Nothing Headphone (1)

Recenzja Nothing Headphone (1). Przyciągają wzrok i słuch

Na rynku słuchawek nausznych nie brakuje propozycji, które mogą pochwalić się świetną jakością dźwięku, doskonałym ANC, solidnym czasem pracy czy innymi aspektami. Żadne jednak nie przyciągają wzroku swoim nietypowym wyglądem tak bardzo, jak Nothing Headphone (1), bo drugich tak desigerskich słuchawek – dosłownie – nie ma. Ale czy to oznacza, że wygląd jest ich jedynym wyróżnikiem? Nic bardziej mylnego, bo wciąż mają kilka mocnych argumentów, którymi przekonują do siebie.

Specyfikacja techniczna Nothing Headphone (1):

  • audio: przetworniki dynamiczne ∅40 mm, impedancja 16 Ω, pasmo przenoszenia 20 Hz – 40 kHz, Sound by KEF, 360 Spatial Audio ze śledzeniem ruchów głowy, Hi-Res Audio Wireless,
  • konstrukcja: nauszna zamknięta,
  • adaptacyjna, hybrydowa aktywna redukcja szumów (ANC) i tryb transparentny,
  • 6 mikrofonów (4 do rozmów),
  • łączność: Bluetooth 5.3 z kodekami SBC, AAC, LDAC (24-bit/96 kHz), tryb multipoint, Google Fast Pair i Microsoft Swift Pair,
  • bezstratne przewodowe odtwarzanie przez USB-C i Jack 3,5 mm,
  • bateria: akumulator 1040 mAh, do 35 h na jednym naładowaniu przy włączonym ANC, do 80 h z wyłączonym (kodek AAC),
  • ładowanie USB-C, 5 min ładowania = 5 godzin odtwarzania,
  • sterowanie przyciskami + czujniki założenia
  • wymiary: 173,8×78×189,2 mm,
  • waga: 329 g,
  • obsługa aplikacji Nothing X.

Cena słuchawek Nothing Headphone (1) w momencie publikacji recenzji wynosi 1299 złotych. Dostępne są w dwóch wariantach kolorystycznych: białym oraz czarnym.

Gdzie kupić?

Nothing Headphone (1)

ok. 1299 zł
(Przybliżona cena z dnia: 17 sierpnia 2025)
Zawiera linki afiliacyjne.

Zawartość zestawu sprzedażowego

Nothing Headphone (1) docierają do nas w dużych rozmiarów opakowaniu, którego główny motyw graficzny stanowi sam design słuchawek. Wewnątrz jest równie ciekawie – drugi, biały karton z tłoczeniem skrywa futerał, w którym to znalazły się już same słuchawki.

Tutaj choć dwa słowa należą się właśnie etui. Ma ono kwadratową bryłę z zaoblonymi krawędziami, jest usztywniane i zapinane na zamek. Z zewnątrz pokryto je czarnym filcem, tudzież innym, doskonale imitującym filc materiałem, natomiast w środku użyto bardziej miękkiej, szarej tkaniny. Dolna część futerału stanowi wgłębienie do ułożenia słuchawek, zaś w górnej wszyto kieszeń, w której możemy umieścić np. kable. Całościowo, etui wykonane jest bardzo solidnie i daje nam poczucie obcowania z produktem z wyższej półki.

Poza słuchawkami i etui, do zestawu dołączono również dwa przewody – jeden obustronnie zakończony wtykiem USB-C, drugi – złączem słuchawkowym Jack 3,5 mm. Oba te kable są dość grube i sztywne, ale przez to też bardzo solidne. Obudowy wtyczek są kanciaste oraz sygnowane logiem Nothing.

Konstrukcja i wzornictwo – drugich takich słuchawek nie znajdziesz nigdzie

Odkąd tylko marka Nothing zadebiutowała na rynku, jej cel był jasny – tworzyć urządzenia, które będą na swój sposób „jakieś”, wyróżniające się na tle nudnej konkurencji. I, odnoszę wrażenie, że z każdym kolejnym produktem rzeczywiście im się to udaje, a Nothing Headphone (1) stuprocentowo to potwierdzają.

