Nie ma co ukrywać – Galaxy Z Flip 7 FE kompletnie nie porwał tłumów podczas oficjalnej premiery najnowszych składaków Samsunga. A to nawet spore niedomówienie, bo z marszu wiele osób okrzyknęło ten smartfon skokiem na kasę, bezczelnym odgrzewaniem kotleta i – biorąc wszystko w całość – kompletnie nieprzemyślanym pomysłem. I ja się z tymi opiniami w większości zgadzam… ale i tak nie potrafię nie kochać tego urządzenia.
To będzie dość niecodzienna recenzja smartfona na naszym portalu. Musicie mi wybaczyć, ale żebym ani ja nie usnął przy pisaniu tego tekstu, ani wy przy jego czytaniu, muszę podejść nieco mniej szablonowo do tej recenzji, czy może bardziej felietonu. Bo – spójrzmy prawdzie w oczy – mógłbym tu przekleić praktycznie 90% zeszłorocznej recenzji Z Flipa 6 autorstwa Kasi, pozmieniać parę cyferek i w gruncie rzeczy mielibyśmy tekst, który w pełni pasowałby do tegorocznej “siódemki” w wersji FE.
Tak. Smartfony te prawie w ogóle się od siebie nie różnią i, jeśli znacie Samsunga Galaxy Z Flip 6, to wiecie dokładnie, czego się spodziewać po najnowszym najtańszym składaku Samsunga. Zmieniło się niewiele, jeśli chodzi o specyfikację, wygląd czy ogólne działanie – ale zmieniło się za to całkiem sporo wokół tego urządzenia. Czas bowiem nie stoi w miejscu, a konkurencja nie śpi.
Przyjrzyjmy się więc uważniej, jak na tle aktualnego rynku smartfonów prezentuje się najtańszy (bo trudno tu powiedzieć, że tani…) składak Samsunga.
Jaki cel przyświeca Galaxy Z Flip 7 FE?
Na oficjalnej stronie Samsunga możemy znaleźć informację, że „Po raz pierwszy Galaxy Flip jest dostępny w wersji FE. Galaxy Z Flip 7 FE sprawia, że Flip jest w zasięgu każdego”. Te dwa zdania poniekąd określają – choć dość ogólnikowo – pomysł koreańskiego producenta na omawiany tu smartfon.
Z urządzeniami FE jesteśmy zaznajomieni już od dawna, bo serię zapoczątkował Samsung Galaxy S20 FE z 2020 roku. Choć niektórzy mogą powiedzieć, że pierwszym urządzeniem z tej serii był niesławny Galaxy Note Fan Edition, wydany trzy lata przed wspomnianą „dwudziestką”.

Którąkolwiek datę przyjmiemy za tę słuszną, już od co najmniej czterech generacji smartfonów Samsunga towarzyszy nam ta nieco tańsza seria FE, której skrót oznacza „Fan Edition”. Urządzenia (bo nie należą do niej tylko smartfony, ale i tablety czy smartwatche) z tej rodziny były raczej dość ciepło przyjmowane przez fanów Samsunga – co nie powinno dziwić, bo taki Galaxy S20 FE pojawił się na rynku zaledwie siedem miesięcy po premierze „pierwotnego” modelu, w cenie o około 30% niższej, ciągle oferując wiele.
Smartfony te zawsze prezentowały wysoki poziom i naprawdę blisko im było do aktualnych flagowców, oferując jednak zauważalnie niższą cenę – choć dla uczciwości dodam, że i tak nie była ona aż tak konkurencyjna jak w przypadku tańszych chińskich urządzeń, np. Xiaomi.
Fani Samsunga, którzy nie chcieli wydawać fortuny na najnowsze flagowce, a jednak oczekiwali czegoś więcej niż „po prostu średniaka”, mogli więc śmiało decydować się na serię FE.








