Mario Kart Tour to (o dziwo) wydmuszka

Minirecenzja gry Nintendo na komórki i tablety

Jakiś czas temu miałem okazję i przyjemność przygotować dla was krótki tekst o Call of Duty: Mobile. Przyjemność, ponieważ mobilny CoD jest naprawdę porządną, choć nie idealną grą, ale na pewno mogę go nazwać jedną z najlepszych obecnie strzelanek na smartfony i tablety. Od tego czasu zdarzało mi się do przenośnego Call of Duty wracać – a czy wrócę jeszcze kiedyś do Mario Kart Tour? Jestem przekonany, że nie.

Nintendo to dla mnie swoistego rodzaju znak jakości, rzadko kiedy (tym bardziej ostatnimi czasy) zdarzają się tej firmie jakieś większe potknięcia. Switch to światowy sukces, sprzedaje się w ogromnych ilościach, gry od Nintendo na tę przenośną konsolę to w większości ogromne hity i nawet takie  pomysły, jak Nintendo Labo, znajdują swoją niszę i są całkiem nieźle oceniane. Aż tu nagle wjeżdża na pełnym gazie Mario Kart Tour na smartfony i uderza w drzewo – a raczej powoduje karambol, sam już nie wiem jak to opisać. Nintendo po prostu też niestety popełnia błędy.

(Nie)miłe złego początki

Niestety, ale żeby zagrać w Mario Kart Tour potrzebujemy konta Nintendo – o zalogowaniu się jako gość lub poprzez Facebooka czy Google możemy zapomnieć. Już od początku gra atakuje nas masą zablokowanej zawartości i kusi wydawaniem pieniędzy za dodatkowe postacie i bolidy. Samouczek całkiem nieźle przeprowadza nas przez podstawowe założenia gry i tłumaczy zasady rozgrywki. Niestety, jest strasznie powolny – dosłownie. Na początku możemy grać tylko w prędkości 50cc – wyższe prędkości, 100cc, 150cc możemy odblokować wraz z naszym postępem. A za najwyższy – 200cc – musimy płacić Gold Pass, czyli comiesięczną opłatę w wysokości 24 zł.

Prędkości i tak są sporo zaniżone, bo po rozegraniu ponad 40 wyścigów tylko kilka razy zająłem inne miejsce niż pierwsze (a gdy tylko mogłem to grałem na 150cc) – gra jest po prostu zbyt prosta. A dlaczego? Może dlatego, że z tras nie da się wypaść, tak naprawdę na 50cc i 100cc nie musimy nawet dotykać ekranu, by zdobyć wysoką lokatę na koniec wyścigu. Nasz bolid odbija się od ścian (często niewidocznych) i innych barierek jak od gumy i natychmiastowo wraca na właściwe tory – nawet po wyłączeniu wszystkich wspomagań porażka jest tu naprawdę trudna. Przeciwnicy (nawet na najwyższym poziomie) to praktycznie pacyfiści, rzadko kiedy używają przeciwko nam przedmiotów, a sławną niebieską muszlę widziałem tylko dwa razy.

Nie mam nic przeciwko temu, żeby gra miała taki prosty tryb, chociażby dla najmłodszych graczy, problem w tym, że ci bardziej doświadczeni fani Mario Karta mogą czuć się zawiedzeni, że nikt nie pomyślał o poziomie również dla nich. W grę możemy grać tylko i wyłącznie w trybie pionowym, co też nijak się ma do gier wyścigowych, jednak sam zamysł jest dobry, chodzi o to, by w grę można było grać tylko jedną ręką. Możemy skręcać (jeśli będziemy robić to wyjątkowo długo bolid zacznie drifftować – skrajnie niepraktyczne), używać przedmiotów i spoglądać do tyłu – wszystko przy pomocy jednego kciuka.

W grze nie czuć pędu, driftowanie odbywa się praktycznie bez naszego udziału, przedmioty są bezużyteczne, przeciwnicy nie stanowią żadnej konkurencji (a co ważne – na razie brak gry wieloosobowej, ścigamy się po prostu z gravatarami graczy sterowanymi przez boty) a trasy często nie mają znanych z serii skrótów czy przeszkód. Moim ulubieńcem jest widoczna rampa na jednej z plansz, na którą… nie możemy wjechać, bo znajduje się poza trasą i odgradza nas od niej niewidoczna ściana. W Mario Kart Tour zabrakło wszystkiego tego, za co fani kochają tę serię. Co to za Rainbow Road, z którego nie można wypaść?!

Sporo (zablokowanej) zawartości

Mario Kart na telefony i tablety posiada jednak jedną ogromną zaletę – zawartość, tej jest naprawdę dużo. Postaci jest mnóstwo, map znajdziemy również zatrzęsienie i są luźno inspirowane tymi znanymi z przeróżnych odsłon i platform Nintendo. O ile do map mamy dość wolny dostęp i w większość zagramy bez wydawania chociażby jednej złotówki, tak cała reszta dostępna będzie za sporą ilość gotówki, co trochę boli, tym bardziej, że gra ma premiowanie niektórych postaci na poszczególnych mapach. Powoduje to, że cały czas czujemy się, że jesteśmy sztucznie ograniczani przez to, że nie wydaliśmy pieniędzy na mikrotransakcje.

