Czy warto kupić LG G7 ThinQ rok po premierze? Wrażenia po przesiadce z poprzednika

Smartfony LG, a już zwłaszcza flagowe, są znane głównie z tego, że niezwykle szybko tracą na wartości rynkowej. Spojrzeć można na to dwojako – sprzedaż używanego smartfona w dobrej cenie może nie być łatwa, z drugiej zaś strony niezwykle satysfakcjonujące są ceny egzemplarzy nowych już kilka miesięcy po premierze, podobnie zresztą z punktu widzenia nabywcy mają się sprawy z używkami. LG G6 był bardzo lubianym przez konsumentów modelem, bo jako całkiem udany, acz niepełnoprawny flagowiec, kusił swoją zupełnie nieflagową ceną. Aktualnie LG G7 ThinQ z powodzeniem piastuje podobne stanowisko na rynku wtórnym, stopniowo znikając ze sklepów, więc postanowiłem zadać głośno pytanie – czy warto kupić LG G7 ThinQ ponad rok po jego premierze? W udzieleniu jednoznacznej odpowiedzi na pewno pomogą wrażenia po przesiadce z poprzednika, czyli wspomnianej już gie-szóstki.

Skoro we wpisie tym odpowiadać na pytanie „czy warto” będziemy na podstawie poprzednika, to warto byłoby o tymże powiedzieć kilka słów. Osobiście z LG G6 korzystałem przez niespełna półtora roku i po tym czasie, na drodze wręcz przypadku, nadarzyła się okazja, żeby podmienić go na G7 ThinQ. Zacznijmy zatem od krótkiego porównania specyfikacji obu smartfonów tak, aby wiedzieć, z czym mamy do czynienia.

LG G6

LG G7 ThinQ

wyświetlacz IPS, 5,7”, 2880×1440 pikseli, proporcje 18:9 (565 ppi, około 78,3% screen-to-body-ratio) wyświetlacz IPS, 6,1″, 3120×1440 pikseli, proporcje 19,5:9 (563 ppi, około 82,9% screen-to-body-ratio)
czterordzeniowy Qualcomm Snapdragon 821 ośmiordzeniowy Qualcomm Snapdragon 845
4 GB RAM 4 GB RAM
32 GB pamięci wewnętrznej 64 GB pamięci wewnętrznej
Android 8 (w dniu pisania tekstu – z majowymi poprawkami bezpieczeństwa) Android 9 (w dniu pisania tekstu – z wrześniowymi poprawkami bezpieczeństwa)
aparat 13 Mpix f/1.8 71° + szerokokątny 13 Mpix f/2.4 125° aparat 16 Mpix f/1.6 71° + szerokokątny 16 Mpix 107° f/1.9
kamerka 5 Mpix f/2.2 standardowy 82° oraz z trybem szerokokątnym 100° kamerka 8 Mpix f/1.9 80°,
Bluetooth 4.2, NFC, GPS, slot kart microSD Bluetooth 5.0, NFC, GPS, slot kart microSD

 

zlokalizowane na górnej krawędzi 3,5 mm jack audio zlokalizowane na dolnej krawędzi 3,5 mm jack audio
port USB typu C USB typu C
akumulator o pojemności 3300 mAh zapewniający fatalną żywotność na jednym ładowaniu akumulator o pojemności 3000 mAh,
norma odporności IP68 i MIL-STD 810G norma odporności IP68 i MIL-STD 810G
wymiary: 148,9 × 71,9 × 7,9 mm wymiary: 153,2 x 71,9 x 7,9 mm
waga: 163 gramów waga: 162 gramów
data premiery: 26 lutego 2017 data premiery: 2 maja 2018
cena w dniu premiery: 3299 złotych cena w dniu premiery: 3499 złotych

Nieprzypadkowo na samym dole tabeli umieściłem datę premiery. Wielokrotnie kierowanym w stronę LG G6, a nawet jeszcze LG G5, zarzutem był pośpiech producenta, który powodował prezentację urządzenia, które od oferty konkurencji zwyczajnie odbiegało. Cenę w dniu debiutu zamieściłem tutaj tak naprawdę w formie ciekawostki, gdyż ta nie ma realnego przełożenia na różnicę między smartfonami, między innymi ze względu na ofertę przedsprzedażową czy szybkie obniżki. Chciałbym jednak zwrócić Waszą uwagę na jedną drobnostkę – LG G7 ThinQ ma baterię o pojemności zaledwie 3000 mAh, a więc o 300 mAh mniejszą niż poprzedni model.

