Oppo Reno 10x Zoom – gruba ryba w oceanie (recenzja)

Najlepszą rekomendacją dla sprzętu, który testuję, jest stwierdzenie, że mogłabym go używać prywatnie na co dzień. W przypadku Oppo Reno 10x Zoom właśnie tak jest. Choć nie powiem, by był to sprzęt idealny, bo do tego trochę mu jeszcze brakuje. Ale jest blisko. Bardzo blisko.

Na początek głos oddaję Kubie:

Parametry techniczne Oppo Reno 10x Zoom:

Cena Oppo Reno 10x Zoom w momencie publikacji recenzji: 3499 złotych

Wzornictwo, jakość wykonania

Reno 10x Zoom jest drugim smartfonem Oppo, który przechodzi przez moje ręce w krótkim czasie. Już przy okazji recenzji Oppo Reno Z rozpływałam się na temat designu, który bardzo mocno przypadł mi do gustu. Nie inaczej będzie tym razem, bo Reno 10x Zoom pod względem wzornictwa niewiele różni się od przytoczonego tańszego modelu. Główna różnica polega na tym, że jego obudowa w większej części jest matowa, a nie błyszcząca, co – w mojej opinii – zasługuje na spory plus. Jednocześnie zaznaczę, że Reno 10x Zoom wygląda identycznie, jak Reno, którego w maju pod lupę wziął Kacper – względem niego ma tylko dodatkowy, peryskopowy zoom i jest nieco większy (ma ekran 6,6” vs 6,4”).

W udziale przypadła mi zielona wersja Reno 10x Zoom, znana również jako Ocean Green, a w sklepach dostępna jest jeszcze wersja czarna (Jet Black). Moja oceaniczna zieleń zaskakuje paletą odcieni, na jakie mieni się w zależności od kąta padania światła – potrafi być zielona, by po chwili stać się… czarna. Ale nie w pełni – przez środek obudowy, w centralnym jej punkcie, przebiega wyróżniający się, zwracający na siebie uwagę, błyszczący pasek, którego zwieńczeniem jest O-Dot, niewielka wypustka, której zadaniem jest zapobieganie zarysowaniu obiektywów aparatu (które nie wystają ponad obudowę ani milimetr) podczas kładzenia smartfona na płaskich powierzchniach (mały bajer, a jakże przydatny).

Obudowa wygląda fenomenalnie, ale ma też swoje wady – niesamowicie wręcz uwielbia zbierać odciski palców, przez co już po chwili aż się prosi o przetarcie jakąś ściereczką. Może być też podatna na zarysowania, ale podczas testów nosiłam Reno 10x Zoom w etui ochronnym, więc trudno jest mi się wypowiedzieć w tym temacie.

A skoro już o nim mowa. Ważna rzecz jest taka, że dedykowane etui dodawane jest do pudełka w zestawie. Ale nie jest ono byle jakie! Jest ono najładniejszym etui, z jakimi miałam dotychczas do czynienia, biorąc pod uwagę fakt, że w zdecydowanej większości przypadków, jeśli w pudełku z telefonem coś takiego jest, to jest to bardzo podstawowe etui gumowe. W tym przypadku Oppo poszło o krok dalej i nie dość, że etui jest delikatnie wzmocnione grubszą gumą, to dodatkowo jego środek wyściełany jest czymś na wzór zamszu. Za to wielki plus dla producenta. Zwłaszcza, że… faktycznie chroni, o czym miałam okazję się przekonać na własnej skórze. Przyznaję, że raz, wysiadając z samochodu, testowy telefon zleciał mi z nóg, zaliczając całkiem mocny upadek na beton, ale – na szczęście – na tył. Etui spełniło swoje zadanie, smartfon jest cały, a na etui nie ma nawet śladu po tym zdarzeniu (bardzo łatwo się je czyści).

Teraz czas na wielki minus. Oppo Reno 10x Zoom jest smartfonem strasznie ciężkim – jego waga, wynosząca aż 215 gramów, daje się we znaki podczas użytkowania. Gdy do tego dołożymy etui, waga jeszcze nieco wzrasta, a to jest naprawdę odczuwalne w trakcie codziennego korzystania z urządzenia. A że mam inne smartfony pod ręką, by porównać czy faktycznie czuć różnicę, musicie uwierzyć, że tak jest – i to znacznie, na niekorzyść Oppo. Dodatkowo testowany model jest też dość gruby (jego obudowa ma 9,3 mm grubości), ale na upartego można próbować to wytłumaczyć faktem, że gdzieś musiał się zmieścić akumulator o pojemności 4065 mAh.

