Armored Core VI: Fires of Rubicon - recenzja
źródło: YouTube, BANDAI NAMCO Europe

Recenzja Armored Core VI: Fires of Rubicon. Nie zawiodłem się!

Armored Core VI: Fires of Rubicon swoją premierę miało stosunkowo niedawno. Miałem ogromną przyjemność zagrać w ten tytuł i sprawdzić, jak radzi sobie najnowsze dzieło FromSoftware. Czy jest to produkcja warta uwagi? Jak trudne jest jej przejście i czy w ogóle warto sięgać po tę grę bez znajomości poprzednich części? Pozwólcie, że podzielę się z Wami swoją opinią!

Armored Core już tu jest

Przed ubiegłorocznym The Game Awards nie miałem bladego pojęcia o istnieniu serii Armored Core. To na tej imprezie zaprezentowany został trailer najnowszej części, o podtytule Fires of Rubicon, a jego klimat mnie zafascynował, porwał i oczarował. ACVI stało się jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie produkcji, na równi ze świetnym Hogwarts Legacy oraz Star Wars Jedi: Survivor. Kiedy więc dostaliśmy do redakcji kod do recenzji od Bandai Namco (za który pięknie dziękuję!), poziom mojego entuzjazmu i chęci do wzięcia Armored Core VI na warsztat, zwyczajnie przebił skalę.

Dostałem więc kod do wersji na PC, pobrałem grę, odpaliłem i… doznałem lekkiego szoku połączonego z przerażeniem. Za Fires of Rubicon odpowiada nie kto inny, a FromSoftware, znane z Dark Souls czy Elden Ring – gier, które nie wybaczają pomyłek i w których śmierć jest istotnym elementem rozgrywki. Pomyślałem sobie „super, jestem w kropce. Gdybym wiedział, nigdy bym nie wziął tego kodu…”.

I wiecie co? Jestem szczęśliwy, że nie miałem pojęcia, na co się piszę.

C4-621, sprawdź swój sprzęt!

Biorąc poprawkę na fakt, że mamy do czynienia z grą na PC, dobrze by było wiedzieć, z jakim komputerem mamy do czynienia. To wciąż ten sam sprzęt, na którym niedawno sprawdzałem nową wersję Quake II – średnia wyższa półka gamingu. Poniżej znajdziecie tabelę wraz z poszczególnymi podzespołami maszyny testowej:

System operacyjnyWindows 11 Home, v64
RAM32 GB DDR4, 3600 MHz, dual-channel
CPUIntel Core i7-11700F
GPUGigabyte GeForce RTX 4070 Gaming OC, 12 GB VRAM
DyskSSD WD Black SN750
MonitorMSI Optix G242 (rozdzielczość 1920×1080)

Od razu może napiszę, że w takiej konfiguracji gra dobijała nawet do 120 klatek na sekundę (górna granica odświeżania ekranu w ustawieniach), a standardowo trzymała poziom 50-70 FPS. Wszystkie detale zostały ustawione na maksimum i spodziewałem się swego rodzaju wodotrysków. Niestety jednak najpiękniejsze ujęcie na naszego mecha mamy w Garażu (HUB pomiędzy misjami). W samej grze prezentuje się on bardzo dobrze, ale nie ma tego efektu „WOW”.

Tak z kolei prezentują się minimalne oraz rekomendowane wymagania, aby zagrać w Armored Core VI: Fires of Rubicon (fot. Tabletowo.pl; źródło: Bandai Namco)

Występuje on jednak gdy tylko włączymy grę – ścieżka dźwiękowa jest niesamowita. Pierwsze nuty skojarzyły mi się z muzyką, którą mogliśmy usłyszeć w filmie Terminator 3: Bunt Maszyn lub grze Terminator: Resistance. Kolejne przywiodły mi na myśl bardzo przyjemny soundtrack z Call of Duty: Black Ops, konkretniej muzykę, którą mogliśmy usłyszeć w menu trybu multiplayer (czyli prześwietny Pentagon Seana Murraya). Nawet w tej chwili w tle leci mi New Era, skomponowana przez Kotę Hoshino.

