Recenzja Huawei Mate 40 Pro – doskonałość ze skazą

Huawei Mate 40 Pro

(fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Huawei Mate 40 Pro to najnowszy i najpotężniejszy smartfon w ofercie producenta. Wyraz inżynieryjnej potęgi firmy oraz ucieleśnienie problemów związanych z sankcjami narzuconymi przez administrację Donalda Trumpa, a zarazem urządzenie, obok którego trudno przejść obojętnie. Mate 40 Pro towarzyszył mi przez ostatnie tygodnie – najwyższa pora, by spisać swoje wrażenia z eksploatacji urządzenia.

Srebrne w czarnym

Pudełko, w jakim przyjechał testowy Mate 40 Pro, jest jednym z większych, jakie miałem okazję widzieć. Czarna tektura, dyskretne srebrne napisy i do tego absolutnie niedyskretne czerwone logo Leica – gdybyśmy nie wiedzieli, który aspekt techniczny urządzenia jest najważniejszy.

Mate 40 Pro w Media Expert

(fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Po otwarciu na pierwszym planie mamy oczywiście głównego bohatera recenzji, czyli smartfon. Testowy egzemplarz był w kolorze Mistycznego Srebra – to znaczy w tym kolorze była tylna ściana, gdyż przednia była antracytowo czarna. Mistyczne srebro to zresztą nazwa tyleż ładna, co zwodnicza, gdyż w świetle tylna część smartfona mieni się wszystkimi barwami tęczy.

Prawdziwie srebrna jest jedynie ramka, grubsza na dole i górze, a wąska i dyskretna po bokach. Ekran jest solidnie zaokrąglony i zachodzi na boczne ramki. Na prawym boku Huawei wygospodarował miejsce na przyciski głośności i wybudzenia, lewy pozostał pusty. Slot na karty umieszczony został na dolnej części telefonu, podobnie jak gniazdo USB-C i głośnik.

Górna ramka kryje drugi głośnik, mikrofon oraz port podczerwieni, dzięki któremu zamienimy telefon w inteligentny pilot do różnych urządzeń.

Ładowarka, etui i telefon. W zestawie są także słuchawki i kabel, które nie znalazły się na zdjęciu (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Największą uwagę zwraca jednak wyspa aparatu fotograficznego. Wbrew obowiązującej modzie jest okrągła i znalazła się ona nie w jednym z rogów tylnej ścianki, tylko symetrycznie względem dłuższych boków. Choć oczywiście wystaje nad obrys urządzenia, to jednak stosunkowo niewiele.

Centralna część wyspy jest srebrna i pyszni się na niej napis LEICA oraz nazwa i parametry obiektywu. Cztery oczka kryją trzy aparaty oraz okienko laserowego układu autofocus, nie zabrakło też podwójnej diody doświetlającej.

Tylna obudowa jest srebrna, lecz w rzeczywistości może się mienić wszystkimi barwami tęczy (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Przedni aparat został umieszczony w podłużnym otworze w ekranie – składa się z klasycznego aparatu oraz sensora ToF poprawiającego działanie trybu portretowego oraz umożliwiającego bezpieczne rozpoznawanie twarzy w trybie 3D.

Jakość wykonania stoi na najwyższym poziomie, podobnie jak stylistyka – telefon robi doskonałe wrażenie zarówno, jeśli chodzi o solidność, jak i o niewymuszoną elegancję. To jeden z najładniejszych smartfonów, jakie widziałem.

Oczywiście jego masa i wielkość mogą być problematyczne, zwłaszcza dla osób o mniejszych dłoniach. Także zagięty ekran nie każdemu będzie odpowiadał – uważam, że funkcjonalność tu przegrała z wyglądem.

Zawinięty na boki wyświetlacz – ładny, ale nie jestem fanem tego rozwiązania (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Poza telefonem w zestawie znajdziemy kabel USB-A->USB-C (niestety, tylko 2.0), ogromną ładowarkę o mocy 66 W oraz słuchawki, trochę podobne do Apple EarPods.

Cena w momencie pisania recenzji wynosi ~5400 złotych.

Specyfikacja Huawei Mate 40 Pro:

