Recenzja iPhone’a 11 Pro Max. Największe jabłko błyszczy w nocy

Cześć, iPhonie 11 Pro Max – miło Cię widzieć. Zwłaszcza, że jesteś jednym z niewielu smartfonów Apple, które miałam okazję używać dłużej niż kilka godzin. To były dwa tygodnie pełne ciekawych doświadczeń, ale i zaskoczeń – w postaci choćby aż trzech aktualizacji systemu w zaledwie kilka dni. Przed Wami moja recenzja najwyższego modelu z najnowszej rodziny smartfonów Apple, iPhone’a 11 Pro Max.

Parametry techniczne iPhone’a 11 Pro Max:

Cena iPhone’a 11 Pro Max w dniu publikacji recenzji: 5699 zł

Za udostępnienie smartfona do testów pięknie dziękuję sklepowi x-kom!

Wzornictwo, jakość wykonania

Jak pewnie wiecie (jeśli śledzicie mnie w social media), do testów na Tabletowo dostaliśmy od x-kom wszystkie trzy smartfony Apple – iPhone’a 11 zrecenzuje Mateusz (aktualny użytkownik iPhone’a XS), iPhone’a 11 Pro – Andrzej (posiadacz iPhone’a 7 Plus), a sobie zostawiłam największy i najdroższy z modeli – iPhone’a 11 Pro Max. I w sumie szkoda, bo dużo bardziej bym była zadowolona z mniejszego Pro ze względu na jego wymiary. Ale, umówmy się, wybór przekątnej ekranu jest mocno indywidualny i subiektywny, więc jeśli ktoś potrzebuje 6,5-calowego wyświetlacza, to po prostu sięgnie po iPhone’a 11 Pro Max i na tym zakończy dyskusję. W moich rękach natomiast o wiele wygodniej i bardziej komfortowo leży iPhone 11 Pro (5,8-calowy); nie zamierzam jednak przez to w żaden sposób dyskredytować największej wersji.

Ostatnią dłuższą styczność ze smartfonami Apple miałam dokładnie dwa lata temu, gdy na rynek wszedł iPhone X. Biorąc do ręki iPhone’a 11 Pro, którego testuje dla Was Andrzej, odniosłam wrażenie, że nic się nie zmieniło – oczywiście patrząc na niego od frontu. Wciąż ten sam, wielki notch nad ekranem i błyszczące krawędzie telefonu. Trzecia generacja sprzętu i zero zmian wizualnych z przodu. Te są jednak widoczne z tyłu obudowy, ale… będę się o nich wypowiadać niekoniecznie pozytywnie.

Ale najpierw jednak pozytyw. Bo nie ukrywam, że bardzo, ale to bardzo podoba mi się zastosowanie matowej obudowy i błyszczącego logo Apple na środku. Raz, że jest to fajny efekt wizualny, zwracający na siebie uwagę, a dwa – zmatowione szkło dużo mniej się palcuje, przez co dłuższy czas łatwiej jest utrzymać je w czystości. I to mi się zdecydowanie podoba i za to spory plus.

Nie podoba mi się natomiast i – po rozmowach z wieloma branżowymi znajomymi wiem, że nie tylko mi – że moduł aparatów umieszczony jest na wystającej ponad obudowę wysepce, na której to są jeszcze bardziej wystające ponad nią obiektywy trzech aparatów. Wyglądem przypomina to golarkę czy też płytę indukcyjną i wcale nie dziwi mnie ogrom memów nawiązujących do tego modułu w internecie. Ważna rzecz jest natomiast taka, że ta wystająca wysepka jest na tyle spora, że gdy korzystamy z telefonu położonego na płaskiej powierzchni, ten nie chybocze się za bardzo na boki, umożliwiając nam wprowadzenie tekstu w przeglądarkę czy szybkie odpisanie na wiadomość.