Wzornictwo słuchawek jest na tyle odjechane, że znajdzie ono tylu samo zwolenników, co przeciwników. Początkowo, ja sam zdecydowanie zaliczałem się do tych drugich i w naszej redakcji nie byłem w tym osamotniony. Przyznam szczerze, że na przestrzeni czasu trochę przekonałem się do designu Nothing Headphone (1), choć wciąż uważam, że jest on mocno dyskusyjny i raczej nie dla każdego.

Pokuszę się o stwierdzenie, że po założeniu ich na głowę wyglądamy trochę jak cyborg. Z drugiej jednak strony, sprawia to, że zdecydowanie wyróżniamy się w tłumie innych osób z kolejnymi słuchawkami Sony, Apple czy JBL i niewykluczone, że w przestrzeni publicznej niejeden zwróci na nas uwagę.

Cała konstrukcja słuchawek także jest inna od tego, co znamy od pozostałych producentów. Bryła ta łączy w sobie dosłownie wszystko – nie brakuje tutaj ani prosto ściętych elementów, ani krągłości. Pełny misz-masz. Przy czym, mimo to, nadal wszystko sprawia wrażenie zaprojektowanego z głową, a przede wszystkim jakość wykonania jest wprost wzorowa.

Muszle Nothing Headphone (1) są dwustopniowe. Wystający od przodu element ma owalny kształt z płaskim frontem i wykonany jest z przezroczystego, wysokiej jakości tworzywa sztucznego. To on stanowi chyba najbardziej wyrazisty element wzornictwa, bardzo przypominając przy tym plecki smartfonów Nothing. Znalazły się tutaj subtelne oznaczenia kolorystyczne lewej i prawej muszli (białe oraz czerwone punkty przy krawędziach) oraz napisy wykonane kropkowaną, charakterystyczną dla marki czcionką.

Drugi stopień stanowi zarazem obudowę reszty muszli. Front i krawędzie skonstruowane są z jednego kawałka matowego aluminium, z kolei od wewnątrz (od strony styku z głową) użyto już tworzywa sztucznego. I, muszę przyznać, że zastosowanie metalu to świetny zabieg, wzmagający poczucie obcowania z bardzo solidnie stworzonymi słuchawkami z wysokiej półki.

O ile na lewym nauszniku nie znajdziemy w zasadzie nic, tak na prawym dzieje się już sporo. W prawym górnym rogu frontu znalazł się przycisk funkcyjny, a na dłuższej, tylnej krawędzi (z perspektywy założonych słuchawek), ulokowano rolkę i łopatkę służące do sterowania odtwarzaniem, o czym później. Na dolnym brzegu umieszczono złącza Jack 3,5 mm i USB-C oraz przesuwany włącznik zasilania. Od strony wewnętrznej, w prawym dolnym rogu, swoje miejsce znalazł dyskretnie schowany przycisk do parowania słuchawek.

Poduszki wokółuszne zostały wykonane z pokrytej skórą ekologiczną miękkiej gąbki z pamięcią kształtu, a ich wnętrze we wgłębieniu zostało pokryte siatką. Zawiasy trzymające nauszniki na pałąku nagłownym są metalowe, przy czym sam pałąk to już w całości plastik. W górnej części ma on teleskopową, płynną regulację długości po obu stronach, a na samej górze, w miejscu styku z czubkiem głowy, umieszczono miękki element, wykonany z gąbki powleczonej ekoskórą, zatem podobnie jak poduszki.

Za pewien minus uznaję natomiast fakt, że słuchawek w zasadzie nie da się bardziej złożyć. Możemy jedynie dokonać obrócenia muszli w taki sposób, by leżały one na płasko. Zresztą, jest to przy tym jedyny sposób na ulokowanie ich we wspominanym wcześniej etui.

Wygoda użytkowania, ergonomia

Omówiliśmy już kwestię konstrukcji i nietypowego wyglądu słuchawek Nothing Headphone (1), pora więc pomówić o tym, co w zasadzie jeszcze ważniejsze, a więc na ile wygodnie się je nosi.