Reno 10x Zoom jest telefonem dużym, przez co osoby o mniejszych dłoniach mogą mieć małe problemy z jego obsługą. Same przyciski rozmieszczone są ergonomicznie i “z głową” – włącznik jest na odpowiedniej wysokości na prawej krawędzi, z kolei na lewej mamy regulację głośności – bezpośrednio pod palcem wskazującym.

Na dolnej krawędzi umieszczono slot kart (2x nanoSIM lub nanoSIM + microSD), USB typu C oraz jeden z głośników, z kolei drugi głośnik znajduje się tuż nad ekranem. Jak łatwo wywnioskować, zabrakło tu 3.5 mm jacka audio, co niestety stało się już standardem we flagowych smartfonach (nieliczne wyjątki jeszcze je mają).

Najciekawiej prezentuje się góra Reno 10x Zoom za sprawą ruchomej części, będącej nazywaną “płetwą rekina” lub “drzwiami Lamborghini” – to właśnie tam ukryty został przedni aparat. Z jednej strony jest to bajer, bo proces wysuwania kamerki wygląda efektownie, z drugiej jednak – pozwala użytkownikowi korzystać z pełni przestrzeni roboczej wyświetlacza. Wiąże się to z jednym problemem – element mechanizmu bardzo lubi się brudzić, a utrzymanie go w czystości wręcz graniczy z cudem.

Fajne natomiast jest to, że gdy aparat przełączony jest w tryb selfie, czyli kamerka jest otwarta, a telefon np. nam upadnie lub specjalnie go podrzucimy, na ekranie pojawi się komunikat o wykryciu takiego zdarzenia i automatycznym zamknięciu aparatu, co faktycznie następuje dosłownie w mgnieniu oka.

Wyświetlacz

Wielokrotnie już przy okazji recenzji przeróżnych smartfonów dawałam do zrozumienia, że notch to dla mnie kwestia nieszczególnie istotna – jak jest, to OK, jak nie ma – to oczywiście lepiej, ale nie odrzucam od siebie żadnego sprzętu tylko ze względu na to, że ma szerokiego notcha, dużą dziurę, “tic taca” czy inne cudo. Oppo Reno 10x Zoom należy do tych smartfonów, które notcha nie mają – w żadnej postaci, co dla wielu potencjalnych klientów może stanowić kluczową informację. Dzięki temu mamy do dyspozycji calutką przestrzeń ekranu, dużego ekranu, bo w tym przypadku aż 6,6-calowego.

Wyświetlacz testowanego Oppo, wykonany w technologii OLED, nie pozostawia złudzeń – mamy do czynienia z flagowcem w pełni tego słowa znaczeniu. Wyświetlane barwy, kąty widzenia, kontrast, jasność, tutaj wszystko gra, jak w najlepszej orkiestrze. Gdybym chciała się naprawdę przyczepić, stwierdziłabym jedynie, że czujnik światła nieco zbyt drastycznie zmienia jasność ekranu w słońcu, ustawiając wyższą niż jest to konieczne.

Rozdzielczość ekranu to 2340 x 1080 pikseli, co przekłada się na 390 ppi. Teoretycznie mogłaby być wyższa, ale w praktyce trudno uznać to za wadę – Full HD+ jest całkowicie wystarczające, a QHD+ spotykane jest naprawdę rzadko, w dodatku najczęściej w jeszcze droższych smartfonach. Nie próbuję w żaden sposób usprawiedliwiać Oppo, ale fakt jest faktem, wyższa rozdzielczość poszłaby w parze z wyższą ceną, a tego wolelibyśmy uniknąć.

