Recenzja Huawei P10 Plus – jednego z wielu flagowców…

Flagowych smartfonów, których ceny wynoszą ponad 3000 złotych, jest w tym roku aż nadto. iPhone 7/7 Plus, LG G6, Samsung Galaxy S8/Galaxy S8+, Sony Xperia XZ Premium, HTC U11 czy wreszcie Huawei P10 Plus – to najważniejsze z tegorocznych nowości. Na który z nich przeznaczyć swój budżet – to już jest kwestia zupełnie indywidualna, choć w naszych recenzjach staramy się jak najbardziej pomóc Wam w podjęciu decyzji. Dziś przyjrzę się ostatniemu z wymienionych modeli, Huawei P10 Plus, podczas premiery którego pojawiały się głosy: „ALE JAK TO, 3399 ZŁOTYCH ZA HUAWEI?!”. Sprawdźmy zatem, czy urządzenie to broni się w swojej cenie, mając liczną konkurencję w swojej półce cenowej.

Parametry techniczne Huawei P10 Plus (VKY-L29):

Huawei P10 Plus w momencie publikacji recenzji kosztuje 3399 złotych.

Wideorecenzja Huawei P10 Plus

Wzornictwo, jakość wykonania

Kto miał wcześniej do czynienia z Huawei P10, po wzięciu do ręki P10 Plus zauważy, że to nieco wydłużona i poszerzona „pe-dziesiątka”. Design jest identyczny, ale przez wzgląd na większy ekran (5,5” vs 5,1”), zmianie uległy wymiary telefonu. Przez to automatycznie P10 Plus stał się mniej poręczny. Nie twierdzę jednak, że nie da się z niego korzystać jedną ręką. Faktem jest, że trzymając telefon standardowo, jestem w stanie dosięgnąć maksymalnie do drugiego rzędu ikon od góry. Ale jeśli tylko lekko przesunę smartfon, górny rząd również staje się osiągalny, aczkolwiek kosztem przyczepności obudowy do dłoni – ryzyko wyślizgnięcia się go wzrasta. Ale spokojnie, mi się takowa sytuacja nie przydarzyła ani w przypadku tego produktu, ani żadnego innego – niezależnie od szklanej czy aluminiowej obudowy.

A skoro już o materiałach wykończeniowych mowa, są identyczne, jak w P10. Aluminiowa obudowa w czarnej lub srebrnej wersji kolorystycznej prezentuje się elegancko. Mi do gustu bardziej przypadła ta pierwsza, ale prawdą jest, że to na drugiej odciski palców są mniej widoczne. Obudowa, dopóki korzystamy z telefonu standardowo i w miarę o niego dbamy, nie rysuje się. Mi niestety zdarzył się mały wypadek przy pracy, podczas którego smartfon zsunął się z plecaka na kamienisty murek, efektem czego obudowa została porysowana i nie wygląda najlepiej. Ale nie cała obudowa jest aluminiowa – u góry znajdziemy kawałek szkła, który chroni obiektywy aparatu oraz diodę doświetlającą.

Jedna rzecz, w telefonie za 3399 złotych, mi wybitnie nie pasuje, a jest nią spasowanie przycisków. Nie wiem czy to konkretnie w moim egzemplarzu testowym czy to ogólna wada P10 Plus, ale przycisk regulacji głośności „gibie się” na boki, a włącznik – góra-dół. I to tak naprawdę jedyna wada, jaka rzuca się w oczy pod względem jakości wykonania tego smartfona.

Samo wzornictwo, moim zdaniem, może się podobać. Linie antenowe poprowadzone w dolnej i górnej części tylnej obudowy są zgrabnie ulokowane, co dla niektórych może nawet stanowić dodatkowy aspekt wizualny. Z przodu natomiast w oczy rzucają się relatywnie wąskie ramki przy prawej i lewej krawędzi ekranu, natomiast już dużo szersze nad i pod nim. Dlaczego? Ano dlatego, że zostały odpowiednio zagospodarowane.

