Samsung Galaxy Z Flip 5 (fot. Tabletowo)

Recenzja Samsunga Galaxy Z Flip 5. Jest lepiej, ale…

Nie ma chyba drugiego takiego smartfona, na premierę którego czekałabym w tym roku tak mocno, jak na Samsunga Galaxy Z Flip 5. Gdy tylko zaczęły pojawiać się na jego temat pierwsze przecieki, wiedziałam, że sporo się w nim zmieni. Po premierze moje emocje nieco opadły – zwłaszcza, gdy okazało się, że ekran zewnętrzny ograniczony jest do wyświetlania wyłącznie kilku aplikacji (i oczywiście widżetów), a akumulator – względem poprzednika – nie urósł nawet odrobinę. Testy trwały, a im dalej w las, tym… więcej rozczarowań. Na szczęście – do czasu.

Wiecie, że ze składanych smartfonów, zdecydowanie bardziej wolę flipy, które mieszczą się w kieszeniach nawet damskich spodni – zresztą, wygląda na to, że nie tylko ja. Również producenci zaczęli ostatnio dostrzegać, że ten segment rynku cieszy się popularnością, a dzięki temu robi się tu coraz bardziej gęsto. 

Mamy fajnego Oppo Find N2 Flip, ciekawego Huawei P50 Pocket czy wreszcie rewelacyjną Motorolę Razr 40 Ultra. Teraz dołączył do nich świeżo Samsung Galaxy Z Flip 5, który ma ambicje królować wśród puderniczek.

Nie bez powodu zresztą – potencjał jest tu bowiem ogromny. Szkoda tylko, że w dużej mierze domyślnie niewykorzystany… Ale nie wyprzedzajmy faktów.

Aha, bardzo ważna rzecz. Na zaproszenie Samsunga miałam okazję uczestniczyć, jako jedna z pięciu osób z Polski, w konferencji Unpacked 2023 w Seulu, w Korei, gdzie prezentowany był zarówno Galaxy Z Fold 5, jak i Galaxy Z Flip 5. Żeby było jednak jasne: to nie będzie miało najmniejszego wpływu na moją ocenę produktu, który otrzymałam do testów.

Specyfikacja Samsunga Galaxy Z Flip 5:

  • wyświetlacze:
    • wewnętrzny: Dynamic AMOLED 2X o przekątnej 6,7”, rozdzielczości 2640×1080 pikseli (22:9), częstotliwości odświeżania 1-120 Hz, 1750 nitów,
    • zewnętrzny: Super AMOLED o przekątnej 3,4”, rozdzielczości 720×748 pikseli i odświeżaniu 60 Hz, 1600 nitów,
  • ośmiordzeniowy procesor Snapdragon 8 Gen 2 for Galaxy z Adreno 740,
  • 8 GB RAM,
  • 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 4.0,
  • Android 13 z One UI 5,
  • aparat 12 Mpix f/1.8 OIS 1,8 μm, 83˚ + ultraszerokokątny 12 Mpix f/2.2, 1,22 μm, 123˚,
  • aparat przedni 10 Mpix f/2.2 1,22 μm, 85˚,
  • 5G,
  • eSIM,
  • Wi-Fi 6E,
  • Bluetooth 5.3,
  • GPS,
  • USB typu C,
  • akumulator o pojemności 3700 mAh, ładowanie 25 W, ładowanie indukcyjne 15 W,
  • wymiary:
    • w pozycji złożonej: 71,9 x 85,1 x 15,1 mm,
    • w pozycji rozłożonej: 71,9 x 165,1 x 6,9 mm,
  • waga: 187 g.
  • IPX8.

Cena w momencie publikacji recenzji: 5599 złotych za wersję 8/256 i 5999 złotych za 8/512.

Wersje kolorystyczne to niezła zagadka

Ależ mi się podobają wersje kolorystyczne, w jakich dostępny jest Galay Z Flip 5! – chciałabym powiedzieć, ale to nie jest prawda. Albo jest, tylko połowiczna. Bo – owszem – niesamowicie podobają mi się wersje dostępne ekskluzywnie na samsung.com. Są cztery: żółta, niebieska, zielona i szara, a ich główną zaletą – poza faktem, że mają matowe obudowy i matowe ramki – jest to, że kolory te są wyraziste, nasycone i “jakieś”.

