Kontrowersyjny – to słowo bardzo celnie opisuje iPhone’a 17 Pro. W tym roku Apple zdecydowało się na jedne z największych zmian względem ostatnich modeli z dopiskiem Pro, obejmujących nie tylko wnętrze, ale – przede wszystkim – przeprojektowaną konstrukcję oraz design. Tylko czy aby na pewno to wszystko sprawia, że mamy do czynienia ze smartfonem w jakimkolwiek aspekcie idealnym? 1,5 miesiąca użytkowania to dobry moment na zebranie w całość wszystkich moich wrażeń na jego temat – zarówno tych bardziej, jak i mniej pozytywnych.
Specyfikacja techniczna iPhone’a 17 Pro:
- wyświetlacz Super Retina XDR OLED o przekątnej 6,3″, rozdzielczość 2622×1206 pikseli, adaptacyjna częstotliwość odświeżania ProMotion do 120 Hz, szczytowa jasność do 3000 nitów (HDR do 1600 nitów), jasność minimalna 1 nit, Ceramic Shield 2,
- procesor Apple A19 Pro (6-rdzeniowe CPU, 6-rdzeniowe GPU, 16-rdzeniowy Neural Engine),
- 12 GB RAM,
- 1 TB pamięci wewnętrznej NVMe,
- system iOS 26,
- aparat główny 48 Mpix (24 mm, f/1.78, 100% Focus Pixels, Sensor Shift OIS) + ultraszeroki kąt 48 Mpix (13 mm, 120°, f/2.2, autofocus) + teleobiektyw peryskopowy 48 Mpix (4-krotny zoom optyczny, 100 mm, f/2.8, 3D Sensor-Shift OIS, tetrapryzmat) + sensor głębi LIDAR,
- przedni aparat 18 Mpix Center Stage (f/1.9, autofocus),
- układ Apple N1 do łączności bezprzewodowej,
- WiFi 7 (802.11a/b/g/n/ac/ax/be), 2.4 + 5 + 6 GHz, 2×2 MIMO,
- 5G (sub-6), 4×4 MIMO, VoLTE i WiFi Calling, eSIM,
- dualSIM (nanoSIM + eSIM lub 2x eSIM),
- Bluetooth 6.0,
- NFC,
- UWB,
- GPS, GLONASS, Galileo, QZSS, BeiDou, NavIC,
- głośniki stereo z Dolby Atmos,
- rozpoznawanie twarzy Face ID,
- USB-C (USB 3 do 10 Gb/s, DisplayPort),
- akumulator o pojemności 3988 mAh, ładowanie przewodowe 40 W + MagSafe 25 W + indukcyjne Qi2 25 W,
- wymiary: 150×71,9×8,75 mm,
- waga: 204 g,
- IP68 (IEC 60529, do 6 m do 30 minut).
Cena iPhone’a 17 Pro startuje od 5799 złotych za bazowy wariant 256 GB. Poza nim, w sprzedaży dostępny jest także model 512 GB za 6799 złotych oraz testowany przeze mnie 1 TB, kosztujący 7799 złotych. Dostępne wersje kolorystyczne to srebrny, kosmiczny pomarańcz i głębinowy błękit (granatowy).
iPhone 17 Pro

Design iPhone’a już dawno nie budził aż takich kontrowersji
Można śmiało powiedzieć, że wzornictwo pięciu poprzednich modeli iPhone’ów z linii Pro, począwszy od 12 Pro, było bardzo do siebie zbliżone, szczególnie jeśli chodzi o wygląd plecków. Aż do teraz, bo pokuszę się o stwierdzenie, że nowe siedemnastki Pro niosą największą metamorfozę konstrukcji i designu od lat. Kwestią dyskusyjną jest, czy aby na pewno są to zmiany na lepsze.
Do tej pory przyzwyczajeni byliśmy, że bryła iPhone’ów (jak wielu innych smartfonów) przypominała kanapkę – tafla szkła z przodu i z tyłu, a jako spoiwo metalowa rama. Uściślając, przez poprzednie generacje stosowano polerowaną stal nierdzewną, zaś w ostatnich iPhone’ach 15 Pro i 16 Pro użyto tytanu. A co mamy teraz?
iPhone 17 Pro cechuje się nową, nietypową konstrukcją unibody, wykonaną z jednego kawałka kutego na gorąco aluminium. Nietypową, bo aluminiowa jest nie tylko rama, ale i spora część plecków, włącznie z – również nową – wyspą aparatów. Owszem, szkła nie zabrakło, choć jest go mniej, bo jego zmatowiona tafla umieszczona jest dopiero poniżej wyspy i dodatkowo obramowana aluminium po bokach oraz u dołu.
Nie da się ukryć, że takie rozwiązanie ma swoje zalety, bo sprawia, że korpus jest bardziej solidny, no bo przecież mniej szkła to mniejszy problem z potencjalnymi stłuczeniami. Przynajmniej w teorii. Widzę tu jednak dwa problemy – jeden natury praktycznej, drugi – estetycznej.


