Stary Xbox poszedł po mleko. I chyba już nie wróci
Częstym argumentem, stojącym za rywalizacją, jest przekonanie, że w ramach jednej dziedziny konkurenci starają się przewyższyć pozostałych uczestników, rozwijając się i prezentując rozwiązania dające przewagę. Niewykluczone, że „wojna konsol XXI wieku” kończy się na naszych oczach, a Xbox bynajmniej nie wychodzi z niej z tarczą.
Wojny konsol w przeszłości
Silna rywalizacja pomiędzy producentami maszynek do gier wideo nie jest niczym nowym. Pierwsze ruchy firm, pozwalające na stosowanie terminu „wojna konsol”, można dostrzec już w końcówce lat 70., kiedy Mattel Electronics, patrząc na sukces Atari, zaprezentowało w 1979 roku sprzęt znany pod nazwą Intellivision. Starcie nie trwało jednak długo – każdy pasjonat historii gier wideo kojarzy przecież krach z 1983 roku, na zgliszczach którego rozwinęła się trzecia generacja konsol (NES, Sega Master System, Atari 7800).
Prawdziwa, pełnoskalowa wojna konsol, która doczekała się nawet własnej książki, to ta z następnego okresu, kiedy Sega obrała sobie za cel Nintendo. Po premierze Genesis jeden japoński gigant bardzo chciał odebrać trochę udziałów z amerykańskiego rynku drugiemu gigantowi. To właśnie wojnie konsol z lat 1989-1996 zawdzięczamy hasło „Genesis does what Nintendon’t”. Przypisuje się jej też przyczynienie do rozwoju czasopism o grach czy popularyzację bijatyk.
Po rozdzieleniu dwóch wojujących Japończyków przez trzeciego, Sony, krajobraz konsolowy ponownie uległ zmianie. PlayStation w latach 1995-2000 sprzedażowo rozgromiło wręcz Nintendo 64 i Segę Saturn. W 2001 roku, kilka lat po premierze zarówno PlayStation 2, jak i Dreamcasta, Sega poniosła ostateczną klęskę i wycofała się z produkcji konsol.
USA vs Japonia – część pierwsza
Wszystkie te wydarzenia kojarzę wyłącznie z książek i artykułów z dwóch powodów. Pierwszy związany jest z tym, że rywalizacja była najbardziej widoczna i zacięta na rynku amerykańskim, a mówimy tu o latach 90., gdzie internet dopiero raczkował. Drugi to fakt, że urodziłem się dwa tygodnie po premierze pierwszego PlayStation, więc jeszcze przez jakiś czas gry wideo pozostawały poza moim kręgiem zainteresowań.
Na szczęście nieco lepiej pamiętam już późniejszy okres szóstej generacji konsol. Wtedy właśnie zaczęła się kolejna, trwająca ponad dwadzieścia lat, wojna – tym razem mniej hermetyczna, bo pomiędzy japońskim i amerykańskim gigantem, czyli Sony i Microsoftem. Na ringu stanął wtedy PlayStation 2 oraz Xbox.
Choć słupki sprzedażowe nie są w stanie powiedzieć zbyt wiele o doświadczeniach graczy, podpowiadają, jak sprzęt mógł być traktowany w swoich czasach. A skoro PS2 sprzedało się w prawie 7-krotnie większej liczbie egzemplarzy od Xboksa, to z obozu „zielonych” pamiętam tyle, że istniał – głównie za sprawą swoich tytułów na wyłączność pokroju Halo, Forza Motorsport czy Dead or Alive 3. Sorry, panie Xbox, ale lato 2005 zapamiętam jako czas, kiedy beztrosko grało się z kuzynem w Dragon Ball Budokai 3 czy WRC autorstwa Evolution Studios.
