Recenzja Evil West, czyli Dziki Zachód po polsku

evil-west-gameplay-miasteczko

W ubiegłym tygodniu miałem przyjemność grać w Evil West i, w przeciwieństwie do niektórych, innych produkcji, jakie wyszły w ostatnim czasie, naprawdę była to przyjemność. Jakie jest Evil West i czy na każdym rogu dzikiego zachodu faktycznie czeka na nas zło?

Dziki Zachód w polskim wydaniu

Evil West to produkcja studia Flying Wild Hog. Polska firma z Warszawy ma na koncie m.in. Hard Reset czy Shadow Warrior. Teraz do tego grona dołączy kolejna produkcja skierowana na PC oraz konsole. Evil West swoją premierę będzie miało we wtorek, 22.11.2022. Co ciekawe, gra zostanie wydana w naprawdę przystępnej cenie, ale do tego jeszcze wrócimy niżej.

Czym jest samo Evil West? To produkcja osadzona w alternatywnej wersji Dzikiego Zachodu. Będąc szczerym trudno jest mi to umiejscowić w konkretnych ramach czasowych, ale Michael Faraday na pewno byłby dumny z tego, jak Jessiemu Rentierowi udało się okiełznać prąd. W naszym arsenale znajdziemy jednak więcej rzeczy, ponieważ korzystać można także z kuszy, strzelby czy miotacza płomieni.

Nie ma miejsca na nudę

Jako gracz dobrze znam schemat produkcji AAA, gdzie zanim akcja porwie nas w główny nurt, najpierw przez pół godziny się powoli rozkręca, żeby pokazać nam różne rzeczy. Twórcy Evil West postanowili jednak uderzyć w nieco inne tony i chwała im za to. Na Dzikim Zachodzie nie ma miejsca na nudę i już od pierwszych minut można się nieźle wkręcić w rozgrywkę, ponieważ od samego początku jesteśmy rzuceni w wir walki.

Na początku trudno połapać się, o co chodzi w całej grze i czemu w zasadzie ścigamy te wszystkie bestie – w końcu żyją sobie na bezludziu, gdzie nikogo nie ma. Dopiero w późniejszych etapach rozgrywki dochodzimy do momentu, gdy wszystkie puzzle zaczynają się składać w jedno.

Teoretycznie już od samego początku chronimy Amerykę przed złem, ale tak naprawdę niezbyt to czułem – prawie wszystkie odwiedzane lokacje były wolne od ludzi, a zamieszkałe przez bestie.

Marian, tu jest jakby filmowo

Naprawdę mocnym punktem Evil West są przerywniki filmowe, których jesteśmy świadkami co chwilę. Na szczęście są one zrobione z pomysłem oraz dopracowane i dzięki temu „płyniemy przez historię”. Pod tym kątem nie ma się do czego przyczepić. Szczególnie że graficznie stoją one na wysokim poziomie. Flying Wild Hog nie ma aż tak dużego budżetu, jak inne firmy deweloperskie z całego świata, a i tak przygotowało nam dopracowaną, pod kątem fabularnym i filmowym, produkcję.

W tym aspekcie jedyna rzecz, do której można się przyczepić, to budowanie klimatu czy immersja. Kilka razy zdarzyło mi się, że mam poważną, cichą rozmowę w gabinecie, a tuż po skończeniu przerywnika filmowego teleportuje się obok baru, gdzie orkiestra gra w najlepsze – no nie tak to powinno wyglądać.

Polska pięknymi obrazkami stoi

Polskie produkcje słyną z tego, że graficznie wyglądają niesamowicie okazale. Tak było chociażby w przypadku Wiedźmina 3, Cyberpunka 2077 i tak samo jest także w Evil West. Pod kątem graficznym jest bardzo dobrze. Naprawdę Flying Wild Hog pokazuje, że można robić fajne gry bez budżetu idącego w dziesiątkach milionów dolarów – dobra robota, Polacy! Być może nie jest to ultra realistyczna grafika, ale dzięki zastosowanemu stylowi, raz, że będzie się ona wolniej starzeć, a dwa – jest naprawdę przyjemna dla oka.