Jeśli chodzi o ustawienia ekranu, jakie mamy dostępne z poziomu telefonu, warto wymienić regulację temperatury barwowej i tryb kolorów (delikatny lub żywy – polecam drugi z nich). Jest też “wyświetlanie na pełnym ekranie” dla niereformowalnych aplikacji, które z uporem maniaka wciąż wyświetlają się z belką u góry oraz Zegar na ekranie, czyli funkcja odpowiadająca za Always on Display – niestety, jest ograniczony wyłącznie do wyświetlania daty, godziny, dnia tygodnia i stanu naładowania akumulatora. Nie obyło się bez filtru światła niebieskiego.

Działanie, oprogramowanie

Początek niniejszej recenzji nie powinien pozostawiać złudzeń – Oppo Reno 10x Zoom działa świetnie i naprawdę trudno mu cokolwiek w tej kwestii zarzucić. Odpowiedzialnym za to całe pozytywne zamieszanie jest ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 855 z Adreno 640, działający przy współpracy z 8 GB RAM. Systemem operacyjnym jest tu Android 9.0 Pie z nakładką ColorOS 6, a poprawki bezpieczeństwa, choć mamy już połowę września, datowane są na 5 sierpnia – Oppo, hop hop, czas na jakąś aktualizację ;)

Pod względem benchmarków możemy liczyć na następujące, świetne wyniki:

Skoro otrzymujemy tak wysokie wyniki w testach syntetycznych, nie musicie mieć obaw o granie na tym smartfonie w nawet najbardziej wymagające tytuły, co zresztą sprawdził Kuba, skutecznie zabierając mi Reno 10x Zoom na kilka ładnych (tygo)dni. W skrócie: był tak zadowolony, że nie chciał mi go oddać ;).

A jeśli chodzi o funkcje, które znajdziemy w testowanym Oppo, to nie różnią się one niczym względem modeli recenzowanych przez nas nieco wcześniej, tj. Reno czy Reno Z – odsyłam do ich recenzji. Poniżej wymienię jedynie te funkcje, które w jakikolwiek sposób mogą okazać się interesujące dla potencjalnych użytkowników. Więcej natomiast znajdziecie na załączonych screenach – wybaczcie, nie będę przepisywać ponownie tego samego w kolejnej recenzji.

Nieustannie podoba mi się tryb inteligentnego kierowcy, który oczywiście nie ma nic wspólnego z inteligencją osoby kierującej pojazdem ;) Chodzi o funkcję, której zadaniem jest zapobieganie rozpraszaniu kierowców podczas prowadzenia auta. To właśnie ona odpowiada za automatyczne przechodzenie w tryb nie przeszkadzać, gdy telefon wykryje, że jesteśmy w samochodzie (wystarczy połączyć się z Bluetooth w aucie). Wtedy automatycznie smartfon blokuje powiadomienia wyskakujące na ekranie, połączenia głosowe i wideo z aplikacji, jak również umożliwia odrzucanie wszystkich połączeń przychodzących bez żadnej ingerencji z naszej strony.

Kwestie bezpieczeństwa również wydają się być bardzo istotne dla Oppo. Podczas wprowadzania poufnych danych (np. podczas logowania do banku) w prawym górnym rogu ekranu wyświetla się ikona informująca o tym, że korzystamy w tej chwili z ochrony informacji osobowych i płatności. Oprócz tego możemy blokować niechciane kontakty czy fałszywe stacje bazowe, a także korzystać z bezpiecznej klawiatury Oppo, która uruchamia się np. podczas logowania się do aplikacji banku – choć szkoda, że nie jest to opcja włączona domyślnie (aby ją uruchomić należy przejść do zakładki Klawiatura i metoda wprowadzania i dopiero tam włączyć bezpieczną klawiaturę dla kodu).

W ustawieniach mamy dostępne między innymi klonowanie aplikacji (Facebook, Instagram, Messenger), Przestrzeń gier czy możliwość korzystania z dzielonego ekranu. Ale tych funkcji jest tak naprawdę dużo więcej – trudno skupić się na wszystkich.

 

Porty, złącza, łączność

Zaplecze komunikacyjne pokazało się z jak najlepszej strony. I choć jest to Oppo, czyli jeden z chińskich koncernów, który nie do końca rozumie europejskie zamiłowanie do płatności zbliżeniowych w formie, jaką znamy, na pokładzie Reno 10x Zoom nie zabrakło NFC, co bardzo mnie cieszy. Do tego mamy Bluetooth 5.0, GPS, dwuzakresowe WiFi 802.11 a/b/g/n/ac oraz hybrydowy dual SIM, czyli możliwość korzystania z dwóch kart nanoSIM lub jednej nanoSIM, a przy tym z karty pamięci microSD.