Jako „kolekcjoner złomu” mam na szczęście w swojej kolekcji pierwszego Xboksa i muszę przyznać, że ta „niemal 7-krotna przewaga” Sony nieco zakrzywia obraz wokół konsoli Microsoftu. To prawda, że kładąc Xboksa obok PlayStation 2 w wersji Slim to jak porównywanie gabarytów osobówki i autobusu. Podobne uczucie towarzyszy przy położeniu obok siebie oryginalnego kontrolera (który z czasem otrzymał pseudonim „The Duke”) i Dualshocka – w tym przypadku Microsoft szybko dokonał kuracji odchudzającej, bo już w 2002 roku.
fot. Bartosz Kaja | Tabletowo
Jest jednak coś pięknego w tym komputerze, zamkniętym w kompaktowej formie i udającym konsolę. Być może chodzi o dysk, na który można było zgrywać muzykę z płyt i odtwarzać w niektórych grach (m.in. GTA: San Andreas, Forza Motorsport czy seria Tony Hawk’s Pro Skater), opcję uruchomienia kilku gier w rozdzielczości 1080i (maksimum dla PS2 było kilka gier w rozdzielczości 540p i to wyłącznie na rynki korzystające z formatu NTSC), popularyzację rozgrywki wieloosobowej dzięki Xbox Live, a może o takie pierdoły, jak dwuczęściowy kabel, który odpinał się w przypadku zahaczenia o niego nogą, dzięki czemu trudniej było uszkodzić właściwą wtyczkę i gniazdo.
Nic dziwnego, że oryginalny „X-klocek” ma wierną bazę fanów, którzy potrafią przerobić go na handhelda, przygotować na sprzęt specjalną wersję Linuxa, a od kilku lat – dzięki projektowo Insignia – próbują przywrócić funkcjonalność oryginalnego Xbox Live.
(Nie)spodziewany remis
To, co teraz powiem, nie będzie specjalnie odkrywcze i mam nadzieję, że nikt nie zarzuci mi patrzenia przez okulary nostalgii: siódma generacja konsol to – z perspektywy rywalizacji i konsumentów – najlepszy okres w historii gier. Nintendo pokazało za pomocą Wii i DS-a, że „strategia błękitnego oceanu” sprawdza się w tej branży świetnie i – zamiast ścigać się na liczbę polygonów oraz rozdzielczość tekstów – można po prostu pójść swoją drogą. Za to Microsoft wykorzystał początkowe problemy Sony, prowadząc na listach sprzedaży przez pierwsze lata dzięki Xboksowi 360. Ostatecznie PlayStation 3 zakończyło generację sprzedając 3 miliony konsol więcej niż X360, ale nie ulega wątpliwości, że to wtedy konsolowy oddział Microsoftu wierzył, że można walczyć z Japończykami i nie przegrać sromotnie.
Z mojej perspektywy wyglądało to tak – prawie każdy miał konsolę Microsoftu u siebie. W czasach, kiedy 200 euro robiło kolosalną różnicę (tyle wynosiła różnica między X360 w wersji z dyskiem 20GB, a PS3 oferowanym w Europie z dyskiem 60 GB), sprzęt z Ameryki był po prostu mądrzejszą decyzją z punktu ekonomicznego. Pamiętam moje próby przekonania rodziców do zakupu konsoli, którą miał być właśnie sprzęt „zielonych”, mając w ręku dwa argumenty – fakt, że X360 Core kosztował ok. 1200 złotych, a PS3 – 2400 złotych, co miało pokazywać moją zaradność finansową, a także premierę gry Eternal Sonata – jRPG o ostatnich godzinach życia Fryderyka Chopina, która miała rozmiękczyć serce Taty, lubiącego muzykę klasyczną.
Niestety, Xboxa 360 poznałem ponownie dopiero po latach – najwidoczniej w wieku nastoletnim nie byłem dostatecznie dobrym negocjatorem 😅. Choć nie jest to sprzęt w moich oczach aż tak rewolucyjny jak poprzednik, to – patrząc na niego obok PS3 (również używane daleko po latach świetności) – nie widać już w nim brzydkiego kaczątka, ale maszynę, która stanęła do walki z liderem jak równy z równym. Trudno mi zatem wskazać tutaj zdecydowanego faworyta.