ParametrWartość
ProcesorKirin 9000 5G (5 nm), Octa-core (1 x 3,13 GHz Cortex-A77 + 3 x 2,54 GHz Cortex-A77 + 4 x 2,05 GHz Cortex-A55)
GPUMali-G78 MP24
Ekran1344 x 2772, 6,76″, 18,5:9, ~456 ppi, OLED 90 Hz, HDR10, 115,7 cm2 (~94,1 % STB)
Pamięć RAM8 GB
Pamięć Flash256 GB UFS 3.1 + NM (do 256 GB)
Aparat główny50 Mpix, f/1,9, 23 mm (szerokokątny), 1/1,28″, 1,22 µm, PDAF, Laserowy AF
20 Mpix, f/1,8, 18 mm (ultraszerokokątny), PDAF
12 Mpix, f/3,4, 125 mm (teleobiektyw peryskopowy), PDAF, OIS
Obiektywy sygnowane przez Leicę jako Vario-Summilux H 1:1,8-3,4/18-125 ASPH
Aparat przedni13 Mpix, f/2,4, 18 mm (ultraszerokokątny) + ToF 3D
Audiostereo
Łączność5G NR: n1 / n3 / n5 / n7 / n8 / n28 / n38 / n40 / n41 / n77 / n78 / n79 / n80 / n84
LTE
Wi-Fi 6 – 802.11 b/g/n/ac/ax (2,4 + 5.0 GHz, kanał do 160 MHz), Wi-Fi Direct, hotspot, USB-C 3.1 (kabel w zestawie tylko 2.0), Bluetooth 5.2, NFC, dual SIM / dual eSIM
LokalizacjaA-GPS, GLONASS, BDS, GALILEO, QZSS, NavIC
AkumulatorLi-Po 4400 mAh, szybkie ładowanie SuperCharge 66 W (wymagana specjalna ładowarka i kabel), ładowanie bezprzewodowe 50 W, zwrotne ładowanie bezprzewodowe 5 W
Waga212 g
Rozmiary162,9 × 75,5 × 9,1 mm
CertyfikatyIP68
System operacyjnyAndroid 10 HMS / bez GMS + EMUI 11

Wyświetlacz

Użyty w Mate 40 Pro ekran ma rozdzielczość 1344 x 2772 pikseli i proporcje 18,5:9. Przy przekątnej 6,76″ daje to mniej więcej 456 ppi. Panel OLED ma maksymalne odświeżanie 90 Hz – dostępne są trzy tryby pracy: z maksymalnym odświeżaniem, z odświeżaniem 60 Hz oraz domyślny dynamiczny, w którym odświeżanie jest dostosowywane do tego, co się dzieje na ekranie. Odczyty digitizera wykonywane są 240 razy na sekundę. Tryb dynamiczny spisywał się w sposób niemal nieodróżnialny od wymuszonych 90 Hz, zatem to właśnie tak przez większość czasu był ustawiony smartfon.

Kolory po lekkim dostrojeniu prezentują się bardzo ładnie (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Dopasować można także rozdzielczość: standardowo jest to 1152 x 2376 pikseli. Maksymalna jest identyczna z fizyczną rozdzielczością panelu, lecz dla oszczędności baterii można ją obniżyć aż do 896 x 1848 pikseli. Decyzję można także pozostawić automatowi – w trybie inteligentnym Mate 40 Pro będzie zarządzał tym parametrem dynamicznie, wyważając jakość obrazu i zużycie energii.

Bardzo dobrze wygląda jasność ekranu – w trybie automatycznym osiąga zbliżoną do iPhone’a 11 Pro, czyli około 800 nit. Przy ustawieniu ręcznym na maksimum jest wyraźnie mniej, jednak nie przeszkodziło to w uzyskaniu bardzo dobrej czytelności w słońcu.

Dobrze wygląda także odwzorowanie kolorów – dostępne są tryby „normalny” i „wyrazisty”: ten pierwszy odpowiada przestrzeni barwnej sRGB, drugi natomiast DCI-P3. Zgodność ze wzorcami jest niezła, ale aby uzyskać najlepszy efekt musiałem wprowadzić ręczną korekcję punktu bieli, co widać na zrzutach ekranu. Niestety, Mate 40 Pro zapamiętuje to ustawienie niezależnie od trybu, zmuszając użytkownika do każdorazowego poprawiania przy zmianie, jednak w praktyce zmian będziemy dokonywać na tyle rzadko, że nie ma to większego znaczenia.

Poza korekcją kolorów można również włączyć tryb ciemny i filtr światła niebieskiego – czyli standard. Nie zabrakło także always-on display, który to tryb jest całkiem rozbudowany i wygląda wyjątkowo ładnie. Właściwie, jeśli coś dziwi, to tylko brak funkcji Naturalne Tony, którą Huawei umieszcza w tabletowych wersjach oprogramowania.

Ogólna ocena jakości obrazu musi być bardzo dobra. Szkoda tylko, że w niektórych zastosowaniach nie będzie z niej pożytku – zarówno Netflix, jak i Amazon Prime Video nie pozwalają na nic ponad rozdzielczość SD bez HDR – jest to efektem braku oficjalnej dostępności tych usług na urządzeniach z HMS, a zatem brakiem certyfikacji. I póki co nie zanosi się na zmiany, chyba że pod nowymi rządami USA zrewidują swoją politykę wobec firmy Huawei.