Niestety, standardowe kolory, w jakich możemy kupić Galaxy Z Flipa 5, są… bez wyrazu, żeby nie powiedzieć: nudne. W udziale przypadł mi miętowy kolor (to tak zwany kolor hero, czyli najważniejszy dla producenta w przypadku tego modelu), który – no OK – może się podobać, ale według mnie byłby dużo ciekawszy, gdyby dodano mu więcej pigmentu. Sam pomysł na edycję miętową super, ale wykonanie… takie sobie.

Poza miętową wersją, w sklepach są także takie, jak beżowa, grafitowa i fioletowa. Przy czym trzeba pamiętać, że w przypadku standardowych kolorów, z jakimi tu mamy do czynienia, zarówno ramka, jak i obudowa, jest błyszcząca. Tego też nie rozumiem, zwłaszcza, że – już o tym zdążyłam kilka razy napisać – w Galaxy Z Flip 4 ramka była błyszcząca, a obudowa matowa, a w Galaxy Z Flip 3 – ramka matowa, a obudowa błyszcząca.

Galaxy Z Flip 4 dostępny był również w edycji specjalnej BeSpoke, gdzie każdy mógł zdecydować, jaki kolor będzie mieć zarówno dolna, jak i górna pokrywa obudowy. Biorąc jednak pod uwagę, że w piątce większą część górnej obudowy pokrywa ekran, nie spodziewam się, by Samsung wprowadził dla tej generacji opcję zrobienia dedykowanego pod siebie Flipa.

Wzornictwo, jakość wykonania

Samsung nie odkrył tutaj koła na nowo. Pod względem wzornictwa garściami czerpie z poprzednika, więc gdyby nie przeprojektowany zawias, dzięki któremu konstrukcja składa się na płasko, i sporo większy ekran zewnętrzny, trudno by było odróżnić je od siebie. Ma na to wpływ nie tylko zastosowanie takich samych materiałów (aluminium, szkło), ale również identyczne rozmieszczenie poszczególnych złączy i przycisków. 

Jedynie moduły aparatów umieszczone są nieco inaczej – zamiast pionowo – poziomo. I tu też warto się chwilę zatrzymać, bo ultraszeroki kąt jest przy krawędzi telefonu, co – jak się być może domyślacie – powoduje częste wkradanie się kciuka w kadr podczas robienia selfie.

Obudowa spełnia normę odporności IPX8, co oznacza, że składak Samsunga jest odporny na zanurzenia w wodzie słodkiej przez 30 minut na głębokości do 1,5 metra. Nie jest za to pyłoszczelny, o czym warto pamiętać.

Wewnętrzny wyświetlacz z jedną zmianą – ale nie tą najważniejszą

Wewnętrzny ekran Samsunga Galaxy Z Flip 5 to Dynamic AMOLED 2X o przekątnej 6,7”, rozdzielczości 2640×1080 pikseli (22:9), częstotliwości odświeżania 1-120 Hz i jasności do 1750 nitów (poprzednik miał do 1200 nitów).

Z rzeczy technicznych musicie wiedzieć, że ustawienia ekranu pozwalają na zmianę częstotliwości odświeżania ekranu ze standardowych 60 Hz na adaptacyjne dostrajanie od 1 do 120 Hz – oznacza to, że nie ma możliwości ręcznego ustawienia najwyższej wartości na stałe.

Druga kwestia to czytelność ekranu w pełnym słońcu. Z racji tego, że wewnętrzny ekran strasznie uwielbia zbierać odciski palców, jego widoczność bywa ograniczona – na szczęście jasność szczytowa jest fenomenalna i niweluje wszelkie niedogodności. Jasność minimalna również jest w porządku – nie razi po zmroku.

Największą wadą głównego wyświetlacza jest wciąż niezwykle rzucająca się w oczy i wyczuwalna pod palcami bruzda. Pokazując siostrze jakieś zdjęcie na Flipe 5 stwierdziła, że to właśnie zgięcie widoczne jest dla niej w pierwszej kolejności, a zdjęcie… trzeba się przyjrzeć.

I to właśnie tak jest – można się do tego przyzwyczaić, nie przeczę. Ale pierwszy kontakt bywa różny. Co więcej, to nie jest pierwsza generacja Flipa, a kolejna już z rzędu, gdzie aż się prosi, by Samsung wprowadził jakiekolwiek zmiany w wewnętrznym ekranie – konkurencja potrafi tworzyć konstrukcje ze zgięciem, które jest widoczne w naprawdę sporo mniejszym stopniu. Wierzę, że Samsung też da radę.

