Prawie dwa lata temu w moje ręce trafił OnePlus Nord 3 5G – moim zdaniem jeden z najlepszych „średniaków” tamtego okresu. Rok później Bartosz w swojej recenzji również wysoko ocenił jego następcę dobrze wspominanej przeze mnie „trójki” – czyli OnePlusa Nord 4. Dziś znów przyszło mi przyjrzeć się najnowszemu średniopółkowcowi tej popularnej w Polsce chińskiej marki. Czy OnePlus Nord 5 to godny następca swoich poprzedników? Mogę już zdradzić, że jak najbardziej tak – choć to wcale nie oznacza, że będzie miał łatwe zadanie.
Zawsze miałem pewną słabość do marki OnePlus, choć nie posiadałem zbyt wielu jej urządzeń. Po recenzji wspomnianego już Norda 3 5G moja sympatia do tej firmy tylko się umocniła – był to wówczas naprawdę świetny smartfon, oferujący wiele w uczciwej cenie. Co więcej, trafił na rynek w dobrym momencie, gdy konkurencja w średniej półce delikatnie zawodziła.
Zeszłoroczny Nord 4 – choć nie miałem okazji sprawdzić go osobiście – również zebrał sporo pozytywnych opinii, a wśród użytkowników cieszył się niemałą sympatią. Nic więc dziwnego, że wobec tegorocznej „piątki” miałem konkretne oczekiwania – zapewne podobnie jak wielu innych użytkowników. Problem w tym, że rynek smartfonów ze średniej półki zrobił się ostatnio naprawdę ciasny.
Czy Nord 5 zdoła w tym tłoku się wyróżnić?

Specyfikacja OnePlus Nord 5 i pudełko
Raczej już się do tego przyzwyczailiśmy, ale z recenzenckiego obowiązku wypada wspomnieć o dość skromnej zawartości pudełka OnePlus Nord 5: sam smartfon z fabrycznie założoną folią ochronną, podstawowa dokumentacja, igiełka do wyjmowania tacki SIM oraz charakterystyczny dla marki czerwony kabel. Braku takich dodatków jak ładowarka, przy czym to widzi mi się Unii, a nie OnePlusa.
Zestaw sprzedażowy co prawda nie uległ uszczupleniu względem poprzednika, ale z sentymentu muszę przypomnieć, że w przypadku OnePlusa Nord 2 w pudełku znajdowaliśmy jeszcze silikonowe etui i szybką (aż 65 W!) ładowarkę – aż się chce powiedzieć: „kiedyś to było”.
Ekran | AMOLED 6,83’’; odświeżanie od 60 do 144 Hz; rozdzielczość 1260 x 2800 pikseli, HDR10+ |
Procesor | Qualcomm Snapdragon 8s Gen3 (1x 3,0 GHz Cortex-X4 & 4x 2,8 GHz Cortex-A720 & 3x 2,0 GHz Cortex-A520) |
GPU | Adreno 735 |
RAM | 8 GB z możliwością rozbudowy o wirtualny RAM (do +8 GB) |
Pamięć wewnętrzna | 256 GB |
System operacyjny | Android 15 z nakładką OxygenOS 15.0 |
Aparat tylny | – 50 Mpix, f/1.8, 24mm, 1/1.56″, OIS – 8 Mpix, f/2.2, 15mm, 116˚ ultraszerokokątny, 1/4.0″ |
Aparat przedni | 50 Mpix, f/2.0, 21 mm |
Bateria | 5200 mAh (ładowanie maks. 80 W) |
Łączność | Bluetooth 5.4, GPS, Wi-Fi, 5G, LTE, NFC |
Slot na kartę pamięci | brak |
Port słuchawkowy | brak |
Gniazdo ładowania | USB-C |
Głośniki | stereo |
Wymiary | 163,41 x 77,04 x 8,1 mm |
Wodoszczelność | IP65 |
Waga | 211 g |
Na papierze powyższa specyfikacja wygląda całkiem imponująco – szczególnie zwraca uwagę flagowy procesor i solidny główny obiektyw aparatu. Trochę rozczarowuje natomiast bazowe 8 GB pamięci RAM, bo w tej półce cenowej coraz częściej spotyka się modele oferujące 12, a nawet 16 GB. Trzeba jednak pamiętać, że sama liczba to nie wszystko – liczy się też szybkość pamięci, jej rodzaj oraz optymalizacja systemu, więc nie warto z góry skreślać tego rozwiązania. W praktyce wszystko może wypaść znacznie lepiej.
OnePlus Nord 5 dostępny jest w dwóch wariantach: z 8 GB RAM i 256 GB pamięci wewnętrznej lub 12 GB RAM i 512 GB przestrzeni na dane. Ceny startują z poziomu, odpowiednio, 2199 złotych i 2499 złotych.
Na start producent przygotował całkiem atrakcyjną ofertę przedsprzedażową – wraz z telefonem można otrzymać gratis słuchawki OnePlus Nord Buds 3 Pro oraz szybką ładowarkę 80 W SUPERVOOC.
OnePlus Nord 5 (8 GB/256 GB)
Wzornictwo i jakość wykonania
Zanim przejdziemy jednak do tego, jak smartfon działa, wypada przyjrzeć mu się z zewnątrz. Nord 3 5G, jak i większość wcześniejszych smartfonów OnePlus, nigdy nie podobały mi się pod względem designu. Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że modele tej marki z okolic 2017–2018 roku należały do jednych z najbrzydszych urządzeń tamtego okresu – choć zapewne wiele osób się ze mną nie zgodzi. Wiadomo, kwestia gustu (i może trochę sentymentu).
O Nordzie 5 jednak w tej kwestii – w końcu! – nie mogę powiedzieć złego słowa. Urządzenie ma pełne prawo się podobać, a to głównie dzięki odświeżonemu wyglądowi wyspy aparatów. Może i smartfon prezentuje się przez to mniej oryginalnie, ale za to znacznie bardziej schludnie.
Jeśli zaś chodzi o nutkę ekstrawagancji, to znajdziemy ją z tyłu – testowana przeze mnie biała wersja wyróżnia się ciekawą teksturą, która najbardziej kojarzy mi się z marmurem, choć kilka osób, którym pokazywałem ten telefon, miało skojarzenia z perłą. Wszyscy byli jednak zgodni co do jednego – wygląda świetnie.