Na zdjęciu widoczna jest folia naklejona na ekran – w rzeczywistości jest niemal niezauważalna (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Ekran Mate’a 40 Pro domyślnie naklejoną ma folię, która zabezpiecza go przed zarysowaniami i jest przy tym bardzo dyskretna. Niestety, umieszczenie telefonu w dostarczonym w zestawie silikonowym etui spowodowało, że jego brzeg zaczął zawadzać o krawędź folii i po kilku dniach najpierw pojawiły się pod nią pęcherze, a później odkleił cały bok, co zmusiło mnie do zdarcia całości z ekranu.

Ostatnim aspektem, o którym chciałbym tu napisać, jest rozmiar ekranu, a raczej związany z nim problem ergonomii. Przy przekątnej 6,76″ i dużej masie telefonu nie ma bowiem mowy o bezproblemowej obsłudze jedną ręką – a mam całkiem spore dłonie.

Moja żona, mająca znacznie mniejsze, w żaden sposób nie była w stanie używać Mate 40 Pro jednoręcznie, nawet po aktywowaniu gestem przesunięcia i przytrzymania na dole ekranu specjalnego trybu, w którym pulpit wyświetlany był tylko na 2/3 ekranu – i tak był zbyt duży, by wszędzie sięgnąć. Warto mieć to w pamięci, decydując się na zakup.

Oprogramowanie

Huawei Mate 40 Pro pracuje w oparciu o system Android 10 AOSP z nakładką EMUI 11 i jest niestety kolejnym smartfonem tego producenta pozbawionym usług Google. Zamiast nich mamy Huawei Mobile Services i sklep AppGallery, w którym wciąż piszczy bieda, choć jakby trochę mniejsza niż pół roku temu.

Dostępność aplikacji powoli się poprawia, jednak podstawą do zainstalowania czegokolwiek jest nie AppGallery, lecz wyszukiwarka Petal, skanująca między innymi strony z plikami APK. Nic nie stoi na przeszkodzie, by wprost zainstalować APKPure czy Aptoide i w ten sposób ułatwić sobie życie – bo na samym sklepie Huawei daleko nie zajedziemy.

Problem w tym, że nie powinienem być jako użytkownik do tego zmuszony. Mate 40 Pro kosztuje ~5400 złotych, niemal dokładnie tyle, ile w zeszłym roku zapłaciłem za iPhone’a 11 Pro. Za tę cenę mam prawo oczekiwać kompletnego i funkcjonalnego systemu, tymczasem otrzymuję zestaw „zrób to sam”, przy którym muszę praktykować druciarstwo i protezować podstawowe funkcje.

Tak, można doprowadzić Mate 40 Pro do jako-takiej funkcjonalności: udało się zainstalować Discorda, Facebooka i Facebook Messengera. Mam Instagram, Netfliksa, Prime Video, programy do prognozy pogody, Twittera, CyberGhost VPN i aplikacje nawigacyjne – Automapę i TomToma Go. Jest uproszczony Microsoft Office.

W centrum wyspy z aparatami pyszni się logo LEICA (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Tylko że poza Automapą, VPN-em, TomTomem i preinstalowanym Office cała reszta pochodzi spoza AppGallery. Facebook i Messenger pobrane są wprost ze strony Facebooka i wyróżniają się tym, że funkcjonują powiadomienia. Ale reszta działa tyle o ile – na push z Discorda nie mam co liczyć, Twitter także milczy. Prime Video i Netflix działają z najniższą rozdzielczością, YouTube działa jako aplikacja webowa – przynajmniej można oglądać materiały HD. PWA umożliwiają też jako-takie działanie Dokumentów Google, choć jest to zdecydowanie mniej wygodne niż instalowane programy.

Z sześciu aplikacji finansowych i bankowych, jakich używam na iPhonie, dostępne oficjalnie są dwie – Skycash i Curve. Nie ma Revoluta, nie ma też oficjalnych aplikacji bankowych moich banków. mBank wprawdzie coś tam próbował robić, ale nic z tego nie wyszło (poza zamieszaniem) i w tej chwili jedynie użytkownicy kont w PKO BP mogą cieszyć się oficjalną aplikacją na Mate 40 Pro. Reszta musi korzystać ze stron bankowości internetowej swoich banków.

Szkoda, bo poza tym system działa jak burza. Jest obłędnie szybki, znakomicie płynny, przez cały okres testów ani razu się nie przyciął, do tego jest ładny, wygodny w użyciu, często aktualizowany i nawet wypakowany aplikacjami nie zarzyna jakoś specjalnie akumulatora.

Mate 40 Pro ma też sporo przydatnych funkcji dodatkowych, znanych z wcześniejszych modeli: Huawei Share, nieźle rozwiązane ustawienia higieny cyfrowej, sterowanie jedną ręką (o którym wspominałem już przy okazji omawiania wyświetlacza) i świetny AoD (który nie tyle jest jakoś bardziej funkcjonalny od innych, ale jest po prostu śliczny).

Pewną ciekawostką, której nie kojarzę ze smartfonów innych producentów, jest wybór trybu pracy oprogramowania – z nastawieniem na wydajność, oszczędność baterii albo wyważony. Mała rzecz, a cieszy.

