smartfony smartphones

Jaki smartfon do 2400 złotych warto kupić? (wrzesień 2019)

Niemal dwa i pół tysiąca złotych to kwota, która pozwala na zakup świetnego urządzenia z flagowym rodowodem. Jeśli macie do wydania tyle pieniędzy, to na pewno uda się znaleźć dla Was jakieś ciekawe urządzenie, które spełni oczekiwania. I mam nadzieję, że pomoże Wam w tym ten poradnik zakupowy.

Xiaomi Mi 9

Cena od: 1750 złotych

Xiaomi Mi 9 to urządzenie, które bardzo mocno namieszało na rynku. W chwili, gdy telefon debiutował w cenie 1999 złotych, wielu łapało się za głowy, myśląc o tym, jakim cudem producentowi udało osiągnąć się tak atrakcyjną wycenę. Jeśli obawiacie się, że flagowiec za mniej niż dwa tysiące złotych kuleje pod kątem specyfikacji technicznej czy jakości wykonania, mogę Was uspokoić: nic takiego nie ma miejsca. Oczywiście, nie w każdym ujęciu Mi dziewiątka idzie łeb w łeb z tym, co oferuje konkurencja, ale na pewno warto docenić ten telefon.

Xiaomi Mi 9 – smartfon skazany na sukces (recenzja)

Przypomnijmy, że urządzenie kusi 6,39-calowym ekranem AMOLED, który pracuje w rozdzielczości Full HD+. Miłym akcentem jest też obecność szkła ochronnego Gorilla Glass 6. Sercem konstrukcji jest ultra-wydajny Snapdragon 855 z grafiką Adreno 640. Producent zaimplementował 6 GB pamięci RAM i 128 GB na dane użytkownika. W 2019 roku jest to dość powszechny „próg wyjścia” dla wielu flagowców różnych firm.

Kusi też potrójny aparat od Sony. Jest to matryca IMX 586, na którą składa się 48 Mpix moduł główny (f/1.8), 16 Mpix ultra-szeroki kąt (116 stopni, f/2.2) oraz 12 Mpix teleobiektyw ze światłem f/2.2. Urządzenie oferuje dwukrotny zoom optyczny, a kamera selfie ma 20 Mpix. Nie zabrakło też modułu NFC oraz slotu na dwie karty SIM. Akumulator ma relatywnie niedużą pojemność, która wynosi 3300 mAh, jednak dzięki dobrej optymalizacji oprogramowania, możecie być spokojni o całkiem niezłe czasy na jednym cyklu ładowania.

Xiaomi Mi 9 w Media Expert (w cenie wynoszącej 1774 złote)

Fot: własne

Asus ZenFone 6 (6/128)

Cena od: 2300 złotych

Wielu użytkowników słusznie kojarzy Asusa zwłaszcza z rynkiem laptopów oraz podzespołów komputerowych. Od wielu lat firma świetnie radzi sobie w tych dwóch niszach, tworząc szereg naprawdę udanych konstrukcji. Warto jednak zwrócić Waszą uwagę na to, że od pewnego czasu Tajwańczycy coraz śmielej poczynają sobie w segmencie smartfonów, tworząc wiele udanych, nad wyraz dopracowanych konstrukcji. Ot, choćby takiego Zenka 6, który jest flagowcem nie tylko na papierze.

ASUS ZenFone 6 – najciekawszy z fighterów (recenzja)

Urządzenie oferuje genialną specyfikację techniczną, gdzie niewątpliwym wyróżnikiem zdaje się być akumulator o pojemności wynoszącej aż 5000 mAh. Zresztą, im dalej, tym lepiej. Snapdragon 855, 6 lub 8 GB pamięci RAM i 64/128/256 GB miejsca na dane zostawiają po sobie świetne wrażenie. Tak samo, jak cena, która w dniu debiutu wynosiła 2199 złotych dla wersji 6/64 GB, 2399 złotych (6/128) lub 2599 złotych (jeśli zamarzy się Wam posiadanie 8 GB RAM i 256 GB na dane).

Oczywiście największym wyróżnikiem urządzenia jest obrotowy moduł aparatu. Mówimy tu jednocześnie o aparacie głównym oraz kamerce selfie, co wciąż nie zdarza się w branży zbyt często. Moduł bazuje na matrycy Sony IMX586 i składa się na niego 48-Mpix aparat główny (f/1.79) oraz dodatkowy, 13-Mpix moduł z ultra-szerokim, 125-stopniowym kątem, który oferuje korektę dystorsji w czasie rzeczywistym. Na pewno warto spojrzeć na Asusa przyjaznym wzrokiem. W tej cenie to naprawdę mocny zawodnik.

