Recenzja Samsunga Galaxy S8+

Myśląc o rynku smartfonów do głowy przychodzą mi głównie dwa słowa: stagnacja i… innowacja, a właściwie jej brak. Stagnacja, bo od dłuższego czasu wszystkie smartfony oferują praktycznie to samo, wyglądają prawie tak samo, wszystkie działają dobrze i wszystkie mają dobre aparaty – oczywiście wykluczając z tego grona flagowce, które nieco wybijają się ponad przeciętność pod każdym względem. O innowacji natomiast myślę mając na względzie fakt, że ostatnio… nie mogliśmy jej doświadczyć w smartfonach; była to raczej powolna ewolucja niż rewolucja sensu stricto. Patrząc na ten segment rynku, w mojej opinii najlepiej określającym go słowem jest: wincyj! Wincyj rdzeniów, wincyj cali, wincyj pikseli… ale jakoś nie wincyj miliamperogodzin, których tak bardzo potrzebujemy. Patrząc na to w ten sposób, można powiedzieć, że Samsung podszedł do tematu swoich najnowszych smartfonów łącząc wincyj (przestrzeni roboczej i sposobów ochrony biometrycznej) i innowacje (proporcje ekranu 18,5:9 czy skaner tęczówki oka). W ten oto sposób powstał Galaxy S8+, którego miałam okazję dla Was przedpremierowo testować. Czy ten krótki romans przeobraził się w miłość?

Galaxy S8+ czerpie pełnymi garściami z Galaxy S7 edge

Znasz to uczucie… przez cały obóz jesteś zauroczony w jednej konkretnej dziewczynie, na co dzień mieszkającej kilkaset kilometrów dalej. Ostatniego dnia, w ostatniej chwili, wyjeżdżając, decydujesz się ją pocałować. Następny raz zobaczysz się z nią za rok. Mija 12 miesięcy. Widzicie się ponownie. Ale coś się zmieniło; już nie jest jak dawniej. Dojrzała. Jest ładniejsza. Można z nią porozmawiać na więcej tematów. Ale i ty się zmieniłeś. Twoje wymagania wzrosły. Musicie poznać się na nowo. Iskrzy. Ale sam do końca nie wiesz czy to jest „to”. Spędzasz z nią więcej czasu. Oszukujesz się, że przecież nie zmieniła się tak bardzo. Prawda jest jednak inna – oboje zmieniliście się na tyle, by po spędzeniu ze sobą tygodnia stwierdzić, że ten związek przetrwa wiele.

A teraz zamieńcie dziewczynę z powyższego akapitu na smartfon Samsunga. Chwytając w dłoń Galaxy S8+ miałam wrażenie, że już go skądś znam – że to mój dawny znajomy. Bo faktycznie, Galaxy S8+ czerpie pełnymi garściami z zeszłorocznego Galaxy S7 edge. Ale jest większy, ładniejszy i bardziej dopracowany pod każdym względem. Sęk w tym, że testowałam Galaxy S8+, a wolałabym jego mniejszego „brata”, Galaxy S8, który przekonał mnie do siebie większą mobilnością. Zostawiając jednak uprzedzenia na bok, zapraszam do zapoznania się z bardzo długą i szczegółową recenzją Galaxy S8+. Uprzedzam już na wstępie, żeby później nie było, że tego nie zrobiłam ;).

Parametry techniczne Samsunga Galaxy S8+:

  • wyświetlacz Super AMOLED 6,2″ 2960×1440 pikseli (18,5:9), Infinity Display,
  • ośmiordzeniowy procesor Exynos 8895 (4x 2,3Hz + 4x 1,7GHz), z Mali-G71 MP20,
  • 4GB RAM,
  • 64GB pamięci wewnętrznej UFS 2.1,
  • Android 7.0 Nougat,
  • aparat 12 Mpix f/1.7, OIS,
  • kamerka 8 Mpix z aufofokusem, f/1.7,
  • LTE Cat. 16,
  • NFC,
  • GPS,
  • Bluetooth 5.0,
  • WiFi 2,4&5GHz,
  • slot kart microSD (do 256GB),
  • USB typu C,
  • czytnik linii papilarnych, tęczówki oka i twarzy,
  • akumulator o pojemności 3500 mAh; szybkie ładowanie; ładowanie indukcyjne,
  • wymiary: 159,5 x 73,4 x 8,1 mm,
  • waga: 173 g.

Wideorecenzja Samsunga Galaxy S8+:

Jak w przypadku każdego związku, również kupując Galaxy S8+ należy się liczyć z pójściem na pewne kompromisy. I to właśnie na nich skupię Waszą uwagę w pierwszej kolejności.

Wielkość

Ze względu na nietypowe proporcje ekranu (przypomnę, 18,5:9), nowe flagowce Samsunga są wydłużone względem poprzedniej generacji, ale i węższe, przez co zupełnie inaczej trzyma się je w dłoni. Z racji tego, że koreański koncern dał nam wybór pomiędzy dwiema przekątnymi ekranów, nie powinnam szczególnie zwracać uwagi na fakt, że S8+ jest dla mnie za długi, bo mniejszy S8 idealnie leży w dłoni i zapewnia wysoki komfort korzystania z niego.