Ale tak naprawdę nie widzę konieczności rozszerzania pamięci wewnętrznej w tym przypadku, bo mamy jej tu aż 256 GB (z czego do faktycznego użytku dokładnie 222 GB). Mimo wszystko rozumiem osoby, które chcą mieć opcję przenoszenia danych na karcie lub trzymają archiwum ulubionych zdjęć na takim właśnie nośniku.

Jeśli chodzi o szybkości pamięci systemowej, to standardowo skorzystałam z aplikacji Androbench, by przedstawić Wam odpowiednio miarodajne wyniki:

Do ładowania telefonu wykorzystamy USB typu C, a w zestawie z telefonem otrzymujemy szybką ładowarkę Vooc 3.0, choć niestety nie tak szybką, jak przy okazji Oppo RX17 Pro (Super Vooc 3.0).

Spis treści:
1. Design. Wyświetlacz. Działanie. Zaplecze komunikacyjne
2. Audio. Biometryka. Czas pracy baterii. Aparat. Podsumowanie

Głośniki

Tu standardowo swoje trzy grosze dorzuca Kuba:

Oppo jest ciekawe pod wieloma względami, można śmiało stwierdzić, że stara się uplasować na szczycie top-listy smartfonowej. Jeżeli chodzi o dźwięk, jaki generuje ten telefon, nie mogło być inaczej – tutaj też jest ciekawie. Głośniki tego potworka są aż do przesady głośne… pierwszy raz zwracam uwagę, że jakiś telefon jest… za głośny! Wysokie tony, wspólnie z donośnym brzmieniem wydobywającym się z tych głośników, świdruje nam uszy – trzeba mocno uważać, na jakim poziomie ustawiamy dźwięk, bo maksymalna głośność jest wręcz nieprzyjemna dla naszych bębenków.

Tony średnie jak najbardziej w porządku – ani źle, ale rewelacyjnie – po prostu poprawnie. Za to tony niskie – ach, ja zawsze poszukuję idealnego połączenia, Jing i Jang głośników, Tristana i Izoldę muzyki – w tym wypadku jest raczej Pinki i Mózg… tony niskie, owszem są, ale zanikają pod atakiem wysokich. Bass mógłby być głębszy i donośniejszy – więcej nic nie dodam, bo nie ma o czym. Ale jest jeszcze jedna ciekawa przypadłość tego modelu – Oppo Reno 10x Zoom ma głośniki stereo… ale w mojej ocenie nie stereo, a raczej 1,5 / 0,5 – chodzi o to, że prawa strona telefonu jest dominująca, owszem, słychać lewą stronę, ale to prawa przejmuję całą inicjatywę – ciekawa konstrukcja.

Testowany telefon niestety nie ma 3.5 mm jacka audio. Przewodowe słuchawki można do niego zatem podłączyć wyłącznie przez przejściówkę na USB typu C.

Czytnik linii papilarnych i rozpoznawanie twarzy

Skaner odcisków palców to często temat rzeka. A to umieszczenie jest nieodpowiednie, a to działanie pozostawia wiele do życzenia. Tymczasem w testowanym modelu Oppo trudno jest mi się do czegokolwiek przyczepić w tym aspekcie. Czytnik w ekranie (a więc ani z tyłu obudowy, ani na krawędzi) znajduje się na dobrej wysokości – nie jest ani za nisko, ani za wysoko. Sięgnięcie do niego nie stanowi żadnego problemu. A działanie? Bardzo dobre. Trzeba liczyć się z tym, że nie wystarczy przyłożyć palec do skanera, by ten od razu go rozpoznał – należy delikatnie przyłożyć i dosłownie chwilkę przytrzymać. Proces ten nie trwa przesadnie długo. Do tego skuteczność tego czytnika oceniam pozytywnie – ma problem jedynie z mokrymi palcami, ale tak to już jest w przypadku tego typu rozwiązań.