Warto byłoby nadmienić, że dosłownie w połowie drogi między moją przesiadką, a opublikowaniem tekstu, Android 9.0 Pie zaczął trafiać na smartfony LG G6. Niestety, nie zdążyłem sprawdzić tej aktualizacji w codziennym użytkowaniu, ale jednocześnie czuję się odrobinę usprawiedliwiony – mój egzemplarz nadal nie widzi tej aktualizacji w systemie OTA i, jak mniemam, przeprowadzić musiałbym ją przy użyciu oprogramowania LG Bridge. Niemniej, odnotujcie to, że teoretycznie oba smartfony pracują pod kontrolą dziewiątki, choć w przypadku gie-szóstki pewne jest to, że nowszej wersji Androida już nie uświadczymy – LG G7 ThinQ pozostawia jeszcze wątłą nadzieję na dziesiątkę, a na pewno na dalsze poprawki zabezpieczeń.

LG G7 ThinQ – zmiany konstrukcyjne i stylistyczne

Jeżeli chodzi o odczuwalne bezpośrednio po przesiadce różnice konstrukcyjne, to chciałbym zwrócić uwagę na kilka z nich. Po pierwsze – LG G7 ThinQ dzieli ze swoim poprzednikiem dwa wymiary, a mimo to sprawia wrażenie znacznie bardziej smukłego. Wydaje mi się, że znacznie mniejszy wpływ niż dodatkowe 4,3 milimetra długości mają tu zaoblone krawędzie – smartfon wydaje się być znacznie mniej ociosany i przyjemniejszy w dotyku. Warto byłoby nadmienić także, że LG G7 ThinQ sprawia wrażenie znacznie lepiej wykonanego. Choć podobno oba wyświetlacze są chronione przez Gorilla Glass 5. generacji, to różnica pomiędzy odczuciami wynikającymi z miziania obu ekranów jest odczuwalna wręcz od razu, oczywiście na korzyść tego nowszego. Mam też wrażenie, że LG G7 ThinQ ma lepszą warstwę oleofobową, ale ze względu na różnice w poziomie eksploatacji obu egzemplarzy nie jestem co do tego pewny.

Skoro już przy różnicach stylistycznych jesteśmy, to chciałbym zwrócić uwagę jeszcze na trzy sprawy – nie jest to oczywiście notch, bo obecność tego nie umknęła raczej żadnemu z Was. Po pierwsze, o czym pozwoliłem sobie wspomnieć już w tabeli, LG G7 ThinQ ma 3,5-milimetrowe gniazdo jack zlokalizowane na dolnej krawędzi, nie górnej. Po drugie – aparaty na tylnej ściance są znacznie mniejsze i ułożone wertykalnie, a nie horyzontalnie, dzięki czemu całość wygląda znacznie lepiej. Po trzecie – przycisk zasilania został wydzielony z czytnika linii papilarnych i zlokalizowany na prawej krawędzi smartfona. Czy to zmiana na lepsze? Po dłuższym czasie pokuszę się chyba o niepewne przytaknięcie, choć nie widzę większego zastosowania dla takiej zmiany – w przypadku trzymania telefonu na blacie czy w uchwycie samochodowym czytnik linii papilarnych nadal jest z tyłu, a obecność Knock On czy też Knock Code sprawia, że wcale nie musimy posiłkować się w tych sytuacjach przyciskiem wybudzającym ekran. Ale chociaż jak ktoś mniej zaznajomiony z technologią bierze do ręki mój telefon, to nie pyta się „a czym się to odblokowuje?” albo „a czym się to blokuje?” ;). Nie sposób pominąć umiejscowiony pod przyciskami do regulacji głośności dedykowany dla Asystenta Google – jego przydatność czy użyteczność pozwolę sobie jednak pozostawić Waszej ocenie. Na koniec omawiania różnic konstrukcyjnych zwrócę jeszcze uwagę na fakt, że tacka na kartę SIM i microSD w nowszym modelu zlokalizowana jest u góry, a nie na boku – z jednej strony nie gra to ogromnej roli, ale z drugiej możliwość wymiany karty SIM czy podmiany microSD bez ściągania etui jest drobnym usprawnieniem.