Warto bowiem wziąć pod uwagę fakt, że na papierze przekątne obu nowości Samsunga wyglądają na strasznie duże, ale w rzeczywistości ich ekrany otoczone są bardzo wąskimi ramkami, dzięki czemu urządzenia same w sobie są relatywnie niewielkie. Dla przypomnienia: Galaxy S8 ma przekątną 5,8” i obudowę o wymiarach 148,9 x 68,1 x 8 mm i masie 155 g, podczas gdy 6,2-calowy Galaxy S8+ zamknięty jest w obudowie 159,5 x 73,4 x 8,1 mm, a całość waży 173 g.

Faktem jest jednak, że jeśli ktoś decyduje się na wejście w posiadanie Galaxy S8+ musi liczyć się z tym, że korzystanie z niego jedną dłonią graniczy z cudem. Trzymając telefon wręcz niemożliwym jest dosięgnięcie kciukiem górnej belki systemowej bez manewrowania nim – chociażby delikatnym (acz kontrolowanym) zsunięciem.

Umiejscowienie czytnika linii papilarnych

Z powyższym nieco wiąże się umiejscowienie czytnika linii papilarnych. Już sam fakt, że Samsung przeniósł go z frontu na tył obudowy wzbudził wiele kontrowersji, tymczasem jeszcze gorszy okazał się fakt, że skaner znajduje się po prawej stronie obiektywu aparatu, a nie pod nim (jak ma to miejsce w smartfonach np. Huawei / Honor). Wbrew pozorom jest to szalenie istotne. W dodatku z dwóch powodów.

Pierwszym, chyba nawet ważniejszym, jest fakt, że praktycznie za każdym razem sięgając w kierunku czytnika linii papilarnych, czy tego chcemy, czy nie, odruchowo kierujemy palec w stronę umieszczonego centralnie obiektywu aparatu, tym samym zostawiając na nim odciski palców, a co za tym idzie – mówiąc wprost – brudząc go. Co ciekawe, skoro już o tym mowa, uruchamiając aparat, gdy obiektyw jest zabrudzony, na ekranie telefonu pojawia się odpowiedni komunikat mówiący o tym, by przetrzeć go przed wykonaniem zdjęcia. Ostatecznie doszło do tego, że po kilku dniach testów Galaxy S8+, zaczęłam za każdym razem chcąc odblokować telefon albo odwracać go do siebie, by trafić bezpośrednio w czytnik, albo korzystałam ze skanera tęczówki oka. W końcu wypadało przetestować wszystkie biometryczne metody odblokowywania ekranu.

Drugi argument jest typowo użytkowy. Czytnik znajduje się po prostu za wysoko, przez co dosięgnięcie do niego graniczy z cudem. Gdyby został umieszczony pod obiektywem aparatu, problemu by nie było.

Zmiany w domyślnej klawiaturze Samsunga

Powiecie, że to pierdoła, ale to była pierwsza rzecz, jaka mnie naprawdę zirytowała w testowanym urządzeniu. Jeśli korzystaliście dotychczas z jakiegokolwiek smartfona Samsunga, doskonale wiecie, że w klawiaturze dotychczas istniała możliwość spersonalizowania klawisza znajdującego się po lewej stronie spacji – ja miałam tu zawsze przecinek. Niestety, w Galaxy S8+ tej możliwości nie ma. Jesteśmy skazani na slash (/) bez opcji zmiany tej ikony na jakąkolwiek inną. Jest za to możliwość przypisania dziesięciu dowolnych ikon do szybkiego wybierania po dłuższym przytrzymaniu kropki (klawisza znajdującego się po prawej stronie spacji).

Jasne, tę kwestię można rozwiązać pobierając inną klawiaturę z Google Play, ale dla osób korzystających z domyślnej klawiatury Samsunga, może to być rozczarowujące. Dla mnie było, bo jednak przyzwyczajenia robią swoje. A ja przecinki bardzo lubię ;).

Bixby, które nie umie po polsku i zbędny przycisk na krawędzi

Ile razy zdarzyło mi się wcisnąć przycisk uruchamiający Bixby myśląc, że to klawisz zmiany głośności, to sobie nawet nie wyobrażacie. Choć nie, częściej jednak myślałam, że to włącznik, bo oba przyciski znajdują się na podobnej wysokości krawędzi. A że sama obudowa jest symetryczna, łatwo o pomyłkę – zwłaszcza w nocy.

Jak że Bixby w Polsce jest bezużyteczne, super by było, gdyby w kolejnej aktualizacji Samsung umożliwił przypisać do dedykowanemu usłudze przycisku uruchamianie innych aplikacji. Niestety, póki co takiej możliwości nie ma. Do niedawna oferował ją zewnętrzny program All in one gestures, który można znaleźć w Google Play, ale w rzeczywistości po zainstalowaniu go na ekranie telefonu pojawia się komunikat, według którego aplikacja nie ma prawa działać na tym telefonie. Wszystko przez to, że aplikacja została zablokowana przez Samsunga.

