Recenzja iPhone’a 11 Pro – w małym ciele wielki duch

Smartfony produkowane przez Apple nieodmiennie budzą ogromne emocje. Zwolennicy i przeciwnicy przy każdej okazji okopują się we wrogich obozach, przerzucając się niewybrednymi komentarzami. Sam używam iPhone’a od prawie 5 lat, ale równolegle z telefonami opartymi na Androidzie. W tym roku najtańszy wariant iPhone’a 11 Pro przebił barierę 5 tysięcy złotych. Czy warto w takim razie w ogóle go kupować?

Pytanie owo nasuwa się samo, gdy spojrzy się w specyfikację techniczną, gdyż element po elemencie wydaje się ona odbiegać na niekorzyść androidowej konkurencji:

Cena wersji 64 GB wynosi 5199 zł, wersji 256 GB – 5949 zł, a za model 512 GB – 6949 zł.

Za udostępnienie smartfona do testów pięknie dziękuję sklepowi x-kom!

Nie ma rewolucji w wyglądzie

Wzornictwo i jakość wykonania

Już od pierwszych przecieków nowy iPhone budził ogromne emocje swoim wyglądem. Przyczyną była olbrzymia, wystająca szklana wyspa, z jeszcze bardziej wystającymi z niej obiektywami potrójnego aparatu. Po tygodniu używania iPhone’a 11 Pro także uważam to za najmniej udany wzorniczo element konstrukcji, choć na szczęście w rzeczywistości wygląda to znacznie lepiej niż na renderach, a nawet na zdjęciach. Apple nie zdecydowało się także na zmiany wizualne w konstrukcji przedniego aparatu, dalej więc do czynienia mamy z dużym notchem, który może razić, szczególnie, jeśli spojrzy się na rozwiązania z najwyższych modeli Samsunga czy Huaweia – jest to jednak konsekwencja umieszczenia w nim rozbudowanego układu 3D TOF odpowiedzialnego za FaceID. Ponieważ telefon nie ma żadnej alternatywnej metody biometrycznej autoryzacji użytkownika wolę tu zdecydowanie skuteczność, a nie wygląd, niemniej pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłych edycjach uda się całość na tyle zminiaturyzować, by z wycięcia w ekranie można było zrezygnować.

Zgrzyt estetyczny. Na szczęście wyspa z aparatami na żywo wygląda lepiej.

Poza tymi dwoma kontrowersyjnymi elementami reszta stoi na najwyższym poziomie: ekran jest doskonale wkomponowany w ramkę z barwionej stali nierdzewnej, wypolerowanej na wysoki połysk, a tył telefonu chroni zmatowione szkło, które wygląda po prostu zjawiskowo i, co też istotne, bardzo słabo łapie odciski palców. Spotkałem się ze zdaniem, że w porównaniu z błyszczącym szkłem starszych modeli iPhone Xs 11 Pro jest przez to bardziej podatny na wyślizgnięcie się z dłoni, lecz nie mogę się do tego odnieść, gdyż do porównania mam tylko iPhone’a 7 Plus, który już ze względu na rozmiary w dłoni leżał gorzej.

Jedynie słuszna strona na wyświetlaczu :)

 

O kolorach można mówić różnie. Apple zastosowało dość tradycyjną gamę, nie siląc się na eksperymenty, nowością jest jedynie zielony, który wygląda doskonale, ale… zielony jest tylko czasami. Do testów natomiast dostałem Space Gray, zwany także swojsko tytanowym. Doskonale się komponuje ze stalową ramką i czarnym szkłem ekranu, całość robi świetne wrażenie i daje poczucie, że mamy do czynienia z produktem klasy premium. Nie ma tu jednak wrażenia innowacyjności – dominuje solidność i pewność, a trochę brakuje wizualnej świeżości znanej z urządzeń konkurencji. Z drugiej strony na przykład niektóre eksperymenty z giętymi na krawędziach ekranami wybitnie mi nie odpowiadają, gdyż mam poczucie, że wystarczy mocniej na taki sprzęt spojrzeć, by coś się z nim stało. I prawdę mówiąc cieszę się, że Apple nie wpadło na podobny pomysł.