Czy po przesiadce z LG G6 na LG G7 ThinQ wyłapałem inne różnice w jakości wykonania, które znacząco zwróciły moją uwagę? Brak metalowej ramki (w ujęciu wizualnym i odczuwania pod palcami, gdyż technicznie producent anonsuje, że oba smartfony są w nią wyposażone – z tym, że w tym nowszym jest ona polakierowana na kolor plecków i bardziej „wtopiona” w kształt bryły) jest dla mnie kwestią zupełnie sporną, warto jednak podkreślić fakt, że w przypadku nowszego modelu mamy do czynienia ze szkłem 2,5D na froncie. Co to oznacza? Zaoblone krawędzie co prawda nadają użytkowaniu smartfona nieco lepszy wydźwięk i odczuwamy, że mamy do czynienia z modelem z wyższej półki, jednak jeśli jesteście fanami szkieł ochronnych, to tutaj znacznie lepiej sprawdzi się płaski panel gie-szóstki. Warto też nadmienić, że rogi ekranu w następcy wyglądają o niebo lepiej – zaokrąglone rogi są nieco większe, pozbawione ostrego fragmentu dzielącego element zaokrąglony od prostej krawędzi i zwracają uwagę znacznie mniej. Precyzyjniej rzecz ujmując – w ogóle nie zwracają uwagi swoją ułomnością, czego nie można powiedzieć o LG G6. Z zaciekawieniem jednak odkryłem, że zupełnie inaczej telefon zachowuje się w trybie wibracji. LG G7 ThinQ ma je znacznie mocniejsze, dzięki czemu łatwiej wyczuwam je w kieszeni czy nawet kurtce, zaś LG G6 ma je odczuwalne słabsze, choć głośniejsze. W przypadku tego drugiego sprawia to wrażenie jakby miał w środku więcej pustej przestrzeni, przez co dźwięk jest „głuchy”, zaś ten pierwszy był bardziej zbity – to raczej kwestia samego silniczka i jego umiejscowienia, a nie wnętrz obu smartfonów, niemniej zdecydowanie bardziej przemawiają do mnie wibracje nowszego modelu. Dźwięk wyciszam po to, żeby nie przeszkadzać nikomu potencjalnie dzwoniącym telefonem, a wibracje pozostawiam w celu bycia poinformowanym o powiadomieniu, a więc za bezsprzecznie lepszą uznaję opcję lepiej informującą, która jednocześnie powinna mniej przykuć uwagę innych.

Czy LG G7 ThinQ ma oprogramowanie lepsze niż poprzednik?

Jakichś nowości uświadczymy także od strony oprogramowania, choć przyznam szczerze, że z mojego codziennego punktu widzenia niewiele się zmieniło – nadal, niezmiennie, korzystam z nakładki Nova Launcher z ikonami Elta. Pomijam tutaj oczywiście nowości wynikające z aktualizacji wersji Androida sensu stricto, choć nie sposób nie zwrócić uwagi na nowy pasek nawigacji, który niezwykle przypadł mi do gustu. Nadmienić jeszcze należałoby, że LG w przedziwny sposób… wycofało się z ciemnego motywu. Dotychczas na LG G6 korzystałem z ciemnego motywu na całe oprogramowanie, który dostępny był z poziomu ustawień, teraz dokładnie ten sam efekt osiągniemy dopiero po przejściu drogi Ustawienia -> Ogólne -> Ułatwienia dostępu -> Wizja -> Ekran o wysokim współczynniku kontrastu. Domyślilibyście się? Bo dla mnie to wcale nie jest takie oczywiste. Jest jednak coś, z czym polubiłem się bardzo, a mianowicie bardziej rozwinięty Always On Display. Co prawda sam wolę AOD w wersji okrojonej, ale wiele osób na pewno doceni możliwość wyświetlenia chociażby kalendarza. A na pewno odnotuje to, że oferowany przez LG G7 ThinQ Always On Display jest po prostu bardziej konfigurowalny i dzięki temu może być o rząd wielkości ładniejszy. Sam postawiłem na spory zegar z cyframi o przyjemnej czcionce z godzinami delikatnie zabarwionymi na niebiesko – niby to samo, ale patrzy się dużo przyjemniej. Ale żeby nie było zbyt kolorowo, napotkałem też na drobniutką, acz irytującą różnicę. Podczas oglądania filmów na YouTube w trybie horyzontalnym na LG G6, wystarczyło po zsunięciu paska szybkiego dostępu zsunąć go jeszcze raz, aby uzyskać możliwość przewijania listy dostępnych ustawień, z czego namiętnie korzystałem w celu wyłączenia lub włączenia trybu czytania. Tym samym mogłem to zrobić bez obracania telefonu czy minimalizowania aplikacji, zaś z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, LG G7 ThinQ nie umożliwia zsunięcia paska szybkiego dostępu tak, aby ukryć powiadomienia, przez co siłą rzeczy mamy dostęp wyłącznie do sześciu pierwszych przycisków na panelu powiadomień.

