Na przestrzeni ostatnich lat przez moje ręce przeszło już kilka smartfonów z logo Motoroli, przy czym zdecydowanie najczęściej były to właśnie średniopółkowe urządzenia z linii Edge. W zasadzie za każdym razem moje wrażenia były w dużej mierze pozytywne, a – jeśli już mogłem się czegoś naprawdę czepiać – to głównie trochę wygórowanej ceny początkowej. Nowa Motorola Edge 60, na temat której mogliście przeczytać już moje pierwsze wrażenia, na wielu polach wypada co najmniej dobrze, ale ma jeden aspekt, który mimo upływu czasu nadal powoduje u mnie mieszane odczucia.
Specyfikacja techniczna Motorola Edge 60:
- wyświetlacz 6,67″ pOLED, rozdzielczość 2712 x 1220 pikseli, częstotliwość odświeżania 120 Hz, szczytowa jasność do 4500 nitów, 10-bit, HDR10+, próbkowanie dotyku 300 Hz, Water Touch, szkło Gorilla Glass 7i,
- ośmiordzeniowy procesor MediaTek Dimensity 7300 z GPU Mali-G615 MC2,
- 12 GB RAM LPDDR4X,
- 256 GB pamięci wewnętrznej uMCP (UFS 2.2),
- system Android 15, Moto AI,
- aparat główny 50 Mpix LYTIA 700C (f/1.8, Ultra Pixel, OIS) + ultraszeroki kąt 50 Mpix (f/2.0, 12 mm, 122°, autofocus + makro, Quad Pixel) + teleobiektyw 10 Mpix (f/2.0, 73 mm, 3-krotny zoom optyczny, OIS),
- aparat przedni 50 Mpix (f/2.0, Quad Pixel),
- WiFi 6 (802.11a/b/g/n/ac/ax), 2,4 + 5 GHz,
- 5G (sub-6) z eSIM, VoLTE i WiFi Calling,
- dualSIM (nanoSIM + eSIM),
- Bluetooth 5.4 z kodekami SBC, AAC, aptX HD, LDAC, LHDC 5.0,
- NFC,
- GPS, AGPS, LTEPP, SUPL, Glonass, Galileo,
- slot kart pamięci microSD do 1 TB,
- głośniki stereo z Dolby Atmos,
- optyczny czytnik linii papilarnych w ekranie,
- port USB-C,
- akumulator o pojemności 5200 mAh z ładowaniem przewodowym TurboPower 68 W,
- wymiary: 161 x 73 x 7,9 mm,
- waga: 179 g,
- IP68 i IP69, MIL-STD 810H.
Motorola Edge 60 dostępna jest w dwóch wersjach pamięciowych – 12/256 GB kosztuje 1799 złotych, natomiast 12/512 GB wyceniona jest na 1999 złotych, przy czym, w niektórych sklepach dostępny jest jeden wariant, w innych drugi. Do wyboru są dwa kolory – Pantone Shamrock (zielona) oraz Pantone Gibraltar Sea (granatowa).
Motorola Edge 60
Z oczywistych względów w zestawie sprzedażowym nie znajdziemy ładowarki, a wyłącznie przewód USB-C. Niemniej jednak, warto dobrze przejrzeć zawartość pudełka, bowiem w kartoniku z dokumentacją czeka miła niespodzianka w postaci etui. Jest ono dopasowane kolorystyczne do smartfona, wykonane ze sztywnego, matowego plastiku.
Zgrabna i kolorowa – taka właśnie jest Motorola Edge 60
Tak, jak chociażby Samsung na przestrzeni ostatnich lat z kanciastych brył i pionowo ułożonych aparatów pozbawionych wysepki zrobił swój znak rozpoznawczy, tak też Motorola w serii Edge trzyma się swojej charakterystycznej linii projektowania. W efekcie, Motorola Edge 60 nie wnosi dużych zmian wizualnych, ale trudno się tego bezwzględnie czepiać, bo – koniec końców – smartfon prezentuje się po prostu bardzo ładnie i schludnie.
Cała konstrukcja w większości zbudowana jest z tworzyw sztucznych. Plecki (w przypadku zielonej wersji) pokryte są silikonowym materiałem, ramka jest plastikowa, choć zaskakująco dobrze imituje w dotyku aluminium i jest matowa, a na froncie użyto szkła Gorilla Glass 7i.
Tym, co poniekąd Motkę wyróżnia, jest fakt, że producent nie poddał się obecnej modzie kanciastych brył. Motorola Edge 60 to bardzo opływowy smartfon w zasadzie w każdym miejscu, co może mieć swoich zwolenników, bo potęguje poczucie korzystania z bardzo smukłego, dobrze leżącego w dłoni urządzenia. Zresztą, na ten fakt wpływa też relatywnie niska waga, wynosząca 179 g.
Ekran jest czterostronne zakrzywiony, przy czym na górze i dole są to relatywnie małe zaoblenia, natomiast z lewej i prawej mamy już do czynienia z mocniejszymi zakrzywieniami, stanowiącymi poniekąd kolejny symbol smartfonów Moto Edge. Ramki wyświetlacza są relatywnie niewielkie, przez co – koniec końców – front prezentuje się estetycznie.