Ramka urządzenia jest płaska, zgodnie z obecnymi trendami. Wykonano ją z tworzywa sztucznego, a nie z metalu – osobiście wolę to drugie, ale w tej cenie jest to w pełni akceptowalne. Na dolnej krawędzi znajdziemy port USB C, głośnik, mikrofony oraz tackę na kartę SIM. Po prawej stronie umieszczono przycisk zasilania oraz klawisze regulacji głośności. Na górze jest kolejny mikrofon i dioda na podczerwień – dość rzadki dziś widok. A na lewym boku tylko jeden, dość wysoko osadzony przycisk funkcyjny – o którym więcej powiem później.
Samą jakość wykonania oceniam pozytywnie. Ze smartfonem nie obchodziłem się szczególnie delikatnie – dwa razy upadł mi z dość sporej wysokości – ale, ku mojemu zdziwieniu, nie nabawił się żadnych uszkodzeń. Owszem, wolałbym w niektórych miejscach metal zamiast plastiku, ale cieszy mnie, że zastosowane tworzywo sztuczne jest solidne i dobrze znosi trudy codziennego użytkowania.

Wady? Oczywiście, znajdą się. Przede wszystkim wystająca wyspa aparatów – może i Nord 5 nie jest tu rekordzistą (patrzę na ciebie, Asus Zenfone 12 Ultra!), ale mimo wszystko wciąż mnie to irytuje. Na minus zaliczam też fabrycznie zamontowaną folię ochronną – gdybym korzystał z tego modelu prywatnie, z pewnością szybko bym ją wymienił. Strasznie zbiera odciski palców, które trudno usunąć, i niestety bardzo łatwo się rysuje – czasem nawet dość głęboko (co widać na niektórych zdjęciach). Z drugiej strony – skutecznie chroni wyświetlacz, a skoro już o ekranie mowa…
Wyświetlacz
Cieszę się, że naprawdę nie pamiętam już, kiedy ostatnio musiałem mocno narzekać na ekran w recenzowanym smartfonie. Nie inaczej jest w przypadku OnePlus Nord 5, który po raz kolejny serwuje nam przepiękny wyświetlacz AMOLED – tym razem nawet delikatnie większy niż u poprzedników. Mamy tu do czynienia z 6,83-calowym panelem o rozdzielczości 2800 × 1272 pikseli, co przekłada się na zagęszczenie na poziomie 450 PPI.