Do obsługi iPhone’a 11 Pro poza ekranem służy przycisk wybudzania i aktywacji Siri po prawej stronie, klawisze głośności i mechaniczny suwak wyciszania po lewej stronie. Klawisze spasowane są doskonale, mają dobrze dobrany i bardzo przyjemny skok, i leżą dokładnie tam, gdzie intuicyjnie po nie sięgamy.

iPhone 11 Pro przytył nie tylko w stosunku do iPhone’a 7 Plus :)

Klasycznie już na dole umieszczona jest maskownica głośnika oraz gniazdo Lightning. Nie ma oczywiście mini-jacka i – po raz kolejny – w zestawie nie ma także przejściówki Lightning – szkoda, że Apple oszczędził tych parę centów w tak drogim sprzęcie. Telefon jest urządzeniem dual-SIM, choć umieszczona pod klawiszem wybudzania tacka kryje tylko jeden slot na kartę nanoSIM – drugą kartę programuje się elektronicznie jako eSIM. W Polsce taką możliwość oferuje, póki co, tylko Orange, lecz jest ta możliwość może być szczególnie przydatna podczas wyjazdów za granicę, gdyż sporo zagranicznych operatorów umożliwia wykupienie usług i zaprogramowanie karty wprost z aplikacji.

Na zakończenie dodam, że przechodząc na okres testów z telefonu wyposażonego w przycisk TouchID na iPhone’a 11 Pro nie miałem żadnego problemu z adaptacją do nowego sposobu obsługi. W drugą stronę natomiast owszem :)

Czarny ekran, stalowe ramki – wygląda to całkiem nieźle

Wyświetlacz

Element ten jest udoskonaloną wersją ekranu znanego z zeszłorocznych modeli Xs. W dalszym ciągu mamy do czynienia z panelem OLED o przekątnej 5,8″ i rozdzielczości 1125 x 2436 (458 ppi). Zwiększeniu natomiast uległa jasność maksymalna, która typowo sięga 800 nit, a w trybach HDR nawet 1200 nit. Panel ma odświeżanie 60 Hz, natomiast digitizer odczytywany jest dwukrotnie częściej, z częstotliwością 120 Hz. Trochę szkoda, że Apple nie zdecydowało się na użycie szybszego wyświetlacza. Obsługiwane są oba tryby HDR, Dolby Vision i HDR10+, więc multimedia z dużą rozpiętością tonalną zakodowane obiema metodami nie sprawią żadnego problemu. Reprodukcja kolorów jest doskonała, ekran obsługuje szeroki gamut DCI-P3 – wg serwisu DisplayMate jest to w tej chwili najlepszy ekran użyty w smarfonie.

Mniejszy rozmiar, większy ekran

Wyświetlacz istotnie wygląda doskonale. Czerń i biel wyglądają perfekcyjnie, a użycie technologii TrueTone, zmieniającej balans bieli na podstawie wskazań czujnika, poprawia równowagę kolorystyczną obrazu w świetle odbiegającym barwą od słonecznego (czyli na przykład sztucznym). Do dyspozycji użytkownika pozostaje oczywiście filtr światła niebieskiego (Night Shift), którego osobiście używam jednak sporadycznie. Pokrycie ekranu zrobione jest ze szkła o zwiększonej odporności na zarysowania (co niestety nie znaczy, że nie da się go zarysować), do tego nałożona jest warstwa oleofobowa – przez okres testu działała bardzo dobrze i nie miałem problemów z odciskami palców na wyświetlaczu.

Minusem jest natomiast rezygnacja z 3D Touch, umożliwiającego identyfikację przez digitizer dwóch poziomów nacisku, na rzecz znanego już z iPhone’a Xr Haptic Touch. Rozumiem, że przewagą Haptic Touch jest niższy koszt wyświetlacza i uproszczenie jego konstrukcji, lecz nie działa to tak samo dobrze, szczególnie podczas wprowadzania tekstu na klawiaturze, gdzie brakuje możliwości przyciśnięcia mocniej gdziekolwiek w jej obrębie, by przesunąć kursor. Podobny efekt osiąga się wprawdzie przytrzymując dłużej spację, ale nie jest to tak wygodne, jak 3D Touch.

Jabłko przeniosło się na środek

Oprogramowanie

Corocznie premiera nowych modeli iPhone’ów zbiega się także z udostępnieniem kolejnej wersji systemu iOS, który odpowiada za obsługę urządzeń. Tym razem była to wersja 13 i mimo długich testów w fazie beta okazała się niepozbawiona błędów. Rychło doczekała się aktualizacji, a po niej następnej, i następnej… W efekcie w dwa tygodnie od rozpoczęcia sprzedaży, iPhone 11 Pro ma system już w wersji 13.1.2, a za moment zapewne będzie to 13.2. Tak szybkie wydawanie poprawek budzi oczywiście uśmieszki politowania miłośników Androida i cięte komentarze o jakości iOS. Jest w tym oczywiście trochę racji, niektóre z błędów, które trapiły początkowe wersje systemu, nie powinny wyjść poza wersję beta, lecz z drugiej strony cieszy szybkie tempo radzenia sobie z problemami. Wypuszczanie niedopracowanego oprogramowania nie ogranicza się zresztą do iOS, Android 10 na Pixelach także ma niemało błędów i także są one dość sprawnie łatane, natomiast użytkownicy innych urządzeń z zielonym robotem już tak wesoło nie mają. Z dwóch urządzeń na Androidzie, które mam, jedno wciąż ma Androida 8.1 z poprawkami z maja 2019, a drugie niedawno dostało Androida 9.1 i poprawki z sierpnia. Na żadnym raczej Androida 10 nie zobaczę.