Jak już zajawiłem, w zielonym wariancie (swoją drogą – jest on absolutnie piękny!) plecki pokryte są silikonem, którego faktura ma imitować skórę. I, rzeczywiście, zastosowane tłoczenia delikatnie przypominają strukturę skóry, choć nie jest to bynajmniej stuprocentowo wierna imitacja.
Co jednak istotniejsze, wykończenie plecków silikonem stanowi o tyle zaletę, że telefon pewnie leży w dłoni i nie wyślizguje się z niej samoistnie. Powłoka ta, poza kurzem nie zbiera przesadnie smug, nie rysuje się i siłą rzeczy też nie stłucze. Przez to pokuszę się o stwierdzenie, że Motorola Edge 60 to ten smartfon, którego bez strachu możemy nosić bez etui. Aparaty umieszczono na lekko podniesionej, ale tworzącej jedną całość z pleckami wysepce.
Standardowy przegląd krawędzi zaczynamy od górnej ramki, na której to wygrawerowano logo Dolby Atmos i umieszczono jeden z mikrofonów. Na dole znalazł się slot USB-C, jeden z głośników (drugi jest nad ekranem) oraz gniazdo na karty nanoSIM i microSD.
Z lewej strony jest pusto, natomiast z prawej ulokowane zostały – kolejno – odseparowane klawisze sterowania głośnością i przycisk wybudzania telefonu. Adekwatnie do grubości ramki, są one smukłe, ale wystarczająco wyczuwalne pod palcem i dobrze klikalne.
Na koniec wypada wspomnieć, że Motorola Edge 60 to smartfon kompletny, jeśli chodzi o zastosowane klasy odporności. Mamy tu nie tylko IP68, ale i IP69, przez co smartfon nie boi się zanurzeń w wodzie, natrysku pod wysokim ciśnieniem ani wody o wysokiej temperaturze. Jest także militarny standard MIL-STD 810H.



Wyświetlacz
Skoro wiemy już, że Motorola Edge 60 ma zakrzywiony ekran, to warto pomówić teraz o jego parametrach i – przede wszystkim – jakości.
Obecny tu wyświetlacz to mierzący po przekątnej 6,67″ panel pOLED o rozdzielczości wynoszącej 2712×1220 pikseli i częstotliwość odświeżania 120 Hz. Jasność szczytowa panelu to do 4500 nitów. Ponadto, jest to panel 10-bitowy, zgodny z HDR10+, a próbkowanie dotyku wynosi 300 Hz.
I muszę przyznać, że generalnie ekran Motki Edge 60 nie daje mi żadnych większych powodów do narzekania. Z racji zakrzywionej powierzchni pojawiają się lekkie refleksy na lewej i prawej krawędzi, ale nie jest to nic przesadnie psującego odbiór.
Poza tym, zastrzeżeń nie mam zarówno do jasności minimalnej i maksymalnej (choć nijak nie zbliża się ona do 4500 nitów), kątów widzenia, jak też wyświetlanej kolorystyki. Barwy są intensywnie nasycone, ale może to znaleźć swoich zwolenników i przeciwników – w razie potrzeby, możemy to skorygować w ustawieniach.