Asus ZenFone 6 (6/128) w Media Expert (w cenie wynoszącej 2399 złotych)

Fot: własne

OnePlus 7 (6/128)

Cena od: 2447 złotych

Tak, wiem. Cena wykracza ponad założony przedział cenowy o niecałe pięć dyszek. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że warto dołożyć równowartość jednej bardzo dużej pizzy na wypasie, aby cieszyć się z posiadania siódmego OnePlusa. Producent w tym roku po raz pierwszy postanowił stworzyć jedno „zwykłe” urządzenie oraz jednego pełnoprawnego flagowca. Ten drugi telefon nazywa się OnePlus 7 Pro i kosztuje dobrych paręset złotych więcej. Czy tańsza wersja ma się czego wstydzić?

OnePlus 7 – nadal flagowiec, ale bez bajerów, jak w OnePlus 7 Pro

W swoim wpisie Grzesiek bardzo mądrze zauważył, że mówiąc o OP7 wciąż mówimy o flagowcu, ale „bez bajerów”. To bardzo trafne spostrzeżenie pod którym podpisuję się obiema rękami. Telefon oferuje płaski ekran Optic AMOLED o przekątnej 6,41 cala, wykonany w formacier 19,5:9, który pracuje w rozdzielczości Full HD+. Urządzenie napędza Snapdragon 855 z Adreno 640. W omawianej wersji mamy 6 GB RAM i 128 GB na dane użytkownika. Co ważne, jest to szybka pamięć wykonana w technologii UFS 3.0.

Aparat główny oferuje podwójną matrycę główną: 48 Mpix (f/1.7, PDAF, OIS) oraz 5 Mpix moduł pomocniczy ze światłem f/2.4. Warto zwrócić uwagę na sposobność nagrywania wideo w 4K nawet przy 60 klatkach na sekundę. Docenicie też autorską nakładkę, Oxygen OS, która zdaniem wielu osób jest jedną z najlepszych, jakie można znaleźć na rynku. OnePlus dba o swoje urządzenia, często wydając aktualizacje oprogramowania. To także rzecz na plus. Akumulator ma pojemność 3700 mAh.

smartfon OnePlus 7
OnePlus 7 (fot. @oneplus)

Asus ZenFone 6 (6/128) w Media Expert (w cenie wynoszącej 2448 złotych)

Huawei P30

Cena od: 2200 złotych

Mówiąc o Huawei P30 mówimy – podobnie jak w przypadku OnePlusa 7 – o flagowcu bez bajerów. Jasne, można wymienić szereg rzeczy, w których P30 Pro jest lepszy o dwie klasy, jednak w niczym nie przekreśla to tego, że P-trzydziestka to nadal świetny telefon, który w ujęciu fotografii mobilnej oferuje naprawdę sporo. Podejrzewam też, że wiele osób doceni obecność portu słuchawkowego, którego producentowi z sobie znanych względów nie udało się zmieścić w droższej, wyżej lokowanej wersji flagowca.

Huawei P30 Pro – pierwsze wrażenia. Zdjęcia nocne mają być jeszcze lepsze!

Urządzenie napędza Kirin 980 z grafiką Mali G76. Mamy tu płaski, 6,1-calowy wyświetlacz, który pracuje w rozdzielczości Full HD+. Huawei nie poleciał po kosztach jeśli mowa o pamięci: 6 GB RAM i 128 GB na dane użytkownika powinno wystarczyć zdecydowanej większości użytkowników na długi czas. Oszczędności widać natomiast w kwestii certyfikacji. Mamy tu „tylko” IP53, więc nie polecam Wam próbować zaprzyjaźnić się z wodą w chwili, gdy w kieszeni macie P-trzydziestkę.

Aparat pozwala na zaskakująco wiele. Trio 40 Mpix (f/2.0), 16 Mpix (f/2.2, ultra szeroki kąt) i 8 Mpix teleobiektyw oferuje wiele ciekawych trybów. Po stronie atutów wymieniłbym też potrójny optyczny zoom, który świetnie radzi sobie w zdecydowanej większości warunków oświetleniowych. Na froncie, w dyskretnej łezce forma schowała 32 Mpix kamerkę selfie. Akumulator ma pojemność 3650 mAh, a testy syntetyczne pokazują, że o dobre czasy na baterii można być spokojnym.

