grafika promująca starfield
Starfield (fot. Bethesda)

Recenzja Starfield. Potencjał był ogromny, a wyszło jak zwykle

Starfield to gra, która w ostatnim miesiącu zrobiła najwięcej poruszenia w gamingowym światku. Tak się składa, że miałem okazję ją ogrywać przez ostatnie dwa tygodnie, więc teraz mogę powiedzieć nieco więcej na jej temat. Czy właśnie otrzymaliśmy GOTY?

Starfield jest strasznie nierówny

Gwiezdne Wojny, Star Treki, seria HALO czy nawet Mass Effect – to zdecydowanie moje klimaty. Lubię kosmiczne klimaty i doceniam, gdy jakieś studio tworzy dużą produkcję w tym stylu. Zawsze jednak oczekuję, że tytuł będzie dopracowany w każdym aspekcie. Starfield taki nie jest. To strasznie nierówna gra, która pewne elementy ma wręcz wybitne, a inne mocno kiepskie.

Czy to oznacza, że od razu powinniśmy zakwalifikować Starfielda do średniaków? Nie! To bardzo dobry tytuł, a dla wielu ludzi będzie wręcz świetny. Czy to jedna z najgłośniejszych premier tego roku? Tak. Czas więc ją ocenić!

Jeszcze tylko słowem wstępu powiem, że grę ogrywałem na PC wyposażonym w AMD Ryzen 5 5600 X oraz Radeon RX 6600 XT i przez większość czasu na wysokich ustawieniach graficznych miałem prawie 100 klatek przy rozdzielczości 2560×1440. Wyjątkiem były pierwsze lokacje, gdzie spadki były większe i bardziej odczuwalne.

Starfield to piękny klimat

Starfield ma do zaoferowania całą masę aktywności, unikatowych questów pobocznych, które są JAKIEŚ, a nie nijakie, jak to zazwyczaj bywa. Najważniejszą cechą jednak jest piękny klimat, jaki nam zaserwowali deweloperzy. Składa się na to nie tylko całkiem ładna grafika, ogromne, puste przestrzenie, czy nawet dobre udźwiękowienie całej produkcji.

Zwiedzając kolejne planety w Starfield ze słuchawkami na uszach trudno nie dać się porwać tej przygodzie. Wiele osób zarzuca, że mamy tutaj martwe planety, dużo niezagospodarowanej przestrzeni i właśnie pustkę. A ja uważam, że to bardzo mocne atuty tej gry. W końcu taki właśnie jest kosmos (a przynajmniej tak sobie go wyobrażam) – jako pustkę, gdzie przez większość podróży jestem tylko ja i moje własne myśli.

Wspomniany przeze mnie piękny klimat ma swoje odzwierciedlenie w dziesiątkach różnych planet. Fakt, te są generyczne, a w niektórych miejscach deweloperzy zrobili po prostu „ctrl c + ctrl v”, ale przemierzając te krainy nie ma się tego odczucia. Odpalając Starfielda chcesz po prostu wziąć pojazd kosmiczny, zwiedzić kilka planet i odstrzelić kilku kosmicznych piratów. Za to doceniam ten, nieco archaiczny, tytuł.

Warto jednak zaznaczyć, że Starfield jest strasznie nierówny pod kątem grafiki. Niektóre miejsca są przepiękne i klimatyczne, a zaś mniej ważne detale, jak rośliny w centrum miasta, zostały potraktowane po macoszemu. Szkoda, bo właśnie takie aspekty budują gry 10/10, a nie tylko 7/10.

Wątek główny jest średni, za to questy poboczne robią robotę

Ja, w przeciwieństwie do mojego kolegi Wojtka, Starfield przechodziłem mocno pushując główny wątek fabularny, a z misji pobocznych odhaczyłem kilka + mocno eksplorowałem świat bez większego celu. Mamy więc zupełne inne doświadczenia, ale do tego jeszcze wrócimy niżej. Zgadzamy się natomiast w jednym – obaj uważamy, że główny wątek jest średni, za to całą robotę robią poboczne historie, które potrafią wciągnąć.