Dobrym pomysłem wydaje się więc w końcu wprowadzenie składaka w wersji FE, głównie po to, by zwiększyć dostępność, a – co za tym idzie – popularność składanych smartfonów wśród konsumentów, nie tylko tych zainteresowanych flagowcami. Pomimo tego, że Samsung już od 2019 roku (kiedy to tak szybko minęło?) oferuje w swoim portfolio składane smartfony, to ich popularność po tych sześciu latach wcale nie jest szczególnie duża – choć na obronę trzeba dodać, że to dotyczy też składaków innych producentów.
Tylko mam wrażenie, że coś tu poszło nie tak przy projektowaniu Galaxy Z Flip 7 FE. Bo o ile kompletnie nie mam problemu z tym, że smartfon ten praktycznie w 100% przypomina zeszłoroczną „szóstkę”, tak wycenienie go na aż 4299 złotych kompletnie mija się moim zdaniem z ideą serii FE. I dodam, że podana przed chwilą cena dotyczy modelu z 8 GB RAM i zaledwie 128 GB pamięci wewnętrznej – dla przypomnienia Galaxy Z Flip 6, który miał premierę w zeszłym roku, kosztował na start 5199 złotych, ale w wersji z 12 GB RAM i 256 GB przestrzeni dyskowej.
Różnica w cenie wcale nie jest więc tak duża na pierwszy rzut oka (tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę różnicę w pamięci), żeby w jakikolwiek sposób usprawiedliwić obecność Galaxy Z Flipa 7 FE na rynku… a do tego dochodzi fakt, że wraz z premierą siódmej generacji składaków Samsunga, Galaxy Z Flip 6 mocno staniał w sklepach – i wcale nie mówię tu o używanych egzemplarzach.
Bez większego problemu znajdziecie w sieci sklepy (i to duże elektromarkety w Polsce), w których kupicie nową „szóstkę” za około 3500 złotych. Czyli nie dość, że zaoszczędzicie 800 złotych, to dostaniecie też… lepszy smartfon (o tym, o ile lepszy, za chwilę).