Zewnętrzny ekran to – początkowo – ogromne rozczarowanie

Jeeeej! Jak ogromna była moja radość, gdy zaczęły pojawiać się pierwsze przecieki na temat zwiększenia przestrzeni zewnętrznego ekranu w kolejnej generacji Flipa! Pomyślałam, że wreszcie będzie dużo bardziej funkcjonalny, niż miało to miejsce do tej pory. I wiecie co? Początkowo przeżyłam niesamowicie wielki zawód.

Zacznijmy jednak od technikaliów. Mamy tu do czynienia z zewnętrznym wyświetlaczem Super AMOLED o przekątnej 3,4”, rozdzielczości 720×748 pikseli i odświeżaniu 60 Hz. Jasność szczytowa wynosi 1600 nitów, a więc nie musicie się martwić o widoczność nawet w pełnym słońcu – co prawda jasność jest nieco niższa niż w wewnętrznym ekranie, ale różnica ta nie jest aż tak kolosalna. Brzmi doskonale – skąd zatem moje rozczarowanie?

Okazało się bowiem, że tuż po wyjęciu Galaxy Z Flipa 5 z pudełka i bez żadnej ingerencji możemy jedynie… korzystać z widżetów. Tych jest całkiem sporo: kalendarz, pogoda, ostatnie połączenia, bezpośrednie wybieranie, alarm, stoper, minutnik, dyktafon, kroki, sceny SmartThings, Finanse i dzienna aktywność.

Ich kolejność można oczywiście dowolnie edytować tak, by były jak najbardziej przydatne użytkownikowi w codziennym użytkowaniu. A, i można wyłączyć te, które uznamy za niepotrzebne. Działają w porządku i, w niewielkim stopniu, ale jednak, ograniczają konieczność sięgania po wewnętrzny ekran – chcąc sprawdzić na szybko powiadomienia, kalendarz czy pogodę.

Można też szybko odpisać na wiadomość z użyciem niewielkiej klawiatury ekranowej lub szablonu. 

Czego natomiast nie da się zrobić to… wyświetlić zdjęcia, gdy ktoś wyśle nam je np. na Messengerze. To trochę zabawne i przeczy idei dużego ekranu – po co mi on, skoro nie mogę wykorzystać jego potencjału? Przejdźmy jednak dalej, bo to jeszcze nie koniec.

Jak to nie można otwierać aplikacji na zewnętrznym ekranie?! – pomyślałam, gdy zaczęłam konfigurować telefon. Okazało się, że kilka programów można uruchamiać na małym wyświetlaczu, ale trzeba to włączyć w ustawieniach w funkcjach eksperymentalnych (Labs) – to właśnie tam znajdziemy aplikacje dozwolone na ekranie okładki

Dzięki temu możemy uruchamiać takie programy, jak Mapy Google, Netflix, Wiadomości SMS, Wiadomości Google (Google Messages) i YouTube. Trochę mało – przyznacie sami. Jasne – Samsung zapowiada rozszerzenie wsparcia na kolejne aplikacje, ale jakie i kiedy – nie wiadomo.

Rozczarowana szukałam rozwiązania tego stanu rzeczy. Okazało się, że takowe istnieje. Znajduje się w aplikacji Good Lock, którą trzeba pobrać z Galaxy Apps. Następnie, w zakładce Life up, szukamy MultiStar i pobieramy. Po przejściu tego kroku klikamy w I love foldables i tam – Cover widgets – Launcher widget. 

W ten sposób docieramy do miejsca, w którym możemy wybrać aplikacje, które mają działać na zewnętrznym wyświetlaczu Galaxy Z Flip 5. A przebierać możemy we wszystkich programach zainstalowanych na smartfonie – no wreszcie! Nie można było tak od razu? ;) Do pewnego momentu nie działała tylko jedna aplikacja, która paradoksalnie miałaby największy sens – Google Wallet, ale ostatecznie również ona zaczęła tu funkcjonować.

Najważniejsze jest jednak, że ten trick rozwiązuje największy problem zewnętrznego ekranu Galaxy Z Flipa i, pod względem funkcjonalności, stawia go na równi z Motorolą Razr 40 Ultra.