Tym, co uznaję in minus, jest fakt, że Motorola Edge 60 nie oferuje Always On Display. Jest to o tyle niezrozumiałe, że – jak słusznie zwróciła uwagę Kasia – zeszłoroczna Moto Edge 50 Neo była w AoD wyposażona, a tutaj już go, niestety, nie uświadczymy.
Dostępne jest jedynie rozwiązanie znane z większości Motek, a mianowicie telefon wybudza się w momencie poruszenia nim lub dotknięcia wyświetlacza. Wówczas, pokazuje nam się przygaszony ekran blokady z możliwością podejrzenia powiadomień i np. sterowania odtwarzaniem. Jest to pewien substytut Always On Display, ale jednak nie stuprocentowy.
Motorola wspomina też o rozwiązaniu nazwanym Water Touch, dzięki któremu ekran ma lepiej reagować na dotyk mokrymi dłońmi. I, faktycznie, zarówno wtedy, gdy miałem wilgotne ręce, jak i wtedy, gdy korzystałem z telefonu podczas lekkiego deszczu, nie miałem problemów z responsywnością dotyku.

Niezła wydajność z pewnym problemem
Jednym z kluczowych elementów specyfikacji każdego smartfona jest procesor. W przypadku Motoroli Edge 60 mamy do czynienia z układem MediaTek Dimensity 7300, mającym do współpracy 12 GB RAM LPDDR4X i 256 GB pamięci masowej UFS 2.2, przy czym obie pamięci są zunifikowane do kości uMCP.
Kwestię wydajności musimy podzielić na dwie kategorie. Bowiem, o ile z reguły Motorola Edge 60 jest prawie bezproblemowa, tak – niestety – zdarzają się pewne sytuacje, w których działa nie do końca tak, jak powinna.
No bo właśnie, na co dzień smartfon w dużej mierze działa naprawdę nieźle. To oczywiście nie jest demon wydajności, ale płynność działania określiłbym jako całkiem dobrą. Aplikacje uruchamiają się w przyzwoitym tempie, a interfejs w większości miejsc pozostaje wystarczająco płynny. Czkawki – istotnie – pojawiają się, najczęściej pod postacią przycięć animacji podczas odpalania apek oraz wychodzenia z nich (i przechodzenia pomiędzy nimi), rzadziej przy przeskakiwaniu między ekranami interfejsu.
Większych zarzutów nie mam też do długości przechowania aplikacji w pamięci operacyjnej. Często aplikacje są otwarte w tle przez parę godzin, choć ten stan rzeczy niekiedy potrafi zmienić się po otwarciu apki aparatu, która wówczas skutecznie ubija niemal wszystkie pozostałe programy z pamięci RAM. Ale to wcale nie jest największy problem Motoroli Edge 60.















Opisane dosłownie wcześniej odczucie niezłej wydajności niemalże drastycznie zmienia się w momencie uruchomienia aparatu. Trudno jednoznacznie stwierdzić, na ile jest to problem niewystarczającej mocy procesora, optymalizacji, zbyt przeładowanego funkcjami oprogramowania aparatu czy wszystkiego po trochu. Fakt jest jednak taki, że wystarczy włączyć aparat, by cała płynność wzięła w łeb.
Już w samym momencie otwarcia apki zaczynają się schody. Podgląd obrazu niekiedy pokazuje się po dłuższej chwili, potrafi on wręcz przez moment klatkować. Później, następuje chwilowy powrót do płynnego wyświetlania podglądu, aż do momentu, gdy zechcemy cyknąć zdjęcie, przełączyć obiektyw albo – co gorsza – zrobić jedno po drugim. Wówczas telefon bardzo często dostaje wyraźnej zadyszki, każda z tych czynności następuje w spowolnieniu i interfejs – delikatnie mówiąc – mocno się zacina. Zresztą, nawet wyjście z aplikacji aparatu po zrobieniu zdjęcia też kończy się wręcz pokazem slajdów w systemie.
To sprawia, że wydajność Motoroli Edge 60 powoduje u mnie mocno mieszane odczucia. Z jednej strony, w wielu sytuacjach smartfon działa po prostu nieźle, z drugiej – chęć zrobienia zdjęcia potrafi chwilowo popsuć to nie najgorsze wrażenie. To nie powinno tak wyglądać.
W tej słodko-gorzkiej mieszance pozytywnie wypada kultura pracy. Motorola Edge 60 większość czasu pozostaje w podobnym, niskim zakresie temperatur i sprawia odczucie letniej. Złośliwi mogliby powiedzieć, że tu nie ma się co grzać, ale jednak od czasu do czasu można wyczuć delikatne ciepło na pleckach. Dzieje się to zazwyczaj wtedy, gdy dłuższą chwilę intensywnie korzystamy ze smartfona z transmisją danych po 5G.

