Recenzja P30 Pro po miesiącu – wszyscy skupiają się na aparacie… a co z resztą?

Od premiery Huawei P30 Pro zdążył już minąć miesiąc. Przez ten czas zdążyłam poznać ten produkt wystarczająco dobrze – żeby nie powiedzieć, że na wylot. To dobry moment, by podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami, tym bardziej, że pojawia się sporo pytań o to kiedy wreszcie wrzucę test najnowszego flagowca Chińczyków. Oto jest! Zapraszam do zapoznania się z recenzją P30 Pro mojego autorstwa.

Specyfikacja techniczna Huawei P30 Pro:

Cena w momencie publikacji recenzji: 4299 złotych za 8 GB RAM / 256 GB i 3799 złotych za 6 GB RAM / 128 GB

Wzornictwo, jakość wykonania

Bardzo dużo korzystałam z poprzedniego flagowca Huawei, Mate 20 Pro, przez co podczas użytkowania P30 Pro siłą rzeczy porównywałam oba modele do siebie. I pierwsza rzecz, jaką poczułam, była różnica w szerokości telefonów. Mate 20 Pro jest węższy, przez co dużo wygodniej leży w dłoni – do szerszego P30 Pro musiałam się trochę przyzwyczaić. To subtelna różnica, która jednak przekłada się na komfort użytkowania urządzenia w dłuższej perspektywie czasowej.

Jeśli natomiast weźmiemy pod uwagę warstwę czysto wizualną, tutaj pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, jest solidnie wystający ponad obudowę moduł aparatu. Całe szczęście, że gumowe etui jest na tyle dobrze spasowane, że odpowiednio chroni nie tylko tył smartfona, ale także jego wystający element. A propos obudowy, w udziale przypadła mi najładniejsza (moim zdaniem) wersja kolorystyczna, tj. bursztynowa. W Polsce jej dostępność jest bardzo mocno ograniczona, można ją znaleźć wyłącznie w sklepie Huawei, który ulokowany jest w warszawskiej Arkadii. Na wolnym rynku i u operatorów znajdziemy jedynie pozostałe wersje kolorystyczne – czarną, opal i aurora niebieską. Co ważne, każda z nich jest na tyle inna, że powinniście móc wybrać taką, która akurat Wam przypadnie do gustu. Nie ukrywajmy, że kolor ma spore znacznie podczas podejmowania decyzji zakupowej.

Co do samego designu trudno mieć większe zastrzeżenia. Jest minimalistyczny, schludny i jednocześnie elegancki. Zdecydowanie może się podobać. Dodatkowego smaczku dodają tu nietypowo ścięte na płasko krawędzie górna i dolna – podobny zabieg zastosowało Oppo w modelu RX17 Pro. Ciekawie komponuje się to z zaobloną obudową i zakrzywionym ekranem, który – co od razu zaznaczę – oczywiście nie każdemu będzie odpowiadał ze względu chociażby na refleksy światła.

Biorąc pod uwagę samą ergonomię użytkowania P30 Pro – jest dobrze. Sam telefon jest sporych rozmiarów, więc trzeba się przyzwyczaić do tej wielkości, ale wszystko jest do zrobienia. Przyciski regulacji głośności i włącznik znajdują się na odpowiedniej wysokości, dodatkowo są dobrze wyczuwalne pod palcami i nie ma problemu z ich obsługą. Podwójny slot na karty nanoSIM (2x nanoSIM lub nanoSIM + nanoSD) umieszczony jest na dolnej krawędzi tuż obok USB typu C i jednego z mikrofonów. Drugi mikrofon i port podczerwieni ulokowano na przeciwległej krawędzi, tj. u góry. Lewy bok pozostał niezagospodarowany.

Z tyłu telefonu mamy moduł aparatu głównego z diodą doświetlającą, z przodu z kolei duży, 6,47-calowy wyświetlacz z niewielkim notchem w kształcie kropli wody, do którego obecności można bardzo szybko przywyknąć. Nad wyświetlaczem znajduje się kamerka do selfie. Jak słusznie możecie teraz wywnioskować, zabrakło diody powiadomień (jest za to Always on display) i standardowego głośnika do połączeń telefonicznych – ten umieszczony jest za szkłem, dzięki zastosowaniu Acoustic Display Technology.