Niełatwą sztuką było także odpowiednie zoptymalizowanie gry. Pod tym kątem nie można wiele zarzucić Flying Wild Hog, chociaż jeden aspekt mogliby poprawić i miejmy nadzieje, że zrobią to w patchu po premierze – w grze nie ma wielu interaktywnych elementów, ale jednym z nich są łańcuchy. Po ich zrzuceniu animacja mocno klatkuje. Nie jest to nic strasznego czy też utrudniającego grę, ale jednak rzuca się w oczy i to mały kamyczek do ogródka producentów. Niestety, nie jedyny.

Gra jest liniowa do bólu i ma trochę błędów…

W erze gier RPG z otwartym światem czy nawet kampanii w Call of Duty, gdzie pomimo tego, że mapy były zamknięte, to i tak pozwalały na różne podejście do rozgrywki, produkcja tak liniowa, jak Evil West, potrafi irytować. Liniowość tego tytułu wiele razy mnie zdążyła zdenerwować i szkoda, że Flyling Wild Hog podeszło do tego tematu właśnie w taki sposób, ponieważ gra miała potencjał na mocne 8.5, a być może nawet 9 na 10 – a tak pozostaje niesmak.

Na Dzikim Zachodzie nie da się obejść rywala czy wybrać np. jedną z trzech proponowanych przez producentów ścieżek – nie, ta jest tylko jedna i to właśnie nią musimy podążać.

Co więcej, kolejnym zarzutem w stronę deweloperów jest fakt, że Evil West ma trochę błędów. Nie raz zdarzyło mi się, że moja postać zablokowała się w teksturze i nie mogłem się ruszyć – a boss bił mnie „po mordzie” w najlepsze… (raz nawet wylądowałem pod mapą, a innym razem, stojąc w miejscu, grę scrashowało i wyrzuciło mnie do pulpitu).

Obrazki może i ładne, ale liniowość produkcji jest przesadna aż do bólu…

Absurdy w polskim wykonaniu, czyli Panie, kto to Panu tak…

W Evil West jest naprawdę trochę absurdów, na które trudno przymknąć oko. O co dokładnie chodzi? Wyobraźcie sobie sytuację, w której Jessie Rentier potrafi miażdżyć głowy bestii i walczyć z kilkoma groźnymi typami spod latarni na raz, a nie może rozwalić kawałka drewna – zamiast tego musi obejść trasę dookoła. Podobnych absurdów jest naprawdę sporo i dziwię się, że na etapie projektowania nikt się nie pochylił nad tym nieco bardziej.

Do tego nie do końca odpowiada mi żwawość Jessiego Rentiera. Jasne, nie jest to łowca pierwszej młodości, a gość, któremu bliżej niż dalej do 40. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że w walce można było wykorzystać to, co robi w oskryptowanych miejscach. Zamiast tego rusza się, jak mucha w smole i ogólnie sprawia wrażenie mocno ociężałego.

Pełen arsenał broni

W ręce graczy oddano pełen arsenał broni, z których mogą korzystać bez przeszkód. Zaczynamy od rękawicy i boksowania się z rywalami, ale im dalej w las, tym więcej zabawek dostaniemy w nasze ręce. Na koniec gry korzystałem już z:

Lista robi wrażenie, szczególnie że przełączanie pomiędzy nimi nie stanowi problemu i w walce możemy korzystać ze wszystkiego. W zasadzie najskuteczniejszy sposób pokonywania rywali, to ciągłe mieszanie dostępnych broni i korzystanie z całego arsenału. Tak całkiem szczerze, to walka jest widowiskowa i jest to chyba najmocniejszy punkt tej produkcji, ale byłoby lepiej, gdy Rentier potrafił skakać nie tylko raz na dwie godziny gry.

https://www.tabletowo.pl/wp-content/uploads/2022/11/evil-west-recka.mp4
źródło: tabletowo.pl

Trup ścieli się gęsto

Przemierzając Evil West odwiedziłem różne krainy. Były to typowe miasteczka z Dzikiego Zachodu, zielone, górskie krainy, ośnieżona ukryta baza czy wreszcie jakieś mroczne tunele i jaskinia. Wszystkie miały jednak jedną, wspólną cechę – w każdej z nich zostawiłem dziesiątki zwłok potworów. Trup w tej grze ścieli się gęsto i trudno znaleźć przysłowiowe 5 minut, gdy nie musisz zgnieść kilka głów bestii.