Działanie, oprogramowanie

Flagowe podzespoły na pokładzie – tu nie ma prawa cokolwiek źle działać. I dokładnie tak jest w rzeczywistości. Do dyspozycji mamy bowiem ośmiordzeniowy procesor Snapdragon 8 Gen 2 for Galaxy z Adreno 740, 8 GB RAM i Androida 13 z One UI 5.1.1. Wszystko pracuje tak, jak trzeba – szybko i wydajnie. 

Zauważyłam jednak, że aplikacje nie są zbyt długo trzymane w pamięci podręcznej. I choć tak być nie powinno, to uruchamiają się błyskawicznie, więc ich przeładowanie się nie powinno stanowić większego problemu. A jak jest z temperaturami?

Musicie wiedzieć, że przez moje ręce przeszły dwa egzemplarze Galaxy Z Flip 5 – tak zwany golden sample z niefinalnym oprogramowaniem i wersja sprzedażowa, by sprawdzić czy dostrzeżone przeze mnie problemy występują szerzej. Wspominam o tym teraz, bo kwestia grzania się telefonu jest jedną z tych, nad którymi pochyliłam się w obu sztukach tak samo mocno, ale wrócę do tematu również przy okazji czasu pracy baterii.

A zatem – czy Galaxy Z Flip 5 się grzeje? I tak, i nie – swego czasu to było moje ulubione powiedzonko, ale tutaj naprawdę ma rację bytu. Korzystając z Flipa na WiFi trudno jest odczuć, by jego obudowa stawała się ciepła – chyba, że dłużej korzystając z niego za jednym posiedzeniem (dłużej to tak średnio kwadrans) lub podczas grania, to wtedy jak najbardziej. Przy czym nie są to temperatury, którymi trzeba się martwić – ot, obudowa staje się odczuwalnie ciepła.

Przełączając się jednak na dane mobilne po jakimś czasie przeglądania internetu, pisania na komunikatorach, etc., telefon staje się bardzo ciepły, a momentami wręcz gorący. Górna część telefonu, czyli tam, gdzie znajduje się zewnętrzny ekran, osiąga nawet ponad 42 stopnie… Na egzemplarzu sprzedażowym zdarzyło mi się to zaledwie kilka razy w ciągu dwóch tygodni, ale wciąż jest to coś, o czym wypada wspomnieć.

W benchmarkach Galaxy Z Flip 5 wypada następująco:

  • Geekbench 6:
    • single core: 2012
    • multi core: 5181
    • OpenCL: 8226
    • Vulkan: 7425
  • 3DMark:
    • Sling Shot: max
    • Sling Shot Extreme – OpenGL ES 3.1: max
    • Wild Life: max
    • Wild Life Extreme: 3435
    • Wild Life Stress Test: 12118 / 4316 / 35,6%
    • Wild Life Extreme Stress Test: 3824 / 1408 / 36,8%
    • Solar Bay: 5586
    • Solar Bay Stress Test: 5666 / 2513 / 44,4%

W stress testach widać wyraźnie to, jak świetną wydajność oferuje sprzęt przy pierwszej pętli i jak szybko z niej spada w kolejnych, by od piątej do końca zachować mniej-więcej podobny wynik.

Zaplecze komunikacyjne

Telefon został wyposażony we wszystkie moduły, których powinniśmy oczekiwać. Mamy tu zatem 5G, eSIM, WiFi 6E, NFC, Bluetooth 5.3 i GPS. Żaden z nich nie sprawiał podczas testów najmniejszych problemów. Zasięg sieci komórkowej był stabilny, WiFi wykorzystywało potencjał posiadanego przeze mnie łącza, bezproblemowo telefon pozwalał na płatności zbliżeniowe i łączenie się ze smartwatchami czy głośnikami, a lokalizacja i nawigowanie do celu zawsze było poprawne.

Jakość rozmów jest bardzo dobra. Do tego stopnia, że mama – z którą rozmawiam prawdopodobnie przez wszystkie testowe smartfony – zwróciła uwagę, że wyjątkowo dobrze mnie słychać. Ja również nie miałam trudności ze zrozumieniem moich rozmówców.

