fot. Google

Kilka trendów w dzisiejszych smartfonach, których szczerze nienawidzę

Kocham smartfony – te tańsze, te droższe i te nieosiągalne dla szarego Kowalskiego. Względem poprzednich lat poczyniliśmy kilkanaście kroków, dzięki czemu przeskok między starszymi, a nowszymi urządzeniami jest naprawdę zauważalny. Jak każdy Polak lubię jednak ponarzekać, bowiem nie każda nowinka mi się podoba. Szczególnie kilka współczesnych trendów w telefonach uważam za absolutnie nietrafione i to je właśnie zamierzam poddać odpowiedniej krytyce. Zaznaczam od razu – mocno subiektywnej.

Jest to mój pierwszy tekst na Tabletowo, więc moje słowa mogą zostać zakwestionowane przez prawdopodobnie zarzucany brak wiedzy praktycznej. Nie dziwię się zresztą, bo mogę wyglądać jak samotny kowboj wkraczający do „Saloonu” na Dzikim Zachodzie – człowiek dosłownie znikąd, który podaje się za nie wiadomo kogo.

Ze smartfonami jestem jednak za pan brat. Telefonów w swoim (dla niektórych krótkim) życiu przetestowałem już dziesiątki – zarówno tych z niższej, jak i topowej półki. Informacje o kolejnych urządzeniach tego typu chłonę tonami praktycznie codziennie w różnych formach, więc nowinki nie mają prawa mi uciec. Po spojrzeniu w swoje drzewo genealogiczne, mogę też śmiało powiedzieć, że moje polskie więzy krwi aż nadto kwalifikują mnie do narzekania/jęczenia. Innymi słowy do tej roli (chyba) nie da rady znaleźć kogoś bardziej odpowiedniego.

Patrząc przez pryzmat przyswajanych przeze mnie nowinek, zdążyłem już zauważyć, że w niektórych przypadkach naprawdę stoimy w miejscu. Śmiałbym nawet powiedzieć, że w kilku aspektach zdążyliśmy się nawet cofnąć, pomimo przecież wciąż trwającego rozwoju technologicznego.

Notch

2017 i 2018 rok to pogoń za pozbyciem się ramek wokół wyświetlacza. Na rynku nie ma jeszcze takiej technologii, żeby wszystkie sensory umieścić pod ekranem. Z tego powodu producenci smartfonów kombinują na różne sposoby, jak zmieścić jak największy panel w możliwie jak najmniejszej obudowie.

Samsung i LG – można powiedzieć – poszli nieco na łatwiznę, gdyż nie eksperymentowali z całkowitym usunięciem belek z góry oraz dołu ekranu, a zamiast tego postanowili jak najbardziej je zminimalizować. Skutek tej akcji można ocenić pozytywnie. W końcu LG G6LG V30 wyglądają świetnie, tak samo, jak Galaxy S8, Galaxy Note 8 i Galaxy S9 z wyświetlaczami Infinity Display.

fot. Samsung

Apple poszło inną drogą, mocno ekstremalną, wręcz delikatnie niesmaczną. Zajęli całą przednią powierzchnię smartfona wyświetlaczem i zamiast bawić się eksperymentalną technologią umieszczania niektórych sensorów pod ekranem, po prostu wypchnęli je na sam czubek w miejsce rzucającego się w oczy wycięcia. Wcześniej zrobił to już Essential Phone, ale na mniejszą, bardziej gustowną skalę. Na mnie iPhone X tuż po prezentacji wrażenia nie zrobił, sam uważam ten sprzęt za zwyczajnie brzydki, ale jak wiadomo każdy ma swoje gusta. Jednakże Apple nie zaimplementowało tego niesławnego „notcha”, dlatego że im się podobał. Nie, to zwyczajny okres przejściowy do ich własnej wizji bezramkowych wyświetlaczy. Firma z Cupertino robi coś swojego, wyróżnia się z tła, ale tym samym czuć, że iPhone X to nic innego, jak wysokiej jakości prototyp.

No i wreszcie dochodzimy do całej reszty plejady. Pierwsze modele ZenFonów 5 od Asusa zostały już zaprezentowane. Widzieliśmy też P20 i P20 Pro od Huawei. OnePlus podzielił się też w jednym z postów na forach swoją wizją wyświetlacza do ich kolejnego modelu. Smartfony te zapowiadają się naprawdę nieźle, ale łączy je jeden niezwykle irytujący mnie element – nieszczęsne wcięcie.

Po pierwsze „notch” nie jest modą, a zwykłą koniecznością i to w dodatku wypchaną nieco na siłę przez Apple. Wielu fanów smartfonów już teraz daje upust swoim negatywnym opiniom, krytykując wcięcia tu i ówdzie, a jednak kilku producentów podąża tą mało estetyczną, acz lekko przetartą ścieżką. To najlepszy moment na to, żeby Huawei, Asus, OnePlus czy inne marki wyprzedziły konkurencję i pokazały swoją własną, nawet przejściową wizję na bezramkowe wyświetlacze.

