smartband Fitbit Charge 6
smartband Fitbit Charge 6 (fot. Piotr Bukański | Tabletowo.pl)

Recenzja Fitbit Charge 6. Smartband z kilkoma bajerami

Najnowsza inteligentna opaska od przejętej przez Google marki Fitbit zadebiutowała w Polsce na początku października 2023 roku. Jej sprzęty nie cieszą się w naszym kraju szaloną popularnością, a szkoda, bo Fitbit Charge 6 to urządzenie, którym warto się zainteresować, bo oferuje naprawdę sporo, choć… póki co w zdecydowanie wysokiej cenie.

Design i jakość wykonania

Nie będę łamać swoich własnych tradycji, dlatego na samym początku kilka słów o pudełku i zestawie sprzedażowym. Fitbit Charge 6 dostarczany jest do nas w prostokątnym pudełku z logiem marki, nazwą modelu i grafiką przedstawiającą urządzenie. Producent nie chwali się na opakowaniu żadnymi funkcjami opaski. Wewnątrz znajdziemy kolejne pudełko – tym razem białe, minimalistyczne, jedynie z wytłoczonym logo Fitbit.

Całość upakowana jest bardzo elegancko i można mieć wrażenie, że mamy do czynienia ze swego rodzaju sprzętem premium (na co w pewien sposób wskazywałaby także cena). W zestawie sprzedażowym znajdziemy smartband, kabel do ładowania ze złączem magnetycznym, dokumentację oraz dodatkową opaskę w rozmiarze L.

Jeśli chodzi o sam design, to nie ma tutaj większej filozofii ze względu na to, że jest to po prostu inteligentna opaska. Mamy więc standardowo do czynienia z niewielkim wyświetlaczem z szerszymi ramkami na nad i pod nim. Po lewej stronie znalazł się pojemnościowy przycisk służący zarówno do wybudzania opaski, jak i pełniący funkcję klawisza powrotu do tarczy zegara. Warto dodać, że koperta wykonana jest z aluminium.

Z kolei na pleckach urządzenia znalazły się czujniki, które szczegółowo omówię w części dotyczącej monitorowania aktywności oraz 4 piny służące do ładowania. Jeśli chodzi o pasek, można go wymienić – producent jednak nie zastosował tutaj klasycznych teleskopów, ale autorskie zapięcie, dzięki któremu proces wymiany jest banalnie prosty. Wystarczy „kliknąć”, następnie wyjąć pasek, a na jego miejsce włożyć nowy.

Fitbit Charge 6 jest dostępny w trzech wariantach kolorystycznych: czarnym, białym oraz pomarańczowym. Na mój nadgarstek w ramach testów trafiła ta ostatnia wersja. Nie jest to co prawda odblaskowo-drogowy odcień tego koloru, jednak trzeba przyznać, że naprawdę się wyróżnia i trudno o to, by ktoś nie zauważył go na naszej ręce. Taka wersja może nie przemawiać do sporej części potencjalnych użytkowników, dla nich pozostają jednak do wyboru dwa warianty w klasycznych kolorach.

Urządzenie jest wodoodporne, jednak ani na stronie producenta, ani na stronach sprzedażowych nie znajdziemy informacji o tym, jak bardzo. Podczas moich testów wytrzymał jednak zarówno prysznic, jak i basen. Deklaracja producenta nie jest więc w żaden sposób przesadzona, ponieważ opaska nadal działa. Co ważne, po ponad dwóch tygodniach testów na smartbandzie nie ma właściwie żadnych śladów użytkowania, a miałem go na nadgarstku prawie przez cały czas.

Wrócę jeszcze na moment do samych pasków, ponieważ miałem z nimi nie najlepsze wspomnienia podczas testów smartwatcha tego producenta, a dokładnie modelu Fitbit Sense 2.

Po pierwsze, w tamtym modelu po dwutygodniowych testach na pasku gołym okiem widoczne były przetarcia – tutaj nie ma z tym problemu. Po drugie (chociaż to oczywiście mocno indywidualna sprawa) Sense 2, a właściwie jego paski, były jedynymi ze wszystkich testowanych przeze mnie urządzeń typu wearable, które nie polubiły się z moją skórą i wywołały reakcje alergiczną. Tego problemu również nie miałem w testowanym teraz Charge 6.

Paski wykonane są z dobrej jakości silikonu i na nadgarstku urządzenie nosi się komfortowo. Trudno przyczepić się tutaj do jakości wykonania. Wszystko wygląda i działa tak, jak należy.

