Recenzja Microsoft Surface Pro 7 – „Twoja baza portów została zaktualizowana”

Staram się wejść w skórę kogoś, kto chciałby kupić Surface Pro 7, ale nie wie, czy warto inwestować w najnowszy model hybrydy Microsoftu. Odpowiedź, chyba jak w większości tego typu wypadków, brzmi: “to zależy”.

Zależy od czego? Niekoniecznie od pieniędzy. Jeśli kogoś nie odstrasza wydanie co najmniej 3900 zł na tablet z dołączaną klawiaturą (aczkolwiek, hehe, bez tej klawiatury), to nie będzie kierował się tylko ceną. Za to będzie chciał zorientować się, czy lepiej wydać te pieniądze na Surface’a Pro 7, czy też przyjrzeć się produktom konkurencji, lub chociażby modelowi z ubiegłego roku.

Jako że w kategorii hybryd Surface Pro nie ma zbyt silnej konkurencji, największymi rywalami dla siódmego reprezentanta tej linii sprzętowej Microsoftu są solidne ultrabooki 2-w-1, na przykład od Della, oraz właśnie Surface Pro 6.

Weźmiemy Surface Pro 7 na warsztat, porównamy go z ubiegłorocznym Surface Pro 6 i zorientujemy się, czy warto dopłacać za nowości, które pojawiły się w ostatnim wcieleniu microsoftowej Powierzchni.

Specyfikacja Microsoft Surface Pro 7

Zaczniemy od czegoś, co pomoże nam później zrozumieć niektóre aspekty działania nowej hybrydy Microsoftu – od listy podzespołów. Co ciekawe, ich lista nie różni się diametralnie od tej, którą prezentowali Mikromiętcy przy premierze SP6 ponad rok temu. Diabeł tkwi w szczegółach, i to właśnie ich suma najbardziej zaważy na końcowej ocenie sprzętu. Charakter testowanego egzemplarza wyznaczały:

  • ekran: PixelSense 12,3 cala, o proporcjach 3:2 i rozdzielczości 2736×1824 pikseli, 100% sRGB, dostarczany przez LG,
  • procesor: Intel Core i5-1035G4 Ice Lake (dostępne są także wersje z dwurdzeniowym Core i3-1005G1 i czterordzeniowym Core i7-1065G7),
  • grafika: Intel Iris Plus Graphics G4 (Ice Lake 48 EU), DDR4,
  • pamięć RAM: 8 GB LPDDR4x, 1866.7 MHz,
  • dysk: 256 GB SSD, Toshiba BG4,
  • łączność: Intel AX201 z Wi-Fi 6, 802.11ax (2,4 Gb/s); Bluetooth 4.1,
  • audio: głośniki stereo 1.6 W, Dolby Audio Premium, gniazdo słuchawkowe, podwójne dalekosiężne mikrofony studyjne,
  • aparaty: tylny 8 Mpix z autofocusem (wideo Full HD), przedni 5 Mpix z rozpoznawaniem twarzy Windows Hello,
  • porty: USB 3.0, USB typu C, czytnik kart microSD, Surface Connect,
  • bateria: 45 Wh, adapter 44W,
  • wymiary: 292 x 201 x 8.5 mm,
  • waga: 775 g/790 g,
  • opcjonalne akcesoria: Surface Pen, Surface Dial, klawiatura Type Cover (sprzedawane osobno).

Cena wersji podstawowej – 3899 zł. Cena wersji recenzowanej (z Intel Core i5 oraz dyskiem 256 GB) – 5899 zł.

Surface Pro 6 i Surface Pro 7 to niemal bliźniaki

Do czasu włączenia Surface Pro 7, jest on prawie nie do odróżnienia od starszego brata. To oznacza tylko jedno: Microsoft sprzedaje nam tę samą obudowę po raz trzeci, bo najbardziej drastyczne zmiany, jakie zaszły w prezencji tabletu, pojawiły się wraz z Surface Pro (2017). Hybryda wizualnie nie zmieniła się od tego czasu praktycznie w ogóle, by w tym roku zaskoczyć nas detalami pokroju innego gniazda łączności. Co wnikliwsi zauważą więc, że zamiast MiniDisplay Port, mamy USB-C.

