Recenzja iPhone’a 15 Plus. Zaskakujący i nudny jednocześnie

Jak co roku, także i tym razem Apple zaprezentowało swoje nowe dzieci, czyli cztery najnowsze iPhone’y 15, a także zegarki: Apple Watch Series 9 (jego recenzja niebawem!) oraz Watch Ultra 2. O ile w przypadku zegarków wszyscy są zgodni, że zmiany są marginalne, tak w przypadku iPhone’ów, jak zwykle, świat technologii się podzielił. Jedni twierdzą, że każdy kolejny smartfon Apple nie przynosi żadnych nowości i jest nudny, drudzy zaś wychwalają wręcz nie widząc wad. Jest też oczywiście ta bardziej neutralnie nastawiona grupa.

Postanowiłem podejść do tematu tak, jak powinienem – maksymalnie obiektywnie. W udziale do testów przypadł mi podstawowy, acz powiększony model, czyli iPhone 15 Plus. Kilka miesięcy temu recenzowałem poprzedniego iPhone’a 14 Plus w żółtej odmianie, którego użytkowałem do teraz, a w zasadzie do chwili włożenia karty do iPhone’a 15 Plus ponad dwa tygodnie temu.

Na bezpośrednie porównanie tych modeli przyjdzie jeszcze czas, teraz skupmy się na głównym bohaterze materiału.

Specyfikacja techniczna iPhone’a 15 Plus:

  • wyświetlacz Super Retina XDR OLED o przekątnej 6,7 cala, rozdzielczość 2796 x 1290 pikseli, częstotliwość odświeżania 60 Hz, jasność do 2000 nitów,
  • sześciordzeniowy procesor Apple A16 Bionic (2 rdzenie wydajne, 4 energooszczędne), 5-rdzeniowe GPU, 16-rdzeniowy Neural Engine,
  • 6 GB RAM,
  • 512 GB pamięci wewnętrznej NVMe,
  • system iOS 17,
  • WiFi 6 (802.11 a/b/g/n/ac/ax), pasma 2,4 + 5 GHz, 2×2 MIMO,
  • 5G sub-6 GHz i Gigabit LTE z 4×4 MIMO, 3G, 2G; VoLTE i VoWiFi,
  • dualSIM (nanoSIM + eSIM lub 2x eSIM),
  • Bluetooth 5.3,
  • NFC do obsługi Apple Pay,
  • GPS, GLONASS, Galileo, QZSS, BeiDou, iBeacon,
  • UWB 2,
  • rozpoznawanie twarzy Face ID TrueDepth,
  • aparat główny 48 Mpix, 26 mm, f/1.6 z sensor-shift OIS, 100% Focus Pixels + ultraszerokokątny 12 Mpix, 13 mm, f/2.4, 120°,
  • aparar do selfie 12 Mpix, f/1.9,
  • akumulator 4383 mAh, ładowanie przewodowe 20 W + MagSafe 15 W + indukcyjne 7,5 W; zwrotne przewodowe 4,5 W,
  • USB-C 2.0,
  • wymiary: 160,9 x 77,8 x 7,8 mm,
  • waga: 201 g,
  • wodoodporność IP68, IEC 60529 (do 6 metrów do 30 minut).

Cena w momencie publikacji recenzji wynosi od 5299 złotych za podstawową wersję z 128 GB. Wariant z 256 GB kosztuje 5899 złotych, a 512 GB – 7099 złotych.

fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl

Czy przywykliśmy już do braku ładowarek?

Chciałoby się rzec, że kolejny rok i kolejny iPhone z wykastrowaną zawartością zestawu sprzedażowego. W pudełku na próżno szukać ładowarki, ale… czy kogokolwiek to jeszcze to dziwi? Nadal uważam, że brak takiego akcesorium obok smartfona za kilka tysięcy złotych to zwyczajne skąpstwo producentów pod płaszczykiem ekologii.

Mimo to, cały ten proceder trwa już tak długo, że chyba wszyscy zdążyliśmy już do tego przywyknąć, a – kto musiał – ten już się w swoją ładowarkę zaopatrzył. Smutne, ale prawdziwe.

