Recenzja Asusa Zenfone 11 Ultra. Pierwszy taki smartfon w ofercie marki

Trend na rynku smartfonów zdaje się być jednoznaczny – sprzedają się przede wszystkim duże smartfony. Widząc to, Asus, marka, która dotychczas brylowała w małych telefonach (to właśnie takie modele pojawiały się w ramach serii Zenfone), postanowiła zmienić strategię. Na rynku zadebiutował Asus Zenfone 11 Ultra, który jest wręcz ogromny. Korzystam z niego już kilka tygodni, a to oznacza, że czas na jego pełną recenzję.

Specyfikacja Asusa Zenfone 11 Ultra:

  • wyświetlacz AMOLED 6,78” Full HD+, LTPO 1-120 Hz (144 Hz tylko w grach), jasność szczytowa 2500 nitów, Victus 2,
  • ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 8 Gen 3 z Adreno 750,
  • 16 GB RAM (LPDDR5X),
  • 512 GB pamięci wewnętrznej (UFS 4.0),
  • Android 14,
  • aparat główny 50 Mpix f/1.9 + ultraszeroki 13 Mpix f/2.2 + teleobiektyw 32 Mpix f/2.4 z OIS (3-krotny zoom optyczny),
  • przedni aparat 32 Mpix,
  • 5G,
  • dual SIM,
  • NFC,
  • WiFi 7,
  • Bluetooth 5.4,
  • GPS, GNSS, Glonass, Galileo, Beidou, QZSS, NavIC,
  • 3.5 mm jack audio,
  • USB typu C,
  • akumulator o pojemności 5500 mAh, ładowanie 65 W, ładowanie bezprzewodowe 15 W,
  • wymiary: 163,8 x 76,8 x 8,9 mm,
  • waga: 224 g.

Cena Asusa Zenfone 11 Ultra w momencie publikacji recenzji: 4599 złotych za wersję 12 / 256 GB i 5099 złotych za 16 / 512 GB. W przedsprzedaży obie opcje można kupić o 400 złotych taniej (w ograniczonej ilości). Telefon trafia do Polski w dwóch kolorach: niebieskim Skyline Blue (jak testowy wariant) i czarnym Eternal Black.

W zestawie sprzedażowym, poza samym telefonem i przewodem USB C – USB A, znajdziemy miły dodatek w postaci etui z grafiką identyczną jak na obudowie telefonu. W pudełku nie ma natomiast ładowarki.

asus zenfone 11 ultra

Byłby piękny, gdyby nie ta wyspa…

Inżynierowie Asusa stanęli przed sporym wyzwaniem stworzenia dużego telefonu, który pod względem designu będzie wyróżniał się na rynku, a jednocześnie będzie nawiązywał do innych produktów z tym samym logo. Zasadniczo nie powinno być z tym problemu – dotychczasowe małe Zenfone’y prezentowały się, w zależności od generacji, co najmniej dobrze, więc poprzeczka postawiona była wysoko. Zadaniu udało się sprostać… połowicznie.

Właściwie kogo nie zapytałabym o to, czy Zenfone 11 Ultra mu się podoba, uzyskiwałam odpowiedź: tak, ale… Tym “ale” jest wyspa z aparatami, która wygląda jakby znalazła się tam z przypadku. Jakby została doklejona w to miejsce, bo nie było innego pomysłu, jak sobie z nimi poradzić.

Czy jest to ogromny problem? Nie. Ale w obliczu naprawdę dobrze wyglądającej obudowy telefonu, zwłaszcza w niebieskiej wersji kolorystycznej (a jest jeszcze w Polsce czarna), która bardzo przyjemnie mieni się w świetle, aż prosiło się, by kwestię aparatów przemyśleć bardziej. 

W efekcie otrzymujemy ładny smartfon z matową obudową z wyróżniającym się na jej tle błyszczącym wzorem nawiązującym do serii laptopów ProArt i… czarną, dość mocno wystającą ponad poziom obudowy wyspą, która wszystko psuje.