Nawigacja w systemie odbywa się za pomocą gestów. Nie jest to żadna nowość, wprowadzenie takiego sposobu obsługi miało miejsce dwa lata temu wraz z premierą iPhone’a X, lecz dla mnie był to pierwszy dłuższy kontakt z jabłkową ich implementacją. Przejście z obsługi systemu przyciskiem okazało się bardzo łatwe, a gesty wyjątkowo intuicyjne – ostatnio bawiłem się nimi także na Androidzie i do tej wygody jeszcze daleka droga. Ekran przełączania się między aplikacjami mamy dostępny po przesunięciu palcem od dolnej krawędzi ekranu w górę, można też przesunąć palcem wzdłuż dolnej krawędzi ekranu – nie ma wtedy podglądu ekranów wszystkich ostatnio pracujących aplikacji, ale można tą metodą szybko przejść między ostatnio używanymi. Centrum sterowania dostępne jest przez przeciągnięcie palcem od górnego prawego rogu w dół. Delikatne przesunięcie na dole ekranu do jego krawędzi sprowadzi natomiast zawartość ekranu w dół, co ułatwi z pewnością obsługę góry ekranu osobom o drobnych dłoniach. Całość jest tak intuicyjna, że lawirując między testowym iPhonem 11 Pro, a prywatnym iPhonem 7 Plus, odruchowo usiłowałem stosować te same gesty, co oczywiście nie miało szans powodzenia na starszym modelu, lecz dobrze dowodzi przemyślanego ich charakteru.

Powłoka oleofobowa bardzo skutecznie chroni ekran przed odciskami palców

W iOS 13 pojawił się wreszcie systemowy tryb ciemny. Ma on sens nie tylko na ekranach OLED – przede wszystkim dlatego, że wygląda bardzo elegancko i schludnie. Już po premierze intensywnie aktualizowane były także aplikacje niezależnych deweloperów, by uwzględniały w swoich ustawieniach możliwość pracy w takim trybie. Apple bardzo mocno pilnuje przestrzegania wytycznych dotyczących UX aplikacji, w efekcie wszystko doskonale pasuje do siebie, spójność w warstwie graficznej jest zachowana niemal perfekcyjnie. Dla użytkowników przyzwyczajonych do androidowej wolności może to być szok, lecz dzięki temu unika się choćby burdelu na ekranie startowym, gdzie każda ikona wygląda inaczej i ma inny kształt.

System doczekał się wreszcie poważniejszych zmian w menu udostępniania. Jest teraz bardziej przejrzyste i wygodniejsze w użyciu, mamy też oczywiście możliwość edycji dostępnych czynności. Dostępne akcje można dość swobodnie rozbudowywać za pomocą mechanizmu skrótów, korzystając z gotowych receptur (co jest bardzo proste) lub tworząc własne (co już takie proste nie jest).

Z ciekawszych funkcji (które nie są jednak żadną nowością) dla porządku wspomnę o Handoff, dzięki której czynności rozpoczęte na jednym urządzeniu można kontynuować na innym, zalogowanym do tej samej sieci lokalnej i do tego samego konta iCloud. Podczas testów było to o tyle przydatne, że połączenie głosowe odbierałem na telefonie, który akurat miałem najbliżej, nawet, jeśli akurat nie miał w ogóle założonej karty SIM. Można do tego zresztą wykorzystać i komputer, niestety wyłącznie z macOS – użytkownicy Windows z Handoff nie skorzystają.

Nie ma natomiast problemu we współpracy z chmurami różnych producentów. Oczywiście centralną dla iOS jest iCloud – niestety, za darmo wciąż dostaniemy wyłącznie 5 GB przestrzeni w chmurze, co pod koniec 2019 roku jest wartością śmieszną. Rozszerzenie jej do większej wartości jest niezbędne, jeśli chcemy korzystać z backupu w iCloud, przechowywać tam zdjęcia (szczególnie wskazana opcja dla użytkowników urządzeń z 64 GB pamięci). iOS zupełnie nieźle współpracuje także z chmurami innych dostawców – sam korzystam głównie z OneDrive (dzięki abonamentowi na Office 365 mam tam do dyspozycji 1 TB przestrzeni), gdzie także można przesyłać automatycznie zdjęcia i dokumenty (jest to najlepsza metoda współpracy z Windows) oraz Zdjęć Google.