Nie rozumiem, jak Samsung mógł wpaść na tak zły, a nawet rzekłbym antykonsumencki pomysł. Wystarczyło, tak jak Apple, pozostawić w oficjalnej ofercie zeszłoroczne modele i obniżyć ich cenę, zamiast tworzyć kompletnie nowy (choć tak naprawdę delikatnie „przemalowany” stary…) smartfon. Jeśli Samsung już naprawdę chciał stworzyć model FE składaka, to moim zdaniem powinien zacząć przede wszystkim od naprawdę niskiej (jak na tę kategorię sprzętu oczywiście) i atrakcyjnej ceny.
Jeśli zaś z powodów kosztów produkcji nie jest w stanie tego zrobić, to… uważam, że lepszym pomysłem byłoby wstrzymanie się z wypuszczaniem Galaxy Z Flip 7 FE na rynek w ogóle. No chyba że celem tego modelu jest ekspresowe i znaczące obniżenie jego ceny kilka miesięcy po premierze – bo i takie scenariusze w dużych korporacjach się zdarzały, jak to było chociażby z Galaxy S21 FE, który w kilka miesięcy od debiutu staniał nawet o ponad 500 złotych.
“Szóstka” kontra “Siódemka FE” – zaskakująco nierówna walka
Czas na bezpośrednie porównanie zeszłorocznego Samsunga Galaxy Z Flip 6 z tegorocznym Galaxy Z 7 FE. Jeśli chodzi o wygląd i wykonanie, zmian jest niewiele – przede wszystkim zmniejszyła się liczba dostępnych wariantów kolorystycznych: z siedmiu do zaledwie dwóch: białego i czarnego.
Więcej różnic pojawia się za to w środku: mniej pamięci RAM, mniej pamięci wewnętrznej, a także inny procesor, który w teorii (a jak się za chwilę okaże – również w praktyce) wypada gorzej od tego z zeszłorocznego smartfona. Siódma generacja składaków Samsunga startuje oczywiście z nowszym oprogramowaniem, ale Galaxy Z Flip 6 nadal dostaje aktualizacje, więc bez dokładnego przyjrzenia się trudno odróżnić te modele, gdyby stanęły obok siebie.
Samsung Galaxy Z Flip 6 | Samsung Galaxy Z Flip 7 FE | Samsung Galaxy Z Flip 7 | |
Wyświetlacz wewnętrzny: | Dynamic AMOLED 2X o przekątnej 6,7”, rozdzielczości 2640×1080 pikseli (22:9), częstotliwości odświeżania 1-120 Hz, 2600 nitów | Dynamic AMOLED 2X o przekątnej 6,7”, rozdzielczości 2640×1080 pikseli (22:9), częstotliwości odświeżania 1-120 Hz, 2600 nitów | Dynamic AMOLED 2X o przekątnej 6,9”, rozdzielczości 2520×1080 pikseli (21:9), częstotliwości odświeżania 1-120 Hz, 2600 nitów |
Wyświetlacz zewnętrzny: | Super AMOLED o przekątnej 3,4”, rozdzielczości 720×748 pikseli i odświeżaniu 60 Hz, 1600 nitów | Super AMOLED o przekątnej 3,4”, rozdzielczości 720×748 pikseli i odświeżaniu 60 Hz, 2600 nitów | Super AMOLED o przekątnej 4,1”, rozdzielczości 948×1048 pikseli i odświeżaniu 120 Hz, 2600 nitów |
Procesor: | Snapdragon 8 Gen 3 for Galaxy z Adreno 750 | Samsung Exynos 2400 z Samsung Xclipse 940 | Samsung Exynos 2500 z Samsung Xclipse 950 |
Pamięć RAM: | 12 GB | 8 GB | 12 GB |
Pamięć wewnętrzna: | 256 GB lub 512 GB pamięci wewnętrznej UFS 4.0 | 128 GB lub 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 4.0 | 256 GB lub 512 GB pamięci wewnętrznej UFS 4.0 |
System operacyjny (na dzień premiery): | Android 14 z One UI 6.1.1 | Android 16 z One UI 8.0 | Android 16 z One UI 8.0 |
Aparat główny: | 50 Mpix f/1.8 OIS 1,0 μm, 83˚ | 50 Mpix f/1.8 OIS 1,0 μm, 83˚ | 50 Mpix f/1.8 OIS 1,0 μm, 83˚ |
Aparat ultraszerokokątny: | ultraszerokokątny 12 Mpix f/2.2, 1,22 μm, 123˚ | ultraszerokokątny 12 Mpix f/2.2, 1,22 μm, 123˚ | ultraszerokokątny 12 Mpix f/2.2, 1,22 μm, 123˚ |
Aparat przedni: | 10 Mpix f/2.2 1,22 μm, 85˚ | 10 Mpix f/2.2 1,22 μm, 85˚ | 10 Mpix f/2.2 1,22 μm, 85˚ |
Łączności: | 5G, eSIM, Wi-Fi 6E, Bluetooth 5.3, GPS, Glonass, Beidou, Galileo, QZSS, NFC, USB typu C 3.2 Gen 1 | 5G, eSIM, Wi-Fi 6E, Bluetooth 5.3, GPS, Glonass, Beidou, Galileo, QZSS, NFC, USB typu C 3.2 Gen 1 | 5G, eSIM, Wi-Fi 7, Bluetooth 5.4, GPS, Glonass, Beidou, Galileo, QZSS, NFC, USB typu C 3.2 Gen 1 |
Akumulator: | akumulator o pojemności 4000 mAh, ładowanie 25 W, ładowanie indukcyjne 15 W | akumulator o pojemności 4000 mAh, ładowanie 25 W, ładowanie indukcyjne 15 W | akumulator o pojemności 4300 mAh, ładowanie 25 W, ładowanie indukcyjne 15 W |
Wymiary: | – w pozycji złożonej: 71,9 x 85,1 x 14,9 mm, – w pozycji rozłożonej: 71,9 x 165,1 x 6,9 mm | – w pozycji złożonej: 71,9 x 85,1 x 14,9 mm, – w pozycji rozłożonej: 71,9 x 165,1 x 6,9 mm | – w pozycji złożonej: 75,2 x 85,5 x 13,7 mm, – w pozycji rozłożonej: 75,2 x 166,7 x 6,5 mm |
Waga: | 187 g | 187 g | 188 g |
Wodoszczelność: | IP48 | IP48 | IP48 |
Pod względem konstrukcji nie mam większych zastrzeżeń – to solidnie wykonany smartfon, który bardzo przypadł mi do gustu wizualnie. Szkoda jedynie, że do testów nie trafił czarny wariant, który chyba podoba mi się bardziej. Najbardziej irytuje natomiast podatność na zbieranie odcisków palców i inne brudy, które pojawiają się właściwie wszędzie: na mniejszym i większym ekranie, tylnej obudowie czy w okolicach aparatów. Utrzymanie tego smartfona w czystości jest prawie niemożliwe, co widać na załączonych zdjęciach. A dodam, że tuż przed zrobieniem tych fotografii dokładnie go wyczyściłem i przeszedłem z nim zaledwie kilka minut do pobliskiego parku.
Najbardziej zaskoczyły mnie różnice w wydajności pomiędzy „szóstką” a „siódemką FE” – niestety, na niekorzyść tego nowszego. Nie spodziewałem się, że wymiana Snapdragona na – na pozór podobnego – Exynosa przyniesie aż tak duży spadek cyfr w benchmarkach. Wyniki, które tu widzicie, to średnia z trzech testów, robionych w różnych odstępach czasu, żeby ograniczyć wpływ throttlingu.
Samsung Galaxy Z Flip 6 | Samsung Galaxy Z Flip 7 FE | |
Geekbench 6 | ||
single core: | 1489 | 1870 |
multi core: | 5654 | 4192 |
OpenCL: | 12938 | 11481 |
Vulkan: | 15006 | 13940 |
3DMark | ||
Sling Shot: | max | max |
Sling Shot Extreme – OpenGL ES 3.1: | max | max |
Wild Life: | max | max |
Wild Life Extreme: | 4162 | 3240 |
Wild Life Stress Test: | 15930 / 5280 / 33% | 8492 / 5209 / 61,3% |
Wild Life Extreme Stress Test: | 4425 / 1484 / 33,5% | 3647 / 1562 / 42,8% |
Szybkość pamięci przetestowana w aplikacji CPDT:
- szybkość ciągłego odczytu danych: 588,44 MB/s
- szybkość ciągłego zapisu danych: 1,29 GB/s
- szybkość losowego odczytu danych: 25,36 /s
- szybkość losowego zapisu danych: 22,13 MB/s