Z jednej strony smartfon prezentuje się nowocześnie, z drugiej jednak – właśnie przez ten jeden element trudno nie stwierdzić, że jednak jest inaczej. Wyłącznie od nas zależy czy przejdziemy nad tym do porządku dziennego.

Ja natomiast spuszczam na to zasłonę milczenia i przechodzę dalej.

Co mi się podoba to zastosowanie matowych ramek, które nie stoją w opozycji do matowej obudowy i bardzo dobrze z nią współgrają. Dodatkowo ich wyposażenie jest wyjątkowo kompletne, jak na smartfon z tej półki cenowej. Wystarczy 3.5 mm Jack audio, by uśmiechnąć się pod nosem. W jego towarzystwie, na dolnej krawędzi umieszczony jest, jeden z głośników slot na dwie karty nanoSIM i USB C (tak – tuż przy lewej krawędzi telefonu).

Lewy bok i górna krawędź pozostały niezagospodarowane (pomijając jeden mikrofon), z kolei na prawej mamy przyciski do regulacji głośności i, poniżej, włącznik. Są odpowiednio wyczuwalne pod palcami i sprawdzają się w swojej roli dokładnie tak, jak powinny.

Sam telefon jest jednak ogromny (163,8 x 76,8 x 8,9 mm) i ciężki (224 g) – trudno jest nim manewrować jedną ręką przez wzgląd na wymiary, a waga wcale tego nie ułatwia. Trzeba mieć tego świadomość i albo się do tego przyzwyczaić, albo spojrzeć jednak w kierunku innego smartfona. Przy czym przy tak dużej przekątnej trudno będzie znaleźć coś mniejszego i lższejszego – trzeba mieć tego świadomość.

Dodam jeszcze tylko, że jakości wykonania telefonu nie mam nic do zarzucenia, a fakt, że jego obudowa w dotyku jest wręcz aksamitna, może się podobać. Warto też pamiętać, że Zenfone 11 Ultra może się pochwalić normą odporności IP68.

asus zenfone 11 ultra

Wyświetlacz? Tylko jedna, w dodatku mała wada

Jeszcze kilka lat temu, gdyby ktoś zapytał, jaki smartfon wyróżnia się na rynku pod względem jasności maksymalnej ekranu, odpowiedzialnym bez wahania – Asus Padfone 2. Choć sam koncept wyprzedził swoje czasy (ktoś jeszcze pamięta, jak można było go zadokować w ekran, by korzystać z niego jak z tabletu?), to ja do dziś go wspominam. A jak wypada wyświetlacz Zenfone’a 11 Ultra na co dzień?

To, co od razu rzuca się w oczy, to wąskie ramki wokół ekranu – jedynie ta dolna jest szersza, przy czym nie można powiedzieć, by była rzeczywiście szeroka. W kwestii technicznej zacznijmy od tego, że na pokładzie Asusa Zenfone 11 Ultra znalazł się płaski wyświetlacz o przekątnej 6,78 cala, rozdzielczości 2400 x 1080 pikseli i częstotliwości odświeżania 120 Hz (w ustawieniach możemy ustawić stałe 60 lub 120 Hz albo zostawić to automatyce). 144 Hz dostępne jest tylko w trybie najwyższej wydajności – przydaje się w grach.

I, cóż, fakt, że mamy tu płaski ekran, jak najbardziej mi odpowiada – w ostatnim czasie czuję przesyt zakrzywionymi rozwiązaniami i wygląda na to, że producenci mają podobnie (choćby Samsung wypłaszczył ekran Galaxy S24 Ultra, a i Xiaomi 14 uniknął zakrzywienia, przy czym tu nie ma zdziwienia – poprzednik też miał płaski ekran).

Wyświetlacz Asusa Zenfone 11 Ultra jest bardzo dobry pod większością względów. Jego panel jest jasny (nie ma problemu z korzystaniem z telefonu w pełnym słońcu), ale za to poziom jasności minimalnej powinien być niższy – nocą wyraźnie widać, że przydałoby się zejście w niższe rejestry (jest zdecydowanie za jasny). Kąty widzenia ma bardzo dobre, reakcja na dotyk bez zarzutu. Trudno znaleźć aspekty, do których można mieć jakieś zastrzeżenia.