Kto mnie zna, ten wie, że słuchawki nauszne raczej nie stanowią mojego pierwszego wyboru i zdecydowanie najczęściej można mnie zobaczyć ze słuchawkami TWS w uszach. Jeśli już korzystam z modeli nausznych, to raczej w domu, ewentualnie podczas dłuższych podróży. Nie oznacza to zatem, że jestem całkowitym przeciwnikiem tego typu konstrukcji. Zwłaszcza, jeśli są one ergonomicznie zaprojektowane.

Patrząc na specyfikację, Nothing Headphone (1) nie należą do najlżejszych modeli na rynku, co jest jednak pokłosiem zastosowania wyższej jakości materiałów. Mają one dokładnie 329 g, podczas gdy – dla porównania – waga wykonanych z tworzyw sztucznych Sony WH-1000XM6 wynosi 254 g, z kolei AirPods Max z muszlami z aluminium ważą 386 g.

To jednak nic przesadnie istotnego, bo – koniec końców – ich wyważenie jest na tyle dobre, że Nothing Headphone (1) to w gruncie rzeczy naprawdę wygodne słuchawki. Moje korzystanie z nich przeważnie sprowadzało się do słuchania muzyki podczas pracy i wieczornego odpoczynku, ale miały one swój udział także podczas parogodzinnej podróży pociągiem w obie strony.

W żadnym ze scenariuszy użytkowania nie sprawiały mi one na tyle dużych problemów z wygodą, by zniechęciły mnie do dalszego korzystania. Przy sesjach słuchania trwających do około godziny, spisują się bez zarzutów. Gdy korzystamy z nich jeszcze dłużej, najbardziej odczuwalnym objawem jest pocenie się okolic uszu w miejscu styku poduszek z naszą skórą. Można zatem powiedzieć, że jest to – niestety – typowy problem słuchawek nausznych z padami ze skóry ekologicznej. Jedynym skutecznym lekarstwem na to jest zdjęcie ich z głowy na chociażby krótką przerwę.

Poza tym, nie odczuwałem ani przesadnego dyskomfortu spowodowanego wspomnianą wagą, ani też uwierania i ucisku na czubku głowy – zastosowana w tym miejscu poduszka jest miękka i spełnia swoją rolę. Samo przyleganie do uszu jest również w punkt, bo słuchawki bardzo dobrze izolują, ale jednocześnie nie dają poczucia za mocnego ściskania w tym miejscu.

Nothing Headphone (1)

Łączność, obsługiwane kodeki i połączenie przewodowe

Za bezprzewodową łączność Nothing Headphone (1) odpowiada interfejs Bluetooth 5.3 z funkcją multipoint, czyli opcją łączenia z dwoma urządzeniami jednocześnie i wsparciem dla kodeków audio SBC, AAC oraz LDAC.

Ten ostatni, to powszechny, dostępny na wszystkich smartfonach z Androidem kodek, oferujący wysoką jakość dźwięku na poziomie 24-bit/96 kHz, do 990 kbps. Użytkownicy iPhone’ów wciąż niestety muszą zadowolić się tylko podstawowym kodekiem AAC.

Zostawiając jednak z boku kwestię kodeków, sama łączność Bluetooth wypada wręcz nienagannie. Podczas niemal miesiąca testów wykorzystywałem Nothing Headphone (1) do słuchania muzyki na kilku różnych urządzeniach, w tym smartfonach i laptopach. W żadnej z sytuacji nie sprawiały mi one najmniejszych problemów.

Niezależnie od wybranego kodeku, połączenie było przez cały czas w pełni stabilne, odtwarzania nie przerywały żadne zakłócenia, a zasięg pozwalał na całkowicie swobodne przemieszczanie po mieszkaniu. Narzekać nie mogę też na latencję – opóźnienia między obrazem a dźwiękiem są akceptowalne i nie utrudniają oglądania wideo.