Kończąc z wolna temat systemu operacyjnego wspomnę jeszcze o asystencie głosowym. W porównaniu z Androidem i Asystentem Google wygląda on (ona?) dość biednie – Siri wprawdzie potrafi wykonać sporo czynności związanych z obsługą sprzętu i wyszukiwaniem informacji, jednak wciąż nie jest w stanie porozumiewać się z użytkownikiem w języku polskim, a i z rozpoznawaniem angielskiego nie zawsze jest różowo. Wprawdzie Asystenta Google można zainstalować również i na iPhonie, lecz jego funkcjonalność jest mocno ograniczona, a wywołanie głosem wymaga… najpierw polecenia Siri aktywowania Asystenta.

Mikrofon, Lightning, głośnik

Wydajność

Kolejne edycje procesorów A niemal zawsze zajmują najwyższe pozycje w benchmarkach. Choć o ile pamiętam tym razem w Antutu nie było absolutnej dominacji A13 Bionic, to z całą pewnością wyniki plasują iPhone’a 11 Pro na jednej z najwyższych pozycji w rankingu.

Tak jest mimo tego, że iPhone 11 Pro otrzymał zaledwie 4 GB pamięci operacyjnej – jego androidowa konkurencja miewa trzykrotnie więcej. Inny mechanizm zarządzania pamięcią, bardziej rygorystyczny multitasking i przede wszystkim optymalizacja na kilkanaście modeli, a nie kilka tysięcy i efekt jest widoczny na pierwszy rzut oka. To nie tylko benchmarki – zwykła płynność działania nie ma sobie równych.

A13 to jednak nie tylko czysta żywa moc obliczeniowa, ale także wyspecjalizowane jednostki przetwarzania, które wspomagają procesor podczas obróbki obrazów statycznych i strumieni wideo. Nie bardzo da się zmierzyć podczas testów tę wydajność, jednak iPhone 11 Pro ma być zdolny do jednoczesnego przetwarzania 3 strumieni wideo UHD (możliwość taką oferuje o ile pamiętam FilMic Pro, jednak nie dysponując tą dość drogą aplikacją nie mogłem jej przetestować). Być może temu aspektowi pracy będę mógł się jeszcze przyjrzeć w późniejszym terminie.

Za udostępnienie smartfona do testów pięknie dziękuję sklepowi x-kom!

Spis treści

  1. Specyfikacja, Wzornictwo i jakość wykonania, Wyświetlacz, Oprogramowanie, Wydajność
  2. Audio, Biometria, Zasilanie, Aparat, Podsumowanie

Audio

iPhone 11 Pro pozbawiony jest, jak poprzednie modele, złącza mini jack. Nie ma także (po raz kolejny) odpowiedniej przejściówki z Lightninga. Użytkownika skazuje to na dołączone do zestawu EarPodsy, zakup odpowiedniego kabelka we własnym zakresie lub… przeproszenie się ze słuchawkami bezprzewodowymi. Sam na takich polegam i wolę je od przewodowych, lecz pozbawianie użytkownika wyboru wydaje mi się jednak słabym pomysłem, zwłaszcza przy telefonie kosztującym powyżej 5 tysięcy złotych. Może gdyby w zestawie były AirPodsy… ale nie ma i nie zanosi się, żeby były. Oceniając jakość audio pozostaje więc napisać tu, że przy połączeniu bezprzewodowym mamy do wyboru jedynie kodek SBC i AAC. Nie ma mowy o AptX, AptX HD czy LDAC. AAC w wykonaniu Apple brzmi jednak wyraźnie lepiej niż androidowe implementacje kodeka, więc jakość dźwięku jest przyzwoita.

Dużo dobrego natomiast muszę napisać o wbudowanych głośnikach. Są one oczywiście stereofoniczne – jeden kanał jest odtwarzany przez głośnik przedni, drugi przez głośnik dolny. Dźwięk jest bardzo głośny, czysty i zawiera wcale niemało basu, jak na tak miniaturową konstrukcję. Szczerze mówiąc iPhone 11 Pro gra lepiej niż niektóre głośniki bezprzewodowe. Nie wiem, czy jest to najlepsze nagłośnienie w telefonie, ale z całą pewnością jest ono jednym z najlepszych.