Cała bryła iPhone’a 17 Pro jest znacznie mocniej zaokrąglona niż w poprzednikach, przez co – z jednej strony – dobrze leży w dłoni, bo krawędzie się nie wbijają, ale niesie to zarazem wadę – jest on bardziej śliski. Przez to, częściej potrafił wysmyknąć mi się z ręki, nawet podczas podnoszenia go z biurka. I, jest to coś, z czym w poprzednikach aż tak dużego problemu nie miałem.
Po drugie – przy czym, jest to już kwestia czysto subiektywna – łączenie aluminiowego korpusu z wklejoną taflą wyraźnie jaśniejszego szkła moim zdaniem nie prezentuje się przesadnie urodziwie (delikatnie ujmując). Stanowi to jeden z dwóch najbardziej dyskusyjnych elementów designu nowych iPhone’ów 17 Pro, tuż obok wyspy aparatów.
No właśnie, bo choć niezmienne pozostało charakterystyczne, trójkątne ułożenie obiektywów, to sama wysepka jest teraz wydłużona i – w efekcie – zajmuje niemal całą szerokość tyłu. Oczka nadal znajdują się po lewej stronie, a na prawą przerzucono diodę doświetlającą oraz moduł LiDAR.
Nie sposób też nie wspomnieć, że iPhone 17 Pro to znów bardzo poręczny i względnie lekki smartfon – mierzy 150×71,9×8,75 mm, a waży 204 g. Chwycenie go w dłoń po uprzednim użytkowaniu innych, z reguły znacznie większych telefonów, jest naprawdę bardzo miłym doświadczeniem.

Wyświetlacz pokryty jest płaskim szkłem z warstwą Ceramic Shield 2, która ma być jeszcze bardziej odporna na zarysowania i pęknięcia. Ostatniego wolałem nie sprawdzać intencjonalnie, natomiast po około półtora miesiąca testów nie dostrzegam na ekranie żadnych widocznych, głębszych rys. Zresztą, tyczy się to również plecków i korpusu.
Apple wspomina też, że iPhone 17 Pro ma ekran z dodatkową powłoką antyodblaskową. Nie jest to jednak żadna, nawet lekko zmatowiona tekstura, jak chociażby w Samsungu Galaxy S25 Ultra, a – na pierwszy rzut oka – normalne, błyszczące szkło. I, tym samym, nie przynosi żadnych drastycznych efektów.
Układ klawiszy i portów wypada dokładnie identycznie jak w ostatnich modelach. Górna krawędź jest całkowicie pusta, z kolei dolna mieści złącze USB-C oraz maskownice głośnika i mikrofonów.
Na lewej ramce znalazł się – dobrze już znany – konfigurowalny przycisk czynności (Action Button), odseparowane przyciski regulacji głośności, a na dole slot na kartę nanoSIM. Po prawo ulokowano długi klawisz wybudzania, natomiast bliżej dolnej krawędzi przycisk sterowania aparatem, który również pojawił się już w poprzedniku.
I, co do tego ostatniego, w dalszym ciągu mam ambiwalentne odczucia. O ile w recenzji iPhone’a 16 Pro Max narzekałem, że korzystanie z przycisku aparatu jest niewygodne z racji gabarytów telefonu, tak tu zdarzało mi się omyłkowo naciskać go przy chwytaniu telefonu w rękę. Oprócz tego, czasem reagował na moje dotknięcia podczas robienia zdjęć, co skutkowało nieintencjonalną zmianą wartości przybliżenia.




Wyświetlacz
Skoro wspomniałem już o szkle, dopowiem jeszcze, że otaczają go bardzo smukłe, symetryczne ramki, przez co front prezentuje się estetycznie. Teraz pora na kilka słów o samym ekranie, przy czym nie doszło do żadnych rewolucyjnych zmian względem poprzednika.
iPhone 17 Pro ma wyświetlacz Super Retina XDR, wykonany w technologii OLED LTPO o przekątnej 6,3 cala i rozdzielczości 2622×1206 pikseli. Oferuje on ProMotion, czyli adaptacyjną częstotliwość odświeżania do 120 Hz. Jasność szczytowa wzrosła i wynosi do 3000 nitów (w 16 Pro było to 2000 nitów), do 1600 nitów w HDR, natomiast minimalna może zejść do 1 nita.
Koniec końców, o ekranie iPhone’a 17 Pro złego słowa powiedzieć nie mogę, bo jest on po prostu świetnej jakości, a korzystanie z niego jest miłym doświadczeniem. Każdy z rozpatrywanych aspektów wypada nienagannie – wysoka rozdzielczość, nasycona kolorystyka, świetne kąty widzenia, bardzo niska jasność minimalna, pozwalająca na wygodne użytkowanie w ciemnym otoczeniu oraz odpowiednio wysoka maksymalna, bez zarzutów spisująca się w słońcu.