Przysięgam, muzycznie jestem zachwycony – zresztą ogólnie dźwiękowo wszystko w tej grze się klei. Wszystkie efekty wystrzałów, trafień, wybuchów, każdy z nich występuje dokładnie wtedy, kiedy powinien i nie ma się wrażenia, że jest to w jakiś sposób nienaturalne. No dobrze, ale udźwiękowienie to jeden z aspektów gry, zresztą wcale nie najistotniejszy. To prowadzi nas do pytania, co z samym gameplayem?

Pierwsza misja, pierwszy wpier…

Zasadniczo przypominam – to jest gra FromSoftware. Nie mamy tutaj opcji ustawienia sobie poziomu trudności, jest on z góry ustalony. Pierwsza misja zaczyna się bardzo niewinnie – mamy znaleźć identyfikator, który będzie się zgadzał z naszym. Dlaczego? Najoględniej rzecz ujmując, bo jesteśmy tak jakby średnio legalnie na Rubikonie i pasowałoby to zmienić.

Jeździmy więc od punktu do punktu, niszczymy mechy wrogów i hakujemy zepsute, w poszukiwaniu odpowiedniej licencji pilota. Kiedy takową znajdujemy, pojawia się pierwszy duży boss, który pokazuje nam, że wcześniejsza zabawa z przeciwnikami nie była nawet rozgrzewką. Kanonierka bojowa rozniosła mnie na strzępy jakieś 7 razy, zanim udało mi się w końcu ją zniszczyć i to pomimo posiadania 3 zestawów naprawczych, które możemy wykorzystać do regeneracji zdrowia.

To dopiero dobry początek, nie?

Po walce zostałem przetransportowany do Garażu, czyli HUB-a, do którego trafiamy pomiędzy misjami. Przez cały czas pierwszego rozdziału, na który składa się 11 misji, odblokowujemy coraz to nowsze elementy – od sklepu, w którym możemy nabyć elementy mecha i zamontować je w Warsztacie, po Arenę. Nic także nie stoi na przeszkodzie, aby obudzić w sobie artystę i stworzyć własne malowanie, które następnie będziemy mogli umieścić na naszym AC.

Budowa i tuning swojego mecha jest też bardzo rozbudowanym elementem rozgrywki, ponieważ musimy wziąć poprawkę na kilka rzeczy. Pierwszą z nich jest udźwig, nie tylko nóg, które podtrzymują całą konstrukcję, ale również ramion, na których montowana jest nasza broń. Dodatkowym elementem jest kwestia wydajności energetycznej, za którą odpowiada korpus oraz generator, a także oczywistości, w postaci pancerza, szybkości jednostki oraz dopalacza i szybkości odzyskiwania energii. Za to ostatnie odpowiedzialna jest głowa, której wybór jest dość istotny.

Arena z kolei pozwala nam na toczenie bitew z przeciwnikami sterowanymi przez AI. Nie mamy od razu dostępu do wszystkich, kolejnych odblokowujemy wraz z postępami w grze. Nie mamy także możliwości pominięcia żadnego z nich, musimy po kolei stawać do walki z przeciwnikami, w takiej kolejności, w jakiej są odblokowywani. Zaczynamy od rangi 28/F i stopniowo wspinamy się w drabince, aby dojść do najwyższego poziomu 01/S (chociaż to rozwinę w dalszej części tekstu). Wygrane walki zapewniają nam nie tylko awans, ale i pieniądze, chipy, a nawet części, które możemy wytkorzystać do ulepszenia maszyny.

Pierwszy rozdział nieco żongluje misjami – od banalnych, przez nieco bardziej problematyczne, aż po walkę z AAP07-Balteus. Straciłem rachubę podejść, jeśli chodzi o walkę z tym czymś, ale wulgaryzmów poleciało co niemiara i, gdy w końcu udało mi się go pokonać, poczułem zwyczajne szczęście. Walka z nim kończy pierwszy rozdział gry i przy okazji jest w stanie wykończyć nas…

Grube rozpoczęcie drugiego rozdziału

Choć składa się jedynie z 3 misji, to w aż 2 z nich natkniemy się na bossów. W pierwszej na końcu czeka nas walka z przerośniętą Roombą, której pokonanie wymagało ode mnie całej przenoszonej przez mojego mecha amunicji. Do Smart Cleanera miałem 3 podejścia, z czego jedno wynikało z faktu, że musiałem zmienić nieco wyposażenie mojej Armored Core. Ostatnia misja z kolei prezentuje nam IA-13 Sea Spidera, czyli robo-pająka, napędzanego Koralem.

