Opel Astra
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Opel Astra bez fabrycznej nawigacji. Sprawdziłem, czy jest ona jeszcze potrzebna

Tym razem na testy wpadł do mnie Opel Astra w zdecydowanie wyjątkowej z mojego punktu widzenia wersji. Otóż nie był to model z bogatym wyposażeniem, tak jak większość aut prasowych, bowiem był skonfigurowany dość przeciętnie. Co ciekawe, na pokładzie zabrakło fabrycznej nawigacji.

Nowy samochód bez nawigacji? To możliwe

Opel Astra występuje w naprawdę różnych wersjach i konfiguracjach, które między sobą różnią się nadwoziem, silnikiem, a także dostępnym wyposażeniem. Możemy zdecydować się nawet na model elektryczny, którym miałem ostatnio przyjemność jeździć po Berlinie. Dostępna jest też hybryda plug-in, ale znajdziemy również Astrę bez odczuwalnej elektryfikacji napędu.

Na testy trafiła mi się Astra w wersji wyposażenia Elegance, a więc tej wyższej od podstawowego Edition czy Business Edition, ale jednak będącej przed wariantem GS. Na pokładzie mamy już system infotainment wyświetlany na dwóch 10-calowych ekranach, kamerę cofania, czujniki parkowania, elektrycznie sterowane szyby przednie i tylne czy chociażby dwustrefową klimatyzację. Pod maską znalazł się natomiast 1,5-litrowy diesel o mocy 130 KM, który potrafi zadowolić się niskim spalaniem, oferuje przyzwoitą dynamikę, ale z drugiej strony wątpliwie przyjemną dla uszu kulturę pracy.

Jednak za lepszy system multimedialny, który obejmuje lepsze audio i nawigację online, trzeba dodatkowo dopłacić 3500 złotych. W modelu testowym miałem słabszą wersję systemu, która zamiast 10 ma 6 głośników, a także nie jest wyposażona w fabryczną nawigację.

Mamy jednak bezprzewodową obsługę Android Auto i Apple CarPlay, a więc można łatwo zastąpić nawigację z wykorzystaniem Map Google czy Waze? Tak, ale nie w każdym scenariuszu, o czym więcej w dalszej części tekstu.

Oczywiście Opel Astra nie jest wyjątkiem na rynku i dość często do fabrycznej nawigacji trzeba dopłacić. Powiedziałbym, że dopłacanie jest niemal standardem, niezależnie od tego czy zamierzamy kupić stosunkowo tanią Astrę czy jednak drogiego Mercedesa lub BMW.

Opel Astra
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Sytuację uratował Apple CarPlay

Przyznam, że nie spodziewałem się braku nawigacji w samochodzie prasowym. Wcześniej, mimo iż jeździłem naprawdę wieloma autami, zdarzyło się to tylko raz w Mitsubishi Eclipse Cross. Oczywiście brak nawigacji zauważyłem prawie od razu, bowiem jak najbardziej zdarza mi się testować fabryczne nawigacje. Jasne, najczęściej jeżdżę korzystając z Waze w CarPlay, ale sprawdzam również to, co oferuje producent samochodu.

Okazało się, że co prawda nawigacji nie ma, ale jest bezprzewodowa obsługa Android Auto i Apple CarPlay w standardzie, a to niestety nie jest tak oczywiste w przypadku konkurencji (i to też tej sporo droższej). Należy jeszcze wspomnieć, że w przypadku CarPlay połączenie jest realizowane naprawdę sprawnie, a po przejechaniu kilkuset kilometrów mogę dodać, że nie pojawiają się żadne problemy z łącznością. Nie wiem, jak to wygląda z Android Auto, bo nie miałem okazji sprawdzić, aczkolwiek podejrzewam, że jest bardzo podobnie.

Podłączyłem iPhone’a do systemu infotainment, wybrałem cel w nawigacji Waze, w międzyczasie odpaliłem Spotify, i mogłem już ruszyć testowym Oplem z Warszawy do domu.

Nawigacja Waze, jak już wielokrotnie miałem okazję się przekonać, doprowadziła mnie do celu nie sprawiając żadnych kłopotów na trasie. Jeśli chodzi o aktualność map, to Waze czy Mapy Google często wypadają lepiej od fabrycznych nawigacji.

Opel Astra
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Momentami jednak brakowało fabrycznej nawigacji

Co ciekawe, Opel Astra był wyposażony w system rozpoznawania znaków, a więc rozwiązanie, które uważam za naprawdę dobre i przydatne. Warto jednak zauważyć, że takie systemy zazwyczaj pobierają informacje z dwóch źródeł – wbudowanej nawigacji i znaków odczytanych przez kamerę umieszczoną w górnej części przedniej szyby. Testowy Opel Astra, jak już pewnie świetnie wiecie, był pozbawiony nawigacji.

Przez większość czasu ikona znaku ograniczenia, która wyświetlana jest na cyfrowych zegarach tuż za kierownicą, nie pokazywała żadnej informacji. Wynika to z prostego faktu – nie zawsze jest możliwość odczytania prędkości ze znaku, bowiem znaki nie stoją przy każdym skrzyżowaniu, wjeździe na ulicę i tak dalej. Właśnie w takich sytuacjach samochody zazwyczaj sięgają po dane z nawigacji, czego Opel Astra nie mógł zrobić.