Pod ekranem znajdziemy czytnik linii papilarnych, któremu więcej uwagi poświęciłam w odpowiednim akapicie na trzeciej stronie niniejszej recenzji. Nad wyświetlaczem natomiast umieszczony został głośnik do rozmów telefonicznych, który dodatkowo służy jako drugi głośnik podczas odtwarzania muzyki (odpowiada za wysokie tony), a obok niego znalazło się miejsce dla obiektywu aparatu frontowego, czujnika światła oraz diody powiadamiającej. I to tyle, jeśli chodzi o przód. Spójrzmy teraz na krawędzie.

A tu znowu standard i praktycznie powtórzenie tego, z czym mieliśmy do czynienia w mniejszym P10. Z tą różnicą, że na górnej krawędzi znajdziemy port podczerwieni, którego w P10 zabrakło. Na prawym boku mamy przyciski do regulacji głośności (gładkie) i włącznik (chropowaty). Na dole z kolei umieszczono głośnik, port USB typu C oraz 3.5 mm jack audio (co akurat dla mnie jest sporą zaletą). Na lewym boku natomiast znalazła się szufladka na dwie karty nanoSIM lub, zamiennie, nanoSIM i microSD.

Wyświetlacz

Huawei P10 Plus był jednym ze smartfonów, które zabrałam ze sobą na wyjazd na Teneryfę. Miałam więc idealne warunki, by przetestować jego ekran w pełnym słońcu, które w Polsce nie zawsze chciało się pokazywać w tamtym okresie. I muszę Wam powiedzieć, że P10 Plus sprawdził się świetnie nawet podczas oglądania seriali z Netflixa leżąc na plaży. Jasne, refleksy dawały się we znaki, ale jasność maksymalna jest na tyle wysoka, że oglądanie między innymi Riverdale było możliwe.

Zastosowana tu matryca ma przekątną 5,5” i rozdzielczość 2560 x 1440 pikseli, co przekłada się na zagęszczenie pikseli na cal na poziomie 534 ppi. To z kolei jest jednoznaczne z brakiem jakichkolwiek niedoskonałości pod względem ostrości i czytelności wyświetlanego obrazu; wszystko jest dokładnie takie, jakie być powinno. Choć warto pamiętać, że jeszcze nie tak dawno władze Huawei zarzekały się, że nie zamierzają gonić za jak najwyższą rozdzielczością ekranów w swoich smartfonach, a tu proszę – QHD jak się patrzy. Ale to dobrze – raz, że ekran jest naprawdę bardzo dobry, a dwa – niższa rozdzielczość w smartfonie sprzedawanym za ponad trzy tysiące złotych uznana by została za mało śmieszny żart.

Idąc dalej, kolejna kwestia, której zupełnie nie rozumiem, to brak warstwy oleofobowej, co ustaliliśmy już testując P10. Tu ma miejsce dokładnie ta sama sytuacja. Smartfon fabrycznie dostarczany jest z naklejoną na ekranie folią, która zapobiega zarysowaniu wyświetlacza, a także zapewnia odpowiedni ślizg palca po nim. Gdy ją odkleimy (jest mocno przyklejona i dobrze chroni ekran, więc choćby z tych powodów raczej ją tam zostawcie), ekran szybko zbiera odciski palców i dość trudno jest je usunąć – nie jest tak, jak z ekranami z warstwą oleofobową, że wystarczy jeden ruch ściereczką. Sam ślizg palca po ekranie jest OK, ale zauważalnie gorszy niż ze wspomnianą fabryczną folią. Oczywiście, jeśli ją zerwiecie, świat się nie skończy, ale polecam wtedy założenie dedykowanego szkła hartowanego albo innej folii.

Wchodząc z ustawienia ekranu do naszej dyspozycji są następujące opcje:
– tryb ekranu (mały / średni / duży),
– rozmiar czcionki (mały / normalny / duży / bardzo duży / wielki),
– ochrona wzroku (filtr światła niebieskiego – można go włączyć w każdym momencie lub ustawić dowolny harmonogram autouruchamiania, jak również zmieniać temperaturę barw w tym trybie),
– temperatura barw wyświetlacza (domyślna / ciepła / zimna lub ustawiona przez użytkownika).