Nie najlepiej wypada też kultura pracy. Nie mam co prawda bezpośredniego porównania z Flipem 6, ale Z Flip 7 FE potrafi się zaskakująco mocno nagrzać – szczególnie podczas dłuższego nagrywania wideo, grania czy testów syntetycznych. Górna część obudowy osiąga wtedy temperatury, jakich dawno nie widziałem w smartfonie. Jedyny plus to trochę lepsze wyniki w stress teście… choć to zasługa raczej ogólnie niższej wydajności, a nie faktycznej przewagi Exynosa nad Snapdragonem.
Na szczęście w codziennym użytkowaniu tego spadku wydajności właściwie nie czuć. Smartfon działa responsywnie, aplikacje otwierają się szybko, a i w grach nie zauważyłem większych problemów (choć zaznaczę, że najbardziej wymagającą grą, w jaką grałem, był Obcy: Izolacja). Pod tym względem to wciąż pełnoprawny flagowiec… może z wyjątkiem pamięci RAM. Zdarzało się, że aplikacje były dość agresywnie zamykane w tle – widać tu oszczędność tych brakujących 4 GB względem poprzednika.
Nie ukrywam, przed testami Galaxy Z Flip 7 FE spodziewałem się mniejszych różnic w wydajności względem poprzednika. Sama zmiana Snapdragona na Exynosa mnie nie cieszyła, jak pewnie większości, ale spadek wyników w benchmarkach nawet o 25% (!) naprawdę mnie zaskoczył. Na szczęście w codziennym użytkowaniu tego praktycznie nie widać… ale jednak rok później, w czymś, co wygląda raczej jak „Galaxy Z Flip 6 v2” niż pełnoprawny nowy smartfon, liczyłbym na lepsze, a nie gorsze wyniki wydajnościowe.

Czas pracy Samsunga Galaxy Z Flip 7 FE
Regresu nie zauważyłem w pracy na baterii. Wyniki były zbliżone do tych, które Kasia notowała w recenzji „szóstki” rok temu. Mi co prawda ani razu nie udało się osiągnąć 5 godzin SoT, ale to dlatego, że testy przypadły na wyjątkowo intensywne dni, gdy dużo przebywałem poza domem i rzadziej korzystałem wyłącznie z Wi-Fi.
Zwykle uzyskiwałem od 3,5 do 4 godzin włączonego ekranu, co w moim przypadku wystarczało, by dotrwać do wieczora. Chciałbym nieco więcej, ale biorąc pod uwagę konstrukcję, jestem w stanie to zaakceptować.