I, choć nie mam żadnych zastrzeżeń co do kalibracji kolorów, nieco ubolewam, że iOS 26 znów nie daje przesadnie dużo opcji dostosowania. W ustawieniach znajdziemy w zasadzie tylko True Tone, czyli automatyczną zmianę temperatury barwowej zależnie od oświetlenia otoczenia oraz tryb ochrony wzroku.
Za sprawą wyświetlacza ProMotion, nie brak tu doskonale znanej funkcji Always On Display, nazwanej po prostu jako Zawsze włączony, która jest domyślnie aktywna już od wyjęcia z pudełka.
Możemy zdecydować, czy Always On Display ma być wyświetlane z przygaszoną tapetą ekranu blokady, czy bez niej. Nie ma tu opcji wyboru czasu wyświetlania, zatem – w teorii – AoD świeci się przez całą dobę. Wygasza się natomiast po aktywacji trybu skupienia Sen, więc jeśli ustawimy dla niego harmonogram, to AoD będzie wyłączać i włączać się o określonych godzinach.

Wydajność i komora parowa w praktyce
Sercem iPhone’a 17 Pro jest procesor Apple A19 Pro, na który składa się 6 rdzeni CPU, 6 rdzeni graficznych i 16 rdzeni Neural Engine. Kooperuje z nim 12 GB RAM oraz – w przypadku testowego egzemplarza – 1 TB pamięci masowej NVMe.
Raczej nie powinno być żadnym zaskoczeniem, że wydajnościowo testowane urządzenie wypada po prostu świetnie. Nie łapie zadyszek zarówno podczas codziennego, normalnego użytkowania, jak i wykonując bardziej skomplikowane zadania. Aplikacje odpalają się w mgnieniu oka, a system pozostaje płynny praktycznie przez cały czas i bardzo szybko reaguje na komendy.
Także wtedy, gdy szybko żonglujemy aplikacjami, pstrykamy obszerną serię zdjęć albo nagrywamy wideo w 4K (również w ProRes RAW), nie pojawiają się żadne widoczne przycięcia.
Mimo zwiększenia ilości pamięci RAM z 8 GB do 12 GB, wciąż nie jest idealnie w aspekcie czasu przechowywania otwartych apek w tle. Nadal zdarza się, że otwarcie aplikacji aparatu potrafi wyrzucić z pamięci całą resztę, a niekiedy ma to miejsce też po uruchomieniu innych programów. Tyle dobrego, że ponowne przeładowanie następuje szybko.











Jednak chyba najbardziej istotną w tym aspekcie zmianą wcale nie jest ani nowy model procesora, ani te 4 GB RAM więcej. Dotychczas, Apple bardzo niewiele mówiło o chłodzeniu iPhone’ów – aż do teraz, bowiem iPhone 17 Pro i iPhone 17 Pro Max przynoszą nowość w postaci systemu chłodzenia komorą parową.
I, oczywiście, nie jest to żadna rewolucja na skalę całego rynku, bo inni producenci stosują takie rozwiązanie już od pewnego czasu, natomiast w iPhonie jest to pierwszy raz. Jak chwali się Apple, wnętrze komory parowej wypełnione jest dejonizowaną wodą, a dodatkowo zastosowanie dużej ilości aluminium na obudowie (stąd bryła unibody) również ma wpływać na lepsze odprowadzanie ciepła.
No dobra, ale czy to faktycznie działa? Muszę przyznać, że w porównaniu z poprzednimi modelami, iPhone 17 Pro – istotnie – lepiej radzi sobie z kulturą pracy i zdecydowanie rzadziej nagrzewa się w losowych momentach, co wcześniej potrafiło mieć miejsce.
W codziennym użytkowaniu pozostaje on niemalże całkowicie chłodny. Nawet podczas dłuższego użytkowania na 5G, telefon nie robi się bardzo ciepły, a co najwyżej letni. Również pstrykanie serii zdjęć nie powoduje mocnego wzrostu temperatury i tak na dobrą sprawę dopiero podczas kilkuminutowego nagrywania wideo w wysokiej jakości (albo w ProRes RAW) sprawia, że smartfon staje się odczuwalnie ciepły, choć wciąż nie nadmiernie gorący.
Naturalnie, sytuacją, która sprawia, że czujemy duże wydzielanie ciepła, jest wykonywanie benchmarków albo granie w bardziej wymagające gry (w końcu na iPhone’y jest dostępnych kilka takich tytułów, pokroju Resident Evil czy Assassin’s Creed Mirage).

