Wyświetlacze w tabletach występują w różnych przekątnych, technologiach podświetlania czy z wyjątkowymi powłokami. TCL Nxtpaper 11 Plus próbuje zwrócić na siebie uwagę nietuzinkowym rozwiązaniem.
Debiut literacki
Trudno, bym nie miał sentymentu do tabletów TCL – recenzja modelu Nxtpaper 10s była pierwszym tekstem w tej kategorii, jaki napisałem dla Tabletowo. Na szczęście „dzisiejszy Bartek” uzbrojony jest w doświadczenie z kilkudziesięciu recenzji więcej, starszy i niewykluczone, że nieco bardziej surowy. Cieszę się zatem, że mam okazję sprawdzić, czy Nxtpaper 11 Plus stanowi spory progres względem urządzenia z 2022 roku.
Specyfikacja TCL Nxtpaper 11 Plus
TCL Nxtpaper 11 Plus | |
Wyświetlacz | LCD IPS, 11,5 cala, rozdzielczość 2.2K, częstotliwość odświeżania 120 Hz, 100% pokrycia palety barw sRGB, powłoka Nxtpaper 4.0 |
Procesor | MediaTek Helio G100 |
Układ graficzny | Mali-G57 MC2 |
RAM | 8 GB |
Pamięć wewnętrzna | 256 GB |
System operacyjny | Android 15 |
Aparat z tyłu | 8 Mpix |
Aparat z przodu | 8 Mpix |
Akumulator | 8000 mAh, szybkie ładowanie do 33 W |
Łączność i komunikacja | Wi-Fi 5, Bluetooth 5.3 |
Wersja LTE/5G | brak |
microSD | brak |
Gniazdo słuchawkowe 3,5 mm | brak |
Głośniki | tak |
Wymiary i waga | 260,4 x 176,8 x 6,7 mm; 500 g |
Pierwsze wrażenia i akcesoria
Pudełko, które nie wygląda, jakby stanowiło tylko cienką osłonę przed tabletem, zwiastuje jedno – będzie nieco fantów. Intuicja ponownie miała rację i TCL dla Nxtpaper 11 Plus przygotował naprawdę solidny zestaw – oprócz tabletu znajdziecie w nim rysik T-Pen, etui oraz małe zaskoczenie w postaci kostki do ładowania wraz z przewodem USB-C. Można zatem śmiało uznać, że producent sprzedaje nam kompletny zestaw, w którym do pełni szczęścia zabrakło tylko, by w etui wbudowano klawiaturę.
Zanim jednak zdradzę Wam, dlaczego diabeł tkwi w szczegółach, najpierw obejrzyjmy sobie urządzenie. Na pierwszy rzut oka Nxtpaper 11 Plus mógłby służyć za encyklopedyczną definicję tabletu (podobnie jak 99% urządzeń w tego typu). Mamy więc zaokrąglone rogi ramki, która – wraz z metalowymi pleckami – stanowi jednolity element, wyspę na aparat z diodą doświetlającą umieszczoną na środku, bliżej górnej krawędzi oraz cztery maskownice na boku skrywające zestaw głośników stereo.





Front to widok na matowy ekran Nxtpaper, gdzie błyszczącą powierzchnię zauważymy wyłącznie nad obiektywem aparatu i czujnikami. Wszystkie guziki umieszczono na górnej krawędzi, a te są aż cztery – dwa do sterowania głośnością, jeden przycisk zasilania po lewej stronie oraz umieszczony na drugim końcu guzik Nxtpaper, o którym więcej dowiecie się parę akapitów niżej. W trybie poziomym decyzja konstruktora niespecjalnie mnie przekonuje – zamiast podgłośnić dźwięk to odruchowo przez większość czasu gasiłem ekran.
Obmacując bok urządzenia nie znajdziemy żadnego wcięcia na tackę, a to oznacza brak możliwości rozszerzenia pamięci za pomocą karty microSD ani skorzystania z karty SIM. Podobać się może natomiast sama wysepka z mieniącym się pod słońce wzorem przypominającym odpalony hipernapęd z Gwiezdnych Wojen. Jako całokształt obudowa prezentuje się zatem mocno typowo, a jedyne przełamanie rutyny, wymienione w poprzednim zdaniu, jest na tyle nienachalne, że nie powinno nikogo zrazić do konstrukcji.
Bardziej skrytykować muszę niestety etui. Oczywiście spełnia ono swoje zadanie, czyli chroni całość przed zadrapaniami, stłuczeniem ekranu czy brudem. Problem w tym, że samo jest lepem na pyłki i tłuste plamy od palców – wszystko przez czarny jak smoła kolor połączony z gładkim, gumowato-matowym materiałem na zewnątrz. Tyle dobrego, że odpowiedni płyn i sucha szmatka wystarczą do usunięcia kurzu i innych śladów.