iPhone 11 Pro Max dostępny jest w sprzedaży w kilku wersjach kolorystycznych, takich jak: złota, gwiezdna szarość, srebrna i nocna zieleń, choć ja ten kolor określam raczej jako zgniła zieleń niż nocna. Przez ostatnie dwa tygodnie korzystałam właśnie z telefonu w tej wersji i muszę Wam powiedzieć, że z zieloną to ona ma naprawdę niewiele wspólnego. Przez większość czasu wygląda, jakby obudowa była szara lub grafitowa, a ta ukryta zieleń objawia się wyłącznie w specyficznym oświetleniu, gdy światło odpowiednio pada na tył iPhone’a. Jeśli byście mnie zapytali czy ta wersja kolorystyczna jest ładna, niewątpliwie odpowiedziałabym, że tak. Jednocześnie uważam, że jest “mało apple’owska”, co i tak jest zupełnie bez znaczenia.

iPhone 11 Pro Max wykonany jest ze szkła (z przodu i z tyłu – tu ze zmatowionego i błyszczących krawędzi). I szkoda, że są one błyszczące, bo fakt ten sprawia, że niestety szybko zbierają odciski palców. Mam tylko nadzieję, że w iPhonie 12 jedyną zmianą wizualną nie będzie to, że te ramki będą tak samo matowe, jak obudowa, tylko że w ciemniejszym odcieniu… ;)

Przez dwa tygodnie nosiłam testowego smartfona bez żadnego etui ochronnego ani folii na ekranie i muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona, jak iPhone zniósł tą krótką próbę czasu – nigdzie na jego powierzchni nie doszukałam się żadnej ryski, nawet mikroskopijnej. A zatem jakość wykonania iPhone’a 11 Pro Max trudno określić inaczej niż rewelacyjna. Choć sam fakt, że obudowa jest gruba (8,1 mm), a względem poprzednich dwóch generacji niewiele się różni, zasługuje na skarcenie, co niniejszym czynię. Telefon jest też ciężki – waży aż 226 g.

Aby tradycji stało się zadość, jeszcze rzut oka na poszczególne krawędzie telefonu. Na dolnej mamy, od prawej, głośnik, port Lightning i mikrofon; górna krawędź pozostała niezagospodarowana. Na prawym boku iPhone’a znalazł się włącznik i, nieco niżej, tacka na kartę nanoSIM (przypomnę, że smartfony Apple obsługują dual SIM, ale druga karta nie jest fizyczna – eSIM). Na lewym boku z kolei mamy przyciski do regulacji głośności i niewielki przełącznik do wyciszania telefonu. Nad ekranem, w wielkim notchu, jest jeszcze aparat przedni, frontowy głośnik oraz czujniki odpowiadające za działanie Face ID.

Na koniec tej sekcji dodam jeszcze tylko, że iPhone 11 Pro Max spełnia normę odporności IP68. W pudełku z telefonem są słuchawki przewodowe i zasilacz 18-watowy.

Wyświetlacz

Wspominałam już iPhone’a X, przywołam go również przy okazji omawiania wyświetlacza. Bo już po pierwszym wyjęciu maksymalnie pro jedenastki z pudełka miałam dokładnie te same odczucia, które towarzyszyły mi dwa lata temu, gdy pierwszy raz uruchomiłam “iksa”. Ekran jest wręcz doskonały. Duża w tym zasługa matrycy OLED o wysokiej rozdzielczości – 2688 x 1242 pikseli na przekątnej 6,5”, która przekłada się na 455 ppi.

Super Retina w rzeczywistości jest naprawdę super – tutaj wszystko gra i dosłownie nie ma się do czego przyczepić. Odwzorowanie kolorów, kontrast, jasność ekranu (minimalna i maksymalna), kąty widzenia, reakcja wyświetlacza na polecenia użytkownika, ślizg palca po ekranie… o każdym z tych aspektów nie mogę powiedzieć złego słowa. I w sumie nic dziwnego, że Apple nie umożliwia w ustawieniach żadnej ingerencji w ekran – nie ma tu ani możliwości zmiany temperatury barwowej, ani trybu wyświetlanego obrazu; dosłownie nic.

Bardzo przydatna jest funkcja True Tone, czyli funkcja, która dostosowuje odcień i intensywność obrazu wyświetlacza do światła w otoczeniu, dzięki czemu obrazy wyglądają bardziej naturalnie, a przy okazji też nie męczy wzroku. Oczywiście nie zabrakło również trybu nocnego, który w iOS przyjął nazwę Night Shift, ograniczającego wyświetlanie światła niebieskiego i zmieniającego temperaturę barwową na cieplejszą.