Nie zabrakło także wsparcia dla Dolby Vision, HDR10+ i innych „bajerów”. Oczywiście mamy tu również wysoką częstotliwość odświeżania – do wyboru 60 lub 120 Hz, działające zarówno w systemie, jak i w większości aplikacji. W wybranych grach aktywuje się z kolei tryb 144 Hz, dodatkowo zwiększając płynność. Co jednak najważniejsze – te wszystkie cyferki faktycznie przekładają się na jakość, a nie tylko ładnie wyglądają w materiałach marketingowych.
Ekran w „piątce” nie zawodzi pod żadnym względem. Piękne, żywe kolory (które można dostosować pod własny gust w ustawieniach), perfekcyjna czerń, znakomite kąty widzenia… choćbym bardzo chciał, naprawdę trudno mi się do czegokolwiek przyczepić. Always On Display również jest obecne – z całkiem szerokimi możliwościami personalizacji, zarówno jeśli chodzi o wygląd, jak i sposób działania.
Co ciekawe, nie przeszkadzała mi nawet spora przekątna – a przecież to coś, na co zwykle lubię ponarzekać z sentymentu do mniejszych smartfonów. Nord 5 jest jednak tak dobrze wyprofilowany, że korzysta się z niego naprawdę przyjemnie. Oczywiście o wygodnym użytkowaniu jedną ręką można zapomnieć, ale to żadna niespodzianka. Nawet automatyczna regulacja jasności – funkcja, która zazwyczaj mi nie pasuje – tutaj działa bardzo dobrze, bez większych zastrzeżeń.

Czy mam się do czegoś ucziciwie przyczepić w tej części recenzji? Może tylko do jasności maksymalnej – nie rozczarowuje, ale w tej kwestii zawsze chciałoby się więcej, zwłaszcza w tak słoneczne dni, jak na początku tegorocznego lipca. Nie przypominam sobie sytuacji, w której ekran stałby się zupełnie nieczytelny przez słońce, ale kilkaset dodatkowych nitów na pewno by nie zaszkodziło.
Niemniej jednak OnePlus znów nie zawodzi – po raz kolejny montując niemal flagowy ekran w smartfonie ze średniej półki, który kosztuje około 2200 złotych. I za to duży plus.
Działanie i oprogramowanie
Powrót po dwóch latach do OxygenOS obył się dla mnie bez żadnych większych niespodzianek. Nakładka ta nie odbiega znacząco od tego, co oferują dziś konkurencyjne systemy. Wersja 15 nie różni się też szczególnie od znanej mi 13.1 z Norda 3 5G – nadal jest szybko, minimalistycznie i dość bogato, jeśli chodzi o personalizację wybranych elementów systemu.
Nigdy tego nie weryfikowałem, bo i trudno to zrobić, ale mam wrażenie, że OxygenOS oferuje jedne z najbardziej rozbudowanych opcji wizualnego dostosowania. Możemy bawić się ikonami, widżetami, skrótami w pasku powiadomień, układem pulpitu, a nawet animacjami przejść między ekranami.
Inne nakładki mają często podobne możliwości, ale u OnePlusa są one wyjątkowo czytelnie przedstawione i łatwe w obsłudze. Osobiście preferuję możliwie czystego Androida, ale dla fanów personalizacji to prawdziwy raj.