System, oprogramowanie i Moto AI
Całość pracuje pod kontrolą Androida 15 z lekką nakładką Motoroli. Przyznaję, że osobiście bardzo lubię obcowanie z tym interfejsem, bowiem łączy w sobie sporo prostoty (wygląd niemal czystego Androida), jak i też nie brak mu funkcji dodatkowych.
Znalazły się tu dość szerokie możliwości personalizacji, a także znane i lubiane przez użytkowników smartfonów Motoroli gesty Moto, które pozwalają np. włączyć latarkę potrząśnięciem telefonu, odpalić aparat obróceniem czy wywołać wybraną przez siebie funkcję dwukrotnym stuknięciem w plecki. Z kolei położenie na ekranie trzech palców robi zrzut ekranu. Niezmiennie jest to fajne i przydatne.
Za powód do czepialstwa mogę uznać nieco krótkie deklarowane wsparcie. Motorola zapewnia, że modele Edge 60 i Edge 60 Pro otrzymają trzy aktualizacje do nowych wersji Androida, a przez cztery lata poprawki zabezpieczeń. Nie jest to przesadnie dużo porównując z Samsungami Galaxy A56 i Galaxy A36, które mają obiecanych sześć lat aktualizacji systemu.
W momencie publikacji recenzji (druga połowa czerwca), łatki zabezpieczeń datowane były na 1 marca, zatem moglibyśmy oczekiwać ich świeższych.








Jak większość producentów, Motorola również nie oparła się trendowi pakowania wszelkiej maści sztucznej inteligencji do swoich smartfonów. Na pokładzie Edge 60 znalazły się rozwiązania ukryte pod nazwą Moto AI.
Bez zaskoczenia, nie brak tu Circle to search, które znacząco ułatwia wyszukiwanie informacji o rzeczach, które wyświetlają się na ekranie. Wystarczy przytrzymać dolny pasek (lub przycisk powrotu do pulpitu) i zakreślić w kółko interesujący nas element, by wyszukać go w Google. Przyznaję, że korzystam z tego dość często.
Jeśli chodzi stricte o funkcje Moto AI, całość opiera się o asystenta, którego uruchamiamy dwukrotnym naciśnięciem przycisku zasilania (przytrzymanie wywołuje Gemini) albo dwoma stuknięciami w plecki. Wówczas otwiera się stosowne okno dialogowe, z poziomu którego obsługujemy wszystkie funkcje.
Tutaj ktoś może zadać sobie słuszne pytanie: czy Moto AI obsługuje język polski? Odpowiedź brzmi: i tak, i nie. To dość dziwne, bo o ile potrafi on rozumieć polecenia wpisywane (i mówione) po polsku, to odpowiada nam już po angielsku. Tyczy się to zarówno prostych zapytań, jak i poszczególnych funkcji.






No dobrze, zatem co dokładnie umie zrobić Moto AI? Wbrew pozorom co nieco potrafi. Za jego pomocą możemy chociażby generować grafiki (wpisując prompt albo rysując szkic), awatary i naklejki. Jest też funkcja Co nowego?, która podsumowuje treść ostatnich powiadomień, przy czym to również odbywa się w języku angielskim.
Inną fajną opcją jest transkrypcja nagrań głosowych na tekst, przy czym Moto AI jest w stanie rozpoznawać głosy osób i je rozdzielać, ale już samo rozpoznawanie mowy bywa dość często niedokładne, przez co niektóre słowa są zapisane w zły sposób albo ucięte. Późniejsza transkrypcja jest też podsumowywana przez AI, ale – znowu – podsumowanie jest wykonywane po angielsku.
Oprócz tego, Motorola zaprzęgła do współpracy Copilota i Perplexity, do których to możemy zwrócić się wpisując w oknie czatu komendę Zapytaj Copilot albo Zapytaj Perplexity.