Poza samym telefonem w zestawie znajdziemy nowy przewód. Nowy po pierwsze dlatego, że teraz już obustronnie zakończony złączem USB-C. Po drugie, został on pokryty oplotem. Jest bardziej miękki, nie plącze się i w teorii nie powinien się tak łatwo psuć.

fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl

Konstrukcja i wzornictwo – nareszcie matowe szkło!

Przyznam, że gdy podczas konferencji padło stwierdzenie, że iPhone 15 zyskał kompletnie nowy design, mocno się zaśmiałem. Przecież już na pierwszy rzut oka widać, że nowa piętnastka to dokładnie ta sama bryła, którą Apple stosuje od iPhone’a 12. Pozostawiając jednak szyderę na bok – pewne zmiany są. Ale po kolei.

Całość to dwie tafle szkła połączone matową, aluminiową ramą. Front pokrywa szkło Ceramic Shield, które ma być odporne na upadki. Ramki wyświetlacza są symetryczne i wyglądają identycznie jak w iPhonie 14 – niestety, nie uległy odchudzeniu tak, jak w iPhonie 15 Pro, a szkoda, bo wyglądałoby to bardziej świeżo.

Bryła nowych piętnastek zyskała delikatnie zaokrąglone krawędzie. Efekt rzeczywiście jest bardzo dobry. Telefon wciąż zachował swoją charakterystyczną kanciastość, ale nie wbija się już aż tak nieprzyjemnie w dłonie podczas używania. I to da się odczuć po pierwszym kontakcie z urządzeniem.

Układ przycisków i portów pozostał niezmienny. Na prawej krawędzi znajdziemy wydłużony przycisk wybudzania, na lewej z kolei odseparowane klawisze do regulacji głośności oraz klasyczny suwak wyciszania – nowy przycisk akcji pozostał bajerem zarezerwowanym tylko dla wariantów Pro. Niżej umieszczono slot na kartę nanoSIM.

Górna krawędź jest pusta, na dolnej ulokowano maskownice mikrofonów i jednego z głośników oraz złącze USB typu C, które stanowi „nowość” w iPhone’ach, zatem oficjalnie żegnamy się z Lightning.

Po obróceniu iPhone’a 15 Plus naszym oczom ukazują się matowe plecki – i to jest spora zmiana wizualna. Połączenie matowej ramki oraz tyłu sprawia, że smartfon cały czas pozostaje czysty i nie widać na nim smug, ani odcisków palców, co w przypadku poprzednich modeli było nierealne.

Jasne, ogrom użytkowników i tak nosi telefon pokryty od góry do dołu etui, a wówczas oczywiście ta zmiana będzie im kompletnie obojętna. Ja jednak przywykłem do noszenia telefonu bez zabezpieczeń, dlatego tak bardzo zwracam uwagę na tą zmianę. Samo szkło na pleckach jest przyjemne w dotyku.

Apple w tym roku postawiło na bardzo stonowaną, pastelową paletę kolorów. Do testów przypadł mi chyba najbardziej… intrygujący, różowy wariant, na który trudno nie zwrócić uwagi (fani Barbie powinni być zachwyceni ;)). Poza nim, do wyboru jest także zielony, niebieski, żółty oraz czarny.

Wyświetlacz to słodko-gorzka mieszanka odczuć

Front wypełnia ekran Super Retina XDR OLED o przekątnej 6,7 cala, rozdzielczości 2796 x 1290 pikseli i częstotliwości odświeżania 60 Hz. Apple wciąż rezerwuje obecność ProMotion 120 Hz tylko dla modeli z dopiskiem Pro. Czepiałem się tego w recenzji poprzednika i nadal zamierzam to wytykać.

Jestem w stanie zrozumieć, że ogrom użytkowników, którym te podstawowe modele są dedykowane, nie czują potrzeby posiadania ekranu o wyższym odświeżaniu, lub w ogóle nie widzą różnicy między 60, a 90 czy 120 Hz.