System, oprogramowanie
Od wyjęcia z pudełka, iPhone 17 Pro jest sprzedawany z preinstalowanym systemem iOS 26, przy czym najświeższa obecnie wersja po ostatnich aktualizacjach to 26.1. Przy tym, możemy spodziewać się długiego, około 7-letniego wsparcia aktualizacyjnego.
Nowa odsłona smartfonowego systemu Apple niesie spore zmiany wizualne, a na ich czele stoi Liquid Glass, czyli półprzezroczyste elementy interfejsu. Nie jest to moja pierwsza styczność z nim, bo testowałem go w wersji Public Beta już w lipcu. Toteż nie przeżyłem szoku ani obrzydzenia – jak to mają niektóry – po pierwszym włączeniu telefonu. Z tego względu też nie będę przesadnie mocno skupiać się na wszystkich rozwiązaniach zaszytych w systemie.
Na temat Liquid Glass padło już wiele krytycznych słów, których nie szczędziła również Kasia w recenzji podstawowego iPhone’a 17. Osobiście również nie należę do osób, które ten nowy element wyglądu interfejsu uznają za coś przesadnie pięknego, choć – przyznaję – zdążył mi się już trochę opatrzeć.
I, choć Apple zapewne było wybitnie pewne siebie (nie pierwszy raz zresztą ;)), że owa nowość przypadnie do gustu użytkownikom, to krytyki było chyba na tyle dużo, że wraz z aktualizacją do iOS 26.1 pojawiła się opcja wyłączenia Liquid Glass w interfejsie, z wersji przejrzystej na matową, czyli tą starszą.







Wspomnieć muszę również, że przez długi czas iOS 26 nie był systemem pozbawionym błędów. Najczęściej występowały u mnie problemy z bugami objawiającymi się nakładaniem na siebie elementów ekranu blokady. Zdarzały się też błędy w obrębie aplikacji, np. klawiatura w Messengerze, która albo nie chciała wyskakiwać, albo po jej ukryciu interfejs aplikacji nie chciał wrócić na pełny ekran.
Może nie było to coś, co szalenie uprzykrzało mi życie, ale – mimo wszystko – wiele flagowych smartfonów z Androidem już od wyjęcia z pudełka ma oprogramowanie pozbawione tego typu mniejszych lub większych błędów.
Niestety, w dalszym ciągu nie możemy korzystać z funkcji Apple Intelligence w języku polskim. Co prawda można je włączyć, ale tylko po przestawieniu języka telefonu na angielski. W efekcie, Apple pozostaje na tym polu całkowicie w tyle za innymi firmami, których smartfony oferują rozwiązania AI, działające w naszym języku.



Zabezpieczenia biometryczne
W przeciwieństwie do ogromnej większości producentów, Apple już od ośmiu lat (konkretniej od iPhone’a X) praktycznie całkowicie zrezygnowało z implementacji czytników linii papilarnych w swoich smartfonach. Zamiast tego, główną (i jedyną) formą zabezpieczenia biometrycznego, jest rozpoznawanie twarzy Face ID.
Działa ono na zasadzie skanu przestrzennego 3D, wykorzystującego projektor podczerwieni, rzucający na twarz niewidoczne dla oka punkty oraz kamerę sprawdzającą głębie poprzez weryfikację położenia tychże punktów. Ma to zapewniać maksymalny poziom bezpieczeństwa.
Zdecydowanie jedną z najważniejszych zalet tego rozwiązania jest duża skuteczność niezależnie od oświetlenia. Nawet, gdy znajdujemy się w całkowitej ciemności, weryfikacja rys twarzy następuje dokładnie tak samo szybko, jak w zupełnie jasnym otoczeniu.
Poza tym, Face ID jest po prostu bardzo sprawne i wysoce bezbłędne. Odblokowanie następuje dopiero w momencie nawiązania kontaktu wzrokowego z telefonem, zatem dopóki na niego nie spojrzymy, nie pojawi się oznaczający powodzenie symbol otwartej kłódki. Sama weryfikacja twarzy następuje zazwyczaj błyskawicznie, wręcz w ułamku sekundy.
Raz na kilkanaście odblokowań zdarza się, że musimy poczekać nieco dłużej, ewentualnie nieco przybliżyć lub oddalić twarz od telefonu, ale nie jest to coś nagminnego. Co też istotne, telefon potrafi rozpoznać nas także pod pewnym kątem, zatem nie musimy trzymać go bezpośrednio przed twarzą. Nawet, gdy iPhone leży np. na biurku, wówczas wystarczy, że tylko lekko się nad nim pochylimy.