Głośniki
Motorola Edge 60 oferuje na wyposażeniu głośniki stereo w standardowej konfiguracji – górny znajduje się na krawędzi ekranu, dolny zaś na dolnej ramce. Bez większego zaskoczenia, nie mamy tu pełnej symetrii, bo to z głośnika na dole słychać znacznie więcej dźwięku, aniżeli z górnego.
I, w ogólnym rozrachunku, głośniki Motki Edge 60 grają nieźle, wręcz zaskakująco dobrze. Jasne, mogłyby być nieco donośniejsze, a na maksymalnej głośności da się wychwycić odrobinę piaszczystości, ale samo brzmienie jest naprawdę całkiem fajne. Słychać przyzwoitą ilość basu (choć bynajmniej szału on nie robi), tony średnie i wokale cechują się bardzo dobrą ekspozycją, a góra pasma jest dość bliska i z reguły czysta.
Co też zaskakuje, nie brakuje generowania efektu przestrzenności dźwięku. Już na domyślnych ustawieniach (czyli przy wybranej opcji Inteligentny dźwięk) jest on niezły, a gdy jeszcze wybierzemy tryb Dźwięk przestrzenny, brzmienie nabiera znacznie większej immersyjności. Odbywa się to jednak trochę kosztem niskich tonów.
Na górnej ramie możemy dostrzec grawerowane sygnowanie Dolby Atmos, bowiem – podobnie jak w innych smartfonach marki – rozwiązanie to znalazło się na pokładzie. I, muszę przyznać, że Motorola oferuje chyba najwięcej ustawień dźwięku.
Do wyboru jest łącznie siedem trybów brzmienia (w tym immersyjny dźwięk przestrzenny), a oprócz tego, każdy z trybów można jeszcze dostosować we własnym zakresie, dokonując zmian w korektorze lub włączając wirtualizator przestrzenny. Jest też preset niestandardowy z 10-pasmowym equalizerem.







Zaplecze komunikacyjne
Motorola Edge 60 została wyposażona w obsługę sieci 5G (w zakresie sub-6) z VoLTE i VoWiFi, WiFi 6, Bluetooth 5.4 z kodekami SBC, AAC, aptX HD, LDAC i LHDC 5.0 oraz oczywiście NFC i GPS.
Smartfon oferuje też wsparcie dla wirtualnych kart eSIM i obsługę dwóch numerów jednocześnie, przy czym slot umożliwia umieszczenie tylko jednej karty nanoSIM, zatem dual SIM może działać tu tylko w trybie jednej karty fizycznej i drugiej eSIM.
Najważniejsza informacja jest taka, że przez cały okres testowy Motorola Edge 60 sprawowała się zupełnie nienagannie w zakresie działania wszystkich dostępnych modułów łączności. Jakość połączeń telefonicznych była bez zarzutów dla obu stron, prędkość internetu po 5G i LTE nie odstawała od normy, podobnie zresztą jak po WiFi. Problemów nie miałem też ani z Bluetooth, ani z GPS oraz NFC.
Tym, co wyróżnia Motorolę Edge 60 na tle większości urządzeń na rynku, jest możliwość rozszerzenia pamięci o kartę microSD o pojemności do 1 TB. Warto uznać to za plus, bowiem jest to coraz rzadsze zjawisko.