Ładowarka także utyła, ale w końcu ma sensowną wydajność

Biometria

Pod względem zabezpieczeń iPhone 11 Pro to kolejna konstrukcja, w której nie znajdziemy czytnika linii papilarnych, a jedyną metodą identyfikacji biometrycznej jest rozpoznawanie twarzy. Plotki przed premierą mówiły przez moment o możliwości umieszczenia skanera linii papilarnych w ekranie, w sposób podobny jak w topowych Samsungach i Huaweiach. Do tego jednak nie doszło i chyba dobrze. Moje próby dogadywania się z ekranowymi skanerami prowadziły głównie do irytacji, gdyż identyfikacja była wolna i dość zawodna w porównaniu nawet z trzyletnim TouchID. Pozostaje więc FaceID, czyli metoda oparta o trójwymiarowy skan twarzy w oparciu o obraz z aparatu i sensora TOF 3D, z dodatkowym podświetleniem diodą podczerwoną. Apple twierdzi, że metoda jest bezpieczniejsza od zabezpieczeń opartych o czytnik linii papilarnych. Cóż, z pewnością jest dość bezpieczna, by autoryzować nią płatności Apple Pay i by wydawcy aplikacji wymagających dodatkowej autoryzacji (bankowych, ale nie tylko) zezwolili na identyfikację i autoryzację transakcji za pomocą FaceID. Skaner w porównaniu z iPhone Xs ma mieć poprawioną skuteczność i szybkość. Nie mam możliwości porównania, lecz w mojej ocenie identyfikacja jest naprawdę błyskawiczna, działa w warunkach niemal całkowitego braku światła, a liczbę pomyłek w trakcie okresu testowego mógłbym policzyć na palcach jednej ręki – nie przeszkodziły okulary (których zwykle nie noszę), ani czapka. FaceID uczy się naszej twarzy przy każdym odczycie, więc w miarę upływu czasu pewność rozpoznawania rośnie. Co ciekawe, można dodać także alternatywny wzorzec, z brodą, szalikiem, czapką i co tam nam jeszcze przyjdzie do głowy, by zmniejszyć szansę na pomyłkę.

Koniec z USB-A w ładowarkach – od teraz tylko USB-C

Zasilanie

iPhone 11 Pro dorobił się w końcu w pudełku szybkiej ładowarki 18 W, zgodnej ze standardem USB Power Delivery 2.0. W końcu, gdyż od dawna iPhone’y potrafiły przyjąć więcej, niż serwowane im domyślnie podstawowe 5 V i 1 A. Tym razem koniec żartów, nowa ładowarka jest znacznie większa, ma wyjście USB-C i oferuje zarówno prąd 3 A przy napięciu 5 V oraz 2 A przy 9 V.

Akumulator w testowanym modelu ma 3046 mAh (11,67 Wh). Pisząc tę recenzję podłączyłem telefon do ładowarki i ta w mniej więcej 20 minut podniosła stan akumulatora z 36% na 70% – deklarowane przez Apple 50% w 30 minut jest całkiem realne. Pełna bateria początkowo wystarczała na półtorej doby, a obecnie, po zindeksowaniu zawartości, bez problemu wystarcza mi na dwa dni użytkowania. Wynik jest imponujący, gdyż w okresie testowania nie oszczędzałem telefonu. Myślę, że można liczyć spokojnie na SOT rzędu 8 h, a może i więcej.

Pewną ciekawostką jest system oszczędzania akumulatora. Uczy się on sposobu, w jaki ładujemy telefon po to, by stan 100% ogniwo osiągało tuż przed zwykłą godziną, kiedy odpinamy telefon od ładowarki. Ze względu na zbyt szczupły czas testu niestety nie mogłem sprawdzić działania tej funkcji w praktyce – jej działanie da się zauważyć dopiero wtedy, gdy telefon zbierze dość danych o naszych zwyczajach. Jest to oczywiście funkcja opcjonalna – można ją wyłączyć.

iPhone 11 Pro może być też ładowany bezprzewodowo, w standardzie Qi. Jest to oczywiście znacznie wolniejsza metoda, gdyż maksymalna moc ładowania wynosi 10 W, a niektóre ładowarki pracują z jeszcze mniejszą wydajnością. Cóż, zaletą ładowania bezprzewodowego zawsze była wygoda, nie wydajność.

Fotografujemy!

Aparat

iPhone przez długi czas był niemal synonimem smartfona fotograficznego. Androidowa konkurencja długo nie potrafiła dorównać produktom spod znaku ogryzka. Ale… jak już to zrobiła, to w wielkim stylu. W zeszłym roku po raz pierwszy nawet przez chwilę produkty Apple’a nie zajmowały czołowej pozycji w rankingach fotograficznych, a gonić tutaj jest trudniej, niż uciekać. Jak prezentują się możliwości fotograficzne iPhone’a 11 Pro w tym roku?

