Niewiele jest słuchawek, na których pojawienie się czekałem tak bardzo, jak na kolejną generację flagowych, nausznych słuchawek Sony. No i wreszcie są. Przy czym producent kazał czekać na tą premierę naprawdę długo, bo aż trzy lata. Ale było warto, bo nowe Sony WH-1000XM6 to wręcz absolutny sztos – i mówię to z pełną odpowiedzialnością, a raczej rzadko dokonuję takich osądów już we wstępie recenzji. Sprawdźmy więc, co oferuje najnowsza generacja tysiączków i czy aby na pewno wszystko poszło tak, jak powinno.
Specyfikacja techniczna Sony WH-1000XM6:
- audio: przetworniki dynamiczne ∅30 mm, pasmo przenoszenia 20 Hz – 40 kHz, Hi-Res Audio Wireless, upscaling DSEE Extreme, dźwięk przestrzenny 360 Reality Audio, 360 Reality Audio Upmix for Cinema,
- konstrukcja: nauszna zamknięta,
- procesor główny Sony QN3 HD, układ wspomagający Sony V2,
- aktywna redukcja szumów (ANC), tryb Ambient Sound,
- 12 mikrofonów łącznie, w tym 6 do rozmów z kształtowaniem wiązki,
- łączność: Bluetooth 5.3, kodeki SBC, AAC i LDAC, LC3 (LE Audio), Auracast, tryb multipoint,
- bateria: do 30 h pracy z włączonym ANC (do 40 h z wyłączonym), 3 minuty ładowania = 3 h słuchania, ładowanie USB-C,
- waga: 254 g,
- obsługa aplikacji Sony Sound Connect.
Sony WH-1000XM6 debiutują na rynku w sugerowanej cenie wynoszącej 1999 złotych. Dostępne są w trzech wariantach kolorystycznych: czarnym, platynowo-srebrnym oraz ciemnogranatowym. Ich sprzedaż w niektórych sieciach sklepów już wystartowała.
Sony WH-1000XM6
Wyglądają podobnie, ale składają się inaczej
Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że Sony WH-1000XM6 wyglądają dosłownie identycznie, jak ich poprzednik, czyli doskonale znane już WH-1000XM5. Teoretycznie tak. Praktycznie jednak wprawne oko dostrzeże pomniejsze zmiany, nawet nie tyle stricte dotyczące designu, co konstrukcji.
Niezaprzeczalnie, wszystkie kształty pozostały podobne. To znów bryła wykonana bardzo solidnie, z wysokiej jakości matowych tworzyw sztucznych, z licznymi krągłościami i płaskimi ścięciami dopiero na frontach muszli. Same muszle są dość duże i grube, przez co mogą sprawiać wrażenie, że mocno odstają od obrysu głowy.
Skoro już mowa o muszlach, wypada wspomnieć o rozmieszczeniu elementów sterujących i portów. I tak oto, na krawędzi lewego nausznika ulokowano przycisk sterowania ANC (po założeniu słuchawek jest on nieco z tyłu), zagłębiony, okrągły przycisk zasilania, obok niego dioda sygnalizująca włączanie i parowanie, a jeszcze niżej złącze Jack 3,5 mm. Prawa z kolei mieści tylko port USB-C i drugą diodę – ta pokazuje status ładowania.






Na obu muszlach możemy dostrzec aż po cztery niewielkie maskownice mikrofonów. Poduszki wykonane są z pianki z pamięcią kształtu i – bez zaskoczenia – skóry ekologicznej. Wnętrze wykończone jest natomiast miękkim materiałem, chroniącym znajdującą się w środku muszli elektronikę przed zanieczyszczeniami.
Pałąk został poszerzony względem poprzedniej generacji. Jest on oczywiście w dość sporym stopniu elastyczny i w całości pokryto go ekoskórą, a na dole, czyli w miejscu styku z głową, dodatkowo obity miękką pianką. Regulacja długości jest bezstopniowa, a cały mechanizm (wraz z zawiasami) wykonany jest z aluminium.
No właśnie, składanie. Użytkownicy modelu WH-1000XM5 nieco narzekali, że względem Sony WH-1000XM4 producent poniekąd odebrał im możliwość złożenia słuchawek, bowiem w piątkach można było jedynie obrócić muszle na płasko. Ku mojej uciesze, Sony WH-1000XM6 odzyskały opcję składania.