Nothing Headphone (1) pozwalają również na użytkowanie przewodowe, czyli po kablu. I tutaj Nothing należy się pochwała za zastosowanie dwóch złącz. Słuchawki możemy bowiem podłączyć do urządzeń zarówno analogowym wtykiem słuchawkowym Jack 3,5 mm, jak i cyfrowo, a więc bezpośrednio poprzez USB-C.

Proces ten odbywa się bez konieczności instalowania dodatkowego oprogramowania na urządzeniu. Słuchawki automatycznie wykrywają podłączenie do przewodowego źródła dźwięku, przełączają się na nie i dezaktywują połączenie Bluetooth. Przy użyciu USB-C, wszystkie urządzenia, które miałem pod ręką, w tym telefony z Androidem oraz iPhone, bez problemu rozpoznawały słuchawki i traktowały jako wyjście audio.

Nothing Headphone (1)

Aplikacja Nothing X

Aby móc wykorzystać pełnię potencjału słuchawek i – przede wszystkim – mieć możliwość dostosowywania ich ustawień, konieczne jest zainstalowanie aplikacji Nothing X. Dostępna jest ona do pobrania w sklepach Google Play i App Store, a zatem na systemy Android oraz iOS.

Bez zaskoczenia, interfejs aplikacji jest spójny stylistycznie z tym, co znają użytkownicy systemu smartfonów Nothing. Jest to zatem dość nietypowe, ale przy tym schludne i – w moim odczuciu – wprost świetnie prezentujące się wzornictwo. Apka jest czytelna, prosta w obsłudze i nie brak jej języka polskiego, zatem każdy bez większego problemu się tutaj odnajdzie.

Wśród podstawowych funkcji znajdziemy tu przede wszystkim przełączniki trybów ANC oraz dźwięku przestrzennego, funkcję wzmocnienia basów, możliwość wyboru kodeku audio między AAC i LDAC, ustawienia trybu podwójnego połączenia (czyli multipoint) oraz sekcję poświęconą przyciskom sterującym. Nie zabrakło też opcji aktualizacji oprogramowania układowego słuchawek, przy czym podczas ponad miesiąca testów dostałem jedną taką aktualizację.

Na pochwałę zasługuje przede wszystkim korektor dźwięku, który oferuje dwa tryby działania. W wersji uproszczonej, do dyspozycji użytkownika jest pięć kafelków z ustawieniami brzmienia – zrównoważony (domyślne strojenie), więcej basu lub sopranu, głos i standardowy. Ten ostatni jest wypłaszczony i edytowalny. Jego edycji dokonujemy na prostej grafice, przesuwając w górę i w dół trzy kropki, odpowiadające za bas, środek i sopran. W ten sposób możemy dodawać albo odejmować dane składowe z brzmienia.

Najwięcej dzieje się jednak w zaawansowanym equalizerze, który może ucieszyć melomanów, bo pozwala na bardzo precyzyjne dokonywanie zmian. Oferuje on osiem suwaków, ale nie mają one na sztywno ustawionych częstotliwości – te możemy bowiem wybrać ręcznie. Każdy suwak ma swój ustalony zakres, np. pierwszy to od 20 do 99 Hz, a ostatni – od 12000 do 20000 Hz. Przy tym suwaki mają też swoje wypośrodkowane domyślne częstotliwości, zatem – jeśli nie chcemy – nie musimy ich zmieniać.

Poza możliwością ręcznego wyboru pasm, equalizer oferuje też możliwość zmiany współczynnika Q, który kontroluje kształt krzywej korektora i określa szerokość pasma. Co fajne, zmian można dokonywać albo przeciągajac suwak albo dotykając go, a wówczas pojawi się opcja wpisania na klawiaturze konkretnej wartości. Wszystkie edycje pokazują nam się na umieszczonej powyżej graficznej wersji korektora.

Aplikacja oferuje też opcję udostępniania stworzonych przez nas presetów w postaci wygenerowanego kodu QR, jak i importu ich od innych użytkowników. Bez cienia zawahania mogę powiedzieć, że pod kątem korektora dźwięku, apka Nothing X jest jedną z najbardziej rozbudowanych spośród wszystkich aplikacji do zarządzania ustawieniami słuchawek.