Xiaomi poszło nieco innym torem, co zresztą pokazało przy pomocy serii Mi Mix, która też idzie na kilka kompromisów, ale jednak czymś się wyróżnia na tle „klonów iPhone’a X”. Tron „najlepszego producenta smartfonów” nie składa się wyłącznie z liczby sprzedanych sztuk czy posiadanego majątku, ale również umiejętności wytaczania nowych ścieżek rozwoju technologii.

iPhone X i jego przeklęty „notch”

Po drugie, za oferowane na górze wcięcie w takim ZenFonie 5 czy Huawei P20 nie zyskujemy za wiele w zamian. iPhone X prawie całą powierzchnię panelu przedniego zamienił w wyświetlacz. ZenFone 5 pozostawia małą belkę u dołu, Huawei za to upchnął w to samo miejsce czytnik linii papilarnych, co wygląda jeszcze paskudniej. Jak widać zatem, nie cała przestrzeń jest odpowiednio wykorzystana, więc istnienie „notcha” nie ma jakiegoś większego uzasadnienia. To żaden kompromis, a moim zdaniem zwykłe niechlujstwo designerów.

Po trzecie, w przypadku smartfonów z Androidem istnienie wcięcia nie jest jeszcze do końca wspierane przez system (obecnie). Apple w tempie natychmiastowym umożliwiło dostosowanie aplikacji do „tego trapezu na górze”. Google i ich Android musi się jednak mierzyć z całą masą różnych „notchy”, o różnych wymiarach, a deweloperzy nie dadzą rady dostosować każdego kawałka kodu pod kilkanaście różnych urządzeń. Dopiero nadchodzący Android P ma już w swojej wersji „development preview” wsparcie dla tych elementów. Dlatego też na przystosowane do wcięć i kompatybilne z nimi aplikacje przyjdzie nam jeszcze poczekać.

60 Hz wyświetlacz

„Notch” to nie wszystko. Szczerze nie lubię tego elementu, ale to nie koniec rzeczy, jakie przeszkadzają mi we współczesnych smartfonach. Spójrzmy teraz na same ekrany, nie na otaczające je ramki. Technologia w tym zakresie naprawdę poszła do przodu, choć nadal na szczycie piramidy widnieje Samsung ze swoim Super AMOLED-em. Wyświetlacze generują cudowne kolory, są jasne i mają naprawdę wysoki kontrast. Wydawać by się mogło, że w tym aspekcie niewiele już można zrobić, ale i tu zostałem ostatnio zaskoczony.

Apple w iPadach z wyższej półki i Razer w swoim Razer Phone pokusili się o implementację 120 Hz ekranów. Niby to nic wielkiego, ale posiadacze monitorów z wyższym odświeżaniem niż 60 Hz dobrze wiedzą, o czym mówię. Gry, aplikacje czy nawet zwykłe wertowanie stron ekranu domowego staje się płynniejsze, przyjemniejsze i sprawia dziwną frajdę.

Smartfony potrafią już kosztować po prawie 4 tysiące złotych, technologia na takie rozwiązanie też już jest na rynku, więc nie rozumiem nie implementowania takich wyświetlaczy w topowych modelach. 120-hercowy obraz zalewający prawie całą przednią powierzchnię byłby czymś naprawdę futurystycznym i cudownym zarazem.

Źródło zdjęcia: Android Police

Mini jacku gdzie jesteś?

Mini jack to w zasadzie ta sama sytuacja, co w przypadku „notcha”. Apple zapoczątkowało jakąś dziwną modę, a reszta próbuje to implementować również u siebie. Sęk w tym, że wielu producentów robi to bez polotu i bez pomysłu. Gigantowi z Cupertino szybko nie wybaczę usunięcia mini jacka, ale powiedzmy, że firma ma jakąś idącą za tym wizję. Odchudzili oni dzięki temu nieco swoje smartfony i pozbawili się mocno archaicznego złącza, które do dziś było jedynym standardem. W zamian za to Apple dało bezprzewodowe AirPods oraz zwykłe EarPods ze złączem Lightning. Nadal nie uważam tego kroku za zbyt rozsądny, ale można powiedzieć, że przestrzeń za horyzontem maluje się w wielu pięknych barwach.

Niemniej jednak na chwilę obecną coraz więcej producentów pozbywa się mini jacka na rzecz USB Typu C w sumie bez większej przyczyny. Może i dają w zamian za to przejściówkę z mini jacka na USB-C, ale za usunięciem kultowego gniazda audio musi iść coś jeszcze. Moto Z mogło się pochwalić dzięki takiemu zabiegowi niezwykłą smukłością, ale inni gracze na rynku jakoś nie idą w sukurs. Brakuje ogólnego wymuszenia na firmach trzecich produkcji słuchawek z nową końcówką, bo dzisiejsza oferta składa się z dosłownie kilku modeli z taką opcją.