Wyświetlacz i działanie opaski

Fitbit Charge 6 został wyposażony w 1,04-calowy wyświetlacz, wykonany w technologii AMOLED, o rozdzielczości 184 x 276 pikseli. Producent nie zdradza niestety szczegółów na temat maksymalnej jasności ekranu wyrażonej w nitach. Nie mogę się więc podzielić z Wami tymi danymi, a jedynie swoimi odczuciami związanymi z korzystaniem z tego sprzętu.

Skoro AMOLED, to i głęboka czerń, wysoki współczynnik kontrastu oraz dobre kąty widzenia. Jeśli chodzi o jego jasność, jest w zupełności wystarczająca do komfortowego korzystania na co dzień. Chociaż podczas moich testów dni z pełnym słońcem było niewiele, to jednak udało mi się sprawdzić działanie smartbanda w takich warunkach i nie mam co do niego żadnych zastrzeżeń.

Warto zaznaczyć, że mamy tutaj dostępny tryb Always on Display, nazwany w ustawieniach wyświetlacza jako „ekran zawsze włączony”. Jego styl dostosowuje się do obecnie wybranej tarczy zegara.

A skoro już o nich mowa, w aplikacji Fitbit do wyboru mamy 29 tarcz, jednak każdą z nich możemy dostosowywać do swoich potrzeb, edytując jej kolorystykę bądź informacje, jakie mają być wyświetlane na ekranie oprócz godziny.

Największy minus ekranu? Zdecydowanie brak czujnika światła, a co za tym idzie możliwości automatycznego dostosowywania jasności ekranu do panujących warunków oświetleniowych. Oczywiście można się do tego przyzwyczaić, ponieważ w zdecydowanej większości przypadków w ciągu dnia dobrze sprawdza się „normalne podświetlenie”. Kłopotliwe może być to w nocy, ponieważ wówczas opaska razi w oczy, a każdorazowe przełączanie na „ciemne podświetlenie” przed pójściem spać może być dość kłopotliwe. Ewentualnie rozwiązaniem jest przejście w tryb uśpienia na czas snu.

Wybudzanie ekranu może odbywać się zarówno przez naciśniecie wspomnianego już przeze mnie przycisku, jak i gestu podniesienia nadgarstka. Samo sterowanie opaską jest bardzo intuicyjne, a wyświetlacz dobrze reaguje na dotyk. Urządzenie pracuje w oparciu o autorski system FitbitOS, który sprawdza się naprawdę dobrze. Nie natrafiłem na żadne widoczne zamuły czy całkowite zacięcie się systemu. Jego działanie jest bardzo dobrze zoptymalizowane pod kątem niewielkiego wyświetlacza.

W smartbandzie znajdziemy standardowe funkcje, takie jak alarm, minutnik czy możliwość uruchomienia trybu treningowego, ale jest również kilka rzeczy, dzięki którym warto zwrócić uwagę na ten sprzęt. Mam tutaj na myśli przede wszystkim zainstalowany w opasce moduł NFC, dzięki któremu można płacić zbliżeniowo.

W tej kwestii nastąpiło spore ułatwienie względem poprzedniej edycji. Przypomnę tylko, że Fitbit Charge 5 obsługiwał jedynie system płatności Fitbit Pay, który był oferowany przez ograniczoną liczbę banków. Do nowej wersji możemy podpiąć swój portfel Google, którego konfiguracja zajmuje dosłownie 2 minuty.

Kolejną przydatną funkcją, która może przekonać potencjalnych klientów do tego sprzętu, jest integracja z Mapami Google, a dokładnie możliwość wyświetlania wskazówek dotyczących trasy bezpośrednio na nadgarstku. Wystarczy, że Fitbit Charge 6 jest połączony ze smartfonem, na którym uruchomicie Mapy Google, a na jego wyświetlaczu pokażą się informacje na temat dotarcia do docelowego miejsca. Jest to przydatne np. w mieście, kiedy nie chcemy chodzić z odpaloną nawigacją na smartfonie – zamiast tego możemy dyskretnie spoglądać na nadgarstek.

Jeśli słuchasz muzyki z YouTube Music, to ta nowość z pewnością Ci się spodoba. Producent umożliwił bowiem użytkownikom Fitbit Charge 6 sterowanie odtwarzaną za pomocą tej platformy muzyką. Można zatrzymać, ponownie włączyć, a także pominąć aktualnie grany utwór.