Zaplecze komunikacyjne
iPhone 17 Pro został wyposażony we wszystkie najświeższe i najbardziej zaawansowane moduły komunikacji. Na pokładzie znalazło się 5G sub-6, WiFi 7 z obsługą trzech zakresów (2.4, 5 i 6 GHz), Bluetooth 6.0, NFC, GPS, technologia Thread oraz czip ultraszerokopasmowy 2. generacji.
W kwestii sieci komórkowych, wypada dodać jeszcze o wsparciu dla połączeń głosowych VoLTE i WiFi Calling. Jest także obsługa dual SIM, realizowanego przy użyciu nanoSIM i eSIM lub dwóch eSIM, bowiem iPhone’y 17 na rynek europejski w dalszym ciągu mają slot na fizyczną kartę.
Niestety – nad czym osobiście ubolewam – w dalszym ciągu brakuje wsparcia dla jakiegokolwiek zaawansowanego kodeku audio Bluetooth, który oferowałby wyższą rozdzielczość dźwięku w połączeniu ze słuchawkami.
Najważniejsze jest jednak to, że o ile w zeszłym roku narzekałem na modem komórkowy w iPhonie 16 Pro Max (problemem była mała czułość na zasięg), tak iPhone 17 Pro spisuje się już bez większych zarzutów. Wszystkie moduły łączności działają w pełni poprawnie, jakość połączeń telefonicznych jest wysoka, a prędkości internetu nie odstają od normy.

Głośniki i haptyka
Już od dłuższego czasu jakość głośników i wibracji w nowych iPhone’ach stanowi naprawdę godny pochwał aspekt. Dokładnie tak samo jest też i tym razem. iPhone 17 Pro został wyposażony w głośniki stereo, które – znowu – grają absolutnie fantastycznie.
Dźwięk wydobywa się z nich stuprocentowo symetrycznie, jest bardzo donośny i krystalicznie czysty, nawet przy maksymalnych zakresach głośności. Brzmienie jest soczyste, nie brakuje mu słyszalnego, dobrze rezonującego basu, bliskiego środka oraz odpowiednio wyeksponowanych, ale łagodnych sopranów.
Kapitalnie wypada też generowanie głębi i przestrzenności dźwięku, zwłaszcza w treściach Dolby Atmos, bowiem wsparcia dla tego formatu również tu nie zabrakło. Bezapelacyjnie to jedne z najlepszych głośników wśród wielu flagowych smartfonów.
Do haptyki także nie mogę się przyczepić. Czuć, że Apple znów zastosowało wysokiej jakości silnik wibracyjny, bowiem te są odpowiednio silne, a przy tym wysoko zróżnicowane, zależnie od tego, jakie powiadomienie mają ogłaszać.




Czas pracy iPhone’a 17 Pro
Dochodzimy do kolejnej kwestii, która budzi we mnie bardzo mieszane odczucia – niby jest dobrze, ale z drugiej strony nie aż tak, jak mogłoby (i powinno) być.
iPhone 17 Pro w wersji na nasz rynek został wyposażony w akumulator o pojemności 3988 mAh. Przy tym, warto zaznaczyć, że w przypadku wariantu dostępnego głównie w Stanach Zjednoczonych, pozbawionego slotu na kartę SIM, bateria jest większa i ma 4252 mAh.
I, choć pojemność na papierze nie zawsze stanowi odzwierciedlenie realnego czasu pracy, to jednak flagowy, kosztujący kilka tysięcy smartfon, aż prosi się o większe ogniwo. Ale może jednak iPhone 17 Pro radzi sobie lepiej niż się wydaje? I tak, i nie.
Już na wstępie musicie wiedzieć, że nie jest to smartfon, który potrafi wytrzymać więcej niż jeden dzień bez ładowania, bo sporo baterii traci leżąc bezczynnie. Przykładowo – w dniu, w którym sięgałem po niego naprawdę sporadycznie (około 2,5 h na włączonym ekranie), o północy i tak miał już tylko 37%, co nijak nie wystarczyłoby na pociągnięcie użytkowania następnego dnia.
Z reguły, telefon odłączony rano o godzinie 8:00, był w stanie wytrzymać co najmniej do 20:00 przy intensywniejszym użytkowaniu lub dużej ilości 5G. Z kolei, gdy więcej korzystałem z niego na WiFi, był w stanie pociągnąć do 22:00-23:00, ale wówczas i tak kończył dzień najwyżej z 10% zapasu baterii.
iOS nie jest zbyt pomocny w liczeniu czasu włączonego ekranu, bo statystyki te – po pierwsze – rozjeżdżają się lekko z danymi z raportu czas przed ekranem, a po drugie, resetują się o północy, zamiast wraz z końcem cyklu baterii. Niemniej jednak, korzystając prawie stuprocentowo z WiFi, mogłem liczyć na SoT wynoszący do 7-7,5 h, w trybie mieszanym było to około 6,5 h, a przy przeważającym użyciu 5G absolutnym maksem było 5 h.