Zabezpieczenia biometryczne
Tu raczej nie będzie żadnych zaskoczeń. Motorola Edge 60 – podobnie jak zdecydowana większość smartfonów – oferuje dostęp do optycznego skanera odcisków palców znajdującego się w ekranie. Jego umiejscowienie na powierzchni frontu jest jak najbardziej poprawne – ani przesadnie nisko, ani zbyt wysoko.
Samą sprawność czytnika również mogę ocenić pozytywnie. W zdecydowanej większości przypadków, Motorola Edge 60 sprawnie rozpoznaje przyłożony opuszek, przez co odblokowanie smartfona z reguły następuje szybko i bezbłędnie. Naturalnie, nie jest to szybkość jak we flagowych urządzeniach (nie wspominając o tych ze skanerami ultradźwiękowymi), zatem zbyt szybkie zabranie palca z pola czytnika spowoduje, że będziemy musieli wykonać ponowną próbę.
Niemniej jednak, patrząc przez pryzmat urządzeń średniopółkowych, działanie czytnika linii papilarnych nie daje powodów do narzekania, a nawet jest on trochę szybszy od tego w Samsungu Galaxy A56. Nie odnotowałem też przesadnie dużej ilości niepowodzeń z powodu – na przykład – ułożenia opuszka pod niewłaściwym kątem.
Alternatywnie możemy też korzystać z rozpoznawania twarzy, przy czym warto pamiętać, że działa ono w 2D, co oznacza, że wykorzystuje tylko aparat, a więc nie stanowi najbezpieczniejszej opcji blokady.
Jest za to dość szybką opcją – w momencie, gdy nasza twarz jest dobrze doświetlona, rozpoznawanie następuje zaskakująco szybko. Im ciemniej, tym smartfonowi trudniej zweryfikować twarz i nierzadko kończy się to po prostu koniecznością wpisania kodu blokady albo przyłożenia palca.





Czas pracy Motoroli Edge 60
Z racji, że mamy do czynienia ze smartfonem o relatywnie smukłej konstrukcji, Motorola nie wysilała się z upychaniem przesadnie ogromnej baterii. Moto Edge 60 zasilana jest przez ogniwo o pojemności wynoszącej 5200 mAh. Dużo, mało? Rzekłbym, że umiarkowanie.
Ważne jest jednak to, że finalnie czas pracy wypada naprawdę dobrze, choć – przynajmniej według moich obserwacji – to nie jest telefon, który wytrzyma dwa dni użytkowania. Chyba, że mówimy o bardzo sporadycznym sięganiu po niego.
Z reguły, po całym dniu umiarkowanie intensywnego korzystania od 8-9 rano do około północy, Motorola Edge 60 miała jeszcze zapas baterii na poziomie do 30%. W efekcie, co prawda nie pozwalało mi to już na korzystanie z niej do wieczora dnia następnego, ale do popołudnia, czyli około 14:00-15:00, już tak.
















Zawsze mówię też o wynikach czasu na włączonym ekranie, więc wypada mi wspomnieć o nich także i tutaj. I, tak oto, uzyskiwany przeze mnie Screen on Time (SoT) przy przeważającym wykorzystaniu WiFi dobijał do ponad 7 h, a w mieszanym użyciu WiFi/5G było to już około 6-6,5 h. Niemal cały dzień na transmisji w sieci komórkowej obniżał SoT do 5 h.
Motorola Edge 60 oferuje szybkie ładowanie o dość sporej mocy wynoszącej 68 W. Szybkość ładowania – przy użyciu odpowiedniego adaptera – wypada naprawdę nieźle. Startując od 1%, po 30 minutach telefon wskazuje 68% naładowania, natomiast pełne naładowanie następuje po 54 minutach.