Ponoć jest to problematyczny przeciwnik, ale pokonanie go wymagało ode mnie jedynie 2 prób. Arachnofobi prawdopodobnie nie będą zachwyceni faktem, że muszą walczyć akurat z czymś takim, ale na szczęście nie jest to poziom Balteusa. Po tej walce odblokowana zostanie kolejna część areny, nazwana NEST i jest to nic innego, jak tryb PvP dla wielu graczy.

Mamy możliwość wyzwania innych pilotów na pojedynek 1 vs 1 lub w drużynach 3 vs 3, a lobby jest w stanie pomieścić do 9 graczy naraz. Przez chwilę w tym trybie pograłem, działał i bawiłem się nieźle, jednak mimo wszystko interesowało mnie to, co dalej przygotowali twórcy Armored Core VI: Fires of Rubicon. Wróciłem więc do wykonywania misji w trybie dla jednego gracza.

Co zrobisz, Raven?

Trzeci rozdział daje nam z kolei pierwsze misje z wyborem – mamy możliwość nie tylko podjęcia jakiejś decyzji podczas misji, ale i wyboru jednej z dostępnych. Między innymi od tego, które z nich zrobimy, zależy zakończenie, jakie otrzymamy. Także spokojnie, bez presji, to nie tak, że w ciągu całej gry mamy ledwie kilka decyzji do podjęcia, od których w pełni zależeć będzie to, do jakiego endingu dojdziemy.

Tutaj w sumie mamy 13 zadań, jednak przez wzgląd na te z wyborem, rozegrać możemy mniej. Ponownie mamy do czynienia z misjami mało wymagającymi oraz takimi, przez które trzeba nam będzie poszukać nowej myszki, klawiatury lub kontrolera. W skrajnych sytuacjach wszystkich wcześniej wymienionych peryferiów. Niestety jednak nie udało mi się zapamiętać żadnego godnego uwagi przeciwnika, a ostatnia walka jest… nad wyraz rozczarowująca.

Jak szczur w pułapce…

W kolejnym rozdziale odblokowani zostaną wszyscy (ekhem…) przeciwnicy dostępni na Arenie, toteż nic nie stoi na przeszkodzie, aby sięgnąć po tytuł czempiona. Ranga 01/S jest dość prosta do wbicia i większą przeszkodą, niż topowy przedstawiciel Areny, jest dwójka wcześniejszych osobników. Szczerze pisząc, trochę mnie to boli, ponieważ wspinając się po szczeblach drabinki, czuć było budowanie klimatu, obietnicę epickiej walki, która czeka nas na szczycie.

W praktyce niestety przeciwnik z rangą 01/S okazał się tak żałosną porażką, że to aż boli. Po walce byłem przekonany, że jest jej dalsza część, a okazało się, że to naprawdę jest koniec. Wyrwanie mistrzowskiego pasa z rąk dotychczasowego Czempiona, niestety, ale okazało się dla mnie sporym rozgoryczeniem. Ewentualnie zbudowałem tak dobrego mecha, że jestem nie do ruszenia.

Choć taka myśl zaświtała mi w głowie, Armored Core VI dość szybko sprowadził mnie na ziemię, poprzez postawienie na mej drodze AAP03 Enforcer. Drań był niesamowicie upierdliwym przeciwnikiem, na podobnym poziomie, co Balteus, choć potrzebowałem mniejszej liczby podejść, by go wyeliminować. Tutaj również zostajemy postawieni przed misjami z wyborem, od których (ponownie) sporo zależy.

Żeby nie wchodzić zbytnio w szczegóły, bo jest tu kilka ciekawych zwrotów akcji, dzieje się. Mamy do czynienia z kilkoma naprawdę ciekawymi przeciwnikami, jest sporo trudnych i satysfakcjonujących walk, ale i też kilka rozczarowań. Ogólnie jednak jest to nad wyraz intrygujący rozdział, który powolutku pokazuje nam, że zmierzamy ku końcowi w fabule…

Za co walczysz, Ogarze?

Piąty rozdział – ostatni w grze i podsumowanie wszystkich wyborów, jakie dotychczas zostały przez nas dokonane. Przy pierwszym podejściu do gry wystarczy spełnić 3 warunki, żeby dostać złe lub dobre zakończenie. W trybie Nowej Gry+ mamy natomiast możliwość odblokowania trzeciego, sekretnego (i ponoć kanonicznego) zakończenia. Rzecz jasna okupionego dodatkowymi warunkami, ale hej, to gra od FromSoftware, spodziewaliście się czegokolwiek innego?