Aż trudno uwierzyć, że jeszcze niecałe 20 lat temu gry w polskiej wersji językowej z napisami na konsolach nie były wcale powszechne – fot. Bartosz Kaja | Tabletowo
Podobne doświadczenia z siódmej generacji ma redakcyjny członek obozu zielonych – Konrad:
W tamtym okresie, między innymi z powodów ekonomicznych, dość szybko stałem się posiadaczem konsoli Microsoftu. Gdy mój PC w tamtym okresie zaczynał coraz bardziej niedomagać, a ja coraz bardziej naciskałem na moich rodziców na zakup nowej platformy do grania, mój ojciec – kierując się właśnie dobrem ekonomicznym naszej rodziny -postawił na zakup Xboksa 360, który w tamtym okresie wydawał się najrozsądniejszą platformą, jeśli chodzi o opłacalność. Nie byłem wtedy w pełni zadowolony z tej decyzji – wolałbym nowego PC lub PlayStation 3. Koniec końców, patrząc na to z perspektywy czasu, niezwykle cieszę się, że to właśnie z perspektywy konsoli Microsoftu przyszło mi poznać siódmą generację konsol. Krąży wśród graczy taka teoria, że ta generacja konsol, która przypada na okres dzieciństwa i czasów szkolnych, na zawsze zostaje w naszym sercu i pamięci jako „ta najlepsza”. Nic więc dziwnego, że tak wiele osób wspomina teraz Xboksa 360 i PlayStation 3 jako najlepszy okres w historii gamingu – po prostu tę grupę graczy najmocniej dosięga aktualnie nostalgia. Nie da się jednak ukryć, że siódma generacja konsol była naprawdę przełomowa, zarówno, jeśli chodzi o rozwiązania technologiczne, jak i wydawane w tamtym okresie gry. Do tej pory pamiętam emocje, które towarzyszyły mi przy pierwszym odpaleniu Fable II, o zarwanych nockach z Gears of War czy nadrabianiu swoich growych zaległości z serii Halo.
Xbox 360 dostarczył graczom wielu rewolucyjnych rozwiązań, a jego naprawdę zażarta rywalizacja z PlayStation w tamtym czasie, pozytywnie wpływa na całą branżę. To nie był okres stagnacji branży, a złote lata, za które każdy gracz powinien być wdzięczny – niezależnie od tego, czy ktoś był fanem PlayStation, Xboksa, Nintendo czy PC, wszyscy zyskali na tej rywalizacji i „wyścigu zbrojeń”. Jeśli chodzi o siódmą generację konsol, pozostaję w „bojówce zielonych” – trzystasześćdziesiątka ma miejsce w moim sercu jako ta „ulubiona konsola stacjonarna”.
Halo 3, Gears of War, Saints Row, Forza Horizon czy Blue Dragon – jak patrzę na te exclusive’y, tytuły, które najpierw pojawiły się na Xboksie (The Elder Scrolls IV: Oblivion, Ghost Recon: Advanced Warfighter 2), Xbox Live Arcade – usługę, której udział w popularyzacji gier niezależnych jest dziś niepodważalny czy kontroler, który uważany jest do dziś w niektórych kręgach za pada idealnego, ciśnie mi się na usta tylko jedno – jako można to było tak spier…
Xbox 360 jest już tak kultowym sprzętem, że doczekał się (podobnie jak NES czy Gameboy) własnego zestawu klocków. (Źródło: Mega)
Biały zamiast zielonego
W tym miejscu zakładam, że większość z Was kojarzy już ostatnie dwie generacje konsol w wykonaniu Microsoftu. Katastrofalne decyzje firmy doprowadziły do tego, że – choć wojna trwała jeszcze 12 lat – to według graczy poniższe 21 sekund wystarczyło Sony, żeby trafić Amerykanów marketingowym ekwiwalentem Little Boy’a i Fat Mana:
Dla niewtajemniczonych/niepamiętających – Xbox planował pierwotnie zmianę polityki DRM i licencjonowania, która by utrudniła obrót grami z drugiej ręki. W ciągu dwóch tygodni wycofano się z tej decyzji, a dotychczasowy prezes, Don Mattrick, ustąpił ze stanowiska. Jego miejsce zajął Phil Spencer.
