LG V30 po roku używania – czy będę go dobrze wspominać?

Nie jest łatwo w tej branży korzystać dłużej niż kilka miesięcy z jednego smartfonu. Tak się jednak złożyło, że z końcem 2017 roku zacząłem pracę jako redaktor technologiczny w wytwórni wideo. Testowałem mnóstwo nowinek technologicznych, ale przez większość czasu używałem tylko jednego telefonu – LG V30.

LG G6 i V30

Był dobrym towarzyszem

Sam fakt bycia geekiem utrudnia posiadanie jednego smartfonu przez dłuższy czas, ale V30 w pełni mnie zadowalał. Był szybki, miał porządne oprogramowanie, świetne aparaty i dobrze wyglądał. Wcześniej miałem prywatnie Samsunga Galaxy S7 edge i LG G6. Jestem skłonny powiedzieć, że od Samsunga był tylko trochę lepszy w ogólnym rozrachunku, a od G6 znacznie. V30 towarzyszył mi codziennie w domu, w pracy, na spacerach z psem i gdy rodziła mi się córka. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nigdy mnie nie zawiódł, ale o tym później. Nie sądziłem jednak, że tak dobrze przetrwa próbę czasu.

Krucha obudowa, ale za to jaki design

LG V30 jest śliczny. Jego najbardziej charakterystyczna cecha to niewiarygodna lekkość. Po przejściu z dowolnego smartfonu – S7 edge, G6 czy S9+ na V30 odnosi się wrażenie, że ktoś mu wyjął baterię. To niezwykłe uczucie, bo przecież V30 ma 6-calowy ekran i do małych urządzeń nie należy. Mogę śmiało przyznać, że design tego telefonu jest nieco ponadczasowy.

Kiedy wrzuciłem zdjęcie V30 na Twitterze, pojawiły się komentarze sugerujące mało unikatowy wygląd – „wszystkie” smartfony wyglądały wtedy z przodu tak samo (chodzi oczywiście dość małe ramki, stosunkowo duże wypełnienie przodu ekranem). Lada moment posypały się premiery smartfonów z notchami i nagle zacząłem doceniać flagowca LG jeszcze bardziej. Osobiście wolę ciut grubsze ramki, ale rodzaj ekranu typu „FullVision” czy „Infinity Display” w Samsungach. Do tej pory zarówno flagowe Samsungi, jak i V30 czy Pixel 2XL, podobają mi się z przodu najbardziej. Jest jeszcze np. Mi Mix 3, ale to już inna para kaloszy.

LG V30 wyglądał i dalej wygląda dobrze. Aluminium po bokach, niezbędne przyciski, miniJack, czytnik linii papilarnych, aparaty, szkło z przodu i z tyłu – wszystko jest na swoim miejscu. LG chwali się nawet standardem militarnym MIL-STD-810G, co oznacza wysoką odporność na niskie i wysokie temperatury, deszcz, wilgoć, piasek, kurz, zanurzenie, silne wibracje i upadki. I tu mogę potwierdzić, że smartfon faktycznie kilka razy mi upadł i żył, ale podejrzewam, że każdy by przeżył.

Sęk w tym, że jeden drobny upadek najprawdopodobniej spowodował później łatwo uzyskanego pajączka z tyłu obudowy przy następnym, niegroźnym wydawałoby się upadku na panele podłogowe. Wcześniej z kolei pękła szybka ochronna nad aparatami, a później po jej wymianie bardzo łatwo łapała rysy i to przy obchodzeniu się z telefonem jak z jajkiem. Nie zwykłem tego robić, ale od tamtej pory zacząłem nosić V30 w etui. Podobne rzeczy działy mi się wcześniej w LG G6 i z tego, co zauważyłem, moi znajomi i niektórzy koledzy recenzenci w pewnym momencie też chodzili z pajączkami na szkle w swoich G6 i V30.

Ja wiem, to szkło i „odkrywam Amerykę” zaraz powiecie. Jednak szklane Samsungi Galaxy S7, S8 czy S9 pomimo upadków mi się nie tłukły. To oczywiście mogą być klasyczne „dowody” anegdotyczne, ale wolę się podzielić swoimi doświadczeniami, niż tego nie robić.