Nie akceptuję za to szybkości ładowania tego telefonu. Od 0 do 100% akumulator ładowałem w średnio 2 godziny i 15 minut, a to wartość bardzo daleka od ideału. I mówię tu oczywiście zasilaniu przewodowym, bo – jeśli chodzi o to bezprzewodowe – to jest jeszcze gorzej i przygotować się musicie na grubo ponad trzygodzinne ładowanie… ale nie wiem ile dokładnie, bo trwało to tak długo, że wręcz usypiałem i zawsze przegapiłem ten moment osiągnięcia 100%.
Aplikacje na zewnętrznym ekranie
Bez zmian pozostała obsługa zewnętrznego ekranu. Po wyjęciu z pudełka nadal nie da się go używać w pełni – jesteśmy ograniczeni do widgetów, co jest dość rozczarowujące. Jasne, istnieje oficjalne obejście tego problemu przez aplikację Good Lock, ale nie rozumiem, dlaczego wciąż musimy sięgać po dodatkowe narzędzia, skoro konkurencja tego nie wymaga i jest na to gotowe rozwiązanie. Użytkownicy składanych Galaxy wielokrotnie na to narzekali – Samsungu, czas to w końcu zmienić!

Miłość (znowu) jest ślepa
Żeby trochę przełamać tę wylewaną z każdej strony „żółć” z tego tekstu, odniosę się teraz do jego tytułu: „Bezsens, który pokochałem”. Pomimo tego, że smartfon ten zawodzi w mojej opinii na wielu płaszczyznach – jeśli weźmiemy pod uwagę jego cenę, konkurencję i poprzednika – to jednak korzystało mi się z niego bardzo, ale to bardzo przyjemnie. No trzeba to napisać: Samsung nie schodzi poniżej pewnego poziomu, jeśli chodzi o swoje smartfony, jak i inne urządzenia.
Do tego dochodzi też kwestia tego, że to mój pierwszy składany smartfon, który recenzuję i który w ogóle miałem dłużej w rękach. I, muszę przyznać, że jest to wizja sprzętu, która bardzo mi się spodobała – nie ukrywam, że już wiem, iż będzie mi trudno wrócić do mojego „zwykłego” smartfona. I nie chodzi tu tylko o to, że „to taki fajny bajer”, który przykuwa uwagę wielu osób. Ja naprawdę dostrzegam w tej kategorii sprzętu wiele zalet, z których pozwolę sobie przytoczyć dwa, dość ważne dla mnie aspekty.

Po pierwsze – i chyba najważniejsze – „składak” sprawia, że… korzystam ze smartfona rzadziej niż normalnie. To trochę podobna sytuacja jak ze smartwatchami, gdzie drugi, mniejszy ekran, pozwala przeglądać powiadomienia głównie na nim, dzięki czemu rzadziej wpadam w ten słynny doomscrolling. I rzeczywiście, składany smartfon znacząco ogranicza (przynajmniej w moim przypadku) bezsensowne przewijanie social mediów czy przeszukiwanie sieci w poszukiwaniu tej dopaminowej dawki – bo po prostu nie chce mi się go tak często otwierać i tylko szybko przeglądam powiadomienia na małym, zewnętrznym ekranie.
Drugim, równie ważnym dla mnie czynnikiem, są możliwości foto i wideo. Lubię mieć smartfon, który robi dobre zdjęcia i nagrywa zadowalającej jakości filmy. Najczęściej podczas wyjazdów czy różnych spotkań używam do tego dedykowanego sprzętu, ale jednak są sytuacje, kiedy mam pod ręką tylko smartfon. I Galaxy Z Flip 7 FE ma nad każdym innym „zwykłym” smartfonem tą przewagę, że można nim wygodnie robić zdjęcia i filmy tylnymi obiektywami, tak jakbyśmy robili sobie selfie tradycyjnym smartfonem.
Do tego dochodzą też takie rzeczy, jak możliwość włączenia podglądu dla fotografowanej osoby (my widzimy, co fotografujemy na głównym ekranie, a osoba przed obiektywem widzi siebie na zewnętrznym, mniejszym ekranie) czy funkcja „statywu” – czyli po prostu otwarcie smartfona do połowy, położenie go na jakiejś płaskiej powierzchni przed sobą i robienie w tej pozycji zdjęć lub nagrywanie filmów. To naprawdę bardzo wygodne rozwiązanie.
Czy to sprawia, że Galaxy Z Flip 7 FE to najlepszy fotosmartfon na rynku? Najprawdopodobniej nie, choć jest on moim zdaniem w ścisłej czołówce. Znajdziemy pewnie tegoroczne „nie-składaki” z lepszymi aparatami, jeśli chodzi o jakość zdjęć, ale nad nimi „siódemka” ma taką przewagę, że jej konstrukcja pozwala na wspomniane wyżej sztuczki, które dodatkowo pomogą nam w robieniu zdjęć.