Kolejna rzecz to ustawienia tabletu w pionie. Odbywa się to za pomocą nóżek zapierających się o porowaty materiał wewnątrz etui. Dostępne są tylko 3 ustawienia – ok. 5, 10 i 15 stopni pochylenia. Da się na tym pracować, choć nie pogardziłbym jeszcze jednym rowkiem zwiększającym stopień odchyłu.
Dziwi mnie też to, że Nxtpaper 11 Plus został wykastrowany z magnetycznego uchwytu na rysik – można go natomiast przymocować pomiędzy stopkami w etui, choć wygoda takiego rozwiązania jest niemalże zerowa. Szkoda także, że tablet, który sprawdziłby się jako mobilne biuro, nie ma w etui wbudowanej klawiatury.
Żeby mieć za sobą wszystkie akcesoria trzeba też powiedzieć kilka słów o rysiku. Pojawiło się bowiem kilka zmian, które nie każdemu przypadną do gustu. Pierwsza kwestia to metoda ładowania – zamiast jednolitej konstrukcji ładowanej indukcyjnie na końcu znalazło się gniazdo USB-C. Druga kwestia to masa własna. Choć od testów TCL Nxtpaper 10s minęło sporo czasu, to w recenzji wspominałem o przyjemnym ciężarze rysika. Potrzymałem nowy stylus chwilę w dłoni, poobracałem między palcami i dochodzę do wniosku, że może być on odczuwalnie lżejszy od akcesorium używanego kilka lat temu. Nie każdemu takie zmiany przypadną do gustu.
Do plusów można za to zaliczyć pojawienie się dwóch przycisków na obudowie, do których możemy przypisać kilka akcji, takich jak cofanie, powrót do ekranu głównego czy wywoływanie bocznego paska. Parametry techniczne pozostają bez zmian – 4096 punktów nacisku i wymienne końcówki powinny wystarczyć zarówno amatorom rysowania na tablecie, jak i bardziej doświadczonym użytkownikom.



Android 15 i TCL UI w praktyce
Po części rozumiem osoby, które obawiają się urządzeń niepojawiających się na szczycie „listy przebojów”. Popularny producent stwarza wokół siebie aurę, że urządzenie jest dopracowane nie tylko konstrukcyjnie – duże znaczenie ma w końcu oprogramowanie, które lepiej, żeby było intuicyjne, pozbawione zaśmiecających pamięć funkcji oraz oferowało od siebie miłe co nieco.
Jeżeli mysleliście, że poprzedni akapit to zapowiedź nadchodzącego narzekania na TCL, to będzie wręcz przeciwnie. Pierwsze, co zaskakuje po skonfigurowaniu urządzenia, to znikoma liczba aplikacji, które mają szansę wylądować w koszu – TikTok, Booking i pakiety aplikacji biurowych.
O tym, do czego przyzwyczaiły mnie tanie urządzenia, przypomina tylko folder „popularne aplikacje” z proponowanym oprogramowaniem do zainstalowania. Przetrząsając nakładkę nie natrafiłem również na nieprzetłumaczone frazy czy błędy oprogramowania, co dziś stanowi większą porcję sukcesu.
















Druga, mniej ważna, choć wymagająca uwagi część, dotyczy oczywiście rozwiązań z kategorii AI. Producent zamknął funkcje pod wspólną nazwą „TCL AI”, a do dyspozycji użytkownika oddano m.in. asystentów pisania, edycji tekstów, transkrypcji i opracowywania nagrań czy Circle to Search.
Co do jakości sztucznej inteligencji, dałbym jej solidne 5/10. Z jednej strony pisanie maili, podsumowań czy raportów działa w języku polskim , ale AI – zamiast napisać mi „urlop związany z premierą Wiedźmina 4” – postanowił przygotować bardziej ogólną wiadomość ;)
Z drugiej strony asystent związany z rejestracją głosu nie wspiera języka polskiego i wypowiedź tłumaczy np. na francuski, a podsumowanie nie pokrywa się z tym, o czym było nagranie. Osobiście wolałbym, aby to system transkrypcji i opracowywania działał po polsku, a opcja pisania zdawkowych maili w naszym języku została odłożona na później.