Wciąż jednak mówimy o smartfonie kosztującym w najtańszej wersji 4700 złotych, a w tej cenie obecność panelu z odświeżaniem 120 Hz powinna być absolutnym standardem i tu nie ma nawet żadnego pola do dyskusji. Nie sposób też nie zwrócić uwagi, że znacznie tańsze urządzenia innych producentów oferują wysoką częstotliwość odświeżania.

fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl

Na pocieszenie dodam tylko, że animacje w iOS są na tyle płynne, że trochę osładzają ten brak 120 Hz, choć już np. przy odblokowywaniu ekranu czy w animacjach dynamicznej wyspy nie da się tego nie dostrzec. Może i marne to pocieszenie, ale zawsze jakieś ;)

Poza tymi nieszczęsnymi hercami, zastosowany tu wyświetlacz wypada naprawdę świetnie. Kolorystyka jest żywa, kąty widzenia więcej niż bardzo dobre, a jasność zarówno minimalna, jak i maksymalna (w piku wynosi aż do 2000 nitów) wypada rewelacyjnie. Pod wymienionymi względami naprawdę trudno się tutaj do czegoś przyczepić.

W ustawieniach nie mamy zbyt wielu opcji dostosowania wyświetlanej kolorystyki. Znalazł się tu tryb ciemny, tryb ochrony wzroku (eliminujący światło niebieskie) oraz True Tone, czyli automatyczne dopasowywanie temperatury barwowej ekranu do światła otoczenia. Kolejnym brakiem jest Always on Display, które – tak, jak ProMotion – znajdziemy tylko w iPhone’ach 15 Pro.

Dynamiczna wyspa

Kilka słów należy się Dynamic Island, czyli charakterystycznej pastylce na górze ekranu, która w tym roku na dobre zastąpiła stosowane przez lata wcięcie. Oczywiście to nie jest żadna nowość, bowiem zeszłoroczne iPhone’y 14 Pro już ją miały. Tym razem jednak zawitała także do podstawowych modeli.

Poza tym, że jest to po prostu wysepka, na której umieszczono aparat do selfie oraz czujniki odpowiadające za działanie Face ID, jest elementem interaktywnym. W obrębie dynamicznej wyspy wyświetla się część powiadomień np. z aplikacji systemowych, o przychodzących połączeniach, a także z niektórych apek zewnętrznych.

Możemy wchodzić w interakcję z wyspą poprzez przytrzymywanie palcem okienek – wówczas powiększają się one, ułatwiając nam np. szybkie przewinięcie utworu w Apple Music, wstrzymanie stopera itp. Z kolei jedno kliknięcie w wyspę powoduje otwarcie aplikacji wyświetlającej okienko dookoła wyspy.

W ogólnym rozrachunku z dynamicznej wyspy korzysta się przyzwoicie i można się do niej przyzwyczaić, a pewnie czynności faktycznie jest w stanie ułatwić. Problemem jest tutaj jednak fakt, że – po pierwsze – jest wysoko, a więc sięganie do niej nie należy do komfortowych (zwłaszcza przy 6,7-calowym ekranie), a – po drugie – dotykanie tego elementu powoduje brudzenie między innymi aparatu do selfie.

Wydajność i kultura pracy

iPhone’a 15 Plus napędza procesor Apple A16 Bionic – dokładnie ten sam, który znajdziemy w zeszłorocznych iPhone’ach 14 Pro. Jest to sześciordzeniowy układ z 5-rdzeniowym GPU oraz 16-rdzenami Neural Engine. Wraz z nim kooperuje 6 GB RAM oraz w mojej wersji 512 GB pamięci wewnętrznej.

Jasne, chcąc być złośliwym tu znów można by się czepiać, że Apple skąpi na stosowaniu mocniejszych, nowych procesorów, tylko wykorzystuje zeszłoroczne. Bądźmy jednak realistami – A16 Bionic wciąż jest bardzo wydajną jednostką, którą potrafi zapewnić urządzeniu nienaganną płynność działania.

