Recenzja Huawei P10 Plus – jednego z wielu flagowców…

Flagowych smartfonów, których ceny wynoszą ponad 3000 złotych, jest w tym roku aż nadto. iPhone 7/7 Plus, LG G6, Samsung Galaxy S8/Galaxy S8+, Sony Xperia XZ Premium, HTC U11 czy wreszcie Huawei P10 Plus – to najważniejsze z tegorocznych nowości. Na który z nich przeznaczyć swój budżet – to już jest kwestia zupełnie indywidualna, choć w naszych recenzjach staramy się jak najbardziej pomóc Wam w podjęciu decyzji. Dziś przyjrzę się ostatniemu z wymienionych modeli, Huawei P10 Plus, podczas premiery którego pojawiały się głosy: „ALE JAK TO, 3399 ZŁOTYCH ZA HUAWEI?!”. Sprawdźmy zatem, czy urządzenie to broni się w swojej cenie, mając liczną konkurencję w swojej półce cenowej.

Parametry techniczne Huawei P10 Plus (VKY-L29):

  • wyświetlacz IPS 5,5″ 2560 x 1440 pikseli,
  • ośmiordzeniowy procesor Kirin 960 2,3GHz z Mali-G71,
  • Android 7.0 Nougat z EMUI 5.1,
  • 6 GB RAM,
  • 128 GB pamięci wewnętrznej,
  • aparat 12 Mpix (f/1.8) + 20 Mpix monochromatyczny, OIS,
  • kamerka 8 Mpix f/1.9,
  • LTE,
  • dual SIM (hybrydowy – zamiennie z microSD),
  • Bluetooth 4.2,
  • GPS,
  • WiFi 802.11 a/b/g/n/ac 2,5&5 GHz,
  • USB typu C,
  • akumulator o pojemności 3750 mAh,
  • czytnik linii papilarnych,
  • wymiary: 153,5 x 74,2 x 6,98 mm,
  • waga: 165 g.

Huawei P10 Plus w momencie publikacji recenzji kosztuje 3399 złotych.

Wideorecenzja Huawei P10 Plus

Wzornictwo, jakość wykonania

Kto miał wcześniej do czynienia z Huawei P10, po wzięciu do ręki P10 Plus zauważy, że to nieco wydłużona i poszerzona „pe-dziesiątka”. Design jest identyczny, ale przez wzgląd na większy ekran (5,5” vs 5,1”), zmianie uległy wymiary telefonu. Przez to automatycznie P10 Plus stał się mniej poręczny. Nie twierdzę jednak, że nie da się z niego korzystać jedną ręką. Faktem jest, że trzymając telefon standardowo, jestem w stanie dosięgnąć maksymalnie do drugiego rzędu ikon od góry. Ale jeśli tylko lekko przesunę smartfon, górny rząd również staje się osiągalny, aczkolwiek kosztem przyczepności obudowy do dłoni – ryzyko wyślizgnięcia się go wzrasta. Ale spokojnie, mi się takowa sytuacja nie przydarzyła ani w przypadku tego produktu, ani żadnego innego – niezależnie od szklanej czy aluminiowej obudowy.

A skoro już o materiałach wykończeniowych mowa, są identyczne, jak w P10. Aluminiowa obudowa w czarnej lub srebrnej wersji kolorystycznej prezentuje się elegancko. Mi do gustu bardziej przypadła ta pierwsza, ale prawdą jest, że to na drugiej odciski palców są mniej widoczne. Obudowa, dopóki korzystamy z telefonu standardowo i w miarę o niego dbamy, nie rysuje się. Mi niestety zdarzył się mały wypadek przy pracy, podczas którego smartfon zsunął się z plecaka na kamienisty murek, efektem czego obudowa została porysowana i nie wygląda najlepiej. Ale nie cała obudowa jest aluminiowa – u góry znajdziemy kawałek szkła, który chroni obiektywy aparatu oraz diodę doświetlającą.

Jedna rzecz, w telefonie za 3399 złotych, mi wybitnie nie pasuje, a jest nią spasowanie przycisków. Nie wiem czy to konkretnie w moim egzemplarzu testowym czy to ogólna wada P10 Plus, ale przycisk regulacji głośności „gibie się” na boki, a włącznik – góra-dół. I to tak naprawdę jedyna wada, jaka rzuca się w oczy pod względem jakości wykonania tego smartfona.

Samo wzornictwo, moim zdaniem, może się podobać. Linie antenowe poprowadzone w dolnej i górnej części tylnej obudowy są zgrabnie ulokowane, co dla niektórych może nawet stanowić dodatkowy aspekt wizualny. Z przodu natomiast w oczy rzucają się relatywnie wąskie ramki przy prawej i lewej krawędzi ekranu, natomiast już dużo szersze nad i pod nim. Dlaczego? Ano dlatego, że zostały odpowiednio zagospodarowane.