Testowany przeze mnie model ma „zaledwie” 8 GB RAM. Jak na średniaka jest to w mojej opinii jednak nadal wystarczająca ilość. OnePlus oferuje tu tzw. rozszerzenie pamięci operacyjnej poprzez tzw. „RAM wirtualny”. Dzięki niemu możemy przydzielić od 4 do 8 GB z pamięci wewnętrznej jako dodatkowy „RAM”. Oczywiście nie działa on tak szybko jak prawdziwa pamięć operacyjna, ale w niektórych scenariuszach może się przydać.
Miłym zaskoczeniem był też niemal całkowity brak zbędnych funkcji AI. W przeciwieństwie do wielu producentów, którzy prześcigają się w dodawaniu często absurdalnych zastosowań sztucznej inteligencji, OnePlus podszedł do sprawy z rozsądkiem. W praktyce mamy do czynienia jedynie z podstawowym wsparciem funkcji Google, które przydaje się np. do rozpoznawania przedmiotów na zdjęciach czy szybkiego tłumaczenia tekstu wyświetlanego na ekranie (Circle to Search). Dobrze, że firma nie dała się porwać obecnej modzie dodawania AI za wszelką cenę.
Fajnym dodatkiem jest także Plus Key – specjalny przycisk, umieszczony na lewej krawędzi urządzenia, któremu możemy przypisać jedną z wielu funkcji, np. uruchomienie aparatu, latarki, dyktafonu, wykonanie zrzutu ekranu i wiele więcej. Pomysł może nie nowy (podobne rozwiązanie znajdziemy choćby w Nothing Phone 3a), ale tutaj działa bardzo intuicyjnie. Największą zaletą jest prostota – funkcja nie wymaga kombinowania, a jej aktywacja następuje dopiero po dłuższym przytrzymaniu przycisku, co skutecznie eliminuje przypadkowe uruchomienia.















Nie chcę jednak tylko chwalić – zdarzały się też momenty spowolnień. Aplikacje nigdy się nie zacinały, ale bywało, że potrafiły ładować się podejrzanie długo. Przykładowo, raz Instagram odpalał się błyskawicznie, a innym razem potrzebował na to aż 5 sekund. Dotyczyło to oczywiście programów uruchamianych „na świeżo”, po ich wcześniejszym zamknięciu w menadżerze.
Dodać muszę także, że OnePlus Nord 5 ma tendencję do zbyt agresywnego „ubijania” aplikacji w tle – nawet tych, które oznaczymy jako wyjątki. Podejrzewam, że może to mieć związek zarówno ze względnie ograniczoną ilością RAM-u, jak i prędkością zastosowanej pamięci wbudowanej, która w benchmarkach wypada gorzej niż u niektórych konkurentów z tej samej półki cenowej.
Benchmarki:
GeekBench 6:
- single core: 1913
- multi core: 4429
3DMark:
- Sling Shot: Maxed Out!
- Sling Shot Extreme: Maxed Out!
- Wild Life: Maxed Out!
- Wild Life Extreme: 3044
- Wild Life Extreme Stress Test: 3206 / 2673 / 83,4%
- Solar Bay: 4627
- Steel Nomad Light: 1041
- Steel Nomad Light Stress Test: 1002 / 918 / 91,6%
Szybkość pamięci przetestowana w aplikacji Androbench:
- szybkość ciągłego odczytu danych: 752,47 MB/s
- szybkość ciągłego zapisu danych: 1,32 GB/s
- szybkość losowego odczytu danych: 25,03 /s
- szybkość losowego zapisu danych: 21,97 MB/s







Na koniec – kwestia temperatur. Smartfon na co dzień nie przegrzewał się w ogóle. Ciepło dało się odczuć wyłącznie w trzech scenariuszach: przy długim nagrywaniu wideo 4K 60 FPS na zewnątrz (co usprawiedliwia również wysoka temperatura otoczenia), podczas uruchamiania benchmarków oraz przy ultraszybkim ładowaniu.
Zaplecze komunikacyjne i audio
Raczej niczego innego się nie spodziewałem, ale wspomnieć o tym wypada – OnePlus Nord 5 w kwestii łączności w większości nie zawodzi. Sieć 5G i NFC to już na szczęście standard w średniakach, więc i tutaj oczywiście są obecne. Do działania Bluetooth i Wi-Fi również nie mam żadnych zastrzeżeń – wszystko działa stabilnie i bezproblemowo, choć nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle konkurencji.
GPS to również klasyka gatunku – szybki i precyzyjny. Tak naprawdę jedyne, czego mi tutaj zabrakło, to wsparcie dla eSIM. Coraz częściej korzystam z tej opcji, szczególnie w podróży, gdzie łatwo wykupić internet lokalny. Owszem, mamy tutaj dual SIM, ale jedynie w postaci dwóch fizycznych kart, co dla niektórych może być pewnym ograniczeniem.
Na plus zaskoczyły mnie także wbudowane głośniki stereo – może nie należą do najgłośniejszych, ale ich jakość zdecydowanie plasuje się powyżej średniej w tej półce cenowej. Bardzo dobrze wypadają również mikrofony – zarówno podczas rozmów telefonicznych, jak i nagrywania wideo. W tym drugim przypadku byłem wręcz pozytywnie zaskoczony jakością nagranego dźwięku.