Na koniec warto dodać, że Nothing Headphone (1) obsługują Google Fast Pair i Microsoft Swift Pair, czyli funkcje umożliwiające szybkie parowanie słuchawek z urządzeniami na Androidzie i Windowsie.

Sterowanie z poziomu słuchawek jest wybitnie rozbudowane

Gdyby patrzeć na całokształt, można by powiedzieć, że Nothing Headphone (1) zostały wyposażone w aż cztery, a w zasadzie to pięć różnych elementów sterujących. Na dobrą sprawę jednak, do operacji sterowania odtwarzaniem i ANC wykorzystujemy dwa z nich. Reszta będzie używana przez nas raczej nieco rzadziej. Te dwa najistotniejsze, czyli rolkę i łopatkę, producent ulokował na bocznej krawędzi prawej muszli.

Pierwszy element sterowania to rolka. Przypomina ona w pewnym sensie scroll w myszce, z tą różnicą, że przewija się poziomo, a nie pionowo. Przy każdym ruchu w lewo lub w prawo, słuchawki odpowiadają subtelnym sygnałem dźwiękowym (przypominającym przeskakiwanie zapadki), informującym o zmienianiu głośności.

Jedno delikatne przesunięcie to jeden stopień głośności, natomiast dłuższe przewijanie powoduje bardziej zdecydowane zmiany głośności. Oprócz tego, rolka reaguje na przyciśnięcia.

Domyślne jej ustawienia prezentują się tak:

  • przewijanie rolki w lewo/w prawo: regulacja głośności -/+,
  • jedno kliknięcie rolki: wstrzymanie/wznowienie odtwarzania,
  • dłuższe przytrzymanie: przełączanie trybów ANC.

Pod rolką została umieszczona łopatka, czyli drugi istotny element sterujący. Nie możemy jej jednak wciskać, a jedynie przesuwać w lewo i prawo, przy czym po takiej interakcji wraca ona na swoją domyślną, środkową pozycję. Korzystanie z niej jest bardzo intuicyjne, bo za każdym przesunięciem czujemy wyraźne kliknięcie łopatki.

Za jej pomocą dokonujemy przewijania multimediów – krótkie przesunięcie łopatki w lewo powoduje przeskoczenie do początku utworu, a kolejne to już przejście do poprzedniego, z kolei przesunięcie w prawo przeskakuje do kolejnej pozycji odtwarzania. W niektórych aplikacjach możliwe jest też przewijanie piosenek i filmów poprzez przytrzymanie przesuniętej w lewo lub w prawo łopatki, choć – niestety – nie działało to w żadnej z apek, które sprawdzałem.

Na froncie muszli, w jej prawym górnym rogu, ulokowany został przycisk funkcyjny. W smartfonach Nothing, uruchamia on funkcję Channel Hop, pozwalającą na szybkie przeskakiwanie między używanymi aplikacjami audio. Na innych telefonach, jego pojedyncze naciśnięcie powoduje wywołanie asystenta głosowego, natomiast do dłuższego przytrzymania możemy przypisać w aplikacji jedną z kilku dodatkowych interakcji.

Nothing Headphone (1)

Czas pracy Nothing Headphone (1)

Za zasilanie słuchawek odpowiada akumulator o pojemności 1040 mAh, co – trzeba przyznać – zdaje się być dość sporą wartością. Deklarowany czas pracy Nothing Headphone (1) przy wykorzystaniu kodeku AAC wynosi do 35 godzin z włączonym ANC i aż do 80 godzin z wyłączonym. W przypadku kodeku LDAC, jest to już – kolejno – 30 i 54 godziny.

Dla jak najlepszych wrażeń dźwiękowych przez zdecydowaną większość czasu ze słuchawek korzystałem na Androidzie, z użyciem kodeku LDAC i włączonym ANC lub trybem kontaktu. Moje wyniki na baterii tyczą się zatem głównie właśnie takiego scenariusza użytkowania.