Próżno szukać w TCL Nxtpaper 11 Plus rozbudowanych i ciekawych funkcji uprzyjemniających pracę na tablecie, ale osoby, którym nie przeszkadza standardowy zestaw udogodnień Androida, nie powinny odczuć większych braków w interfejsie tabletu.
Wydajność
Testowany trzy lata temu Nxtpaper 10s nie błyszczał pod względem wydajności – MediaTek Helio G99 już wtedy był układem mobilnym z kilkoma latami na karku, więc w miarę świeże gry 3D miały nieco problemów z płynnym działaniem w 60 klatkach na sekundę. Tym razem TCL wybrało nieco świeższy SoC w postaci następcy – modelu Helio G100. Czy tyle wystarczy tabletowi, aby zaoferować widoczną różnicę w wydajności?
Na pewno widać większe liczby w testach syntetycznych – benchmark GPU w Geekbench 6 uporał się z zadaniem „Particle Physics”, a wydajność CPU na wielu rdzeniach jest dwa razy większa niż w modelu Nxtpaper 10s. W przypadku 3D Mark kilka tysięcy punktów w Sling Shot Extreme nie jest złym wynikiem, jednak obserwatorzy rynku smartfonów wiedzą, że urządzenia za ok. 1500 złotych potrafią już wymaksować ten test, tj. uzyskać ponad 10000 punktów.



















Test pamięci wbudowanej zdradza, że tablet nie jest również demonem prędkości w kwestii odczytu i zapisu plików – wszystko przez zastosowanie pamięci eMMC 5.1.


Przechodząc do samych gier spełnia się zatem „szary scenariusz” – nie jest on bowiem dostatecznie tragicznym, aby nazwać go czarnym. Nowsze tytuły, pokroju Zenless Zone Zero, osiągają na minimalnych ustawieniach ok. 30 klatek na sekundę. Więcej przeciwników i używanie ataków specjalnych powoduje pojawienie się mocnych i widocznych przycięć.
Stosowany przeze mnie „portowy benchmark” w postaci Titan Quest pokazał natomiast, że możliwa jest gra w 60 FPS-ach – warunkiem jest ustawienie wszystkiego na minimum, a i tak zdarzały się okazjonalne spadki do 30-40 klatek na sekundę. Fakt, że Nxtpaper 11 Plus nie został stworzony do grania potwierdza również brak dedykowanej nakładki dla graczy.





Na co dzień układ mobilny sprawuje się dostatecznie. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że przy w miarę spokojnych ruchach sprzęt nie dostaje zadyszki. Jeżeli jednak zaczniecie rzucać szufladą z aplikacjami na prawo i lewo i dynamicznie przesuwać okienko z uruchomionym oprogramowaniem, nie unikniecie spadków płynności.
Wyświetlacz i audio
Powiedzmy sobie szczerze, że na tym etapie „być albo nie być” tego tabletu na rynku zależy od tego, co zaraz napiszę na temat ekranu. Czy jest to poprawiony „gamechanger” czy może sztuczka, która nie jest warta naszej uwagi?
Przypomnę, że mówimy tu o 11,5-calowej tafli wykonanej w technologii LCD IPS o rozdzielczości 2.2K, maksymalnej częstotliwości odświeżania 120 Hz i technologii Nxtpaper 4.0. Według producenta nowa generacja zapewnia lepsze kolory i przejrzystość obrazu oraz wykorzystuje AI do dostosowania parametrów względem warunków zewnętrznych.
Zacznijmy od nowości, która prawdopodobnie podpowiedziała również twórcom, aby zainwestować w dodatkowy przycisk na obudowie, czyli dostępne na wyciągnięcie palca tryby Nxtpaper.
Oprócz standardowych ustawień (które można dodatkowo dostosować w odpowiedniej sekcji), jest też Colour Paper i Ink Paper. Pierwszy z nich symuluje nieco kolorowe wyświetlacze e-ink mocno obniżając kontrast kolorów. Drugi to natomiast klasyczne zminimalizowanie ilości emisji światła niebieskiego, nadające nieco żółtawy odcień białego na ekranie.