W górę od tarczy zegara z znajdują się skróty do Portfela Google, trybu nie przeszkadzać, trybu uśpienia, ustawień wybudzania przez podniesienia nadgarstka, funkcji znajdź telefon, a także ustawień. W dół od ekranu głównego (czyli po przesunięciu palcem w górę) znajdują się informacje związane z naszą aktywnością. Z kole przesuwając po ekranie w lewo lub prawo przejdziemy do pozostałych funkcji urządzenia m.in. wspomnianych już Map Google i YouTube Music.

Przy okazji opisywania działania warto podkreślić, że Fitbit Charge 6 jest kompatybilny zarówno z urządzeniami Android, jak i iOS, oczywiście po zainstalowaniu aplikacji Fitbit.

Powiadomienia

Dla wielu osób, które zastanawiają się nad zakupem tej opaski, ważną kwestią jest z pewnością to, jak bardzo smart jest ten sprzęt i na jakie interakcje z powiadomieniami pozwolił producent. Jest to istotny z punktu widzenia użytkownika temat, dlatego pozwolę sobie go nieco rozwinąć.

W aplikacji Fitbit możemy ustalić kilka kwestii: przede wszystkim to, czy chcemy otrzymywać powiadomienia na nasz nadgarstek, a także wybrać to, z jakich aplikacji chcemy je otrzymywać.

Powiadomienia działają poprawnie. Na opasce pokazują się z około 3-sekundowym opóźnieniem względem smartfona. W przypadku połączeń przychodzących mamy możliwość ich odrzucenia, odebrania (chociaż nie przeprowadzimy rozmowy na smartbandzie) lub odpowiedzenia za pomocą szybkich odpowiedzi. Kiedy dzwoniący do nas numer zapisany jest w kontaktach na smartfonie, na ekranie opaski zobaczymy jedynie nazwę tego kontaktu – bez numeru telefonu.  

W przypadku otrzymania wiadomości SMS, z Messengera, Whatsappa lub innego komunikatora, możemy na nią opowiedzieć za pomocą kilku dostępnych emotikon lub szybkich odpowiedzi, które bez problemu edytujemy w aplikacji. Trzeba przyznać, że ten smartband oferuje pod względem powiadomień tyle, ile niektóre urządzenia pretendujące do miana smartwatchy, choćby testowane przeze mnie, jak Amazfit GTR Mini czy Hammer Watch Plus.

Monitorowanie aktywności i zdrowia

Fitbit Charge 6 to urządzenie przeznaczone przede wszystkim do monitorowania aktywności i parametrów zdrowotnych. Radzi sobie z tym naprawdę dobrze, chociaż ja napotkałem na dość denerwujące mankamenty, które potrafią skutecznie „podnieść ciśnienie” podczas codziennego użytkowania.

Google deklaruje, że Charge 6 zapewnia najdokładniejsze monitorowanie pulsu ze wszystkich trackerów marki Fitbit. To wszystko możliwe jest dzięki ulepszonemu algorytmowi uczenia maszynowego. Taki sam zastosowany został w Google Pixel Watch. Wyniki pomiarów porównywałem z pulsoksymetrem i, muszę przyznać, że wyszło dużo lepiej niż się spodziewałem. Aż 8 na 10 pomiarów wskazało dokładnie ten sam wynik lub różniący się zaledwie o jedno uderzenie serca na minutę. Dwa pozostałe pomiary nie odstawały na więcej niż 5 uderzeń.

W urządzeniu mamy również dostępny pomiar natlenienia krwi, jednak jego wyniki trudno porównać z pulsoksymetrem ze względu na fakt, że nie możemy za pomocą opaski dokonać takiego pomiaru „na życzenie”. Wykonywany jest on automatycznie, a następnie obliczana jest jego dobowa średnia, która przekazywana jest do aplikacji.

Producent wyposażył Fitbit Charge 6 także w czujniki pozwalające mu na pomiar temperatury ciała, EKG oraz EDA. Adekwatność tych pomiarów trudno jednak realnie ocenić.

Czujnik EDA przeznaczony jest do pomiaru poziomu stresu. Działa to tak, że po 3 minutach od uruchomienia modułu w połączeniu z aplikacją otrzymujemy punktowy wynik. Fitbit pozwala też zarządzać samopoczuciem i przeprowadzić sesje relaksacyjne.