Przy takim korzystaniu, Nothing Headphone (1) były w stanie działać łącznie przez około 28-29 godzin, co jest wynikiem de facto niemal idealnie zbieżnym z zapewnieniami marki. Jeśli przełączałem się na kodek AAC (np. na iPhonie lub laptopach), procenty naładowania rzeczywiście znikały nieco wolniej. W efekcie, bateria pozwalała mi na korzystanie z nich przez około 10-12 dni bez ładowania. Uznaję to za naprawdę solidny wynik.

Gdy już przychodził moment uzupełnienia ogniwa (o czym zdarzało mi się niekiedy wręcz zapominać), na pełne naładowanie słuchawek musiałem poczekać dwie godziny z lekkim, kilkuminotowym haczykiem. Miłym dodatkiem jest też funkcja szybkiego podładowywania – w awaryjnych sytuacjach, 5-minutowe ładowanie może zapewnić do 5 godzin sluchania.

ANC i tryb transparentności

Obecnie już trudno wyobrazić sobie bezprzewodowe słuchawki nauszne bez tak przydatnej funkcji, jaką jest aktywna redukcja szumów, czyli ANC. To w końcu dzięki niej możemy odizolować się od zewnętrznych dźwięków, chociażby podczas podróży czy w innych hałaśliwych miejscach. Toteż, Nothing Headphone (1) zostały wyposażone w hybrydowe ANC, które – jak chwali się producent – ma co 600 ms analizować otoczenie, a dzięki temu szybciej i skuteczniej reagować na zmieniające się natężenie hałasu.

Obecna tutaj redukcja szumów oferuje cztery tryby działania – niski, środkowy, wysoki oraz adaptacyjny, który samodzielnie dostosowuje siłę izolacji do warunków otoczenia. Podczas testów najczęściej korzystałem właśnie z ustawienia adaptacyjnego, bowiem rzeczywiście skutecznie radzi on sobie z dynamicznym dopasowywaniem do hałasu. Od czasu do czasu (zazwyczaj w transporcie publicznym) sięgałem też po tryb wysoki. 

Finalnie, śmiało mogę powiedzieć, że ANC, oferowane przez Nothing Headphone (1), jest naprawdę bardzo, bardzo dobre, a w pewnych scenariuszach wręcz świetne. Pomówmy zatem o efektywności działania w konkretnych przykładach użycia.

Bezapelacyjnie najlepiej aktywna redukcja szumów sprawdza się w starciu z hałasami typowo komunikacyjnymi, a więc takimi, które składają się z niskich, jednostajnych dźwięków. Dźwięk silnika jadącego autobusu, odgłosy pędzącego pociągu – tego typu zakłócenia redukowane były wprost bezbłędnie, co najmniej o kilkadziesiąt procent.

W domowym zaciszu, ANC nie miało też większych problemów z – na przykład – głośno włączonym telewizorem albo stukotem klawiatury znajdującej się tuż przed twarzą. Nie były one co prawda wycinane w stu procentach, ale stawały się niemalże ledwo słyszalne.

Słuchawki niejednokrotnie były przeze mnie wykorzystywane poza domem, gdzie często musiały mierzyć się z hałasami o charakterze niejednostajnym, takimi jak chociażby szum przejeżdżających samochodów, gwar w centrum handlowym albo głośne rozmowy w zatłoczonej komunikacji publicznej. W takich sytuacjach, Nothing Headphone (1) radziły sobie bardzo dobrze, w dużej mierze wyciszając hałas, przy czym nie da się ukryć, że była to nieco mniej skuteczna izolacja w porównaniu do dźwięków niskich i jednostajnych.

Nothing Headphone (1)

W tym miejscu wypada też wspomnieć, jak redukcja szumów radzi sobie z wiatrem. I, o ile podmuchy wiatru nie są szalenie mocno porywiste, to praktycznie ani trochę nie przedostają się one do naszych uszu.

Dosłownie dwa lub trzy razy miałem sytuację, gdy przy silnym, stałym wietrze, słuchawki faktycznie nie potrafiły poradzić sobie z wyizolowaniem go, co w konsekwencji powodowało słyszalne od czasu do czasu, nieco nieprzyjemne trzeszczenie mikrofonów. Podczas codziennych spacerów przy umiarkowanym wietrze, Nothing Headphone (1) nie mają problemów z blokowaniem go. 