Jednocześnie trzeba pamiętać, że w najnowszych smartfonach Apple 3D Touch zostało zastąpione przez Haptic Touch (podobnie jak wcześniej w iPhonie XR). A zatem wchodzenie np. w szybkie opcje aplikacji z poziomu ekranu domowego nie wymaga już lekkiego lub mocniejszego naciśnięcia na ekran, a dłuższego przytrzymania. Trudno ocenić, które rozwiązanie jest lepsze, ale z pewnością użytkownikom poprzednich iPhone’ów chwilę zajmie przestawienie się.

Działanie, oprogramowanie

iPhone 11 Pro Max działa w oparciu o iOS 13. iOS 13.1. iOS 13.1.2. No, w końcu dobrze napisałam ;). Wybaczcie mi te złośliwości, ale to kuriozalna sytuacja, w której smartfony Apple otrzymują trzy aktualizacje oprogramowania w zaledwie kilka dni. Posiadacze niektórych modeli z Androidem nigdy tylu update’ów nie widzieli w ciągu kilku lat, a tu mamy do czynienia z nowością, która w niecałe dwa tygodnie przerabia kilka iteracji systemu.

Coś mi się wydaje, że od samego początku należałam do grupy szczęśliwców, których omijały wszelkie problemy z iOS 13. Od momentu pierwszego włączenia iPhone’a 11 Pro Max nie uświadczyłam żadnej sytuacji, w której jakaś aplikacja odmówiłaby posłuszeństwa, telefon zrestartował lub zawiesił, a Face ID nie chciało działać w wybranych programach. Wszystko od początku działało tak, jak należy. I nawet, gdybym chciała powiedzieć, że było inaczej, to… nie mogę. Zainstalowałam na telefonie kilkadziesiąt aplikacji, z których standardowo korzystam na każdym “daily smartfonie” (w tym aplikacje Google ;)), i z żadną z nich nie miałam problemów. Jednocześnie naczytałam się sporo negatywnych opinii na temat iOS 13 w sieci, łącznie z komentarzami moich znajomych, więc zdaję sobie sprawę, że problem faktycznie był i nie dotyczył wyłącznie garstki osób. Zresztą, szybka (trzykrotna) reakcja Apple też o czymś świadczy.

No i chyba mnie pokarało za powyższy akapit… Napisałam go (bo – tak – recenzję piszę kilka dni) wieczór przed wydaniem iOS 13.1.2. Próba zaktualizowania smartfona do tej wersji zakończyła się u mnie baaaardzo długim kręciołkiem z logo Apple i koniecznością przeprowadzenia aktualizacji ręcznie przez iTunes. Widocznie limit pozytywów na temat Apple już się wyczerpał… ;)

A tak całkowicie poważnie, procesor A13 Bionic w połączeniu z 4 GB RAM sprawuje się doskonale – wszystko działa tak, jak w szwajcarskim zegarku. Szybko, płynnie, wydajnie – nie pozostawiając złudzeń, że mamy do czynienia z flagowcem pełną gębą. Szkoda tylko, że aż tak drogim!

Na potwierdzenie tych słów wynik z najpopularniejszego benchmarku. iPhone 11 Pro Max w AnTuTu (v7.2.3) uzyskał 449070 punktów, podczas gdy jego androidowa konkurencja, odpowiednio, Samsung Galaxy Note 10+: 352060 i Huawei P30 Pro: 314789 (w trybie wysoka wydajność).

Po przeprowadzeniu testów w benchmarkach, obudowa iPhone’a 11 Pro Max stała się odczuwalnie ciepła. Musicie jednak wiedzieć, że to w przypadku tego modelu dość powszechne – podczas codziennego użytkowania nie nagrzewa się aż nadto, ale momentami czuć, że obudowa jest cieplejsza niż zwykle. Nawet podczas zgrywania zdjęć do chmury potrafi stać się ciepła.

