Piękność po przeszczepie serca. Recenzja Microsoft Surface Pro X

laptop 2 w 1 microsoft surface pro x 2 in 1 laptop

Microsoft Surface Pro X (źródło: Tabletowo / Karol Kunat)

Bardzo trudno wyrobić sobie kompletnie obojętną opinię o Surface Pro X, a to dlatego, że to sprzęt pełen kontrastów. Nowa hybryda Microsoftu jest subiektywnie najładniejszym tabletem Surface Pro, jaki kiedykolwiek zaprezentował gigant z Redmond. Jej serce bije jednak rytmem, który nie każdemu przypadnie do gustu.

Microsoft nie po raz pierwszy zabiera się za Windowsa 10 na platformie ARM. Niektórzy być może pamiętają koszmarek, jakim był Surface RT. Firma chciała być pewna, że jeśli kiedykolwiek wejdzie znów w temat procesorów, w które wyposażane są zwykle smarfony i tablety na Androidzie, to będzie to powrót udany. Czy można tak nazwać pojawienie się Surface Pro X?

Microsoft Surface Pro X – specyfikacja:

Ceny Microsoft Surface Pro X zaczynają się od 4999 zł. Cena wersji recenzowanej (z dyskiem SSD 256 GB) – 6399 zł.

Jeszcze nigdy Surface Pro nie był tak śliczny

Surface Pro X jest prawdopodobnie jednym z najlepiej wyglądających komputerów 2019 roku. Trudno się z tym spierać – niewiele ultrabooków może pochwalić się bardziej wysublimowanym stylem niż hybryda Microsoftu. Przy niej Surface Pro 4, który z Surface Pro 7 różni się detalami, sprawia wrażenie reliktu poprzedniej epoki. Natomiast nowoczesny sznyt Surface Pro X, przejawiający się wąskimi ramkami wokół ekranu i bardziej łagodną linią zaokrągleń na rogach, nie pozostawia wątpliwości, że jest to sprzęt świeży i reprezentujący młodszy duchem styl projektowy.

Nie mogę odeprzeć wrażenia, że Surface Pro w 2019 roku specjalnie nie był modyfikowany prawie w ogóle, by zrobić miejsce na scenie dla Surface Pro X. I muszę przyznać, że ten zabieg się udał.

Przy grubości obudowy rzędu 7,3 mm, Surface Pro X przypomina nieco iPada Pro, przy czym sprawia wrażenie nieco bardziej solidnego. Dla porównania, SP7 jest grubszy o ponad milimetr. Waga urządzeń jest jednak podobna – recenzowany sprzęt waży 774 gramy (bez klawiatury).

Skoro już mówimy o klawiaturze, to jest to rzecz opcjonalna. W zestawie znajduje się razem z rysikiem Slim Pen i kosztuje 1299 zł. Ważna rzecz: tablet ma inny port klawiatury niż w dotychczasowych Surface Pro, więc nie podłączymy do niego “starych” Type Coverów.

Surface Pro X występuje wyłącznie w czarnym kolorze. Jest w tym jakaś biznesowa ponadczasowość, jednak bez porównania wolę platynowe wykończenia w Surface’ach Pro, z kilku powodów. Po pierwsze, nie zbierają odcisków palców. Czarne wykończenie, choć jego mat jest przyjemny w dotyku, potrafi zbierać ślady. Nie jestem człowiekiem, którego by to doprowadzało do pasji, ale domyślam się, że niektórych może. Po drugie, na szarej obudowie z anodyzowanego aluminium nie widać ewentualnych rysek, których pojawienie się na czarnej wersji jest widoczne szybciej.

Obracając Surface Pro X w rękach, zauważymy, że tablet nie ma zbyt wielu portów. Właściwie znajdziemy tylko trzy (jeśli nie liczyć złącza dla klawiatury). Są to dwa gniazda USB-C, z których każdy może być używany do przesyłania danych, obrazu czy ładowania oraz port Surface Connect do ładowania urządzenia.