Zabezpieczenia biometryczne
Czytnik linii papilarnych, podobnie jak u poprzedników, został zintegrowany z ekranem – i moim zdaniem to wciąż najlepsze możliwe miejsce na jego umiejscowienie. Alternatywnie możemy zabezpieczyć urządzenie klasycznym kodem PIN lub skorzystać z rozpoznawania twarzy, które działa w oparciu o przedni aparat. Producent nie zdecydował się jednak na dodatkowe sensory wspomagające ten mechanizm.
Na co dzień praktycznie nie korzystałem z innych metod niż skaner odcisków palców, bo ten działa błyskawicznie i bardzo precyzyjnie. Obszar odczytu jest na tyle duży, że łatwo go wyczuć bez patrzenia na ekran (choć oczywiście wyświetlana jest także graficzna podpowiedź, gdzie przyłożyć palec).
Najważniejsze jednak, że niemal nigdy nie musiałem powtarzać próby odblokowania – wszystko działa szybko, płynnie i bezproblemowo.



Bateria
Akumulator w „piątce” to w teorii lekki regres względem poprzednika – pojemność zmalała z 5500 do 5200 mAh. W praktyce jednak trudno na to narzekać, bo to wciąż bardzo solidna wartość.
Nakładka systemowa OxygenOS 15.0 niestety nie podaje natywnie SoT (screen on time), więc musiałem posiłkować się zewnętrzną aplikacją, która oszacowała czas pracy z włączonym ekranem na około 6,5 godziny.




To wynik, który zdecydowanie pokrywa się z moimi obserwacjami – smartfon działa długo, nawet w trybie „wysokiej wydajności” i z ustawionym odświeżaniem na poziomie 120–144 Hz. Przy włączonym trybie oszczędzania energii i odświeżaniu 60 Hz udało mi się dobić do 7 godzin i 18 minut. Podejrzewam, że dałoby się wycisnąć jeszcze trochę więcej, gdybym obniżył jasność ekranu i korzystał częściej z Wi-Fi zamiast danych mobilnych.
Zauważyłem jednak, że tryb oszczędzania energii dość wyraźnie wpływa na wydajność urządzenia, a zysk w postaci dłuższego czasu pracy nie jest na tyle duży, by to rekompensował – dlatego na co dzień korzystałem z trybu wysokiej wydajności. Nie zdarzyło mi się, by telefon rozładował się przed końcem dnia – zazwyczaj zostawało mi jeszcze około 20% baterii, co uważam za świetny wynik.

Nieźle wypada też kwestia ładowania – maksymalna obsługiwana moc to aż 80 W. Niestety, jak już wspominałem, ładowarki nie znajdziemy w zestawie (co niekoniecznie jest winą samego producenta), więc nie miałem okazji przetestować dedykowanej „kostki”. Korzystając z własnej ładowarki 100 W i kabla wspierającego szybkie ładowanie, udało mi się naładować urządzenie od 5 do 50% w ok. 26 minut, a do 80% w 42 minuty.
Pełne naładowanie od 0 do 100% zajmowało mi około 70 minut – wynik całkowicie akceptowalny, choć po deklarowanych 80 W spodziewałbym się nieco krótszego czasu. Dodam tylko, że mimo iż moja ładowarka nie była firmowa, smartfon informował o trybie „ultraszybkiego ładowania”, a nie zwykłym, jak w przypadku słabszych zasilaczy.
Niestety, nie znajdziemy tu żadnego ładowania indukcyjnego.

Aparaty
Oczka aparatów znajdziemy tu trzy – dwa z tyłu i jedno z przodu. Tylnemu głównemu obiektywowi towarzyszy oczko ultraszerokokątne, a w kwestii przybliżenia postawiono na cyfrowy zoom. Trochę ubolewam nad brakiem jakiegokolwiek dedykowanego teleobiektywu, ponieważ w ostatnich latach bardzo doceniłem ten typ aparatów w smartfonach.
Jak sprawdza się taki zestaw aparatów w praktyce?
Aparaty tylne
W pogodny dzień to i „budżetowiec” zrobi ładne zdjęcie. Nie jest to może regułą, ale dotarliśmy już do takiego etapu w smartfonach, że nawet te najtańsze modele dobrze radzą sobie z fotografią mobilną w dobrych warunkach oświetleniowych.


