W ustawieniach ekranu znajdziemy tryb ochrony oczu (filtr światła niebieskiego), tryby kolorów (optymalne, naturalne, kinowe, standardowe, niestandardowe z możliwością dostosowania czerwieni), możliwość zmiany temperatury barwowej czy wreszcie inteligentny ekran, który odpowiada za włączenie wyświetlacza dopóki na niego patrzymy.

Nie zabrakło również Always on Display, znanego tutaj pod nazwą Always-on Panel. AoD czy też AoP w tym przypadku, może wyświetlać się przez 10 sekund lub w trybie ciągłym. Umożliwia stały podgląd godziny, daty, dnia tygodnia, poziomu naładowania baterii.

Ciekawostką jest ikonka wiadomości, pojawiająca się w lewym górym rogu ekranu, gdy na telefon przyjdzie jakieś powiadomienie – nawet, gdy Always on Display jest wyłączony. Na szczęście zmienia swoją pozycję, więc nie powinniśmy się obawiać o ewentualne wypalanie się ekranu w tym miejscu.

asus zenfone 11 ultra

Działanie, oprogramowanie

Asus Zenfone 11 Ultra gra w najwyższej lidze, jeśli chodzi o zastosowane podzespoły. Na jego pokładzie znajdziemy wszystko, co aktualnie najlepsze dostępne na rynku. Mam tu na myśli oczywiście ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 8 Gen 3, 16 GB RAM (LPDDR5X) oraz Androida 14.

I wiecie co? Przez cały okres testów nie przydarzyła mi się nawet jedna sytuacja, w której cokolwiek by się wysypało, zamroziło czy zawiesiło. Serio – to wydajna bestia, która radzi sobie niezależnie od okoliczności.

Zresztą, potwierdzają to wyniki uzyskane w testach syntetycznych (tu od razu zaznaczę, że po włączeniu benchmarków telefon automatycznie przechodzi w tryb w najwyższej wydajności):

Benchmarki:

  • Geekbench 6:
    • single core: 2234
    • multi core: 7039
    • OpenCL: 14821
    • Vulkan: 16605
  • 3DMark:
    • Sling Shot: max
    • Sling Shot Extreme: max 
    • Wild Life Stress Test: 18254 / 11179 / 61,2%
    • Wild Life Stress Test Extreme: 5138 / 4145 / 80,7%

Tu od razu warto zauważyć, że nawet ze stress testami Zenfone 11 Ultra radzi sobie świetnie. Choć widać spadek wydajności, nie jest on wcale taki duży. Najniższe wyniki w najsłabszej pętli i tak są wyższe niż w przypadku choćby Samsunga Galaxy S24 Ultra – w Extreme miał dla porównania 2562, a w podstawowym – 9281.

Asus Zenfone 11 Ultra podczas testów syntetycznych grzeje się niemiłosiernie – na tyle, że jego trzymanie w rękach jest wręcz niemożliwe. W grach jest sporo lepiej, ale wciąż trudno stwierdzić, by obudowa była ledwo ciepła – jest co najmniej bardzo ciepła. Podobnie jest zresztą podczas nagrywania wideo, kiedy to obudowa staje się ciepła już po chwili nagrywania w 4K.

Podczas pierwszej konfiguracji telefonu możemy zdecydować czy korzystamy z czystego Androida (to był mój wybór), czy jednak decydujemy się na nakładkę Asusa. Co ważne, podczas publikacji recenzji telefon ma poprawki bezpieczeństwa z 1 grudnia 2023, a mamy już połowę marca 2024. Co więcej, producent zadeklarował wsparcie w postaci dwóch dużych aktualizacji Androida i czterech lat aktualizacji łatek bezpieczeństwa.

Idąc za aktualnymi trendami, Asus postanowił postawić też na funkcje oparte na sztucznej inteligencji – te funkcje AI jednak dostępne będą dopiero w późniejszym czasie w ramach aktualizacji – nam, testerom, udostępnione zostały w pierwszej kolejności.