Za składanie słuchawek odpowiadają wspomniane zawiasy nad muszlami, które nie tylko się zginają do wewnątrz, ale też obracają. W efekcie, WH-1000XM6 możemy złożyć do widocznie mniejszej postaci. Aby to zrobić, musimy najpierw obrócić muszle na płasko, a następnie lewą schować do wewnątrz pałąka. Początkowo może wydawać się to nieco skomplikowane, ale tu pomocą mogą posłużyć zagłębienia w futerale, które nakierowują nas na właściwy sposób ułożenia.
Wywołane do tablicy etui robi naprawdę bardzo dobre wrażenie i równie dobrze spisuje się w użytkowaniu. Futerał jest dość mocno usztywniony, pokryty plecionym materiałem i zamykany na magnes. U góry zaś znalazła się zawieszka z logo Sony.
Wspomniane wcześniej wyżłobienia wewnątrz, wraz z oznaczeniami L i R, sugerują nam odpowiednie ułożenie słuchawek (i uniemożliwiają przemieszczanie się ich po etui), natomiast z boku ulokowano miejsce na umieszczenie przewodów – w zestawie są dwa – krótki kabel USB-C do ładowania oraz Jack 3,5 mm do przewodowego przesyłu dźwięku.


Wygoda użytkowania z jednym zarzutem
Zawsze to powtarzam – nie jestem ogromnym fanem słuchawek nausznych. Zdecydowanie częściej wolę sięgać po słuchawki TWS, co wynika nie tylko z – w moim odczuciu – większej wygody użytkowania, ale i przede wszystkim nieporównywalnie mniejszych gabarytów, znacząco ułatwiających korzystanie z nich poza domem.
Niemniej jednak naprawdę doceniam zalety, jakie niosą za sobą modele nauszne i lubię z nich korzystać przede wszystkim w domu, ale i w sytuacjach, w których wiem, że nie mam w planach ich zdejmować przez dłuższą chwilę, a więc chociażby w trakcie podróży.
No dobrze, ale do brzegu. Sony WH-1000XM6 to po prostu wygodne słuchawki nauszne. Poduszki bardzo dobrze otaczają małżowiny uszne i odpowiednio mocno do nich przylegają, a pałąk poprawnie układa się na głowie i – z racji miękkiego obicia – nie uciska nawet podczas dłuższych odsłuchów. W efekcie, ze słuchawek byłem w stanie bezproblemowo korzystać ciągiem nawet przez 2-3 godziny, co najwyżej z małymi, kilkuminutowymi przerwami.
Żeby jednak też nie było całkowicie cukierkowo, oczywiście podczas dłuższego użytkowania pojawiają się skutki uboczne w postaci lekkiego pocenia okolic uszu w miejscu styku z poduszkami. Jest to naturalnie pokłosie obecności w tym miejscu skóry ekologicznej, która jest – nazwijmy to – mało oddychającym materiałem, ale za to dobrze izolującym.
Pewne obiekcje mam też do noszenia słuchawek na szyi. Mimo że naprawdę próbowałem się do tego przekonać, uważam, że akurat pod tym względem Sony WH-1000XM6 sprawdzają się co najwyżej w porządku.
Niezależnie od tego, na ile mocno rozsunąłem pałąk, czy słuchawki były ułożone na szyi na płasko (tym samym przylegając bardziej do tułowia) czy normalnie, i tak odczuwalnie wbijały się one w szyję. Przez to mogłem z nimi wytrzymać w ten sposób co najwyżej kilka minut, a i to nie było przesadnie przyjemne. Koniec końców, wolałem je całkowicie zdjąć i – w zależności od sytuacji – odłożyć lub schować.