Nie będę tutaj spoilerował fabuły – zresztą, jeżeli regularnie czytacie moje recenzje, to dobrze wiecie, że raczej stronię od tego. Wiedzcie jednak, że jeżeli chcecie zagrać w Starfielda dla głównego wątku, to najzwyczajniej w świecie musicie dać mu czas na rozkręcenie się, bo na początku jest nudno, generycznie i ogólnie miałem takie poczucie, że już to wszystko gdzieś widziałem.

Questy poboczne, których w Starfield nie brakuje, pozwolą nam poznać różne ciekawe historie. Co najlepsze, aktywują się w zupełnie przypadkowych momentach. Przechodząc koło strażnika, ten zapytał się mnie, czy mogę iść sprawdzić, co słychać u naukowca, który stał 100 metrów przed nami i patrzył się na krzaki. „To na pewno nic niezwykłego, normalna sprawa, no nie?”. Najlepsze jest to, że wcale nie musisz wchodzić w interakcje z NPC, żeby dostać jakiegoś questa, co w sumie jest nawet realistyczne.

Przygody w klimacie Hana Solo

Starfield zachwyca graczy także innym aspektem. Tutaj nie od razu musisz brać za broń i szerzyć postrach wśród swoich przeciwników. O ile nie przewozisz kontrabandy, to możesz na spokojnie być Hanem Solo. Chcesz perswazji? Nie ma problemu. Wolisz się zakraść i zdobyć jakieś notatki? Da się zrobić. A jak chcesz rozwalić na drobne kilku piratów, to także da się zrobić.

Cóż, ja nie ukrywam, że w takich grach nigdy nie jestem zbyt subtelny, więc zazwyczaj wybieram opcję ze spluwą w dłoni. Do systemu strzelania w Starfield jeszcze wrócimy, ale nie sposób nie docenić tego, jak dobrze twórcy zaprojektowali system wyborów. Jak dołożymy do tego wielopoziomowe i po prostu ciekawie zaprojektowane miasta, a także poboczne questy, których jest cała masa, to kombinacji na to, w jaki sposób można przejść Starfielda jest tyle, że każdy będzie miał zupełnie inne doświadczenia związane z tą grą. I to chyba jest w tym wszystkim najpiękniejsze.

starfield screen z gry
Jakość niektórych tekstur w miastach znacząco odbiega od standardów (źródło: tabletowo.pl)

Błędy, bugi, błędy i znowu… bugi

Zanim jednak dalej będziemy tak bardzo słodzić Starfieldowi, porozmawiajmy najpierw o kilku istotnych kwestiach. Mowa tutaj o wadach tej produkcji, których nie brakuje. Gdyby tylko ten tytuł nie miał aż tylu bugów i błędów, to śmiało można by było mu dać moje 8,5 a nawet 9/10 i na spokojnie pobiłby takie produkcje, jak chociażby niedawno zachwalany Baldur’s Gate 3. Ale tak nie jest i twórcy są sami sobie winni.

Starfield to synonim bugów i błędów. Nie doświadczyłem ich aż tak wielu, jak mój redakcyjny kolega Wojtek, ale dalej były irytujące, albo po prostu psuły immersje. Jedne z zabawniejszych to momenty, gdy zabiłem piratów, a oni zaczęli robić salta w powietrzu przez kilkadziesiąt sekund, tylko po to, żeby po chwili bezwładnie wylądować na podłodze. Zamknięte drzwi, które normalnie powinno dać się otworzyć, a u mnie nie ma takiej opcji? Norma!

Zbugowanych elementów tutaj jest sporo i właśnie dlatego teraz chciałbym na chwilę oddać głos Wojtkowi:

Choć wiem, że jest to recenzja Maćka, który czekał na tę grę równie mocno, co ja, to zaoferowałem dorzucenie kilku swoich słów do jego pracy. Mogą się zresztą okazać użyteczne, ponieważ z konwersacji z nim wynika, iż mamy zgoła odmienne doświadczenia… Chociaż zgadzamy się w tym, że to mimo wszystko jest dobra gra, ale po kolei.