Nieco indziej, bo w Inteligentnej pomocy, można znaleźć dwie dodatkowe:
– tryb wyłączenia dotyku (zapobiega przypadkowemu uruchamianiu funkcji, gdy telefon jest w kieszeni lub torebce),
– tryb obsługi w rękawiczkach.

Z kolei w samych ustawieniach warto jeszcze zwrócić uwagę na styl ekranu głównego, w którym to możemy wybrać standardowy – domyślny (bez app drawera / szuflady aplikacji) lub klasyczny (z szufladą).

I to tyle, jeśli chodzi o ekran.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik(i)
3. Czytnik linii papilarnych. Akumulator. Aparat. Podsumowanie

Sprzęt do testów dostarczył Komputronik – dzięki! :)

Działanie, oprogramowanie

Jestem przekonana, że część z Was ominęła wcześniejsze akapity i od razu przeszła do najważniejszej kwestii związanej z Huawei P10 Plus, czyli do tego, jak zachowuje się podczas codziennego użytkowania. I wcale Wam się nie dziwię, bo jest to pierwszy drugi smartfon tej firmy, pod obudową którego znalazło się 6 GB pamięci operacyjnej RAM. Do kompletu zastosowano tu ośmiordzeniowy procesor Kirin 960 o częstotliwości taktowania 2,3GHz z Mali-G71 oraz system operacyjny Android 7.0 Nougat z EMUI 5.1. W porównaniu do Honora 8 Pro (też mającego 6 GB RAM), P10 Plus działa podobnie, choć momentami nieco szybciej i sprawniej uruchamia poszczególne aplikacje niż jego tańszy odpowiednik spod marki Honor.

Nie sądziłam, że to napiszę w kierunku produktu Huawei, ale z całą stanowczością muszę stwierdzić, że jest to jeden z szybszych i najbardziej wydajnych smartfonów, z jakich przyszło mi kiedykolwiek korzystać. Podczas ostatnich tygodni nie przydarzyła się żadna sytuacja, w której P10 Plus by zwolnił lub w jakikolwiek sposób mnie zawiódł tym, jak działał. Wszelkie aplikacje uruchamiał dosłownie w mgnieniu oka, a przełączanie się pomiędzy nimi to była bajka – przez cały dzień można było zapomnieć o zamykaniu aplikacji w tle, tak dobrze były trzymane w RAM-ie, że nawet po kilku godzinach można było do nich wrócić bez przeładowywania. Zresztą, przygotuję dla Was niebawem porównanie szybkości otwierania aplikacji na najdroższych smartfonach, sama jestem ciekawa, który z nich zwycięży w tym pojedynku.

Wracając jednak do samego Huawei P10 Plus, mimo swojej rzeczywistej wydajności, zdecydowanie nie jest królem benchmarków – jest zdecydowanie za Samsungiem Galaxy S8+ czy Sony Xperia XZ Premium, ale za to przed LG G6. Jeśli interesują Was testy syntetyczne, ich wyniki macie poniżej:
AnTuTu: 139342
Geekbench 4:
single core: 1865
multi core: 6164
3DMark:
Ice Storm: 13194
Ice Storm Extreme: 12986
Ice Storm Unlimited: 25524

Z grami pokroju Asphalt 8: Airborne, GTA San Andreas, Dead Trigger 2 czy Real Racing 3, P10 Plus nie ma najmniejszych problemów. Jedyne co, to podczas dłuższej rozgrywki odczuwalne jest nabieranie przez obudowę smartfona temperatury – głównie w jego centralnej części. Nie są one jednak na tyle wysokie, by powodowały dyskomfort korzystania z telefonu.