Łączność i obsługiwane kodeki
Sony WH-1000XM6 wykorzystują interfejs Bluetooth 5.3 z obsługą kodeków audio SBC, AAC oraz oczywiście LDAC, czyli sztandarowego kodeku wysokiej jakości autorstwa Sony. To właśnie on, w połączeniu z urządzeniami z Androidem, zapewnia wysoką jakość dźwięku 24-bit/96 kHz z przepływnością do 990 kbps. Jest też najnowszy protokół LE Audio i Auracast.
Jak zawsze, podczas testów słuchawki łączyłem z wieloma różnymi urządzeniami, zarówno z iPhonem, licznymi smartfonami i tabletem z Androidem, laptopem z Windowsem i MacBookiem. W żadnym z przypadków Sony WH-1000XM6 nie wykazywały choćby najmniejszych problemów w kwestii łączności.
Połączenie przez cały czas było w pełni stabilne, odtwarzanie niczym nieprzerywane, a zasięg bardzo dobry, pozwalający na swobodne poruszanie się w obrębie mieszkania, nie nosząc przy tym ze sobą smartfona. Latencja dźwięku również jest relatywnie niska, co oczywiście oznacza, że podczas odtwarzania wideo, obraz i audio nie rozjeżdżają się.
Nie mogło zabraknąć również łączności multipoint, pozwalającej na jednoczesne połączenie dwóch urządzeń w tym samym czasie. Działa ona całkowicie bezproblemowo, także przy wykorzystaniu kodeku LDAC.
Tak, jak każda kolejna generacja tysiączek, tak też i Sony WH-1000XM6 mogą odtwarzać dźwięk po kablu, przy użyciu przewodu Jack 3,5 mm podłączonego do dedykowanego gniazda w słuchawkach. Tutaj trzeba zaznaczyć, że połączenie analogowe złączem słuchawkowym jest jedyną opcją – słuchawki, niestety, nie oferują możliwości podłączenia źródła po USB-C. A szkoda.

Co potrafi aplikacja Sony Sound Connect?
I, choć same słuchawki mają wiele funkcji, to sporej części z nich nie moglibyśmy użyć i skonfigurować, gdyby nie aplikacja towarzysząca. Do zarządzania słuchawkami producent oddaje w ręce użytkowników apkę Sony Sound Connect, którą znajdziemy w sklepie Google Play oraz w App Store.
Aplikacja ta – od czasu, gdy ostatni raz miałem z nią styczność prawie dwa lata temu przy słuchawkach WF-1000XM5 – przeszła widoczną metamorfozę, szczególnie w miejscu ekranu głównego prezentującego podstawowe ustawienia słuchawek. Wciąż jednak nie doczekała się wprowadzenia języka polskiego. I, o ile dla mnie nie jest to przesadną przeszkodą, to jednak dla wielu użytkowników lepiej, gdy apka jest spolszczona.
Zróbmy zatem mały rekonesans po interfejsie aplikacji. W gruncie rzeczy, Sony Sound Connect to intuicyjna w obsłudzie aplikacja. Nawigacja po niej jest prosta, bowiem wszystkie najważniejsze elementy wyciągnięte są na ekran główny, a ich kolejność możemy edytować.
Znalazła się tu m.in. grafika przedstawiająca słuchawki (ładnie animuje się przy wejściu do apki), informacja o wykorzystywanym kodeku i aktywności DSEE Extreme, przełączniki redukcji hałasów, tryby słuchania oraz przejście do equalizera i lista połączonych urządzeń.














Schodząc na sam dół znajdujemy odnośnik do wszystkich ustawień słuchawek. Są one podzielone na trzy sekcje – Sound, System oraz Services. Zdecydowanie najważniejszy jest dział Sound, w którym ulokowano opcje dotyczące dźwięku. Oprócz przełączników redukcji hałasu, mamy też equalizer z kilkoma gotowymi ustawieniami oraz możliwością stworzenia własnego, bazując na 10-zakresowym korektorze (to nowość – wcześniej był 5-zakresowy).
Poza standardowym korektorem, jest tu także fajna funkcja o nazwie Find My Equalizer, polegająca na szybkim teście preferencji brzmienia. Aby rozpocząć test, musimy włączyć dowolną muzykę, najlepiej ulubiony utwór, dla lepszych efektów.
Całość składa się tylko z dwóch kroków – w pierwszym prezentowanych jest nam pięć brzmień, a po wybraniu jednego z nich, pojawia się kolejnych pięć, bazujących na tym poprzednim. Po zakończeniu generowany jest już gotowy preset equalizera, który zapisuje się jako Custom 2.