Nie będę Wam pisał, co tu się wyrabia, ale jest to finał, na który ewidentnie nie ma co narzekać. Osobiście byłem zachwycony scenką, jaką otrzymałem (okazało się, że zdołałem dostać dobre zakończenie), natomiast po niej… automatycznie rozpoczęła się Nowa Gra+. Wszystkie zakupy zostały zachowane, nawet uzyskałem kilka nowych części do mecha i mogę rozpocząć zabawę od nowa, tym razem celując w inny finał.

Zgłaszam gotowość do (ponownej) służby!

Po mojej niemal 22-godzinnej przygodzie z Armored Core VI: Fires of Rubicon, mogę stwierdzić bez cienia wątpliwości kilka rzeczy. Po pierwsze, ścieżka dźwiękowa tej gry to absolutny majstersztyk, który nawiedza nas nawet poza grą. Po drugie, część bossów niestety okazało się zmarnowanym potencjałem, albo przez wzgląd na szumne zapowiedzi, tylko po to, by okazać się rozczarowaniem, albo brak jakichkolwiek przesłanek, że będzie to niesamowicie trudny przeciwnik.

Tryb Areny jest świetną sprawą, ale drabinka zdaje się średnio satysfakcjonująca przy pierwszym podejściu. Ostatnie dwa słowa są kluczowe, gdyż przy Nowej Grze+ odblokowana zostaje nowa, trudniejsza od poprzedniej, podobnie jest zresztą przy Nowej Grze++. Tak zwanego prawdziwego zakończenia nie jesteśmy w stanie osiągnąć, póki nie przejdziemy gry przynajmniej raz, gdyż przy kolejnym podejściu dostajemy nowe misje oraz nowe wybory, które wymagane są, aby je poznać.

Recenzja Armored Core VI: Fires of Rubicon
Tak, w grze również walczymy z krążownikami. O dziwo, nie jest to zbyt wymagający przeciwnik… (fot. Wojciech Loranty / Tabletowo.pl)

Jest to ciekawy zabieg, który zmusza zachęca graczy do spędzenia kolejnych godzin z produkcją. Podczas całego czasu, jaki spędziłem w grze, nie doświadczyłem problemów natury wydajnościowej. Wszystko działało bez zarzutu i na szczęście obyło się bez jakichkolwiek błędów, które uniemożliwiłyby mi grę. Ogólnie rzecz ujmując, jestem tym tytułem zaprawdę zachwycony i nieznajomość poprzednich części kompletnie nie przeszkadzała mi w odbiorze.

Zresztą wychodzi na to, że gracze także ciepło przyjęli tę produkcję, gdyż ACVI jest drugą co do wielkości grą FromSoftware (tuż za Elden Ring), pod kątem liczby graczy bawiących się jednocześnie na Steam. Wcale mnie to zresztą nie dziwi, gdyż na wspomnianej platformie produkcja ta może się pochwalić niemal 20000 recenzji, z czego 84% jest pozytywnych!

To napisawszy, oddaję recenzję do publikacji, a sam wracam na Rubikon, żeby jeszcze raz doświadczyć zaciekłych walk i zmienić co nieco w przebiegu samej historii ;)

Recenzja Armored Core VI: Fires of Rubicon
Recenzja Armored Core VI: Fires of Rubicon. Nie zawiodłem się!
Pakuj się 621, mamy koral do zgarnięcia!
Choć gra ma pewne problemy z budowaniem napięcia przed walką z potężnymi przeciwnikami, sama produkcja jest rewelacyjna. Soczysty gameplay, świetna ścieżka dźwiękowa i ciekawa fabuła sprawiają, że aż chce się w to grać! Inna sprawa, że przez wzgląd na poziom trudności, nie każdy gracz będzie w stanie dotrzeć do końca fabuły...
Zalety
Ścieżka dźwiękowa
Fabuła
Brak błędów na premierę!
Soczysty i satysfakcjonujący gameplay
Mnogość opcji customizacji mecha
Znaczące wybory
Wady
Problem z umiejętnym budowaniem suspensu
Grafika naprawdę mogłaby być lepsza...
8
Ocena