Przede wszystkim, wolność w tej grze jest naprawdę odczuwalna. Zanim w ogóle wziąłem się za główną fabułę, udało mi się odhaczyć kilka wątków frakcyjnych oraz zdobyć prawdopodobnie najlepszy statek w grze (pozdrawiam mojego pięknego Narwala), ale niestety jeden quest się zbugował – do tego stopnia, że nie jestem w stanie zakończyć całego wątku. Jest to o tyle frustrujące, iż mam do czynienia z ostatnią misją od Ryujin Industries, której zwyczajnie nie jestem w stanie ukończyć. I tutaj wchodzi cała na biało ciemna strona Starfielda, czyli wszechobecne bugi, których niestety dane mi było uświadczyć. Od mało problematycznych, po karygodne, niszczące całą grę (dziura w podłodze, braki assetów, niedziałający wskaźnik misji, niewidzialny statek gracza itp.).

Kilka razy też niestety zdarzyły mi się widoczne spadki w klatkach na sekundę, jednak stało się to dosłownie dwa razy. Raz także doszło do krytycznego błędu, przez co Starfield zwyczajnie się wyłączył i wyrzucił mnie do pulpitu. Poza tym jednak trzymał od 50 do 80 klatek na maksymalnych ustawieniach graficznych, w peaku dobijając do 130 FPS. Żeby nie było, nie mam słabego sprzętu – chyba że „słabą” nazwiemy jednostkę z i7-11700F i RTX4070 z 32 GB RAM.

Powstrzymam się od oceny, bo nie spędziłem tutaj zbyt wielu godzin (koło 30 w chwili pisania) i przede mną jeszcze długie godziny eksploracji, niemniej sama gra po prostu mi się podoba. Choć niektórzy twierdzą, że jest to Skyrim w kosmosie, choć sam byłbym skłonny stwierdzić, iż bliżej temu do Cyberpunk 2077 niźli The Elder Scrolls V. Szczególnie w Neonie, który w niektórych miejscach wygląda jak wyjęty wprost z gry CDP.

Mimo wszystko jednak gra mi się bardzo podoba, historie frakcji są niesamowicie ciekawe, a i sam system rozwoju postaci jest naprawdę dobrze zrobiony. Główna fabuła chyba mnie jeszcze zaskoczy, jeśli odpowiednio się w nią wgryzę, ale historie poboczne na ten moment są w moim mniemaniu główną siłą Starfield. Widać zresztą, że ich ukończenie w jakiś sposób wpływa na świat gry, co też jest niesamowicie satysfakcjonujące. Liczę jednak na to, że Bethesda będzie na tyle uprzejma, by wydać paczkę łatek, która niewątpliwie by się tej produkcji przydała…

Ekrany ładowania psują immersje

Rozumiem, że trudno grę, w której latamy statkiem od planety do planety, nazwać otwartym światem, ale uczciwie mówiąc, ekrany ładowania po prostu niesamowicie psują immersje. Rozumiem je pomiędzy etapem lotu a lądowania, jednak podczas przechodzenia z jednego pomieszczenia do drugiego? Absurdalna sytuacja, ale biorąc pod uwagę, że mamy 2023 rok, to trudno obronić takie działanie deweloperów.

starfield screen gameplay
Statki kosmiczne wyglądają cool (źródło: tabletowo.pl)

Irytujący jest także system udźwigu. W końcu zaczynając przygodę jesteśmy muskularnymi górnikami, a nie ludźmi z pierwszej, lepszej łapanki. Fakt, że mogę podnieść tylko 111 czy 118 kg nie zachęca zbytnio do eksploracji, bo co mi po tym, skoro zaraz będę musiał upuścić odkryte przedmioty lub co 5 metrów zatrzymywać się na odpoczynek?

System zbierania tlenu w płucach i wymuszania odpoczynku od sprintów i skoków jest nawet logiczny, ale po prostu odnoszę wrażenie, że mógł być lepiej zaprojektowany. A tak niepotrzebnie przeciąga rozgrywkę.

Walki na ziemi niczym w Cyberpunku

Jeżeli wcześniej mieliście okazję ograć Cyberpunk 2077, to już podczas pierwszych walk w Starfield na myśl przyjdzie Wam skojarzenie z CP. Nie ma w sumie w tym nic złego, ponieważ system z Cyberpunka uważam za bardzo dobry. Ten tutaj nie jest identyczny, ale HUD, sposób strzelania czy sama fizyka strzałów są… dość podobne.

