Uragun grafika z logo

Uragun – wrażenia z gry w wersji Early Access

Tematyka cyberpunka chyba na dobre zagościła w polskim gamedevie na każdym poziomie budżetowym. Mamy kasowego Cyberpunka 2077, wydanego rok później Gamedeca, który, choć z mniejszym budżetem, oferuje wysoki poziom rozgrywki. 12 kwietnia na Steamowym Early Accesie pojawił się Uragun – twin stick shooter studia Kool2Play. Czy debiutanckie dzieło ekipy na tak wczesnym etapie ma coś do zaoferowania fanom futurystycznej stylistyki?

Szukający mech

Zarys fabuły dla większości z was nie będzie niczym zaskakującym – w Hiszpanii z hibernacji budzi się robot bojowy, który spotyka uśpioną sztuczną inteligencję. Okazuje się, że liczebność gatunku ludzkiego została solidnie „skorygowana” przez roboty mniej przyjazne niż nasz protagonista. Po wgraniu się do naszego systemu para rusza, aby odnaleźć zaginionego pilota. Całość jest więc tylko pretekstem, by postrzelać sobie do robo-pająków i innego żelastwa.

Choć przez pierwszych kilka minut dialogi między maszyną a programem wywoływały uśmiech na twarzy, na tych kilku minutach niestety się skończyło – na obecną chwilę Uragun nie został rozbudowany pod kątem opowieści. Nawet dziewięć „wspomnień”, które możemy zebrać na mapach, okazuje się stronami komiksu, z których możemy na razie obejrzeć tylko pierwsze trzy. Pozostaje nam więc skupić się na daniu głównym.

uragun early acces zrzut ekranu
Czym najłatwiej zabić mecha-pająka? Mecha kapciem / źródło: Bartosz Kaja

Strzelający mech

Jeżeli graliście kiedykolwiek w Helldivers lub Enter the Gungeon to wiecie, jak wygląda rdzeń walki w Uragun. Co jakiś czas gra zalewa nas falami różnorodnego mecha-ścierwa, a naszym zadaniem jest wzorowa eksterminacja osobników. Na początku do dyspozycji robota jest klasyczna para pukawek – minigun oraz wyrzutnia rakiet. Wraz z postępami w grze do arsenału dorzucimy działo szynowe, strzelbę czy wyrzutnię dysków. Nie jest tego dużo, ale twórcy obiecują kolejne bronie wraz z aktualizacjami.

Na szczęście wyłączne prucie przed siebie z ciężkiej maszynerii to nie jedyne, co mamy do roboty. Trafiają się pojedyncze sekwencje, podczas których bronimy hakującego robota lub musimy pozostać w obrębie danego obszaru wystarczająco długo, aby przejść dalej. Do tego mamy całe plansze poświęcone walkom z bossami lub zniszczeniu wieży sygnałowej, kiedy uwagę musimy podzielić pomiędzy eksterminację napierających fal, a powalenie niechcianej budowli. Niewykluczone, że w przyszłości pojawią się też całe misje eskortowe. Oby tylko liczba etapów była wyważona pomiędzy sobą.

Na obecną chwilę trudno mi ocenić wrażenia z walki w Uragun. Z jednej strony już na tę chwilę z obecnych broni większość osób powinna znaleźć kombinację, z której będzie korzystać przez większość czasu. Zróżnicowani przeciwnicy również wymagają zręcznego operowania lewym triggerem lub klawiaturą – chmary małych pająków nie mają litości i zadają obrażenia po zetknięciu się z mechem, kalmaropodobne roboty po zbliżeniu się na odpowiednią odległość atakują polem energetycznym, itd. Jest więc na czym zużywać amunicję.

Z drugiej strony balans broni na obecną chwilę pozostawia trochę do życzenia. Działo maszynowe, nawet po ulepszeniu, zadaje za mało obrażeń i jego dystans jest niewielki. Poza tym warto wiedzieć, że przytrzymywanie przycisku odpowiedzialnego za strzelanie spowalnia jednostkę. Lepiej więc w jego miejsce wyposażyć się w strzelbę, która tego samego przeciwnika powala jednym strzałem, nie krępując przy tym ruchów naszego robota. Inny przykład: po co używać wyrzutni rakiet, skoro karabin szynowy tnie wszystko na swej drodze i nie musimy celować z wyprzedzeniem?