Nie ma co ukrywać – TCL ponownie udała się sztuka zaoferowania nieco innego doświadczenia w kwestii wyświetlacza. Choć przełączanie się pomiędzy trybami zmienia także nieco UI i wymaga kilku sekund, to jestem w stanie wyobrazić sobie scenariusz, w którym ktoś wymienia wieloletni czytnik e-booków na Nxtpaper 11 Plus.
W dużym zbliżeniu widać, że matowa powłoka przyjemnie rozprasza światła i nadaje ostrym pikselom nieco więcej miękkości. Wyprany z kolorów tryb sprawdzi się u tych, którzy w trakcie pracy lub czytania komiksów preferują mniej żywą paletę barw.






W tej cenie trudno o urządzenie z panelem OLED, więc nie traktowałbym zastosowania IPS-a jako minus. O wiele bardziej irytująca może być niska jasność maksymalna ekranu. Po pierwsze sprawia to, że ekran nie jest w stanie „przebić się” przez padające na wyświetlacz refleksy. Po drugie – filmy czy ciemne zdjęcia nawet w świetle dziennym wymagają wysilenia wzroku.




Szkoda także, że producent nie zainwestował od 2022 roku w dział poświęcony audio – dźwięk płynący z czterech głośników już od pierwszych punktów suwaka jest pozbawiony głębi i słuchanie ulubionych utworów w ten sposób niespecjalnie sprawiało mi radość. Na szczęście taka kalibracja nie przeszkadza w trakcie oglądania filmów, więc w połączeniu z wyświetlaczem potwierdzam, że Nxtpaper 11 Plus nadaje się do mobilnego kina.
Zabezpieczenia i komunikacja
Wygląda na to, że producent – chcąc dostarczyć Nxtpaper 11 Plus w takiej a nie innej formie – musiał też pójść na ustępstwa w kwestii zabezpieczeń. Nie znajdziemy tutaj zatem czytnika linii papilarnych – jedyne dopuszczalne formy blokady to klasyczny wybór pomiędzy PIN-em, hasłem, wzorem lub zwykłym przesunięciem a opcjonalnym dodaniem odblokowywania za pomocą twarzy.
Ostatnia opcja na szczęście dobrze wypadła w testach – nie nabiera się na zdjęcie czy dowód osobisty, a w warunkach całkowitej ciemności nie musi rozjaśniać całkowicie ekranu, aby rozpoznać właściciela.


Od strony łączności tablet prezentuje natomiast absolutne minimum w postaci Bluetooth 5.3 i Wi-Fi 5. Lekkim odstępstwem od normy jest za to obecność modułu GPS. Przypominam też o tym, że tabelka na początku recenzji jest dobrze wypełniona i Nxtpaper 11 Plus nie otrzymał wersji z opcją korzystania z karty SIM i łączności LTE/5G.

Zaplecze fotograficzne
Ludzie raczej dawno przestali się oszukiwać, że tablet nadaje się do zabawy w fotografię – producenci starają się zatem nie przesadzać z poziomem zastosowanych matryc i nie inaczej jest w modelu Nxtpaper 11 Plus. Dwa oczka z sensorami 8 Mpix zwiastują, że możemy za ich pomocą zrobić zdjęcie czegoś na szybko lub wykorzystać kamerkę do wideokonferencji.
I tak dokładnie jest w praktyce – jakość zdjęć nie przebija tych z Waszego smartfona za 1500 złotych. Bez idealnych warunków oświetleniowych łatwo o rozmazane zdjęcie i prześwietlenia, a szczegółowość na pierwszym planie pozostawia wiele do życzenia. Zasięg cyfrowego zoomu wynosi maksymalnie 4x, jednak przy tak niskiej rozdzielczości nie ma co liczyć na zastosowanie przybliżenia crop-in. Do tego każdy najmniejszy ruch np. zwierzaka sprawia, że aparat gubi ostrość i potrzebuje trochę czasu na ponowne złapanie kadru. Z dziennikarskiego obowiązku wspomnę, że obie matryce mogą kręcić wideo maksymalnie w jakości 1080 p i 30 klatkach na sekundę.

