A co z płynnością użytkowania? Czyli LG G7 ThinQ vs. LG G6 na ringu użytkowania codziennego

Myślę, że ten akapit jest całkiem ważny, choć w gruncie rzeczy pisanie o tego typu sprawach wydaje mi się być wręcz niepotrzebne. Pod kątem płynności użytkowania, LG G7 ThinQ chodzi o niebo lepiej niż LG G6 – przy dokładnie tej samej liczbie zainstalowanych aplikacji, przy tym samym profilu użytkowania. Skok jakościowy jest zauważalny, co zresztą nie jest niczym dziwnym – przypomnę tylko, że poprzedni model został wyposażony w procesor Snapdragon 821 (a nie Snapdragon 835), zaś LG G7 ThinQ pracuje pod kontrolą Snapdragona 845 – odnotować należy zatem skok procesora o dwie generacje, a nie jedną. Myślę, że pod kątem podzespołów ważne jest też napomknięcie o dwukrotnie większej pamięci wewnętrznej (przy zachowaniu slotu na kartę microSD), jednak nie uświadczymy tutaj żadnych zmian w pamięci RAM. Szkoda, ale na szczęście wydaje mi się, że LG G7 ThinQ zarządza nią lepiej, bo znacznie rzadziej przeładowywał aplikacje wczytane z tła i praca wielozadaniowa na nowszym przedstawicielu koreańskiej rodziny flagowców była po prostu znacznie wygodniejsza. Zapewne poruszę jeszcze ten aspekt w podsumowaniu, ale powiem to już teraz – tak, LG G7 ThinQ zapewnia wyraźnie lepszą szybkość działania, niż LG G6 i jeśli kwota dopłaty nie będzie horrendalna, to warto przeskoczyć o jedną generację choćby z tego powodu.

Obiecałem kilka słów o wyświetlaczu, a więc czas na nie. Wydaje mi się, że tutaj producent może pochwalić się największym postępem, nie tylko w zakresie rozmiarów czy kształtu, ale przede wszystkim odwzorowania kolorów i jasności – jest po prostu o niebo lepiej. Nawet bez używania podbijania jasności, nowszy z omawianych smartfonów jest czytelniejszy w dzień. Oprócz lepszego odwzorowania kolorów, LG G7 ThinQ kusi też możliwością dostosowania kolorów ekranu. Oprócz ustawienia Auto, do naszej dyspozycji oddano tryby Eko, Kino, Sport, Gry i Ekspert, a jeśli komuś byłoby za mało pod spodem znajdują się cztery pięciostopniowe suwaki. Pierwszy z nich służy do regulacji temperatury barwowej, a kolejnymi możemy podregulować trochę nasycenie każdej ze składowej RGB. Dzięki temu możemy trochę dostosować pod siebie panel IPS i naprawdę szkoda, że tej samej możliwości nie oferował poprzednio używany przeze mnie model. Warto nadmienić jeszcze, że w G7 ThinQ możemy sterować jeszcze rozdzielczością ekranu. Choć ja cały czas pracuję na ustawieniu wysokim, tj. 3120 x 1440 pikseli, odpowiadającemu temu znanego z poprzedniego modela, to rozdzielczość można systemowo obniżyć w celu zaoszczędzenia na baterii. Skok jakościowy w dół jest widoczny, choć od biedy akceptowalny, przy rozdzielczości 2340 x 1080 pikseli, niemniej ustawienia niskie (tj. 1560 x 720 pikseli) nadają się już chyba tylko do usilnej próby przedłużenia czasu pracy bez ładowarki. Ja pozostanę przy maksimum oferowanym przez panel ;). Wrócę jeszcze na krótką chwilę do jasności – cieszę się, że z roku na rok producent robi progres w tym aspekcie i nareszcie w słoneczny dzień na wyświetlaczu coś widać, ale wciąż do tej sprawy podchodzę dosyć sceptycznie – zarówno LG G5, jak i LG G6 po mniej więcej roku współpracy uraczyły mnie powidokami (w przypadku trzyletniego już modelu powidoki wróciły po wymianie wyświetlacza w ramach gwarancji, dwulatek nadal pracuje na wyświetlaczu fabrycznym). W moich rękach jest teraz kolejny smartfon koreańskiego producenta z ekranem IPS na pokładzie i jestem niezwykle ciekawy, czy historia powtórzy się po raz trzeci – to pokaże czas. Oznacza to ni mniej, ni więcej niż to, że stosowane w poprzednikach panele IPS były mizernej jakości i kibicuję LG, żeby w tym przypadku było inaczej. Niemniej, pierwsze wrażenia dotyczące wyświetlacza po przesiadce między dwoma braćmi  zdecydowanie przemawiają na korzyść nowszego modelu.