Na pokładzie zabrakło ładowania bezprzewodowego. Znalazło się ono dopiero w droższym modelu Edge 60 Pro, zaprezentowany razem z Edge 60 w kwietniu, zresztą podobnie jak indukcyjne zwrotne oddawanie energii. Wspominam o tym jednak raczej gwoli formalności, bowiem w tej cenie obecność indukcji nie stanowi punktu obowiązkowego i trudno mi się tego kategorycznie czepiać.
Aparat
Na pierwszy rzut oka Motorola Edge 60 oferuje mocny zestaw aparatów jak na urządzenie z tej półki cenowej. Na jej pokładzie znalazły się trzy obiektywy i każdy z nich jest w pełni użyteczny, bez żadnych wrzuconych na siłę, zbędnych aparatów do makro.
Konkretnej, mamy tu aparat główny cechujący się rozdzielczością 50 Mpix i jasnością f/1.8 z optyczną stabilizacją, ultraszeroki kąt, który również ma 50 Mpix (f/2.0, 122°) i oferuje autofocus do robienia zdjęć makro, a jako dopełnienie – teleobiektyw 10 Mpix (f/2.0) z 3-krotnym zoomem i OIS. Na froncie znalazł się aparat 50 Mpix do selfie.
W tym miejscu musimy odpowiedzieć sobie na kluczowe pytanie – jak ten zestaw aparatów radzi sobie w boju? Muszę przyznać, że – w moim odczuciu – Motorola Edge 60 zdecydowanie będzie w stanie sprostać oczekiwaniom przeciętnego kupującego smartfon z tej półki cenowej, a nawet i zaoferuje trochę więcej. Jakość zdjęć w dużej mierze jest po prostu dobra, choć oczywiście da się znaleźć powody do czepialstwa.
Znakiem rozpoznawczym zdjęć wykonywanych smartfonami Motoroli jest intensywnie nasycona kolorystyka. Jednym będzie się to podobać, inni będa kręcić nosem, bo – istotnie – niekiedy kolory sprawiają wrażenie wręcz zbyt mocno podbitych, wypływających ze zdjęcia. Niemniej jednak, HDR w dużej mierze działa wystarczająco skutecznie, a i cała plastyka wypada nieźle.




























Główny obiektyw prezentuje bardzo dobrą szczegółowość uchwycanych kadrów. Większych problemów nie stanowi też łapanie ostrości – o ile rzecz na pierwszym planie nie jest przesadnie mała, autofocus wyostrza z reguły celnie, przy czym zdarza się, że ostrość zostanie złapana tylko na pewnej części obiektu. Zupełnie dobrze wygląda też wówczas bokeh.
Ultraszeroki kąt – co bardzo mnie cieszy – ma wysoką rozdzielczość i jasność, przez co praktycznie nie odstaje pod względem ilości detali od głównego oczka, ale kolorystycznie potrafi już mu czasem odjeżdżać. Nie są to na szczęście ogromne rozbieżności i nie pojawiają się one zawsze. Co również ważne, całe kadry pozostają ostre, bez żadnych rozmyć przy krawędziach.
Teleobiektyw ma sporo niższą rozdzielczość od pozostałych dwóch oczek, ale w dogodnych warunkach (a więc przede wszystkim w jasnych sceneriach) i tak potrafi pokazać wciąż niezłą szczegółowość. W efekcie, 3-krotny zoom optyczny wygląda zupełnie dobrze, ale z każdym kolejnym już bywa różnie.



































Przy zdjęciach w dobrym, dziennym oświetleniu, zoom 6x oraz 10x potrafią mieć przyzwoitą jakość, ale wszystko powyżej staje się już widocznie zaszumione. Maksymalne możliwe przybliżenie, na jakie pozwala Motorola Edge 60, wynosi 30x, ale jest ono przeciętnej jakości. Mimo że algorytmy próbują dokonać odszumienia, to nie do końca się to udaje – fotce brakuje detali, wyraźne są w zasadzie tylko kontury. Ponadto, teleobiektyw także potrafi czasem zmienić tonację kolorów i stracić na spójności w porównaniu do reszty aparatów.
Z racji obecności autofocusa, obiektyw ultraszerokokątny pozwala na wykonywanie zdjęć obiektów z bliska, czyli makro. Fotki te potrafią wyglądać naprawdę nieźle, przy czym czasem musimy się trochę nagimnastykować, by złapać ostrość. Ponadto, minimalny ruch ręki potrafi spowodować już rozmycie finalnej fotki.