Przez zdecydowaną większość czasu iPhone 15 Plus działa wprost świetnie, aplikacje uruchamiają bez zająknięcia, nawet gdy odpalamy je jedna po drugiej – telefon nie łapie zadyszek i nie zwalnia. Równie dobrze spisuje się podczas grania. Tutaj naprawdę absolutnie nie mam się do czego przyczepić, bo podczas testów nie miałem żadnych problemów z wydajnością.

Nieco gorzej bywa z zarządzaniem RAM-em. Na ogół aplikacje pozostają w tle przez długi czas i nie muszą się przeładowywać. Do czasu, aż nie włączymy aplikacji aparatu. Wówczas już po zrobieniu dosłownie kilku zdjęć czy nagraniu wideo, nawet chwilę wcześniej używana apka wyleci z tła i musi się włączyć od nowa. I to w zasadzie jedyny moment, w którym możemy odczuć, że 6 GB RAM to jednak nieco mało.

Nie odnotowałem też throttlingu, co w przypadku modeli iPhone 15 Pro z procesorem A17 Pro początkowo mocno występowało. Tym aspektem mogę płynnie przejść do kultury pracy, która wypada po prostu dobrze. Żeby jednak nie było – nie jest idealnie i telefon potrafi się odczuwalnie nagrzać, szczególnie w górnej części, obok wyspy z aparatami.

Jednak absolutnie nie dzieje się to losowo, w zwykłym użytkowaniu. iPhone 15 Plus wydziela wyraźnie ciepło podczas dłuższego grania, robienia dużej ilości zdjęć z rzędu lub nagrywania wideo w 4K, a także oczywiście przy benchmarkach. Nie są to jednak temperatury powodujące skrajne obniżanie wydajności urządzenia, a sama obudowa nie parzy w dłonie i dość szybko ostyga po nagrzaniu.

fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl

System, oprogramowanie

Od wyjęcia z pudełka iPhone 15 Plus działa pod kontrolą systemu iOS 17, a w chwili publikacji tej recenzji jest po trzech małych aktualizacjach. Najnowsza wersja systemu – 17.0.3 miała za zadanie wyeliminować główny problem dotyczący przegrzewania.

Ostatnie wersje iOS nie uległy drastycznym zmianom, a najnowsza iteracja wprowadziła kilka zmian, ale bez rewolucji. Otrzymaliśmy między innymi funkcję zegara podczas ładowania, tryb Adaptive Audio podczas korzystania z AirPods Pro 2, interaktywne widżety, funkcję udostępniania kontaktów przez AirDrop, a także poprawioną autokorektę i pisanie Swipe na klawiaturze Apple.

Podczas testów nie dostrzegłem żadnych większych błędów w systemie, wysypywania aplikacji czy problemów z działaniem jakichś funkcji. Całość działała wręcz zaskakująco stabilnie, co – będąc nieco złośliwym, ale szczerym – w ostatnim czasie nie zdarza się firmie z Cupertino zbyt często.

Sam system ma kilka fajnych funkcji, ale też znajdzie się tu również sporo irytujących ograniczeń. Wciąż nie możemy, na przykład, ułożyć ikon na ekranie w dowolny sposób. Ponadto, nadal brakuje obsługi kodeków wysokiej jakości, zatem korzystając ze słuchawek Bluetooth musimy zadowolić się wyłącznie AAC z dość niskim bitrate.

Apple wręcz słynie z długiego wsparcia swoich urządzeń, zatem w tym wypadku śmiało można oczekiwać, że wszystkie iPhone’y z serii 15 będą otrzymywać aktualizacje spokojnie przez 6-7 lat.

fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl

Głośniki i haptyka

W tym segmencie iPhone 15 Plus wręcz bryluje. Na pokładzie są oczywiście dwa głośniki stereo – jeden nad ekranem, drugi na dolnej ramce. Obsługują też odtwarzanie dźwięku przestrzennego Dolby Atmos. 

A jak jest z samą jakością dźwięku dobywającego się z głośników? Wprost rewelacyjnie. Dźwięk jest donośny, a przy tym pozostaje czysty i nie trzeszczy nawet na najwyższych poziomach głośności. 