Lista brakujących portów jest więc długa. Na przykład nie ma Thunderbolt 3 (zresztą, w Surface Pro 7 też nie). Brak USB-A to raczej dość zrozumiała rzecz, ze względu na “cienkość” urządzenia (w zestawie nie znajdziemy przejściówki – można ją kupić w sklepie Microsoft za 89 zł). Bardziej zastanawiający jest fakt, że sprzęt nie ma slotu na karty microSD ani gniazda słuchawkowego. W adapter audio trzeba zaopatrzyć się we własnym zakresie (ten również do kupienia u Microsoftu, za 49 zł).

Warto podkreślić jedną rzecz: ze względu na nową konstrukcję, pod nóżką urządzenia znajduje się zdejmowalna płytka, która po podniesieniu ukaże slot na kartę nanoSIM oraz wymienny dysk SSD M.2 2230 NVMe. To praktyczna rzecz, bo gdyby znudziło się nam oszczędzać miejsce na dysku 128 GB, zawsze można niskim kosztem upgrade’ować sobie komputer. Leci plusik!

Samej konstrukcji można zarzucić bardzo niewiele. Prawie wszystko jest bardzo solidne i przemyślane – trudno byłoby znieść cokolwiek innego w sprzęcie za taką górę grosza.

Jedynym mankamentem designerskim jest chyba mało szczęśliwe umieszczenie magnesu na rysik Slim Pen. W poprzednich Surface’ach znacznie chętniej “przyklejał” się on do lewej ramki tabletu. W Surface Pro X jest inaczej – lewa strona w ogóle nie trzyma rysika, za to prawa – owszem. Problem pojawia się, kiedy chcemy odłożyć tam rysik w momencie ładowania urządzenia. Owszem, da się to zrobić, ale rysik trzymany jest znacznie mniej pewnie albo wręcz przywiera krzywo – wszystko zależy od tego, czy orientujemy się, którą powierzchnią najlepiej odłożyć Slim Pen. Konieczność pamiętania, że rysik leży najlepiej, gdy logo Microsoft nie jest dla widoczne dla użytkownika, to dla mnie bug, a nie feature.

Na ekran aż przyjemnie popatrzeć

Rozdzielczość 2880 x 1920 zapewnia całkiem miłą oku gęstość pikseli na cal. To ta sama jakość ekranu, co w Surface Pro 7, przy czym w Surface Pro X można zauważyć nieco lepsze podświetlenie, sięgające 450 nitów. Gama kolorów jest porównywalna z panelem SP7 – to około 98% sRGB i solidne 73% Adobe RGB. Ciekawe, kiedy Microsoft zdecyduje się na panele HDR, do których wkrótce zacznie nas przyzwyczajać konkurencja.

Nie wiem, w czym rzecz, ale z ekranu dotykowego w SPX korzystało mi się przyjemniej niż w Surface Pro 7. Może różnica w przekątnej ekranu, choć niewielka, zrobiła swoje. Ogólny odbiór wyświetlacza jest naprawdę znakomity, i już od pierwszego spojrzenia nań, powitałem znaną mi z poprzednich Surface’ów jakość z szeroko otwartymi źrenicami.

Oczywiście ekran typu glare nie ułatwia specjalnie pracy w słoneczny dzień. Ba, nawet gdy niebo jest pochmurne, liczne odbicia potrafią niektórych doprowadzić na skraj szaleństwa. Czytanie, oglądanie filmów czy przerzucanie folderów z dokumentami nie będzie wtedy niemożliwe, jednak na pewno odetchniemy z ulgą, gdy znajdziemy się w jakimś pomieszczeniu o mniej ostrym świetle.