Telefon został wyposażony w 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 4.0, z czego do wykorzystania pozostaje nam 222 GB. Niestety, pamięci nie można rozszerzyć z użyciem slotu kart microSD, bo go najnormalniej w świecie nie ma. W sprzedaży znajdziemy również wersję z większą przestrzenią na pliki – 512 GB. Samsung jednocześnie zrezygnował z modelu z 128 GB ze względu na brak kości UFS 4.0 w takiej konfiguracji.

Szybkość pamięci standardowo zmierzyłam z użyciem aplikacji CPDT:

  • szybkość sekwencyjnego zapisu danych: 601,67 MB/s,
  • szybkość sekwencyjnego odczytu danych: 825,73 MB/s,
  • szybkość losowego zapisu danych: 34,92 MB/s,
  • szybkość losowego odczytu danych: 24,66 MB/s,
  • kopiowanie pamięci: 11,97 GB/s.

Zabezpieczenia biometryczne

Tutaj, porównując do Galaxy Z Flip 4, nie zmieniło się nic. W dalszym ciągu mamy do czynienia z czytnikiem linii papilarnych, umieszczonym we włączniku, jak również rozpoznawaniem twarzy, które – rejestrując raz – działa zarówno na przednim aparacie, jak i głównym.

Oba rozwiązania działają bezproblemowo. Właściwie nie kojarzę sytuacji, w której jedno z nich spowodowałoby moją irytację spowodowaną brakiem możliwości szybkiego odblokowania telefonu.

Głośniki to jedna z zalet Flipa 5

Pomimo tak smukłej konstrukcji i ograniczonej ilości miejsca na audio, dostajemy naprawdę nieźle brzmiące głośniki, które charakteryzują się podziałem 50/50 i w pełni konfigurowalnym Dolby Atmos. To wszystko daje nam bardzo przyjemny dźwięk przestrzenny, w którym słychać czyste wysokie i średnie tony, nawet znalazło się miejsce na trochę basu, ale z pewnymi zastrzeżeniami. 

Po pierwsze, nie możemy dociskać tyłu obudowy smartfona, bo zmienia się charakterystyka dźwięku, Po drugie, dolny głośnik grzeje się podczas odtwarzania muzyki w wyższych rejestrach – do tego stopnia, że trzymając smartfon czułem ciepło pod palcem tylko w jednym punkcie – tam, gdzie zamontowany jest głośnik.

Czy mam jakieś zarzuty względem głośników Flipa? Mogłyby być lekko głośniejsze, ale i tak, jak na składaną konstrukcję, są naprawdę przyjemne. Porównując jakość audio do Galaxy S23 Ultra muszę przyznać, że małej konstrukcji Flipa naprawdę niewiele brakuje, żeby być na równi z nim. Wszystko rozbija się o głośność maksymalną i ten nieszczęsny bas. 

Czas pracy

3700 mAh – akumulator o dokładnie takiej pojemności Samsung zastosował w zeszłorocznym Galaxy Z Flip 4 i w przypadku tegorocznego Galaxy Z Flip 5 postanowił to powtórzyć. To nie mogło skończyć się dobrze i… rzeczywiście, jest mniej-więcej, jak w przypadku poprzednika. Choć początkowo było dużo gorzej.

Jeśli uważnie czytacie niniejszą recenzję wiecie już, że przez moje ręce przeszły dwa egzemplarze Samsunga Galaxy Z Flip 5. Pierwszy potrafił rozładować się, mając na liczniku zaledwie 1,5 h SoT, korzystając z danych mobilnych. Ok. 2,5 h SoT na LTE to był standard, a na WiFi – ok. 3 h SoT, w porywach do 4 h, ale bardzo sporadycznie…

Uwierzyłam, że czas działania tego telefonu powinien być tak zły do momentu, gdy zaczęły pojawiać się pierwsze zagraniczne recenzje, które nie wskazywały na żaden problem z baterią. Ba, wręcz chwaliły Flipa za czas działania. Wtedy zaświeciła mi się lampka, że – hej – może z egzemplarzem testowym jest jakiś problem. Golden sample potrafią takowe problemy mieć, zwłaszcza, jeśli nie mają finalnego oprogramowania. Wymieniłam sztukę na sprzedażową. Czy coś się zmieniło?

