motorola edge 30 zdjęcie na tło
Źródło: Bartosz Kaja/Tabletowo.pl

Kilka kroków do przodu – recenzja smartfona Motorola edge 30

To już trzecia edycja serii, za pomocą której Motorola walczy w regionie flagowych urządzeń. Czy moto edge 30 ma wszystko, by stać się idealnym wyborem w swojej kategorii cenowej?

Obecny rok nie jest najlepszym okresem dla urządzeń idących na kompromisy. Problemy z łańcuchem dostaw, czy to związane z sytuacją w Ukrainie, czy lockdownami w Chinach, skutecznie spowalniają postęp w tym segmencie – cała moc kierowana jest bowiem na najdroższe urządzenia.

Wskutek tego w połowie 2022 roku chętni na nowoczesne rozwiązania od Qualcomma mają do wyboru wyłącznie topowy procesor Snapdragon 8 Gen 1, a matryce w aparatach zaliczają delikatną stagnację. Zastój w niższych segmentach na szczęście nie przeszkadza w tworzeniu przykuwających wzrok smartfonów – po prostu zmiany są bardziej subtelne.

Dlatego właśnie nowej Motoroli edge 30 bliżej do ewolucji niż do rewolucji.

Motorola Edge 30 – specyfikacja techniczna

ModelMotorola edge 30
Ekran6,5″, AMOLED, Full HD+, 144 Hz
CPUQualcomm Snapdragon 778G+ 5G
GPUAdreno 642L
RAM8 GB
Pamięć wewnętrzna128 GB
SystemAndroid 12
Aparatgłówny: 50 Mpix f/1,8, OIS; Ultraszerokokątny 50 Mpix, 118 stopni, f/1,5; Aparat głębi ostrości 2 Mpix, f/2,4
Aparat przedni32 Mpix32 Mpix, f/2,25
Bateria4020 mAh, ładowanie przewodowe 30 W
5Gtak
NFCtak
USB3.1 Typ-C
microSDnie
Dual SIMtak
3,5 mm jack audionie
Głośnikistereo
Wymiary 159,3 x 74,2 x 6,79 mm
Waga 155 g
Norma odpornościIP 52
Sugerowana cena detaliczna2199 złotych

Nie uprzedzając faktów dotyczących użytkowania urządzenia, zabierzmy się czym prędzej do testu.

Pierwsze wrażenie

Odsłaniamy wieko, kryjące pod sobą zestaw, który na dzisiejsze czasy nie jest wcale taki oczywisty:

  • smartfon,
  • przezroczyste etui,
  • Ładowarka wraz z kablem USB,
  • papierzyska,
  • szpikulec na tackę SIM.

Osoby, które zwątpiły już w obecność ładowarek w pudełku ze smartfonem, z pewnością ucieszy widok zasilacza, a tych, którzy spędzają dużo czasu na szukaniu idealnego etui – oficjalny przezroczysty i elastyczny ochraniacz. Być może ktoś liczyłby na etui w kolorze tyłu obudowy – tyle że w przypadku edge 30 uzyskanie takiego koloru nie jest wcale takie proste.

Trzeba bowiem przyznać, że stylistyka Motoroli edge 30 wybija się lekko ponad przeciętność. Wykonany ze szkła akrylowego (znanego też pod nazwą plexiglass) tył urządzenia w kolorze Meteor Grey zmienia kolory w zależności od kąta padania światła. Tak uroczo to wszystko wyglądało, że nawet, kiedy z telefonu korzystałem już ponad tydzień, wciąż zdarzało mi się poobracać go w dłoniach.

Wokół plastikowych ramek znalazło się miejsce na dwa guziki – sterowanie głośnością oraz przycisk zasilania. Mają one niski skok, dzięki czemu linia smartfona pozostaje smukła, ale nawet w etui klik jest wyczuwalny i czujemy, że blokujemy telefon lub podkręcamy decybele.

