Xiaomi zdążyło już zaprezentować najlepszy model ze swojej rodziny, tj. Xiaomi Mi 11 Ultra z wielką wyspą z aparatami, tymczasem ja nie uwinęłam się z testami podstawowej wersji flagowca – Xiaomi Mi 11. Smartfon ten na świecie zadebiutował pod koniec grudnia ubiegłego roku, natomiast do sprzedaży w Polsce trafił dwa miesiące później. Czas dokładnie mu się przyjrzeć. A nawet bardzo dokładnie, bo – mając go w rękach ponad miesiąc – jestem w stanie na jego temat powiedzieć całkiem sporo.
Specyfikacja Xiaomi Mi 11:
- obustronnie zakrzywiony wyświetlacz AMOLED o przekątnej 6,81” i rozdzielczości 3200×1440 pikseli, 120 Hz, HDR 10+, Gorilla Glass Victus,
- ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 888,
- 8 GB LPDDR5 RAM,
- 128 GB pamięci wewnętrznej (UFS 3.1),
- Android 11 z MIUI 12.0.2,
- aparat 108 Mpix (1/1.33″) z f/1.85 i optyczną stabilizacją obrazu, ultraszerokokątny 13 Mpix (f/2.4) o kącie widzenia 123° i makro 5 Mpix (f/2.4),
- aparat przedni 20 Mpix f/2.2,
- 5G,
- WiFi 6,
- GPS,
- NFC,
- Bluetooth 5.1,
- akumulator o pojemności 4600 mAh (ładowanie przewodowe 55 W przez USB-C, bezprzewodowe 50 W i zwrotne 10 W),
- wymiary: 164,3 x 74,6 x 8,1 mm,
- waga: 194 g.
Cena Xiaomi Mi 11 w momencie publikacji recenzji: 3499 złotych
Wzornictwo, jakość wykonania
Muszę przyznać, że po wyjęciu Mi 11 z pudełka, pierwsze, co pomyślałam, to to, że jest bardzo podobny do Huawei P40 Pro Plus. Wszystko za sprawą tego, że szkło w obu modelach jest zakrzywione zarówno na boki, jak i na górną i dolną krawędź – choć tutaj może w minimalnie mniejszym stopniu. Sam ekran natomiast wyświetla treść do wysokości załamania krzywizny, na co warto od razu zwrócić uwagę.
Tył urządzenia nie przypomina mi już żadnego konkurencyjnego smartfona. Xiaomi postanowiło iść swoją drogą i zdecydowało się na moduł aparatu, który niekoniecznie można nazwać urodziwym. Wygląda on trochę tak, jakby był złożony z trzech różnych warstw, które miały do siebie pasować, ale coś po drodze poszło nie tak. Widać natomiast, że projektanci Xiaomi wiedzieli, co robią, bo poszczególne części składowe modułu są zaoblone, dzięki czemu wszystko dobrze współgra z całą resztą.
Pomijając kwestię aparatów, obudowa bardzo mi się podoba. Za sprawą tego, że mieni się na różne kolory – odcienie niebieskiego, ale też, w zależności od światła, białego czy też żółtego – intryguje i przyciąga wzrok. Jest w tym designie coś, co powoduje, że chce się na niego patrzeć.
Inna rzecz, że pewnie nie będziecie tego robić, bo Xiaomi jest jednym z nielicznych producentów, którzy do swoich flagowców w zestawie w pudełku dorzucają nie tylko ładowarkę, ale też etui. Ja natomiast postanowiłam używać Mi 11 bez niego, dzięki czemu mogę Wam powiedzieć, że telefon nieźle znosi próbę czasu. Po ponad miesiącu jedynymi widocznymi śladami użytkowania, są drobne ryski na aluminiowych krawędziach.
Etui, jak możecie zobaczyć na zdjęciach, nie chroni zakrzywionych krawędzi telefonu – na nie warto uważać.
Rzućmy od razu okiem na poszczególne krawędzie. Na górnej znajdziemy port podczerwieni, mikrofon i głośnik, natomiast na dolnej – drugi mikrofon, USB typu C, miejsce na dwie karty nanoSIM (nie uświadczymy tu slotu kart microSD) oraz drugi głośnik, którego wzornictwo, inspirowane falą dźwiękową, może się podobać.
Wszystkie klawisze, tj. regulacja głośności i włącznik, znajdują się na prawym boku telefonu. Z racji tego, że Xiaomi Mi 11 – pomimo 6,81-calowego wyświetlacza – nie jest przesadnie duży, a do tego ma zaoblony tył obudowy, bardzo dobrze leży w dłoni – o ergonomii nie mogę powiedzieć złego słowa.