Brzmienie cechuje się bliskimi średnimi tonami, wyraźnie zaznaczoną obecnością sporej ilości basu i łagodną, ale wciąż obecną górą. Dźwiękowi nie brakuje też przestrzenności, szczególnie przy odtwarzaniu Dolby Atmos. To jeszcze nie poziom króla w tej materii, czyli Asusa ROG Phone 7, jeśli chodzi o moc basu i głośność, ale całość brzmi naprawdę rewelacyjnie i trudno się tutaj czepiać. 

Równie dobrze jest, jeśli chodzi o wibracje, choć tu akurat iPhone’y nigdy nie miały problemu. Odpowiedzi haptyczne, generowane przez urządzenie, są świetne, przede wszystkim idealnie zróżnicowane w zależności od tego, o czym nas powiadamiają.  

Zabezpieczenia biometryczne

Już od sześciu lat Apple, jako główne i jedyne zabezpieczenie biometryczne iPhone’ów (poza modelami SE), konsekwentnie stosuje system rozpoznawania twarzy Face ID. W przeciwieństwie do rozwiązań, które znajdziemy w wielu smartfonach z Androidem, nie opiera się ono wyłącznie o kamerkę, ale też o czujniki i projektory podczerwieni sprawdzające twarz w 3D.

Przez cały okres testów nie miałem problemów z działaniem Face ID w modelu iPhone 15 Plus. Wciąż po zidentyfikowaniu rys naszej twarzy musimy jeszcze przeciągnąć palcem po ekranie blokady i, niestety, nie można zmienić, by po skanie telefon od razu przechodził do ekranu głównego.

Urządzenie szybko i celnie rozpoznaje twarz, a dzięki temu, że wykorzystywane są też czujniki do pomiaru głębi, dzieje się to niezależnie od oświetlenia. Tak samo szybko dostaniemy się do urządzenia bez względu od tego, czy jest jasno czy ciemno. Za to duży plus.

Jasne, idealnie by było, gdyby alternatywnie dla rozpoznawania twarzy pojawił się też czytnik linii papilarnych w przycisku wybudzania lub w ekranie. Uważam jednak, że z Face ID korzysta się na tyle wygodnie i działa ono na tyle sprawnie, że nie jest to olbrzymia ujma.

Zaplecze komunikacyjne

O ile iPhone 15 Pro może pochwalić się obecnością trzyzakresowego WiFi 6E, tak tutaj znalazło się zwykłe, dwupasmowe WiFi 6. Poza tym nie mogło zabraknąć oczywiście sieci 5G, Bluetooth 5.3 oraz GPS. Połączenia głosowe mogą odbywać się za pośrednictwem VoLTE i VoWiFi. 

Przez większość czasu nie doświadczałem problemów z działaniem wszystkich modułów komunikacyjnych. WiFi w pełni poprawnie łapało zasięg, uzyskiwało prędkości na wysokim poziomie i było stabilne. Również łączność komórkowa nie przysparzała mi problemów – zasięg był bardzo dobry, a szybkości sieci 5G i LTE nie odbiegały od innych smartfonów. 

iPhone 15 Plus obsługuje dual SIM i wirtualne karty eSIM. Korzystanie z dwóch kart jednoczenie może odbywać się w formie jednej fizycznej nanoSIM i drugiej eSIM lub dwóch wirtualnych. 

Na koniec jeszcze jedno. USB-C, w które wyposażone zostały iPhone’y 15 i 15 Plus, jest niestety standardzie USB 2.0, a dopiero Pro wyposażono w USB 3.2. Oznacza to, że szybkość transmisji danych jest znacznie gorsza (480 Mb/s vs 10 Gb/s). 

Uznaję to za mankament, biorąc pod uwagę cenę telefonu i pozycjonowanie go w segmencie flagowców, ale z drugiej strony domyślam się, że lwia część użytkowników tych podstawowych modeli nie będzie korzystać z przesyłania plików po kablu.

fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl

Bateria

Przywykliśmy już, że Apple oficjalnie nie informuje o pojemności zastosowanych w iPhone’ach akumulatorów, jednak te informacje szybko docierają do nas z innych źródeł. W tym przypadku, iPhone 15 Plus został wyposażony w ogniwo 4343 mAh. Może i na papierze nie jest to ogromna wartość, ale – w połączeniu z tym nieszczęsnym 60-hercowym wyświetlaczem – przynosi zaskakująco bardzo dobre wyniki. 

