(fot. pexels.com)

Polski samochód elektryczny opóźniony. Winnym jest koronawirus

Realizacja ambitnego przedsięwzięcia ElectroMobility Poland nie przebiega z początkowymi założeniami. Polski samochód elektryczny nie zadebiutuje w wyznaczonym terminie.

Elektromobilność w Polsce

Według badań, ponad połowa Polaków chciałaby mieć samochód elektryczny. Należy jednak zaznaczyć, że chęć posiadania nie oznacza od razu zamiar kupna. Ponadto, mówimy tylko o badaniu przeprowadzonym na niewielkiej grupie, co niekoniecznie musi pokrywać się z preferencjami wszystkich osób – to tylko przybliżony wynik. Oczywiście zainteresowanie elektrykami i ich sprzedaż rośnie, ale cały proces przebiega powoli. Nadal znacznie większą popularnością mogą pochwalić się auta spalinowe.

Europejski rynek samochodów elektrycznych w 2019 roku. (fot. elektrowoz.pl)

Słaba sprzedaż elektryków nie powinna dziwić. Jeśli nie mieszkamy w dużym mieście, to korzystanie z samochodu elektrycznego często wiążę się z wieloma kompromisami i może być uciążliwe. Owszem, można go ładować z domowego gniazdka, ale co z dłuższymi wyjazdami? Przez słabą instrakturę są utrudnione lub wręcz niemożliwe.

Patrząc na obecny rynek samochodów elektrycznych w Polsce, a także jego powolny rozwój, śmiem wątpić w zapowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego. Wizja miliona elektryków do 2025 roku wydaje się być nie do zrealizowania. Co więcej, inny projekt, który w założeniach miał pozytywnie wpłynąć na elektromobilność, również może skończyć się niepowodzeniem. Chodzi o zapowiadanego polskiego elektryka.

Polski samochód elektryczny opóźniony

Jeszcze na początku tego roku, twierdzono, że prototyp elektrycznego samochodu zobaczymy w czerwcu. Niestety, tak się jednak nie stanie. IBRM Samar, powołując się na odpowiedzi otrzymane od Ministerstwa Aktywów Państwowych i spółki Electromobility Poland, informuje, że premiera została przesunięta na lipiec. Oficjalny powód zmiany terminu to pandemia koronawirusa SARS-CoV-2.

Nad całym przedsięwzięciem gromadzą się czarne chmury. Minister aktywów państwowych, Jacek Sasin, zaznaczył, że w obecnych czasach trudno jest wejść z nowym produktem na rynek, na którym istnieje silna konkurencja. Szkoda, że zauważono to dopiero teraz, gdy projekt pochłonął miliony złotych i podobno gotowe są już prototypy. Co więcej, według ministra Sasina, spółka Electromobility Poland powinna przeprowadzić analizy dotyczące opłacalności przedsięwzięcia. Tak, analiza ma odbyć się teraz, a nie, jak wskazuje logika, na początku prac.

Jeśli nie pojawią się kolejne, duże przeszkody, to rozpoczęcie produkcji planowane jest na 2023 roku. Dość późno, bowiem duże koncerny motoryzacyjne mogą już mieć rozbudowaną ofertę elektrycznych samochodów. Podobno podany termin będzie można osiągnąć, ale przy zapewnieniu stabilnego finansowania projektu. No dobrze, a ile może to wszystko kosztować? Szacuje się, że nawet 4-5 miliardów złotych.

Zastanawiam się, czy projekt polskiego elektryka już od początku jest wyzwaniem zbyt trudnym do zrealizowania. W końcu takie przedsięwzięcie wymaga dużego doświadczenia oraz ogromnego nakładu finansowego i czasu. W końcu, nawet największe koncerny motoryzacyjne mają problemy z elektryfikacją swojej oferty – np. Volkswagen.

Ponadto, nawet jeśli polski samochód elektryczny zadebiutuje, to będzie musiał zmierzyć się z naprawdę silną konkurencją. Coraz więcej producentów sprzedaje lub już wkrótce będzie oferować elektryki. Należy zaznaczyć, że będą to pojazdy znanych i docenianych marek, które mogą pochwalić się dużą bazą zadowolonych klientów. Z kolei polski elektryk będzie debiutantem, początkującym graczem w pojedynku ze Skodą, Volkswagenem czy Fiatem. Czuję, że uratować może go tylko niska cena.