O tym, że aparaty w Nxtpaper 11 Plus nie są jego najmocniejszą stroną, przypomina również dedykowana aplikacja aparatu. Lista funkcji na głównym pasku ogranicza się do zdjęć, wideo i „zatrzymaj ruch” (timelapse). Brakuje chociażby trybu portretowego, a gotowe ustawienia zależne od scenerii nie zawsze wiedzą, na co patrzą i nie zawsze się pojawiają.



Czas pracy akumulatora
Lada chwila średnia pojemność ogniw w urządzeniach mobilnych powinna pójść w górę, dzięki coraz większej popularności ogniw węglowo-krzemowych. Jest też jednak druga strona medalu – przy smartfonach serwujących akumulatory 6000 mAh, te 8000 mAh z testowanego tabletu nie wygląda zbyt imponująco. Wtedy pozostaje mieć nadzieję, że całość jest w stanie bez problemu wytrzymać cały dzień pracy na baterii.
W TCL Nxtpaper 11 Plus sztuka ta udaje się połowicznie. Jeżeli urządzenie będzie odtwarzało muzykę, podepniecie pod nie mysz z klawiaturą i ustawicie wysoką jasność ekranu, Android poprosi o podłączenie do ładowarki już po nieco ponad 3 godzinach. Jeżeli będzie obchodzić się z baterią rozsądniej, możliwe jest wyciągnięcie ponad 6 godzin SoT – nie jest to wzorowy wynik, ale do przełknięcia.










A jak wybrane tryby Nxtpaper mają wpływ na czas pracy? Uznałem, że zamiast liczyć na wynik z typowego korzystania, w którym pojawiłoby się sporo zmiennych (używane aplikacje, częstotliwość korzystania z dotykowego ekranu) lepiej przyjąć ujednolicony test – odtwarzanie tego samego materiału wideo i czekanie aż stan baterii zjedzie 100 do ok. 10-20%.
Poniższe trzy zrzuty ekranu z tego testu dają ciekawy wynik – Nxtpaper 11 Plus działa podobnie długo w trybie standardowym, jak i czarno-białym, natomiast w wariancie Nxtapaper tablet działał zauważalnie krócej – ok. godzinę mniejszy SoT. Trudno stwierdzić, co mogło być przyczyną takiego stanu rzeczy.



Co się tyczy samego procesu uzupełniania energii, opcja ładowania maksymalnie z mocą 33 W sprawia, że naszym oczom ukaże się 50% po ok. godzinie, natomiast pełne ładowanie zajmuje lekko ponad 2 godziny.

Podsumowanie – jaki jest TCL Nxtpaper 11 Plus?
W połowie testów byłem nieco zły na TCL Nxtpaper 11 Plus. Za 1299 złotych spodziewałem się maszyny radzącej sobie nieco lepiej w grach czy takiej, która nie zawiedzie mnie w kwestii odtwarzanego audio – w końcu matowe wykończenie szkła sprawia, że refleksy świetlne czy odbicia nie utrudniają nam seansu.
Testowany tablet ma jednak dwie rzeczy, które działają na jego korzyść. Pierwsza to kompletny zestaw, do którego nie musimy dokupywać ładowarki, rysika czy etui – wszystko dostajemy w pudełku, a to pozwoli niektórym zaoszczędzi kilka stówek przy zakupie.
Druga rzecz to fakt, że na dobrą sprawę mówimy o urządzeniu, które prawie nie ma konkurencji. Umówmy się bowiem, że jego jedynym realnym rywalem jest inny tablet z matowym ekranem. W tym przypadku cenowo tylko Huawei MatePad 11.5″ PaperMatte Edition może nawiązać walkę z Nxtpaper 11 Plus – na niekorzyść przeciwnika przemawia jednak fakt, że dla wielu osób konieczność kombinowania z instalowaniem aplikacji może być problematyczna.
Nxtpaper 11 Plus mógł okazać się przeciętnym urządzeniem, które nie wygrałoby w starciu z konkurencją. Jeżeli jednak potraktujemy go jako kompromis pomiędzy tabletami z błyszczącą powłoką na ekranie a czytnikami e-booków o ograniczonej funkcjonalności, to trudno zignorować to, co przygotował TCL.
TCL Nxtpaper 11 Plus