Z użyciem AI jesteśmy w stanie stworzyć nową tapetę, dokonać transkrypcji nagrania z dyktafonu (dzieje się to na bieżąco podczas dyktowania, a nie – jak w Galaxy AI – po zakończeniu nagrania), a następnie jego podsumowania czy tłumaczyć rozmowy, przy czym opcje te działają w wybranych językach – po polsku… nie (dostępne są w językach chińskim, angielskim, francuskim, niemieckim, hiszpańskim, portugalskim, włoskim i japońskim). Co więcej, AI pozwala również zredukować szumy w trakcie rozmów czy korzystania z komunikatorów.

Na telefonie znajdziemy aplikację Asus GlideX, która pozwala połączyć telefon z komputerem z Windowsem lub MacOS. Aby to zrobić, na komputer należy pobrać program o tej samej nazwie.

Rozwiązanie to pozwala udostępniać pliki pomiędzy urządzeniami, korzystać z funkcji telefonu na komputerze, udostępniać aparat telefonu jako kamera internetowa czy uzyskać zdalny dostęp do komputera. 

Do testów otrzymałam Asusa Zenfone 11 Ultra w wariancie z 512 GB pamięci wewnętrznej, z czego do wykorzystania przez użytkownika zostaje dokładnie 461 GB – bez opcji rozbudowy (brak gniazda microsD). Mamy tu naprawdę szybką pamięć (UFS 4.0) – zerknijcie na wyniki z CPDT:

  • szybkość ciągłego zapisu danych: 1,07 GB/s,
  • szybkość ciągłego odczytu danych: 2,47 GB/s,
  • szybkość losowego zapisu danych: 51,61 MB/s,
  • szybkość losowego odczytu danych: 40,98 MB/s,
  • kopiowanie pamięci: 21,82 GB/s.

Zaplecze komunikacyjne obejmuje 5G, dual SIM, NFC, WiFi, Bluetooth i GPS, czyli praktycznie wszystko to, czego oczekujemy od smartfona nie tylko w tej półce cenowej. Brakuje jednak… eSIM.

Wszystkie moduły przez cały czas testów działały bezbłędnie. Podobnie zresztą, jak i jakość rozmów telefonicznych była bardzo dobra.

asus zenfone 11 ultra

Zabezpieczenia biometryczne

Pod względem opcji zabezpieczeń biometrycznych powiedziałabym, że mamy do czynienia ze standardem – a zatem zarówno ekranowy czytnik linii papilarnych, jak i rozpoznawanie twarzy (podstawowe, oparte na przedniej kamerce, a nie skanie przestrzennym) znalazło się na pokładzie Asusa Zenfone 11 Ultra. Oba rozwiązania radzą sobie poprawnie.

W przypadku skanera odcisków palców mam jedną uwagę – relatywnie często podczas testów pojawiał się komunikat o konieczności spróbowania odblokowania ekranu ponownie. Wynikało to najczęściej z tego, że za szybko zabierałam palec z czytnika.

asus zenfone 11 ultra

Audio to miłe zaskoczenie

To jest jak najbardziej telefon dla młodych. Dla ludzi, którzy uwielbiają mocny, podkręcony bas w muzyce i czerpią przyjemność z drgań wnętrzności przy każdym uderzeniu w bęben. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale Asus Zenfone 11 Ultra pod względem niskich tonów gra lepiej niż Samsung Galaxy S24 Ultra. Zacznijmy jednak od początku.

Asus oddaje nam do dyspozycji stereofoniczne głośniki z oprogramowaniem z wieloma trybami do wyboru, jak i możliwość ręcznego dostrojenia dźwięku z pomocą equalizera. Osobiście zdałem się głównie na tryb dynamiczny i, muszę przyznać, jestem zdumiony. 