Jedyne zastrzeżenie (poza tym o czym pisałem wyżej) to zrobienie sobie z niego śmietnika – w różnych folderach znalazłem 26 skrótów do instalacji różnych zbędnych aplikacji (używa ktoś jeszcze Gadu-Gadu?) firm trzecich i parę już zainstalowanych. Nie wpłynęło to na sprawność działania, ale na pierwsze wrażenie jak najbardziej – odinstalowanie bloatu chwilę zajęło.

Huawei kładzie silny nacisk na możliwości fotograficzne Mate 40 Pro, niech was więc nie dziwi, że do tego zdjęcia Leicę oparłem o Zeissa :) (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Łączność

Huawei Mate 40 Pro jest zdolny do pracy w sieci 5G. Mieszkając jednak z niezbyt dużym mieście, gdzie żaden operator nie ma odpowiedniej infrastruktury, nie miałem szansy sprawdzić, jak też się w niej spisuje. Testy, choć ograniczone do LTE-A, wypadły jednak bardzo pozytywnie. Telefon ładnie trzymał sygnał, a jakość połączeń była bardzo dobra. Także prędkość transmisji była zupełnie niezła, przekraczając bez problemu 100 Mbps, co nie jest w mojej okolicy regułą. Mate 40 Pro obsługuje zarówno VoLTE, jaki VoWiFi – z kartą Orange Flex pierwszy z trybów był aktywny automatycznie, drugi jak zwykle wymagał włączenia ręcznego.

Mate 40 Pro jest oczywiście telefonem dual SIM / dual standby. Poza fizycznymi kartami nanoSIM obsługiwany jest także eSIM i to – uwaga – na obu „slotach”. Co więcej, dla obu kart dostępna jest obsługa LTE – jedynie sieć 5G może być aktywna wyłącznie na głównej karcie.

Bardzo dobrze wypada w Mate 40 Pro obsługa WiFi. Obsługiwany jest standard WiFi 6 (lub po staremu 801.11ax). Z moim routerem AC Huawei zestawiał połączenie z przepustowością teoretyczną 1083 Mbps. W praktyce oznaczało to rzeczywisty transfer na poziomie ponad 700 Mbps.

Do dyspozycji użytkownika jest także Bluetooth 5.2 i NFC, z możliwością dokonywania płatności HCE (skorzystamy z nich w aplikacji IKO banku PKO BP i, póki co, niestety tylko tam).

Mate 40 Pro jest też bogato wyposażony pod względem nawigacyjnym, gdyż dostępne systemy to nie tylko AGPS, ale także GLONASS, BDS, GALILEO, QZSS, a nawet bardzo rzadko spotykany indyjski NavIC. Czułość Mate 40 Pro jest dobra i choć czas nie sprzyja intensywnym testom, to rejestrowane ślady nie budziły żadnych wątpliwości co do dokładności.

Ostatnim z aspektów łączności jest połączenie kablowe. Mate 40 Pro ma port USB 3.1 typu C, ale w zestawie niestety tylko kabel 2.0. Dokupienie kabla 3.1 to wprawdzie nie problem, ale… zwykłym kablem nie będziemy mogli ładować telefonu z maksymalną wydajnością. Dziwna decyzja producenta.

Wydajność

Huawei Mate 40 Pro jest pierwszym smartfonem tego producenta wyposażonym w najnowszy SoC Kirin 9000, wykonany w 5 nm procesie technologicznym. Producent obiecywał wydajność z najwyższej półki i należy powiedzieć to wprost: słowa dotrzymał.

Chociaż dokładne sprawdzenie, jak bardzo, okazało się trudniejsze, niż myślałem: z żadnego ze źródeł nie udało mi się zainstalować Geekbench 5 i PCMark, których używam zwykle do sprawdzania wydajności – wyskakiwały błędy analizy pakietów. Ale zobaczmy, co udało się ustalić.

Wyniki 3DMark:

Wynik testu obciążeniowego jest swego rodzaju dowodem na to, że bicie rekordów wydajności nie ma większego sensu. Z dwudziestu przebiegów jedynie bowiem pierwszy przebiega z nominalną prędkością, a w następnych wydajność drastycznie spada z powodu throttlingu termicznego. Minimalny wynik na poziomie poniżej 50% maksymalnego to nie jest dobry znak – podczas dłuższej zabawy w wymagających grach to będzie właśnie realna wydajność smartfona, a nie ta z deklaracji. Warto przy tym porównać Mate 40 Pro z testowaną przeze mnie niedawno Xperią 5 II, która w teście obciążeniowym ma wyższą średnią wydajność i lepszą stabilność wyników.

Wyniki Androbench:

Wyniki CPDT:

Zarówno Androbench, jak i CPDT, nie pozostawiają wątpliwości, co do tego, że zastosowana w Mate 40 Pro pamięć flash jest bardzo szybka. Nie wiem czy najszybsza -ale jeśli nawet nie, to na pewno jest w ścisłej czołówce.