Podsumowując tę część, Huawei P30 Pro to świetnie wykonany smartfon, który zwraca na siebie uwagę. Można mieć obawy co do trwałości szklanej obudowy, ale po odpowiednim zabezpieczeniu maleją one wprost proporcjonalnie do solidności etui czy też obudowy. Oczywiście wystarczy jedno niefortunne zdarzenie, by ekran czy plecki zyskały pajączka, czego nikomu nie życzę. Spotkanie z wodą czy kurzem powinien przetrwać – spełnia bowiem normę odporności IP68.

Wyświetlacz

Ekran P30 Pro ma przekątną 6,47” i rozdzielczość 2340 x 1080 pikseli. Wiele osób zarzuca Huawei, że wciąż we flagowcach stosuje “tylko Full HD+”, ale spójrzmy prawdzie w oczy – przekłada się na zagęszczenie pikseli na cal na poziomie 403 punktów, co oznacza w zupełności wystarczającą i odpowiednią ostrość i czytelność wyświetlanego obrazu, a co za tym idzie – komfort użytkowania. Jasne, w bezpośrednim porównaniu z urządzeniami konkurencji z najwyższej półki przegrywa, czego warto mieć świadomość (choćby z Samsungiem Galaxy S10+), ale podczas korzystania z telefonu na co dzień nie ma to najmniejszego znaczenia. Inne parametry ekranu bez zastrzeżeń. Kąty widzenia świetne, ślizg palca po ekranie też odpowiedni – nie ma się do czego przyczepić. Nie ma też żadnych zielonych poświat, wyprzedzając Wasze ewentualne pytania nawiązujące do problemów występujących w jakiejś części Mate’ów 20 Pro.

Kto miał okazję korzystać wcześniej ze smartfonów Huawei, ten bardzo szybko odnajdzie się w dostępnych ustawieniach ekranu. Znajdziemy tu przede wszystkim opcję zmiany temperatury barwowej i trybu kolorów, rozdzielczości ekranu (FHD+, HD+ lub inteligentna) i rozmiaru czcionki, a także tryb prosty (większe ikony, prostszy interfejs) oraz ochronę wzroku, czyli nic innego jak filtr światła niebieskiego (znanego również jako tryb czytania). Oczywiście, jak to bywa w przypadku urządzeń z notchem, w ustawieniach jest też opcja jego ukrycia poprzez przyciemnienie przestrzeni po bokach “kropli wody”. Biorąc jednak pod uwagę, że aplikacje ładnie skalują się na cały ekran, nie sądzę, by była potrzeba ukrywania notcha, który w tym konkretnym przypadku jest po prostu niewielki.

Na koniec kilka słów na temat Zawsze na ekranie, czyli Always on display. Przy poprzednim flagowcu Huawei narzekałam na to, że funkcja ta jest strasznie ograniczona, a co za tym idzie – wręcz bezużyteczna. Faktem jest bowiem, że jeszcze nie tak dawno wyświetlała wyłącznie godzinę, datę i powiadomienie o mejlu z domyślnej aplikacji pocztowej. Wreszcie jednak inżynierowie Huawei poszli po rozum do głowy i zastosowali się do próśb użytkowników, którzy jednoznacznie dawali znać, że aby ta funkcja miała sens, musi wyświetlać powiadomienia ze wszystkich aplikacji. I wreszcie, po wielu długich miesiącach oczekiwania, rozszerzony Always on display faktycznie się pojawił i właśnie z takim mamy do czynienia w Huawei P30 Pro. Wspomnę jeszcze tylko, że możemy go włączyć na całą dobę lub ustawić według ustalonego harmonogramu.

Działanie, oprogramowanie

Huawei P30 Pro działa dzięki połączeniu ośmiordzeniowego procesora Kirin 980 z Mali G-76 i 8 GB RAM, nad którymi pieczę trzyma system Android w wersji 9.0 Pie z nakładką EMUI 9.1. W momencie publikacji recenzji są tu obecne poprawki bezpieczeństwa z 1 marca, co oznacza, że aktualnie w tej kwestii nie można pochwalić Huawei za bycie na bieżąco – pytanie jak długo będzie trzeba czekać na poprawki z kwietnia.

Nawigowanie po systemie jest identyczne jak w innych modelach tego producenta. Ekran główny to skróty do najważniejszych aplikacji, które można grupować w foldery. Wykonanie w dowolnym miejscu ekranu gestu przesunięcia palcem po w dół nie ściąga górnej belki systemowej, lecz uruchamia wyszukiwarkę aplikacji i kontaktów. Pierwszy ekran z lewej to z kolei moduł Google Discover z najważniejszymi newsami (mam nadzieję, że wśród nich często pokazują Wam się treści z Tabletowo ;)).