Nie mogę też pominąć faktu, że pierwszy dłuższy kontakt ze składakiem wywołuje u większości osób efekt „wow”. Czy to mija z czasem? Po trochę ponad dwóch tygodniach trudno mi odpowiedzieć – to raczej indywidualna kwestia. Znam osoby, które po czasie wróciły do „standardowych” smartfonów, i takie, które nadal wierzą w tą technologię i dalej z niej korzystają. Ja sam raczej należę do tej drugiej grupy, co zdecydowanie działa na korzyść Galaxy Z Flip 7 FE – bo pomimo że to smartfon, którego nie potrafię uczciwie polecić znając aktualny rynek, to wciąż go uwielbiam, bo to mój pierwszy składany smartfon.
Początkowo chciałem nawiązać tu do mojej recenzji Sony Xperia 5 V sprzed dwóch lat. Tam też użyłem dość podobnego określenia w tytule co tu: „Miłość jest ślepa” – czy więc to podobny przypadek? Niestety nie.
Tamten smartfon Sony oceniłem wtedy bardzo wysoko, bo aż na dziewiątkę w naszej dziesięciostopniowej redakcyjnej skali – mimo że wypunktowałem mu sporo wad. Końcowa ocena była jednak tak wysoka nie dlatego, że kiedyś byłem fanem tej marki, tylko dlatego, że ten konkretny model bardzo przypadł mi do gustu, a jego wady kompletnie mi nie przeszkadzały, bo mnie po prostu nie dotyczyły.
Muszę jednak przypomnieć, że jednocześnie nie rekomendowałem zakupu tego smartfona każdemu – co może brzmieć dziwnie. Jak to, sprzęt oceniony tak wysoko, a jednak bez ogólnej rekomendacji? A no właśnie dlatego, że to, że coś spodobało się mi, wcale nie oznacza, że spodoba się każdemu.
Xperia 5 V to bardzo oryginalny smartfon (nawet dziś!), który wyróżniał się na tle innych urządzeń. Jego nietypowy design (dla wielu kontrowersyjny – co rozumiem, choć mnie się on podobał) i bardzo dobry, ale wymagający trochę nauki aparat sprawiały, że to był model bardzo „niszowy” – ale idealny akurat dla mnie.

A Galaxy Z Flip 7 FE? Ten smartfon w mojej opinii nie potrafi się wyróżnić niczym szczególnym na tle nawet swojego zeszłorocznego modelu – że o konkurentach nawet nie wspomnę. Gdybym go kupił, to – w przeciwieństwie do wspomnianej Xperii – czułbym się z tym po prostu źle, bo nic nie przemawia za jego zakupem: ani cena, ani oryginalność, ani żaden inny aspekt, który choć trochę usprawiedliwiłby mój wybór.
Praktycznie zawsze lepiej dopłacić 700 złotych do „zwykłego” Galaxy Z Flip 7, który jest od niego zauważalnie lepszy (chociażby jeśli chodzi o dodatkowy ekran), albo zapłacić 700 złotych mniej za zeszłoroczną „szóstkę”, która… w mojej opinii i tak jest lepszym smartfonem niż Galaxy Z Flip 7 FE.
Żeby jednak nie kończyć tej chyba najbardziej pozytywnej części tekstu w tak negatywny sposób, podkreślę jeszcze raz: Samsung Galaxy Z Flip 7 FE, bez kontekstu ceny i bez porównywania do innych urządzeń na rynku, to naprawdę przyjemny w korzystaniu smartfon – tym bardziej, jeśli, tak jak u mnie, byłby to Wasz pierwszy „składak”. Przez całe dwa tygodnie testów uśmiech nie schodził mi z twarzy podczas używania Galaxy Z Flip 7 FE. Zszedł dopiero na sam koniec, przy pisaniu tego tekstu i analizowaniu problemów tego urządzenia – i to coś, co z racji dziennikarskiego obowiązku musiałem zrobić.
Samsung umie w aparaty
W kwestii aparatów również w przypadku „siódemki” FE mógłbym właściwie przekopiować fragment zeszłorocznej recenzji Kasi Samsunga Galaxy Z Flip 6. Mamy tu bowiem to samo trio, co u poprzednika: główny obiektyw 50 Mpix z jasnością f/1.8, optyczną stabilizacją obrazu i kątem widzenia 83°, któremu towarzyszy ultraszeroki kąt 12 Mpix (f/2.2) z polem widzenia 123°. Z przodu (a właściwie w środku, gdy telefon jest złożony) również znajdziemy ten sam aparat co w ubiegłym roku: 10 Mpix, f/2.2, kąt widzenia 85°.