Z całą pewnością: jest lepiej. Nie powiem, źe jest za co chwalić Galaxy Z Flipa 5, ale mogę odetchnąć i stwierdzić, że czas działania jest porównywalny do poprzednika, czyli ok. 3-3,5 h SoT na danych mobilnych i ok. 4,5 h SoT na WiFi (raz nawet prawie mi się udało dobić do 5 h SoT). A to wszystko z ekranem w jasności automatycznej, najczęściej nieprzekraczającej 60% skali. Przy wyższej czas pracy może być jeszcze krótszy. 

Zauważyłam też, że telefon ma tendencję do tracenia sporej ilości energii, gdy leży nieużywany. Na 8 godzin nocy traci średnio 7-8% – to sporo. Podobno rozwiązaniem problemu jest wyłączenie ustawień baterii adaptacyjnej – jeśli macie Flipa 5 warto to sprawdzić.

Kiepsko jest, gdy mówimy o ładowaniu. To wciąż, niezmiennie, 25 W. Podczas testów ładowałam Galaxy Z Flipa 5 ładowarką 45 W od Nothing Phone – czas ładowania trwał 85 minut.

Urządzenie można ładować również indukcyjnie z mocą 15 W, jak również udostępniać energię innym sprzętom zwrotnie.

Aparat

Patrząc na parametry zastosowanych aparatów trzeba stwierdzić jedno: trudno znaleźć jakiekolwiek różnice względem poprzedniej generacji. Zarówno we Flipie 4, jak i we Flipie 5, mamy do czynienia z główną jednostką 12 Mpix (f/1.8 OIS 1,8 μm, 83˚) i ultraszerokokątną 12 Mpix (f/2.2, 1,22 μm, 123˚). Na papierze zatem bez zmian. A w rzeczywistości?

Różnicę widać na pierwszy rzut oka i nie są to wyłącznie moje domniemania, a wnioski, które można wysnuć po zrobieniu zdjęć tych samych kadrów chwilę po sobie oboma modelami – w obu przypadkach na automacie z włączonym AI. 

To, co od razu rzuca się w oczy, to inne nasycenie kolorów – w poprzedniku kolory potrafiły być maksymalnie przesycone, tymczasem w nowym modelu Samsung ładnie to zbalansował. Odnoszę też wrażenie, że Galaxy Z Flip 5 charakteryzuje się nieco lepszą szczegółowością. 

W recenzji Samsunga Galaxy Z Flip 4 pisałam, że Jedyne, czego mi brakuje, to tak na dobrą sprawę większej przestrzeni tonalnej i teleobiektyw. I tym razem również mogłabym się podpisać pod swoimi słowami – są wciąż aktualne. Bo – jasne – ogólnie Samsung Galaxy Z Flip 5 pozwala zrobić ładne zdjęcia, ale z zoomem tutaj zbyt wiele nie podziałamy. I jeszcze popracowałabym nieco nad HDR-em.

Gdybym miała teleobiektyw… – to zdanie towarzyszyło mi podczas testów Galaxy Z Flipa 5 nad wyraz często. Maksymalnie do naszej dyspozycji jest zoom 10-krotny, ale niestety na niewiele się zdaje. Dwukrotny jest jeszcze zdecydowanie akceptowalny, ale cokolwiek wyżej – już nie.

Tryb portretowy, jak przystało na Samsunga, działa bezproblemowo i, co ważne, nie tylko na ludziach, ale też zwierzętach czy przedmiotach. Tryb nocny natomiast skutecznie podnosi jakość zdjęć robionych po zmroku – największą różnicę widać fotografując głównym aparatem, ale przy ultraszerokokątnym czasem też jest to dostrzegalne (aczkolwiek rzadziej – tu często efekt w trybie automatycznym jest identyczny jak w dedykowanym nocnym).

i trochę pionowych:

Ultraszeroki kąt tradycyjnie rejestruje – jak sama nazwa wskazuje – szerszy kąt, kosztem niestety ilości detali i ostrości.

W przednim aparacie zaszła zmiana. Mimo, że mamy wciąż rozdzielczość 10 Mpix, to zamiast f/2.4 Samsung sięgnął po f/2.2. Przy czym odnoszę wrażenie, że nie ma tu to właściwie żadnego znaczenia – skoro bowiem możemy robić zdjęcia selfie głównym aparatem to po co sięgać po selfie? Domyślnie robi zdjęcia w proporcjach 1:1, natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, by je zmienić na standardowe.