Po systemie możemy się poruszać zarówno korzystając standardowo z przycisków wstecz, Home i otwarte aplikacje, jak i za pomocą pełnoekranowych gestów (System – Nawigacja systemowa – wypróbuj gesty). Moim zdaniem druga z opcji jest wygodniejsza, a przy okazji pozwala zaoszczędzić kilka pikseli przestrzeni na ekranie, ukrywając dolną belkę.

Do samego działania P30 Pro nie mam zastrzeżeń. Jest szybko i wydajnie. Smartfon nie pozostawia złudzeń, że mamy do czynienia z modelem flagowym. Podczas tego miesiąca testów zdarzyło się tylko raz, że coś przestało działać, a był to aparat, który zawiesił się na amen – pomógł dopiero reset telefonu.

Benchmarki:

W każdej recenzji staram się wymieniać najważniejsze funkcje dostępne w interfejsie, ale momentami dla stałych Czytelników może się to wydawać nudne, bo w interfejsach niewiele się zmienia. I tu również względem choćby Mate’a 20 Pro nie zmieniło się nic. Ale jednak – by tradycji stało się zadość – oto najciekawsze z funkcji lub te, o istnieniu których po prostu warto wiedzieć:

W Huawei P30 Pro mamy wszystkie najważniejsze moduły łączności: LTE, WiFi (2,4&5 GHz), Bluetooth 5.0 i GPS – wszystkie z nich działają bez zarzutu. Z wyjątkiem GPS, który momentami potrafi się na kilka chwil po prostu zgubić. Kilkukrotnie miałam takie sytuacje, że P30 Pro pokazywał, że jadę dojazdową ulicą (np. równoległą do drogi szybkiego ruchu) lub, gdy ruszałam z miejsca postojowego, wskazywał, że jadę w przeciwnym kierunku – a nie kojarzę, by któryś z ostatnio testowanych przeze mnie model miał podobnie. Nie jest to jakoś nadzwyczaj uciążliwe, bo po kilku chwilach się odnajduje, ale w przypadku smartfona z tej półki cenowej takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. Zaznaczam też, że może to być problem wyłącznie mojego egzemplarza – nie zauważyłam, by moi technologiczni znajomi na to narzekali.

P30 Pro w testowanej przeze mnie wersji oferuje 128 GB pamięci wewnętrznej, z której dla użytkownika zostaje 110 GB (w Polsce wersja 8 GB / 128 GB nie jest dostępna). Pamięć możemy rozszerzyć jedynie za sprawą kart pamięci w formacie nanoSD, a nie standardowym microSD. Slot kart pamięci jest zmienny z nanoSIM, co oznacza, że albo korzystamy z dual SIM, albo z jednej karty SIM i opcji rozszerzenia pamięci, której i tak jest przecież pod dostatkiem (choć osoby przechowujące archiwum zdjęć na microSD zachwycone raczej nie będą).

Test szybkości pamięci systemowej (standardowo AndroBench):

Spis treści:
1. Design. Wyświetlacz. Działanie, oprogramowanie. Łączność
2. Audio. Biometryka. Czas pracy. Aparat. Podsumowanie

Audio

Biorąc pod uwagę, że P20 Pro miał głośniki stereo, podobnie zresztą jak Mate 20 Pro (choć ulokowanie drugiego w porcie USB C nie było najlepszym pomysłem…), w P30 Pro nastąpił regres. Znajdziemy tu bowiem tylko jeden głośnik – mono, umieszczony w dodatku na dolnej krawędzi, po prawej stronie USB C. A jak gra?

Jak na flagowca – zdecydowanie zbyt kiepsko. Niby jest z nim wszystko OK, bo jest i głośny i czysty, ale monofonia nie jest tym, czego oczekujemy w tej klasie sprzętu. Co więcej, zaznaczę tu z całą stanowczością – pod względem jakości audio P30 Pro nie ma najmniejszych szans w starciu np. z Samsungiem Galaxy S10+; pod tym względem sprzęt Koreańczyków wygrywa bez dwóch zdań.

