(fot. Apple)

Apple zadba o prywatność, ale tylko jeśli się to opłaca. Dobrym przykładem są Chiny

Firma z Cupertino w ciągu ostatnich lat przyjęta strategię zdrowszego podejścia do prywatności użytkowników niż Google czy Facebooku. Apple często to podkreśla, chociażby podczas wprowadzenia nowych funkcji w iOS. Niestety, jeśli w grę wchodzą miliardy dolarów, to działania korporacji niekoniecznie są godne pochwalenia.

Apple zadba o prywatność, ale pod pewnymi warunkami

Wielokrotnie słyszeliśmy, że firma Tima Cooka wprowadza rozwiązania, które pozytywnie wpływają na bezpieczeństwo danych użytkowników. Trzeba przyznać, że wiele z funkcji to faktycznie krok w dobrym kierunku.

Chociażby w ostatniej dużej aktualizacji oprogramowania dla iPhone’ów i iPadów, czyli iOS 14.5 i iPadOS 14.5, wprowadzono nowy mechanizm znacznie utrudniający aplikacjom śledzenie użytkownika i tworzenie profilu reklamowego. To znacząca zmiana, mogąca jak najbardziej wpłynąć na cały rynek reklam internetowych, a także na największe firmy IT – np. Facebooka.

Apple ma nawet obszerną stronę internetową, na której chwali się podejściem do prywatności (fot. Tabletowo.pl)

Nic więc dziwnego, że Facebook i inni gracze, opierający swoje przychody głównie na spersonalizowanych reklamach, zaatakowali Apple. Firma z Cupertino nie zmieniła jednak zdania i obecnie właściciele iPhone’ów mogą odczuwalnie ograniczyć możliwości zainstalowanych aplikacji w kwestii zbierania danych.

Chciałoby się powiedzieć „Brawo Apple!”. Nie wszyscy jednak właściciele iUrządzeń i usług firmy są w tak dobrym położeniu, jak chociażby Amerykanie i Europejczycy. Producent iPhone’ów, aby móc działać na chińskim rynku, musiał wprowadzić zupełnie inne zasady i ugiąć się pod żądaniami rządu. Jasne, mógł pozostać przy swoim zdaniu, ale wiązałoby się to ze sporymi stratami finansowymi.

W dużym skrócie, jeśli w grę wchodzą miliardy dolarów, to w Cupertino zapominają o prywatności. Szczególnie jeśli chodzi o naprawdę duży rynek, czyli przykładowo Chiny, które w ostatnim kwartale wygenerowały 17 mld dolarów zysku, zauważalnie wpływając na i tak ogromne sumy pieniędzy zarabiane przez Apple.

W Chinach trzeba się dostosować i zapomnieć o polityce prywatności

Jeśli fani nadgryzionego jabłka oczekiwali, że Apple wszędzie będzie chronić prywatność swoich użytkowników, idąc na walkę z najsilniejszymi, to nie mamy dla nich dobrych informacji. Firma w Państwie Środka to potulny piesek, trzymany na krótkiej smyczy rządu.

Jak już wspomniałem, zespołowi Tima Cooka nie przeszkadza rola potulnego psa, bowiem za swoją postawę zawsze otrzymuje miskę wypełnioną pieniędzmi. Nic więc dziwnego, że firma uległa wielu żądaniom Chin, w pewnym stopniu rezygnując z kontroli nad własnym „ekosystemem”.

Według nowego raportu The New York Times, Apple początkowo chciało trzymać dane chińskich użytkowników na serwerach zlokalizowanych poza terenem Państwa Środka, a to wszystko bez możliwości ingerencji ze strony rządowych organów. Cóż, planów nie udało się zrealizować, a co więcej Tim Cook wyraził zgodę na inne naruszenia.

Apple raport finansowy
Chiny to trzeci największy rynek dla firmy z Cupertino (fot. Apple)

Raport wskazuje, że firma podobno udostępniła klucze szyfrowania, a także zapewniła możliwość pobierania zgromadzonych informacji. Ponadto w oprogramowaniu miała zostać wprowadzona specjalnie przygotowana luka, a całą infrastrukturę przygotowano we współpracy z chińską firmą Guizhou-Cloud Big Data. Natomiast w regulaminie usługi iCloud dodano wzmiankę, że Apple i GCBD będą miały dostęp do wszystkich danych, które są przechowywane w usłudze.

To nie koniec „wyjątkowego” podejścia wobec chińskich użytkowników. Jak czytamy w raporcie, klucze szyfrowania iCloud są przechowywane na specjalnym sprzęcie (HSM), którego zadaniem jest zapewnienienie odpowiedniej ochrony. Dostarczany jest on przez współpracującą firmę z Francji, aczkolwiek w przypadku Chin podobno został zaprojektowany autorski HSM.

Ponadto firma z Cupertino posiada odpowiednie narzędzia i spory personel, którego celem jest wychwytywanie aplikacji niezgodnych z regulaminem. Nie chodzi jednak o regulamin App Store, który obowiązuje w Europie czy USA. Oprogramowanie jest bowiem sprawdzane pod kątem zgodności z „chińskim regulaminem”. Przykładowo zakazane jest używanie niektórych słów, nie uważanych na Zachodzie za obraźliwe lub po prostu nieodpowiednie.

Mówienie o prywatności to dobra reklama

Możemy zachowywać się kolejnymi rozwiązaniami podnoszącymi poziom prywatności, które z dumą ogłasza Apple. Tak naprawdę chodzi jednak o pieniądze, a także przekonanie użytkowników, że wybierając sprzęt z Cupertino mogą czuć się bezpieczniej niż na Androidzie czy Windowsie.

Niewykluczone, że faktycznie jest bezpieczeń, ale to całe marketingowe opowiadanie ma na celu wyłącznie zwiększenie zysków. Natomiast, gdy Tim Cook nie może sobie pozwolić na taki marketing, to potulnie wykonuje rozkazy rządu.