Przewrotnie zacznę od przedniej kamerki, z której korzystałem najmniej. I bynajmniej nie dlatego, że odstrasza mnie własna aparycja (choć to też…), lecz dlatego, że dzięki składanej konstrukcji smartfona w większości przypadków wolałem robić selfie tylnymi aparatami. Przedni aparat sam w sobie nie jest zły, ale wyraźnie odstaje jakością od głównego – co w sumie nie powinno dziwić.






Dodatkowo kamerka do selfie, podobnie jak cały telefon, wyjątkowo łatwo łapie odciski palców, których trudno się pozbyć. Dlatego polecam po prostu zamknąć smartfon i robić selfie głównym duetem aparatów – w takiej konfiguracji Galaxy Z Flip 7 FE to naprawdę jeden z lepszych smartfonów do selfie na rynku ;)
Przechodząc do głównych aparatów: ich rodowód sięga Samsunga Galaxy S24 i Galaxy S24+, a więc wciąż mówimy o bardzo dobrych, choć zeszłorocznych flagowych obiektywach. Zdjęcia – niezależnie czy robione w dzień, wieczorem czy nawet w ciemności – wychodzą tak, jak można by się spodziewać po topowym smartfonie. Kolory są naturalne, autofocus działa szybko i celnie, a rozpiętość tonalna pozytywnie zaskakuje – naprawdę łatwo polubić ten aparat.
















W recenzjach często narzekam, że producenci traktują ultraszerokie obiektywy po macoszemu. Wiadomo, że będą gorsze od głównych, ale fajnie, gdy różnica nie jest gigantyczna, a styl zdjęć pozostaje spójny. I w Galaxy Z Flip 7 FE właśnie tak jest – duży plus za to.
Zdjęcia z obu obiektywów na pierwszy rzut oka wyglądają, jakby były zrobione jednym aparatem. Owszem, przy bliższym zapoznaniu się widać mniejszą szczegółowość ultraszerokiego kąta, niższą rozdzielczość czy inne niuanse, ale ogólny styl i kolorystyka są niemal identyczne. I dokładnie tego oczekuję – spójności między głównym a ultraszerokim aparatem.















To zasługa nie tylko dobrego sprzętu, ale też oprogramowania. Samsung w tej dziedzinie od lat jest na bardzo wysokim, o ile nie najwyższym poziomie – realnie konkurując głównie z Apple. Przetwarzanie zdjęć, spójna kolorystyka, dobra jakość w trudnych warunkach czy naprawdę świetne cyfrowe przybliżenie – to efekt tej „magii” software’u, który świetnie współpracuje z hardwarem.
Trochę żałuję tylko braku trzeciego tylnego aparatu, czyli teleobiektywu. Główny obiektyw co prawda radzi sobie bardzo dobrze z cyfrowym zoomem (w tej kwestii Samsung pozostaje moim faworytem na całym rynku), ale teleobiektyw to nie tylko zoom – to też dłuższa ogniskowa, dzięki której portrety wyglądają lepiej. Chodzi nie tylko o efekt bokeh, ale też o mniejsze zniekształcenia perspektywiczne, co daje bardziej naturalny wygląd twarzy.