Jako przeciwwagę dla ANC, Nothing Headphone (1) oferują oczywiście również tryb kontaktu, zwany też trybem przezroczystości. Jak w każdych słuchawkach, jego działanie polega na przepuszczaniu do uszu dźwięków przechwytywanych przez mikrofony. Nie ma on żadnych dodatkowych opcji zmiany natężenia przepuszczalności – działa tylko w jednym ustawieniu. Trochę szkoda, choć to raczej detal. 

Najważniejsza wiadomość jest taka, że działanie trybu kontaktu jest naprawdę bardzo dobre. Co prawda czasami przydałoby się, by dźwięk był odrobinę głośniejszy (w tym momencie trochę brakuje tej regulacji), ale poza tym trudno mieć większe zarzuty.

Nie ma tu przesadnie dużo szumów, dźwięki są słyszalne wyraźnie, brzmią dość naturalnie, co tyczy się także głosów osób. Sprawia to, że kontrolowanie otoczenia czy nawet szybka wymiana zdań z kimś bez zdejmowania słuchawek nie stanowi najmniejszego problemu.

Jakość dźwięku, brzmienie Nothing Headphone (1)

Zacznijmy od podstaw – reprodukcją dźwięku zajmują się przetworniki dynamiczne o średnicy 40 mm z membranami pokrytymi niklem. Za strojenie słuchawek odpowiedzialna była brytyjska firma KEF, jedna z bardziej rozpoznawalnych marek w segmencie wysokiej klasy sprzętu audio. Co wynikło z tej kooperacji?

Może się okazać, że na domyślnym strojeniu, Nothing Headphone (1) nie będą słuchawkami dla każdego, typowego słuchacza. Nie oferują one bowiem uniwersalnego, typowo rozrywkowego brzmienia, a bliżej mu do nieco studyjnego, bardziej zrównoważonego, czystego i pełnego detali dźwięku. Bynajmniej, absolutnie nie stanowi to wady, bo fanów takiego strojenia wcale nie brakuje, a i same słuchawki są wysoce podatne na korekcję.

Niskie tony stanowią swego rodzaju miks. Z racji bardzo dobrej kontroli, zależnie od utworu, potrafią być one zarówno zupełnie przezroczyste, dawkowane w małych ilościach, jak też intensywnie wybrzmiewać i być przy tym solidną podstawą dźwięku. Gdy tego trzeba, basy prezentują sporą moc, szybki atak oraz dobre zejście do najniższych partii. Niemniej jednak, miłośnicy większej ilości basu zapewne będą musieli sięgnąć tutaj do equalizera i odrobinę go podkręcić.

Tony średnie są bliskie, podawane bezpośrednio, a przy tym neutralne barwowo i bardzo, bardzo rozdzielcze. Ilość reprodukowanych detali stoi tutaj na wprost rewelacyjnym poziomie, co uwypukla się w szczególności przy zastosowaniu kodeku LDAC i dobrej jakości muzyki. Wokale brzmią naturalnie, nie są ani przesadnie wygładzane, ani nazbyt uwypuklone.

Góra jest dobrze wyeksponowana, ale z pewnością nie można o niej powiedzieć, by była zbyt sycząca i nieprzyjemna w odbiorze. Wysokie tony są po prostu bardzo klarowne i łagodne. Scena dźwiękowa ma duże rozmiary, przy czym nieco bardziej rozciągnięta jest na szerokość. Mimo to, nie brakuje jej napowietrzenia i dobrej separacji instrumentów.

Koniec końców, brzmienie Nothing Headphone (1) zasługuje na docenienie. To kawał bardzo solidnego strojenia, któremu przede wszystkim nie brak dużej ilości niuansów i naprawdę dobrego zbalansowania wszystkich składowych dźwięku.