A czym w ogóle jest Bixby? Asystentem głosowym, przerobionym, a może raczej udoskonalonym S Voice pomieszanym z Google Now. Z założenia ma być zaawansowanym asystentem, dzięki któremu obsługa telefonu stanie się jeszcze bardziej zaawansowana i intuicyjna zarazem, ale – niestety – usługa nie jest dostępna w języku polskim.

Zakrzywione krawędzie

Dla pewnej grupy odbiorców (trudno stwierdzić czy mniejszej, czy większej, bo nie ma konkretnych danych dotyczących sprzedaży Galaxy S7 z rozdzieleniem na flat i edge), fakt, że nie ma „płaskiego” Galaxy S8 jest sporym rozczarowaniem. Nie każdy bowiem lubi zakrzywione krawędzie z kilku względów. Zazwyczaj powtarzają się trzy argumenty:

  • odbijanie w nich światła – z czym trudno się nie zgodzić, czasem bywa to irytujące,
  • problemy z zaznaczaniem tekstu przy krawędziach ekranu – faktycznie bywają, ale można znaleźć na to sposób i się do tego przyzwyczaić,
  • przypadkowe tapnięcia ekranu wewnętrzną stroną dłoni – podczas testów nie zdarzyła mi się taka sytuacja, bowiem czułość ekranu przy krawędziach została zmniejszona (przy S7 edge kilka razy wystąpiła).

Pozostając w temacie zakrzywionego ekranu, warto nawiązać do funkcji ekranu krawędziowego, który… wyłączyłam po pierwszym dniu testów, bo – podobnie jak w przypadku Galaxy S7 edge – nie przekonały mnie do siebie.

Panele przy krawędzi do wyboru:

  • apps edge: skróty do wybranych aplikacji,
  • people edge: skróty do wybranych kontaktów,
  • inteligentny wybór: robienie screenshota jako obraz lub animacja GIF,
  • konserwacja urządzenia: tasks edge, schowek, reminder, pogoda, szybkie narzędzia , kalendarz, sport, finanse, CNN i przeglądarka internetowa Samsung.

Jest też podświetlenie krawędziowe – ekran przy krawędzi zaświeci się, gdy przychodzi połączenie lub SMS. W ustawieniach można wybrać aplikacje, z których powiadomienia mają być wyświetlane. Przydatna funkcja dla wszystkich, którzy odkładają telefon ekranem do dołu.

Szklana obudowa podatna na zbieranie odcisków palców i rysowanie się

Fakt, że Galaxy S8+ może się podobać, jest niezaprzeczalny. Trzeba jednak mieć świadomość tego, że szklana obudowa ma to do siebie, że uwielbia (tak, to jest dobre słowo: uwielbia) zbierać odciski palców, przez co bardzo trudno jest ją utrzymać w czystości. Wystarczy poużywać telefonu, by po chwili wyglądał po prostu mało atrakcyjnie (tak, to eufemizm ;)).

Dodatkowo warto mieć na uwadze fakt, że obudowa jest dość śliska, przez co mając choć trochę spocone ręce trzeba uważać, by telefonu nie wypuścić z rąk. A tu dużą rolę mogą odegrać jeszcze dość duże wymiary urządzenia i masa – to się może skończyć spotkaniem z twardym podłożem, którego nikomu z Was nie życzę.

Trzeba mieć też świadomość tego, że obudowa telefonu jest na tyle śliska, że gdy położymy ją na lekko pochyłej powierzchni, po chwili z niej zjedzie. Podobnie zresztą stanie się, gdy telefon znajdzie się na naszych nogach siedząc po turecku – po chwili możecie być pewni, że zacznie „uciekać”. Spotkało mnie to wielokrotnie podczas pisania niniejszej recenzji.

Po okresie 3-tygodniowych testów na ekranie telefonu znalazłam jedną ryskę, którą dało się wyczuć pod paznokciem, a z tyłu obudowy kilka pomniejszych, ledwo widocznych.

Cena

Kontynuując wątek dotyczący tego, co w Galaxy S8+ może się nie podobać, to niewątpliwie też cena – 3999 złotych za smartfon to góra pieniędzy. Niezależnie czy mówimy o urządzeniu Samsunga, Apple czy któregokolwiek innego producenta.

To kompromisów byłoby na tyle

Skoro już jesteście świadomi, z czym musicie się liczyć wchodząc w posiadanie Galaxy S8+, teraz pora na omówienie tych aspektów, które w testowanym smartfonie zdecydowanie nie zawodzą. A trochę ich jest…

Spis treści:

1. Galaxy S8+ nie jest idealny – rzecz o kompromisach
2. Wyświetlacz. Działanie, interfejs, funkcje. Pamięć
3. Aparat. Akumulator. Zabezpieczenia biometryczne
4. Głośnik. Wzornictwo. Podsumowanie