Zwolennicy przewodowych słuchawek również nie będą zachwyceni. P30 Pro nie został wyposażony w 3.5 mm jacka audio. Małym, acz raczej niewystarczającym pocieszeniem jest fakt, że odpowiednią przejściówkę z USB C na 3.5 mm jacka znajdziemy w zestawie sprzedażowym w pudełku. Mnie osobiście boli to za każdym razem, a to ze względu na brak możliwości podłączenia przewodowej krawatówki (tj. mikrofonu krawatowego), która przez przejściówkę po prostu nie działa.

Trudno zatem stwierdzić, by Huawei P30 Pro był świetnym wyborem dla audiofilów czy, prościej, osób doceniających dobrą jakość audio. Jest OK, ale nic ponadto.

Biometryka

Odcisk palca, rozpoznawanie twarzy lub kod PIN – takie mamy opcje zabezpieczenia dostępu do naszego telefonu przed osobami niepowołanymi. I o ile ostatniego praktycznie w ogóle nie używam, tak z dwóch pierwszych korzystam zamiennie. Wszystko za sprawą specyfiki ich działania.

Rozpoznawanie twarzy jest wprost błyskawicznie, pod warunkiem, że jest odpowiednio dużo światła. Wystarczy spojrzeć na telefon, by ten w mgnieniu oka się odblokował. Niestety, im światła mniej, tym gorzej to działa – zwłaszcza wieczorami skuteczność tego rozwiązania pozostawia wiele do życzenia, a i szybkość działania jest dużo mniejsza niż standardowo. Wtedy z pomocą przychodzi skaner odcisków palców.

Już przy okazji pierwszych wrażeń dawałam znać, że zastosowany w P30 Pro czytnik linii papilarnych w ekranie (wciąż optyczny, a nie ultradźwiękowy) wydaje się być szybszy niż ten z Mate’a 20 Pro. I faktycznie, kolejne tygodnie testów wyłącznie to potwierdziły – skaner jest szybki i rzadko się myli. Co ważne, by zadziałał nie trzeba już na nim trzymać palca tak długo, jak we wcześniejszym modelu. Udoskonalenie tego modułu jak najbardziej na plus.

Warto w tym miejscu dopowiedzieć, że osoby dbające o prywatność mogą skorzystać z trzech funkcji, które mogą przypaść im do gustu: blokady aplikacji (dostęp do wybranych aplikacji i programów po rozpoznaniu użytkownika), sejf (wybrane foldery chronione hasłem) i przestrzeń prywatna (można ją określić jako osobne konto na telefonie, gdzie można mieć zupełnie inne aplikacje i programy niż na głównym; dostęp do niego możliwy jest przez przyłożenie do skanera odpowiedniego palca – innego niż dedykowany do głównej przestrzeni).

Akumulator

We flagowcach bardzo często słabym ogniwem jest nomen omen właśnie ogniwo, a konkretnie jego czas działania na jednym ładowaniu. Muszę jednak przyznać, że w przypadku najwyższych modeli Huawei w większości nie trzeba się tej kwestii szczególnie obawiać. Podobnie jest zresztą w modelu P30 Pro, w którym umieszczony został akumulator o pojemności 4200 mAh. Podczas ostatniego miesiąca nie dał mi odczuć, że ma jakiekolwiek kompleksy.

Czas pracy uzyskiwany przez Huawei P30 Pro jest jego dużą zaletą. Korzystając z telefonu z WiFi, czas włączonego ekranu (tj. SoT) dobijał do 8 godzin. Przełączając się na LTE czas ten malał do 4-5,5 godziny w terenie, gdzie jasność ekranu była zbliżona do maksymalnej, ale potrafił też wynieść 7 godzin w pomieszczeniach bez dostępu do WiFi, gdy skupiałam się głównie na tak zwanej pracy biurowej, a wyświetlacz miał jasność maksymalnie w połowie skali.

W moich rękach P30 Pro wytrzymywał dzień intensywnego użytkowania, co oznacza, że mniej wymagający użytkownicy będą mogli z niego korzystać przez dwa dni. Zresztą, możecie przejrzeć poniższe screenshoty zrobione przeze mnie w ostatnich tygodniach, by przekonać się, jak zachowuje się bateria P30 Pro podczas użytkowania. Ciemny motyw miałam włączony tylko jeden dzień, stąd tylko jeden z nich jest ciemny – nie bądźcie zdziwieni.