Nothing Headphone (1)

Jakość rozmów

Za przekazywanie naszego głosu podczas rozmów telefonicznych (i nie tylko) odpowiadają łącznie cztery mikrofony, które są dodatkowo wspierane przez bazującą na algorytmach AI technologię Clear Voice. W efekcie, na tym polu Nothing Headphone (1) rzeczywiście spisują się naprawdę dobrze. 

Przy cichym otoczeniu – jak chociażby w domu czy spokojnym biurze – słuchawki bardzo dobrze przechwytują głos i przekazują go do rozmówcy w stuprocentowo niezakłócony sposób. Gdy dookoła nas jest większy, ale jednostajny hałas, algorytmy skutecznie je izolują, choć powoduje to lekkie zniekształcenie głosu. Przy czym, wciąż jest on zrozumiały dla drugiej strony.

Lekkie schody pojawiają się w sytuacji, gdy niepożądane dźwięki są bardziej zmienne, wówczas potrafią się one przebijać do rozmówcy. I tak na przykład, gwar rozmów innych osób w tle niekiedy lekko przedostaje się razem z naszym głosem, choć nadal nie powoduje to braku zrozumienia wypowiadanych przez nas słów.

Największy problem potrafi stanowić silny wiatr wpadający do mikrofonów – w takiej sytuacji zdarza się czasem, że rozmówca nie rozumie pojedynczych słów i będziemy musieli je powtórzyć. 

Nothing Headphone (1)

Podsumowanie – jakie są Nothing Headphone (1) i czy warto je kupić?

Tak się akurat dobrze złożyło, że Nothing Headphone (1) gościły w moich testach aż przez około półtora miesiąca. Przez ten czas użytkowałem ich w wielorakich scenariuszach, by wydać na ich temat jak najbardziej rzetelny werdykt. Finalnie, bez najmniejszych wątpliwości mogę powiedzieć, że Headphone (1) stanowią szalenie udany debiut marki Nothing w segmencie słuchawek nausznych.

Słuchawki oferują wysoką jakość dźwięku, brzmienie o nieco studyjnym sznycie, pełne niuansów i detali, bardzo skuteczną aktywną redukcję hałasów i równie dobry tryb transparentności. Czas pracy zdecydowanie zadowala, aplikacja może pochwalić się zaawansowanym equalizerem, a całości dopełnia kodek wysokiej rozdzielczości LDAC i tryb multipoint.

Nie sposób też przejść obojętnie obok tego designu. Nothing Headphone (1) to zdecydowanie najbardziej odjechane i oryginalne słuchawki nauszne, z jakimi kiedykolwiek przyszło mi obcować. Przy tym, producent zadbał też o użycie naprawdę wysokiej jakości materiałów, dzięki czemu zbudowane są one absolutnie flagowo. Co więcej, wygoda użytkowania również nie daje powodów do narzekania.

Tak nietuzinkowe wzornictwo ma jednak swoje blaski i cienie – to nie będą słuchawki, które przypadną do gustu każdemu, a raczej tym, którzy szukają produktu wyróżniającego się z tłumu. Trochę szkoda też, że konstrukcja pozbawiona jest możliwości złożenia do trochę bardziej kompaktowej formy.

Zatem, czy warto kupić Nothing Headphone (1)? Zdecydowanie tak, szczególnie w momencie, gdy poszukujemy flagowych, kompletnych słuchawek, które będą się czymś wyróżniać (wyglądem), a przy tym zaoferują brzmienie i ANC z najwyższej półki.

Słuchawki te mogą okazać się nielada gratką szczególnie dla posiadaczy smartfonów Nothing.

Nothing Headphone (1)
Recenzja Nothing Headphone (1). Przyciągają wzrok i słuch
Zalety
brzmienie i jakość dźwięku
bardzo skuteczne ANC i dobry tryb kontaktu
wysoce rozbudowany equalizer w aplikacji
bardzo dobry czas pracy
kodek LDAC, tryb multipoint
wysoka jakość wykonania
solidne etui w zestawie
Wady
nie da się ich bardziej złożyć, a jedynie obrócić muszle
tak nietuzinkowy design nie przypadnie do gustu każdemu
8.8
Ocena
Redaktor, recenzent