Pomimo wielu dodatków brakuje mi tu rozbudowanej sceny dźwięku przestrzennego (mamy wrażenie, że słychać muzykę z telefonu, a nie wokół, jak w przywołanym modelu Samsunga). Oprócz tego tony wysokie są ścięte o jakieś 40% względem innych topowych konstrukcji (przy maksymalnych nastawach głośności nie jest głośno), ale! Pomimo tych minusów na ogromny plus zasługują tony średnie, które brzmią tak, jakbym się tego po telefonie nie spodziewał. Tak samo, jak i bas. 

To, czego doświadczyłem, zaskoczyło mnie, bo telefon jest w stanie wygenerować niesamowitą ilość basu. Do tego stopnia, że czuć pod ręką jak całość pracuje. Jakimś cudem Asus wyeliminował największą bolączkę telefonów przy tonach niskich – bas nie jest płaski, jest głęboki, momentami przy niektórych utworach mógłbym powiedzieć, że tworzy się delikatna studnia. Doskonale wiem, że nie każdemu taka specyfikacja podejdzie, ale jak dla mnie brzmi to naprawdę fajnie. 

Niezmiernie cieszę się, że jest na rynku wreszcie coś, co mnie zaskoczyło do tego stopnia, że od dzisiaj Asus Zenfone 11 Ultra będzie moją definicją fajnych niskich tonów w urządzeniach mobilnych.

asus zenfone 11 ultra

Czas pracy na poziomie!

Spora konstrukcja, to i spora pojemność akumulatora. Pod maską Asusa Zenfone 11 Ultra znajdziemy ogniwo identyczne jak w gamingowym Asusie ROG Phone 8, czyli 5500 mAh. Już samo to może dawać nadzieję na co najmniej zadowalający czas pracy. I wiecie co? Rzeczywiście mamy z takim do czynienia.

Na WiFi rozładowanie telefonu w ciągu jednego dnia jest możliwe, ale stanowi naprawdę spore wyzwanie – nie udało mi się to podczas testów ani razu. Zazwyczaj kończyłam dzień z zapasem energii (ok. 40%) i SoT na poziomie ok. 6 godzin. Na WiFi pociągniecie zatem bez problemu dwa dni.

W trybie mieszanym i na 5G również nie musicie bać się o szybką konieczność podłączenia telefonu do ładowania. Tylko raz, intensywnie użytkując Zenfone’a, udało mi się go prawie rozładować na 5G jednego dnia, przy czym i tak zostało mi jeszcze 9% o 23:00 – mając na liczniku 6h04’ SoT, co stanowi naprawdę dobry wynik. 

Pod względem czasu pracy trudno zatem nie uznać, że Zenfone 11 Ultra nie zawodzi. To solidny zawodnik, który dotrzymuje kroku przez długi czas. Jeśli jednak już się rozładuje, naładujemy go z użyciem ładowania przewodowego o mocy 65 W (w zestawie jest tylko przewód USB, kostki brak) lub indukcyjnego – 15 W.

asus zenfone 11 ultra

Aparat, czyli jakie zdjęcia robi Asus Zenfone 11 Ultra?

Asus nie jest producentem, który bryluje pod względem możliwości fotograficznych. Nigdy żadnemu smartfonowi tej marki nie udało się osiągnąć topowego poziomu pod tym względem. Zenfone 11 Ultra ma zatem coś do udowodnienia światu. Sprawdźmy, jak sobie poradził z tym wyzwaniem.

Na początku warto zaznaczyć, że zestaw aparatów z Asusa Zenfone 11 Ultra wygląda identycznie, jak to, z czym mamy do czynienia w Asusie ROG Phone 8/8 Pro, którego premiera miała miejsce w styczniu 2024. Nie wiadomo jednak czy w obu przypadkach mamy do czynienia z tymi samymi algorytmami i identycznym przetwarzaniem zdjęć, ale możemy śmiało założyć, że tak – zwłaszcza, że oba smartfony działają na Snapdragonie 8 Gen 3. Nie testowałam jednak najnowszego gamingowego potwora Asusa, więc nie jestem w stanie się do tego odnieść bezpośrednio.