Twórcy muszą więc mieć się na baczności – w końcu nie chodzi o to, by gracze znaleźli jedną niezbalansowaną kombinację, a potem przechodzili Uragun jedną dłonią.

Zrzut ekranu Uragun early access
Nie pamiętam, żebym w misjach zszedł kiedykolwiek poniżej „B”. Źródło: Bartosz Kaja

To samo tyczy się „kartridży rozszerzeń” oraz ataków specjalnych. Pierwszy przypadek to umiejętności głównie pasywne – możemy sprawić, że za unikiem mecha pojawi się płonący ślad lub niski poziom zdrowia poskutkuje wyższą prędkością. W drugim przypadku mowa o bardziej aktywnych zagraniach – moim ulubieńcem w tym przypadku jest miecz, który swoją szybkością i zadawanymi obrażeniami przypomina mi taktykę „na Ghostrunnera” – wbiegnij, chlaśnij i ruszaj dalej. Oba systemy wydają mi się bardziej zbalansowane od arsenału – zmiana pasywki lub umiejętności zmieniała moje podejście do taktyki, ale nie czułem, aby jedno rozwiązanie górowało nad drugim.

Na start Uraguna dostaliśmy też trzy tereny – piaszczystą Hiszpanię, Śnieżną Amerykę Północną oraz Cyberpunkowy Hong Kong. Najciekawszym terenem okazał się o dziwo ten ostatni – choć na nocnych wieżowcach wszystko zlewało się w granatowo-czerwone błyski, doceniam podnoszące się i opadające ściany, które zmieniały na bieżąco pole bitwy.

Każdy etap zajmuje od 2 do 8 minut – w sam raz na krótką sesję na Steam Decku w kolejce do lekarza. Mam tylko nadzieję, że lokalizacje dostaną więcej własnej tożsamości i plansze będą różnić się od siebie konstrukcją, a przeciwnicy staną się bardziej endemiczni, co razem dałoby większe pole do popisu w kwestii doboru uzbrojenia.

Graficznie nie mam Uragunowi nic do zarzucenia. Styl jest prosty, pozbawiony ogromnej szczegółowości, ale dzięki temu gra pozostaje czytelna, choć może zająć wam chwilę, zanim będziecie w stanie zawsze odnaleźć się podczas walki. Od strony technicznej jest bardzo dobrze. Nawet, jeśli horda robotów naciera, a przyjazny-bojowy mech odpala raz za razem fajerwerki, gra na kilkuletnim sprzęcie wciąż utrzymuje stabilne 60 klatek. Nie spotkałem się z żadnym błędami małego formatu. Uragun raz wywalił się do pulpitu po zakończeniu misji. Na szczęście plansze są krótkie, i sam postęp, o dziwo, się zapisał.

Wciąż dopracowywany mech

Ukończenie early access Uraguna w tej chwili wymaga 4-5 godzin rozgrywki dla kogoś, kto dobrze czuje się w twin-stick shooterach. Po tym czasie niezbyt jest co robić – poziom trudności nie jest wyśrubowany i jedyne, co pozostaje, to podkręcać wyniki uzyskane na poszczególnych planszach.

uragun gif early access
Źródło: Bartosz Kaja

Wierzę, że gra jest w stanie w przyszłości rozwinąć skrzydła. Twórcy na obecną chwilę wspominają o taktyce „więcej wszystkiego” – broni, map, ataków i… trybów. Tu widzę największe pole do popisu. Nowe poziomy trudności, tryb „1 trafienie = śmierć”, Boss Rush, kooperacja, modyfikatory utrudniające rozgrywkę w zamian za wyższą punktację, rankingi do porównania wyników ze znajomymi.

Jeżeli szukacie tytułu, w który możecie wejść i zrobić sobie krótką sesję, zakup Uragun już teraz jest nie najgorszym wyborem. Później może być tylko lepiej.