To pierwszy z dwóch przypadków, kiedy opisywany przeze mnie flagowiec LG mnie zawiódł. Poza tym jego wykonaniu i wyglądzie nie mogę absolutnie nic zarzucić. Wierzę, że w 2019 wciąż będzie się pod tym względem bardzo dobrze bronić.

Narzekali na wyświetlacz

LG zawsze umieszczało w swoich produktach świetne panele IPS LCD. W V30 postanowiono zaimplementować ekran OLED i skończyło się to krytycznymi opiniami w recenzjach. Nie za sam ruch, a wykonanie. Poniżej możecie zobaczyć jak wygląda biel na G6, a jak na V30.

Jednocześnie przy większych odchyleniach ekranu jawi nam się dużo więcej niebieskiego koloru. Przez większość czasu jednak z telefonu korzystałem trzymając go na wprost. Ale wróćmy do ogólnych barw i wad nowego panelu względem IPS-ów.

Na czerń oczywiście nie można było narzekać, nie miałem też problemów z pozostałymi barwami. Taki rodzaj wyświetlacza OLED jestem w stanie zaakceptować. Żółtawa biel przeszkadza, ale głównie, gdy ma się porównanie z poprawniej odwzorowującymi ją ekranami. Można się do niej przyzwyczaić, a już na pewno z nią żyć, jeżeli nie kupowaliśmy tego telefonu w dniu premiery. Dużo mankamentów można wybaczyć przy odpowiednio niskiej cenie, a tutaj i tak było ich niewiele.

Skoki i spadki wydajności, bateria

Wydajność? Najwyższa półka. Żadnych przestojów, lagów, zwieszek i problemów. Nie jest to poziom na miarę OnePlusów czy Pixeli, ale jak na nakładkę pełną zmian w wyglądzie i funkcji, było bardzo dobrze. A właśnie, to jeden z pierwszych przykładów, kiedy to system we flagowcu LG wygląda schludnie i przyjemnie dla oka, nie odstaje od standardów. Co prawda LG stawiało i wciąż stawia na pastelowe akcenty rodem z LG G3, ale już nie rzucają się w oczy tak bardzo.

W maju 2018 roku pojawiła się w moim modelu aktualizacja do Androida Oreo. V30 przeobraziła się nieco bardziej w model z wersji „ThinQ” (szkoda, że dopiero wersja „ThinQ” miała 6 GB RAM, a V30 od początku tylko 4 GB), co doprowadziło do kilku zmian. Przede wszystkim odniosłem wrażenie, że smartfon delikatnie zwolnił. A może na tym etapie po prostu dojrzewała już we mnie chęć zmiany telefonu, a ja szukałem tylko wymówki? Nie, jednak nie.

Poza tym pojawił się dość irytujący i być może dla wielu mało istotny problem. W aplikacji aparatu po zrobieniu zdjęcia można tapnąć w kółko podglądu zrobionego zdjęcia. Wiecie o co mi chodzi, prawda? Robicie zdjęcie i chcecie od razu przejść do pliku w galerii, żeby je edytować czy wysłać do kogokolwiek. I o ile wcześniej nie było z tym problemu, o tyle po aktualizacji takie bardzo szybkie przejście za pomocą tego skrótu od razu do zdjęcia powodowało, że zdjęcie, które dopiero co zrobiliśmy, nie zapisywało się. To jedna z najgorszych rzeczy, która może się przytrafić fotografującym oraz druga i ostatnia rzecz, przez którą V30 mnie zawiódł. Myślisz, że zrobiłeś zdjęcie, usłyszałeś nawet dźwięk migawki, a system robi ci psikusa, bo raczyłeś „zbyt szybko” dotknąć skrótu do ostatniego zrobionego zdjęcia. Nie byłem w stanie się odzwyczaić od starego nawyku, pamięć mięśniowa zwykle wygrywała. Nie zdążyłem jednak tego zaraportować, a po kilku tygodniach i tak pojawiła się poprawka usuwająca ten problem i przywracająca V30 do poprzedniej wydajności.