Na pokładzie Asusa Zenfone 11 Ultra mamy aparat główny 50 Mpix f/1.9, ultraszeroki 13 Mpix f/2.2 oraz teleobiektyw 32 Mpix f/2.4 z OIS z 3-krotnym zoomem optycznym i 30-krotnym zoomem cyfrowym. Czas sprawdzić, jaki poziom reprezentuje ten zestaw w rzeczywistości. A jest… moim zdaniem nierówno.

Po przejrzeniu zdjęć od razu rzuci Wam się w oczy główna ich cecha – aparat Zenfone’a 11 Ultra stara się oddać rzeczywistość taką, jaką jest, czyli bez podbijania kolorów, ich przesycania, etc. W efekcie otrzymujemy zdjęcia, które momentami mogą wyglądać na wyblakłe, zwłaszcza, gdy porównamy je z fotografiami z innych telefonów (będziecie mieć za chwilę okazję zobaczyć takie porównanie). Dla jednych będzie to zaleta, dla innych wada – ludzkie oko lubi bowiem, gdy prezentowane kolory są nasycone. 

Odnoszę też wrażenie, że testowany dziś smartfon, w celu zrobienia ostrego zdjęcia, potrzebuje zaakcentowanego zatrzymania w ruchu. To znaczy, że wykonanie szybkiego zdjęcia staje się utrudnione. W efekcie moim oczom ukazuje się komunikat, że zdjęcie może być rozmazane. I nic w tym dziwnego, skoro chcę uchwycić np. słodkiego kociaka, który wiem, że dosłownie sekundę później zmieni swoją pozycję. Ale taki Samsung Galaxy S24 Ultra czy iPhone 15 Pro pozwalał mi na większą elastyczność w podobnych sytuacjach.

To, czego moim zdaniem brakuje Zenfone’owi 11 Ultra, to większa przestrzeń tonalna i… lepszy, bardziej naturalny tryb portretowy! To, co często wyprawia tryb portretowy w Asusie Zenfone 11 Ultra, wręcz przeraża.

Jasne, chodzi w nim o to, by ładnie odciąć obiekt z pierwszego planu od drugiego, ale… jak się zaraz sami przekonacie, w tym przypadku jest to aż przesadne (jego poziom możemy regulować, na zdjęciach jest maksymalny – f/0,95). Za to sam bokeh w trybie automatycznym pokazuje się z dobrej strony.

Skoro mamy teleobiektyw, warto rzucić okiem na zdjęcia z zoomem. Aplikacja aparatu podpowiada 2-krotny zoom, przy czym – choć jest on cyfrowy – sprawdza się zupełnie poprawnie. Później jest 3-krotny zoom i tutaj mamy do czynienia z zoomem optycznym, do którego jakości trudno mieć zastrzeżenia. Większe wartości zoomu niestety nie pozwalają na zrobienie fenomenalnych zdjęć – im większy zoom, tym większa ziarnistość i gorsza szczegółowość. 

Robiąc zdjęcia ultraszerokim kątem trzeba uważać, by nie zasłonić sobie obiektywu palcem. Zdarzyło mi się to kilka razy tylko dlatego, że podtrzymywałam telefon środkowym palcem lewej ręki za wystającą wyspę aparatów. Chcąc uniknąć palca w kadrze trzeba zdecydować się na inny chwyt.

Jeśli natomiast chodzi o sam ultraszeroki kąt, widać tu różnicę zarówno w odwzorowaniu kolorów (choć nie aż tak drastyczną), jak i w poziomie detali względem głównego aparatu (z naciskiem właśnie na ten aspekt). Ultraszeroki kąt nocą wymaga od nas dodatkowego wyczekania kilku chwil w bezruchu – w przeciwnym razie łatwo o poruszone zdjęcie (zwłaszcza w trybie nocnym).

A skoro już o nocy mowa, w trybie automatycznym zdjęcia są dość ciemne, ale za to klimatyczne. Przełączenie się w dedykowany tryb nocny rozjaśnia ujęcie, ale bez niepotrzebnej przesady, zachowując klimat. W ultraszerokim kącie również można skorzystać z trybu nocnego, choć – jak wspomniałam – wymaga od nas chwili zamrożenia (w innym wypadku ujęcie będzie poruszone).