Ponownie więc wróciliśmy w pewnym sensie do 2004 roku – w swoim życiu nie spotkałem nikogo, kto zdecydował się na Xbox One (spokojnie, wiem, że jest to dowód anegdotyczny). Nie pomogły nawet dwie rewizje w postaci wersji One S i One X. Nowy God of War, Horizon: Zero Dawn, Marvel’s Spider-Man, Uncharted 4 czy Bloodborne przyciągnęły wielu graczy do PlayStation 4, co z czasem okazało się kluczowe przy kolejnej generacji.
Jako że ta generacja jest jeszcze za stara, żeby być częścią rozmyślań w kategorii retro i zbyt młoda, aby traktować ją jako świeżą propozycję, przejdźmy sprintem do teraźniejszości.
Koniec Xboxa (jakiego znamy)
Dlaczego akurat teraz piszę tę słowa? Choć Microsoft nie zapowiedział ani następców Xbox Series X/S, ani nie zakończył ich sprzedaży, to widać jak na dłoni, że obecna generacja z perspektywy sprzętów jest już dla niego przegraną sprawą. Opublikowany przez giganta raport za pierwszy kwartał 2026 roku wskazuje, że sprzedaż konsol spadła o 29 procent w porównaniu do analogicznego okresu rok wstecz. W poprzednim kwartale odnotowano natomiast spadek o 22%, a w pierwszych dwóch kwartałach 2025 roku – ponowny spadek o 29%.
Nie powiem, żeby te liczby jakoś specjalnie mnie zaskoczyły – w końcu w maju 2025 roku podniesiono ceny konsol, więc zakup nowego Xbox Series S to teraz wydatek rzędu 1499 złotych, a Xbox Series X – 3000 złotych. Dopłacając 500 złotych można już kupić PlayStation 5 Pro (czy jest to sensowny zakup, to już osobna kwestia). Żadnych wersji Slim czy Pro i brak tytułów na wyłączność sprawia wrażenie, jakby Microsoft skreślił już obecną generację konsol.
Jedyną nowinką Xboxa od 2021 roku jest Series X w wersji bez napędu blu-ray, zaprezentowany w 2024 roku. (źródło: Xbox)
Patrząc jak gigant z Redmond skupia się na Xbox Game Pass, na premierę Halo na PlayStation 5 w 2026 roku i rozwój Xbox Cloud Gaming widać, że konsole stacjonarne stają się w tym przypadku częścią większego planu. Xbox zaczyna wyglądać bardziej jak zbiór doświadczeń i usług, do którego zyskamy dostęp na telewizorze, komputerze czy smartfonie – taki pakiet Office, tyle że dla graczy.
Wojny konsolowe – 1979-2025 [*]
Patrząc na to, jak długo trwały rywalizacje w historii gier wideo, niektórym może być trudno wyobrazić sobie nowy porządek. Czy PlayStation 5 będzie konsolowym monopolistą, zdolnym dyktować warunki, a Xbox skupi się wyłącznie na chmurze i abonamentach? Nintendo w tym równaniu pomijam – oni grają w swojej lidze i raczej nie zanosi się, aby cokolwiek w tej kwestii się zmieniło.
Nie zdziwiłbym się, gdyby nowa konsola Xboksa niejako „wróciła do korzeni”. Koszt tworzenia gier rośnie i ani Microsoft, ani Sony nie mogą pozwolić sobie na gry w wiecznej wyłączności (nie pytajcie mnie, dlaczego nie dotyczy to Bloodborne’a, Gran Turismo czy Demon’s Souls) i nie wyobrażam sobie, aby w przyszłości miało się to zmienić.