Do telefonu w zestawie dodawany jest zasilacz 40 W, który ładuje P30 Pro w niecałą godzinę. Oczywiście trzeba też pamiętać, że telefon ten obsługuje ładowanie indukcyjne, dzięki czemu można go ładować również bezprzewodowo (co bardzo doceniam mając od niedawna stosowny powerbank – brak konieczności posiadania przy sobie odpowiedniego kabla jest rewelacyjny).

Aparat

Aparat w Huawei P30 Pro to temat rzeka… Ale tak naprawdę najwięcej uwagi wymagają dwie kwestie: zoom i tryb nocny. Pozwólcie, że zacznę od tego pierwszego.

P30 Pro oferuje 5-krotny zoom optyczny, dzięki zastosowaniu peryskopowej konstrukcji, 10-krotny zoom hybrydowy i aż 50-krotny zoom cyfrowy. Czego trzeba mieć świadomość to fakt, że stała ogniskowa (125 mm) sprawia, że zoom od 1.1 do 4.9x jest cyfrowy, a dopiero 5-krotny jest faktycznie bezstratny. I o ile nie mam wątpliwości, że 5-krotny zoom wygląda świetnie, tak o większych wartościach nie można powiedzieć tego samego. Przy 10-krotnym zoomie już widać pogorszenie jakości i ostrości zdjęć, z kolei 50-krotny, choć bez wątpienia imponujący, to już chwyt marketingowy – raz, że jego ustabilizowanie jest graniczące z cudem (oczywiście jeśli nie mamy pod ręką statywu), a dwa – te zdjęcia do niczego się nie nadają i nawiązują do malarskiego nurtu imprezjonizmu ;). Na temat trybu księżyc pozwólcie, że wypowiadać się nie będę, ale sygnalizuję go i odsyłam do tekstu Karola.

Tryb nocny to inna bajka. Właściwie nie bez powodu aparat modelu P30 Pro wywołał dyskusję na temat tego, czym powinna być mobilna fotografia. Czy powinna charakteryzować się wiernością oddania tego, co widzi ludzkie oko czy jednak oferować coś więcej i umożliwiać zobaczenie tego, czego człowiek już nie jest w stanie dostrzec? Już z tego zdania możecie wysnuć wniosek: Huawei P30 Pro jest królem mobilnej fotografii, gdy rozmawiamy o fotografowaniu nocą. To, co momentami wyprawia jego aparat, przechodzi ludzkie pojęcie. Nie zawsze jednak efekt ten się podoba – zdjęcia w trybie nocnym stają się dużo jaśniejsze niż w automatycznym (z wywołanym trybem nocnym), przez co nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Niemniej – możliwości aparatu nocą są po prostu imponujące.

To, co ze zdjęciami robi tryb portretowy, również może się podobać. Osoby na pierwszym planie ładnie są odseparowane od tła – odnoszę wrażenie, że dużo lepiej niż w przypadku P20 Pro.

A selfie? Wedle reguły: dobre światło – dobre zdjęcie, mniej światła – jakość dużo gorsza.

Do tego wszystkiego w interfejsie aparatu mamy sporo różnych trybów (panorama, czarno-białe, obiektyw AR, malowanie światłem, HDR, tryb poklatkowy, ruchome zdjęcie, filtry, naklejki, dokumenty, pod wodą oraz świetny tryb supermakro) oraz oczywiście tryb profesjonalny, który pozwala nam ustawić ISO do 409600 (!).

Poniżej macie jeszcze trochę zdjęć porównawczych z Samsungiem Galaxy S10+, który niedawno dostał w aktualizacji tryb nocny. Wszystkie fotografie znajdziecie w tym wpisie, poniżej wyłącznie wybrane:

Zatrzymajmy się jeszcze chwilę przy TOF. Zadaniem tego sensora jest mierzenie odległości między telefonem a obiektami znajdującymi się przed nim – przydatny zwłaszcza w zdjęciach portretowych. Huawei zapowiadał, że wykorzysta go również jako narzędzie do mierzenia przedmiotów rzeczywistych, ale stosowna aplikacja wciąż nie pojawiła się na egzemplarzu testowym. Dosłownie kilka dni temu sieć obiegła informacja, że najnowsza wersja oprogramowania, która pojawia się na P30 Pro w formie aktualizacji, wprowadza nie tylko kwietniowe poprawki bezpieczeństwa, ale również, między innymi, program AR Measure. Niestety, u mnie jeszcze go nie ma.