Opel Astra
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Jasne, jeśli znak już stał, to Opel Astra bez problemu go wykrywał i odczytywał prędkość. Nie było jednak idealnie, bowiem gdy skręciłem w inną drogę, to ostatnio odczytana prędkość wciąż była wyświetlana, więc mogłem się błędnie dowiedzieć, że na szerokiej drodze krajowej, poza terenem zabudowanym, obowiązuje przykładowo 30 km/h.

Można więc stwierdzić, że funkcja odczytywania znaków, gdy samochód nie ma dostępu do danych z nawigacji, traci jakikolwiek sens. Bardziej przeszkadza i często pokazuje złe wyniki niż miałaby pomóc w jeździe z obowiązującym ograniczeniem na danym odcinku.

Problemem są ograniczenia w obsłudze Android Auto i Apple CarPlay

Skoro nie ma fabrycznej nawigacji, ale mamy obsługę Android Auto i Apple CarPlay, a więc rozwiązań zapewniających dostęp do popularnych nawigacji, takich jak Mapy Google czy Waze, to może warto byłoby to lepiej wykorzystać. W końcu dane z tych aplikacji mogłyby okazać się pomocne w funkcji informowania o obowiązujących ograniczeniach prędkości.

Nic widzę też przeszkód, aby tak samo, jak w przypadku fabrycznej nawigacji, Mapy Google i inne nawigacje były wyświetlane na cyfrowych zegarach. Obecnie jednak taką możliwość znajdziemy tylko w nielicznych autach – np. BMW z systemem iDrive 8 lub nowszym. Ponadto nawet w nowych BMW jest to mocno ograniczone, bowiem w Android Auto możemy w ten sposób wyświetlić tylko Mapy Google, a w CarPlay obsługiwane są wyłącznie Mapy Apple.

Opel Astra Apple CarPlay
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Nie twierdzę, że winny jest po prostu Opel Astra, w którym producent nie chce wykorzystać oferowanych możliwości. Problem leży zarówno po stronie całej branży motoryzacyjnej, jak i Google i Apple. Głębsza integracja zdecydowanie podniosłaby komfort korzystania z jednego i drugiego oprogramowania, a dodatkowo w wielu scenariuszach pozwoliłaby jeździć bez fabrycznej nawigacji.

Brak głębszej integracji jeszcze bardziej odczuwalny jest w samochodach elektrycznych, w których często możemy spotkać się z funkcją przygotowania akumulatora do szybkiego ładowania. Moment rozpoczęcia tego procesu rozpoczyna się automatycznie na podstawie danych z nawigacji. Niekoniecznie działa to jednak, gdy korzystamy z nawigacji uruchomionej w Android Auto i Apple CarPlay, co z kolei negatywnie obija się na czasie ładowania.

Opel Astra Waze
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Chciałbym, aby wreszcie się to zmieniło. Nadzieję daje tutaj nowy Apple CarPlay, ale jak finalnie będzie wyglądać jego implementacja, to dopiero się przekonany. Zresztą, już teraz głębsza integracja byłaby możliwia, ale brak współpracy, chęci opracowania wspólnego rozwiązania i najpewniej inne czynniki sprawiają, że jednak momentami w nowych samochodach brakuje wbudowanej nawigacji.

Opel Astra po przejechaniu kilkuset kilometrów

Bohater tego tekstu jak najbardziej może się podobać. Według mnie zewnętrznie Opel Astra jest jednym z ładniejszych przedstawicieli swojego segmentu i prezentuje się lepiej od chociażby Volkswagena Golfa. Nie do końca jestem jednak przekonany do wnętrza, które jest tylko poprawne, a do tego zdarzają się mniejsze wpadki jakościowe. Na plus dwa dotykowe ekrany, które oferują dobrą rozdzielczość i kolory, a także dobrą widoczność w słoneczne dni.

System infotainment działa całkiem sprawnie i jest intuicyjny, aczkolwiek momentami można odnieść wrażenie, że zbyt wiele funkcji zostało wepchniętych do dotykowego ekranu, zamiast otrzymać oddzielne, fizyczne przyciski. Należy docenić bezprzewodową obsługę Android Auto i Apple CarPlay.

Opel Astra
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Opel Astra prowadzi się przyjemnie, a nawet czuć trochę sportowego zacięcia. Silnik diesla potrafi zadowolić się 5-6 litrami na 100 km w trasie, ale z drugiej strony niekoniecznie przekonuje kulturą pracy. Wyciszenie wnętrza oceniam na poprawne, fotele w dłuższej trasie nie męczą pleców, a znalezienie wygodnej pozycji za kierownicą nie stanowi jakiegokolwiek wyzwania.

Jak najbardziej mamy do czynienia z dobrym samochodem. Może nie jest on obiektem pożądania, ale całościowo wypada co najmniej poprawnie. Ceny startują od 109 tys. złotych, ale jeśli chcemy mieć wersję Elegance z silnikiem diesla, to trzeba zapłacić co najmniej 143,3 tys. złotych, a i warto jednak dopłacić jeszcze 3500 złotych za lepszy system audio i fabryczną nawigację, bowiem czasami się przydaje.