Rozładowanie iPhone’a 15 Plus jednego dnia przy średniej intensywności użytkowania było dla mnie sporym wyzwaniem. Aby tego dokonać, musiałem mocno używać telefonu, praktycznie od godziny 7 do 23, a i nawet wtedy czasem było trudno zejść poniżej 20%. Czasy na włączonym ekranie (SoT) w moim przypadku wynosiły zwykle około 7-8 h, do nawet 9 h – uznaję to za wręcz świetne wyniki. 

Nawet dużo korzystając z telefonu poza domem, z użyciem transmisji danych 5G/LTE i jeszcze w międzyczasie z włączonym hotspotem, nie udało mi się zejść z SoT-em poniżej 6 godzin. 

Koniec końców uważam, że w normalnym użytkowaniu jak najbardziej realnym jest, że iPhone 15 Plus będzie w stanie wytrzymać do dwóch dni z dala od ładowarki.

Jak zwykle kilka słów należy się też ładowaniu. Apple uparcie broni się przez stosowaniem szybszego ładowania w iPhone’ach i w zasadzie jego moc w tegorocznych modelach jest identyczna, co poprzednio.

Przy ładowaniu po kablu firma sugeruje użycie adaptera o mocy minimum 20 W, a – według zagranicznych testerów – sam telefon jest w stanie przyjąć maksymalnie 25 W. Pierwsze 50% pojawia się po upływie 30 minut, natomiast pełne trwa trochę ponad półtorej godziny, zatem niezbyt szybko.

Na pokładzie jest również znane już dobrze magnetyczne indukcyjne ładowanie MagSafe 15 W oraz standardowe indukcyjne Qi 7,5 W. 

iPhone 15 Plus jest też w stanie zwrotnie ładować inne urządzenia, np. słuchawki, zegarek czy drugi telefon z użyciem przewodu USB-C z mocą do 4,5 W. Jeśli podłączymy tu drugi smartfon, będzie on ładowany tylko do momentu zrównania się poziomem naładowania. 

Dodam, że w piętnastkach Apple wprowadziło możliwość włączenia limitu ładowania na poziomie 80%, zatem – jeśli go włączymy – wówczas telefon odetnie dalsze uzupełnianie energii po osiągnięciu tego pułapu. Ma to oczywiście pomóc wydłużyć żywotność akumulatora. W informacjach o telefonie możemy też podejrzeć, ile cykli ma za sobą bateria i kiedy została wyprodukowana.

Aparat

Jedną z największych zmian w tegorocznych, podstawowych iPhone’ach 15 i iPhone’ach 15 Plus, zaliczył aparat. Matryca główna ma teraz 48 Mpix, a nie 12 Mpix, jak wcześniej i – wbrew początkowym założeniom – jest to inny sensor niż ten używany w zeszłorocznych iPhone’ach 14 Pro. Obok niego znalazł się ultraszeroki kąt 12 Mpix. Jest też 2-krotne zbliżenie, realizowane z głównego obiektywu. 

Tak, jak w 15 Pro i Pro Max, zdjęcia z głównej matrycy są teraz domyślnie wykonywane w 24 Mpix. Możemy zmienić to na stare 12 Mpix, ale zdecydowanie polecam zostawić wyższą jakość, bo różnica w wadze zdjęć i tak jest marginalna – ważą one po około 2-4 MB. Jest też możliwość włączenia trybu pełnej rozdzielczości 48 Mpix przy pomocy przełącznika w rogu aplikacji aparatu. 

Zdjęcia wykonywane w dzień przy użyciu głównego obiektywu wypadają naprawdę bardzo, bardzo dobrze. Kolorystyka jest naturalna, rozpiętość tonalna i kontrast wypadają dobrze, a szczegółowość, dzięki robieniu zdjęć w 24 Mpix, jest świetna. Nowy HDR 5, którym wielokrotnie chwaliło się Apple na konferencji, rzeczywiście spisuje się skutecznie. 