Nie sądziłem, że istnieje coś takiego jak „dobry smartfon muzyczny”

Warto byłoby poświęcić parę słów sekcji audio, bo LG G7 ThinQ względem LG G6 na tym polu ma się czym chwalić. Pierwszą i niezwykle odczuwalną różnicą jest tutaj zastosowany układ Quad DAC (którego w europejskiej gieszóstce nie było). Jakość dźwięku odtwarzanego przez słuchawki w przypadku nowszego modelu jest zauważalnie lepsza i każdy, kto jeszcze nie przerzucił się na słuchawki bezprzewodowe powinien mieć to na względzie. Dzięki wysokiej jakości przetwornikowi analogowo-cyfrowemu, zwanego przez LG Hi-Fi Quad DAC, pierwszy raz od miesięcy kupiłem słuchawki przewodowe do smartfona – Koss Porta Pro kusiły mnie od bardzo dawna, ale dopiero ten drobny impuls sprawił, że pokusiłem się o ich zakup. Muszę przyznać, że G7 ThinQ rewelacyjnie radzi sobie z napędzeniem wspomnianego modelu, a dodatkowym, choć niespodziewanym, atutem jest tutaj siedemdziesiąt pięć stopni regulacji głośności – brzmi jak niepotrzebny bajer, ale potencjometr czy nawet suwak znany z systemu Windows oferują tych poziomów więcej niż smartfony, a przecież wszyscy z nich korzystamy ;). Jeśli chodzi zaś o audio przekazywane za pośrednictwem Bluetooth, to użytkownikom słuchawek bezprzewodowych musi wystarczyć całkiem zaawansowany korektor i DTS:X 3D Surround. Przyznać trzeba, że LG G7 ThinQ jako smartfon muzyczny sprawdza się rewelacyjnie i aż żal nie wgrać na niego plików audio w formacie bezstratnym – miłośnicy FLAC-zków, coś dla Was ;). Skoro już przy audio jesteśmy, to słowo można byłoby powiedzieć o głośniku. Pierwszą rzeczą, jest system BoomBox, który rzeczywiście działa i go czuć – LG G7 ThinQ rzeczywiście rezonuje cały w rytm basów, a położenie smartfona na stole powoduje, że dźwięk staje się przyjemnie głębszy, ale…. No właśnie, bo nie obyło się bez nich. Po pierwsze, głośnik jest mono (tj. pojedynczy) i musicie mieć to na względzie, jeśli sporo multimediów konsumujecie w ten sposób. Po drugie, choć potrafi grać bardzo głośno, to przy wyższych poziomach do dźwięku wkrada się sporo niepożądanych odgłosów i raczej musimy powstrzymywać swoje zapędy dotyczące decybeli, jeśli chcemy żeby odsłuch był przyjemny. Jeśli jednak te dwie sprawy mamy na względzie, to oferowana jakość dźwięku jest bardzo przyzwoita – widzę tutaj pewne pole do popisu, niemniej progres względem poprzednika jest.

Czas na słowo o baterii. Nie chcę tutaj rozwodzić się zbyt długo, bowiem LG G6 w momencie przesiadki na nowszy model miał już półtora roku, a użytkowany przeze mnie LG G7 ThinQ też nie jest sztuką fabrycznie nową, więc mój obraz może być przekłamany. Wydaje mi się jednak, że gdyby nie zużycie ogniwa samego w sobie, to LG G7 ThinQ oferuje taki sam, a na pewno bardzo porównywalny, czas pracy na baterii. W gruncie rzeczy nie jest to żadne zaskoczenie, w końcu ogniwo zmniejszono z 3300 mAh do 3000 mAh – osobiście chyba już po prostu przyzwyczaiłem się do kiepskich czasów pracy na jednym ładowaniu ;). Warto jednak nadmienić, że LG G7 ThinQ, w przeciwieństwie do LG G6, można naładować bezprzewodowo. Wiem, że rozwiązanie to ma tyle samo przeciwników, czy zwolenników, ale doładowywanie telefonu przed wyjściem poprzez po prostu pozostawianie go na podstawce wydaje mi się być bardzo kuszącą opcją. Miejcie jednak na względzie, że jeśli jednym z powodów do potencjalnej przesiadki jest dla Was właśnie niesatysfakcjonujący czas pracy na baterii, to nie czeka Was wybitny skok jakościowy.