Koniec modyfikacji zewnętrznych, dziękuję za uwagę. >Zaciemnienie, kurtyna.<

Nie czuję się oszukany przez Microsoft. W gruncie rzeczy, po części jestem wdzięczny firmie za niewnoszenie zbyt wielu zmian, które tylko skomplikowałyby końcowe wnioski. Poza tym Surface Pro musiał utrzymać swój zachowawczy charakter, by różnić się w tym roku od „świeżego spojrzenia na tablety by Redmond™”, czyli Surface Pro X. Ruch taki staje się więc bardziej zrozumiały po spojrzeniu na linię “Surface” bardziej całościowo.

Wracając jednak do sprzętu: magnezowa obudowa prezentuje się bardzo profesjonalnie, a połyskujące logo Microsoftu na rozkładanej stopce wspierającej główną część tabletu, dodaje całości stylu. Surface Pro 7 bez wstydu zabierzemy na branżowe spotkanie z klientem, firmową konferencję czy prezentację projektu. Ze Starbucksa ochrona też nie powinna nas wyprowadzić, oczywiście o ile wcześniej nakleimy na szarą obudowę (nazwa koloru używana przez Microsoft: platynowy) naklejkę z napisem “MacBook – naprawa. Sprzęt zastępczy” ;)

Patrząc na tablet w pozycji horyzontalnej, na jego prawej krawędzi znajdziemy gniazdo USB-C, USB-A oraz Surface Connect, za pomocą którego podłączymy magnetyczne złącze adaptera lub zadokujemy go do specjalnej stacji, będącej jednym z wielu opcjonalnych akcesoriów.

Jeśli o akcesoriach mowa, to warto wspomnieć, że do lewej krawędzi Surface Pro 7 bardzo chętnie przylgnie Surface Pen. W tym samym miejscu, lecz nieco wyżej, znajdziemy gniazdo słuchawkowe, które może przydać się nam podczas dłuższych posiadówek z audio przesyłanym kablowo do naszych ulubionych nauszników lub pchełek.

Górna krawędź to gdzieś od czasów Starej Republiki (czyli projektu Surface Pro 4) zwyczajowe miejsce dla przycisku odblokowania ekranu oraz klawiszy głośności. Te ostatnie były używane przeze mnie niezwykle rzadko, ze względu na wygodne skróty na klawiaturze Type Cover. Na dolnej krawędzi znajdują się tylko i wyłącznie piny do wspomnianej klawiatury Bluetooth.

Microsoft sprzedaje nowego Surface’a Pro w dwóch wersjach kolorystycznych: platynowej i czarnej, przy czym ta druga dostępna jest wyłącznie w opcjach z Intel Core i5 8 GB/256 GB oraz Intel Core i7 16 GB/256 GB lub 512 GB. Producent podobno postarał się o ulepszenie czarnej odmiany tak, by nie zbierała tyle widocznych rys, na co zwracałem uwagę podczas opisywania SP6. Czy rzeczywiście tak jest, trudno stwierdzić. Głównie dlatego, że dysponowałem tylko srebrną wersją.

Pierwszy rzut oka na ekran powoduje, że mam flashbacki z recenzowania Surface Pro 6. Wyświetlacz nie powiększył się ani o ułamek cala, maskownice głośników są identyczne, podobnie jak umiejscowienie mikrofonu głównego, 5-megapikselowej kamery przedniej oraz czujników Windows Hello.

Trochę szkoda, że Microsoft nie zdecydował się choć na minimalne unowocześnienie wyglądu Surface’a. Zza grubawych ramek dookoła ekranu dobiegają nas ciche głosy z 2018, a nawet 2017 roku. Choć po urządzeniach tej kategorii nie oczekiwałbym kompletnego pozbycia się zbędnej przestrzeni w tych miejscach, bo za coś trzeba sprzęt chwycić, gdy klawiatura leży gdzieś w szufladzie, to jednak byłoby miło, gdyby wizjonerscy projektanci z Redmond zlitowali się nad nami, geekami, i zmniejszyli te ramki choć ociupinkę.

