Zanim smartfony ze składanym ekranem zaczęły zdobywać popularność, producenci próbowali na różne sposoby powiększyć powierzchnię ekranu, zachowując kompaktowość urządzenia. inkReader duo to koncept, którego korzeni możemy doszukać się w modelach LG z poprzedniej dekady.
Więcej wyświetlacza, tyle samo miejsca
Istnieją fizyczne limity, przy których nie da się wygodnie korzystać z danego sprzętu. Choć przez lata przesuwaliśmy granicę ekranów w smartfonach, obecnie mało kto próbuje przekroczyć granicę siedmiu cali. Podobnie jest w przypadku tabletów czy laptopów.
Obecnie rozwiązanie kwestii większej powierzchni roboczej bez poświęcania kompaktowości można uzyskać na dwa sposoby. Pierwsza opcja nie została jeszcze w pełni zaadaptowana i polega na wysuwanym lub rozwijanym ekranie. Drugi wariant to składanie wyświetlacza – wtedy do prostych czynności używamy mniejszego ekranu zewnętrznego, a dla zadań, przeznaczonych na większy ekran, „otwieramy” wewnętrzny panel.

Jest też trzeci sposób, czasami widziany w laptopach, który nie przyjął się na dłużej w urządzeniach mobilnych, czyli drugi, niezależny ekran. Najbardziej osobliwe podejście do tematu wyszło spod ręki LG w smartfonie V50 ThinQ. Tam drugi ekran można było wypiąć i wpiąć do telefonu – panel umieszczono bowiem w akcesoryjnym etui, a synchronizował się on z resztą urządzenia za pomocą pinów pogo.
O ile historia pokazała, że nie ma miejsca na takie dziwadła w świecie smartfonów, istnieją pomysły, udowadniające sens takiego rozwiązania w innych urządzeniach z innej kategorii.
Czytnikowa powtórka z LG
Na YouTube’owym kanale Mechanical Pixel pojawił się koncept inkReader Duo – urządzenia wyposażonego nie w jeden, a dwa ekrany e-ink. Pierwszy z nich znajduje się w głównym korpusie, natomiast drugi podpina się – tak, zgadliście – za pomocą pinów pogo w konstrukcji przypominającej etui z klapką. Oba wyświetlacze to monochromatyczne panele Carta 1300 o gęstości 300 ppi i przekątnej 6,2 cala.

Na renderach wygląda to imponująco. System umożliwiałby czytanie książek na dwóch stronach – tak jak robi się to „analogowo”, istaniałaby możliwość przełączenia się na tryb horyzontalny, a całość pozostawałaby lekka i smukła.
Dlaczego takie rozwiązanie lepiej sprawdziłoby się w przypadku czytnika e-booków niż smartfona? Chodzi o to, czego oczekujemy od urządzenia. Współczesny telefon to dostęp do gier mobilnych, przenośne kino i internetowe okno na świat. Aby całość wyglądała zgrabnie, system musi być przystosowany do pracy na dwóch niezależnych ekranach i synchronizować dużą rozdzielczość połączoną z wysoką częstotliwością odświeżania.
W przypadku czytników ten problem nie występuje – choć obecne konstrukcje oparte na Androidzie oferują nie tylko uruchamianie plików związanych z tekstem, to ich głównym zadaniem pozostaje umożliwienie właścicielowi noszenie ze sobą małej biblioteki. Ekrany E-ink nie grzeszą też częstotliwością odświeżania potrzebną do wygodnego czytania. Całość mogłaby się więc udać.

Są jednak dwa „ale”. Po pierwsze nadal mówimy o koncepcie – nie wiadomo, czy całość faktycznie byłaby taka smukła i lekka, jak na przygotowanych renderach. Po drugie – mamy już na rynku czytniki przypominające kształtem smartfon oraz duże urządzenia z 10-calowymi ekranami. Patrząc na cenę rynkową widać, że z dużym wyświetlaczem wiąże się również wysoka cena. Niewykluczone, że czytnik o łącznej przekątnej 12,4 cala byłby na tyle drogi, że zainteresowałaby się nim na tyle mała garstka osób, a co za tym idzie – produkcja masowa by była zwyczajnie nieopłacalna.
Niemniej jednak podoba mi się wizja przyszłości, w której czytniki e-booków trochę bardziej przypominają klasyczne obcowanie z książką.