Przede wszystkim jest to pierwszy telefon Apple’a z aparatem wyposażonym w trzy ogniskowe:

Nie zdecydowano się, jak widać, na megapikselowy skok i duże matryce z sumowaniem pikseli, zamiast tego pozostawiono stosunkowo małe sensory o rozdzielczości 12 Mpix. Po raz pierwszy pojawił się obiektyw ultraszerokokątny, o ekwiwalencie ogniskowej 13 mm dla pełnej klatki, pracujący w trybie Fixed-Focus. Obiektyw standardowy (będący w istocie w nomenklaturze fotograficznej szerokokątnym) otrzymał nową matrycę z podwójnymi fotodiodami, dzięki czemu każdy piksel jest brany pod uwagę w pracy układu autofocus. Najbardziej konserwatywną konstrukcją wydaje się być teleobiektyw (i znów, w nomenklaturze fotograficznej jest to obiektyw standardowy), z ekwiwalentem ogniskowej 52 mm dla pełnej klatki, lecz z poprawionym światłem f/2.0.

Zdjęcia z bliska zrobione obiektywem ultrawide mają dość szczególne proporcje :)

Zastosowana w teleobiektywie ogniskowa 52 mm jest moim zdaniem znacznie bardziej użyteczna w codziennym użytkowaniu niż popularne ostatnio 125 mm (w dorozumiany sposób przyznał to ostatnio także Huawei, stosując w Mate 30 Pro znacznie bardziej użyteczny obiektyw 80 mm). Przejrzałem swoje zdjęcia (nie tylko ze smartfona) i większość z nich zrobiłem stosując ekwiwalenty 24-80 mm, rzadziej sięgając po dłuższe ogniskowe, układ zaproponowany przez Apple dobrze odpowiada moim potrzebom. Jeśli chodzi o obiektyw szerokokątny, to jestem ostrożny w jego ocenie – bywa przydatny w fotografii krajobrazu i efektowej, lecz okazjonalne portrety wykonywane tą ogniskową bez wiedzy JAK się do tego zabrać budzą mój głęboki sprzeciw – być może gęba z przerośniętym nosem komuś się podoba, ale ja akurat nie należę do fanów takiego kadru. Dobrze, że się jednak pojawił, choć w porównaniu z innymi jest nieco uproszczony: nie ma optycznej stabilizacji obrazu i autofocusa. Braki te można zresztą stosunkowo łatwo zrozumieć: stabilizacja obrazu jest tym bardziej potrzebna, im dłuższa ogniskowa, a głębia ostrości takiego obiektywu jest tak duża, że AF ma niewielki sens (miałem zresztą okazję to potwierdzić w praktyce podpinając do lustrzanki Samyanga 8 mm – kręcenie pierścieniem ostrości nie miało praktycznie przełożenia na obrazek). Brak OIS uniemożliwia jednak używanie tego obiektywu do zdjęć w trybie nocnym, Apple zdecydował także, że nie będzie można fotografować nim w trybie RAW – sądzę, że powodem jest spora dystorsja, korygowana programowo – jej ślady wciąż widać na zdjęciach.

Bardzo interesująca jest natomiast możliwość wykonywania zdjęć jednocześnie wszystkimi aparatami – jeśli z jakiegoś powodu fotografowany obiekt nam umknie z kadru standardowego obiektywu, można (przez 30 dni) go „poszerzyć” wykorzystując informację z pozostałych obiektywów – ta możliwość wykorzystywana jest także przy podglądzie zdjęć podczas fotografowania, gdyż można uaktywnić pokazywanie co się dzieje poza właściwym polem widzenia.

W iPhone’ie 11 Pro pojawił się także po raz pierwszy tryb nocny. Działa na obiektywie standardowym oraz tele i w przeciwieństwie do androidowej konkurencji włącza się automatycznie w warunkach mizernego oświetlenia – nie trzeba go wybierać specjalnie w menu aplikacji aparatu. O ile przez to nie da się go włączyć, gdy światła jest dość dużo, to możliwość wyłączenia jest zawsze dostępna. Można także ingerować w długość ekspozycji – typowo automat proponuje czasy naświetlania rzędu 3-6 sekund, lecz fotografując z ręki można ją rozciągnąć nawet do 10 sekund. Jeśli aparat zamontujemy na statywie ekspozycja może wzrosnąć nawet do 30 sekund.