Ciekawym elementem są tryby słuchania, które definują sposób słyszenia odtwarzanego audio. Są trzy – Standard, Background Music i Cinema. Drugi z nich powoduje, że dźwięk sprawia wrażenie grającego gdzieś w oddali (np. jak z głośników w kawiarni lub pokoju). Trzeci z kolei bazuje na funkcji 360 Reality Audio Upmix for Cinema i oczywiście przekształca dźwięk stereo do bardziej przestrzennego, kinowego.
Idąc dalej, sekcja System zawiera wszystkie ustawienia dotyczące m.in. trybu multipoint, sterowania przyciskiem i panelem dotykowym, a także wybór asystenta głosowego. I tu ciekawostka – Sony WH-1000XM6 oferują możliwość sterowania głosowego w języku angielskim. Po wybraniu tej opcji, możemy wypowiadać komendy w celu np. włączenia ANC, sprawdzenia poziomu baterii, regulacji głośności, itd.
Nie zabrakło też znanego z poprzednich słuchawek Sony rozwiązania Scene-based Listening. Polega ono na tym, że słuchawki są w stanie rozpoznawać co robimy (pozostajemy w miejscu, spacerujemy, biegniemy lub jedziemy komunikacją) i w jakim miejscu są znajdujemy na bazie lokalizacji. Na tej podstawie mogą być zmieniane tryby redukcji hałasu oraz np. włączana muzyka z połączonych usług streamingowych.
W ogólnym rozrachunku, aplikacja oferuje naprawdę mnóstwo funkcji i – będąc szczerym – gdybym chciał omówić je wszystkie skrupulatnie, to ta recenzja byłaby jeszcze dłuższa (a już wiem, że i tak będzie bardzo długa).














Sterowanie odtwarzaniem z poziomu słuchawek
Sony WH-1000XM6, dokładnie tak samo, jak poprzednia iteracja tego modelu, oferują możliwość sterowania odtwarzaniem przy pomocy panelu dotykowego, który znalazł się na powierzchni prawej muszli. Obsługuje on dotknięcia, ale przede wszystkim przesunięcia palcem w górę i w dół, w lewo oraz w prawo.
Producent co prawda nie umożliwia samodzielnego zdefiniowania interakcji, ale te i tak są na tyle intuicyjne, że można do nich bardzo szybko przywyknąć. A te interakcje wyglądają następująco:
- dwukrotne dotknięcie: wstrzymanie/wznowienie odtwarzania, odebranie/zakończenie połączenia,
- przesunięcie palcem w lewo/w prawo: poprzedni/następny utwór,
- przesunięcie palcem w górę/w dół: regulacja głośniej/ciszej,
- dotknięcie i przytrzymanie: aktywacja asystenta głosowego, odrzucenie połączenia.
Działanie paneli dotykowych oceniam zdecydowanie bardzo dobrze. Korzysta się z nich bardzo wygodnie, są w pełni responsywne i bez większej zwłoki odczytują wykonywane przez nas akcje.
Bardzo fajne jest też to, że panele reagują na przesunięcie i przytrzymanie palca. Dzięki temu, chcąc bardziej wyregulować głośność, nie musimy wymachiwać palcem w górę i w dół, raz za razem. Wystarczy przesunąć palec i przytrzymać go na górze lub na dole panelu – wówczas głośność będzie zwiększana lub zmniejszana do momentu, aż przestaniemy trzymać palec na panelu (albo oczywiście nie skończy się skala).





Przycisk redukcji hałasu, poza zmianą trybów ANC po pojedynczym kliknięciu, może pełnić też dodatkowe funkcje dwu- i trzykrotnego naciśnięcia. Można go bowiem spiąć z funkcją Spotify Tap lub Amazon Music Play Now do szybkiej aktywacji odtwarzania muzyki (wkrótce ma zostać też dodane Apple Music), a także ustawić, by dwukrotne jego naciśnięcie wyłączało mikrofon słuchawek podczas prowadzenia połączenia.
Nie brak też czujnika założenia słuchawek, wstrzymującego odtwarzanie po zdjęciu ich z głowy. Jego działanie w większości przypadków oceniam dobrze, ale sporadycznie potrafi nie zareagować na zdjęcie słuchawek na szyję. Często też nie wychwytuje zsunięcia którejś muszli z ucha. Jeśli z jakichś względów nie lubimy tej funkcji, możemy ją wyłączyć w aplikacji, podobnie zresztą jak sterowanie dotykiem.
Na deser zostały gesty kiwania głową, co oczywiście znamy chociażby z pchełek true wireless innych producentów, np. Huawei FreeBuds Pro 4. Pozwalają one odebrać połączenie poprzez kiwnięcie w dół (potwierdzenie) oraz odrzucenie go kręceniem w lewo i w prawo (zaprzeczenie).