Nic więc dziwnego, że i OnePlus Nord 5 nie odstaje od innych „średniaków” w tej kwestii – a przynajmniej jeśli chodzi o ten główny, 50-megapikselowy obiektyw, pod warunkiem, że nie korzystamy z cyfrowego przybliżenia.
Bo o ile jeszcze podwójny zoom daje radę (choć w starciu z niejednym teleobiektywem mógłby przegrać), tak większe wartości robią już ze zdjęć istną sieczkę – no nie jest to poziom flagowych Samsungów.






















Najgorzej wypada jednak dodatkowy obiektyw ultraszerokokątny, który – mimo całkiem znośnych kolorów – wykonuje kiepskiej jakości fotografie, głównie z powodu niskiej rozdzielczości (zaledwie 8 megapikseli). Zdjęcia nim wykonane są po prostu zbyt mało szczegółowe, przez co trudno im się wybronić na innych płaszczyznach.













Najgorzej jest oczywiście wtedy, gdy światła jest mało. Wieczorową porą najlepiej od razu przełączyć się na tryb Ultra Night – jakość zdjęć oczywiście drastycznie spada, ale przynajmniej cokolwiek na fotografiach widać. W trybie automatycznym, nawet przy wydłużonym czasie naświetlania, praktycznie nic nie da się dostrzec. Niestety, jeśli chodzi o fotografię nocną, mam wrażenie, że OnePlus Nord 5 „zamyka” tabelę wśród średniaków.


















Całkiem nieźle działa za to tryb portretowy. Zdjęcia wykonane przy jego pomocy wyglądają zaskakująco naturalnie, jak na fotografie zrobione smartfonem. Tło nie jest może jakoś bardzo rozmazane (choć można oczywiście sterować intensywnością tego efektu), ale to właśnie sprawia, że efekt ten prezentuje się tak dobrze. Zdarzyło mu się co prawda niekiedy błędnie odczytać ostrość i zamazać całe zdjęcie, ale były to bardzo rzadkie przypadki.














Gdybym miał oceniać tylko główny obiektyw, napisałbym krótko – nic szczególnego. Raczej bez problemu znajdziecie nieco lepsze fotosmartfony w tej półce cenowej, co jednak nie oznacza, że OnePlus Nord 5 w tym temacie kompletnie orze po dnie – bo tak nie jest, a przynajmniej nie jest tak w kwestii głównego aparatu. Ten dodatkowy, ultraszerokokątny, to już inna bajka, a raczej mały koszmar. Z dużą niechęcią używałem tego obiektywu, ponieważ za każdym razem dostarczał on naprawdę kiepskie lub – w najlepszym przypadku – tylko przeciętne zdjęcia.
Przedni aparat
Przedni aparat to aż 50-megapikselowa matryca, która radzi sobie zaskakująco dobrze – głównie dzięki wysokiej szczegółowości i przyjemnemu odwzorowaniu kolorów. Najprościej rzecz ujmując, porównałbym jej charakterystykę do głównego tylnego obiektywu – oczywiście nie pod względem jakości, ale „stylu”. Widać podobny nacisk na detale i ostrość.





Kąt widzenia jest wystarczająco szeroki, by bez problemu objąć w kadrze dwie osoby lub fragment krajobrazu. Tryb portretowy również wypada pozytywnie – efekt rozmycia tła jest naturalny, a detekcja krawędzi, nawet w przypadku włosów, działa zaskakująco skutecznie. Gdyby to był mój prywatny smartfon, myślę, że regularnie korzystałbym z tego aparatu.