Interfejs

Pod względem oprogramowania tak naprawdę mogłabym się nie rozpisywać, bo w każdej poprzedniej recenzji smartfona Huawei lub Honor możecie przeczytać dokładnie to samo. Ale pozwólcie, że chociaż wypunktuję Wam najważniejsze funkcje, które dostępne są w EMUI 5.1, czyli najnowszej wersji nakładki od Huawei:

Zaplecze komunikacyjne:

Huawei jest w tym momencie jedynym producentem, który oferuje w przypadku podstawowego wariantu swojego flagowca 128 GB pamięci wewnętrznej. To dość ciekawe zagranie, patrząc z perspektywy konkurencji, ale z drugiej strony – gdyby jej było o połowę mniej, końcowa cena urządzenia również mogłaby być bardziej przystępna. A przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by wprowadzić na rynek np. dwie wersje modelu – z 64 GB i 128 GB. Ale Huawei podjął inną decyzję.

Do tego trzeba pamiętać, że P10 Plus sprzedawany jest w trzech wariantach pod względem zastosowanych kości pamięci – UFS 2.1, UFS 2.0 oraz eMMC 5.1, co w tej półce cenowej nie powinno mieć miejsca.

Wspomnę jeszcze, że pamięć można rozszerzyć, ale dzięki temu, że jest jej tak dużo, nie sądzę, byście szybko mieli taką potrzebę, a to z kolei oznacza, że możecie cieszyć się z obecności dual SIM i możliwości korzystania z dwóch kart SIM.

Test pamięci systemowej – AndroBench:
– szybkość ciągłego odczytu danych: 732,96 MB/s,
– szybkość ciągłego zapisu danych: 183,09 MB/s,
– szybkość losowego odczytu danych: 173,37 MB/s,
– szybkość losowego zapisu danych: 147,93 MB/s.

Głośnik(i)

W smartfonach Huawei możemy spotkać dwojakie podejście do głośników. Pierwszym, zupełnie standardowym, jest umieszczenie głośnika na dolnej krawędzi i zapewnienie użytkownikowi dźwięku mono. Ale w wybranych modelach, jak Mate 9 czy Mate 9 Pro, producent zdecydował się rozwiązać tę kwestię nieco inaczej – podobnie zresztą jest również w P10 Plus. Bo niby jest mono, ale jednak stereo. O co chodzi?

Trzymając smartfon poziomo, górny głośnik odtwarza dźwięk z jednego kanału audio, natomiast drugi – z drugiego, przez co możemy mówić o głośnikach stereo (w ustawieniach dźwięku znajdziemy nawet do tego odpowiednią funkcję – Stereo+, która odpowiada za automatyczne przełączanie dźwięku w tryb stereo, gdy telefon zmienia orientację z pionowej na poziomą). Jeśli natomiast korzystamy z telefonu w pionie, górny głośnik odpowiada za wysokie tony, z kolei dolny – za niższe rejestry.

Jaka jest jakość dźwięku? Dużo lepsza niż w mniejszym P10. Nie tylko przez wzgląd na odtwarzanie dźwięku za pomocą dwóch głośników, ale również samej głośności, która jest wyższa. Dodatkowo dźwięk jest nie tylko bardziej przestrzenny (co naturalne przy stereo), ale również bardziej klarowny. Różnicę pomiędzy nimi zdecydowanie słychać na plus… P10 Plus ;).

Jakości dźwięku na słuchawkach nie mogę zupełnie nic zarzucić.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik(i)
3. Czytnik linii papilarnych. Akumulator. Aparat. Podsumowanie

Sprzęt do testów dostarczył Komputronik – dzięki! :)

Czytnik linii papilarnych

Możemy się spierać, jakie jest idealne miejsce dla czytnika linii papilarnych… Odnoszę wrażenie, że zwolenników skanerów umieszczonych z tyłu jest tyle samo, co osób preferujących je z przodu, pod ekranem. Trudno jest znaleźć złoty środek i prawda jest taka, że oba miejsca mają swoje zalety. Czytnik z tyłu znajduje się tuż pod palcem wskazującym i może pozwalać na obsługę dodatkowych gestów oprócz odblokowywania ekranu, ale za to w uchwycie samochodowym korzysta się z niego z trudem, a gdy telefon leży na płaskiej powierzchni, żeby go odblokować, należy go najpierw podnieść lub wprowadzić pin. Przy czytniku z przodu ostatni z tych problemów od razu odpada, ale przy okazji też maleje liczba dodatkowych zastosowań. Nie ma już mowy o odbieraniu połączeń za jego pomocą, przeglądania zdjęć w galerii czy ściąganiu górnej belki, do czego Huawei przyzwyczaił nas w poprzednich smartfonach.