Huawei P30 w Media Expert (w cenie wynoszącej 2250 złotych)

fot: własne

Honor 20 Pro (8/256)

Cena od: 2399 złotych

Honor jest jednym z tych producentów, który gdzieś tam po cichu wykonuje naprawdę świetną robotę. Firma z pewnych względów pozostaje w cieniu Huawei, jednak nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem, iż producent znalazł sobie pewną niszę i z powodzeniem ją rozwija. Wydaje się, że firma-córka Huawei próbuje działać na tej wąskiej przestrzeni wydzielonej między flagowcami, a telefonami z wyższej półki średniej. A Honor 20 Pro potwierdza, że w takiej niszy można stworzyć naprawdę świetną konstrukcję.

Recenzja Honora 20 Pro – smartfona ślicznego na zewnątrz, a jednocześnie potężnego w środku

Telefon napędza Kirin 980 z grafiką Mali G76. Mamy tu aż 8 GB RAM i 256 GB na pliki. Widać więc jak na dłoni, że w tym względzie smartfon oferuje więcej, niż kilka konkurencyjnych marek. Całość napędza Android 9 wzbogacony o autorską nakładkę producenta, która jest wręcz kalką EMUI. No, ale żeby nie było, nazwano ją MagicUI i wprowadzono kilka naprawdę bardzo, bardzo subtelnych smaczków. Żeby nie było :)

Ciekawie prezentuje się aparat. Kwartet, na które składa się 48 Mpix (f/1.4) + 16 Mpix (f/2.2) + 8 Mpix (f/2.4) + 2 Mpix (f/2.4) to pewnego rodzaju próba stworzenia przeciwwagi dla czujnika 3D ToF, który pojawia się w wielu droższych konstrukcjach. Szkoda, że zabrakło stereofonii, jednak po wtopie, jaką na tym polu zanotował Huawei P30 Pro, byłem przygotowany na powielenie tej decyzji przez firmę-córkę Huawei. Na plus genialny skaner, port podczerwieni oraz wydajny akumulator o pojemności 4000 mAh.

Honor 20 Pro w Media Expert (w cenie wynoszącej 2399 złotych)

Honor 20 Pro / fot. Kacper Żarski (Tabletowo.pl)

Ławka rezerwowych (zamiast zakończenia)

Przed rozpoczęciem tego artykułu obawiałem się, że poza Xiaomi i Asusem zabraknie mi ciekawych konstrukcji, które mieszczą się w kwocie 2400 złotych, a jednocześnie oferują naprawdę dużo. Z pewną ulgą mogę odnotować, że byłem w błędzie. Najwyraźniej wielu producentów świetnie zdało sobie sprawę z tego, że w tych specyficznych widełkach cenowych można zdziałać naprawdę wiele. I tak, nie musimy szukać już średniaków na sterydach czy telefonów sprzed roku. Możemy z powodzeniem walczyć o flagowca z krwi i kości, to świetna sprawa.

Chciałem umieścić tu jeszcze Samsunga Galaxy S10e, jednak ten nie zmieścił się w kwocie. Szkoda, bowiem stoję na stanowisku, wedle którego pod wieloma względami jest to naprawdę ciekawy smartfon. Jeśli jesteście fanami marki, cenicie sobie przejrzystość OneUI, to na pewno warto rozważyć dozbieranie brakującej kwoty. Możecie też upolować Samsunga Galaxy Note 9, choć tutaj mówię raczej o szukaniu dobrych promocji – w elektromarketach urządzenie z sobie znanych względów wciąż nie chce zejść z ceny. Szkoda.

Miłośnicy Sony mogą poczuć się pominięci, jednak fakty są nieubłagane. Xperia 1 wciąż trzyma cenę, która dość znacząco przekracza założony na dziś budżet. Czy jest sens ładować się w Xperię XZ3? Byłbym nieco sceptyczny. Trochę na przekór poddam Wam jeszcze pod rozwagę Razera Phone’a 2. Świetny smartfon dla graczy z ekranem, który pracuje w 120-Hz. Oczywiście, nie jest to telefon idealny, jednak w kilku kwestiach pozwala na naprawdę wiele. Tak czy inaczej, wybór naprawdę jest dość duży. i to mnie chyba najbardziej cieszy :)