Jeśli zaś chodzi o zdjęcia obiektów z bliska – z racji tego, że niestety nie mamy tutaj dedykowanego trybu makro (ten jest tylko w modelach Pro), telefon gorzej radzi sobie z ostrzeniem z niewielkiej odległości.

Aby do wyostrzenia doszło, musimy odsunąć się co najmniej na 15-20 cm. Mimo to rozmycie tła za fotografowanym elementem wygląda świetnie. 

Jeśli chodzi zaś o ultraszeroki kąt – z całą stanowczością nie mogę tutaj odmówić świetnej spójności kolorystycznej z główną matrycą. Za dnia kolorystyka nie rozjeżdża się i nie ma też problemów z ostrością, nawet na brzegach kadru.

Przy przybliżaniu widać sporą różnicę w ilości detali, co nie dziwi przy takiej różnicy w rozdzielczości matryc. Mimo wszystko nie wygląda to źle. 

Kilka słów należy się też nowemu trybowi portretowemu, który uważam za coś wprost świetnego. Na czym on polega? Podczas robienia zdjęcia człowieka, psa lub kota iPhone domyślnie rejestruje informacje o głębi, o czym informuje ikonką „f” w rogu podglądu. Po jej kliknięciu od razu tło zostaje rozmyte. Fotografując inne obiekty włączenie portretu możemy łatwo wymusić klikając na obiekt w celu złapania na nim ostrości.

Ale wcale nie musimy włączać portretu od razu podczas robienia zdjęcia – możemy to zrobić nawet w galerii na już zrobionej fotce. Wybierając zdjęcie w galerii po dotknięciu ikonki Live w lewym górnym rogu, możemy zaznaczyć pozycję włączenia portretu.

Ponadto, gdy wejdziemy w tryb edycji zdjęcia, możemy nie dość, że dowolnie wybrać poziom rozmycia tła, to jeszcze zmienić miejsce wyostrzenia. Absolutnie genialne i działa świetnie.

Apple przyzwyczaiło już, że taki luksus, jak teleobiektyw, dedykowany jest wyłącznie modelom z dopiskiem Pro, a użytkownicy podstawowych iPhone’ów muszą zadowolić się dwoma oczkami. W tym wypadku w aplikacji aparatu wydzielono 2-krotne zbliżenie, które oczywiście realizowane jest z głównej matrycy i robione w 12 Mpix.

Z racji tego, że sama matryca ma wysoką rozdzielczość i jest jasna, muszę oddać, że dwukrotne przybliżenie wygląda naprawdę zadowalająco. Niestety, tylko dwukrotne. Każda próba zoomowania powyżej dwójki kończy się ogromną ilością szumów i brakiem detali. Maksymalny możliwy zoom to 10-krotny, który wygląda fatalnie – możecie to zobaczyć na przykładach.

Przejdźmy do fotek nocnych. Oczywiście telefon automatycznie włącza tryb nocny, gdy uzna, że już na to pora. Nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy odpalili go ręcznie, jeśli stwierdzimy, że powinniśmy wykonać zdjęcie trybem nocnym. Możemy też za pomocą suwaka ręcznie ustawić czas naświetlania w zależności od tego, jak bardzo ciemno jest w otoczeniu.

Tryb nocny jest skuteczny i spełnia swoje zadanie – fotki nie mają sztucznie podbitej jasności, przez co wyglądają bardzo naturalnie. W nocy niestety widać trochę rozbieżności między obiektywami i różnice w jasności matryc.

Zauważalnym problemem jest pojawianie się w nocy flar i odbić przy robieniu fotki z głównej matrycy. Nie robią się one w każdej sytuacji, ale dosyć często – na przykład w miejscu z dużą ilością lamp albo neonów.

Selfiaki – tutaj krótko. Tak, jak w tylnym aparacie, tu także włącza się automatyczny tryb portretowy, a poziom rozmycia możemy dostosować potem edytując zdjęcie w galerii.