Przy ocenie fotografii wykonywanych nocą nasuwają mi się dwa główne spostrzeżenia. Po pierwsze, aparat radzi sobie zaskakująco dobrze (powiedziałbym, że lepiej od innych) w trybie zwykłym, znacząca degradacja jakości obrazu następuje dopiero w naprawdę wysokich ISO. Po drugie, aparat w trybie nocnym ma naprawdę bardzo dobrą jakość obrazu. Nie miałem wprawdzie możliwości oceny tych samych kadrów wykonanych iPhonem 11 Pro i P30 Pro, jednak wydaje mi się, że różnica jest niewielka – szczegółów mniej chyba zachowuje iPhone, lecz ogólnie lepiej radzi sobie z zachowaniem kolorystyki no i mniej nienaturalnie rozjaśnia sceny. Warto tu zajrzeć do recenzji iPhone’a 11 Pro Max autorstwa Kasi i spojrzeć w jej porównanie: oba iPhone’y mają w końcu takie same aparaty. A po trzecie, jestem przyjemnie zaskoczony pracą obiektywów pod światło: są całkiem nieźle widoczne flary w bezpośredniej bliskości świateł, ale praktycznie nie ma spowodowanych nimi artefaktów na reszcie kadru.

Kamery dobrze radzą sobie także w trybie portretowym. Dzięki tripletowi obiektywów jest dostępny zarówno, gdy fotografujemy standardem, jak i teleobiektywem. Informacje o głębi są przechowywane wraz z obrazem, można więc modyfikować rozmycie i punkt ostrości także po zrobieniu zdjęcia. Na ile mogę stwierdzić, selekcja do rozmycia jest raczej poprawna, choć drobne elementy (włosy, cienkie łodygi roślin) i szkło bywają rozpoznane nieprawidłowo.

Kamera True Depth do selfie także ma podwyższoną do 12 Mpix rozdzielczość. W trybie pionowym wykorzystane jest jednak tylko centralne 7 Mpix (obraz jest przez to lekko powiększony), pełna rozdzielczość dostępna jest dopiero w układzie poziomym. Dzięki sensorom TOF 3D kamera ma bogate możliwości modyfikowania obrazu w trybie portretowym. Poza klasycznym rozmyciem tła są to także jego modyfikacje (wyciemnienie, High Key, światło studyjne, etc).

Jakość zdjęć z przedniego aparatu jest całkiem dobra, a tryb portretowy pracuje z podobną selektywnością, jak z aparatu głównego. Efekty specjalne są interesujące, choć ich praktyczna użyteczność moim zdaniem jest niewielka – no, chyba że za plecami straszy bałagan, a zdjęcie zrobić trzeba, wtedy wygaszenie lub rozjaśnienie tła może być przydatną opcją.

Domyślnie wszystkie zdjęcia aparat zachowuje w formacie HEIC, będącym zasadniczo statyczną odmianą bardzo efektywnego kodeka H.265. Zdjęcia są mniej więcej o połowę mniejsze niż typowe JPEGi, bez straty jakości, a wręcz powiedziałbym, że algorytm kompresji jest mniej podatny na zniekształcenia blokowe. O ile kiedyś wybór takiego formatu mógł być uznany za kontrowersyjny, to dziś zarówno macOS, jak i Windows, radzą sobie z nim doskonale, podobnie zresztą jak aplikacje Adobe. Jeśli jednak potrzeba, można włączyć tryb kompatybilności i zdjęcia trzymać po staremu.

Aplikacja obsługująca aparat nie ma osobnego trybu profesjonalnego. W mojej opinii jednak jest on zupełnie niepotrzebny. Apple udostępnia dobrze udokumentowane API (chyba w przeciwieństwie do sprzętu na Androidzie, którego producenci strzegą swoich aparatów jak smok skarbu), nie brak więc doskonałych aplikacji niezależnych deweloperów. Najlepsze z nich oferują o niebo większe możliwości niż tryby profesjonalne w aplikacjach innych marek. Lightroom Mobile oferuje tryb RAW, RAW-HDR i Long Exposure RAW (odpowiednik trybu nocnego), które dają wynikowe zdjęcia w formacie DNG, z możliwością pełnej edycji zarówno w mobilnej, jak i stacjonarnej aplikacji. ProCamera oferuje automatyczną korekcję geometrii i perspektywy na podstawie wskazań czujników położenia telefonu, Spectre Camera – specjalne tryby rozmycia świateł w fotografii nocnej, Focos symuluje bokeh różnych znanych obiektywów, umożliwiając manualną edycję zarówno zakresu głębi, jak i symulację oświetlenia 3D. I tak dalej, i tak dalej – zakres dodatkowych możliwości jest olbrzymi i być może wrócę do tego tematu w osobnym artykule.