Surface Pro 7 w zależności od wersji, waży 770 g lub 795 g (z klawiaturą Type Cover – 1,1 kg), co jest naprawdę dobry wynikiem. Z jednej strony jest wystarczająco lekki, by wrzucić go do torby i przenosić z miejsca na miejsce, a z drugiej – wiemy, że nie mamy do czynienia z plastikowym tabletem za pięć złotych, kiedy już trzymamy go w dłoniach.

175-stopniowy zawias w stopce pozwala dostosować system pracy do osobistych upodobań. Dla mnie szeroki zakres przechyłu ekranu w laptopie czy hybrydzie jest kluczowy, jako że lubię zmieniać pozycje przy ekranie wiele razy dziennie – nowe asany wymyślane przy tej okazji wprawiłyby w zdziwienie niejednego jogina. Pisanie na kolanie? Da się, bo raz ustawiona stopka jest godna zaufania i nie złoży się przy pierwszym lepszym potrząśnięciu. Jest równie solidnie jak wcześniej, co niezmiennie doceniam.

Ekran to świetna sprawa

Proporcje ekranu 3:2, którym hołduje każda kolejna wersja Surface Pro, sprawdza się i w tym modelu. Mamy tu do czynienia z dotykowym 12,3-calowym wyświetlaczem o rozdzielczości 2736 x 1824 pikseli (267 pikseli na cal). Pozwala ona na zawarcie naprawdę wielu rzeczy na ekranie, a to nie jedyna zaleta tej matrycy.

Pokrycie panelu barw sRGB sięga 100% (różne badania wskazują na 95% i więcej), co świetnie rokuje, jeśli chodzi o odbieranie kolorowych treści oraz pracę kreatywną. Oglądanie filmów na tym sprzęcie jest naprawdę przyjemne – zwłaszcza, jeśli mamy do czynienia z materiałem nagranym w 2K lub 4K. Kolory są żywe, a czernie głębokie. Przechylenia barwowe praktycznie nie występują (może czasem biały przechodzi minimalnie w niebieski, choć to może jakieś subiektywne skrzywienie percepcji).

Silne podświetlenie to także blisko 400 nitów – powinno wystarczyć podczas korzystania z tabletu na zewnątrz. Jedynie w pełnym słońcu trudniej dostrzec niektóre elementy systemu. Ekran typu glare odbija światło i naszą sylwetkę jak szalony, więc dodatkowo obniża to widoczność w pogodny, jasny dzień. Po przesunięciu się do cienia, sytuacja się normuje. W gruncie rzeczy chyba nigdy nie będzie nam dane zobaczyć Surface Pro z matowym ekranem – wtedy świetne właściwości dotykowe mogłyby nieco obniżyć loty, a i współpraca z Surface Penem byłaby pewnie gorsza.

Minimalne podświetlenie to 5 nitów. Wykazuje ono w nocy pewne nierówności, ale trzeba się naprawdę uwziąć, żeby je zobaczyć. Ja oczywiście jestem uparty, więc też je zobaczycie.

Ogólnie rzecz ujmując, to ten sam wyświetlacz od LG, który dostaliśmy w Surface Pro 6. Microsoft niespecjalnie przyłożył się do ulepszenia go w jakikolwiek sposób. Tak jak rok temu był świetny, tak bardzo dobrze prezentuje się teraz. Nie stanie się jednak argumentem, który trzeba by było brać pod uwagę, rozważając przesiadkę z ubiegłorocznego modelu.

Klawiatura Type Cover wciąż jest znakomita

To już trzecia generacja Surface Pro, w której najlepszym akcesorium dla tabletu jest klawiatura Type Cover. Jest jednak ku temu powód: Microsoft po prostu niewiele w niej zmieniał od czasu Surface Pro 4, w myśl zasady “jak działa, to nie ruszaj”. Owszem, pojawiły się nowe materiały i kolory, ale specyfika pracy z klawiaturą pozostała ta sama. I poniekąd to dobrze, bo na Type Cover pisze się naprawdę przyjemnie.

