Korzystam z LG V30 od trzech miesięcy – a oto, co sądzę na jego temat

Dawno nie używałam żadnego telefonu dłużej niż miesiąc. Tymczasem LG V30 trafił do mnie prawie trzy miesiące temu – dokładnie w piątek minie 12 tygodni, odkąd wyjechałam na urlop i kiedy to trafił w moje ręce. Od tamtego czasu korzystam z niego praktycznie cały czas, z krótką przerwą na Huawei Mate 10 Lite. Z jednej strony jestem na siebie trochę zła, że kazałam Wam tak długo czekać na tą recenzję. Z drugiej jednak, po pierwsze, jego cena zdążyła trochę spaść, a po drugie, po kwartale jestem w stanie powiedzieć na temat tego smartfona więcej, dzięki czemu niniejszy materiał może się okazać dużo bardziej wartościowy. Z nadzieję, że taki właśnie będzie, zapraszam Was do zapoznania się z nim.

Parametry techniczne LG V30:

  • 6-calowy ekran P-OLED o rozdzielczości 2880 x 1440 (18:9), FullVision, Gorilla Glass 5,
  • ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 835 z Adreno 540,
  • 4 GB RAM,
  • 64 GB pamięci wewnętrznej,
  • Android 7.1.2 Nougat,
  • aparat 16 Mpix (f/16) + szerokokątny 13 Mpix (f/1.9),
  • kamerka 5 Mpix (f/2.2),
  • LTE,
  • NFC,
  • GPS / Glonass,
  • Bluetooth,
  • WiFi 802.11 b/g/n/ac,
  • USB typu C,
  • slot kart microSD,
  • 3.5 mm jack audio,
  • akumulator o pojemności 3300 mAh,
  • wymiary: 151,7 x 75,4 x 7,3 mm,
  • waga: 158 g.

Cena LG V30 w momencie publikacji recenzji: 3589 złotych. W zestawie z telefonem znajdują się słuchawki B&O.

LG V30 to jeden z najładniejszych smartfonów ubiegłego roku

Ale nie najładniejszy. Umówmy się: pod względem designu w moim prywatnym rankingu wygrywa Samsung Galaxy S8 (cóż ja poradzę!). Na drugim natomiast są, ex aequo, Huawei Mate 10 Pro i LG V30. Nie zdziwię się jednak, gdy ktoś stwierdzi, że dla niego kolejność jest odwrotna – być może przez to, że obudowa V30 nie jest aż takim lustrem jak Galaxy S8, co ma swoje plusy. Obudowa lubi zbierać odciski palców i wszelkiego rodzaju smugi, przez co bardzo trudno utrzymać ją w czystości. Muszę jednak przyznać, że jak jest świeżo przetarta, bardzo ładnie mieni się w słońcu. Jedni będą uważali to za plus, inni nie zwrócą uwagi, bo zaraz po zakupie włożą telefon w etui ochronne.

Idąc dalej. Pamiętam jak dziś, jak podczas zeszłorocznych targów IFA w Berlinie pierwszy raz sięgnęłam po V30 – zdumiona lekkością telefonu zażartowałam nawet, czy aby na pewno w środku jest bateria. 158 gramów to o 20 gramów mniej niż w przypadku też 6-calowego Mate’a 10 Pro czy o 17 gramów mniej w stosunku do Pixela 2 XL. Musicie mi uwierzyć, ale te gramy robią różnicę, zwłaszcza, że V30 jest świetnie wyważony. Nigdy nie sądziłam, że cały akapit poświęcę masie jakiegoś urządzenia, tymczasem proszę – ten sprzęt po prostu na to zasługuje. Masę mamy za sobą, a jak jest z wymiarami?

V30, jak na 6-calowy smartfon, jest niski, zwłaszcza porównując do konkurencji. Nie oznacza to jednak, że wybitnie łatwo jest dosięgnąć do górnej belki systemowej czy pierwszego rzędu ikon. Jest za to nieco szerszy, co jednak nie sprawia trudności w trzymaniu go i obsługiwaniu jedną ręką – można wyrobić w sobie nawyk manewrowaniem telefonem w dłoni tak, by dosięgnięcie każdej części ekranu było możliwe; to jest jednak kwestią wprawy, jak w przypadku każdego modelu. LG V30 mierzy 151,7 x 75,4 x 7,3 mm, dla porównania inne 6-calowce: Huawei Mate 10 Pro: 154,2 x 74,5 x 7,9 mm i Pixel 2 XL: 157,9 x 76,7 x 7,9 mm.

V30 spełnia dwie normy odporności – IP68 i MIL-STD-810G, dzięki czemu jest wodoszczelny. Mimo wykonania z dwóch tafli szkła chronionych Gorilla Glass 5 i aluminium, V30 nieźle znosi próbę czasu – jeśli tylko się nim nie rzuca, trudno jest o większe rysy na ekranie czy obudowie. Mi udało się zarysować jedynie przestrzeń tuż nad portem USB C, co było spowodowane, jak się domyślam, trafianiem (a raczej próbą trafiania) ładowarką w port w ciemności (bo po co świecić światło, skoro teoretycznie powinno być tak łatwo, mając USB C) ;).

