iPhone 14 pierwsze wrażenia apple
(fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Apple zarobi na nas krocie. Kabel USB-C bez certyfikatu będzie tylko wkurzał ludzi

Kilka miesięcy temu za sprawą decyzji Parlamentu Europejskiego Apple zostało zmuszone do pozbycia się złącza Lightning z iPhone’ów i zastosowania zamiast nich portu USB-C. Apple postanowiło jednak podejść do tematu w swoim stylu i zrobić wszystko, by i tak na całym tym interesie dobrze zarobić.

Certyfikat MFi, czyli klucz do zarobku Apple

Na razie nikt tego nie potwierdził, ale pojawiły się już pierwsze informacje, jakoby Apple miało w zanadrzu „pułapkę” w postaci specjalnego chipu uwierzytelniającego zaimplementowanego w przyszłych iPhone’ach i kablach USB-C. Dzięki niemu urządzenie weryfikowałoby, czy podłączony przewód jest oryginalny i czy może zostać użyty do zaoferowania wszystkich funkcji. Nie byłoby to niczym nowym, bowiem już w przypadku złącza Lightning firma stosowała identyczną praktykę.

Jeden z popularnych informatorów, ShrimpApplePro, podzielił się informacjami, że Foxconn, czyli tajwański podwykonawca, zajmujący się montażem iPhone’ów, już rozpoczął wytwarzanie akcesoriów ze złączem USB-C. Są to przede wszystkim słuchawki EarPods oraz przewody ładujące. Wszystkie one mają być wyposażane w certyfikat MFi (Made For iPhone).

Oznacza to, że pewne ich funkcje mogą być ograniczone i działać tylko, gdy użyjemy właściwego kabla – czyli tego oryginalnego albo chociaż od firmy z certyfikatem MFi. Naturalnie, aby otrzymać ów certyfikat, producent akcesoriów musi uiścić Apple haracz stosowną opłatę licencyjną.

Co więc Apple może zrobić, by uprzykrzyć życie osobom chcącym przyoszczędzić na kupowaniu oryginalnych, tudzież certyfikowanych akcesoriów? Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem zdają się być tutaj dwie opcje.

Pierwsza: szybkość ładowania może być znacząco obniżona podczas użytkowania niewłaściwego przewodu. Tutaj muszę zaznaczyć, że iPhone’y i tak oferują niską moc ładowania (w przypadku iPhone 14 to maksymalnie 27 W) na tle androidowej konkurencji.

Druga: uciążliwym aspektem może być zdecydowanie wolniejszy transfer danych.

apple iPhone 14
iPhone 14 (fot. Mateusz Budzeń, Tabletowo.pl)

Apple nie byłoby z taką praktyką osamotnione

W tym miejscu warto wspomnieć, że mimo wszystko producent sprzętów z nadgryzionym jabłuszkiem nie byłby osamotniony w takich praktykach. Od lat firmy takie jak Xiaomi, Oppo, OnePlus czy realme oferują superszybkie ładowanie swoich urządzeń, ale tylko wtedy, gdy stosujemy oryginalny przewód i ładowarkę. Gdy do adaptera podepniemy każdy inny kabel, skutkuje to standardowym, wolnym ładowaniem. 

Zastanawiam się jednak, jak taka praktyka miałaby się do założeń Parlamentu Europejskiego, które mówią o tym, że wszystkie urządzenia obsługujące szybkie ładowanie będą umożliwiały użytkownikom ładowanie swoich urządzeń z taką samą prędkością za pomocą dowolnej kompatybilnej ładowarki.