Gorsze wieści przynosi jednak nocna fotografia. Podobnie jak w przypadku głównego obiektywu, zdjęcia po zmroku wypadają słabiej – tu jednak skala spadku jakości jest znacznie większa, co nie dziwi, biorąc pod uwagę fizyczne ograniczenia przedniej kamerki. Na plus można za to zaliczyć skuteczne doświetlanie za pomocą ekranu – warto z tej opcji korzystać w słabych warunkach oświetleniowych.
Wideo i aplikacja
Maksymalna rozdzielczość nagrywanego wideo, zarówno przednim, jak i tylnym aparatem, to 4K i 60 klatek na sekundę. Dodatkiem jest tryb ultrastabilzacji, który rzeczywiście powoduje, że nagrywany obrazek jest nieco mniej roztrzęsiony (choć różnica nie jest diametralnie inna), ale żeby korzystać z tego trybu trzeba obniżyć jakość do 1080p i 30 (aparat przedni) lub 60 (główny aparat tylny) FPS-ów. Moim zdaniem tak znaczący spadek rozdzielczości, a – co za tym idzie – też jakości, nie jest dostatecznie zrekompensowany poprzez nieco stabilniejsze wideo.
Podczas kręcenia filmów możemy przełączać się płynnie między cyfrowymi wartościami zoomu, ale jeśli chcemy przełączać się również na aparat ultraszerokokątny, to musimy zmniejszyć jakość do 1080p i 30 klatek. Nie warto tego jednak robić, nie tylko przez niską rozdzielczość, ale i przez to, że najszersza kamera ogólnie rozczarowuje jakością i stabilnością wideo. Miłym zaskoczeniem jest jakość audio nagrywanego wbudowanymi mikrofonami.
Jak to wygląda w praktyce, podejrzeć możecie na poniższym materiale wideo:
Oprogramowanie aparatu nie wynajduje raczej koła na nowo, choć znalazłem tu kilka elementów, których nie widziałem w innych smartfonach – jak chociażby możliwość ustawienia domyślnego przybliżenia głównego obiektywu do wartości 1,1x lub 1,4x. Większość funkcji jest jednak standardowa, a sama aplikacja działa bardzo responsywnie, co zasługuje na pochwałę. Warto też przyjrzeć się wszystkim dostępnym opcjom „upiększania” zdjęć, takim jak filtry czy retusz. Mnie osobiście one nie przekonują, bo preferuję naturalne fotografie, ale być może ktoś znajdzie tu coś dla siebie.







Podsumowanie
OnePlus Nord 5 to kolejny udany średniak tej firmy – to nie ulega wątpliwości. Zastosowane podzespoły, w szczególności wysokiej klasy procesor, zapewniają prawie perfekcyjne działanie. Smartfon również nie ma czego się wstydzić, jeśli chodzi o wygląd – nie jest może jakoś szczególnie oryginalny w swojej podstawowej bryle, ale “perłowe” czy tam “marmurowe” plecki są bardzo przyjemnym dla oka wyróżnikiem. Na słowa uznania zasługuje również fenomenalny wyświetlacz, któremu nie mam praktycznie nic do zarzucenia.
Czy jest to smartfon równie dobry co „trójka” i „czwórka” w dniu swojej premiery? Moim zdaniem tak, choć oczywiście nie obyło się bez kilku wad. Do najpoważniejszych zaliczyłbym aparat fotograficzny, który – niestety – nie jest szczególnie konkurencyjny. Rozczarowuje ultraszerokokątny obiektyw, brakuje teleobiektywu, a i główny aparat, mimo że producent chwali się, iż pochodzi z flagowca, nie jest w mojej opinii szczególnie wybitny.

To nie znaczy, że Nord 5 robi złe zdjęcia – w dobrych warunkach jak najbardziej będziecie zadowoleni. Ale jego ograniczenia są zauważalne, a zdjęcia nocne mogłyby być po prostu lepsze. Tym bardziej, że w dzisiejszych czasach możliwości fotograficzne to dla wielu użytkowników kluczowa kwestia. Konkurencja nie odpuszcza, walcząc na tym polu do upadłego – dlatego jestem tu bardziej surowy, mimo że sam aparat trudno nazwać złym.
I chyba właśnie to jest największy problem OnePlusa Nord 5. Patrząc całościowo, to wciąż bardzo dobry smartfon, z którego większość użytkowników będzie zadowolona. Jest kilka potknięć, ale nie są one na tyle duże, by skreślać to urządzenie. Tyle tylko, że wracając do pytania z tytułu recenzji: „Czy bycie bardzo dobrym to dziś wystarczająco?” – świecie średniaków – niestety – chyba już nie. Tu trzeba być wybitnym, bo konkurencja nie śpi.