Czas pracy Sony WH-1000XM6
Choć Sony wprost nie mówi w danych technicznych o pojemności akumulatora, zastosowanego w WH-1000XM6, to – według deklaracji – słuchawki mają być w stanie działać do 30 godzin z włączonym ANC. Jest to zatem taka sama wartość, jak w poprzedniej generacji.
Po pełnym naładowaniu w moich rękach Sony WH-1000XM6 były w stanie działać tydzień – z reguły – co najmniej po 3 godziny dziennie. I tak oto, po około 21-24 godzinach słuchania, słuchawki wciąż miały jeszcze 19% baterii. Przy tym wypada zaznaczyć, że – gdy tylko mogłem – wykorzystywałem kodek LDAC, a ANC było włączone niemal zawsze, na przemian z trybem Ambient.
Oznacza to, że uzyskany przeze mnie wynik jest nie dość, że bardzo dobry, to też wysoce bliski temu, co obiecuje Sony. Zwłaszcza, że używając kodeku LDAC zawsze trzeba liczyć się ze skróceniem czasu pracy, bowiem wyższe parametry transmisji automatycznie powodują wyższe zużycie energii.
W momencie, gdy już słuchawki rozładujemy, na ich ponowne naładowanie do pełna musimy poczekać około 3 godziny, co i tak jest akceptowalnym wynikiem jak na to, jak długo później możemy z nich korzystać.
Tutaj warto jeszcze wspomnieć o dwóch aspektach. Po pierwsze – Sony WH-1000XM6 oferują szybkie uzupełnianie baterii, dzięki któremu 3 minuty ładowania pozwalają uzyskać 3 godziny słuchania. Po drugie – słuchawki można ładować także w trakcie użytkowania, bowem podłączenie ich do prądu nie powoduje wyłączenia zasilania.

Świetne ANC oraz równie świetny tryb Ambient
Zacznijmy od technikaliów. Za działanie aktywnej redukcji hałasów oraz całe przetwarzanie dźwięku odpowiada procesor QN3 HD. Jak chwali się Sony, ma on działać siedem razy szybciej od obecnego w modelu XM5 układu QN1 HD. Procesor ten kontroluje pracę aż dwunastu mikrofonów, a więc po sześć w każdej muszli – cztery z zewnątrz, dwa wewnątrz.
Nie ma tu żadnej opcji regulacji ANC, bowiem Sony zaimplementowało funkcję Adaptive NC Optimiser, mającą samodzielnie kontrolować natężenie hałasu i na tej podstawie precyzyjnie dostosowywać poziom izolacji. Działa to faktycznie bardzo skutecznie, choć dla pełnej kompletności fajnie byłoby zobaczyć też jednak tryb manualny.
No dobrze, do meritum – jakie jest ANC w Sony WH-1000XM6? Chyba nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiem, że sprawdza się ono wprost rewelacyjnie. Słuchawki są w stanie odizolować nas w bardzo znaczącym stopniu od wszelkiej maści hałasów, także tych bardziej niejednostajnych i w wyższych zakresach.
Tak na dobrą sprawę jedynym, co rzeczywiście odrobinę przebija się przez barierę redukcji hałasów, jest gwar i głośne rozmowy w pobliżu. Absolutnie nie jest to jednak taki duży poziom przebicia. Włączenie nawet cicho muzyki czy filmu załatwia sprawę, zatem np. hałaśliwi współpasażerowie w pociągu nam niestraszni.
Poza tym, wszystkie inne dźwięki, zarówno te niższe, jak szum klimatyzacji, warkot silnika, stukot klawiatury, odgłosy przejeżdżających pojazdów na ruchliwej ulicy – to wszystko izolowane jest w bardzo, bardzo dużym stopniu. W efekcie, Sony WH-1000XM6 to zdecydowanie właśnie te słuchawki, które pozwalają wręcz niemal całkowicie zapomnieć o tym, że znajdujemy się w jadącym pociągu, autobusie czy w zatłoczonej galerii handlowej.
I tutaj malutki zarzut. Zdarzały się bowiem sytuacje, gdzie w trakcie podróży komunikacją redukcja hałasów wychwytywała wjeżdżanie w większe nierówności drogi i dziury. Sprawiało to wówczas, że w takich momentach słuchawki reagowały delikatnie słyszalnym, krótkim zatrzeszczeniem. Nie uważam tego za rażący problem, ale z rzetelności odnotowuję, że miało miejsce.