Warto podkreślić, że twórcy Evil West postarali się o przygotowanie różnych rodzajów przeciwników. Okej, fakt, że nie ma ich aż tak dużo, jak w innych tego typu produkcjach, ale nie jest to też typowe „kopiuj wklej”, jak to było np. w Gotham Knights. Naliczyć można kilkanaście różnych przeciwników, którzy mocno się różnią od siebie (nie to, co w przytoczonej produkcji).

Cliffhanger goni cliffhanger

Nadszedł czas, by kilka słów poświęcić samej fabule. Postaram się tutaj jak najmniej zaspoilerować, ale jeżeli ktoś jest wyczulony na to, to zachęcam do przejścia do kolejnych akapitów.

Jessie Rentier przez całą fabułę próbuje odgadnąć, co „pijawki” wymyśliły i jaki mają finalny cel. Nie pomaga mu na pewno fakt, że musi sobie radzić bez swojego dotychczasowego największego wsparcia. Całość okraszona jest wieloma wulgaryzmami, rubasznym humorem i tanimi dowcipami – ja, taką wybuchową mieszankę, kupuję!

Lśniące łańcuchy wskazują miejsce, gdzie mamy się udać i wykonać jakaś interakcję

Najlepsze jednak jest to, że tutaj cliffhanger goni cliffhanger. W trakcie przechodzenia Evil West miałem kilka momentów, że myślałem, iż już zbliżam się do „final bossa” i zaraz zakończę zabawę, a tymczasem okazało się, że jeszcze jest daleko do tego momentu. Same zwroty akcji były jednak w miarę sensowne i nie zostały wprowadzone tylko jako „zapchaj dziura” byle sztucznie wydłużyć rozgrywkę – taki zabieg ja szanuję i jest to miłe przeciwieństwo tego, co zaserwowano nam np. w Assasin’s Creed Valhalla.

Ustawienia

Na szczęście twórcy zaproponowali nam szereg ustawień, które możemy dostosować do własnych potrzeb, a także mocy naszego komputera. Chociaż o to akurat nie trzeba się martwić, ponieważ Evil West to bardzo dobrze zoptymalizowana produkcja, co już podkreślałem wyżej. Dostosować można także sterowanie i kwestie związane z audio.

U mnie gra była włączona na najwyższych ustawieniach w rozdzielczości Full HD i na Ryzen 5 5600X oraz AMD Radeon 6600 XT miałem stałe 100+ FPS, a w tle włączonych kilka innych aplikacji. Pod tym kątem nie trzeba się niczego obawiać, zresztą wystarczy zerknąć na minimalne oraz zalecane wymagania sprzętowe:

Minimalne:

Zalecane:

Warto kupić, bo to kilkanaście godzin dobrej zabawy

Tak, jak wspomniałem wyżej, Evil West ma swoje błędy, niedoróbki i problemy. Jednocześnie jednak jest to gwarancja kilkunastu godzin dobrej zabawy. Sama cena także jest przystępna, ponieważ gra na PlayStation 5 oraz Xbox Series X/S kosztuje 259 złotych, a na PC zaledwie 169 złotych.

Nie wspomniałem o tych cenach bez powodu. W dobie, gdy za nowe, mierne produkcje na konsole, musimy zapłacić ponad 320 złotych, cena Evil West wydaje się śmiesznie niska w dniu premiery.

Naprawdę warto dać szanse tej grze.

evil-west-gameplay-miasteczko
Recenzja Evil West, czyli Dziki Zachód po polsku
Evil West to gra, której warto dać szansę.
Zalety
Przyjemna dla oka grafika
Świetna optymalizacja
Przemyślana kampania fabularna, która zdecydowanie nie dłuży się
Unikalny klimat
Widowiskowe walki
Wady
Dość sporo błędów
Gra jest liniowa do bólu
Nie brakuje absurdalnych sytuacji
7
Ocena
Exit mobile version