Stara, dobra klawiatura

Choć konstrukcyjnie Surface Pro X wnosi sporo nowego, tak najważniejsze akcesorium do niego nie zmieniło się prawie wcale względem tego z Surface Pro 7. Oczywiście klawiatura jest dostosowana do innych wymiarów tabletu i ma inne złącze, ale reszta pozostała niemal taka sama jak w Type Coverze. Signature Keyboard ma tak samo dobre, białe i trójstopniowe podświetlenie i stosunkowo duży (jak na taki gadżet) skok klawiszy. Przez długie miesiące korzystania z Surface’a przyzwyczaiłem się do nich do tego stopnia, że niezwykle trudno było mi przerzucić się na typową klawiaturę mechaniczną do desktopa, i wciąż robię na na niej błędy. Type Cover jednak rządzi.

W Signature Keyboard z bazą na rysik Slim Pen zauważyłem jednak jedną rzecz – jest trochę bardziej podatna na nacisk niż Type Cover w Surface Pro 7. Ma to swoje źródło w odrobinę innej konstrukcji, umożliwiającej chowanie i ładowanie bezprzewodowe rysika, ale należy to odnotować. Tak jak w SP7 klawiatura po przyłączeniu magnesów była w zasadzie niewzruszona, tak w Surface Pro X jest nieco bardziej chybotliwa. Nie do stopnia, który by mi przeszkadzał, ale jednak da się zauważyć niewielki efekt “pływania” etui, zwłaszcza, jeśli mamy zwyczaj minimalnie przesuwać nadgarstki po klawiaturze podczas pisania.

Szklana płytka dotykowa jest praktycznie taka sama jak w Surface Pro 7 – wystarczająco duża i wygodna, choć przy zwiększonych gabarytach klawiatury, swobodnie mogłaby być trochę większa. Co mnie zdziwiło, klik touchpada jest naprawdę głośny – stuka donośnie, z wyraźnym dobiciem do podstawy etui.

Najlepszy rysik Microsoftu w historii serii

Muszę powiedzieć, że miałem wątpliwości co do nowego kształtu pióra Slim Pen. Wygląda nieco jak spłaszczone cygaro z grotem rysika na końcu. Obawy te były kompletnie nieuzasadnione. Rysik trzymało mi się o niebo wygodniej niż którąkolwiek generację Surface Pena dotychczas. I to właśnie ono stało się dla mnie symbolem nowego produktu Microsoftu.

Rysik tworzy z klawiaturą Signature Keyboard spójną całość. Kieszonka na pióro ładuje go bezprzewodowo, gdy Slim Pen spoczywa w wyznaczonym dlań miejscu. To kapitalny pomysł, pozwalający na bezpieczne przechowywanie pióra bez strachu o to, że gdzieś się zawieruszy. Pakując do torby lub plecaka poprzednie generacje Surface Pro, zawsze trzeba było się upewniać, że magnes odpowiednio trzyma rysik, a nieraz bywało, że po prostu odłożyłem go gdzieś i nie mogłem znaleźć. Dla roztargnionych artystów – w sam raz.

Pod względem funkcjonalności Slim Pen nie różni się od “zwykłego” Surface Pena. Na końcu ma przycisk funkcyjny, którym możemy sparować rysik z tabletem, przypisać dowolną akcję i używać go jako gumki podczas rysowania. W pobliżu grotu znajduje się zaś kolejny przycisk, który pełni zwykle rolę lewego przycisku myszy.

Slim Pen obsługuje 4096 poziomów nacisku i protokół MPP, znany wcześniej jako DuoSense2. Wyczuwa więc nachylenie rysika, co mogą wykorzystać osoby przywykłe do tworzenia grafik na ekranie tabletu. Pióra da się też używać na starszych generacjach Surface’ów i odwrotnie – Surface Peny swobodnie będą współpracować z Surface Pro X.

Odniosłem wrażenie, że ze Slim Pena korzystało mi się wyraźnie przyjemniej niż z poprzednich Surface Penów. Wywoływał autentyczny zaciesz na mojej twarzy, a to dla mnie chyba najlepsze, co może dawać zręcznie zaprojektowany kawałek plastiku i krzemu.