Sama jakość fotek jest bardzo dobra, kolorystyka wygląda naturalnie, HDR działa skutecznie, a niebo nie wychodzi przepalone. Podczas robienia selfie do wyboru mamy dwa pola widzenia.

Wideo można nagrywać w rozdzielczości 4K przy 24, 30 lub 60 klatkach z HDR i Dolby Vision. Co ważne, mamy możliwość pełnego przełączania się między obiektywami podczas nagrywania, także na wspominany wcześniej 2-krotny zoom. Jest również tryb filmowy, który kręci wideo z generowanym sztucznie rozmyciem tła za obiektami, choć ten jest ograniczony do głównego obiektywu i 4K 30 fps.

No dobrze, a jak nagrywa iPhone 15 Plus? Bez zaskoczenia – jak każdy iPhone, absolutnie rewelacyjnie. Kolorystyka wypada świetnie, stabilizacja obrazu jest płynna i skuteczna, a autofocus działa bardzo szybko oraz celnie. Świetnie wypada też szczegółowość filmów.

fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.pl

Podsumowanie – dla kogo jest iPhone 15 Plus?

Cała ta recenzja jest długa, więc postaram się, by chociaż podsumowanie było krótkie. iPhone 15 Plus to bez wahania naprawdę bardzo dobry smartfon, który dla wielu będzie świetnym wyborem, zamiast dopłacania 700-1900 złotych do iPhone’a 15 Pro czy iPhone’a 15 Pro Max. Nie jest to jednak telefon idealny, bowiem są obecne braki, które sporo kupujących może uznać za dyskwalifikujące.

Zacznijmy od zalet – świetny ekran pod względem kolorystyki, jasności i rozdzielczości, kapitalne głośniki oraz wibracje, bardzo dobra bateria, rewelacyjna wydajność, a także bardzo dobry i uniwersalny aparat, szczególnie, gdy mówimy o nowym trybie portretowym, wideo oraz wysokiej jakości fotek z głównego obiektywu.

Jakość wykonania stoi na wysokim poziomie, cieszy też zastosowanie w końcu matowego szkła na pleckach, przez co nie dość, że przyjemniej użytkuje się telefon, to jeszcze tył w zasadzie wcale się nie brudzi. No i wreszcie – mamy USB-C, dzięki czemu spore grono użytkowników (w tym ja) może raz na zawsze pozbyć się przewodu Lightning.

Tak jak i zalet, tak też niestety znalazło się trochę wad. Główny zarzut to brak ekranu 120 Hz, co zwyczajnie nie przystoi w tej cenie, jest wstydem i nie ma żadnego usprawiedliwienia. Zabrakło też Always On Display, które przecież także mogłoby się pojawić z racji obecności panelu OLED. Z pozostałych minusów – nie ma tu teleobiektywu, a USB-C ma przestarzały, wolny standard 2.0.

Koniec końców, gdyby nie wspomniane braki i wady, mielibyśmy do czynienia ze smartfonem w pełni kompletnym. Tymczasem, iPhone 15 Plus bez wątpienia zadowoli bardzo dużą liczbę użytkowników, ale nie będzie idealnym wyborem dla wszystkich – zwłaszcza, jeśli mówimy o osobach, którym brak 120 Hz będzie doskwierać.

Recenzja iPhone’a 15 Plus. Zaskakujący i nudny jednocześnie
Zalety
bardzo dobry wyświetlacz
kapitalna wydajność i dobra kultura pracy
świetna bateria
rewelacyjne głośniki
bardzo dobry aparat
wysoka jakość wykonania, matowe szkło z tyłu
ładowanie MagSafe i indukcyjne
nareszcie USB-C!
bardzo długie wsparcie aktualizacyjne
kompletne zaplecze komunikacyjne
Wady / braki
brak odświeżania 120 Hz
brak Always on Display
brak teleobiektywu
wolne ładowanie, brak adaptera w zestawie
USB w przestarzałym standardzie 2.0
brak obsługi kodeków Bluetooth o wysokiej rozdzielczości
7.7
Ocena