Badanie EKG w celu oceny rytmu serca pod kątem migotania przedsionków trwa zdecydowanie krócej, bo 30 sekund. Po jego wykonaniu otrzymujemy informację na temat tego czy nasz rytm zatokowy jest poprawny, czy też nie. W obu przypadkach podczas dokonywania pomiarów przytrzymujemy urządzenie z obu stron po bokach na metalowych płytkach palcem wskazującym i kciukiem.

Oczywiście nie jest to sprzęt medyczny, więc wszelkie pomiary należy traktować raczej w formie ciekawostki i niecodziennego bajeru niż realnych pomiarów. Z tego też względu podczas korzystania z opaski przez ponad dwa tygodnie wykonałem je zaledwie dwa, może trzy razy w celu sprawdzenia ich działania. Uważam, że dla zwykłego użytkownika, takiego jak ja, są to zupełnie niepotrzebne moduły, które wpływają na zwiększenie końcowej ceny produktu.

Na pokładzie mamy także monitorowanie snu, które działa poprawnie. Nie zauważyłem większych odchyleń np. w godzinach położenia się, bądź nocnych przebudzeń. W tym względzie opaska radzi sobie całkiem nieźle.

Przejdźmy teraz to trybów treningowych, bo w Fitbit Charge 6 to słodko-gorzka sprawa.

Trybów sportowych znajdziemy tu dokładnie 40 i nie jest to imponujący wynik, patrząc na to, że tańsze od tego modelu urządzenia, m.in. Mi Band 7, oferują tych trybów ponad 100 (mówią jednak, że nie liczy się ilość, ale jakość). Wśród nich znalazły się klasyczne aktywności (spacer, bieganie czy pływanie) oraz nowe, takie jak HIIT oraz jazda na snowboardzie.

Z pewnością na plus jest fakt, że urządzenie automatycznie wykrywa 7 rodzajów aktywności. Są to: spacer, bieganie, rower, orbitek, sport, trening aerobowy oraz pływanie. Minimalny czas, po którym nasza aktywność zostanie wykryta przez opaskę, to 10 minut, ale możemy go wydłużyć według własnego uznania. Warto pokreślić, że podczas automatycznego rejestrowania aktywności nie zostają zapisane dane o naszej lokalizacji.

Co prawda producent wyposażył tracker w moduły GPS i GLONASS, jednak do ich działania można mieć sporo zastrzeżeń. Pierwsza „trudność”, na jaką się natknąłem w tym temacie?

Przed rozpoczęciem krótkiej przebieżki, by sprawdzić działanie pozycjonowania w opasce, włączyłem tryb „Bieganie”, odczekałem około 30 sekund, by GPS złapał „fixa” i rozpocząłem bieg. Po jego zakończeniu okazało się jednak, że w aplikacji nie widać trasy biegu. Powód? Znalazł się dopiero w ustawieniach. Okazało się, że domyślne ustawienie modułu GPS to „Dynamiczny” i trzeba zmienić tę wartość na „wbudowany”. To jednak nie koniec problemów.

Po przełączeniu trybów przyszedł czas na próbę numer dwa. Okazało się, że przed uruchomieniem trybu treningowego trzeba jednak uzbroić się w cierpliwość, ponieważ w moim przypadku łączenie z GPS trwało około dwie minuty. Podczas biegu spoglądałem na nadgarstek i zauważyłem, że co kilkanaście sekund na wyświetlaczu ukazywało się „wyszukiwanie sygnału”.

Po zakończonej testowej przebieżce okazało się, że co prawda tym razem dane się zapisały, ale są one mocno nieprecyzyjne. Na mapie widać różnicę sięgającą momentami nawet kilku metrów od rzeczywistej trasy. Czy tracker za prawie 800 złotych, który ma służyć przede wszystkim do monitorowania aktywności, powinien tak działać? Według mnie niekoniecznie. Być może jest to wina mojego testowego egzemplarza, chociaż wątpię, bym miał takiego pecha do urządzeń Fitbit (dla przypomnienia: kiedy testowałem Sense 2 w ogóle nie udało mi się połączyć z GPS-em).