A co z rozpoznawaniem twarzy? Wydawać by się mogło, że skoro mamy do czynienia ze smartfonem z mechanizmem wysuwania aparatu, to takiego rozwiązania tutaj nie uświadczymy. Tymczasem – jest. Co więcej, działa szybko, choć – i tu pojawia się pewna bariera – żeby skorzystać z rozpoznawania twarzy należy podświetlić ekran i przesunąć po nim palec. Nie jest to przesadnie długie ani uciążliwe, ale warto mieć to na uwadze. Zwłaszcza, że korzystając z czytnika odcisków palców, wystarczy po prostu przyłożyć do niego palec. Jakkolwiek, jestem zaskoczona, że odblokowywanie twarzą działa bardzo sprawnie i że w ogóle się tutaj znalazło.

Akumulator

Testując ostatnio Oppo Reno Z chwaliłam go za zastosowany akumulator o pojemności 4035 mAh przy ekranie o przekątnej 6,4”. W Reno 10x Zoom mamy nieco większy wyświetlacz (6,6”) i automatycznie też delikatnie pojemniejsze ogniwo, ale naprawdę delikatnie – ma 4065 mAh.

Od razu muszę przyznać – czas pracy tego smartfona to jedna z jego największych zalet. Bardzo trudno jest go rozładować w ciągu jednego dnia. Korzystając z niego mniej intensywnie, wieczorem pokazywał często jeszcze 30-40% naładowania baterii. W bardziej wymagające dni i na samym LTE, rozładowywał się dopiero późnym wieczorem.

Niestety, Oppo, jak to Oppo, z tylko sobie znanych względów wciąż w oprogramowaniu nie podaje szczegółowych statystyk baterii, więc nie mogę się nimi z Wami podzielić. Patrząc jednak na aplikację Usage Time (której nie do końca wierzę), czas na ekranie (tzn. SoT) wynosi w przypadku tego modelu od 5 do 8 godzin w zależności od scenariusza użytkowania.

Aparat

Oppo Reno 10x Zoom może się pochwalić następującym zestawem aparatów:

A skoro w nazwie smartfona pojawia się “zoom”, to jestem zobowiązana właśnie od niego zacząć. Uruchamiając aplikację aparat mamy do wyboru zdjęcie 1x i, kolejno: 2x, 6x i 10x. Nieco może to wprowadzać w błąd, sugerując, że 6-krotny zoom jest wciąż optyczny, tymczasem… prawda jest nieco inna. Zoom optyczny jest 5-krotny, ale do niego nie mamy szybkiego dostępu. 10-krotny zoom jest hybrydowy, a wszystko ponadto, aż do 60-krotnego, to zoom cyfrowy. Jakość, cóż, 6x jeszcze wygląda nieźle, ale wszystko, co wyżej – raczej kiepsko.

Możecie to ocenić na przykładach poniżej – versus Huawei P30 Pro (1x, 5x, 10x i maksymalny zoom; w obu włączony AI):

Bardzo cieszy mnie fakt, że Reno 10x Zoom jest kolejnym smartfonem, w którym zastosowano ultraszerokokątny obiektyw, bo to jest jednak rzecz, która bardzo często się przydaje – zwłaszcza na różnego rodzaju wyjazdach. Mam tylko jedno “ale” – zniekształcenia (tak zwany “efekt beczki”) momentami są aż przesadnie widoczne, a w ustawieniach aplikacji aparatu nie ma opcji zmniejszenia tego efektu, nie ma takowej również w ustawieniach galerii tuż po zrobieniu zdjęcia – szkoda. Ale same efekty i tak mogą się podobać – spójrzcie poniżej:

Trzecią rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę w przypadku testowanego dziś produktu, jest tryb nocny. Działa mniej agresywnie niż ten znany z Huawei P30 Pro, ale też skutecznie. Kilka przykładów na potwierdzenie tych słów (jeśli są dwa te same ujęcia, jest to porównanie trybu automatycznego z trybem nocnym):

Żebyście mogli realnie ocenić różnicę pomiędzy nimi, załączam te same zdjęcia zrobione za pomocą obu smartfonów – w trybie automatycznym oraz w dedykowanych dla obu trybach nocnych:

Ogólnie trudno powiedzieć o aparacie Oppo Reno 10x Zoom cokolwiek złego. W ogólnym rozrachunku sprawuje się świetnie, zapewniając użytkownikowi wspomnienia w postaci zdjęć na wysokim poziomie. Bardzo dobrze radzi sobie też tryb portretowy, ale niestety musicie mi uwierzyć na słowo – akurat w większości fotografowałam dzieci moich braci, a nie mam w zwyczaju dzielić się takimi zdjęciami w sieci (tym bardziej, że są za małe, by same wyrazić na to zgodę – a ich rodzice nie chcą, co oczywiście rozumiem i szanuję).