(Bartosz Kaja/Tabletowo.pl)

Mam tutaj jedno zastrzeżenie. Guzik odpowiedzialny za blokadę/uruchomienie telefonu nie jest sztywny na całej długości – przyciśnięcie delikatnie jednego z boków wychyla go, niekoniecznie rejestrując wciśnięcie. Gdy smartfon nie był w etui trochę mnie to denerwowało. Skoro guzik i tak nie ma czytnika linii papilarnych można było go skrócić, a tak… czułem się, jakby konstrukcji brakowało solidności.

Co do frontu, mamy tutaj branżowy standard z wcięciem na kamerkę do selfie, choć niektórzy zaliczą na plus bardzo małe zaokrąglenia wokół ramki – łatwiej o montaż przylegającej folii lub szkła hartowanego, które nie będą odstawać. A jedno z nich na pewno się przyda – ze względu na to, że zdecydowano się na powłokę Corning Gorilla Glass 3. Choć smartfon nie lądował w kieszeniach z kluczami, udało mu się uzyskać na dole wyczuwalną pod paznokciem rysę.

Kiedy „lekki cienias” to nie obelga

Zanim przejdziemy do wrażeń z samego korzystania ze smartfona, kilka zdań na temat bryły i wagi motki edge 30. Od pierwszego momentu, kiedy chwyciłem ją w dłonie, miałem wrażenie, że jest to urządzenie inne niż te, z których korzystałem na co dzień przez ostatnich kilka lat. Dopiero w połowie testu, kiedy sięgnąłem po mój prywatny smartfon, zdałem sobie z tego sprawę – jaka ta Motorola jest lekka! I jaka poręczna!

Okazuje się, że edge 30 jest od domowego konkurenta szczuplejsza o 1,5 mm i lżejsza o prawie 40 gramów – po położeniu urządzenia na wadze otrzymalibyście 155 gramów. Co do grubości, tu również nie ma złudzeń – 6,8 mm z pominięciem wyspy na aparaty to wynik, który czyni edge w trakcie pisania tego tekstu najcieńszym smartfonem wyposażonym w moduł 5G i zapewne jednym z najlżejszych.

Czystość – jedna z cnót

My UX to nakładka forsowana przez Motorolę w smartfonach. Może i jest ona pozbawiona wodotrysków, ale przez kilka tygodni korzystania z edge 30 nie miałem co do niej najmniejszych zarzutów. W najważniejszej kategorii – osobistych odczuć – Motorola sprawdzała się znakomicie. Żadnych spowolnień, przycięć aplikacji czy awarii. Personalizacja jest łatwa do ogarnięcia i oferuje nie za dużo, nie za mało opcji – czyli tak, jak lubię.

Dla chętnych do wyciągnięcia z telefonu maksimum możliwości zaszyto w specjalnej aplikacji kilka poradników, jak uruchomić konkretne funkcje i w jaki sposób z nich korzystać.

Odczytywanie gestów nie jest jednak idealne – potrząśnięcie w celu uruchomienia latarki to nie zawsze dwa machnięcia, tylko ruszanie smartfonem, jakbyśmy chcieli wyrzucić drobniaki z portfela. To samo z przeciągnięciem palcem od boku do boku, żeby podzielić ekran – częściej po prostu cofałem kartę w przeglądarce lub próbowałem wyjść z aplikacji.

Mimo wszystko te „przygody” nazwałbym rysą na diamencie – słysząc od członka rodziny o zacinającym się i mającym problemy z oprogramowaniem flagowym sprzęcie za dwukrotność sugerowanej ceny recenzowanej Motoroli, pozostaje tylko uśmiechnąć się pod nosem.

A Fortnajta na tym uruchomię?

