną wadą, ale patrząc na nowy cennik oczekiwałbym minimalnie więcej.

Bardzo dobrze wypada wyciszenie wnętrza. Dzięki temu, nawet na autostradach czy drogach ekspresowych, przy prędkościach 120-130 km/h, możemy całkiem komfortowo podróżować.

Mustang Mach-E – czy chciałbym go mieć w garażu?

Jeśli miałbym wybierać pomiędzy spalinowym Mustangiem, a tym elektrycznym, to sięgnąłbym po wersję z V8. Niekoniecznie dlatego, że jest lepsza, ale skoro jeszcze nikt nie zabronił korzystania z silników spalinowych, to warto się cieszyć większymi i mocniejszymi jednostkami.

Natomiast Mustang Mach-E, gdybym szukał elektryka, jak najbardziej znalazłby się na liście do rozważenia. W końcu prezentuje się naprawdę dobrze, prowadzi się przyjemnie i czuć sportowe zacięcie oraz zapewnia w zupełności wystarczające osiągi, aczkolwiek zasięg na autostradzie mógłby być większy. Do tego dochodzi wysoka jakość spasowania elementów we wnętrzu i dobre wyciszenie. Na listę zalet należy jeszcze wpisać system infotainment SYNC 4A.

Mustang Mach-E
(fot. GRI CARS)

Oczywiście znajdzie się kilka niedociągnięć i wad, jak chociażby zbyt proste cyfrowe zegary, brak wyświetlacza Head-Up czy dziwne problemy z pracą zawieszenia w niektórych scenariuszach.

Całościowo jednak Mustang Mach-E wypada naprawdę dobrze. Szkoda tylko, że ceny nie są już tak atrakcyjne, jak były jeszcze w zeszłym roku.

Zdjęcia elektrycznego Mustanga wykonał GRI CARS. Zapraszam do obserwowania jego profilu na Instagramie.