Co do samego oprogramowania nie będę się zbyt szczególnie rozpisywać, bo iOS albo się lubi albo wprost przeciwnie. Ja muszę przyznać, że należę raczej do drugiej grupy (nie rozumiem na przykład dlaczego ustawienia poszczególnych aplikacji są w ustawieniach telefonu a nie bezpośrednio w programie – np. w przypadku aparatu), ale za to wprost uwielbiam gesty z iPhone’a; są bardzo intuicyjne i rewelacyjnie działają. Na uwagę w iOS 13 zasługuje tryb ciemny, będący sporą nowością względem poprzednich wersji systemu.

Zaplecze komunikacyjne obejmuje NFC (ale tylko do korzystania z płatności Apple Pay), dwuzakresowe WiFi (działa bez problemu), Bluetooth (brak anomalii), dual SIM (nanoSIM i dodatkowy eSIM – w Polsce tylko w Orange) i LTE (wszystko w normie). Jakość rozmów telefonicznych – na wysokim poziomie. Chwilę zatrzymam się za to przy module GPS. Ten działa świetnie, szybko reagując na zmianę trasy względem tej wyznaczonej przez mapy. Ale właśnie, mapy. Mapy Apple nie przekonują mnie swoim wyglądem, ale już funkcjonalnością – jak najbardziej. Bardzo doceniam komunikaty głosowe w postaci czytelnego “zostań na jednym z dwóch lewych pasów” zamiast “trzymaj się lewej”, jak to jest w Google Maps. Jednocześnie muszę zauważyć, że mapy od Google są bardziej aktualne względem map od Apple i mniej zawodne – te pierwsze dużo lepiej sprawdzają się też do wyznaczania trasy środkami komunikacji miejskiej.

iPhone 11 Pro Max, którego przyszło mi testować, ma 64 GB pamięci wewnętrznej i nie ukrywam, że uważam, że w obliczu braku slotu kart pamięci jest to przestrzeń nie do zaakceptowania w dzisiejszym świecie. W dobie wszechobecnych multimediów, ciągłego nagrywania wideo i nagrywania sporej ilości wideo, zapełnienie tej przestrzeni to kwestia kilku tygodni. Jasne, w sprzedaży dostępne są wersje z 256 i 512 GB danych, ale – jak łatwo wywnioskować – odpowiednio droższe. A zatem albo dopłacamy za pamięć wewnętrzną, albo kupujemy przestrzeń dyskową w chmurze Apple. Tak czy inaczej – Apple na nas zarabia.

Spis treści
1. Design. Wyświetlacz. Działanie, oprogramowanie
2. Audio. Biometryka. Czas pracy. Aparat. Podsumowanie

Za udostępnienie smartfona do testów pięknie dziękuję sklepowi x-kom!

Głośniki

Testowany smartfon jest kolejnym ze stajni Apple, w którym nie uświadczymy 3.5 mm jacka audio – a zatem jesteśmy skazani albo na słuchawki bezprzewodowe, albo podłączenie ich przewodowych odpowiedników przez przejściówkę do portu Lightning.

Już sam fakt, że w iPhonie 11 Pro Max znajdziemy głośniki stereo (jeden nad ekranem, drugi na dolnej krawędzi) daje nam nadzieję, że pod względem dźwięku źle nie będzie. I faktycznie, Apple znowu “dowozi”, ale szczegółową ocenę jakości dźwięku standardowo oddaję w ręce Kuby, który słyszy dużo więcej i lepiej ode mnie ;)

Muszę przyznać, że dawno nie miałem iPhone’a w dłoni – swego czasu byłem posiadaczem iPhone’a 4S, ale sami wiecie, że od tego czasu wiele się zmieniło. Dźwięk, a raczej dźwięki, bo mówimy tu o głośnikach stereo, są dobre – aż za dobre.

Starałem się wychwycić jakieś minusy w jakości dźwięku, ale Apple, jak to ma w zwyczaju, wszystko uwielbia doprowadzać do perfekcji… Tony wysokie, jak i średnie, idealnie zrównoważone, wszystkie sceny czytelne, dźwięk jest po prostu przyjemny. Udało mi się jednak znaleźć jeden element, do którego mogę się przyczepić – tony niskie/bass mógłby być głębszy, czasami mam wrażenie, że dół jest zbyt płytki – chociaż to równie dobrze może być moje czepialstwo. Nie zapominajmy o najistotniejszym aspekcie, wciąż mówimy o telefonie – a jak na takie urządzenie to dźwięk jest wręcz perfekcyjny. Wracamy do Kasi!