Huawei P30 Pro nagrywa wideo w maksymalnej jakości 4K, ale tylko 30 kl./s. Tak się składa, że na ostatnią premierę Oppo poleciałam bez aparatu, który musiał zostać w Warszawie i całą krótką relację nagrałam właśnie testowanym telefonem. Możecie tutaj zauważyć, jak radzi sobie w nieszczególnie dobrych warunkach oświetleniowych. Od siebie dodam jedynie, że miewa problemy z wyostrzaniem obiektów znajdujących się blisko obiektywu, przez co potrafią wystąpić przeostrzenia, a sama jakość w gorszym świetle jest OK, ale bez szału. Stabilizację oceniam całkiem pozytywnie i choć Huawei raczej nie słynie pod tym względem, tak w P30 Pro jest już dużo lepiej.

Tym, czego brakuje mi podczas nagrywania wideo w P30 Pro, jest tryb profesjonalny, ale prawda jest taka, że mało który smartfon takowy oferuje. W zamian mamy jednak ciekawsze – z punktu widzenia typowego Kowalskiego – tryby: kolor AI, rozmycie tła, retro, napięcie, świeży oraz Slow Motion 960 fps w HD (720 p).

Podsumowanie

Czy ja już kiedyś mówiłam, że strasznie nie lubię podsumowań? W tych kilku zdaniach trudno jest zawrzeć wszystko tak, by miało ręce i nogi, i byście czegoś opacznie nie zrozumieli – zwłaszcza, gdy skupiacie się głównie na ostatnim akapicie, pomijając czytanie pełnej treści recenzji (a wiem, że sporo osób tak robi). Spróbujmy jednak zebrać w jednym miejscu najważniejsze informacje na temat Huawei P30 Pro.

Chciałabym napisać, że P30 Pro to smartfon kompletny, ale… to by było kłamstwo. Niewątpliwie jednak jest to sprzęt, który dla wielu stanie się obiektem pożądania, a mnie wcale nie będzie to dziwiło. Wszystko za sprawą tego, że aktualny flagowiec Huawei łączy w sobie trzy najważniejsze cechy: świetny wyświetlacz, rewelacyjny aparat i baterię o zaskakująco dobrym czasie pracy na jednym ładowaniu. Gdy do tego dodamy szybkie ładowanie i ładowanie bezprzewodowe, praktycznie niezawodny czytnik linii papilarnych i nieco bardziej zawodne rozpoznawanie twarzy, dual SIM, IP68 i doprawdy przepiękny design – otrzymujemy sprzęt, obok którego bardzo trudno przejść obojętnie. Sprzęt, który przekracza bariery mobilnej fotografii i udowadnia, że firma Huawei, której nikt jeszcze jakiś czas temu raczej nie podejrzewał o wprowadzanie innowacji – zwłaszcza w tej dziedzinie – potrafi sporo namieszać na rynku smartfonów.

No dobrze, ale czy jest coś, co mnie rozczarowało w P30 Pro? Tak mocnego słowa użyję wyłącznie w stosunku do jednej kwestii: głośnika. W mojej opinii nie oferuje flagowej jakości dźwięku, a sam fakt, że jest mono (zwłaszcza, gdy poprzednik oferował stereo), jest mało śmiesznym żartem.

Za to do wad zaliczę to, czego w Huawei P30 Pro mi brakuje – a kilka takich rzeczy się znalazło. Nie ma 3.5 mm jacka audio, nie ma też diody powiadomień (którą w pewnym sensie zastępuje Always on display) i nagrywania wideo w 4K 60 kl./s. Z innych rzeczy, które mogą przeszkadzać, warto wymienić slot kart nanoSD zamiast standardowego microSD, zakrzywiony ekran, który nie każdemu przypadnie do gustu (jednak refleksy świetlne dają o sobie znać) oraz znacznie wystający z obudowy moduł aparatu. Szkoda też, że bursztynowa wersja kolorystyczna jest bardzo limitowana, ale trudno traktować to jako wielką wadę testowanego telefonu.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o moje wrażenia z użytkowania Huawei P30 Pro. Podzielcie się swoją opinią w komentarzach! Jak zawsze są do Waszej dyspozycji.

Spis treści:
1. Design. Wyświetlacz. Działanie, oprogramowanie. Łączność
2. Audio. Biometryka. Czas pracy. Aparat. Podsumowanie

Exit mobile version