Podobnie jak w Cyberpunku, tutaj też mamy dość sporo różnych broni, z których możemy skorzystać. Tradycyjnie zaczynamy od małego pistoletu, a później z ciał piratów możemy podnieść lepsze karabiny. Paradoksalnie, najciekawsze, dla mnie, bronie znalazłem eksplorując przypadkowe miejsca.

Szybko też zamieniłem coś, co z wyglądu przypominało P90, na dwururkę oraz coś w stylu jednoręcznego shotguna, który bardziej działał jak granatnik i podpalał wrogów. Jednak jeżeli nie chcesz strzelać, to możesz skorzystać z całej masy toporów, noży i innych wynalazków i po prostu posiekać wrogów na kawałki – opcji jest po prostu mnóstwo. Jedynym aspektem, do jakiego się przyczepię, jest zachowanie naszego bohatera, gdy dostaniemy cios z bliska. Wtedy przez 1-2 sekundy nie możemy nic zrobić i nie rozumiem, z czego to wynika. Fizycznie nie ma to żadnego sensu.

Starcia statków kosmicznych? Poczuj się jak Anakin Skywalker

Za dzieciaka jedną z moich ulubionych serii scen z całej serii Gwiezdnych Wojen, były te związane z początkiem Zemsty Sithów, gdy Anakin Skywalker pilotował myśliwiec i rozwalał kolejne statki wroga. Cóż, w Starfieldzie mogłem się poczuć podobnie, ponieważ walka statkami kosmicznymi jest całkiem nieźle zaprojektowana oraz daje sporo frajdy.

Cała zabawa rozpoczyna się dopiero po odblokowaniu kluczowych umiejętności związanych z pilotażem, silnikami oraz osłonami. Wtedy nawet kilka wrogich statków nie stanowi przeszkody i to podczas latania podstawowym statkiem. Poza tym odpowiednio manewrując, da się tutaj sporo ugrać. Niby walki w kosmosie to tylko dodatek, ale jednak potrafią być integralną i dość dużą częścią zabawy.

Szczególnie że jak już nam się znudzi rozwalanie wrogich statków na kawałki, to zawsze możemy przejść do abordażu i po prostu splądrować taki myśliwiec, co też szybko stało się moim ulubionym sposobem na rozprawianie się z piratami.

System rozwoju jak na RPG przystało

Starfield daje nam nie tylko sporo frajdy wynikającej z samej eksploracji czy też walki, ale również z rozwoju postaci. Poziomy wbija się dość szybko, a co za tym idzie, możemy bez przeszkód rozwijać naszego bohatera, przydzielając mu kolejne punkty umiejętności i, w przeciwieństwie do wielu gier, tutaj po prostu czuć, że się rozwijamy. To nie tylko więcej udźwigu czy zdrowia, ale też większa biegłość w posługiwaniu się karabinami czy bronią białą.

Starfield to gra, której warto dać szansę

Starfield zdecydowanie jest grą, w którą trzeba zagrać. Tytuł trafił do biblioteki Xbox Game Passa, więc nie trzeba od razu płacić za całą produkcję – można wykupić abonament. I, tak, osoby posiadające jedynie PlayStation 5 mają czego żałować. Starfield jest gwarancją kilkudziesięciu godzin świetnej zabawy, a jak będzie się chciało zwiedzić każdy kamyk, to nawet kilkuset.

Tytuł ma świetne elementy, jak zadania poboczne, system walki, ulepszania statków kosmicznych, abordaży czy też wreszcie rozwoju postaci. Ma też wady, jak początek głównej linii fabularnej, błędy oraz generyczność wielu miejsc. Mocne 7,5/10 to ocena, na którą na spokojnie zasługuje.

W Starfield można zagrać zarówno na PC, jak i Xbox Series X/S. Gra jest dostępna m.in. na Steamie (gdzie kosztuje 349 złotych) oraz w usłudze Xbox Game Pass.

grafika promująca starfield
Recenzja Starfield. Potencjał był ogromny, a wyszło jak zwykle
Zalety
Wciągające poboczne zadanie
Niezły system walki na lądzie
Angażujące, kosmiczne bitwy
Dobrze zaprojektowany system rozwoju postaci
Świetnie stworzony klimat
Wady
Generyczność wielu miejsc oraz planet
Przytłaczająca liczba błędów
Początek głównej linii fabularnej jest nudny
Zbyt częste ekrany ładowania
7.5
Ocena