Nowy rysik Microsoftu nie jest jednak tani. Jeśli nie kupimy go w zestawie z klawiaturą Signature Keyboard (za 1299 zł), to pozostanie nam tylko opcja zaopatrzenia się w niego za 729 zł. To drogo – wyraźnie więcej niż za Surface Pen (499 zł). Cóż, Redmond chyba już nas przyzwyczaiło do tego, że za akcesoria liczy sobie sporawo.

Spis treści:
1. Wzornictwo i jakość wykonania. Ekran. Akcesoria.
2. Wydajność i działanie. Grafika. Bateria. Multimedia i łączność. Podsumowanie

Wydajność na piątkę, możliwości na tróję

Na początku tego śródtytułu trzeba zaznaczyć jedno: Surface Pro X nie jest ulepszonym Surfacem Pro 7. Nie ma szybszego procesora ani więcej pamięci. Nie pobije go w benchmarkach. To sprzęt kierowany do kompletnie innego odbiorcy – ceniącego ciągły kontakt ze światem cyfrowego włóczykija. Cierpi jednak na tym jego wszechstronność, co w mojej opinii jest naprawdę ważne w urządzeniu tak mocno nastawionym na mobilność. W czym rzecz?

Surface Pro X działa na procesorze Microsoft SQ1, który jest wzmocnionym Snapdragonem 8cx od Qualcomma. To ARM64 z krwi i kości, z wszystkimi jego zaletami i wadami, które ujawniają się w połączeniu z aplikacjami pisanymi pod klasyczne Windowsy działające na procesorach Intel lub AMD o architekturze x86.

Wyniki testów CrystalDiskMark dla Surface Pro X

I fakt, system śmiga aż miło. Nie da się odróżnić jego działania od płynności uzyskiwanej – powiedzmy – na Surface Pro 5 z Intel Core i5. Każde polecenie realizowane jest błyskawicznie, uruchamianie apek w Autostarcie nie zamula działania urządzenia, rysik pięknie współpracuje z ekranem, a animacje systemowe rzadko gubią klatki. Na żadnym etapie testów Surface Pro X nie stał się nawet trochę ciepły. Pasywne chłodzenie sprawdza się w nim znakomicie.

Jednakże.

Choć SPX będzie uruchamiał starsze apki (32-bitowe x86), robi to na zasadzie emulacji. Siłą rzeczy część mocy przerobowych procesora składana jest w kosztownej ofierze na ołtarzu emulatora, co często jest odczuwalne w postaci odrobinę mniejszej płynności działania programów niż w wypadku ich odpowiedników pisanych pod ARM64. Takie natywne apki to na przykład przekompilowany Microsoft Edge czy większość programów dostępnych w Microsoft Store opartych na Universal Windows Platform (UWP).

Microsoft twierdzi, że 95% oprogramowania zwykle uruchamianego na tej klasie urządzeń, spokojnie odpalimy na SPX. Sęk w tym, że wśród pozostałych 5% znajdują się programy, które muszą działać w 64 bitach, a nie mają wersji na ARM64 – na przykład elementy pakietu Adobe. Co prawda mówi się, że Microsoft doda 64-bitową emulację aplikacji x86 w 2020 roku, a Adobe oświadczyło, że jest w trakcie ponownej kompilacji wielu popularnych aplikacji dla procesorów ARM64, ale w chwili obecnej ograniczenia te praktycznie wyłączają z użytku Lightrooma czy Photoshopa na Surface Pro X. Programy te po prostu się nie uruchomią lub działają tak, że… już lepiej by było, gdyby się nie uruchamiały.

Czy pójdzie na tym Crysis?

Nie.