Wspominałam, że nie zostawię Was bez żadnego porównania, a zatem… Asus Zenfone 11 Ultra vs Xiaomi 14 – kilka porównawczych zdjęć:

Z przodu mamy aparat 32 Mpix. W dobrym oświetleniu radzi sobie bardzo dobrze, w słabszym – sporo gorzej (zwróćcie choćby uwagę na kocią sierść). Do naszej dyspozycji jest ujęcie wąskie i szerokie (0,7x) w trybie automatycznym lub portretowym – tu warto zaznaczyć, że jego intensywność możemy regulować (najmocniejszy, f/0,95, jest przerysowany tak samo, jak w głównym aparacie).

Jeśli chodzi o wideo, maksymalnie nagramy je w 8K 24 FPS. W 4K 60 FPS nie możemy przełączać się na ultraszeroki kąt (jest to możliwe za to w 4K 30 FPS i Full HD – również 60 FPS), a maksymalny dostępny zoom jest 4-krotny. 

To, co może się podobać nagrywając głównym aparatem, to niewątpliwie 6-osiowa stabilizacja, która wykonuje świetną robotę. Bardzo dobrze wygląda też ostrość materiałów, łącznie z łapaniem ostrości na obiektach pojawiających się w kadrze, szczegółowość i kolorystyka. Przełączając się na ultraszeroki kąt czy zoom, niestety, wideo traci na jakości – zarówno pod względem detali, jak i poziomu widocznego szumu.

Podsumowanie

W tytule napisałam, że Asus Zenfone 11 Ultra to pierwszy taki smartfon w ofercie marki. Taki… czyli jaki? Można go nazwać cywilnym odpowiednikiem Asusa ROG Phone 8 / 8 Pro. Pod wieloma względami są to bliźniacze smartfony. Przy czym Zenfone 11 Ultra jest pierwszym dużym Zenfonem – po prostu. Dotychczas Asus rozgraniczał serie nie tylko przeznaczeniem – Zenfone dla każdego, ROG Phone – dla gamerów, ale też rozmiarami – pierwsze kompaktowe, drugie – spore konstrukcje. Aż do tej pory.

I w ogólnym ujęciu jest to naprawdę fajny smartfon, ale odnoszę wrażenie, że zbyt wysoko wyceniony. W testowej wersji (16/512) kosztuje 5099 złotych (w przedsprzedaży odejmijcie od tego 400 złotych). Z dużych telefonów w podobnej cenie można mieć Pixela 8 Pro, który bije go o głowę, jeśli chodzi o możliwości fotograficzne (może by tak wreszcie wrzucić jego recenzję?! :D) czy niesamowicie udanego OnePlusa 12.

Patrząc na modele z tej półki cenowej od razu wzrok kieruje się w stronę Samsunga Galaxy S24+ czy iPhone’a 15 Pro. W obliczu takiej konkurencji trudno rekomendować wybór Asusa Zenfone 11 Ultra jako jedyny słuszny. Obawiam się, że nie będzie miał na rynku najłatwiej, choć życzę mu jak najlepiej.

Recenzja Asusa Zenfone 11 Ultra. Pierwszy taki smartfon w ofercie marki
Zalety
fenomenalna wydajność i kultura pracy
wyświetlacz pod prawie każdym względem (jasność minimalna powinna być niższa)
zaskakujące głośniki
świetny czas pracy
ładowanie bezprzewodowe
wzornictwo (poza niepasującą do niczego wyspą aparatów)
IP68
Wady / braki
tryb portretowy wyprawia cuda
brak możliwości przełączania się w wideo z głównego aparatu na ultraszeroki kąt w 4K 60 FPS
brak eSIM
minimalna jasność ekranu powinna być niższa
przewidziane tylko dwie duże aktualizacje
brak slotu kart microSD
brak kostki ładującej w zestawie
cena i ogromna konkurencja w tej półce cenowej
7.7
Ocena