Bardzo spodobała mi się też wizualna nowość, pozwalająca zmienić kształt ikon na „Koło”. LG V30 zyskało wtedy według mnie na świeżości i przybliżyło design systemu do czystego Androida. Tym bardziej byłem zdziwiony, gdy w smartfonach LG G7 czy G7 fit nie było już takiej opcji (były inne). Szkoda, ale wróćmy do naszego bohatera wpisu.

Nie mogłem też narzekać na baterię. Smartfon nie osiągał jakichś spektakularnych wyników, ale nie rozładowywał mi się nagle w ciągu dnia. W dodatku V30 obsługuje szybkie ładowanie i ładowanie bezprzewodowe. Ponoć też szybkie, ale jedyną szybką bezprzewodową ładowarką, jaką miałem, była samsungowa Fast Charge, z którą LG średnio się dogadywał, więc nie byłem w stanie tego potwierdzić.

Po roku smartfon na moje oko trzymał na pojedynczym ładowaniu góra 5-10% krócej niż wcześniej, co uznaję za porządny wynik.

Zestaw trzech aparatów

LG G6 nie powalał na kolana swoim głównym aparatem. Wolałem korzystać wtedy ze starszego (!) S7 edge. Ucieszyłem się więc na wieść, że V30 będzie mieć znacznie lepszy aparat od „gieszóstki” o wyższej jasności i wciąż z dobrym obiektywem (ultra)szerokokątnym. Główny aparat wciąż radzi sobie bardzo dobrze, ale pod warunkiem, że nie zarysujemy szkła ochronnego.

Szeroki kąt to killer-feature i w V30 jest zaimplementowany jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy, obiektyw tego typu, jaki widziałem. Ten tryb pomaga uchwycić dużo rzeczy z bliska, ciasny pokój czy szerszy widok, nie tracąc przy tym aż tak bardzo na jakości samego zdjęcia, jak ma to np. miejsce w ASUS ROG Phonie.

W trudnych warunkach oświetleniowych V30 też potrafi pokazać pazur. Nie jest to najwyższa półka, ale przy obecnych cenach tego urządzenia to niewątpliwie bardzo wysoki poziom.

Przednia kamerka odstaje na tle głównych obiektywów. Nietrudno o rozmazanie obrazu, a i szczegółowości potrafi brakować – w końcu to tylko 5 Mpix.

Z perspektywy czasu stwierdzam, że to wciąż znakomita maszynka do robienia zdjęć i do nagrywania bardzo wysokiej jakości materiałów wideo. Dziś brakowałoby mi jedynie porządnego, inteligentnego trybu portretowego, który zawitał dopiero w LG G7. Ba, pojawił się kilka tygodni temu (a więc ponad rok po premierze!) w jednej z aktualizacji… w Stanach Zjednoczonych w sieci Verizon, aczkolwiek tylko dla przedniego aparatu.

LG V30 na 2019 rok?

To nie żadna nowość, że często starsze flagowce są znacznie lepszymi wyborami od średniopółkowych nowości. Smartfony LG mają jednak to do siebie, że tanieją wyjątkowo szybko i tym samym z czasem stają się wręcz absurdalnie opłacalne.

Nowego LG V30 po ponad roku od premiery można kupić za ok. 2000 zł, a nawet jeszcze taniej szukając na popularnym serwisie aukcyjnym. To moim zdaniem najbardziej udany smartfon tej firmy i to pomimo odejścia od tego, co prezentowały V10 oraz V20. Jestem pewien, że ten tytuł będzie mu go mógł odebrać dopiero LG V40, z którym miałem okazję obcować dosłownie krótką chwilę. Szkoda tylko, że ten zadebiutował już w październiku, a w Europie pojawi się dopiero w 2019 roku.

Każdemu zastanawiającemu się nad kupnem V30 w najbliższym czasie mogę śmiało powiedzieć, że to nie będzie zła decyzja.