„Odłóż tego iPhone’a i pobaw się ze mną”

Także nadchodząca kolejna edycja iOS, o numerze 13.2, ma przynieść jeszcze zmiany w możliwościach fotograficznych, uzupełniając już obecny tryb nocny o mechanizm Deep Fusion, pracujący w warunkach nieco większej ilości światła. W trybie tym nieustannie rejestrowane są w buforze 4 zdjęcia z krótką ekspozycją i 4 ze standardową, a w momencie naciśnięcia spustu jedna długa ekspozycja dla redukcji szumów. Klatki są łączone ze sobą w jedno zdjęcie o lepszej reprodukcji szczegółów i niższym szumie. Jak to będzie wyglądać w praktyce mogą obejrzeć, póki co, beta testerzy.

https://twitter.com/_oscg/status/1179979927933861888?s=20

 

Możliwości wideo iPhone’a 11 Pro także są bogate. Do dyspozycji mamy tryby 4K działające z prędkością do 60 fps w trybach HDR, na każdym z obiektywów głównych, z użyciem świetnie działającej optycznej stabilizacji obrazu podczas korzystania z obiektywów standardowego i tele. Podczas filmowania do dyspozycji jest płynnie działający w zakresie 0,5x – 6x zoom hybrydowy. Tryby Slow Motion pracują z rozdzielczością 1080p przy 240 fps dla aparatów głównych i 120 fps dla aparatu przedniego – nie są to wartości rekordowe, lecz powinny być wystarczające dla większości użytkowników.

W którejś z kolejnych aktualizacji systemu powinna pojawić się także możliwość rejestrowania obrazu jednocześnie z kilku kamer. Będzie to jednak wymagało aplikacji innych deweloperów – podczas pokazów premierowych zapowiedziano taką możliwość w FilMic Pro.

Czas na podsumowanie

iPhone 11 Pro nie jest na pewno produktem rewolucyjnym. Mniej niż kiedyś w nim tego wyśmiewanego amazingu. Ale to bardzo solidny i pewny wybór. Parafrazując słowa Duńczyka z „Vabank”: z wiekiem spada zapotrzebowanie na adrenalinę, a rośnie na święty spokój. iPhone 11 Pro nie olśniewa barwami (acz dostępne kolory uważam za bardzo udane) i agresywną stylistyką, trochę razi olbrzymim notchem, a wyspa z aparatami fotograficznymi wygląda… no, dziwnie. O kiepskim żarcie w postaci podstawowego modelu z zaledwie 64 GB pamięci nie wspominając.

Zarazem iPhone 11 Pro olśniewa wydajnością i płynnością działania. Face ID nie tylko jest szybkie i wygodne, ale przede wszystkim jest uznawane przez instytucje wymagające podwyższonego poziomu bezpieczeństwa za pewną metodę autoryzacji biometrycznej. Zaloguję się za jego pomocą do banku, dokonam autoryzacji transakcji Apple Pay (kolejny drobiazg: bez PIN-u niezależnie od kwoty), odblokuję manager haseł. Telefon jest zgrabny (w końcu flagowiec mniejszy niż 6 cali), ma doskonałą baterię, najlepszy w swojej klasie ekran i jeden z najlepszych aparatów fotograficznych, oficjalnie obsługiwany przez Adobe i innych wielkich, i mniejszych deweloperów. Można się oczywiście śmiać, że iOS jest bardziej zabugowany niż Android, lecz tempa łatania błędów i wydawania poprawek inni mogą tylko pozazdrościć. A przy tym, kto poza Apple daje tak długie wsparcie dla swoich produktów?

Nie ukrywam, że między innymi w wyniku tego testu postanowiłem ponownie zaufać firmie Apple. Choć postawiłem na model zielony.

Za udostępnienie smartfona do testów pięknie dziękuję sklepowi x-kom!

Spis treści

  1. Specyfikacja, Wzornictwo i jakość wykonania, Wyświetlacz, Oprogramowanie, Wydajność
  2. Audio, Biometria, Zasilanie, Aparat, Podsumowanie
Recenzja iPhone’a 11 Pro – w małym ciele wielki duch
Wnioski
Ocena użytkownika0 głosów
0
Zalety
doskonałe wykonanie
ogromna wydajność
dobra bateria
matowa obudowa
FaceID
eSIM
modelowa obsługa za pomocą gestów
bardzo dobre głośniki
bardzo dobry aparat fotograficzny...
...z oficjalnym wsparciem API dla niezależnych deweloperów
w Apple Pay zapłacisz dowolną kwotę bez PIN
systemowe WiFi Calling i VoLTE nie kolidują z niezależnymi VPN-ami
długie wsparcie
iOS wciąż ma dostęp do większej ilości wysokiej klasy aplikacji niż konkurencja
Wady
wyspa z aparatami wygląda bardzo średnio
konserwatywna stylistyka dla niektórych użytkowników może być wadą
wielki notch
tylko 64 GB pamięci w podstawowym wariancie
brak przejściówki Lightning - minijack w zestawie
NFC ograniczone do Apple Pay i paru innych pobłogosławionych przez Apple zastosowań
szkoda, że nie ma Always-On Display
cena
9.5
OCENA
Exit mobile version