Jeśli chodzi o przedni aparat, tutaj mamy do dyspozycji matrycę 16 Mpix f/2.0. Możemy robić zdjęcia zarówno w trybie automatycznym, jak i portretowym, przy czym ten drugi czasem lubi wyciąć z fotografii nieco za dużo (np. z tatuażem sobie w ogóle nie radzi, z włosami – jako-tako) lub za mało (spójrzcie na zdjęcie na tle rzeki). Ogólnie jednak, dopóki jest sporo światło, zdjęcia są dobre – im go mniej, tym gorzej.

Pod względem nagrywania wideo Oppo Reno 10x Zoom nieco mnie zawiódł – ale głównie tym, że podczas nagrywania nie ma możliwości wykorzystywania ultraszerokiego kąta. Co więcej, nie ma też opcji przełączania się pomiędzy szerokim (standardowym) a ultraszerokim. Wielka szkoda. Ale ogólnie smartfon ten bardzo dobrze radzi sobie z nagrywaniem wideo i ładnie też stabilizuje nagrania. Maksymalnie nagrywa w 4K w 30 fps, natomiast przednią kamerką – w Full HD też 30 fps.

Małą próbkę jego możliwości możecie zobaczyć na moim vlogowym kanale “Królowa Chaosu”:

Podsumowanie

Gdybym miała podsumować Oppo Reno 10x Zoom powiedziałabym, że jest to smartfon bardzo udany. Po chwili zastanowienia stwierdzam jednak, że to określenie może być dla niego krzywdzące, bo udany może być też telefon za ułamek jego wartości. Ujmę to zatem inaczej: Reno 10x Zoom to smartfon, co do którego flagowego rodowodu nie trzeba mnie przekonywać – to jest po prostu świetny flagowiec. Choć oczywiście nie obeszło się bez kilku braków…

Wśród nich najbardziej przemawia do mnie brak możliwości nagrywania wideo ultraszerokim kątem (oraz przełączania się podczas nagrywania z szerokiego na ultraszeroki), brak 3.5 mm jacka audio, diody powiadomień czy wreszcie ładowania bezprzewodowego oraz jakiejkolwiek udokumentowanej normy odporności. Do tego wielu osobom może przeszkadzać spora waga telefonu (wynosząca aż 215 gramów).

Ale na drugiej szali mamy sporo zalet tego modelu. Na pierwszy rzut oka wysuwa się rewelacyjnie wyglądająca obudowa z obiektywami aparatów na równi (rzadko się zdarza, by te nie wystawały), czytnik linii papilarnych w ekranie działający bez zarzutu oraz fakt, że nie ma tu żadnego notcha, co dla wielu okaże się sporym atutem. Do tego dochodzi efektowny mechanizm wysuwanego aparatu przedniego, świetne, szybkie i wydajne działanie, aż 256 GB pamięci wewnętrznej, dual SIM, NFC… i eleganckie etui w zestawie z telefonem.

Na koniec pozostaje jedno istotne pytanie: ilu klientów jest w stanie wydać na smartfon Oppo, firmy, która w Polsce wciąż pozostaje raczej mało zakorzeniona, aż 3500 złotych?

Z tym pytaniem Was zostawię. I chętnie poczytam Wasze komentarze odnośnie tego modelu. Co sądzicie na temat Oppo Reno 10x Zoom? A może go macie lub mieliście z nim styczność? Dajcie znać, jakie są Wasze odczucia w stosunku do flagowca Oppo.

Spis treści:
1. Design. Wyświetlacz. Działanie. Zaplecze komunikacyjne
2. Audio. Biometryka. Czas pracy baterii. Aparat. Podsumowanie

Exit mobile version