Odnosząc się do tego wspomnę, że miałam w ręce egzemplarz, który przetrwał małą przygodę – zdarzyło mu się upaść na ziemię. Nie był jakoś strasznie poturbowany, ale wystarczyło się bliżej przyjrzeć, by dostrzec, że na dwóch rogach doznał niewielkiego uszczerbku.

Zaskakująco dobrze natomiast próbę czasu zniosło szkło chroniące nieco wystające z obudowy obiektywy aparatów – nie zebrało najmniejszej ryski, co mnie bardzo cieszy. Raz, że nie muszę martwić się przez to o jakość zdjęć, a dwa – LG G6 miał spory problem z pękaniem szkła w tym miejscu (spotkałam się z kilkoma przypadkami takich sytuacji). Jeśli interesuje Was, co chroni poszczególne obiektywy – w V30 jest to Gorilla Glass 4, natomiast w G6 – Gorilla Glass 3.

Wyświetlacz

Wiele negatywnych opinii, jeszcze przed wypuszczeniem na rynek LG V30, można było znaleźć w sieci na temat jego ekranu. Po internecie krążyło zdjęcie pokazujące, jak nierównomiernie podświetlona jest matryca jednego egzemplarza i na jego podstawie oceniano cały produkt – mimo, że pod uwagę brana była wersja sprzed debiutu w sprzedaży. To trochę zaniepokoiło osoby potencjalnie zainteresowane wejściem w posiadanie V30 i, odnoszę wrażenie, właśnie przez te doniesienia zaczęły podchodzić do tego produktu z dystansem. Ja miałam w rękach kilka sztuk LG V30 i tylko jedna z nich cierpiała na problem nierównomiernego podświetlenia ekranu – pozostałe były pozbawione tego defektu, podobnie jak mój egzemplarz testowy. Nie twierdzę, że problem nie istnieje, bo po późniejszych komentarzach użytkowników V30 trudno by było wysnuć taki wniosek, ale jest on raczej marginalny. Wracając do głównego wątku: po trzech miesiącach nie wypalił mi się ekran (o co też sporo osób się obawia, bo to przecież P-OLED). Nie doświadczyłam też żadnych innych problemów z matrycą. Jedyna rzeczą, na którą powinnam zwrócić Waszą uwagę, jest lekko niebieska poświata, występująca jedynie, gdy patrzymy na ekran pod kątem.

Ale do rzeczy. LG V30 został wyposażony w matrycę P-OLED o rozdzielczości 2880 x 1440 pikseli (18:9 lub, jak kto woli, 2:1). Jest chroniona Gorilla Glass 5 i ma świetną powłokę oleofobową – ślizg palca jest idealny, a wszelkie zabrudzenia czy też odciski palców, można usunąć w mgnieniu oka. Ekran świeci z bardzo dobrą jasnością maksymalną, więc nie musimy się obawiać o jego widoczność w słoneczne dni, a do tego jasność minimalna również nie zawodzi. Dodatkowo warto pamiętać o filtrze światła niebieskiego, ukrytym tutaj pod hasłem Tryb czytania. Oczywiście jest też czujnik światła, któremu możemy zostawić regulowanie jasności ekranu zamiast robić to ręcznie.

Muszę przyznać, że przyzwyczaiłam się do zaokrąglonych rogów ekranu w LG V30. Na tyle, że gdy przesiadam się teraz na Mate 10 Pro, dziwnie mi ich brakuje. Ale nie do przesady – do każdego jestem się w stanie przywyknąć, podobnie zresztą, jak każdy z Was.

Co ciekawego znajdziemy w ustawieniach ekranu? Przede wszystkim funkcję ukrywania aplikacji, które np. chcemy mieć zainstalowane na smartfonie, ale w danym czasie z nich korzystać – przydatna funkcja w smartfonie bez szuflady aplikacji (app drawera). Z nieoczywistych rzeczy są też tryby kolorów ekranu: normalny, najlepszy dla filmów, najlepszy dla zdjęć, najlepszy dla internetu i niestandardowy, w którym możemy balansować temperaturą wyświetlanych barw oraz zmieniać poziom kolorów RGB (czerwonego, zielonego i niebieskiego).

Na koniec warto wspomnieć o dostępnym Always on display, czyli funkcji wyświetlającej na wygaszonym ekranie takie rzeczy, jak godzina, data oraz stan naładowania baterii, a także ikony powiadomień, jeśli mamy jakieś nieodczytane powiadomienia. Możemy wybrać jeden z dziewięciu dostępnych wersji AoD – każdy znajdzie coś dla siebie. Co ważne, można też ustawić, w jakim przedziale czasu AoD ma być włączone, a kiedy nie (np. w godzinach nocnych, kiedy nie korzystamy z telefonu).

Spis treści:

1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Audio
3. Czytnik linii papilarnych. Akumulator. Aparat. Podsumowanie

LG V30 kupicie m.in. u naszego partnera, tj. w Komputroniku!