Bardzo dobrze wypada też blokowanie wiatru, a przynajmniej do pewnego momentu, bo oczywiście są sytuacje, w których mocne podmuchy potrafią się przebić. W większości przypadków jednak słuchawki skutecznie filtrują wiatr, a – co za tym idzie – nie powoduje on nieprzyjemnego trzeszczenia z mikrofonów słyszalnego w słuchawkach.
Szalenie pozytywnie zaskoczył mnie tryb Ambient Sound. Zanim jednak przejdę do jego opisu, muszę wspomnieć, że oferuje on zarówno precyzyjną, 20-stopniową regulację głośności, jak też tryb auto, który sam dostosowuje głośność do warunków otoczenia.
Oprócz tego, mamy tu również znaną już dobrze ze słuchawek Sony funkcję Speak to Chat. Jej działanie opiera się na wykrywaniu momentu, gdy zaczynamy coś mówić – wówczas słuchawki przełączają się w tryb Ambient Sound i pozostają w nim dopóki nie skończymy rozmowy. Działa to naprawdę zaskakująco dobrze.
Ah, no i zapomniałbym o opcji Quick Attention. Ta z kolei pozwala na szybkie, tymczasowe włączenie trybu kontaktu poprzez położenie całej dłoni na panelu dotykowym. Tryb Ambient pozostaje wówczas aktywny tak długo, aż nie zdejmiemy dłoni.
A dlaczego tak bardzo pozytywnie zaskoczył mnie tryb Ambient Sound? Bo brzmi on bardzo naturalnie i wyraźnie, niezależnie od tego, czy mówimy o głosach osób czy pozostałych dźwiękach otoczenia. W zasadzie, gdyby nie trochę słyszalne szumy, było by wręcz idealnie, ale i tak jest świetnie.

Jakość dźwięku i brzmienie Sony WH-1000XM6, czyli szczegółowo i ciepło
Za brzmienie słuchawek Sony WH-1000XM6 odpowiadają przetworniki dynamiczne o średnicy 30 mm. Producent chwali się specjalną konstrukcją, wykorzystującą kopułkę z kompozytu włókna węglowego o dużej sztywności i specjalną cewkę drgającą. Słuchawki oferują dźwięk wysokiej jakości za sprawą kodeku LDAC (24-bit/96 kHz) oraz system upscalingu DSEE Extreme, mającego poprawiać jakość mocno skompresowanych utworów.
Powiedziałbym, że domyślne brzmienie Sony WH-1000XM6 ma bardzo uniwersalny charakter, przez co może spodobać się sporej rzeszy słuchających. Słuchawki prezentują wysoką jakość dźwięku i dużą rozdzielczość oraz trochę ciepłe, ale w gruncie rzeczy bardzo przyjemne strojenie.
Bas jest tutaj dość mocno zaznaczoną podstawą brzmienia. Przy tym jednak absolutnie nie jest on dudniący czy przesadnie przyćmiewający środek i górę – kontrola stoi na bardzo odbrym poziomie. Niskim tonom brakuje energii, zwartości i zwinności ataku. Na domyślnym ustawieniu słuchawki nie pomrukują wyjątkowo nisko, ale jednoczesnie nie powiem, by miały jakieś ubytki w sub-basie, bo wciąż jest go tutaj sporo.
Średnica jest bliska, ale nie da się ukryć, że brzmi dość ciepło, ale wciąż nie jest jeszcze zamulona. Wokale są delikatnie wygładzone, ale blisko im do naturalnych. Przede wszystkim doceniam, że nie brakuje tu rozdzielczości – detali jest naprawdę dużo, zwłaszcza na kodeku LDAC. Wysokie tony są bardzo łagodne, ale pozostają relatywnie dobrze wysunięte i nie sprawiają wrażenia całkowicie anemicznych.
Przy tym wszystkim słuchawki są bardzo podatne na korekcję, dzięki czemu chwila zabawy equalizerem (czy też użycie funkcji Find My Equalizer) sprawia, że jesteśmy w stanie bardziej dopasować brzmienie do naszego gustu. Ja sam musiałem nieco podbić wyższe-średnie i wysokie tony.
Sony WH-1000XM6 oferują wsparcie dla odtwarzania utworów w formacie przestrzennym 360 Reality Audio, które możemy znaleźć m.in. w Tidalu i Amazon Music. Z recenzenckiej rzetelności oczywiście sprawdziłem, jak się słucha takiej muzyki, ale – będąc szczerym – nie jestem ogromnym fanem tego rozwiązania. Dużo zależy też od staranności masteringu danego utworu, ale – z reguły – dźwięk w tym formacie jest mniej szczegółowy, a efekt przestrzenności bywa czasem przesadzony.