O wideo warto wiedzieć:

  • maksymalna jakość nagrywania to UHD 60 fps, maksymalny dostępny zoom – 10x, brak możliwości korzystania z ultraszerokiego kąta,
  • maksymalna jakość nagrywania ultraszerokim kątem to UHD 30 fps, maksymalny zoom – 10x,
  • istnieje tryb “duża stabilność”, czyli nic innego, jak ultrastabilizacja, przy czym dostępny jest jedynie w Full HD 30 fps i automatycznie przełącza się w ultraszeroki kąt (na 1x też można z niej korzystać),
  • do naszej dyspozycji jest tryb wideo pro, w którym możemy ustawiać dowolnie ISO, szybkość migawki, ekspozycję, ostrość, balans bieli i mikrofon (wewnętrzny czy zewnętrzny – na USB czy Bluetooth),
  • zarówno w przypadku głównego, jak i przedniego aparatu, możemy korzystać z trybu portretowego wideo, który radzi sobie zaskakująco poprawnie – widać miejscami artefakty przy włosach, ale w ogólnym rozrachunku jest OK,
  • jest też perspektywa reżysera – opcja nagrywania z obu aparatów jednocześnie oraz, co ważne, jednoczesnego zapisywania obu nagrań lub nałożonych na siebie,
  • nie zabrakło bardzo zwolnionego tempa, zwolnionego tempa i hyperlapse,
  • maksymalna jakość nagrywania wideo przednim aparatem to UHD 60 fps,
  • podczas nagrywania wideo można przełączać się pomiędzy głównym aparatem a przednim – wystarczy przesunąć palcem po ekranie w dół lub w górę.

Podsumowanie

Miłość, która trwa tylko tyle, na ile pozwala bateria – tak pierwotnie miał brzmieć tytuł niniejszej recenzji. Gdy jednak wymieniłam testowy egzemplarz i ten czasem pracy zbliżył się do poprzedniej generacji, musiałam sięgnąć po coś innego. W mojej głowie mam taką myśl: serce, nie rozum, co doskonale koresponduje z podsumowaniem recenzji Samsunga Galaxy Z Flip 4.

Pisałam wtedy:

Nie zawsze w walce rozumu z sercem wygrywa to pierwsze i dokładnie tak samo mam w przypadku tego urządzenia… Trochę rzeczy mi w nim nie gra, a mimo wszystko mnie do niego ciągnie ;)

Z całą pewnością Galaxy Z Flip 5 zasługuje na pochwałę za to, że wreszcie składa się na płasko (konkurencja już dawno to ogarnęła…), dzięki czemu przez szczelinę nie dostaje się do jego wewnętrznego ekranu kurz, z czym mieliśmy do czynienia z poprzednich generacjach. Super też, że wreszcie producent postawił na duży zewnętrzny ekran, ale nie rozumiem ograniczania jego możliwości, by zaraz później podarować narzędzie, które je rozszerza (mam tu na myśli oczywiście Good Locka).

Motorola Razr 40 Ultra, czyli w tym momencie największa konkurencja samsungowego flipa, dostała ode mnie 8,4/10, więc nie wyobrażam sobie, by Galaxy Z Flip 5 skończył z niższą notą.

Na razie zatem ustalmy, że oba modele remisują, a dokładnie różnice pomiędzy nimi rozpiszę już niebawem w porównaniu obu smartfonów. Bo to nie jest tak, że jednoznacznie można wskazać zwycięzcę tego pojedynku.

Choć początkowo wszystko wskazywało na to, że pojedynek będzie jednostronny… na korzyść Motoroli.

Recenzja Samsunga Galaxy Z Flip 5. Jest lepiej, ale…
Zalety
wreszcie spory ekran zewnętrzny, ale żeby go w pełni wykorzystać trzeba pokombinować
składana konstrukcja
świetny ekran wewnętrzny, choć z widocznym zagięciem
szybkość działania
dobre aparaty
szybki czytnik linii papilarnych
wodoszczelna konstrukcja
ładowanie indukcyjne (15 W)
pełne zaplecze komunikacyjne
Wady / braki
mała bateria, która nie zawsze wystarcza na cały dzień
wolne (choć z nazwy “szybkie”) ładowanie
brak gniazda 3.5 mm jack audio i microSD
dual SIM tylko w opcji z e-SIM
brak ładowarki w zestawie
8.4
Ocena