Inna rzecz, że warto pamiętać, że zakrzywione krawędzie ekranu, niestety, mają to do siebie, że odbijają od siebie promienie słoneczne i nie każdemu będzie to odpowiadało.
Konstrukcja oficjalnie nie wspiera żadnej normy odporności, ale z doświadczenia wiem, że wiosenne deszcze nie są jej straszne. Większych eksperymentów związanych z wodoszczelnością obudowy nie przeprowadzałam.
Wyświetlacz
Jestem fanką ekranów AMOLED, więc raczej nie powinniście być zdziwieni faktem, że ten z Mi 11 również przypadł mi do gustu. Xiaomi zastosowało tu matrycę o przekątnej 6,81”, rozdzielczości 3200×1440 pikseli i częstotliwości odświeżania 120 Hz, z czego bardzo się cieszę. W ustawieniach ekranu znajdziemy opcję obniżenia tego parametru do 60 Hz, ale jeśli raz poczujecie, co to znaczy wyższe odświeżanie ekranu (nawet 90 Hz), nie będziecie chcieli wracać do standardowej, niższej wartości – spadek płynności jest wtedy widoczny gołym okiem.
Muszę przyznać, że pod względem jasności, zarówno maksymalnej, jak i minimalnej, Xiaomi Mi 11 pozytywnie mnie zaskoczył. Minimalna wartość nie raziła oczu wieczorami, z kolei maksymalna, która – według zapewnień producenta – w szczytowych momentach osiąga do 1771 nitów, zapewniała bardzo dobrą widoczność treści w pełnym słońcu.
Jeśli chodzi o ekran, właściwie nie mam się do czego przyczepić. Kąty widzenia są doskonałe, czerń podobnie, z kolei temperaturę i nasycenie barw można zmienić i dopasować do własnych preferencji w ustawieniach wyświetlacza (do wyboru jest tryb automatyczny, nasycony, oryginalny kolor czy ustawienia zaawansowane).
W ustawieniach mamy też do dyspozycji tryb czytania (filtr światła niebieskiego), ograniczenie migotania w słabym oświetleniu czy wreszcie Always on Display. Co ważne, rozwiązanie to można maksymalnie spersonalizować – opcji jego wyglądu jest dosłownie mnóstwo; każdy znajdzie odpowiedni dla siebie wariant.
Tryb ciemny można uruchomić z poziomu zarówno ustawień, jak i górnej belki systemowej. Niestety, odniosłam wrażenie, że jest on niedopracowany i zrobiony nieco po łebkach, w efekcie czego częściej z telefonu korzystałam z trybie jasnym. Wolę jednak widzieć poszczególne ikony na ekranie, a nie strzelać, że w danym miejscu się znajdują… a do tego niestety sprowadza się tryb ciemny w Mi 11.
Działanie, oprogramowanie
Xiaomi Mi 11 jest pierwszym smartfonem z procesorem Qualcomm Snapdragon 888, który przeszedł przez moje ręce. Muszę z całą stanowczością stwierdzić, że przy współpracy z 8 GB RAM i Androida 11 z MIUI 12, całość działa szybko i wydajnie. Choć nie obeszło się bez błędów.
Odnoszę bowiem wrażenie, że Mi 11 ma jakiś problem z optymalizacją pracy aplikacji. Nie do końca wiem, w czym rzecz, ale relatywnie często podczas testów zdarzało się, że Instagram czy TikTok przestawały odpowiadać (raz zdarzyło się to nawet pod koniec dodawania filmu, gdzie – jak być może wiecie – dodaję napisy, więc cała sytuacja mocno mnie zirytowała; musiałam dodawać film i napisy raz jeszcze, od początku). Co więcej, Mi 11 bardzo nie lubi się z facebookowym Messengerem oraz z samym Facebookiem.
Powiadomienia z Messengera często były pomieszane z powiadomieniami z Discorda, dymki czatu nie chciały otworzyć rozmowy (lub otwierały puste okno) czy zawieszały się na ekranie (często gdzieś przy dolnej krawędzi) bez możliwości żadnego manewru. Inna rzecz, że czasem powiadomienia w ogóle nie przychodziły lub przychodziły z opóźnieniem, pomimo dokonanej przeze mnie optymalizacji baterii i poszczególnych aplikacji. Niestety, ale pod tym względem Xiaomi wciąż wymaga dopracowania.