Audio

Huawei Mate 40 Pro oferuje głośniki stereofoniczne. Producent zrezygnował z przedziwnych eksperymentów typu „głośnik w porcie USB-C”, mamy zatem typowy układ z przetwornikami na obu krótszych ramkach. I gra to całkiem dobrze – dźwięk jest głośny, czysty, wysokie tony są poprawne, a bas całkiem wyrazisty jak na telefoniczne głośniki.

Słuchawki dołączone do zestawu to douszne pchełki wzorowane na EarPodsach, podłączane przez USB-C – Mate 40 Pro nie ma portu jack 3,5 mm i, niestety, nie ma także przejściówki, pozwalającej na podłączenie czegoś lepszego. Użytkownik pragnący podłączyć słuchawki na kablu musi zatem dokupić odpowiedni przewód lub skorzystać z bezprzewodowych.

Floor Jensen, Nightwish, „The Poet And The Pendulum”, Youtube

Jak zwykle do dyspozycji mamy Huawei Histen, który ma poprawiać jakość dźwięku, jednak jego efekty są dyskusyjne, szczególnie podczas oglądania filmów. Ze względu na restrykcje nie ma niestety mowy o Dolby ATMOS.

Biometria

Huawei Mate 40 Pro jest wyposażony w czytnik linii papilarnych umieszczony pod ekranem. Położenie skanera jest dobrze dobrane, trzymając telefon w ręku kciuk trafia w odpowiednie miejsce niemal automatycznie.

Dużo dobrego muszę powiedzieć o jego działaniu – proces identyfikacji przebiega bardzo szybko i jest niemal bezbłędny. Warto przypomnieć, że z czytnikami optycznymi pod ekranem miałem zwykle sporo kłopotów i właściwie dopiero najnowsza ich generacja nie sprawia mi problemów.

Drugą metodą autoryzacji biometrycznej dostępną w Mate 40 Pro jest rozpoznawanie twarzy. W poprzednich urządzeniach Huawei, jakie miałem możliwość testować, była oparta na aparacie fotograficznym i była wyjątkowo mało odporna na oszustwo – bez problemu odblokowywałem MatePada Pro i MatePada 10,4 zdjęciem wyświetlonym na ekranie iPhone’a.

Cóż, taka sztuczka z Mate 40 Pro nie przejdzie na pewno, gdyż poza kamerą wyposażony jest z przodu także w czujnik ToF 3D, pozwalający na przestrzenny skan głowy. Rozpoznawanie twarzy działa szybko (jednakże wyraźnie wolniej niż FaceID z iPhone’a 11 Pro) i ponieważ jest to metoda aktywna, działa także w całkowitej ciemności.

Huawei odrobił pracę domową i smartfon zostanie odbezpieczony tylko wtedy, gdy będziemy mieć otwarte oczy – nie da się odblokować telefonu podsuwając telefon pod twarz osoby śpiącej lub nieprzytomnej.

Mate 40 Pro na starych fotografiach (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Wszystkie metody biometryczne zostaną automatycznie zablokowane w momencie pięciokrotnego wciśnięcia przycisku wybudzania – telefon wchodzi wtedy w tryb wzywania pomocy (jest 5 sekund, by zatrzymać automatyczne wywołanie numeru 112). Możliwe jest też włączenie połączeń do ustalonych kontaktów SOS i/lub wysyłka SMS alarmowych z danymi o lokalizacji. Odblokowanie po alarmie wymaga podania kodu PIN.

Zasilanie

Mate 40 Pro ma na pokładzie akumulator litowo-polimerowy o pojemności 4400 mAh, co nie jest wartością szczególnie wygórowaną, jeśli się weźmie pod uwagę rozmiary smartfona i komponenty z najwyższej półki wydajnościowej.

Jeśli chodzi o czas pracy na jednym ładowaniu, to przy dość intensywnym użytkowaniu w trybie domyślnym osiągałem dwie doby czuwania i 8-9 h pracy z włączonym ekranem, przy odświeżaniu ustawionym na 60 Hz. Odświeżanie 90 Hz to mniej więcej godzina mniej, a w trybie dynamicznym trudno ocenić różnicę. Jest całkiem nieźle.

Szybkie ładowanie jest naprawdę szybkie (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Wrażenie natomiast robi proces ładowania. Mate’a 40 Pro można „nakarmić” za pomocą dołączonej ładowarki SuperCharge 66 W i firmowego kabla – cały proces zajmuje wtedy około 45 minut, przy czym po pół godzinie poziom naładowania przekracza 85%. Telefon podczas tego procesu niestety odczuwalnie się rozgrzewa, co prowokuje mnie do zastanawiania się, kiedy też chęć zapewnienia jak najszybszego ładowania zamieni nasze gadżety w kieszonkowe bomby. Niemniej, żadnych problemów z tak szybkim ładowaniem ani z podwyższoną temperaturą nie miałem.