W ogóle, mało co “pójdzie”. Cóż z tego, że Adreno 680 bije w wynikach benchmarków moduł Intel UHD 620 z wcześniejszych Surface Pro, skoro wydajność ta właściwie nigdy nie będzie wykorzystana w grach. Po zainstalowaniu Steama czy Epic Games Store, przy większości gier zobaczymy komunikat “Nieobsługiwany system operacyjny”. I to nie Windows tworzy tu kolizje, a procesor ARM właśnie.

Nieliczne gry, jakie uda się odpalić, i tak będą borykać się z zauważalnym spadkiem klatek, bo emulator będzie musiał “przemielić” każde zero i jedynkę w obliczeniach procesora. Wtedy wydajność osiąga niechlubny poziom starych Intel Core i3.

Niech za przykład celności działania emulatora posłuży fakt, że pracując na Chrome (który nie ma apki UWP), wiele razy dziennie widziałem komunikat o zatrzymaniu aplikacji, gdy przesadziłem z liczbą otwartych kart. Jeśli dobrze przekraczała ona 10, Chrome po prostu się buntował. Z tego powodu na czas pracy z Surface Pro X korzystałem z przeglądarki Microsoft Edge, która nie sprawiała takich problemów i działała zauważalnie płynniej.

Bateria, która miała być sensacją

Jednym z najważniejszych powodów, dla których Microsoft zdecydował się na procesor ARM, była chęć osiągnięcia naprawdę długich czasów działania na baterii i możliwości błyskawicznego powrotu do przerwanej pracy po wznowieniu systemu. I rzeczywiście, system “wstaje” w mgnieniu oka, ale opowieści o wspaniałej baterii trzeba włożyć między bajki.

Żeby sięgnąć 10 godzin na jednym ładowaniu, akumulator o pojemności 38 Wh nie może być męczony przez emulację 32-bitowych aplikacji x86, takich jak przeglądarka Google Chrome. Nie udało mi się zdobyć do takiego wyniku. Najdłużej pracowało mi się na MS Edge, ale i tak nie “dobiłem” do 8h. Oto przeciętne scenariusze działania:

Powyższe wyniki są znacznie lepsze niż czasy pracy na Surface Pro 7, ale wciąż daleko im do mitycznych, deklarowanych przez Microsoft 13 godzin. Może kiedyś dożyję czasów, gdzie szacunki producenta pokryją się z moimi doświadczeniami, ale to nie dziś.

Ładowanie trwa około 1h 20 min. Po godzinie wskaźnik naładowania wskazuje 70%, co jest całkiem przyzwoitym osiągnięciem dla 65-watowego adaptera, dołączanego do zestawu. Przypominam, że ma on funkcjonalny port do ładowania urządzeń przez USB-A. Drobiazg przydatny w podróży.

Aparaty, głośniki i łączność

Testowanie aparatów w tabletach mija się chyba z celem. Wybierając się w kiepską pogodę na spacer, przekonałem się jednak, że tylny aparat 11 Mpix z autofokusem i 5-megapikselowa kamerka przednia to chyba najlepszy zestaw foto, jaki dotąd trafił do urządzeń z linii Surface Pro. Rozpoznawanie użytkownika przez Windows Hello okazało się bardziej trafne niż w Surface Pro 7, który przez długi czas nie mógł zrozumieć, że noszę okulary.

Dźwięk reprodukowany przez Surface Pro X jest bardzo dobry. Microsoft zastosował tu inne niż w Surface Pro 7, 2-watowe przetworniki o jasnym, szerokim brzmieniu. Z przyjemnością będziemy dzięki nim słuchać muzyki, nadają się także do wspierania obrazu podczas oglądania filmów. Nie spodziewałem się, że Redmond pokusi się o zmianę na lepsze pod tym względem i jako człowieka nie znoszącego ciszy, bardzo mnie ona ucieszyła.

Kwestia łączności dotyczy głównie modemu LTE. WiFi 5. generacji (szkoda, że nie szóstej) sprawowało się wzorowo, podobnie jak moduł Bluetooth. Połączenie sieciowe przez kartę nanoSIM było stabilne i ani razu nie zostało zerwane przez urządzenie czy system. Wszystko w najlepszym porządku – tego właśnie oczekiwałem, umieszczając swoją kartę mobilnego internetu w slocie tabletu.