Żeby nie było – nie oczekiwałem przeniesienia formuły wyścigów z Nintendo Switch czy poprzednich odsłon Maro Kart w skali 1:1. Rynek mobilny rządzi się swoimi prawami, jednak nie znaczy to, że takie marki, jak Call of Duty czy właśnie Mario Kart, nie mają na nich racji bytu. Trzeba po prostu podejść do tematu z głową, zmienić kilka zasad, dostosować sterowanie – nawet uprościć rozgrywkę, ale dać coś w zamian. Trochę tak jak z Diablo III na konsolach. Oczekiwałem uproszczonej rozgrywki, a nie upośledzonej – a niestety to ciśnie mi się na usta, gdy widzę Mario Kart Tour. Spójrzmy, chociażby na przykład wspominanego wiele razy na Tabletowo (często przeze mnie) Call of Duty: Mobile, które jest tak dobrze zaprojektowane na telefonach, że powstał nawet… oficjalny emulator na komputery. Nintendo po prostu się nie chciało lub nie potrafiło zrobić porządnego Mario Kart na komórki – nie wiem co gorsze.

Na czym w to zagramy i jak to wygląda?

Pierwotnie chciałem ogrywać Mario Kart Tour na swoim starym iPadzie, ale szybko zmieniłem zdanie. Gra działała beznadziejnie. Nie mam tu oczywiście pretensji do Nintendo, bo dobór urządzenia to moja decyzja, ale czemu nie zablokowano możliwości gry na starszym sprzęcie jak w Call of Duty: Mobile tego nie rozumiem – jakaś kontrola jakości by się przydała ze strony Nintendo lub Apple. Po czasie jednak grę zaktualizowano i działała już znośnie, ale i tak pozostałem z grą na swoim Xiaomi Mi 9 SE, gdzie na wydajność i rozdzielczość nie mogłem narzekać. Dla tych ciekawskich jak wyglądała gra przed aktualizacją na iPadzie Air odsyłam tutaj.

Gdy już odpalimy Mario Kart Tour na chociaż trochę wydajniejszym sprzęcie trudno do czegokolwiek się przyczepić. Gra mocno nawiązuje swoją oprawą do tego, co znamy ze Switcha, udźwiękowienie stoi na bardzo wysokim poziomie, a i sama płynność jest zadowalająca. Tak naprawdę jedyne co jakoś znacząco odstaje od reszty, to ilość detali na dalszym planie, ale nawet większość animacji została żywcem wyciągnięta z mojego ukochanego Mario Kart 8 Deluxe. Technicznie jest to całkiem niezła gra, gorzej z całą resztą.

Jeśli chcecie sami sprawdzić Mario Kart Tour to możecie to zrobić, ściągając grę ze Sklepu Play lub App Store.

Który Kart Racer jest obecnie najlepszy na rynku?

Podsumowanie

Pierwotnie ten tekst miał po prostu powstać po to, bym mógł wylać swoje żale odnośnie Mario Kart Tour – ale powstała z tego taka minirecenzja. Mógłbym zażartować, że to też dlatego, że dawno nie wystawiłem żadnej grze naprawdę niskiej noty, ale tak właściwie… to Mario Kart Tour się po prostu należy. To gra, jak wspomniałem w tytule, wydmuszka, która bazuje na znanej i lubianej marce, ale daleko jej do nawet najgorszych odsłon ścigałek z wąsatym mechanikiem w roli głównej. To niezrozumienie przez Nintendo rynku gier smartfonowych. To gra, która dojeżdża do mety jako ostatnia, jeszcze daleko za przedostatnim zawodnikiem. Mario Kart Tour to po prostu produkt, który nie jest wart waszego czasu – że o bajońskich pieniądzach za mikrotransakcje nie wspomnę z czystej uczciwości.

Ogólnie – nie polecam, takie jest przesłanie tego tekstu.

Tekst opracowałem na podstawie Mario Kart Tour w wersji 1.0.2 na Xiaomi Mi 9 SE i iPad Air.

Mario Kart Tour to (o dziwo) wydmuszka
Zalety
Proste sterowanie
Oprawa audiowizualna jednoznacznie kojarzona z serią
Dużo zawartości...
Wady
...głównie w formie mikrotransakcji
Brak jakiegokolwiek wyzwania
Dużo mikrotransakcji
Brak gry wieloosobowej (przynajmniej na razie)
Bardzo dużo mikrotransakcji
Źle zaprojektowana rozgrywka na tej platformie
NAPRAWDĘ dużo mikrotransakcji
Premiowanie losowości (i ilości wydanych pieniędzy), a nie umiejętności gracza
Wspominałem, że w grze jest dość dużo mikrotransakcji?
Mnóstwo ograniczeń
3.5
OCENA