Co do wydajności zawsze najlepiej jest spojrzeć na to z dwóch stron – teoretycznej i praktycznej. Zaczynając od tej pierwszej – wyniki w GeekBench 5 oraz 3DMark plasują urządzenie w okolicach 1-2 letnich flagowych rozwiązań konkurencji. Biorąc pod uwagę delikatny zastój na rynku, nie mam większych uwag co do osiągów syntetycznych.

Odpalenie kilku gier potwierdza dyspozycję urządzenia. Genshin Impact na najwyższych ustawieniach? Nie ma sprawy. The Elder Scrolls Blades? Jak najbardziej. Apex Legends Mobile? Maksymalne ustawienia nie robią na moto edge 30 wrażenia.

Oczywiście przy mocnym obciążeniu w testach i faktycznej rozgrywce telefon osiąga na pleckach temperaturę sięgającą 40 stopni Celsjusza – czyli na granicy komfortu korzystania ze sprzętu przez dłuższy czas.

Wyświetlacz

Ekran w Motoroli określa kilka terminów: Full HD+, AMOLED oraz 144 Hz. Co do pierwszych dwóch kwestii nie mam większych uwag. Przy 6,5-calowym ekranie rozdzielczość 2400×1080 daje zagęszczenie pikseli na poziomie 405 ppi, co wystarcza aby otrzymać czytelny i ostry obraz, a AMOLED gwarantuje głębokie czernie i żywe kolory.

Do dyspozycji użytkownika oddano tylko trzy tryby: 60 Hz, 144 Hz oraz Automatyczny. Ostatni z nich porusza się pomiędzy skrajnymi wartościami, dorzucając do tego dwie opcje: 90 Hz oraz 120 Hz. Zapewne tajemnicą pozostanie, dlaczego niektóre aplikacje umożliwiają blokowanie częstotliwości odświeżania na środkowych wartościach, a oprogramowanie Motoroli niespecjalnie nam na to pozwala.

Gotowi Na

Tak jak poprzednie flagowe urządzenia spod literki „M”, również edge 30 otrzymało funkcję Ready For, czyli rozszerzenie funkcjonalności smartfona na inne urządzenia. Całość funkcjonuje w standardzie Miracast i dzięki niej możemy zamienić smartfon w trackpad, centrum multimedialne lub narzędzie do pracy. Wystarczy do tego kabel USB, łączność Bluetooth lub Wi-Fi.

Czy to się sprawdza? Po części tak. Otworzenie kilku kart i sprawdzanie poczty lub korzystanie z aplikacji nie jest obarczone jakąś upierdliwością, choć interfejs wyraźnie wymaga trochę więcej cierpliwości od użytkownika niż na samym smartfonie. Niestety, na wyposażeniu nie znajdziecie kompatybilnego kabla USB-HDMI, więc prosto z pudełka możecie połączyć się z drugim ekranem na dwa sposoby – za pomocą zwykłego przewodu USB-C lub za pomocą standardu Miracast.

Nazwijcie mnie teraz czepialskim, ale jeżeli wasz monitor lub TV nie ma standardu Miracast, to i tak musicie uruchomić laptopa lub PC, a wtedy sens korzystania z tego systemu maleje prawie do zera. Na pięć monitorów i telewizorów w mieszkaniu (z czego najnowszy sprzęt zadebiutował w 2020 roku) żadne z nich nie oferuje takiego „ficzera”. Na szczęście zakup stosownego adaptera zaczyna się od 200 złotych – niby niewiele, ale warto mieć to na uwadze.

Hello Foto

W ramach rozeznania się w historii serii edge od Motoroli trafiłem na informację, że zdjęcia nie są mocną stroną tych urządzeń. Kilka tygodni spędzonych z domyślną aplikacją od fotografii i efekty możecie obejrzeć poniżej:

Jak na moje kulawe oko – mając do dyspozycji bardzo dobre oświetlenie, jesteśmy w stanie robić naprawdę sympatyczne zdjęcia. Jeżeli jednak warunki okażą się przeciętne, jakość zdjęć jest „tylko” zadowalająca.