Szybkie ładowanie można też przeprowadzić indukcyjnie – Mate 40 Pro jest w stanie przyjąć moc do 50 W i oddać w procesie zwrotnym 5 W. Moja ładowarka daje jedynie 10 W, zatem nie miałem możliwości sprawdzenia jak szybko w istocie napełni się bateria Mate’a 40 Pro. W ramach prób natomiast wykorzystałem kilkukrotnie Huawei jako podstawkę ładującą do iPhone’a. Szybko nie jest, ale baterię można uzupełnić.

Oczywiście ładowania zwrotnego raczej nieczęsto przyjdzie nam tak używać, znacznie częściej sięgniemy po tę metodę w celu doładowania na przykład słuchawek TWS.

Niebieski, różowy, żółty, czarny (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Aparat

Najwyższe modele smartfonów Huawei już od dość dawna są wysoko oceniane, jeśli chodzi o możliwości fotograficzne. Mate 40 Pro ma 3 aparaty z tyłu, wsparte sensorem ToF dla lepszej detekcji głębi i usprawnienia autofocusa. Są to:

Główny aparat ma matrycę z nietypowym układem filtrów barwnych Bayera (RYYB), w którym kolor żółty zastąpił najczęściej używany zielony. Obraz wyjściowy ma rozdzielczość 12 Mpix (układ Quad-Bayer) i jest – na ile zdołałem się zorientować – wycinkiem obrazu z sensora, odpowiadającym ekwiwalentowi 27 mm.

Każdy fizyczny sensel matrycy może służyć jako punkt detekcji fazy wykorzystywany do autofocusu, działając także po połączeniu w większe układy, co powinno wraz z laserowym układem ToF pozytywnie wpłynąć na dokładność procesu nastawiania ostrości.

Okrągła wyspa z aparatami jest zdecydowanie wygodniejsza niż w rogu (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Uwagę zwraca obiektyw ultraszerokokątny, który właściwie jest opatrzony tym określeniem trochę na wyrost. Ma on obiektyw o ekwiwalencie 18 mm, co oznacza znacznie węższy kąt widzenia niż w konkurencyjnych smartfonach i jednocześnie zdecydowanie poprawia jakość zdjęć, ułatwiając uzyskanie poprawnego odwzorowania rektilinearnego przy mniejszej programowej korekcji zniekształceń. Proporcje obrazu uzyskiwane z aparatu ultrawide wynoszą 3:2 – rzadko spotykane w smartfonach, choć typowe dla aparatów APS-C i FF. Także i ten aparat wyposażony jest w AF.

Teleobiektyw jest konstrukcją peryskopową, o ekwiwalencie ogniskowej 125 mm. Mając 12 Mpix i dość ciemny obiektyw jest także JEDYNYM obiektywem dozbrojonym w optyczną stabilizację obrazu, co jest zaskakujące.

Vario-Summilux jest nazwą nieco na wyrost (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Optyka sygnowana jest logiem Leica i nazwą Vario-Summilux H 1:1,8-3,4/18-125 ASPH, wskazującą na to, że jest zoomem i przynależy do linii wysokiej klasy jasnych (zwykle f1,4-1,5, tylko jeden model ma f1,7) obiektywów, produkowanych przez Leicę i Panasonica. I uważam to za swego rodzaju nadużycie – w Mate 40 Pro nie mamy do czynienia przecież z optycznym zoomem, tylko z zestawem obiektywów stałoogniskowych i pracą oprogramowania. Gdyby jednak przymknąć na to oko, to i tak jasność teleobiektywu wynosząca f3,4 nie kwalifikuje go do przynależności do linii Summilux. Osąd tego zabiegu pozostawiam czytelnikom.

Aparat przedni to jednostka 13 Mpix, f/2,4, o ekwiwalencie 18 mm (zatem odpowiada głównemu ultraszerokokątnemu), który wspomagany jest sensorem ToF 3D do AF oraz do biometrii.

Jakość obrazu jest generalnie bardzo dobra, szczególnie, jeśli trzymamy się zakresu przybliżeń oferowanych fizycznie przez układ optyczny. Obraz jest szczegółowy, uzyskiwane zdjęcia mają szeroką dynamikę dzięki inteligentnemu HDR – zwykle nie ma potrzeby wymuszania go za pomocą osobnego trybu. Bardzo dobrze spisuje się obiektyw ultrawide, który dzięki stosunkowo wąskiemu kątowi widzenia zachowuje wysoką jakość obrazu nie tylko w centrum kadru, lecz także na peryferiach.

Także peryskopowy, stabilizowany obiektyw 125 mm, spisuje się bardzo dobrze. Stosunkowo mała matryca i ciemny obiektyw mocno zmniejszają jednak jego użyteczność w warunkach gorszego światła. W nocy o dobrej jakości można właściwie zapomnieć.