Czy Mi 11 się nagrzewa? Tak, podczas intensywnego użytkowania (komunikatory, Canva, Instagram, TikTok, mejle), obudowa smartfona staje się odczuwalnie ciepła. Nie są to jednak temperatury, które wywoływałyby jakikolwiek dyskomfort. Nieco bardziej całość grzeje się podczas grania – a granie na Mi 11 to akurat czysta przyjemność.
Wysoką wydajność Mi 11, potwierdzają wyniki uzyskane przez smartfon w popularnych testach syntetycznych. Co ciekawe, są one wyższe niż te, które osiągnął Samsung Galaxy S21 Ultra 5G.
Spójrzmy zatem na benchmarki:
- AnTuTu: 691404
- GeekBench 5:
- single core: 1109
- multi core: 3621
- 3DMark:
- Wild Life: 5692
- Sling Shot Extreme – OpenGL ES 3.1: max
- Sling Shot: max
- Wild Life Stress Test: max. 5690
Przy ostatnim wyniku warto się zatrzymać. Pokazuje on, że stabilność działania Mi 11 podczas obciążenia stoi na wysokim poziomie – ten wynosi 90,7%. Pierwsza pętla zakończona została z wynikiem 5690, natomiast ostatnia, dwudziesta – 5163.
Zaplecze komunikacyjne
Mi 11 jest flagowcem, co oznacza, że nie ma w nim miejsca na żadne kompromisy. Widać to również po zastosowanych modułach. Na jego pokładzie znajdziemy bowiem 5G, WiFi 6, GPS, NFC oraz Bluetooth 5.1. Z działaniem żadnego z nich nie było najmniejszych problemów – bo i bym była zdziwiona, gdyby coś pod tym względem negatywnie mnie zaskoczyło.
Jakość rozmów telefonicznych stała na bardzo dobrym poziomie – ani ja, ani moi rozmówcy, nie mieliśmy się do czego przyczepić.
Xiaomi Mi 11 jest wyposażony w 128 GB pamięci wewnętrznej (UFS 3.1), z czego do wykorzystania przez użytkownika zostaje dokładnie 105 GB, w dodatku bez możliwości rozszerzenia przez microSD (smartfon nie został wyposażony w odpowiedni slot).
Szybkość pamięci została przeze mnie przetestowana w aplikacji Androbench:
- szybkość ciągłego odczytu danych: 1565,54 MB/s,
- szybkość ciągłego zapisu danych: 711,04 MB/s,
- szybkość losowego odczytu danych: 241,01 MB/s,
- szybkość losowego zapisu danych: 220,78 MB/s.
Audio
To, co widać na pierwszy rzut oka, to brak 3.5 mm jacka audio. Coraz mniej flagowych smartfonów ma ten dodatek i warto mieć to na względzie. Szkoda jedynie, że w pudełku z telefonem nie znajdziemy ani dedykowanych słuchawek na USB C, ani nawet przejściówki z USB C na miniJacka (chyba że akurat zabrakło jej w zestawie, który otrzymałam do testów). Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by do smartfona podłączyć słuchawki bezprzewodowe – działają bez problemów.
Jeśli chodzi o głośniki, tutaj Mi 11 pokazuje się z bardzo dobrej strony. Głośniki są dwa – oba umieszczone są na przeciwległych krawędziach. To też powoduje, że niestety, trzymając telefon poziomo, dość łatwo jest zagłuszyć wydobywający się z nich dźwięk, np. podczas grania czy oglądania serialu. Miło jednak, że producent zdecydował się na zestaw stereo, w dodatku dostrojony przez harman / kardon.
A jak to gra? Głośno, donośnie i przyjemnie. Dźwięk jest czysty, przestrzenny, bardzo zbliżony jakościowo do tego, co reprezentowały sobą głośniki z poprzednika, czyli Xiaomi Mi 10. Brakuje nieco niskich tonów i więcej basu, ale ogólnie na jakość dźwięku narzekać zdecydowanie nie można – głośniki są mocnym punktem tego smartfona, choć trzeba zaznaczyć, że górny głośnik gra odrobinę ciszej niż dolny.
Zabezpieczenia biometryczne
W Xiaomi Mi 11 znajdziemy dwie metody zabezpieczeń biometrycznych – optyczny czytnik linii papilarnych w ekranie oraz rozpoznawanie twarzy. Ten pierwszy umieszczony jest w dość sporej odległości od dolnej krawędzi ekranu, dzięki czemu wygodniej się z niego korzysta, niż gdyby znajdował się nieco niżej.