Skoro fotki za dnia mamy omówione, czas na te po zmroku. Motorola Edge 60 oferuje osobny tryb nocny, ale jego używanie jest – wedle moich obserwacji – w zasadzie zbędne. Dlaczego? Bo oprogramowanie i tak wie, kiedy wydłużyć naświetlanie, przy czym odbywa się to w zasadzie bezwiednie dla użytkownika, bo nie wyświetla się żaden komunikat. W zasadzie jedyne, po czym można poznać, że tryb nocny się włączył, jest dłuższe przetwarzanie obrazu po naciśnięciu spustu migawki i prośba o nieruchome trzymanie telefonu.
Finalna jakość zdjęć nocnych wypada – w zasadzie podobnie jak fotki dzienne – naprawdę nieźle. To w tym miejscu jednak najbardziej uwidacznia się różnica w rozdzielczości obiektywów, bowiem kadry uchwycone teleobiektywem są niekiedy bardziej zaszumione i nieco ciemniejsze.
Na obronę Edge 60 mogę jednak dodać, że były też i takie zdjęcia, na których różnice były naprawdę niewielkie, zatem wypada to nieco losowo. Mimo to, tryb nocny nie powoduje nadmiernego prześwietlenia kadrów, a jednocześnie potrafi właściwie przyciemnić jasne punkty (np. neony i szyldy) tak, by były czytelne.



































Do robienia selfie i wideorozmów przeznaczony jest aparat o rozdzielczości 50 Mpix. Spisuje się on po prostu dobrze. Wykazuje podobną do tylnych aparatów tendencję do podbijania nasycenia, ale nie brak mu szczegółowości, a HDR dość skutecznie wyciąga mocno oświetlone miejsca kadrów.







Maksymalna rozdzielczość, jakiej Motorola Edge 60 pozwala użyć do nagrywania wideo, to 4K w 60 klatkach na sekundę, jednak wybierając takie ustawienie, musimy – niestety – liczyć się z całkowitym brakiem możliwości użycia ultraszerokiego kąta (zresztą w 1080p 60 kl./s również).
Jeśli zejdziemy do 4K 30 kl./s, teoretycznie możemy wykorzystać aparat ultraszerokokątny, ale nie jesteśmy w stanie przełączyć się na niego po uprzednim rozpoczęciu nagrywania z głównego i tele. Z kolei jeśli zaczniemy kręcić z ultraszerokiego kąta w 4K 30 kl./s, wówczas nie przełączymy się na pozostałe oczka. Pełnego zakresu ogniskowych można użyć dopiero wybierając jakość Full HD w 30 klatkach.
Jakość wideo jest niezła. Szczegółowość wypada dobrze, autofocus czasem bywa nieco ospały, ale z reguły działa względnie celne i szybko, a reakcja na zmianę ekspozycji jest poprawna. Stabilizacja mogłaby być lepsza, bo płynność niekiedy pozostawia trochę do życzenia, natomiast sama kolorystyka (podobnie jak w przypadku fotek) jest mocno nasycona, co czasem powoduje wrażenie lekkiego przepalenia obrazu.

Podsumowanie – jaka jest Motorola Edge 60?
Pora na konkluzję. Motorola Edge 60 to naprawdę fajny smartfon w swojej klasie, który w sporej ilości aspektów wypada co najmniej dobrze. Bardzo dobry ekran, dobre głośniki z Dolby Atmos, szybkie ładowanie, smukła konstrukcja o interesującym wyglądzie i z wodoodpornością IP68/IP69 czy wreszcie solidny zestaw aparatów robiący dobre zdjęcia. Czas pracy jest dobry, choć oczywiście mógłby być nieco dłuższy.
Przede wszystkim muszę się przyczepić do wydajności, która – o ile na co dzień wypada całkiem nieźle – to czar pryska po odpaleniu aplikacji aparatu. Poza tym, na wydajność wpływa też zastosowana wolna pamięć. Obiecywane wsparcie aktualizacjami jest też dość krótkie na tle konkurencji.
Czy Motorola Edge 60 to najlepszy smartfon do 2000 złotych? Nie, ale bez wahania mogę powiedzieć, że stanowi jeden z ciekawszych dostępnych obecnie na rynku wyborów, zwłaszcza dla osób, które szukają na swój sposób stylowo wyglądającego smartfona o smukłej konstrukcji.
A co jeśli nie Moto Edge 60? Jedną z oczywistych alternatyw jest średniak Samsunga – zresztą, sami zobaczcie porównanie Motoroli Edge 60 i Samsunga Galaxy A56. Warto spojrzeć też na Realme 14 Pro+, który zdążył stanieć do pułapu 2000 złotych albo nietuzinkowego Nothing Phone (3a) Pro.