Pod ekranem znajdziemy czytnik linii papilarnych, któremu więcej uwagi poświęciłam w odpowiednim akapicie na trzeciej stronie niniejszej recenzji. Nad wyświetlaczem natomiast umieszczony został głośnik do rozmów telefonicznych, który dodatkowo służy jako drugi głośnik podczas odtwarzania muzyki (odpowiada za wysokie tony), a obok niego znalazło się miejsce dla obiektywu aparatu frontowego, czujnika światła oraz diody powiadamiającej. I to tyle, jeśli chodzi o przód. Spójrzmy teraz na krawędzie.

A tu znowu standard i praktycznie powtórzenie tego, z czym mieliśmy do czynienia w mniejszym P10. Z tą różnicą, że na górnej krawędzi znajdziemy port podczerwieni, którego w P10 zabrakło. Na prawym boku mamy przyciski do regulacji głośności (gładkie) i włącznik (chropowaty). Na dole z kolei umieszczono głośnik, port USB typu C oraz 3.5 mm jack audio (co akurat dla mnie jest sporą zaletą). Na lewym boku natomiast znalazła się szufladka na dwie karty nanoSIM lub, zamiennie, nanoSIM i microSD.

Wyświetlacz

Huawei P10 Plus był jednym ze smartfonów, które zabrałam ze sobą na wyjazd na Teneryfę. Miałam więc idealne warunki, by przetestować jego ekran w pełnym słońcu, które w Polsce nie zawsze chciało się pokazywać w tamtym okresie. I muszę Wam powiedzieć, że P10 Plus sprawdził się świetnie nawet podczas oglądania seriali z Netflixa leżąc na plaży. Jasne, refleksy dawały się we znaki, ale jasność maksymalna jest na tyle wysoka, że oglądanie między innymi Riverdale było możliwe.

Zastosowana tu matryca ma przekątną 5,5” i rozdzielczość 2560 x 1440 pikseli, co przekłada się na zagęszczenie pikseli na cal na poziomie 534 ppi. To z kolei jest jednoznaczne z brakiem jakichkolwiek niedoskonałości pod względem ostrości i czytelności wyświetlanego obrazu; wszystko jest dokładnie takie, jakie być powinno. Choć warto pamiętać, że jeszcze nie tak dawno władze Huawei zarzekały się, że nie zamierzają gonić za jak najwyższą rozdzielczością ekranów w swoich smartfonach, a tu proszę – QHD jak się patrzy. Ale to dobrze – raz, że ekran jest naprawdę bardzo dobry, a dwa – niższa rozdzielczość w smartfonie sprzedawanym za ponad trzy tysiące złotych uznana by została za mało śmieszny żart.

Idąc dalej, kolejna kwestia, której zupełnie nie rozumiem, to brak warstwy oleofobowej, co ustaliliśmy już testując P10. Tu ma miejsce dokładnie ta sama sytuacja. Smartfon fabrycznie dostarczany jest z naklejoną na ekranie folią, która zapobiega zarysowaniu wyświetlacza, a także zapewnia odpowiedni ślizg palca po nim. Gdy ją odkleimy (jest mocno przyklejona i dobrze chroni ekran, więc choćby z tych powodów raczej ją tam zostawcie), ekran szybko zbiera odciski palców i dość trudno jest je usunąć – nie jest tak, jak z ekranami z warstwą oleofobową, że wystarczy jeden ruch ściereczką. Sam ślizg palca po ekranie jest OK, ale zauważalnie gorszy niż ze wspomnianą fabryczną folią. Oczywiście, jeśli ją zerwiecie, świat się nie skończy, ale polecam wtedy założenie dedykowanego szkła hartowanego albo innej folii.

Wchodząc z ustawienia ekranu do naszej dyspozycji są następujące opcje:
– tryb ekranu (mały / średni / duży),
– rozmiar czcionki (mały / normalny / duży / bardzo duży / wielki),
– ochrona wzroku (filtr światła niebieskiego – można go włączyć w każdym momencie lub ustawić dowolny harmonogram autouruchamiania, jak również zmieniać temperaturę barw w tym trybie),
– temperatura barw wyświetlacza (domyślna / ciepła / zimna lub ustawiona przez użytkownika).

Nieco indziej, bo w Inteligentnej pomocy, można znaleźć dwie dodatkowe:
– tryb wyłączenia dotyku (zapobiega przypadkowemu uruchamianiu funkcji, gdy telefon jest w kieszeni lub torebce),
– tryb obsługi w rękawiczkach.

Z kolei w samych ustawieniach warto jeszcze zwrócić uwagę na styl ekranu głównego, w którym to możemy wybrać standardowy – domyślny (bez app drawera / szuflady aplikacji) lub klasyczny (z szufladą).

I to tyle, jeśli chodzi o ekran.

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Głośnik(i)
3. Czytnik linii papilarnych. Akumulator. Aparat. Podsumowanie

Sprzęt do testów dostarczył Komputronik – dzięki! :)