Skaner odcisków palców z reguły działa dobrze, choć w ogólnym rozrachunku powiedziałabym, że jedynie poprawnie. Nie jest to poziom czytnika z Samsunga Galaxy S21 Ultra 5G, ale też nie ma się co dziwić – różnica między rozwiązaniem optycznym a ultradźwiękowym jest zasadnicza. Tutaj często musimy bardziej precyzyjnie przytrzymać palec na czytniku, z kolei w konkurencyjnym, no i droższym też modelu, wystarczy lekko przyłożyć palec.
Rozpoznawanie twarzy jest natomiast błyskawiczne i właściwie tyle mogę powiedzieć na jego temat. Działa świetnie i momentalnie odblokowuje ekran smartfona. Jest to jednak podstawowa metoda, bowiem rozpoznawanie twarzy realizowane jest przez przednią kamerkę.
Czas pracy Xiaomi Mi 11
To jest trudny temat. Akumulator o pojemności 4600 mAh radzi sobie różnie, a wszystko zależy od intensywności korzystania z telefonu, wykorzystywanych modułów i ustawionej jasności ekranu. Jak zobaczycie na załączonych do recenzji screenach, raz udawało mi się dobić do wieczora, by wiele innych razy skończyć ledwo po południu (17-19) przy ładowarce. Na szczęście nie było to zbyt uciążliwe, bo ładowanie jest bardzo szybkie. Ale jeśli ktoś potrzebuje smartfona, przy którym nie będzie myślał o konieczności podładowywania w ciągu dnia, to Mi 11 niekoniecznie przypadnie mu do gustu.
Jeśli chodzi o czas na włączonym ekranie, z reguły w moich rękach Mi 11 osiągał 4,5-5,5 h SoT – niezależnie od LTE czy WiFi oraz ustawionego odświeżania ekranu – 120 czy 60 Hz. Raz tylko udało mi się przebić barierę 6 h SoT (i to dość znacznie), a to za sprawą włączonego trybu samolotowego i seansu netfliksowego.
Jednocześnie muszę też zaznaczyć, że na WiFi Mi 11 radzi sobie lepiej z zarządzaniem energią – podczas pracy wyłącznie na WiFi, gdy korzystałam z niego mniej intensywnie (np. w weekend), smartfon był w stanie kończyć dzień z 50% zapasu energii na kolejny dzień.
W zestawie z Xiaomi Mi 11 dostajemy 55-Watową ładowarkę, która pozwala naładować smartfon od 4 do 55% w zaledwie 20 minut. Pełny proces ładowania natomiast trwa niecałą godzinę – zajmuje ok. 50 minut.
Smartfon obsługuje też ładowanie indukcyjne. Ładowanie Xiaomi Mi 11 ładowarką bezprzewodową (akurat korzystam z produktu Xiaomi – Mi 20W Wireless Charging Stand) trwa godzinę i 40 minut, przy czym od razu zauważę, że telefon staje się odczuwalnie ciepły podczas ładowania indukcyjnego.
Aparat
Xiaomi Mi 11 pod względem możliwości fotograficznych zapowiada się co najmniej nieźle, choć już pierwszy rzut oka na specyfikację poszczególnych matryc zdradza, że jednej rzeczy może brakować – teleobiektywu. Ale nie wyprzedzajmy faktów – skupmy się na tym, co jest:
- aparat główny 108 Mpix (1/1.33″) z f/1.85 i optyczną stabilizacją obrazu,
- ultraszerokokątny 13 Mpix (f/2.4) o kącie widzenia 123°,
- makro 5 Mpix (f/2.4).
Zdjęcia z głównego aparatu cieszą oko. Mają niezłą rozpiętość tonalną, nieźle odwzorowują rzeczywiste kolory i widoczny jest naturalny efekt bokeh podczas fotografowania obiektów na pierwszym planie.
Niestety, z racji braku teleobiektywu, wszelkie krotności zoomu są wyłącznie cyfrowe, co oznacza, że strata jakości niestety jest widoczna. Jak bardzo – możecie zobaczyć oglądając załączone przeze mnie zdjęcia (0,6x, 1x, 2x, 5x, 10x, 30x).
Możliwości foto w nocy nie imponują. Tryb automatyczny stara się, jak może, by wyciągnąć jakkolwiek satysfakcjonujące efekty i czasami nawet mu się to udaje, natomiast tryb nocny tylko nieznacznie ingeruje w to, jak wygląda zdjęcie (może to i lepiej, niż gdyby miał je zmasakrować większym odszumianiem czy rozjaśnianiem).