Tryb nocny gubi szczegóły, a obiektyw makro sprawia trudności w szybkim złapaniu ostrości.

W kwestiach czysto technicznych Motorola wykonała krok do tyłu… i do przodu zarazem w porównaniu do modelu edge 20:

  • główny aparat zamiast 108 Mpix ma teraz 50 Mpix,
  • obiektyw ultraszerokokątny (16 Mpix, 119 stopni) otrzymał tę samą rozdzielczość, co główny sensor (50 Mpix), kąt widzenia zmalał o jeden stopień,
  • teleobiektyw 8 Mpix o 3x zoomie zastąpiono aparatem głębi ostrości z matrycą o rozdzielczości 2 Mpix,
  • aparat z przodu nie uległ zmianie,
  • nagrywanie z tyłu to wciąż 4K i 30kl./s, Full HD w 120 kl./s, HD i 240 kl./s oraz superwolne tempo o rozdzielczości HD i 960 kl./s,
  • przednia kamerka obsługuje teraz rozdzielczość 4K w 30 kl./s.
Z pewnością ciekawi was, jak wygląda myjący się sfinks kanadyjski w bardzo zwolnionym tempie, także proszę bardzo. (Bartosz Kaja/Tabletowo.pl)

Łączność i zabezpieczenia

W przypadku obu elementów nie mam większych zastrzeżeń – obecny pod ekranem czytnik linii papilarnych działa jak należy i nie kazał mi zbyt często poprawiać położenia w celu odblokowania urządzenia. Odblokowywanie twarzą również przechodziło bez problemu.

Co do najpopularniejszych standardów łączności, tu również wszystko działało wzorowo – Bluetooth nie przerywał ani nie przejawiał znacznych opóźnień. Wi-Fi i LTE trzymało zasięg i nie trapiło ich zrywanie połączenia, zarówno internetowego, jak i VoLTE (sieć T-Mobile).

Połączenia telefoniczne również pozbawione były zakłóceń – podczas długich konwersacji w miejscach o różnym zasięgu ani ja, ani rozmówca nie skarżyli się na czystość i jakość dźwięku. Do komunikacji modułem NFC także nie mam zastrzeżeń – zero zmartwień i powtórnego przykładania urządzenia do terminali.

Jakość audio

W porównaniu do modeli z dwójką z przodu, Motorola edge 30 dostała, jak przystało na model powyżej 2000 złotych, głośniki stereo. Z pewnością grają donośnie – powyżej 3/4 zakresu lepiej odłożyć smartfon i oddalić się w celu zachowania słuchu.

Co do samej jakości dźwięku wspieranego technologią Dolby Atmos – jeżeli nie słuchacie muzyki z dużą ilością niskich tonów, powinniście być w miarę zadowoleni. Umówmy się – fizyki nie oszukacie i dźwięk, żeby wybrzmieć, potrzebuje nie tylko kilku sztuczek software’owych. Mimo wszystko jest dobrze, nic nie furczy ani nie świszczy, a oglądanie materiałów wideo w internecie nie powoduje, że zaczynam panicznie szukać lepszego źródła dźwięku.

Bateria

Fizyka sponsoruje również i ten akapit – w końcu taka chudzinka, jak „trzydziestka”, musiała na czymś przyoszczędzić. Konkurencja operuje pojemnościami akumulatorów bliżej przedziału 4500-5000 mAh. Tutaj względem poprzednika bateria urosła o… 20 mAh, czyli sumarycznie mamy do dyspozycji 4020 mAh.

Z tym rozmiarem możemy przyjąć dwie strategie: jeżeli zależy wam na długim czasu działania przełączamy na częstotliwość odświeżania na 60 Hz i spokojnie spotykamy się z ładowarką co dwa dni. Jeżeli jednak wysoka płynność animacji na ekranie jest dla was zbyt hipnotyczna, wtedy warto pamiętać, żeby z samego rana poszukać kabla ładującego – szybkie ładowanie o mocy 33 W od „krytycznej sytuacji jednocyfrowej” do stu procent potrzebuje nieco ponad godzinę.