Galaxy Z Flip 7 FE dobrze radzi sobie także z nagrywaniem wideo. Każdy z obiektywów umożliwia nagrywanie w 4K przy 60 klatkach na sekundę, choć najlepszą jakość zapewnia główny aparat. Ultraszeroki kąt wypada nieco słabiej, ale nadrabia szerokim polem widzenia – świetnie sprawdza się przy większej liczbie osób w kadrze.
Samsung dorzucił też sporo dodatkowych trybów, jak nagrywanie dwoma aparatami jednocześnie, wideo portretowe (z całkiem dobrym rozmyciem tła), zwolnione tempo czy rozbudowany tryb Pro, w którym można zmieniać ISO, balans bieli, ekspozycję i podglądać histogram.
Do ideału brakuje mi w zasadzie tylko płynnego przełączania się między głównym a ultraszerokim aparatem w 4K i 60 FPS – żeby to działało, trzeba zejść do 30 FPS. Dźwięk w nagraniach stoi na wysokim poziomie, ale warto przed nagrywaniem sprawdzić, czy chwyt telefonu (zwłaszcza złożonego) nie zasłania mikrofonów – to drobiazg, ale może zrobić różnicę.
Składając to wszystko w całość…
Samsung Galaxy Z Flip 7 FE to bardzo przykry i dość niecodzienny przypadek smartfona. Nie jest to bowiem urządzenie obiektywnie złe – wręcz przeciwnie, to solidny sprzęt z dobrą specyfikacją i dopracowanym oprogramowaniem, który jest jednym z moich ulubionych telefonów, jakie testowałem przez ponad sześć lat pisania dla Tabletowo.
Jednocześnie to smartfon tak kompletnie nieprzemyślany od strony rynkowej i tak bardzo niekonkurencyjny cenowo, że moim zdaniem… w ogóle nie zasługiwał na pełnoprawną recenzję. Stąd taka właśnie forma tekstowej opinii na temat tego “składaka”.
Gdy piszę recenzję, jedną z najważniejszych rzeczy jest dla mnie to, jak dany sprzęt wypada na tle konkurencji. Nie tylko pod względem ceny, ale ogólnie – czy dotrzymuje kroku reszcie, albo czy wyróżnia się czymś, co usprawiedliwia jego istnienie. Jasne, nie zawsze ma to odzwierciedlenie w końcowej ocenie, bo czasami sprzęt wychodzi poza standardowe ramy – wprowadza coś świeżego, oryginalnego, co nagle sprawia, że nawet zbyt wysoka cena staje się do przełknięcia. Innowacja albo odważny ruch potrafią zrekompensować inne potknięcia.

Galaxy Z Flip 7 FE nie robi nic z tych rzeczy. Właściwie – to on nie robi nic. Dosłownie. To smartfon, który względem swojego poprzednika praktycznie niczym się nie różni, a nawet przez zastosowanie procesora Exynos, zalicza naprawdę znaczący spadek wydajności (widoczny co prawda głównie w benchmarkach, ale trzeba to podkreślić).
Nie zmieniono specyfikacji i wyglądu, nie obniżono istotnie ceny. Samsung zmienił tylko numerek w nazwie, dodał „FE”, żeby podpiąć się pod lubianą submarkę… i to wszystko. Nie pokuszono się nawet o żadną sensowną strategię marketingową czy cenową, która by to mogła ratować. Już na pierwszy rzut oka widać, że z trójki tegorocznych składanych smartfonów Samsunga tylko dwa są „kochane” – a to trzecie dziecko powstało chyba na zasadzie „a może jakoś to będzie…”.
Już sam fakt, że zaraz po premierze wiedziałem, że recenzja wersji FE mogłaby być praktycznie kopiuj-wklej recenzji Z Flip 6 Kasi z zeszłego roku, było jasnym sygnałem, że coś poszło tu nie tak. I nie przesadzam – zanim usiadłem do pisania, odświeżyłem sobie tamten tekst i naprawdę: mógłbym z czystym sumieniem skopiować 95% i pasowałoby jak ulał. Poza podsumowaniem – bo ono, niestety, musi być zupełnie inne.

Jasne, każdy ma inną perspektywę. Kasia, pisząc o Z Flipie 6, miała wtedy znacznie większe doświadczenie ze składakami niż ja teraz. Jestem świeżo zauroczony ideą składanych smartfonów – i teoretycznie powinienem podejść do Galaxy Z Flip 7 FE z pewną taryfą ulgową, bo to dla mnie wciąż coś nowego. I, faktycznie, nie ukrywam, że korzystanie z tego telefonu dawało mi frajdę. Ale jednocześnie wiem, że dokładnie te same emocje dałby mi każdy inny składak na rynku – również tańszy. I tu właśnie leży problem: „siódemka FE” nie wnosi absolutnie żadnej wartości dodanej.
Kończę ten tekst przykrym dla Samsunga Galaxy Z Flip 7 FE wnioskiem: nie kupujcie go. W momencie pisania tej „nie-recenzji” to po prostu nie ma sensu. Lepiej kupić tańszego i bardzo podobnego (a w paru aspektach nawet lepszego) zeszłorocznego Galaxy Z Flip 6. Albo sięgnąć po jeszcze bardziej zauważalnie tańszą Motorolę Razr 50 Ultra – w kilku aspektach jest to inny składany smartfon, ale w ogólnym rozrachunku wcale nie jest on gorszy. A jeśli możecie zwiększyć swój budżet o te 700 złotych, to lepiej dołożyć do zwykłego Galaxy Z Flip 7 – różnica między nimi jest naprawdę tego warta.