Przydałoby się również udoskonalić technologię bezprzewodową i wiążące się z nią kodeki. Skoro kabel staje się archaiczny, to warto stworzyć dla niego silną alternatywę. Tego nam potrzeba, a realnie widzimy na chwilę obecną jedynie namiastki tych działań. Tym samym pozbawienie nas mini jacka jest sprzedażą wizji przyszłości, do której jeszcze nie dobrnęliśmy. Ach, no i w takim przypadku nie da się jednocześnie ładować smartfona i słuchać muzyki, co jako pracownik biurowy uznaję za mus. W końcu…

Mini jacka można sobie też dorobić na własny sposób…

… baterie mocą nie grzeszą

Jako że sporo swojego dnia spędzam na dojazdach, to korzystam ze smartfona często i stosunkowo długo. Przed pracą poczytam jakieś zaległe newsy czy artykuły, po pracy obejrzę filmik dla relaksu, albo załatwię kilka spraw organizacyjnych jeszcze przed dojechaniem do domu. Nie mniej jednak obecne wyniki SoT (Screen on Time) nie zachwycają i w najlepszym przypadku sięgają ponad 5, góra do 6 godzin.

Posiadany niedawno przeze mnie Samsung Galaxy S9+ będzie tu najlepszym przykładem, gdyż włączone dane komórkowe i odpisywanie na wiadomości potrafiło zjeść około 30% baterii, gdzieś 2-3 godziny od pełnego naładowania. Smartfony, które testuję, coraz częściej nie dają rady potowarzyszyć mi do końca dnia w pełni, bez tego wyjącego sygnału z tyłu głowy, mówiącego mi o rychło nadchodzącym „0%”.

Co można z tym zrobić? Technologia baterii litowo-jonowych jeszcze długo nie zostanie wyparta, bo na chwilę obecną nie ma dla niej fizycznej alternatywy, gotowej do produkcji. Przyszłość maluje się pod znakiem grafenu, ale mówimy tu o wielu latach naprzód, nie o 2018/2019 roku. Pozostaje więc zmniejszać wewnętrzne elementy smartfona i możliwie najbardziej wypychać wolną przestrzeń baterią.

Drugim rozwiązaniem jest lepsza optymalizacja systemów operacyjnych, które i tak poczyniły w tym zakresie spory krok naprzód. Trzecią opcją jest oczywiście usprawnienie samych ekranów i chipsetów, żeby te pobierały jeszcze mniej energii niż obecnie. Nie wymagam tu, żeby smartfon działał mi nieprzerwanie przez cały tydzień, jak stare Nokie. Miło byłoby jednak dojść do tego wyniku 7-8 godzin SoT, żeby spędzić chociaż ten jeden dzień możliwie bez konieczności taszczenia ze sobą powerbanku.

Animoji i inne pokraczne odmiany

Kiedy podczas prezentacji iPhone X zaczęto chwalić się funkcją Animoji, autentycznie parsknąłem śmiechem i na kilkanaście minut wyłączyłem konferencję. Dziwi mnie, że Animoji staje się jakimś małym fenomenem, bo implementacja jego alternatywy pojawiła się już w Galaxy S9 i Galaxy S9+. Jest też dla mnie czymś niezwykłym fakt prezentacji tej niepotrzebnej funkcji i tego, że jakiś oddział czy firma podległa Apple/Samsungowi dostały zapewne spore zastrzyki gotówki na zaprogramowanie tychże elementów. Myślę, że można byłoby te pieniądze zainwestować lepiej, zwłaszcza w dalszy rozwój innych dziedzin, ale jednak mówienie jako kupa musi przemawiać do jakiejś publiki. Animoji i pochodne to mały trend, ale myślę, że wkrótce może on zacząć być wdrażany na szerszą skalę… lub całkowicie zniknąć bez echa. Wybieram opcję numer dwa i mam szczerą nadzieję, że ta moda szybko przeminie.

Co dalej?

Ponarzekałem? Ponarzekałem, i to sporo. Trzeba jednak mieć na uwadze, że są to trendy roku 2017 i być może również 2018. Nikt tak naprawdę nie wie, w jakim kierunku branża pójdzie w przeciągu nawet najbliższych dwóch lat. Przecież jeszcze jakiś czas temu zwiastowaliśmy sobie, że przyszłość smartfonów stoi pod znakiem modularności. Dziś już wszyscy o tym zapomnieliśmy, bo całość okazała się być zwyczajnie przelotną modą. Może niedługo zostaniemy zaskoczeni jakąś nową, ekscytującą, ekstremalną koncepcją? Tego jeszcze nie wiadomo, a wróżyć z fusów na chwilę obecną nie zamierzam.

A co Wy o tym wszystkim myślicie? Czy któreś z wymienionych tu trendów również Was frustrują? A może są jakieś rzeczy w obecnych smartfonach, których też mocno nie lubicie, ale o nich nie wspomniałem? Jestem otwarty na dyskusję w komentarzach, oczywiście taką w granicach dobrego smaku.

No i rzecz jasna bardzo miło mi powitać wszystkich czytelników Tabletowo. Mam szczerą nadzieję, że polubimy się ze sobą na długie lata. :)

Źródła zdjęć: Android Police