Niezaprzeczalną zaletą czytnika z przodu jest możliwość zastąpienia nim przycisków systemowych, znajdujących się standardowo na dole ekranu, dzięki czemu zyskujemy kilka pikseli miejsca. Nie inaczej jest w przypadku Huawei P10 Plus. Możemy korzystać albo z przycisków dotykowych na belce, albo z gestów na czytniku linii papilarnych. Są to:

Przyzwyczajenie się do nich zajmuje zaledwie kilka chwil, a w mojej opinii korzysta się z nich dużo wygodniej niż z przycisków dotykowych.

Przejdźmy jednak do samego skanera linii papilarnych. A ten działa, cóż, jak to w smartfonach Huawei od kilku poprzednich produktów – niezawodnie, natychmiastowo i bezproblemowo. Wystarczy dosłownie musnąć palcem po czytniku, by ekran został odblokowany – działa naprawdę rewelacyjnie. A do tego, poza samym odblokowywaniem telefonu, skaner możemy wykorzystać jako klucz do sejfu oraz blokowania dostępu do wybranych aplikacji.

Akumulator

Podczas przeprowadzania dotychczasowych testów nauczyłam się już nie mieć żadnych oczekiwań wobec czasu pracy testowanych urządzeń. Wszystko przez to, że – choć teoretycznie można go mniej-więcej oszacować – rzeczywistość potrafi wszystko maksymalnie zweryfikować. Jak było tym razem, w przypadku akumulatora o pojemności 3750 mAh, zastosowanego w Huawei P10 Plus?

Obyło się raczej bez efektu zaskoczenia, choć gdybym przed rozpoczęciem testów miała strzelać, jaki będzie średni SoT, powiedziałabym, że w okolicach 4 h. I prawie bym miała rację. Wszystko bowiem, jak zawsze, zależy od intensywności użytkowania telefonu, jasności ekranu oraz wykorzystywanych modułów.

W moich rękach Huawei P10 Plus działał średnio dzień (maksymalnie dwa dni), z czego na włączonym ekranie ok. 3,5-4 h SoT na LTE lub ok. 4,5 h (maksymalnie do 5,5 h SoT) na WiFi. Wartości te wydają się przeciętne na tle konkurencji, zwłaszcza Galaxy S8+, który oferuje średnio 4,5-6 h SoT.

Samo ładowanie telefonu jest szybkie za sprawą ładowarki dołączanej do zestawu – od 0 do procent Huawei P10 Plus naładujemy w 1,5 godziny.

Aparat

Aparat, tuż obok 6 GB RAM, to komponent, który w Huawei P10 Plus wzbudza największe emocje – chyba się ze mną zgodzicie. Wszystko za sprawą tego, że – w przeciwieństwie do P10, który miał 12 Mpix f/2.2 – tutaj zastosowano 20 Mpix f/1.8. Jeśli jesteście ciekawi różnic pomiędzy tymi dwoma aparatami, wkrótce przedstawię Wam ich bezpośrednie porównanie – oczekujcie niecierpliwie! A jeśli chodzi o przednią kamerkę, mamy tu 8 Mpix f/1.9.

Pod względem zastosowanych trybów w aparacie, znajdziemy tu standard ze smartfonów Huawei. Poza trybem profesjonalnym, pozwalającym maksymalnie dobrać manualne parametry oraz zapisywać zdjęcia w RAW, jest także: tryb portretowy, tryb małej przysłony, tryb czarno-biały, HDR, tryb nocny, malowanie światłem, tryb poklatkowy (timelapse), zwolnione tempo (slow motion), notatka audio, znak wodny, skanowanie dokumentu oraz wideo.

