smartfon z korei północnej inwigilacja
(Źródłó: Mrwhosetheboss | YouTube)

Co odróżnia smartfony z Korei Północnej od tych, których używamy?

Korea Północna nie kojarzy się raczej z państwem, w którym smartfon miałby rację bytu. A jednak – mieszkańcy mają do wyboru nawet więcej niż jeden model. Panujący w kraju ustrój powoduje jednak, że nie są to typowe urządzenia mobilne.

Koreański totalitaryzm

Choć od strony prawnej Korea Północna uważa się za republikę socjalistyczną, to de facto jest ona krajem totalitarnym. Oznacza to, że obywatele są w pełni podporządkowani państwu, które silnie ingeruje w ich życie publiczne i prywatne, dążąc do pełnego podporządkowania. Można by rzec, że człowiek jest w tym ustroju własnością kraju, który mówi mu, co ma robić, mówić i myśleć.

Najczęściej wychodzimy z założenia że ze względu na ograniczoną współpracę gospodarczą z innymi krajami, państwa totalitarne są niesamowicie zacofane pod względem technologicznym. Jest to poniekąd prawda, ale nie oznacza to, że w takiej Korei Północnej nie ma internetu czy smartfonów. Ich funkcjonalność i „transparentność” różni się jednak kolosalnie od tego, co znajdziemy na wolnym rynku w krajach demokratycznych.

Jak wyglądają smartfony w Korei Północnej?

YouTuber Mrwhosetheboss wszedł w posiadanie dwóch smartfonów używanych na co dzień w Korei Północnej – Samtaesung 8 i Haeyang 701. Specyfikacja urządzeń gra tu sprawę drugorzędną i w największym skrócie można ją określić jako „przestarzałą”. Flagowy Samtaesung 8, którego wartość w Korei Północnej można porównać do wydatku rzędu 1000 dolarów (~3670 złotych), oferuje procesor MediaTek MT6771V, 8 GB RAM, 256 GB pamięci wewnętrznej i strasznie zabugowanego Androida 11. Budżetowy Haeyang 701 wykorzystuje natomiast Androida 10, a na jego pokładzie znajduje się 6 GB RAM i 128 GB miejsca na dane.

smartfon z korei północnej inwigilacja
(Źródłó: Mrwhosetheboss | YouTube)

Najważniejszym elementem urządzeń jest ich oprogramowanie. Dzieje się w nim na tyle dużo, że aż trudno powiedzieć, od czego zacząć. Zacznijmy może od faktu, którego mogliśmy się spodziewać – poszanowanie praw autorskich nie istnieje. Przeglądając listę aplikacji można dopatrzeć się znajomych ikon, nazw i grafik. Autor materiału dopatrzył się m.in. Worda (który funkcjonalnością przypomina bardziej notatnik), zdjęcia Huawei Mate 30 Pro w sekcji informacji o urządzeniu czy logo aplikacji przypominające to używane przez stację MSNBC. Jest też dostęp m.in. do serialu „Wszystko Albo Nic: Arsenal” z Amazon Prime.

Dlaczego wiadomo, że te elementy zostały pozyskane w sposób nielegalny? Ponieważ sankcje nałożone przez USA na Koreę Północną zabraniają jakiejkolwiek działalności komercyjnej, dlatego władze nie mogły pozyskać odpowiednich licencji.

Korea Południowa „nie istnieje”

Idąc dalej możemy zobaczyć, jak w praktyce wygląda cenzura w Koreańskiej Republice Ludowo Demokratycznej. Próbując wpisać w komunikatorze „Korea Południowa” oprogramowanie nawet nie proponuje jakiejkolwiek autokorekty tylko od razu zamienia znaki na „państwo marionetkowe”. Stosowanie alternatywnych określeń na znienawidzonego sąsiada prowadzi do podmiany na asteryski, natomiast „oppa” – które można przetłumaczyć na „starszy brat” i używane jest w mowie potocznej w Korei Południowej jako synonim „chłopaka” – staje się „towarzyszem”, a na dole ekranu pojawia się informacja, że termin może być używany wyłącznie w odniesieniu do członka rodziny.

smartfon z korei północnej inwigilacja
(Źródłó: Mrwhosetheboss | YouTube)

Podobnie jest z kradzionymi i autorskimi aplikacjami. W grze piłkarskiej International Soccer League 2.0 ze składów drużyn piłkarskich usunięto koreańskich piłkarzy, a oprogramowanie do zamawiania produktów nie pokazuje granicy pomiędzy Koreą Północną i Południową oraz większego wycinka mapy niż ten obejmujący Półwysep Koreański.

Czerwona Flaga

Najbardziej przerażającym elementem totalitarnej układanki jest jednak inwigilacja państwa. W przeszłości system był łatwy do zobaczenia i obejścia, jednak teraz jest od wgryziony bardzo głęboko w zmodyfikowanego Androida. Jego głównym elementem jest jednak nieustanne sprawdzanie, czy nie robisz niczego, co mogłoby nie spodobać się wodzowi.

Jak to działa w praktyce? Każdy plik, zdjęcie czy aplikacja ma cyfrową sygnaturę zawierającą informację skąd pochodzi. Zadaniem „Czerwonej Flagi” jest zapewnienie, że otworzyć można wyłącznie pliki z sygnaturą rządu KRLD lub sygnaturą urządzenia, czyli pochodzącą z telefonu (np. wykonywane przez użytkowników zdjęcia) – wszystkie inne elementy są automatycznie usuwane.

Aby rozwiązać ostatecznie kwestię niepokornych obywateli, smartfony robią jeszcze jedną rzecz – wykonują zrzuty ekranu w trakcie wielu różnych czynności. Wiadomo o nich, ponieważ pliki widać w dedykowanym folderze. Nie można ich usunąć, nie wiadomo, co przedstawiają ani czy są wysyłane na bieżąco do wewnętrznej sieci państwowej czy służą wyłącznie wtedy, kiedy urzędnik państwowy ma wątpliwości co do działalności właściciela. Wszystko to sprowadza się do propagandy jednego przekazu – obcy to zagrożenie, Korea Północna jest najwspanialsza, a Wielki Brat patrzy na obywatela cały czas.

Można się było więc spodziewać, że różnice między naszymi smartfonami, a tymi z Korei Północnej to coś więcej niż zacofanie w kwestii parametrów technicznych – to także zamknięcie ludzi w treściach jedynie słusznych, aprobowanych przez państwo i terror, w którym postęp technologiczny daje autorytarnemu reżimowi kolejne narzędzie do kontrolowania obywateli. W prywatności jest bowiem spora różnica między przeglądarkami zbierającymi informacje o tym, jakie reklamy oglądamy i w co klikamy na stronie, a karą śmierci za przyłapanie człowieka na oglądaniu seriali z Korei Południowej na smartfonie.