Kot w obiektywie. Zdjęcie zrobione oczywiście za pomocą Mate 40 Pro (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Jakość obrazu spada także przy niefizycznych wartościach zoomu. O ile obróbką obrazu można zapewnić sensowne zbliżenia do x10, o tyle przy większych jakość drastycznie spada. Maksymalna wartość hybrydowego zoomu x50 ma jedynie wartość marketingową.

Kolory uzyskiwane z aparatów Mate’a 40 Pro są przyjemne dla oka, nieprzesadnie nasycone (kto chciałby bardziej może aktywować AI, które selektywnie podbije kolory właściwie dla rozpoznanej sceny), lekko ocieplone. Tu jednak nie udało się producentowi zachować spójności przy przejściu między aparatami i przy mniej typowych warunkach świetlnych bez problemu da się zauważyć nieco większą skłonność do zielonego zafarbu przy zdjęciach z aparatu ultraszerokokątnego.

Smartfony Huawei znane są ze swojej implementacji trybu nocnego i z jakości uzyskiwanych w ten sposób zdjęć. Doceniając osiągnięcia tego producenta chciałbym zarówno potwierdzić, że Mate 40 Pro wciąż radzi sobie tutaj bardzo dobrze, jak i zauważyć, że konkurencja nie spała i różnica nie jest już tak wielka jak kiedyś.

Najlepiej w trybie nocnym działa obiektyw podstawowy – jako najjaśniejszy, do tego wyposażony w najlepszą matrycę. UWA radzi sobie wyraźnie gorzej (choć efekty wciąż są akceptowalne), natomiast o udanych zdjęciach nocnych z teleobiektywu raczej nie ma mowy.

Ostrość wszystkich zdjęć nocnych mogłaby być trochę lepsza – brak optycznej stabilizacji obrazu bywa niestety dotkliwy. Da się też zauważyć, że w warunkach zupełnego minimum światła tryb nocny radzi sobie tak sobie – zdjęcia są poznaczone dużą ilością artefaktów. Przykładem niech będą fotografie księżycowego halo, które znacznie lepiej wyszły z (teoretycznie gorszego) iPhone’a 11 Pro niż z Mate 40 Pro.

Tryb portretowy wspomagany jest pracą sensora ToF 3D zarówno dla aparatu głównego, jak i przedniego. Efekty są zadowalające dla obu, choć niezrozumiałe jest rozbicie trybu portretowego na dwa rodzaje – pierwszy nazywa się właśnie trybem portretowym i oferuje możliwość zmiany kształtu krążków rozmycia, efekt poprawy skóry czy wyciemnienia tła. Drugi natomiast, nazywany trybem przysłony, nie daje dostępu do poprawiaczy, ale za to można regulować zakres symulowanego rozmycia od f0,95 do f16.

Jakość bokeh jest generalnie dobra, lecz nawet użycie sensora ToF 3D nie uchroniło oprogramowania przed popełnianiem błędów – widać to zwłaszcza na moim zdjęciu z efektem wyciemnienia i na zdjęciach Yody, za którym widać nierozmytą prawidłowo książkę.

Mate 40 Pro usiłuje sięgać tam, gdzie do tej pory robiły to „duże” aparaty (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Ostatnich parę słów przed przejściem do podsumowania chciałbym poświęcić trybowi RAW. Można go włączyć po przejściu do zakładki Pro w aplikacji. Co do efektów… jakby to powiedzieć… są specyficzne. Lightroom nie ma profili sprzętowych pod Mate’a 40 Pro (i w ogóle do sprzętu firmowanego przez Huawei), co oznacza, że pliki DNG są interpretowane nie do końca prawidłowo. O ile dla zdjęć z teleobiektywu i z UWA ogranicza się to do dziwnych wartości temperatury barwowej i tinty przy zachowaniu poprawnych kolorów, o tyle dla obiektywu głównego wartości gwarantujące ich prawidłową reprodukcję są poza możliwą skalą i obraz ma bardzo intensywny zielony zafarb, w czym pomaga” matryca z żółtymi senselami zamiast zielonych.

Można go wprawdzie próbować korygować w zakładce kalibracji, a dla wytrwałych jest zabawa Color Checkerem i zrobienie pełnego profilu aparatu do późniejszego użycia. Ale… ta zabawa wymaga kupna wzornika i choć sama w sobie niezbyt skomplikowana, to chyba jednak niewarta uwagi. Chcesz dobrych RAW-ów – kup inny telefon.

Zoom i „zoom” (fot. Andrzej Libiszewski, Tabletowo.pl)

Pora zatem na podsumowanie części fotograficznej. Jakość aparatu w Mate 40 Pro stoi bez wątpienia na wysokim poziomie. Czy jest to najlepszy aparat fotograficzny montowany w smartfonie, jak sugeruje ranking DxOMark? Być może, choć wolałbym nie dawać za to głowy. Czy jest bez zarzutów? Niestety nie. Brak sprzętowej stabilizacji bywa uciążliwy, tryb nocny potrafi iść w chaszcze i sypnąć artefaktami, a do tego zachowanie aplikacji fotograficznej irytuje strasznie. Prywatnie bardzo mi też brakuje typowo portretowej ogniskowej 50-80 mm. Przy tego typu fotografii chcę mieć możliwie dobre szkło, a nie hybrydę.