Nieprzeciętny sprzęt dla wąskiego grona odbiorców

Opis Surface Pro X na stronie Microsoftu jest bardzo ogólny. Czytamy tam: “Najwyższa mobilność i wielozadaniowość poza biurem i w domu – przeglądanie internetu, szkicowanie na ekranie i oglądanie Netflix”. Wszystko się zgadza, bo do każdej z tych czynności nowy Surface Pro rzeczywiście się nada. Jednak scenariusze typowych działań są dla tego komputera mniej rozległe niż w przypadku Surface Pro 7.

Surface Pro X ma kilka niezaprzeczalnych zalet: “wieczne” połączenie z siecią dzięki modemowi LTE i zadowalający czas pracy na baterii. Panos Panay, szef działu sprzętowego Surface powiedział, że jest to rzecz przeznaczona “dla zaawansowanego technologicznie, mobilnego profesjonalisty”.

I fakt, większość zadań opartych na produktywności, a związanych z pakietem Microsoft Office, OneDrivem, Outlookiem, przeglądaniem internetu, zarządzaniem dokumentami, dostępem zdalnym i tak dalej, leży w zasięgu możliwości SPX i osoby, która wiecznie pracuje w pociągu, autobusie, samolocie czy w kawiarni. Do tego jest to sprzęt wręcz idealny.

Jednak niektóre zadania są dla niego zbyt poważne. Niestety, zalicza się do nich praca z programami Adobe, obróbka grafiki, projektowanie w CAD, edycja wideo czy tworzenie multimediów. Osiwieć można, szukając alternatywnych aplikacji dla programów, do których używania przywykliśmy przez lata, tylko dlatego, że kupiliśmy komputer 2-w-1 z nie takim procesorem, jak trzeba.

Kto więc nie powinien kupować Surface Pro X? Ludzie, którzy chcą czasem zagrać w jakąś grę, osoby aktywnie korzystające z programów Adobe, mobilni twórcy, projektanci i nieco bardziej profesjonalni edytorzy zdjęć oraz wideo. Dla nich lepszym mobilnym wyborem będzie Surface Pro 7 (lub nawet Surface Pro 6, jeśli wolą dłużej pracować z dala od ładowarki).

Surface Pro X to cienki i lekki tablet, który pomaga konkurować Microsoftowi z iPadem Pro dzięki bardziej otwartemu i elastycznemu systemowi operacyjnemu (choć przez ograniczenia ARM – nie do końca). Taka wizja może i jest na swój sposób ekscytująca, ale nie do tego stopnia, by polecić zakup tej maszyny, na którą wiele aplikacji nie jest jeszcze gotowych. W tym konkretnym przypadku Microsoft każe nam płacić za sprzęt z obietnicą, że wkrótce będą na niego dostępne programy, z którymi już się zżyliśmy.

Na pewno są osoby, którym do szczęścia wystarczy przeglądarka, pakiet Office i mobilne biuro, przenoszone na kolanach podczas podróży ze spotkania na spotkanie. Surface Pro X, z kapitalnymi akcesoriami i bardzo dobrymi multimediami, odwdzięczy się takim użytkownikom płynną pracą i przyjemnymi wrażeniami z korzystania najładniejszej hybrydy, jaką dane mi było kiedykolwiek testować.

I choć na jej widok można się zakochać, to nie jest to bicie serca na tyle wyraźne, by zgrywało się z dość równym rytmem codziennej pracy – nie tylko moim, ale zapewne także wielu z Was. Nie tym razem, Panos, nie tym razem.

Spis treści:
1. Wzornictwo i jakość wykonania. Ekran. Akcesoria.
2. Wydajność i działanie. Grafika. Bateria. Multimedia i łączność. Podsumowanie

Exit mobile version