Tesla
(fot. Tesla)

Też uważacie, że Tesla oszukuje klientów, oferując im „autopilota”?

Tak twierdzi niemiecki sąd

Osoby odpowiadające za marketing w firmie Elona Muska będą teraz musiały się bardziej postarać. Tesla nie może bowiem używać słowa „autopilot” do opisywania systemów wspierających i wyręczających kierowcę.

Nie możemy jeszcze kupić samochodu w pełni autonomicznego

Najbardziej zaawansowane systemy autonomicznej jazdy, jakie spotykamy w nowoczesnych samochodach, to rozwiązania 3. poziomu. Oznacza to, że w wybranych warunkach komputer może przejąć pełną kontrolę nad pojazdem, ale w każdej chwili kierowca musi być gotowy, aby chwycić za kierownicę. Najczęściej wspomniane, wybrane warunki, ograniczone są tylko do poruszania się po autostradzie lub drodze ekspresowej.

Samochodów, które mogą oferować 3. poziom, jest obecnie niewiele. Co więcej, w większości krajów, nawet, jeśli producent ma odpowiednią technologię, to nie może jej sprzedawać. Prawo nie jest jeszcze bowiem dostosowane, aby pojazdem sterowałem komputer, bez udziału człowieka, nawet, jeśli odbywałoby się to wyłącznie na określonych drogach.

W związku z tym, nadal otrzymujemy dostęp do 2. poziomu autonomicznej jazdy. Taki system najczęściej składa się z aktywnego tempomatu i asystenta utrzymania pasa ruchu. Owszem, można puścić kierownicę, ale już po kilkunastu sekundach komputer będzie wymagał przejęcia kontroli.

Tak, wciąż obowiązkiem kierowcy jest prowadzenie samochodu, nawet, jeśli obecne systemy w znaczącym stopniu starają się go wyręczyć. Dotyczy to również właścicieli Tesli, nawet, jeśli na pokładzie mają „autopilota”.

Nawet Elon Musk nie sprzedaje pojazdów autonomicznych

Nie bez powodu, gdy za każdym razem wspominałem o funkcji „autopilota” w elektrykach Elona Muska, używałem cudzysłowu. Nie mamy bowiem do czynienia z takim autopilotem, jak chociażby w samolotach, a tym bardziej Tesla nie oferuje samochodów autonomicznych. Nie możemy puścić kierownicy i zająć się się czytaniem książki lub oglądaniem ulubionego serialu na Netfliksie.

Według prawa obowiązującego w wielu krajach, firma może sprzedawać co najwyżej pojazdy 2. poziomu autonomicznej jazdy. Klienci otrzymują więc bardzo podobne rozwiązania, jak w Volkswagenie Passacie, Audi Q7 czy BMW X5.

Tesla miała wprowadzać w błąd swoich klientów

Organizacja Wettbewerbszentrale, zajmująca się nadzorowaniem praktyk antykonkurencyjnych, stwierdziła, że Tesla nadużywa określenia „autopilot” na swojej stronie internetowej i w materiałach marketingowych. Co więcej, instytucja zdecydowała się wnieść sprawę do sądu w Monachium.

Tesla – konfigurator Modelu S.
„Autopilot” w konfiguratorze Tesli Model S. (fot. Tesla)

Niemiecki sąd orzekł, że używanie terminu „autopilot” sugeruje, że samochody Tesli są zdolne do oferowania w pełni autonomicznej jazdy, co może wprowadzać klientów w błąd. Po pierwsze, na poruszanie się auta bez kierowcy nie pozwala niemieckie prawo. Po drugie, co ważniejsze, producent nie ma jeszcze odpowiedniej technologii, aby w ogóle wprowadzić prawdziwego autopilota.

Cóż, dział marketingu firmy będzie teraz musiał się postarać, aby wymyślić nowe, chwytliwe nazwy na niemieckim rynku. Wyrok sądu zabronił bowiem firmie używania określenia „autopilot”. Uważam, że to dobra decyzja, zarówno dla klientów, jak i innych uczestników ruchu.

Jak pokazały przeprowadzone badania, wiele osób przecenia możliwości systemów wspierających w Tesli, błędnie sugerując się nazewnictwem stosowanym przez producenta. Takie podejście może natomiast doprowadzić do niebezpiecznych sytuacji na publicznych drogach.