Wideo natomiast nagramy maksymalnie w 4K tylną kamerą oraz w Full HD – przednią.

Aparatem P10 Plus zrobiłam kilkaset zdjęć i muszę przyznać, że jestem z niego bardzo zadowolona – zarówno z samego procesu fotografowania (szybkiego ostrzenia i równie szybkiego robienia zdjęć), jak i jakości fotografii.

Pod względem detali i szczegółowości zdjęcia wypadają bardzo dobrze. Odwzorowanie barw stoi na wysokim poziomie – są bardzo zbliżone do rzeczywistych, do tego odpowiednio nasycone (nie blade, jak to czasami się zdarza), w mojej opinii po prostu przyjazne dla oka. Do tego aparat świetnie rozmazuje tło (f/1.8 robi swoje) nawet bez zastosowania trybu małej przysłony – gdy się z niego skorzysta, efekt jest dodatkowo spotęgowany, choć raczej zauważy to wyłącznie wprawne oko. Jakość zdjęć nocnych? Dobra, choć gdy dokładnie przyjrzymy się zdjęciom w oryginalnej rozdzielczości zauważyć można, że część nie jest do końca ostra, widoczne są też szumy i artefakty, cóż, widać tu wyraźnie mechanizm odszumiający zastosowany przez Huawei, który jednak niekoniecznie będzie przeszkadzał, jeśli w grę wchodzi wyłącznie publikowanie zdjęć na portalach społecznościowych.

Poniżej załączam sporo zdjęć zrobionych za pomocą Huawei P10 Plus, na podstawie których możecie sami stwierdzić, jaki w rzeczywistości jest jego aparat. Dajcie znać w komentarzach, co myślicie na jego temat! Tymczasem mogę Wam obiecać, że niebawem będzie jego porównanie z Huawei P10, Honorem 8 Pro oraz Samsungiem Galaxy S8+. Zainteresowani?

Aby zobaczyć zdjęcie w oryginalnej rozdzielczości, wystarczy je otworzyć w nowym oknie.

Selfie:

Panorama:

Podsumowanie

Jeszcze do niedawna chyba nikt nie wyobrażał sobie płacenia za smartfon Huawei kwoty wyższej niż 2000 złotych. Tymczasem mamy do czynienia z modelem za 3399 złotych. Pierwsze pytanie, jakie pojawia się w mojej głowie, to czy rynek jest już gotowy, by dać tyle za urządzenie tego chińskiego koncernu (bo przy jeszcze droższym Mate 9 Pro wydaje mi się, że nie był)? I powoli dochodzę do wniosku – patrząc na to, jak P10 Plus działa i jakie oferuje parametry względem swojej konkurencji – że tak, to jest ten moment, w którym warto zacząć się zastanawiać nad wyłożeniem takiej sumy za produkt Huawei.

Oczywiście będąc świadomym, że ekran P10 Plus nie ma warstwy oleofobowej, co w tej cenie wygląda po prostu słabo, nie spełnia żadnej normy odporności (w przeciwieństwie na przykład do LG G6 czy Samsunga Galaxy S8) oraz nie oferuje ładowania indukcyjnego, które aż się prosi o implementację we flagowcu (szkoda, że tylko Samsung to stosuje). A do tego stosuje różne typy pamięci – UFS 2.1, UFS 2.0 i eMMC 5.1…

Z drugiej strony otrzymujemy smartfon praktycznie kompletny, z którego działania trudno nie być zadowolonym. P10 Plus świetnie wygląda, działa wydajnie i szybko, ma bardzo dobry aparat i dual SIM, co dla wielu będzie kluczowe, a do tego oferuje aż 128GB pamięci, świetny czytnik linii papilarnych i szybkie ładowanie.

Pytanie tylko czy te argumenty przekonują Was do wyłożenia 3399 złotych za Huawei P10 Plus?

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik(i)
3. Czytnik linii papilarnych. Akumulator. Aparat. Podsumowanie

Sprzęt do testów dostarczył Komputronik – dzięki! :)

Exit mobile version