Face ID

Śledząc rynkowe trendy doskonale wiecie, że Apple jakiś czas temu zrezygnowało z przycisku ze zintegrowanym czytnikiem linii papilarnych Touch ID na rzecz samej technologii rozpoznawania twarzy Face ID. To zresztą właśnie za sprawą Face ID i zaawansowanych czujników w iPhone’ach mamy tak wielkiego notcha w ekranie, z którego – jeśli wierzyć najnowszym plotkom, w przyszłorocznych modelach Apple może zrezygnować (wreszcie!).

Muszę przyznać, że Face ID działa bardzo dobrze. Właściwie nie pamiętam, żeby zdarzyła się jakaś sytuacja, w którym by mnie zirytował fakt, że nie chce rozpoznać mojej twarzy czy trwałoby to jakoś strasznie długo. W dzień, wiadomo, problemów brak. O zmroku, gdy tego światła mniej, radzi sobie dobrze. W środku nocy wystarczy podświetlić ekran – a to już wystarcza na tyle, by oświetlić naszą twarz, co pomaga w działaniu Face ID.

W stosunku do poprzednich iPhone’ów nie zmienił się fakt, że odblokowanie leżącego smartfona jest niemożliwe – jak się nie dało, tak dalej się nie da. Trzeba wziąć telefon do ręki, spojrzeć na niego i przesunąć palcem od dołu ekranu – całość trwa dosłownie chwilę.

Oczywiście Face ID działa z aplikacjami banków (w moim przypadku ING).

Akumulator

W iPhonie 11 Pro Max zastosowany został akumulator o pojemności 3969 mAh. Spore ogniwo w połączeniu z bardzo dobrą optymalizacją systemu i zarządzaniem energią powoduje, że mamy do czynienia z flagowcem, dla którego działanie dwa dni z daleka od ładowarki nie jest jakimś wielkim wyczynem, co – przyznajcie – zdarza się niezwykle rzadko.

Właściwie rozładowanie testowego smartfona Apple w ciągu jednego dnia zdarzyło mi się chyba tylko raz – w dodatku w pierwszym cyklu życia baterii, kiedy to miałam dzień w aucie, z odpaloną kilka godzin nawigacją, z jasnością ekranu na maksa i oczywiście tylko z danymi mobilnymi (bez WiFi).

W pozostałych przypadkach mogłam być spokojna o procent naładowania baterii – idąc spać co drugi dzień zostawało mi jeszcze pół baterii, które wystarczało do kolejnego wieczoru. A zatem, jak słusznie możecie wywnioskować z moich słów, iPhone 11 Pro Max jest smartfonem, który trzeba ładować nie co dobę, a co drugi dzień – brawo Apple, właśnie tego oczekują klienci.

Jeśli chodzi o ładowanie telefonu, do naszej dyspozycji jest możliwość uzupełniania energii zarówno przewodowo, jak i bezprzewodowo (indukcyjnie). W zestawie ze smartfonem Apple otrzymujemy ładowarkę 18-watową (tak, wreszcie nie 5-watową!), z przewodem USB C – Lightning, co momentami może być problematyczne, gdy chcecie podłączyć go do laptopa lub komputera, w którym USB C brakuje. Jeśli chodzi o czas ładowania iPhone’a 11 Pro Max, to zamyka się on w ok. 1,5 godziny, co nie jest imponującym wynikiem. W pierwsze 30 minut telefon naładujemy do 26%, w godzinę – do 83%, natomiast do 100% – w godzinę i pięćdziesiąt minut – serio!