Jakość rozmów
Skoro mamy wysoką jakość dźwięku, wypadałoby, żeby także i w aspekcie rozmów telefonicznych Sony WH-1000XM6 sprawdzały się co najmniej dobrze. No i sprawdzają się. I to nawet bardzo, bardzo dobrze.
Do prowadzenia rozmów telefonicznych służy nam zestaw sześciu mikrofonów. Został tu też zastosowany system kształtowania wiązki, mający za zadanie skupiać się na izolowaniu naszego głosu od dźwięków otoczenia. W efekcie, ma to owocować jak najlepszą słyszalnością wypowiadanych przez nas słów.
No i muszę oddać, że faktycznie, Sony WH-1000XM6 wprost doskonale spisują się podczas prowadzenia rozmów, czy to tych telefonicznych, czy też poprzez komunikatory. Miałem okazję rozmawiać przez nie zarówno w domowym zaciszu, w hałaśliwej komunikacji miejskiej, jak i na zewnątrz.
W dosłownie żadnej z sytuacji moi rozmówcy nie uskarżali się na żadne większe niedogodności w trakcie rozmowy ze mną, a każde moje słowo było przekazywane bardzo wysoce zrozumiale. Przy tym też, dosłownie nigdy nie słyszałem osoby po drugiej stronie prośby pod tytułem: czy mógłbyś powtórzyć?. Rewelacja.

Podsumowanie – no to jakie są Sony WH-1000XM6?
Recenzja wyszła długa (wybaczcie!), więc może chociaż podsumowanie uda mi się trochę skondensować. W zasadzie mogłoby ograniczać się tylko do jednego zdania – Sony WH-1000XM6 to kolejne rewelacyjne słuchawki nauszne ze stajni marki. Sony pokazało, że niezmienne potrafi to robić i warto było czekać te trzy lata na kolejną generację, by znów otrzymać tak kompletny produkt, poprawiający pomniejsze bolączki i dodający coś nowego względem poprzednika.
Wysoka jakość dźwięku, kapitalne ANC i tryb Ambient Sound, masa funkcji zaszyta w aplikacji, świetny czas pracy, bardzo solidna, składana konstrukcja i dobra wygoda użytkowania – to tylko te najważniejsze z zalet. Docenić mogę też jakość rozmów, intuicyjne sterowanie dotykowe i fajne etui.
Nie znalazłem zbyt dużej ilości aspektów do czepiania się. Noszenie słuchawek na szyi nie należy do wygodnych, aplikacja w dalszym ciągu nie oferuje języka polskiego, a odtwarzanie przewodowe możliwe jest tylko przez złącze słuchawkowego, podczas gdy niektóre słuchawki (np. również flagowe Sonos Ace) oferują przesył audio po USB-C.
Pewną – nazwijmy to – niedogodnością może okazać się cena. Na moment premiery Sony WH-1000XM6 wycenione są na 2000 złotych. Tymczasem, poprzednia generacja, która wciąż pozostaje dostępna w sprzedaży, kosztuje około 1250 złotych. I, pokuszę się o stwierdzenie, że dla części klientów, zwłaszcza tych nieco mniej wymagających, to one mogą okazać się znacznie korzystniejszym wyborem, przynajmniej w aspekcie ceny.
Niemniej jednak trudno odmówić, że nowe Sony WH-1000XM6 niosą faktyczne usprawnienia względem poprzednika i w ogólnym rozrachunku bardzo mocno do siebie przekonują. Jeśli tylko wydatek takiej kwoty jest dla Was do przełknięcia, to nowe tysiączki będą zdecydowanie świetnym wyborem.