Abstrahując jednak od dokładności pomiarów, wszystkie zebrane podczas treningu dane możemy podejrzeć w aplikacji Fitbit. Od sierpnia tego roku Google wprowadziło w niej sporo zmian. Teraz podzielona jest ona na trzy sekcje. W pierwszej, nazwanej „dzisiaj”, chodzi przede wszystkim o codzienne cele i metryki, ale także m.in. o możliwość uzyskania wskazówek treningowych oraz osobistych szczegółów na temat swoich osiągnięć i postępów.

Kolejną zakładką jest „trener” – znajdziemy w niej sporo wskazówek oraz gotowych zestawów ćwiczeń. Niestety, za większość z nich trzeba zapłacić, ponieważ dostępne są jedynie dla użytkowników z wykupionym Fitbit Premium. Z kolei ostatnią sekcją aplikacji jest „Ty”, gdzie możliwe jest dostosowanie osobistych ustawień i celów, zarządzanie oraz śledzenie osiągnięć przy pomocy zdobywanych odznak.

Czas pracy na baterii

Czas pracy na jednym ładowaniu w przypadku Fitbit Charge 6 jest rzeczą, którą producent chwali się na swojej stronie internetowej. Co prawda na próżno szukać tam informacji o tym, ile mAh pomieści akumulator, ale znalazło się tam zapewnienie o pracy do 7 dni. Jak to wygląda w praktyce?

Przez większość czasu trwania testów smartband był połączony ze smartfonem. Odbierałem powiadomienia o wiadomościach i połączeniach. Wszystkie pomiary były ustawione na poziom automatyczny. Raz na dwa dni uruchamiany był na nim tryb treningowy, ale bez modułu GPS. Przy wyłączonym AoD przy niezbyt intensywnym korzystaniu z urządzenia bateria wystarczyła mi nawet na dłużej, niż przewidywał producent, bo na 7 pełnych dób i 10 godzin.

Nie będzie żadnym zaskoczeniem, jeśli powiem, że sytuacja diametralnie zmienia się po włączeniu trybu Always on Display oraz aktywacji modułu GPS. W takim przypadku opaska pozwala na 3-4 dni pracy na jednym ładowaniu. Jeśli użytkowalibyśmy ją bardziej intensywnie, to oczywiście czas ten jeszcze się skróci.

Ponowne uzupełnienie energii w akumulatorze zajmowało mi około dwie godziny. Używałem do tego dołączonej do zestawu ładowarki i adaptera o mocy 65 W.

Podsumowanie, czyli czy warto kupić Fitbit Charge 6?

Fitbit Charge 6 kosztuje obecnie 799 złotych. Co dostajemy w tej cenie? Sprawnie działającą opaskę z dobrym AMOLED-owym wyświetlaczem z trybem AoD (ale bez automatycznego ustawiania jasności ekranu), dokładny pomiar pulsu oraz możliwość monitorowania natlenienia krwi, pomiaru temperatury ciała, EKG oraz EDA.

Na duży plus zasługuje wyposażenie urządzenia w moduł NFC i możliwość połączenia go z Portfelem Google, a także dostęp do wskazówek z Map Google i sterowania YouTube Music z poziomu opaski. Mamy tutaj także całkiem niezły czas pracy na jednym ładowaniu.

Z drugiej strony jednak Fitbit Charge 6 to dość ograniczone (jak na tę cenę) funkcje związane z powiadomieniami, czujniki do monitorowania zdrowia, które są tylko ciekawym bajerem i mocno średnio działający GPS, a to wszystko za 799 złotych, czyli… aktualnie po prostu za dużo.

W zależności od tego, na czym nam zależy, na rynku znajdziemy sporo tańsze trackery z GPS-em, jak np. Huawei Watch Fit Special Edition (~350 złotych) lub z NFC np. Xiaomi Mi Band 7 NFC (~300 złotych).

Nie można jednak powiedzieć, że Fitbit Charge 6 to zły sprzęt, ponieważ codzienne korzystanie z niego jest naprawdę komfortowe. Ma jednak pewne mankamenty, o których istnieniu warto mieć świadomość.

smartband Fitbit Charge 6
Recenzja Fitbit Charge 6. Smartband z kilkoma bajerami
Zalety
wyświetlacz AMOLED
Always on Display
czas pracy na jednym ładowaniu
rozbudowane funkcje monitorowania zdrowia
moduł NFC i integracja z Portfelem Google
możliwość integracji z powiadomieniami
kompatybilny z Android i iOS
Wady
brak czujnika światła
brak mikrofonu i głośnika
działanie modułu GPS
brak ładowania indukcyjnego
cena
7.5
Ocena