Absolutnie nie mogę powiedzieć, by były to złe wyniki, bo są one zupełnie dobre, ale jeśli nastawiamy się, że iPhone 17 Pro wytrzyma nam dłużej niż jeden dzień, możemy się rozczarować.
W tym roku Apple zdecydowało się na lekkie podniesienie mocy ładowania nowych iPhone’ów. Choć nie jest podawane dokładnie, ile maksymalnie są one w stanie przyjąć, to sugerowane jest stosowanie zasilacza o mocy 40 W lub wyższej. Ładowanie do 50% ma trwać 20 minut, podczas gdy w poprzedniku było to 30 minut.
I, rzeczywiście, korzystając z uniwersalnego adaptera PD 100 W, na uzyskanie 50% potrzebowałem równo 20 minut, natomiast po 30 minutach telefon wskazywał 64%. Po upływie godziny było to 90%, natomiast pełne naładowanie zajmowało dokładnie godzinę i 20 minut. O ile więc pierwsza połowa baterii uzupełnia się szybko, tak wynik końcowy szału nie robi.
iPhone 17 Pro wspiera też ładowanie MagSafe o mocy do 25 W (ma osiągać 50% w 30 minut) oraz alternatywnie bezprzewodowe magnetyczne w standardzie Qi2, również z mocą 25 W. Ponownie zabrakło zwrotnego indukcyjnego oddawania energii, jest za to przewodowe.




Jakie zdjęcia robi iPhone 17 Pro?
Pod kątem możliwości fotograficznych, doszło tutaj do jednej większej zmiany, która – tak na dobrą sprawę – spokojnie mogła nastąpić już w poprzednim modelu. Ale po kolei.
Do dyspozycji mamy trzy aparaty. Dwa pierwsze są takie same, jak w szesnastkach Pro. Główny aparat ma 48 Mpix, przysłonę f/1.78 i stabilizację Sensor Shift OIS, ultraszeroki kąt to również 48 Mpix (f/2.2) o polu widzenia 120° z autofocusem.
Nowy jest peryskopowy teleobiektyw, bo jego rozdzielczość jest teraz wyższa i wynosi 48 Mpix, zamiast 12 Mpix jak w poprzedniku. Oferuje on 4-krotne zbliżenie optyczne i 8-krotne hybrydowe. Trudno oprzeć się wrażeniu, jakby Apple trochę na siłę czekało z tą zmianą, by nie wystrzelać się jednorazowo ze wszystkich nowości już w ubiegłym roku.
Niemniej jednak, nareszcie mamy zestaw trzech oczek o tak samo wysokiej rozdzielczości. Co równie istotne, iPhone 17 Pro umożliwia robienie zdjęć w 24 Mpix wszystkimi trzema (poza makro) i opcja ta jest domyślnie włączona. Możemy oczywiście obniżyć rozdzielczość do 12 Mpix, ale zdecydowanie warto pozostawić wyższą.
I, generalnie, jakość zdjęć jest naprawdę bardzo, bardzo dobra, ale – po pierwsze – nie widać przesadnego przeskoku względem poprzednika, a – po drugie – to znów nie jest poziom tak rewelacyjny, by iPhone 17 Pro w jakimkolwiek aspekcie był bezwzględnie lepszy od konkurencji.
Całościowo, fotki cechują się dość naturalną, ale nie wypraną kolorystyką, bardzo fajną plastyką i szeroką rozpiętością tonalną. Świetnie wypada spójność barw, bowiem z reguły każdy z trzech obiektywów robi zdjęcia w wysoce zbliżonej kolorystyce.
