Piekło zamarzło, Forza trafiła na konsolę Sony – pora na rewanż ze strony Gran Turismo. Fot. Szymon Baliński | Tabletowo
Wyobrażam sobie natomiast następną erę Xboxa jako coś przypominającego ideę Steam Machines, rozwijaną w latach 2015-2018 przez Valve, czyli sprzęty produkowane przez inne firmy, ale oparte na Windowsie i korzystające z zalet Game Passa. Przedsmak tego czuję już patrząc na Asus ROG Xbox Ally X. Chcesz grać w nowe tytuły na starym telewizorze? Wystarczy, że kupisz przystawkę smart TV z logo Xbox (produkcja: Acer, Asus czy inne Lenovo). Wolisz, aby obliczenia wykonywał sprzęt, a nie chmura? Wystarczy że kupisz PC w „zielonym przebraniu” (jak w 2001) – sprzęt tańszy niż typowa stacjonarka o podobnej specyfikacji, ale z dedykowanym systemem sprawiającym, że całość wygodnie obsługuje się padem i działa szybciej niż wszystkomający Windows – tym razem jednak koszt produkcji poniesie ktoś inny.
Dopuszczam jednak do siebie myśl, że to wcale nie musi być jedyna możliwa ścieżka:
Naprawdę trudno bawić mi się tu we wróżbitę, patrząc jak nieprzewidywalną firmą w ostatnich latach stał się dział Xboksa. Wątpię jednak, żeby „zieloni” tak szybko zrezygnowali z produkcji własnych urządzeń i już w kolejnej generacji pozbyli się w pełni własnego hardware’u.Gdybym jednak już musiał coś rokować, to postawiłbym na scenariusz, w którym Xbox kompletnie odpuści dziesiątą generację konsol, jeśli chodzi o walkę z PlayStation na liczby w specyfikacji i zaoferuje możliwie jak najtańszą konsolę. Trochę tak, jakby w aktualnej generacji Xbox wypuścił jedynie Series S i w ten sposób starał się rywalizować wydajniejszym, ale i zauważalnie droższym PS5. Podejście na zasadzie: „oferujemy tani sprzęt do grania z niekoniecznie tanim, ale bardzo bogatym w zawartość abonamentem”, wydaje się mieć sens, patrząc na aktualne trendy wśród graczy i ogólnie konsumentów cyfrowej rozrywki.Dopełnieniem tego mogą być jeszcze tańsze „przystawki” do xClouda w formie smart TV, dedykowane aplikacje Xboksa na przeróżne inne platformy (już teraz bez problemu znajdziecie telewizory z natywnym wsparciem dla Xbox Game Pass w chmurze), a dla bardziej wymagających zawsze pozostanie mocarny PC z Windows 11 albo wydajne handheldy podobne do wspomnianego już Asus ROG Xbox Ally X.Asus ROG Xbox Ally X – fot. Katarzyna Pura | Tabletowo.plWątpię też, żeby Microsoft zrezygnował z wydawania swoich starszych gier ekskluzywnych na konsole konkurencji, patrząc na to, jak dobrze sprzedała się ostatnia Forza Horizon na PlayStation czy pierwsze Gears of War, Xbox raczej będzie tylko zwiększał nacisk na te działania.Mam jednak obawę, czy takie działania nie pogłębiają trwającego aktualnie – a przynajmniej według mnie – niedoboru dobrych gier prosto od PlayStation i Xboksa. Brak tak zażartej – jak kiedyś – konkurencji między tymi firmami działa negatywnie na jakość i ilość wydawanych przez nich gier.Trzymam więc kciuki za nieco inną przyszłość, z większą rywalizacją pomiędzy firmami. Bo – jak dobrze wiadomo – monopol na rynku nigdy nie jest z korzyścią dla graczy.
Mam nadzieję, że tekst nie okaże się przedwczesnym epitafium dla konsol spod znaku „X” i – w kolejnej generacji Microsoft i Sony – ponownie spotkają się na sklepowych półkach. W końcu, jak to mówi stare gamingowe przysłowie, „lepiej jak jest dużo konsol niż jak jest ich mniej”. 😉