Cała okładka sprawia wrażenie solidnej dzięki silnemu połączeniu magnetycznemu z tabletem. Nie chybocze się na boki, nawet dociskana w strategicznych miejscach, ani nie ugina pod naporem spoczywających na niej nadgarstków. Znakomita robota – dzięki temu zapominamy, że mamy do czynienia tylko z opcjonalnym gadżetem.

Skok klawiszy, jak na taki sprzęt jest dość duży, o ile można tak powiedzieć o 1,3-milimetrowym profilu. Satysfakcja z naciskania stoi na wysokim poziomie. Rozmieszczenie klawiszy też jest bardzo dobre – nie generuje pomyłek podczas pisania. “Kontrole” i “Szifty” są wystarczająco duże, a spacja każdorazowo reaguje tak samo, niezależnie od tego, czy uderzymy w jej środek czy w którąś z jej końcówek. Dobry odbiór obcowania z klawiaturą przypieczętowuje równe, trzystopniowe, nienachalne podświetlenie o białej barwie, przechodzącej lekko w lodowy niebieski.

Należy zwrócić uwagę na przydatne skróty funkcyjne w najwyższym rzędzie klawiszy. Microsoft zebrał te najbardziej potrzebne, wraz ze zmianą głośności, poziomu podświetlenia i ekranu oraz wstrzymaniem odtwarzania audio, i umieścił je w jednej linii, za co duży szacunek. Wszystko pod ręką.

Gładzik także nie zmienił się względem poprzedników. Co prawda sporo mu brakuje do powierzchni boiska piłkarskiego w MacBookach, ale robi, co ma robić – bardzo dobrze reaguje na dotyk, w tym także na systemowe gesty, oraz stawia wystarczający opór przy wyraźnym kliku.

Muszę wspomnieć tutaj o bardzo fajnej funkcji, która nie była obecna w Surface Pro 6, a którą zauważyłem w Surface Pro 7, a mianowicie: po otwarciu klawiatury Type Cover i odsłonięciu frontu urządzenia, kamera Windows Hello automatycznie podświetli ekran i poszuka naszej twarzy w celu odblokowania go.

W każdej poprzedniej wersji Surface’a Pro, trzeba było wybudzić sprzęt przy pomocy naciśnięcia dowolnego klawisza na klawiaturze lub przez posłużenie się przycisku na obudowie tabletu. W SP7 jest to zbędne, a dzięki temu – znacznie szybsze, bardziej wygodne i intuicyjne. Brawo, Microsoft, to świetny pomysł i miły dodatek.

Klawiatura w wersji Signature, czyli obita Alcantarą, kosztuje 799,90 zł. To poważny wydatek, więc warto poczekać na promocje sklepowe, w których będzie oferowana razem z Surface Pro 7 w postaci zestawu.

Rysik Surface Pen to idealny kompan

<Udawane zaskoczenie> Nieprawdopodobne, stylus Microsoftu także nie przeszedł żadnych zmian od czasu odświeżenia w 2017 roku.

Wtedy to rysik stracił metalowy klips, tracąc “długopisowy” wygląd, a sama końcówka została doposażona o kolejne punkty nacisku, których teraz jest 4096. Przeciwny koniec Surface Pena stanowi klikalny przycisk, którego funkcje można sobie dowolnie przypisać. Działa też jak gumka w ołówku, co sprawia, że wymazywanie ostatnich pociągnięć z edytowanego ekranu jest bardzo naturalne. Korzystanie z tego akcesorium sprawia niemal dziecięcą frajdę i osobiście nie jestem w stanie wyobrazić sobie Surface’a Pro bez tego akcesorium.

Choć Surface Pen chętnie przykleja się do lewej krawędzi tabletu, nie jest ładowany tam bezprzewodowo. Zasila go bateria AAAA, do której dostajemy się, odłączając górną część rysika. Za sprzęt ten trzeba dać blisko 500 zł. Ponownie: lepiej poczekać, aż będzie dorzucany do zestawów, bo o ile bardzo lubię Surface Pen i nie widzę możliwości pracy bez niego na co dzień, tak rzeczona kwota mnie przeraża.

Spis treści:

1. Wzornictwo i jakość wykonania. Ekran. Akcesoria.
2. Wydajność. Grafika. Bateria. Łączność i multimedia. Podsumowanie