Aparat

Apple odkryło istnienie ultraszerokiego kąta, wow! Nie mogę uwierzyć w to, jak wielu moich apple’owych znajomych zachwyca się tym bajerem w aparacie, który wcześniej przez wiele długich miesięcy był implementowany w smartfonach konkurencji pracujących na Androidzie. W iPhonie 11 Pro Max ma on 120°, 12 Mpix i jasność f/2.4. Nie obsługuje trybu nocnego i nie ma też stabilizacji, a zatem Apple wciąż ma co usprawniać w kolejnej generacji. Mimo wszystko super, że firma wreszcie dogoniła konkurencję pod tym względem i umożliwia robienie zdjęć ultraszerokokątnych o niezłej jakości. Zresztą, możecie sobie porównać ze zdjęciami, które zrobiłam Samsungiem Galaxy Note 10+ i Huawei P30 Pro.

Oczywiście poza ultraszerokim kątem, smartfon ma też dwa inne aparaty: główny o parametrach 12 Mpix f/1,8 i teleobiektyw 12 Mpix f/2,0 z 2-krotnym zoomem optycznym i 10-krotnym zoomem cyfrowym. Jakość zdjęć, również nocnych, jest bardzo dobra i trudno z tym dyskutować. Apple wreszcie zaimplementowało tryb nocny, którego – niestety – nie da się wymusić, co oznacza, że albo włączy się automatycznie (wtedy czas naświetlania rośnie do kilku sekund, a na ekranie pojawia się ikona księżyca), albo i nie (choć takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko).

Tu również załączam kilka zdjęć porównawczych, byście mogli sobie zobaczyć, jak to wypada na tle konkurencji.

W samym iOS bardzo irytuje mnie fakt, że domyślnie iPhone robi zdjęcia w formacie HEIC i jeśli się tego nie zmieni na początku, później wszystkie zdjęcia trzeba konwertować na JPG. Wspomnę też, że zdjęcia live nie są dostępne w słabym oświetleniu (a zatem gdy aplikacja domyślnie przełączy się w tryb nocny). Ciągle też nie rozumiem, dlaczego w iPhonie nie ma trybu profesjonalnego…

Aplikacja aparatu i ustawienia wyglądają następująco:

Z przodu do naszej dyspozycji jest oddany aparat 12 Mpix f/2.2 ze świetnym trybem portretowym. Nie jestem zwolenniczką robienia sobie wielkiej ilości selfiaków, więc i do recenzji załączam ich tylko kilka, ale widać po nich wyraźnie, że jakość jest zdecydowanie dobra.

iPhone 11 Pro Max nagrywa wideo maksymalnie w 4K i z naprawdę świetną stabilizacją. Co ważne, podczas nagrywania jest dostępna opcja przełączania się pomiędzy obiektywami.

Podsumowanie

iPhone 11 Pro Max jest wielki, gruby i ciężki. Ale przy tym jest po prostu świetnym smartfonem i jeśli wydacie na niego pieniądze, będziecie zadowoleni z tego wyboru. Przy czym zaznaczę, że 5699 złotych to dla mnie kwota nie do przeskoczenia jak za smartfon i nie potrafię sobie wytłumaczyć takiego wydatku w żaden sposób. I całe szczęście, bo i tak bardziej przekonuje mnie mniejszy iPhone 11 Pro, który też jest nieco tańszy ;)

Aparat, bateria, wyświetlacz, codzienne działanie, Face ID – tu wszystko stoi na najwyższym poziomie. A i te matowe plecki potrafią mocno zwrócić na siebie uwagę. Ale mimo wszystko jest kilka rzeczy, które w iPhonie 11 Pro Max mi nie odpowiadają.

Jest to przede wszystkim 64 GB pamięci w podstawowej wersji i (serio, Apple?), wielki notch nawiązujący do poprzednich dwóch generacji iPhone’ów, wstrętna i znacznie wystająca wysepka z aparatami… i pewnie coś by się jeszcze znalazło, ale przecież i tak, jeśli ktoś chce kupić iPhone’a 11 Pro Max, to i tak go kupi – niezależnie od tego, co uważam o nim ja lub inni recenzenci.

A wszystkie zalety i wady telefonu znajdziecie standardowo poniżej.

Spis treści
1. Design. Wyświetlacz. Działanie, oprogramowanie
2. Audio. Biometryka. Czas pracy. Aparat. Podsumowanie

Za udostępnienie smartfona do testów pięknie dziękuję sklepowi x-kom!

Exit mobile version