Główny aparat spisuje się naprawdę bardzo dobrze. Szczegółowość zdjęć stoi na wprost świetnym poziomie. Autofocus jest szybki, ostrość w większości przypadków łapana jest w punkt, choć czym bliżej do obiektu, tym trudniej z ostrzeniem. Bokeh za pierwszym planem wygląda ładnie, choć jeszcze nie aż tak świetnie, jak u konkurencji z większymi sensorami. Niemniej jednak, trudno bezwzględnie narzekać na to, jak wygląda finalny obrazek, bo – plastycznie – jest on po prostu ładny.
Obiektyw ultraszerokokątny stoi obok głównego obiektywu niemalże jak równy z równym. Wykonanym z jego pomocą zdjęciom nie brakuje odpowiedniej ilości szczegółów, jasności i rozpiętości tonalnej. Na ogół nie widać nieostrości na brzegach kadru, choć w gorszym oświetleniu czasem da się dopatrzeć lekkie zaszumienie w ciemniejszych punktach.
Teleobiektyw wreszcie nie odstaje od pozostałych oczek w kwestii ilości detali na zdjęciach, co miało miejsce w ubiegłym roku. Uważam też, że zmniejszenie wartości zoomu optycznego z 5x w poprzedniku do 4x jest bardzo dobrym posunięciem, bo dzięki temu mniejsza jest dziura pomiędzy obiektywem głównym i telefoto podczas przybliżania. Nie mam też zastrzeżeń co do jakości zdjęć wykonanych z 4-krotnego zbliżenia – mają one bardzo dużo szczegółów.
Maksymalne zbliżenie wynosi do 40 razy i – będąc szczerym – w tym wypadku w zupełności ono wystarczy. Nie mamy do czynienia z przesadnie skutecznymi algorytmami odzyskiwania detali, choć i tak spisują się lepiej niż w poprzedniku. W efekcie, mimo iż widzimy, że po zrobieniu fotki następuje przetwarzanie, na zdjęciach z przybliżeniem 40x w dalszym ciągu widać spore zaszumienie.
Mogłoby to wyglądać nieco lepiej, ale – koniec końców – finalne zdjęcie jest wystarczająco czytelne. Nawet ewentualne napisy drobniejszą czcionką np. na tablicy da się odczytać, choć z trudem. Trudno oprzeć się wrażeniu, że konkurencja potrafi to robić lepiej.

























Niestety, wciąż nie jest to taki teleobiektyw, który sprawdziłby się do zdjęć makro, tudzież po prostu fotek mniejszych obiektów z odległości. Z reguły zupełnie nie radzi sobie z ostrzeniem na pojedyncze elementy kadru (np. rośliny) i próba zrobienia takiego zdjęcia często powoduje, że aparat samoczynnie przełącza się z teleobiektywu na cyfrowy zoom z głównego oczka.





No i zdjęcia nocne. Tu do dyspozycji mamy oczywiście dedykowany tryb, którego aktywacja następuje z automatu w chwili, gdy oprogramowanie uzna to za konieczne. Jeśli chcemy, możemy go wyłączyć, klikając ikonę księżyca w górnej części interfejsu. Poprzez ponowne tapnięcie tej samej ikonki można też ręcznie wymusić tryb nocny, z dodatkowo wydłużonym naświetlaniem.
Kadry ustrzelone po zmroku wyglądają po prostu dobrze. Fotki w dużej mierze można określić jako wyglądające naturalnie. Czas naświetlania jest dobrze kontrolowany, przez co nie mamy wrażenia sztucznego rozjaśnienia całej scenerii. Bywa również i tak, że mamy wrażenie, jakby na danym zdjęciu brakowało jednak odrobinę dłuższego naświetlania, bo poszczególne elementy kadru są aż za ciemne.
Niekiedy zdarza się też, że końcowy obrazek sprawia wrażenie nieco pozbawionego detali, a źródła światła, zamiast zostać lekko przygaszone, są wręcz przepalone i wyglądają jak zlewająca się jasna plama. Nie pojawia się to na szczęście na każdym zdjęciu i we wszystkich warunkach.
