Od podsumowania dzieli nas jeszcze tylko kilka słów o aparacie. Podzielam również pogląd Kasi, że zawężenie kąta w aparacie szerokokątnym nie było najlepszym możliwym ruchem. Osobiście jako posiadacz już trzeciego smartfona LG z rzędu (sam nie wiem czemu…) niezwykle ceniłem sobie możliwość wykonania aż tak szerokiego ujęcia i jeszcze trzy lata temu, kiedy LG G5 był jednym z niewielu smartfonów na rynku z tą opcją, uznawałem to za jedyny killer feature modelu. W obliczu zaledwie 107 stopni oferowanych przez LG G7 ThinQ (przypomnę, LG G5 – 135 stopni, LG G6 – 125 stopni), mimo wszystko jestem nie do końca zadowolony. Owszem, obiekty są teraz znacznie mniej zniekształcone, ale jednocześnie rezultat nie jest ani trochę efektowny, powiedziałbym nawet, że jest zupełnie nijaki, zwłaszcza w obliczu tego, co oferuje konkurencja. Na początku planowałem powiedzieć tutaj o zdjęciach nieco więcej, ale ostatnio temat ten dosyć mocno zgłębił mój redakcyjny kolega, Krzysiek – artykuł linkuję Wam poniżej. Oczywiście nic nie stoi również na przeszkodzie, żebyście sięgnęli do recenzji LG G6 oraz LG G7 ThinQ (obie przygotowane przez Kasię w nieco ponad rocznym odstępie) i sami przeanalizowali różnicę w jakości wykonywanych zdjęć.

Jak poprawić jakość zdjęć wykonywanych smartfonem?

Czy warto kupić LG G7 ThinQ rok po premierze?

Nastał czas na słowo podsumowania i, wreszcie, postawienie jednoznacznej odpowiedzi na pytanie postawione w tytule. Czy warto kupić LG G7 ThinQ rok po premierze? Tak, bo to nadal całkiem solidny smartfon, który – choć nie jest pozbawiony wad – oferuje całkiem sporo możliwości. Nie zapominajmy, że to roczny flagowiec – warto dodać, że pełnoprawny, w przeciwieństwie do LG G6, który w gruncie rzeczy wyglądał tak, jak wyglądać powinna gie-piątka. Choć omawiany dzisiaj smartfon nie pojawił się na liście polecanych przez nas modeli w kwocie do 1600 złotych, to możecie rozważyć sięgnięcie po gie-siódemkę właśnie, zwłaszcza, jeśli interesują Was smartfony używane czy też odkupione z drugiej ręki od kogoś, kto wybrał je u swojego operatora – wtedy model ten można kupić za naprawdę korzystną kwotę. A jak odbieram go bezpośrednio po przesiadce z LG G6? Niezwykle pozytywnie i trzeba przyznać, że koreański producent skutecznie odrobił pracę domową po raz drugi – tak, jak LG G6 był bardzo udanym modelem po niezbyt udanej gie-piątce, tak G7 ThinQ zachowuje się jak prawdziwy flagowiec po niezbyt flagowej gie-szóstce. Warto też nadmienić, że LG G7 ThinQ tak właściwie nie ma następcy na polskim rynku. LG G8 ThinQ został zaprezentowany w lutym tego roku, ale na naszych sklepowych półkach pojawi się wyłącznie G8s ThinQ będący czymś w rodzaju „taniego flagowca”, czy przekładając to na konkurencję – modelem S10e wśród najnowszych reprezentantów Galaxy.

A kończąc już ten przydługi wpis o LG G7 ThinQ – może nie jest to być może smartfon idealny, ale pozostawia po sobie bardzo dobre wrażenie. A na samym, samiutkim końcu dodam… że jest po prostu ładny. Marokański niebieski mieni się w słońcu znacznie lepiej niż nudna, oklepana czerń poprzednika – ale jeśli to do Was nie przemawia, to możecie po prostu kupić wersję czarną ;).

Polecamy również:

Recenzja LG G7 ThinQ – ubolewam, że szeroki kąt przestał być „ultra”