Aparat ultraszerokokątny pokazuje się z dobrej strony, ale już na pierwszy rzut oka widać, że balans bieli jest zupełnie inny niż w głównym obiektywie. Podczas gdy zdjęcia z głównego aparatu mają kolorystykę wręcz ciepłą, ultraszeroki kąt spłaszcza to rozjaśniając barwy i odejmując nasycenie. Widać też, że spada szczegółowość, ale w ogólnym rozrachunku zdjęcia te – mimo wszystko – wyglądają dobrze. Pod warunkiem, że nie mówimy o zdjęciach w nocy – wtedy nic na ich temat dobrego powiedzieć nie można. Niestety, tryb nocny również na nich się tu zdaje.
Chyba największą niespodzianką i pozytywnym zaskoczeniem Xiaomi Mi 11, jeśli chodzi o aparaty, jest soczewka makro. Makro, jak doskonale wiecie z moich recenzji, dotychczas w smartfonach nie wnosiło nic dobrego – często montowane było przez producentów tylko po to, by móc policzyć kolejny obiektyw. Tymczasem w Mi 11… makro tworzy efekt WOW. Serio.
Efekty działania makro w Xiaomi Mi 11 miałam okazję sprawdzić między innymi w motylarni i muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jaką jakość zapewnia. Zresztą, spójrzcie sami. Poniżej zmieściłam galerię, w której znajdziecie, dla porównania, zdjęcie makro oraz zdjęcie z głównego aparatu.
Aparat przedni w Mi 11 został umieszczony w niewielkim oczku, znajdującym się w lewym górnym rogu ekranu. Jest to jednostka 20 Mpix f/2.2, która pozwala uzyskać niezłe rezultaty. Nietrudno jednak zauważyć, że fotografując w jasnych sceneriach aparat ten ma tendencję do prześwietlania nieba. Tryb portretowy radzi sobie zupełnie dobrze, choć samo odcięcie sylwetki od tła jest moim zdaniem nieco zbyt agresywne (to można próbować regulować w ustawieniach rozmycia).
Możliwości wideo Xiaomi Mi 11 wyglądają ciekawie. Ba, można stwierdzić, że jest to smartfon, który pozwala wyrazić się osobom lubiącym tworzyć różnego rodzaju filmy w niekonwencjonalny sposób. Zainteresowanych odsyłam do aplikacji aparatu, a w niej do Efektów filmowych. To właśnie tam znajdziemy magiczny zoom, wolną migawkę, zatrzymanie czasu, nocne wideo poklatkowe czy świat równoległy.
Wszystko to brzmi świetnie i pozwala wyżyć się kreatywnie, ale warto zauważyć, że to tylko smartfon, przez co jego możliwości, mimo wszystko, są ograniczone. Np. w opcji magiczny zoom wyraźnie widać, że końcówka krótkiego filmu staje się rozmazana, przez co o ostrości nie może być mowy.
Jeśli natomiast chodzi o standardowe wideo, jakość nagrań jest jak najbardziej dobra. Stabilizacja pokazuje się z dobrej strony, a i ostrość przy zmianie obiektów na pierwszym planie łapana jest odpowiednio szybko. Wideo możemy nagrywać w 4K 60 fps, ale też 8K 30 fps (przy czym wideo HDR jest dostępne do 4K 30 fps).
Podsumowanie
Xiaomi Mi 11 jest świetnym smartfonem dla osób, którym niestraszne jest MIUI (mające różne humory z wyświetlaniem powiadomień, zwłaszcza z Messengera), a także braki: slotu kart microSD, 3.5 mm jacka audio czy teleobiektywu. Musicie się też liczyć z mającym swoje humory czytnikiem linii papilarnych w ekranie, kiepskim czasem pracy na danych komórkowych oraz brakiem normy IP.
Jeśli nie przerwałeś czytania w tym momencie, musisz wiedzieć, że dalej jest wyłącznie lepiej. Otrzymujemy bowiem świetny wyświetlacz, rewelacyjną wydajność, bardzo dobry aparat, zgrabną obudowę, która prezentuje się fenomenalnie, szybką ładowarkę, która w kilkadziesiąt minut uzupełni zapas energii, głośniki stereo czy port podczerwieni, dzięki któremu zamienisz swój smartfon w pilot do telewizora.
Xiaomi Mi 11 idealny nie jest, ale gdyby miał taki być, kosztowałby pewnie sporo więcej. A przypomnę, że jego cena wynosi 3499 złotych. To wciąż niemało, ale mniej niż flagowce konkurencji. Dla przykładu, najtańszy przedstawiciel serii Galaxy S, Galaxy S21, kosztuje aktualnie ok. 3899 złotych.
A co Wy sądzicie na temat Xiaomi Mi 11?