A jak iPhone 17 Pro wypada na tle swoich konkurentów? Nie omieszkałem tego sprawdzić – w recenzji Huawei Pura 80 Ultra znajdziecie dość obszerne porównanie zdjęć ze wspomnianego flagowca Huawei, iPhone’a 17 Pro oraz Pixela 10 Pro XL i Vivo X200 Pro.
Zazwyczaj kwestii selfie poświęcam około jedno zdanie, ale w tym wypadku należy się parę słów więcej. Na froncie iPhone’a 17 Pro znalazł się aparat Center Stage o rozdzielczości 18 Mpix. Wyróżnia go to, że z racji nietypowej budowy sensora, pozwala robić poziome zdjęcia także wtedy, gdy trzymamy telefon pionowo.
Przednia kamera ma również funkcję w centrum uwagi, która pilnuje położenia naszej twarzy i w momencie, gdy zaczynamy uciekać ze środka kadru, ta automatycznie przesuwa obraz, by – na ile to możliwe – nas wyrównać. Oprócz tego, jeśli aparat wykryje, że w kadrze znajduje się więcej osób, może on samodzielnie przełączyć się z pozycji pionowej do poziomej tak, by zmieścić wszystkich.
I, generalnie, selfie z iPhone’a 17 Pro wyglądają po prostu bardzo dobrze. Barwa skóry pozostaje zbliżona do naturalnej, podobnie jak kolorystyka reszty scenerii, jasne punkty nie są przepalone, a twarz jest w punkt wyostrzona.








No i wideo, czyli coś, co niezmiennie od dłuższego czasu stanowi jeden z najmocniejszych aspektów iPhone’ów z linii Pro. Podobnie jak poprzednik, iPhone 17 Pro umożliwia nagrywanie w rozdzielczości 4K, nawet przy 120 klatkach na sekundę, przy czym wówczas możemy użyć tylko głównego obiektywu.
Na szczęście po wyborze 4K 60 kl./s zyskujemy już pełny dostęp do wszystkich trzech ogniskowych, wraz ze swobodnym przełączaniem między nimi podczas kręcenia. W każdym wypadku można włączyć również 10-bitowy zakres dynamiczny, czyli Dolby Vision HDR.
Nowością w zakresie wideo jest możliwość nagrywania w profesjonalnym formacie ProRes RAW, który jest maksymalnie zoptymalizowany pod kątem montażu, szczególnie w zakresie korekcji kolorów. Plik taki zawiera bowiem wszystkie informacje zebrane bezpośrednio z kamery podczas kręcenia, bez żadnej wstępnej obróbki przez oprogramowanie. iPhone 17 Pro pozwala też nagrywać w szerszym gamucie barw Apple Log 2 i wspiera technologię Genlock.
No dobrze, a jaka jest sama jakość wideo? Absolutnie rewelacyjna, bez dwóch zdań. Stabilizacja działa kapitalnie, autofocus jest błyskawiczny i celny, podobnie jak reakcja na zmiany ekspozycji. Niezmienne świetne jest też to, że przejście między obiektywami podczas sterowania zoomem następuje bardzo płynnie.
Podsumowanie
Przyznaję, że mam nieco mieszane odczucia. Z jednej strony, iPhone 17 Pro to sumarycznie naprawdę bardzo dobry smartfon, bo w zasadzie nie ma żadnego, kategoryczne złego, zupełnie przekreślającego go aspektu, a co najwyżej takie, które mogłyby być lepsze. Nie ma też jednak choćby jednego kluczowego elementu, który byłby na tyle świetny, by móc powiedzieć, że wypada stanowczo lepiej od konkurencji.
Wyświetlacz jest świetny, a wydajność nienaganna, podobnie jak kultura pracy. Głośniki grają fantastycznie, z kolei czas pracy wypada dobrze, ale konkurencyjne smartfony potrafią działać jeszcze dłużej i ładować się znacznie szybciej. Aparat robi bardzo dobre zdjęcia, ale – ponownie – nie brak smartfonów, które w aspekcie fotografii wypadają lepiej od iPhone’a 17 Pro.
Co do wad – wspomniałem już, że ładowanie wciąż jest wolne, Apple Intelligence nadal nie działa, i coś czuję, że jeszcze prędko nie zadziała (o ile kiedykolwiek to nastąpi) w języku polskim, a nowa obudowa (pomijając kwestię wyglądu), mimo że jest solidna, to powoduje, że telefon piekielnie wyślizguje się z ręki. Nieprzesadnie bardzo lubię się też z iOS 26, choć to akurat aspekt mocno subiektywny.
Uważam jednak, że iPhone 17 Pro ma inny, znacznie poważniejszy problem. Jest nim… jego brat, iPhone 17, który stanowi wreszcie na tyle udany podstawowy model, że dla wielu osób wybór o prawie 2000 złotych droższego wariantu Pro może okazać się bezsensownym posunięciem. W zasadzie jedynym, kluczowym argumentem, który realnie może przemawiać na korzyść modelu Pro, są jego ogólnie szersze możliwości foto i wideo (te drugie w szczególności) i obecność teleobiektywu, którego podstawowa siedemnastka nie ma.