W trybach automatycznych bowiem nasz wybór zoomu jest traktowany zaledwie jako sugestia i fotografując rzeczy na granicy możliwości nastawienia danego obiektywu na ostrość może dojść do przełączenia ze zwykłego na szerokokątny + zoom cyfrowy lub z teleobiektywu na zwykły + zoom. Lub w drugą stronę. A ponieważ obiektywy mimo stosunkowo bliskiego położenia wykazują nieskorygowaną paralaksę, to przeskoki między nimi wyraźnie widać, zwłaszcza że po przełączeniu nieodmiennie następuje szukanie ostrości, a do tego nie są zachowane proporcje kadru. Najgorzej jak trafi się tak, że AI nie jest w stanie podjąć decyzji i zmienia zdanie. Konia z rzędem temu, kto zdoła wtedy zrobić zdjęcie.

Na koniec kilka tylko słów o możliwościach wideo: Mate 40 Pro jest zdolny do rejestracji materiałów z rozdzielczością maksymalną 4K i 60 fps dla wszystkich obiektywów. Obraz jest naprawdę skutecznie stabilizowany, kolory nagrywane poprawne, a szum dobrze kontrolowany. Pewną ciekawostką jest to, że głównym obiektywem dla nagrań wideo zdaje się być 18 mm, określany przez aplikację jako x0,7.

Podsumowanie

Mam bardzo mieszane wrażenia, przystępując do końcowego podsumowania tych paru tygodni z Mate 40 Pro. Z jednej strony to naprawdę świetny sprzęt, do tego bardzo, ale to naprawdę bardzo urodziwy. Powiem wprost: to najładniejszy telefon, jaki miałem w ręku. Podoba mi się, chętnie go używam, choć dla wyglądu miejscami poświęcono praktyczność (zakrzywiony ekran, meh). Bardzo dobry (choć niepozbawiony wad) aparat fotograficzny, który sprawdzi się w większości warunków, dobry dźwięk. I do tego nieustająca walka z oprogramowaniem, spowodowana upośledzoną brakiem GMS wersją Androida.

Przy całej mojej sympatii dla Mate’a 40 Pro, w tej sytuacji na pewno nie jest to sprzęt, za który chciałbym wydać ponad 5000 złotych i oczywiście miało to wpływ na ocenę końcową.

Huawei Mate 40 Pro
Recenzja Huawei Mate 40 Pro – doskonałość ze skazą
Wnioski
Znakomity sprzęt, jednak z pętlą zaciśniętą na gardle przez ograniczenia w oprogramowaniu
Zalety
Doskonała jakość wykonania
Wspaniałe wzornictwo
doskonała wydajność
bardzo dobry wyświetlacz 90 Hz
Firmowa folia ochronna na ekranie
bardzo udany czytnik linii papilarnych i bezpieczne rozpoznawanie twarzy 3D
przyzwoite głośniki stereo
jeden z najlepszych aparatów fotograficznych w smartfonach
dostępny tryb RAW
w trybie manualnym czas ekspozycji może sięgnąć nawet 30 sekund
Bardzo dobra dynamika aparatu fotograficznergo - udany HDR
IP68
Niezły czas pracy na baterii
Szybkie ładowanie 66 W
bezprzewodowe ładowanie 50 W i ładowanie zwrotne 5 W
podwójny eSIM
bardzo wydajnie WiFi
bardzo szybka pamięć flash
Wady
trudno obsługiwać tak duże i ciężkie urządzenie jedną ręką
testy obciążeniowy wskazują na mocny throttling termiczny
nietypowe karty pamięci NanoMemory
niezbędna mordęga z instalacją aplikacji spoza oficjalnego sklepu AppGallery
brak usług Google
brak powiadomień w aplikacjach korzystających z GMS
brak minijacka i/lub przejściówki w zestawie
w trybach automatycznych aplikacja aparatu przełącza się między matrycami według uznania, jeśli fotografowany obiekt znajduje się na granicy możliwości ustawienia ostrości
zdjęcia RAW z głównego aparatu wymagają pracochłonnej ręcznej korekcji lub samodzielnego utworzenia profilu barwnego z użyciem wzornika, by były użyteczne
w trybie nocnym aparat potrafi się zbiesić i przy małej ilości światła wyprodukować zdjęcie z bardzo dużą ilością artefaktów
rozjazdy balansu bieli między poszczególnymi obiektywami
dołączony kabel USB tylko w standardzie 2.0
cena
7
Ocena
Exit mobile version