Telefon pracował u mnie w warunkach zbliżonych do „ludzkich” – codzienne krótkie sesje w gry mobilne (od 15 do 60 min) i słuchanie muzyki na spacerze, w weekendy ekran przez kilka godzin służył do odbierania transmisji z imprez sportowych, ale nigdy nie zdarzyło mi się dwa razy tego samego dnia szukać źródła ładowania, nawet przy częstotliwości 144 Hz.

Podsumowanie

Pozwolę sobie na pewną anegdotkę: znajomy, kupując w zeszłym roku flagowego smartfona od Google z rocznym stażem powiedział, że zdecydował się na niego z dwóch powodów. Po pierwsze, czysta nakładka, która nie zaśmieca i nie spowalnia systemu, dzięki czemu wszystko działa jak powinno. Po drugie, rozmiar ekranu i waga to jest to, z czym kojarzą mu się smartfony z logiem nadgryzionego jabłka na plecach.

I to właśnie przez tę historię mam okropny problem z oceną Motoroli edge 30. Nawet, jeżeli wrócę do swojego codziennego smartfona, który bez etui jest tak gruby jak „goła” motka, to nie jestem w stanie oprzeć się wrażeniu, że biorę do ręki małą cegłówkę. Dlaczego mniej niż 160 gramów nie jest standardem w smartfonach z wyświetlaczem do 6,5 cala?!

Nieważne, czy próbuję szukać pośród konkurencji z Chin czy Korei – Motorola przoduje w kwestii lekkich smartfonów dostępnych od ręki na rynku, a jeżeli połączymy to z szybką nakładką, otrzymujemy sprzęt, któremu w teorii trudno jest zarzucić jakieś większe uchybienia.

Z drugiej jednak strony, hasło „najcieńszy smartfon z 5G” to moim zdaniem za mało na przełom. Brakuje mi tutaj pewnego „błysku”. Chciałbym, żeby Motorola mnie czymś zaskoczyła – potężnymi aparatami z dopracowanym oprogramowaniem, dźwiękiem, który poddaje w wątpliwość zakupu akcesoryjnych głośników Bluetooth albo niegrzejącym się procesorem. Dzięki jednemu z takich bajerów po kilku latach pamiętałbym o moto edge 30, bo w swoim czasie wyprzedziłaby w czymś konkurencję. A tak… jest poprawnie. Tylko albo poprawnie.

Wracając do tytułu recenzji – Motorola poczyniła kilka kroków w kierunku wzorowego telefonu – moto edge 30 to naprawdę udany flagowiec wyceniony na nieco powyżej 2000 złotych. Szkoda tylko, że przez kilka spędzonych razem tygodni oprócz wagi urządzenia nie było ani jednego argumentu, który by mnie przekonał, że warto się na nią przesiąść z innego, 3-letniego flagowego urządzenia.

Ale może macie inne zdanie na temat tego smartfona – komentarze są do Waszej dyspozycji.

motorola edge 30 zdjęcie na tło
Kilka kroków do przodu – recenzja smartfona Motorola edge 30
Wnioski
Motorola edge 30 to w swojej klasie naprawdę dobry smartfon. Zabrakło tego "błysku w oku", żeby ocena była o pół oczka wyższa.
Zalety
lekkość
smukłość
czysta nakładka My UX nie sprawia problemów
ekran 144 Hz
design
czas pracy na baterii
właściwie czysty Android
Wady / braki
zdjęcia mogłyby być lepsze
tylko Corning Gorilla Glass 3 na ekranie
brak slotu kart microSD
brak 3.5 mm jacka audio
brak ładowania indukcyjnego
8.5
8.5